- Co jest? Gdzie jesteśmy?
To były pierwsze słowa Zuli po otwarciu oczu.
- Nie wiem, sama się przed chwilą obudziłam. To jakiś samochód, nie nasz, jakiś inny. Ale teraz weź się podnieś, bo mi łono odgniatasz.
Faktycznie, głowa Zuli spoczywała między rozchylonymi udami Zoji, co zapewne nie było zbyt wygodne, jak na spanie w aucie. Do tego jeszcze na przednich siedzeniach z lewarkiem zmiany biegów pośrodku.
- No, weź szybciej. Siku mi się chce.
- To znaczy, że żyjesz.
- Coś ty? Dlaczego?
- Anioły nie sikają.
Zoja szybko zreorganizowała swoje położenie, otworzyła drzwi wozu i po wyjściu zeń na zewnątrz zsunęła do kolan spodnie razem z majtkami. Zanim ukucnęła rzuciła do Zuli:
- Tylko mnie nie podsłuchuj.
- Wal się. Ożżż!
Tego, co czuła Zula nie można było nazwać zbyt ciężkim kacem, tylko raczej takim wagi muszej, niemniej jednak widok puszki piwa stojącej na desce rozdzielczej przy szybie ucieszył ją zaiste i nader niezmiernie. Gdy po nią sięgnęła i otworzyła, do auta wsiadła Zoja:
- Skąd masz browara? Daj się napić.
- Spadaj. Masz swojego.
Istotnie, naprzeciwko miejsca dla pasażera stała identyczna puszka. Przez chwilę obie raczyły się piwem, wreszcie Zula głośno beknęła i zagaiła:
- Pora chyba zadać sobie jakieś pytanie.
- Ba, nawet kilka.
- Od czego zaczniemy?
- Zawsze tak jest, że od czegoś trzeba zacząć.
- To może najpierw gdzie my kurwa jesteśmy?
- W samochodzie. W czyim, tego ja nie wiem, ale to chyba na razie nie jest najważniejsze. Samochód jest w jakimś lesie, na polance, jak się zdążyłam szybko rozejrzeć. To na razie tyle.
- No, dobrze. Może teraz coś na temat chronologii.
Zula sięgnęła po telefon:
- O kurwa, zasięgu nie ma. Ale data jest. Jedenasty marca. Sobota. Godzina dziewiąta. Co pamiętasz? No, wiesz, tak z ostatnich wydarzeń.
- Była akademia. Dzień Kobiet sobie zrobiłyśmy. Babski, do tego jeszcze lesbijski comber. Była Marta, Tamara, Iwona...
- Iwona przyholowała jakąś swoją przydupaskę.
- Tak, na imię jej było Alicja. To akurat to ja dobrze pamiętam zdziro jebana. Zdradziłaś mnie z nią w kuchni, bezczelnie, przy wszystkich. Nawet się nie raczyłyście gdzieś schować.
- I kto to mówi?
Mówiąc to Zula maźnęła palcem po ekranie aparatu:
- Zobacz sobie.
- O kurwa! To ja?
- Nie, Wróżka Lizuszka.
- Nie pamiętam. Luka czasowa jakaś.
- Ale telefon pamięta. Prawda czasu, prawda ekranu.
- Czyli remis. Jesteśmy kwita. Buziak na zgodę?
- W rów mnie pocałuj. No, już dobrze, i tak cię kocham. Ale teraz może skupmy się na ważniejszych sprawach. Co się działo w ogóle?
- Pierwszy dzień było fajnie. Ale nazajutrz rano, jak się zaczęły poprawiny, to okazało się nagle, że zioła zabrakło. A wtedy wiadomo jak jest. Jak jest impreza, dużo alkoholu, ale nie ma zioła, to zwykle wtedy zaczyna się kibel. Pamiętam, że dziewczyny poszły do sklepu po zaopatrzenie i wszystkie chlałyśmy wódę. Dużo tej wódy było.
- Oj, dużo. Do deda. Do białej kości, do krwi z dupy. Pierwszy dzień to ja pamiętam doskonale, minuta po minucie. Ale drugi to już ni putasa. Jakieś pojedyncze kadry, przebitki jedynie.
- To czas naszego zazgonienia znamy. Środa dziewiątego. Dokładniej nam nie trzeba. Tylko, że wartość informacyjna tej konstatacji jest dość mizerna. Nic to nie wyjaśnia na temat naszego obecnego położenia.
- Masz fajki?
- Chyba nie.
Zoja zajrzała do schowka.
- Jest, prawie cała ramka. Co to za gówno?
- Pokaż. To samoróby, krajowy produkt. Beżowi tym handlują na ulicy. Ale trudno, co robić. Jak nie ma panienek, to wydymamy chłopczyka.
- Może byśmy się tak rozejrzały po okolicy?
- A po co? Chcesz tu być? Bo ja nie. Odpalamy maszynę i spadamy stąd. Dżipiesa tu nie widzę, ale jak wyjedziemy, to się ogarniemy, zorientujemy gdzie jesteśmy.
- To odpalaj. Jedziemy. Tylko chyba w dupę na raki.
- Bo co?
- Widzisz tu jakieś kluczyki?
- No, nie...
Niestety po nader dokładnym przeszukaniu całego wnętrza auta Zoja i Zula żadnych kluczyków nie znalazły. Tylko pełną, dziewiczą jeszcze puszkę orzeszków ziemnych, prażonych i solonych.
- No, to mamy przynajmniej śniadanie.
- Wiesz co? Ja pierdolę to twoje śniadanie.
- Umiesz to odpalić tak na krótko, kabelkowo, jak na filmach?
- Pojęcia nie mam, jak to zrobić. A ty umiesz?
- Chyba tylko coś spieprzyć, jak się do tego zabiorę.
Zoja nagle otworzyła drzwi, po czym wyszła szybko na zewnątrz mówiąc na odchodnym wyraźnie mocno zirytowanym głosem:
- Mam dość! Naginam z kalosza!
- Czekaj chwilę!
Zanim Zula również wyszła, to jej dziewczyna doszła już do skraju polanki, po czym zniknęła za krzakami.
- Czekaj, bo się zgubimy. O kurwa żesz!
Złamany obcas buta nie był na pewno tym, o czym marzą kobiety planujące przechadzkę, nawet najkrótszą. Zula zdjęła szpilki, ale zanim tylko zrobiła pierwszy krok dobiegł do niej głos Zoji dobiegający zza pleców.
- Ożesz ja pierdolę!
Obie dziewczyny patrzyły na siebie wyraźnie i zdecydowanie konkurując ze sobą w temacie, która ma bardziej zdumioną minę.
- Skąd ty się tam wzięłaś?
- To ty mi powiedz, co ty tutaj robisz?
- Złoszczę się, bo mi but nawalił.
Zoja spojrzała przez chwilę za siebie, po czym zapytała, pomagając sobie przy tym gestami dłoni i ramienia:
- Jak to jest? Poszłam tam, wyszłam tu.
- To może wróć?
- A żebyś wiedziała.
Okręciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Tymczasem Zula szybko pobiegła tam, gdzie wcześniej poszła tamta. Spotkały się wpadając na siebie wśród drzew i podszycia leśnego.
- Nic nie rozumiem. To co teraz?
- Mam pomysł. Chodźmy w bok.
- W lewo, czy w prawo?
- Coś mi się wydaje, że to jest bez znaczenia.
- Zróbmy tak, że ja tu, a ty tam.
- Ałaa!
- Co jest z tobą?
- Szyszka!
Po krótkiej chwili obie dziewczyny zobaczyły siebie nawzajem na polance, przedzielał ich tylko stojący na niej samochód. Podeszły do niego, po czym wsiadły, każda od swojej strony. Zapaliły po papierosie i Zoja stwierdziła:
- Wiesz co?
- Nie wiem, ale może zaraz się dowiem.
- Ja to skądś znam.
- Miałaś już tak?
- Nie. Był taki film...
- Ty wiesz, ja też go widziałam. To było tak, że oni...
- No, właśnie. Dokładnie tak samo pamiętam...
- Ale czekaj, pieprzyć film. Przypomniało mi się, jak ta Alicja...
- Co znowu z tą Alicją?
- Taki detal...
- Tak, ma ładny tatuaż na cipie. Obie ją lizałyśmy, ale...
- Nie, cicho!
- Cicho nie było. Ty głośno siorbałaś.
- Oj, weź się kurwa uspokój! To było tak, że...
- Że co?
- Nie przerywaj! Drugiego dnia zaistniała taka sytuacja, że...
- Że?
- Że w którymś momencie ta Alicja...
W tym momencie na tylnym siedzeniu auta ktoś zachichotał. Był to DALSZY CIĄG, który już nadszedł, ale jeszcze nie nastąpił, dopiero to planuje.
To były pierwsze słowa Zuli po otwarciu oczu.
- Nie wiem, sama się przed chwilą obudziłam. To jakiś samochód, nie nasz, jakiś inny. Ale teraz weź się podnieś, bo mi łono odgniatasz.
Faktycznie, głowa Zuli spoczywała między rozchylonymi udami Zoji, co zapewne nie było zbyt wygodne, jak na spanie w aucie. Do tego jeszcze na przednich siedzeniach z lewarkiem zmiany biegów pośrodku.
- No, weź szybciej. Siku mi się chce.
- To znaczy, że żyjesz.
- Coś ty? Dlaczego?
- Anioły nie sikają.
Zoja szybko zreorganizowała swoje położenie, otworzyła drzwi wozu i po wyjściu zeń na zewnątrz zsunęła do kolan spodnie razem z majtkami. Zanim ukucnęła rzuciła do Zuli:
- Tylko mnie nie podsłuchuj.
- Wal się. Ożżż!
Tego, co czuła Zula nie można było nazwać zbyt ciężkim kacem, tylko raczej takim wagi muszej, niemniej jednak widok puszki piwa stojącej na desce rozdzielczej przy szybie ucieszył ją zaiste i nader niezmiernie. Gdy po nią sięgnęła i otworzyła, do auta wsiadła Zoja:
- Skąd masz browara? Daj się napić.
- Spadaj. Masz swojego.
Istotnie, naprzeciwko miejsca dla pasażera stała identyczna puszka. Przez chwilę obie raczyły się piwem, wreszcie Zula głośno beknęła i zagaiła:
- Pora chyba zadać sobie jakieś pytanie.
- Ba, nawet kilka.
- Od czego zaczniemy?
- Zawsze tak jest, że od czegoś trzeba zacząć.
- To może najpierw gdzie my kurwa jesteśmy?
- W samochodzie. W czyim, tego ja nie wiem, ale to chyba na razie nie jest najważniejsze. Samochód jest w jakimś lesie, na polance, jak się zdążyłam szybko rozejrzeć. To na razie tyle.
- No, dobrze. Może teraz coś na temat chronologii.
Zula sięgnęła po telefon:
- O kurwa, zasięgu nie ma. Ale data jest. Jedenasty marca. Sobota. Godzina dziewiąta. Co pamiętasz? No, wiesz, tak z ostatnich wydarzeń.
- Była akademia. Dzień Kobiet sobie zrobiłyśmy. Babski, do tego jeszcze lesbijski comber. Była Marta, Tamara, Iwona...
- Iwona przyholowała jakąś swoją przydupaskę.
- Tak, na imię jej było Alicja. To akurat to ja dobrze pamiętam zdziro jebana. Zdradziłaś mnie z nią w kuchni, bezczelnie, przy wszystkich. Nawet się nie raczyłyście gdzieś schować.
- I kto to mówi?
Mówiąc to Zula maźnęła palcem po ekranie aparatu:
- Zobacz sobie.
- O kurwa! To ja?
- Nie, Wróżka Lizuszka.
- Nie pamiętam. Luka czasowa jakaś.
- Ale telefon pamięta. Prawda czasu, prawda ekranu.
- Czyli remis. Jesteśmy kwita. Buziak na zgodę?
- W rów mnie pocałuj. No, już dobrze, i tak cię kocham. Ale teraz może skupmy się na ważniejszych sprawach. Co się działo w ogóle?
- Pierwszy dzień było fajnie. Ale nazajutrz rano, jak się zaczęły poprawiny, to okazało się nagle, że zioła zabrakło. A wtedy wiadomo jak jest. Jak jest impreza, dużo alkoholu, ale nie ma zioła, to zwykle wtedy zaczyna się kibel. Pamiętam, że dziewczyny poszły do sklepu po zaopatrzenie i wszystkie chlałyśmy wódę. Dużo tej wódy było.
- Oj, dużo. Do deda. Do białej kości, do krwi z dupy. Pierwszy dzień to ja pamiętam doskonale, minuta po minucie. Ale drugi to już ni putasa. Jakieś pojedyncze kadry, przebitki jedynie.
- To czas naszego zazgonienia znamy. Środa dziewiątego. Dokładniej nam nie trzeba. Tylko, że wartość informacyjna tej konstatacji jest dość mizerna. Nic to nie wyjaśnia na temat naszego obecnego położenia.
- Masz fajki?
- Chyba nie.
Zoja zajrzała do schowka.
- Jest, prawie cała ramka. Co to za gówno?
- Pokaż. To samoróby, krajowy produkt. Beżowi tym handlują na ulicy. Ale trudno, co robić. Jak nie ma panienek, to wydymamy chłopczyka.
- Może byśmy się tak rozejrzały po okolicy?
- A po co? Chcesz tu być? Bo ja nie. Odpalamy maszynę i spadamy stąd. Dżipiesa tu nie widzę, ale jak wyjedziemy, to się ogarniemy, zorientujemy gdzie jesteśmy.
- To odpalaj. Jedziemy. Tylko chyba w dupę na raki.
- Bo co?
- Widzisz tu jakieś kluczyki?
- No, nie...
Niestety po nader dokładnym przeszukaniu całego wnętrza auta Zoja i Zula żadnych kluczyków nie znalazły. Tylko pełną, dziewiczą jeszcze puszkę orzeszków ziemnych, prażonych i solonych.
- No, to mamy przynajmniej śniadanie.
- Wiesz co? Ja pierdolę to twoje śniadanie.
- Umiesz to odpalić tak na krótko, kabelkowo, jak na filmach?
- Pojęcia nie mam, jak to zrobić. A ty umiesz?
- Chyba tylko coś spieprzyć, jak się do tego zabiorę.
Zoja nagle otworzyła drzwi, po czym wyszła szybko na zewnątrz mówiąc na odchodnym wyraźnie mocno zirytowanym głosem:
- Mam dość! Naginam z kalosza!
- Czekaj chwilę!
Zanim Zula również wyszła, to jej dziewczyna doszła już do skraju polanki, po czym zniknęła za krzakami.
- Czekaj, bo się zgubimy. O kurwa żesz!
Złamany obcas buta nie był na pewno tym, o czym marzą kobiety planujące przechadzkę, nawet najkrótszą. Zula zdjęła szpilki, ale zanim tylko zrobiła pierwszy krok dobiegł do niej głos Zoji dobiegający zza pleców.
- Ożesz ja pierdolę!
Obie dziewczyny patrzyły na siebie wyraźnie i zdecydowanie konkurując ze sobą w temacie, która ma bardziej zdumioną minę.
- Skąd ty się tam wzięłaś?
- To ty mi powiedz, co ty tutaj robisz?
- Złoszczę się, bo mi but nawalił.
Zoja spojrzała przez chwilę za siebie, po czym zapytała, pomagając sobie przy tym gestami dłoni i ramienia:
- Jak to jest? Poszłam tam, wyszłam tu.
- To może wróć?
- A żebyś wiedziała.
Okręciła się na pięcie i ruszyła przed siebie. Tymczasem Zula szybko pobiegła tam, gdzie wcześniej poszła tamta. Spotkały się wpadając na siebie wśród drzew i podszycia leśnego.
- Nic nie rozumiem. To co teraz?
- Mam pomysł. Chodźmy w bok.
- W lewo, czy w prawo?
- Coś mi się wydaje, że to jest bez znaczenia.
- Zróbmy tak, że ja tu, a ty tam.
- Ałaa!
- Co jest z tobą?
- Szyszka!
Po krótkiej chwili obie dziewczyny zobaczyły siebie nawzajem na polance, przedzielał ich tylko stojący na niej samochód. Podeszły do niego, po czym wsiadły, każda od swojej strony. Zapaliły po papierosie i Zoja stwierdziła:
- Wiesz co?
- Nie wiem, ale może zaraz się dowiem.
- Ja to skądś znam.
- Miałaś już tak?
- Nie. Był taki film...
- Ty wiesz, ja też go widziałam. To było tak, że oni...
- No, właśnie. Dokładnie tak samo pamiętam...
- Ale czekaj, pieprzyć film. Przypomniało mi się, jak ta Alicja...
- Co znowu z tą Alicją?
- Taki detal...
- Tak, ma ładny tatuaż na cipie. Obie ją lizałyśmy, ale...
- Nie, cicho!
- Cicho nie było. Ty głośno siorbałaś.
- Oj, weź się kurwa uspokój! To było tak, że...
- Że co?
- Nie przerywaj! Drugiego dnia zaistniała taka sytuacja, że...
- Że?
- Że w którymś momencie ta Alicja...
W tym momencie na tylnym siedzeniu auta ktoś zachichotał. Był to DALSZY CIĄG, który już nadszedł, ale jeszcze nie nastąpił, dopiero to planuje.
Duuuuuuzo szczescia imprezowiczki mialy- marzec... chlodne noce... one zamkniete w metalowej puszce... przypuszczam, ze samochod bez stacjonarnego ogrzewania.... one w cienkich , imprezowych gaciach .... i sie w tych niesprzyjajacych warunkach atmosferycznych wybudzily? Ciekawe... no i w ogole udalo sie im palce rozprostowac i po piwo siegnac? Nie zdretwialy na amen?
OdpowiedzUsuńwcale nie musiały zmarznąć... mam wyliczać możliwe powody?...
UsuńLetnia marcowa pogoda? Czy wodka tak grzala?
Usuńgrzanie wódki chyba już ustało dużo wcześniej, jeszcze takiej nie wynaleźli, co by grzała tak długo...
Usuńmarce faktycznie bywają czasem dość ciepłe, choć rzadko i na pewno nie w tym roku, ale w sumie nie wiemy, kiedy się ta cała akcja działa, dzieje lub dziać będzie...
ale to jest w sumie nieistotne, wystarczy zauważyć, że miejscem akcji jest jakaś anomalia przestrzenna, gdzie może działać zupełnie inna meteorologia...
Mowia, ze jak czlowiek przeholuje z ognista woda, to wtedy taaaakie anomalie sie dzieja... nie wspominajac nic o anomaliach czasoprzestrzennych:)
UsuńSkoro zaczely w dzien kobiet a wybudzily sie 11 marca, to czlowieku ... tam sie moglo dziac. Ufff!!!
A beda sie teraz zywic jak pustelnice? Korzonkami i robaczkami? Szans nie ma aby z polanki wyszly... tak sie zamotaly bidule:)
UsuńJakieś równoległe rzeczywistości, czy zagięta przestrzeń?
OdpowiedzUsuńmożna uznać, że jedno i drugie na raz...
UsuńAle panny odporne na sporą ilość bodźców, więc pewnie dadzą radę :)
Usuńmuszą dać radę... te panny grają w serialu, cyklu, którego odcinki od czasu do czasu publikuję, więc jako autor nie mogę im zrobić krzywdy, bo spalę sobie tamten cykl, a mam zamiar nadal go kontynuwać :)
UsuńMają dziewczyny zdrowie, żeby tak imprezować!
OdpowiedzUsuńjakoś tak im się zdarzyło...
UsuńO tak długo trwającym święcie kobiet jeszcze nie czytałam... :-)
OdpowiedzUsuńSerdeczności
są ludzie, którzy codziennie obchodzą swoje urodziny, więc co szkodzi przedłużyć Dzień Kobiet o jeden dzień?... bo to raz jakieś święto trochę się przeciągnie?...
Usuńserdeczności :)
Może jeszcze je alko trzyma, skoro nie umieją się przemieszczać po polanie? Haha. Em, czy właśnie w taką wersję babskich imprez panowie wierzą- że to się kończy chlaniem i lesbijskim mizianiem? Panie nie chodzą do toalety parami, żeby się tam pobawić w przerwie między siusiu a siusiu- one tam idą tylko na siusiu, gadanie itd. Babskie imprezy nie są aż tak emocjonujące jakby to sobie panowie marzyli :)
OdpowiedzUsuńile alko może trzymać?... półtorej doby?... c'mon...
Usuńnie byłem na żadnej babskiej imprezie /bo już wtedy nie byłaby babska/, ale coś tam słyszałem, od kobitek właśnie, że czasem bywa różnie... ale mogły też mnie wkręcać, tego wykluczyć nie mogę...
Może panie po prostu chcą, żeby to tak dziko brzmiało, żeby panowie zazdrościli. Czy to nie panie są właśnie kusicielkami z natury? Coś tam zmyślą, coś tam ubarwią, żeby zaciekawić, a potem powstają takie legendy o niestworzonych rzeczach, które panie wyrabiają na babskich imprezach : )
UsuńKolejne opowiadanko z libacjami i zjawiskami paranormalnymi? No no może być ciekawie 😄
OdpowiedzUsuń