26 września 2022

Podpindalanie (na przykład) frytki i nie tylko

To miło, że wszyscy się zgodzili, nikt nie zaoponował na forum pod poprzednim postem, iż swego czasu artysta znany jako Nergal nie podarł żadnej Biblii, tylko jakąś nie znaną, nie określoną do końca książkę, która posłużyła jako rekwizyt w spektaklu. Nikt też za bardzo nie kwapił się podziękować za info, jak to było naprawdę, co jest zrozumiałe, bo raczej nikt tak łatwo nie przyzna publicznie, że dawał się robić w wała. Ale dość na ten temat, przejdźmy do spraw jeszcze inszego kalibru, niż jakiś tam koncert.
Znane powszechnie są publikacje, tak papierowe, jak netowe pod wspólnym hasłem "dziesięć (lub ileś tam) cosiów, które /zdaniem autora/ odbiorca powinien wiedzieć". Rzecz jasna po przeczytaniu tego nadal nie wie, bo już po kilku minutach zapomina wszystko, co było napisane. Imponujący zbiór takich ciekawostek znalazłem kiedyś w bardaszce pewnej bibliokawiarni, miał on zbiorczy tytuł "Książka do czytania siedząc na sedesie", co ja skróciłem wtedy na "Czytanie na dzbanie". Rzecz jasna niczego nie pamiętam z tej lektury, może tylko jedną ciekawostkę na temat ilości słoni, które trzeba postawić jednego na drugim, aby ten na samej górze dosięgnął trąbą Księżyca, ale ile ich miało by być centralnie, to już zapomniałem jeszcze przed opuszczeniem rzeczonego pokoiku.
Ale jakoś tak niedawno, surfując chaotycznie po necie trafiło mi się "Dziesięć zachowań, które faceci nie lubią u kobiet". Artykuł nie wyjaśniał za bardzo, o które kobiety chodzi, czy jakieś bliższe, osobistsze, czy też tak ogólnie randomowe różne takie, to już było pozostawione czytającym do rozstrzygnięcia samej/mu. Całości nie doczytałem do końca, nie pamiętam nawet tego, co przeczytałem, poza jednym punktem, który jakoś tak dziwnym trafem wziąłem osobiście, mimo że chory na ksobność nie jestem. Mówił on tak mniej więcej tyle, że faceci bardzo nie lubią, wręcz do szału ich to doprowadza, gdy laska przy stole podkrada im cosik z talerza podczas wspólnej konsumpcji czegoś tam. Trzeba przyznać, że chyba raczej nikt nie lubi, gdy jest pozbawiany posiłku, ale tu nie rozmawiamy na temat buchnięcia całości, czy też większej połowy porcji, tylko jakiejś frytki, fasolki, czy jakiego innego fragmentu czegoś. Moja Lady plus ja stosujemy ten sport nagminnie, zawsze jest tak, że ktoś komuś podlizuje jej/go loda, podpija jakiś napój, czy też przywłaszcza sobie nieswojego pieroga. Jako, że mamy różne gusta zamawiamy nieraz różne rzeczy, ale czasem nawet właśnie po to, aby mieć urozmaicenie oraz rzeczowy powód do wspomnianego skubnięcia. Dla nas to jest po prostu fajny gest, do tego jakby rutynowy, coś tak jakby spontaniczne przytulenie się na ulicy, plus buziak lub bez, czy po prostu wzajemny uśmiech. Można to też uznać naukowo za czynność zastępczą, gdy uprawianie czynności bazowej może być jakby trochę nieporęczne. Co prawda są pary, które nawet tego uśmiechu nie praktykują, ale tego już może nie rozwijajmy. Zapytam teraz wprost, tych sparowanych, czy Wy macie tak samo, czy tylko my jesteśmy taką osobliwością?
Okay, ale czy tacy ludzie od razu muszą być parą? Powiedzmy, że to jest pierwsza randka, która dość często, choć nie zawsze, ma miejsce w jakimś lokalu z konsumpcją. Pierwsze randki bywają różne, czasem już wiadomo, czego obie strony od siebie chcą, po czym to realizują, czasem zaś jeszcze nie wiedzą, co będzie za pięć minut. Ale zostawmy takie detale. Na razie siedzą i coś tam wciągają. Nagle któreś sięga widelcem lub rąsią na teren tej drugiej osoby, po czym kasuje (przykładowo) wspomnianą już frytkę. Dla mnie, gdyby babencja buchnęła mi tą frytkę, to jest jasny sygnał, że dziewucha jest na luzie, co może, choć wcale jeszcze nie musi oznaczać, że jest dobrze. Co więcej, im bardziej wypasiony lokal, taki "Ą - Ę", taki ze sztywniejszą konwencją, tym lepiej, bo to znaczy że laska ma wyrąbane na konwencje. Takie zaś lubię, a nie jakieś tam sztywne, wystrachane damulki.
To na sam koniec jeszcze pytanie do tych niesparowanych, tudzież sparowanych, którzy mimo tego jednak na jakieś pierwsze randki uczęszczają, albo chociaż pamiętają, jak wtedy było. Co Wy na taką oto sytuację, gdy nagle ta druga osoba podpiżdża Wam tą (przykładową) frytkę, czy coś tam innego? Albo nagle mówi "daj spróbować", po czym bez względu na reakcję próbuje uszczknąć coś z Waszej szklanki. Jak to u was jest z tym temacie?

15 września 2022

To skandal, że on nie wydał tego dekretu

Film trafił mi się za darmo, kompletnym przypadkiem zresztą, na platformie, której podobno już nie ma, choć jakimś sposobem się pojawiła. Gdy potem próbowałem powtórzyć to doświadczenie, to już nie dało rady. Ale tak, czy owak produkt polecam (promuuuję), zaś najlepsza scena jest do obejrzenia poniżej:
Ciut przekłamane co prawda, bo to "zielsko jebane" wcale nie daje żadnego "kopa", ale mniejsza o takie detale. Trochę też ucięli, bo na sam koniec Bierut (J. Bończak) nawija do Pana T. (P. Wilczak) taką kwestię: "A teraz spierdalaj, bo chcę się odlać.", nie wydaje się to jednak zbyt istotną stratą. To przecież tylko zajawka, zaś całość za pewien czas będzie łatwiej osiągalna. Całość naprawdę zabawna, do tego jeszcze nieźle obsadzona.
= = =
A teraz nagła zmiana tematu:
Brawo Doda!!
Pierwszy schodek zaliczony, pozostaje teraz ich cała reszta, czyli wyrwanie należnych dutków od reżimu, który chciał jej zrobić kuku za nic, za to tylko, że sam jest chorszy od chorzeja.
= = =
Część muzowa jakby nieco dłuższa, bonus taki. Dopisek za trzy dni (niedziela) wyjaśni, skąd pomysł na taką szczodrość.

Dopisek niedzielny.
Bo to jest tak, znaczy się, będzie tak, że mnie na blogowisku nie będzie. Przez tydzień. Co prawda zmieniłem minimal na srayfon, ale to nic nie zmienia, bo ja tu wtedy i tak nie zajrzę. Dlatego tyle muzy wrzuciłem, żeby Kawiarnia miała zajęcie. Ale to nic, nie ma co robić wrzawy, tydzień to jest nie osiem dni, więc nawet nikt nie zauważy. Jednak teren zostaje do dyspozycji, bez nadzoru, trollin' shit ewentualny posprzątam gdy wrócę. Tak wracając do kwestii telefonów, to z reklamami poniżej jest tak, że one są tak dobre, że aż złe. Dokładnie, bo ja dopiero po kilku latach się dowiedziałem, co one reklamują. Taki był odlot, jak je wtedy oglądałem po raz pierwszy! "Kot spojrzał tak od miski", no, i kultowe "kopytko" rzecz jasna, po prostu Kosmos w którym Święta Zielenina jest po prostu zbędna, bo endokanabinole masowo zalewają receptory.

06 września 2022

Psychodeliki - zdecydowanie szkicowo

Narkotyków, zabawek zmieniających umysł jest na świecie wiele, najpopularniejszy, najbardziej powszechny to rzecz jasna alkohol, ale wśród wszelkich tego typu ogłupiaczy jest grupa substancyj, która to na miano "ogłupiaczy" raczej nie zasługuje. Ta grupa to psychodeliki, dzielona zresztą jeszcze na mniejsze subgrupy, ale to już zostawmy. Chyba każdy coś tam słyszał na temat LSD, choć zapewne niewiele osób wie coś o LSA, naturalnym analogu, który zawiera powój hawajski. Medialnie znane są grzybki wszelakie, które do znalezienia są także w Polsce, znane były już starożytnym Słowianom. Peyotl to kolejny znany temat, brał go ponoć Witkacy, którego niektóre prace inspirowane są kaktusowym tripem. Tu wyjaśnijmy od razu, że nie malował "pod wpływem", to akurat jest słabo wykonywalne. Ostatnio dość sporo jest słychać na temat produktu zwanego "ayahuasca", który to powstaje po zmieszaniu dwóch roślinnych substratów. Kilka lat temu dostępna była szałwia wieszcza, ale polscy prawodawcy, którym zależy na tym, aby narkomania w tym kraju kwitła, szczególnie alkoholowa, wciągnęli ją na indeks prohibitów. Warta uwagi jest też ibogaina, gdyż twierdzi się, jakoby była pomocna przy leczeniu uzależnień, szczególnie od opiatów. Nie jest to jednak takie do końca jasne, wszystko jest na etapie eksperymentów. Pełną, tak z grubsza listę tych "jadów" zna Ciotka Wiki, tu tylko wspomnimy jeszcze pewną ciekawostkę, jaką jest gałka muszkatołowa. Aczkolwiek nie jest zbyt proste jej użyć po zakupie w sklepie spożywczym, efekty zaś bywają rozmaite. Powyższe zabawki są pochodzenia roślinnego, może poza LSD, które raczej bywa syntetyczne, ale znane są też produkowane przez niektóre zwierzęta (inne, niż człowiek), na przykład ropuchy. Rzecz jasna jest też cała gama syntetyków.
Psychodeliki zwane są czasem halucynogenami, jednak jest to dość błędne, gdyż tylko co poniektóre wywołują owe halucynacje. Przeważnie efektem są zmiany percepcji otaczającego świata, na tyle specyficzne, sporo odmienne od zmian powodowanych przez "zwykłe" narkotyki, takie jak alkohol, opiaty, czy koka, że jest to warte osobnej szufladki. Jak one działają? Nie ma prostej, krótkiej odpowiedzi na to pytanie. Każda substancyja działa inaczej, zaś eksperyment na sobie również jej nie da, gdyż wiele zależy tu od samej osoby, jej umysłu. Ktoś może zobaczyć inne kolory, ktoś nie dostrzeże tych zmian, ale za to ujrzy zmiany kształtów znanych mu rzeczy, ktoś jeszcze inny zobaczy dźwięki lub usłyszy światełka. Te ostatnie efekty, zwane synestezją, czasem niektórym mogą się trafić. Oprócz zmian postrzegania dużo się też dzieje wewnątrz umysłu osoby, która przyswoiła dany produkt. Ale czasem też niewiele się dzieje, gdyż istnieją osoby stosunkowo odporne na mniejsze dawki dragu. Stąd też bierze się lęk przed tymi dragami, który zwykle przekłada się na prawo ich dotyczące, przeważnie głupie, tworzone przez dyletantów. Co prawda istnieje potrzeba kontroli psychodelików, już dawni szamani ją stosowali, udzielali ich tylko przy pewnych okolicznościach oraz osobom, które uznali za dojrzałe do takiej jazdy. Niemniej jednak obecna kontrola, jej wykonanie przez wiele reżimów jawi się jako absurdalna, wręcz idiotyczna. Ale tak, czy owak psychodeliki nie są dla idiotów, zaś decydując się na odlot trzeba przestrzegać pewnych bazowych reguł. Pierwszą ilustruje taki dialog:
- Chciałabym spróbować kwasa /czyli LSD/, ale się boję.
- Dopóki się boisz trzymaj dupę od kwasa z daleka.

Druga to zalecenie, aby ktoś jeszcze był przy tym. Co prawda po zażyciu bardzo rzadko się zdarza, aby ktoś stracił wgląd, czy też kontrolę nad sobą, niemniej jednak bywają takie akcje. Poza tym nawet największy odważniak może się dość mocno wystraszyć przebiegu wypadków, więc taka osoba towarzysząca jest wtedy łącznikiem ze światem bardziej realnym. Jej obecność sprawia, że jest po prostu bezpieczniej. Czyli reasumując samemu lepiej nie próbować, chyba że ma się już pewne doświadczenie za sobą, ale to też raczej nie na pewno.
Trzecia reguła to odpowiedni czas i miejsce. Na pewno bez sensu jest poddać się tripu gdy jest się zmęczonym, ma się kiepski nastrój, czy też ma się jakieś poważniejsze problemy życiowe. Choć psychodeliki są badane pod kątem ich zastosowania do leczenia niektórych dysfunkcji, to generalnie NIE SĄ antidotum na kiepską sytuację, tak na zewnątrz, jak też wewnątrz umysłu. Taka próba zwykle kończy się nieciekawie. Co prawda rzadko zgonem, czy chorobą psychiczną, ale miłe przeżycie to nie jest na pewno.
Na temat dobrego źródła produktu nie warto nic wspominać, bo ukrytym założeniem posta jest pewien poziom odbiorców.
Słowo "narkotyki" często u co poniektórych wywołuje skojarzenie z dysfunkcją zwaną "uzależnienie", która czasem dotyka ludzi nadużywających owych narkotyków. W przypadku psychodelików jest to nader marne skojarzenie. Szalenie trudno jest się od nich uzależnić ze względu na specyfikę ich działania. Aby do tego doszło, trzeba coś brać dość często i regularnie. Tymczasem gdy się weźmie (przykładowo) kwasa, to gdy się to powtórzy po zbyt krótkim czasie, ten kwas po prostu nie zadziała. Tak to jakoś jest, ma to swoje biochemiczne, czy neurologiczne wyjaśnienie, ale tu nie ma sensu tego rozwijać. To wszystko jednak oznacza, że nie ma motywacji, aby brać coś za często, za gęsto, bo nie jest to żadną atrakcją. Poza tym taki trip, choćby najwspanialszy, jest na tyle męczący, że ochota na kolejny przychodzi dopiero po jakimś czasie. Niezłym przykładem są amatorzy grzybków "krasnali". Po jesiennych zbiorach wykonują kilka sesji, imprez z udziałem tychże grzybków, nawet bardzo udanych, ale potem jakoś im się tego odechciewa, nieraz oddają innym resztki swoich zapasów. Można sobie wyobrazić uparciucha, taki eksperyment myślowy, który bierze coś tam codziennie. Otóż zanim się uzależni, to wcześniej prozaicznie zwariuje, zachoruje psychicznie.
Puenta? Podsumowanie? Trudno jest o takowe po tak pobieżnym, skąpym informacyjnie szkicu. Na temat tego, że psychodeliki nie są dla wszystkich już wspomniano. Natomiast użyte przez osobę odpowiedzialną i znającą siebie, mogą być rozwijającą zabawką. Złe jest tylko to, że prawo różnych krajów nieodpowiedzialnie je traktuje utrudniając lepsze ich poznanie.
Na koniec dwa słowa na temat Świętego Zioła, które niektórzy zaliczają do psychodelików. Już sam koncept, aby nazywać je "narkotykiem" jawi się jako idiotyczny, bo działa na umysł tak subtelnie, że można się zgodzić jedynie na "semi-narkotyk", tak kompromisowo, dla świętego spokoju. Natomiast prawdą jest, że niektórym czasem mogą się zdarzyć jakieś psychodeliczne jazdy, jednak są one równie subtelne, dość mało zauważalne, tak jak całe działanie Zioła zresztą.
To by było na razie wszystko w temacie. Być może pojawi się jakiś komentarz, że powyższy post promuuuje psychodeliki. Komisja Moderacyjna nie będzie takiego bzdeta kasować, opatrzy go jedynie info zwrotnym "jesteś idiot(k)ą". Jak ktoś chce, sam się prosi o obciach, to niech go sobie ma.