25 marca 2021

Najgorszy gatunek

Jestem mizantropem. Stereotyp takowego to osobnik stroniący od ludzi, mało kontaktowy, wiecznie skrzywiony, nieraz złośliwy. Gdy zajrzymy do neta, aby znaleźć synonim do słowa "mizantrop" to wszystkie pasują do tego stereotypu. Za to żaden synonim nie pasuje do mnie. Nie powiem, czasem zdarzają się tacy, prezentujący takie to właśnie cechy, czy zachowania, generalnie jednak tak nie jest. Mówi się, że mizantrop "nie lubi ludzi", to akurat jest prawda, tylko pod warunkiem jednak właściwego rozumienia tego zdania. Mizantrop nie lubi ludzi jako gatunku zwierząt, tylko tyle, nic ponadto, wcale to nie determinuje jego cech osobniczych, które bywają bardzo różne.
Okay, ale ten post nie jest o mnie, tylko o tym, dlaczego nie lubię ludzi, czym sobie ten małpiszon zasłużył na ów brak sympatii. Bo nie lubię też kilku innych gatunków, na przykład kleszczy, czy komarów, ale nie aż tak bardzo. Jest nieco powodów, abym uznał, że "człowiek" to wcale nie brzmi dumnie, spróbuję wymienić trzy kluczowe:
Okrucieństwo.
Tak naprawdę, to nie ma czegoś takiego, jak obiektywne okrucieństwo. To tylko taka nazwa na określenie oceny pewnych zachowań, negatywnej oceny zresztą. Istnieje wiele czynności dokonywanych przez istoty żywe, które bywają postrzegane jako "okrutne". Na przykład to, jak kot traktuje nieraz swoją zdobycz po schwytaniu. Za to właśnie niektórzy nie lubią za bardzo kotów, ale to już jakby inna sprawa. Różnica pomiędzy okrucieństwem kota oraz człowieka jest zasadnicza. Kot tak właśnie został "narysowany" przez Naturę, taki ma schemat wpisany do swej matrycy zachowań, której nie kontroluje. Kot po prostu "musi" tak działać, tak samo zresztą jak inne zwierzęta innych gatunków, niż "naga małpa". Człowiek nie musi być okrutny. Nie wiadomo jest za bardzo, czy ten gatunek posiada jakiś "gen okrucieństwa", nie jest to jednak zbyt ważne. Istotne jest to, że pomijając pojedyncze przypadki, człowiek może chęć bycia okrutnym kontrolować. Być może czasem trzeba być okrutnym, to można poddać pod osobną dyskusję, nie ma jednak żadnej wątpliwości, że przeważająca część okrucieństw popełnianych przez ludzi to okrucieństwa zbędne, nadmiarowe, pozbawione sensu, przynajmniej zaś dostatecznego uzasadnienia.
Mania samobójcza.
Od razu trzeba tu wyjaśnić, że nie mam na myśli jakiejś indywidualnej, czy grupowej skłonności do odbierania sobie życia. Owa "mania" to raczej umowna nazwa obłędnego pędu do zniszczenia Natury, środowiska, które człowiek zamieszkuje. Samobójstwo, zbiorowa autodestrukcja swojego gatunku, plus innych przy okazji to raczej konsekwencja, niż cel owego pędu. Tak naprawdę, to raczej nikt nie dąży do zniszczenia siebie używając do tego zniszczenia Ziemi jako sposobu. Niemniej jednak wiadomo już od jakiegoś czasu, że tak to wszystko musi się skończyć. Mimo to robi się tak niewiele, aby ten proces zahamować. Doraźne "mieć i żreć" dominuje nad mniejszościowym, tudzież perspektywicznym "być". Można by teraz zapytać, skąd ta antypatia do tej ślepoty? Być może bardziej zrozumiały byłby jedynie brak szacunku? Ano stąd, że ta ślepota uderza już teraz we mnie plus osoby mi bliskie. Weźmy sobie na ten przykład zatrute powietrze, którym muszę oddychać, jako że drugiej atmosfery Ziemia nie ma. Reszta już jest logiczna: nie lubię tego, kto mi szkodzi.
Głupota.
To również jakby trzeba rozumieć hasłowo. Nie ma jednoznacznej definicji głupoty, jest to pojęcie dość intuicyjne. Na pewno jednak nie jest to brak kompetencji, bo wszystkiego wiedzieć oraz umieć się nie da, tego od nikogo wymagać nie można. Historia głupoty jest taka, że kiedyś, nie wiadomo kiedy, człowiek podczas swojej ewolucji doznał pewnego defektu. Efekt tego defektu jest taki, że narzędzie zwane "mózgiem" otrzymane od Natury po prostu go przerasta. Naga małpa za dużo myśli dyskursywnie, za to olewa własną intuicję. Jej umysł tworzy całą stertę iluzji, których po prostu nie ogarnia. Takim zaś sposobem generuje fikcyjne problemy, tak jakby za mało było realnych. To wszystko może byłoby do przyjęcia, ale człowiek swoimi urojonymi problemami narzuca problemy innym, tym razem już faktyczne. No cóż, można by rzec, że to tak ma być, że tak działa ten gatunek, że tak jest "narysowany", więc co można zrobić? Okazuje się jednak, że można. Temat został już rozpracowany dawno, narzędzia istnieją, aby wspomniany defekt usunąć lub chociaż próbować. Ale pomijając jednostki człowiek nie chce tego zrobić, woli cierpieć, woli upieprzać życie sobie, tudzież innym. Nie jest to powód do sympatii, bynajmniej - przynajmniej.
Puentując ten esej można rozwinąć niejako "na odwrót" słowa pewnego ważniaka: "Bywają fajni, czasem wręcz wspaniali ludzie, warci sympatii, szacunku lub nawet miłości. Tylko gatunek czemuś kurewski".
Być może ktoś czytając powyższy tekst jest na tyle głupi, aby wziąć go osobiście i poczuć się obrażonym. Nie sądzę, aby tak się stało, bo idioci tu raczej nie zaglądają. Ale gdyby jednak, przypadkiem, to tak miało właśnie być. Poza tym to nie ja go obraziłem, tylko sam sobie to obrażenie stworzył.

15 marca 2021

Ogórek

Podobno w obecnych czasach lockdownów, kwarantann, czy też izolacyj pewien come back przeżywają różne gry planszowe, tudzież karciane. Wydaje się to być fajnym pomysłem, jako pewna rozwijająca relacje międzyludzkie alternatywa do zabawy solo komputerem. Poniższą propozycję można uznać za wsparcie tego nurtu. Tedy voila, rośnijcie w siłę i bawcie się dobrze.
...  
Turniej brydża sportowego. Do rozpoczęcia jeszcze jest ponad godzinę czasu, ale na sali już się pojawiają pierwsi zawodnicy. Być może właśnie przyjechali, być może (jeśli sesja popołudniowa) właśnie zjedli gdzieś obiad, po czym nie za bardzo mieli co ze sobą zrobić. Spotykają się znajomi, toczą się różne rozmowy na tematy brydżowe lub nie tylko. Nagle niespodziewanie pada gdzieś zew:
- Ogór! Ogór!
Co znaczy, że zbiera się skład do gry w OGÓRKA. Tak dla zabicia czasu, gwoli relaksu, zaś przy okazji aby jakieś nieduże sumy pieniędzy zmieniły właściciela. Tu zaznaczmy, że ta sytuacja ma miejsce jakoś tak pod koniec lat dziewięćdziesiątych, zaś na temat jak to było później nie mamy danych. Podobno obecnie gra jest mocno zapomniana, tedy przypomnijmy jej reguły. Są one bardzo proste, jednak OGÓREK nie jest grą losową, tylko (według naukowej klasyfikacji gier) jest to gra "strategiczna z ograniczoną informacją". To oznacza, że jeśli gra toczy się dostatecznie długo, to według Prawa Wielkich Liczb wygrywa gracz lepszy. Same reguły mogą mieć pewne lokalne warianty, poniżej przypomnimy odmianę zwaną "OGÓREK MIĘDZYNARODOWY", tak to nazwano.
Do gry potrzebna jest klasyczna, brydżowa talia kart, jest ich 52 sztuki, zaś graczy może być od dwóch do ośmiu. Wytypowany drogą losowania tasuje, po czym rozdaje każdemu zegarowo po 6 kart, porcjami po dwie (wariant małopolski) lub po trzy (wariant mazowiecki). Celem gry, pojedynczego rozdania, jest posiadanie na jego koniec jak najniższej możliwie karty. Kolory nie mają znaczenia, istotna jest tylko wysokość. Wartość punktowa to: As =21, Król = 13, Dama = 12, Walet =11, reszta tyle, ile jest napisane na karcie. Pierwszy wychodzi zaręczny rozdającego, czyli ten po lewej, zaś dalsi gracze dokładają karty zegarowo. Kart nie kładzie się na środek stołu, każdy kładzie swoją przed sobą. Kolejny gracz musi położyć kartę taką samą co do wartości lub wyższą od karty poprzednika. Jeśli takich nie ma, musi położyć najniższą ze swojego zestawu. Po zakończeniu tury następną zaczyna ten, kto miał najwyższą w poprzedniej, zaś jeśli najwyższych było kilku zaczyna ten najpóźniejszy. Poniżej przykład czterech osób:
S /rozdający/ ma:  A, 9, 9, 7, 6, 2
W ma: K, K, 7, 6, 4, 3
N ma: D, D, 10, 5, 5, 2
E ma: D, 9, 9, 8, 7, 3
Kolejne ruchy:
W - K, N - 2, E - 3, S - A
Tura 2, zaczyna S:
S - 9, W - K, N -5, E - 7
Tura 3, zaczyna W:
W - 7, N - D, E - D, S - 2
Tura 4, zaczyna E:
E - 9, S - 9, W - 3, N - D
Tura 5, zaczyna N:
N - 10, E - 8, S - 6, W - 4
Tura 6 - koniec rozgrywki, gracze pokazują karty, każdy swoją ostatnią:
N - 5, E - 9, S - 7, W - 6
Najstarszą kartę ma E - 9, on PRZEGRAŁ rozdanie.
Graczowi E zapisuje się UJEMNY wynik 9
Gra w tymże składzie, kolejne rozdania, toczy się dotąd, aż ktoś przekroczy limit 21 punktów. Reszta gra dalej w trójkę. Gdy "wypada" kolejny gracz, dalej gra dwóch. Gdy któryś wypadnie, zwycięzcą całej partii jest ten, kto pozostał na "boisku".
Aby zmotywować graczy do odpowiedzialnej gry, toczy się ona zwykle o pewne /drobne/ pieniądze. Klucz rozliczeń jest taki:
Pierwszy wypadający wpłaca do puli sumę równą (N - 1) x 2P, gdzie N to liczba graczy, zaś P to ustalona wcześniej stawka. Drugi wypadający płaci (N - 2) x 2P, i tak dalej. Wygrany, czyli ten który pozostał po wyeliminowaniu reszty graczy, inkasuje całą pulę. Współczynnik 2 przy liczbie P jest po to, aby łatwiej było rozliczać sytuację, gdy dwóch lub więcej graczy wypada razem ex aequo podczas jednej rozgrywki.
Wariant asowy:
Jest to pewna drobna modyfikacja reguł. Polega na tym, że AS, mimo że jest najstarszy podczas rozgrywki ma wartość "minusów" równą 1 (jeden). Niewiele to tak naprawdę zmienia co do samej techniki gry, może mieć jedynie czasem znaczenie, gdy mamy fazę finałową "1 (gracz) versus 1 (gracz)". Jak pamiętam jednak, to nie był to wariant zbytnio popularny, co więcej nieraz taka reguła napotykała na mocny sprzeciw ze strony ortodoksów tej gry. Nie ma jednak zbyt istotnych powodów, aby sobie nie spróbować takiej opcji, tak gwoli ciekawości.
Nie przekładamy!
Przy prawie każdej grze używającej kart dealer /czyli rozdający/ tasuje te karty, po czym daje je do przełożenia komuś po prawej przy stole. W przypadku OGÓRKA jest pewną (świecką) tradycją, aby nie przekładać przetasowanej talii, co więcej, jest to karalne pewną umowną sumą liczb ujemnych. Jako że podczas gry zwykle ma miejsce mnóstwo śmiechu, tedy jest go więcej, gdy ktoś da się załowić, machinalnie przełoży taką przetasowaną talię.

08 marca 2021

Wkurwione Święto

Jeśli myślisz, że jest łatwo, to jest łatwo.
Jeśli myślisz, że jest trudno, to jest trudno.
A teraz sobie wybierz.

/Seung Sahn - trawestacja/
Choć wybieram "łatwo", to tym razem nadal jest trudno. Jakoś nie chce być inaczej. Trudno jest mi wykonać ten tekst.
Podobnie było (prawie) czterdzieści lat temu. W grudniu ogłoszono stan wojenny, zaś lada dzień zbliżały się Święta. Mimo to ludziom było trudno wykrztusić zwyczajową formułkę "Wesołych Świąt". Ktoś wtedy zmienił na "Spokojnych (Świąt)", ktoś to podchwycił, rozeszło się dookoła, tak też owego roku pozostało.
Obecnie czuję się podobnie, tak jak wtedy. Jest Dzień Kobiet, zaś mnie trudno jest życzyć Paniom wesołości, radości, orgazmicznych odlotów, czy też innych pozytywów. Ale także dla odmiany trudno jest życzyć spokoju. Niby spokój jest dobry na wszystko, jednak nie chce mi to jakoś przejść przez palce klikające klawiaturą. Mam za to zupełnie inny pomysł, adekwatny do sytuacji.
Tak ogólnie, to gniew lub złość nie są czymś za fajnym, są wręcz paskudne. Ale istnieje pewien wyjątek, nazywa się to "zdrowe, sportowe wkurwienie", które zbyt szkodliwe nie jest, za to potrafi wyzwolić wiele pozytywnej energii, tak bardzo obecnie potrzebnej, aby zmienić sytuację na lepszą. Tego więc właśnie wkurwienia wszystkim Paniom życzę. Tudzież wparcia silnych męskich ramion, jako że sprawa jest wspólna, czemu się zaprzeczyć nie da.