28 stycznia 2022

GRAWITACJA UJEMNA (odcinek pierwszy)

Każda historia, każdy ciąg wydarzeń ma jakiś początek, rzecz jednak w tym, że nigdy dokładnie nie wiadomo, kiedy on się wydarzył. Dlatego trzeba się na coś umówić, że tym początkiem jest to właśnie, a nie coś innego. Za początek historii Falibora przyjmijmy sobie wieczorny dzwonek telefonu. Telefony się odbiera lub nie, tym razem jednak zaszło to pierwsze:
- No, co tam?
- ...
- Nie, nie jestem. I dziś nie będę.
- ...
- Nie wiem. Nie gadałem z nią chyba od dwóch tygodni.
- ...
- No to co? Czyż jestem stróżem siostry mojej? Poza tym to twoja dupa, więc chyba powinieneś mieć aktualniejsze dane.
- ...
- Naprawdę nie mam pomysłu, gdzie może być.
- ...
- Że co? Jakie kurwa znowu dziecko? Od kiedy to Malina ma jakieś dziecko, nic mi nie wiadomo na ten temat. O zabijaniu tego dziecka tym bardziej.
- ...
- No, to gadaj jak człowiek, że jest w ciąży i chce usunąć, a nie pieprz mi tu o jakimś zabijaniu dziecka. Ciąża to jeszcze nie dziecko.
- ...
- Niby dlaczego mam coś z tym robić? Jej brzuch, jej sprawa, jej decyzja, dorosła jest. Poza tym nawet nie wiedziałem o tej ciąży, teraz dopiero wiem to od ciebie.
- ...
- To dopiero pół dnia. Zaginięcie oficjalnie liczy się od czterdziestu ośmiu godzin, czy jakoś tak. Nie wiem zresztą, nie znam dokładnie tych przepisów.
- ...
- Nie ma sprawy. Jak ją spotkam, to powiem, że jej szukasz. Ale nic poza tym, ja się w wasze kłótnie nie wtrącam.
- ...
- Tak, tak. Na ra.
Borek kłamał niczym obecny premier. Po pierwsze był w domu, po drugie to Malina stała dwa metry od niego, po trzecie zaś tym razem uznał, że się wtrąci. Podbite oko jego siostry było dlań wystarczającym powodem. Ale jeszcze chwilowo nie teraz. Na razie palił głupa, bo wszystko by się wydało. Odłożył telefon i spojrzał na Malinę.
- Słyszałaś wszystko.
- Szuka mnie.
- To akurat było do przewidzenia. A teraz wróćmy do sprawy, zbriefujmy to wszystko. Pociąg mówisz że masz mieć o której?
- Dwunasta piętnaście, z Centralnego.
- Jak stoisz z kasą?
- Na zabieg mam, bilet już kupiłam, na inne ruchy też mam.
- Coś ci tam jeszcze dorzucę. Nigdy nic nie wiadomo, zawsze może coś wyskoczyć. Z Kaśką jak się umówiłaś? Już na dworcu?
- Niby tak, jeszcze mamy się zdzwonić.
- To idziemy spać. Pobudka o piątej, ogarniamy się i od razu wypad. Ten ciulek może nam tu się rano pojawić, ale chyba nie o szóstej? Zamówię taksówkę i gdzieś przeczekamy do waszego odjazdu. Od ściany chcesz, czy na skraju?
- Co od ściany?
- Jak chcesz spać?
- Aha, to. Wolę na skraju.
- To wszystko na dziś, a teraz siusiu, paciorek i zmulamy.
...
Ciulek pojawił się jednak o szóstej. Na szczęście chwilę wcześniej zajechała taksówka. Malina z plecaczkiem była już w środku, tylko Borek stał jeszcze na chodniku dopalając papierosa.
- Malina! Do domu!
Na widok biegnącego, ryczącego wściekle na całą ulicę mężczyzny Borek wyciągnął dłoń powstrzymującym gestem i krzyknął równie głośno:
- Nawet się kurwa nie próbuj zbliżać!
Wtedy to właśnie stało się coś dziwnego. Przybysz zatrzymał się nagle, jakby na niewidzialnej przeszkodzie, po czym upadł na wznak na chodnik. Borek szybko wskoczył do auta, zaś gdy ono ruszyło zaczął przyglądać się swojej dłoni. Malina obejrzała się na chwilę do tyłu, po czym spytała:
- Co mu zrobiłeś?
- Właśnie nic. Nawet go nie dotknąłem. Był ładne kilka metrów ode mnie, sam jakoś tak dziwnie zglebował.
- Pan to widział?
Pytanie Maliny było wyraźnie skierowane do kierowcy, ale ten wydał się tego jakby nie słyszeć. Za to odezwał się Borek:
- Siostra, nie myśl o tym. Powiedzmy, że się wziął poślizgnął i rozbił sobie pierdolony łeb o trotuar ze skutkiem eschatologicznym. To by nam nawet załatwiało temat skarcenia go za podbicie ci oka.
Po tych słowach Malina sięgnęła do torebki, wyjęła lusterko, zdjęła ciemne okulary i zlustrowała wspomnianą okolicę swojej twarzy.
- O tym też nie myśl. Nie jedziesz na konkurs miss dupek, tylko ogarnąć konkretny kłopot. Ale o tym też nie myśl.
- To o czym kurwa mam myśleć braciszku?
- Może na przykład o tym, jak sobie mamy zorganizować czas do odjazdu pociągu. Pora jest strasznie głupawa. Jak się nie ma co robić, to czasem nie wiadomo co ze sobą wtedy robić. Chyba nie będziemy zwiedzać miasta tym pojazdem? Trochę za droga taka wycieczka.
Faktycznie nie zwiedzali, szybko wpadli na tańszy pomysł. Zaś już po dwunastej piętnaście Malina wraz z przyjaciółką zmierzały do bardziej cywilizowanego kraju, gdzie kobiety traktowane są z należnym szacunkiem. Borek tymczasem uciął sobie dla sportu spacerek do domu. Umysł wciąż zajmowała mu scenka tajemniczego upadku byłego już szwagra. To na pewno nie wyglądało ani na skórkę od banana, ani na nagły atak serca. Nie była to też reakcja na jego okrzyk. Na wyciągniętą rękę też, ale tego już nie był taki pewien. Gdy taksówka ruszyła, to przez chwilę piekła go skóra na dłoni. Borek nagle poczuł, że chce usiąść na chwilę. Akurat było gdzie, bo na mijanym skwerku stała ławeczka, pusta, nie zasiedlona jeszcze o tej porze przez miejscowych meneli. Usiadł, po czym uważnie przyjrzał się swojej dłoni. Im bardziej się przyglądał, tym bardziej nic szczególnego nie widział. Po drugiej stronie alejki leżała pusta puszka po piwie. Borek uśmiechnął się w duchu i wyciągnął dłoń w jej kierunku, tak jakby chciał ją pchnąć. Zwizualizował sobie strumień niewidzialnej mocy płynącej do wybranego celu. Nic się nie wydarzyło. Ponowił próbę. Nadal nic.
- Do trzech razy sztuka.
Po trzeciej próbie Borek wstał z ławki i ruszył przed siebie alejką, nagle jednak znienacka, zupełnie spontanicznie odwrócił się do tyłu i wyciągnął rękę w stronę leżącej puszki.
- Ożeszjapierdolę!!!

CIĄG DALSZY NASTĄPI