23 czerwca 2023

CIASTECZKA /нормально/

Któregoś dnia, gdzieś na mieście Zoja i Zula spotkały koleżankę, Iśka zresztą jej na imię. Jak to nieraz sobie przy takich spotkaniach bywa, poszły razem poblablać, poiskać się nawzajem do jakiejś kafejki. Niczym pawiany, różnica jest tylko taka, że te pierwsze iskają się rękami, zaś nagie małpy słowami. Nic specjalnego się nie działo, ale w pewnym momencie Iśka zapytała:
- Słuchajcie laleczki, jak to z wami jest?
Obie laleczki spojrzały na nią, potem nawzajem na siebie, potem znowu na nią, a ich oczy zamieniły się w znaki zapytania. Tedy Iśka zaczęła wyjaśniać swoje pytanie, widać uznała, że wymaga ono tego wyjaśnienia:
- No, bo to jest tak, że ile razy ktoś którąś zapyta o samopoczucie, to każda zawsze odpowiada, że jest w porządku. Czy nigdy żadna nie ma złych dni?
Zoja uśmiechnęła się jak zwykle czarująco i odparła:
- Ja takie miewam na pewno, Zulka raczej też, ale gdy któraś z nas ma zły dzień, to wszystko jest w porządku, a gdy ma dobry, to również wszystko jest jak najbardziej w porządku.
Tym razem to oczy Iśki dokonały podobnej transformacji, przy okazji zaś ich posiadaczka zwróciła je na Zulę. Ta zaś dodała:
- Ja tak przeważnie, czy wręcz zawsze odpowiadam, bo taka jest konwencja. Prawie wszyscy tak odpowiadają, a jak wszyscy, to wszyscy, więc babcia też.
- Nigdy cię nie postrzegałam jako niewolnicę konwencji. Stadny konformizm to chyba ostatnia rzecz, o którą bym cię podejrzewała.
- Niektóre konwencje są fajne. Ta jest fajna, bo praktyczna.
- Jak to?
- Wyobraźmy sobie, że mam słaby, czy wręcz parszywy dzień. Ktoś zadaje pytanie jak się czuję, a ja odpowiadam, że parszywie, po czym się zaczyna krzyżowy ogień pytań, na który wcale mi się nie chce odpowiadać. Po czym robi się jeszcze bardziej parszywie. Czyż nie jest tak? Nigdy tak nie miałaś, gdy chciałaś być zbyt szczera?
- No... W rzeczy samej...
Wątek spuentowała Zoja:
- A tak w ogóle, to chyba są dużo lepsze pomysły na spędzanie czasu, niż myślenie o tym, czy masz dobry dzień, czy nie? Jeśli myślisz, że masz dobry dzień, to masz dobry, jeśli myślisz, że masz parszywy, to masz parszywy. Możesz sobie wybrać, tylko po co sobie tworzyć taki problem?
Po tych słowach twarz Iśki wyraźnie nadawała niewerbalny komunikat:
- Zawiesiłam się.

21 czerwca 2023

Tylko obecność

Gdy przestajesz się zastanawiać nad życiem
Okazuje się być ono szalenie zabawne 
Kupałowy czas
Jeśli chcesz tego, co jest
Jest to, czego chcesz
Pełno tu odpowiedzi
Na które nie ma pytań
Jeżeli jedynym powodem rozrywki jest chęć przykrycia własnych deficytów psychicznych lub to, że potem będziesz lepiej pracować, to tak naprawdę nie bawisz się. Robisz to jedynie dla korzyści, a nie dla zabawy samej w sobie.

17 czerwca 2023

CIASTECZKA /wielowiekowe nieporozumienie/ part 2/2

Najpierw rozwiązanie zagadki, która łatwa nie była, gdyż wymaga pewnej wiedzy, która de facto nie musi być konieczna, więc nie wszyscy muszą ją mieć. Otóż pytania Zoji stanowią częstą, rytualną formułę powitalną agentek towarzyskich. Na ile to było zamierzone, na ile przypadkowe, tego to już nie wiadomo. Ale Zula to jakoś skojarzyła, potem zaś dotarło do Karyny.
...
Gdy Zula postawiła już tacę na stoliku, nagle podeszła do okna wypatrując czegoś uważnie, co skłoniło Zoję do zapytania:
- Co jest?
- Ci naprzeciwko. Bawią się w świnkę i pastuszkę.
- No weź. Ingerujesz w ich prywatność. To nieładnie tak.
- Jak ktoś chodzi z gołą dupą po ulicy, to nie może strzelać fochów, gdy się ktoś na nią patrzy. A oni otworzyli okno.
- Ale ty nie patrzysz na tą dupę, ty do niej zaglądasz.
Kosma upił co nieco ze swojej szklanki i odstawił na stolik, ale nie było to bezgłośne, więc zwróciło uwagę Zoji, która spojrzawszy na gościa również odstawiła swój kubek, po czym oznajmiła:
- No, ale wróćmy do naszych świnek.
Karyna zachichotała, zaś Kosma wcale nie zachichotał zamieniając się za to w uważny słuch, przy okazji studiując sutki Zoji odznaczające się pod bluzką. Ta zaś zakontynuowała:
- Cała świnka... Co jak gadam? Cały pastuszek...
Karyna tym razem rozhahała się na całego, ale Zoja nie:
- Cały błąd opiera się na logice języka. Bo fraza buddyzm zen sugeruje, że zen to jakaś doktrynalna odmiana buddyzmu. Tymczasem wcale tak nie jest. Samo słowo buddyzm jest homonimem. Może oznaczać filozofię, religię, światopogląd, czy nawet jakąś ideologię, ale zen nie jest niczym takim. Zen to tylko narzędzie, które było przez wieki używane dziwnym trafem akurat przez niektórych buddystów. Obecnie zen świetnie sobie już radzi bez buddyzmu, cokolwiek by przez ten buddyzm rozumieć.
Kosma przerwał jej w tym momencie:
- Narzędzie do czego?
- Do niczego.
To powiedziała Zula, która mimo tego wtrętu nadal obserwowała toczącą się za oknem grę w świnkę i pastuszkę. Kosma odwrócił do niej głowę:
- Jak to?
Tym razem odpowiedziała Zoja:
- Nie zwracaj na nią uwagi. Ona ma taki styl nauczania zen. Ale nie masz co jej pytać o ten styl. Ona nikomu tego nie mówi. Na tym polega ten styl.
- A jaki jest twój styl?
- Ja sobie lubię stylowo poględzić.
- Czekaj, chwila. To ja jestem teraz nauczany zen?
- Wszyscy są nauczani, każda bieżąca chwila nas go naucza. Ale to już jest filozofowanie, a tak ględzić akurat nie lubię.
- Zaraz, ale gdy wrzucę na gugle filozofia zen to mi wyskoczy mnóstwo odnośników. Gdy kliknę zasady zen, to też mi wyskoczy. To jak to jest?
- To nie jest ani filozofia, ani zasady zen, tylko co najwyżej wynik myślenia różnych ludzi, którzy...
- Którzy praktykują zen?
- Niekoniecznie. Wystarczy tylko, że coś tam na ten temat usłyszeli. Gdy się porządnie praktykuje zen, to się rzadko takie bzdury wymyśla. Zen nie tworzy żadnych zasad. Co prawda ma pewną swoją bazę teoretyczną, ale bardzo ograniczoną, więc trudno ją traktować jako filozofię. To by było tak samo głupie, jak nazywanie ateizmu światopoglądem.
- A co jest celem praktyki zen?
- Nic.
Tym razem znowu Zula wyręczyła Zoję, tylko ustnie. Ta zaś wykorzystała ten moment, aby napić się ze swojego kubka. Po czym dodała:
- Dokładnie. Praktyka zen nie ma celu.
- To po co ludzie ją uprawiają?
- Dla jej spodziewanych skutków. Bo brak celu wcale nie oznacza, że ich nie ma. Jest ich sporo, choć nie są bynajmniej nieuchronne. 
- Słyszałem kiedyś, że celem medytacji zen jest święty spokój.
- Święty spokój to tylko jeden z tych skutków, choć również nie musi się go doznać. Aha, powiedziałeś medytacja. To także jest pewna świnka językowa. Słowo zen to japońska wersja chińskiego chan, które ktoś tam kiedyś tam przetłumaczył na medytacja. Tymczasem to jest błędne tłumaczenie.
- Jakie jest prawidłowe?
- Nie wiem, nikt chyba tego nie wie. Być może wcale go nie ma. Bo to, co się dzieje podczas tej praktyki niekoniecznie daje się opisać słowami. Słowami, czyli myśleniem. Zen to również czucie. Nie zawsze da się ująć myśleniem to czucie, przeważnie nie, albo co najwyżej dokonasz pewnego przybliżenia. Ludzie są bardzo dumni ze swojego myślenia, tymczasem najczęściej tworzą sobie problemy tym myśleniem. Można by rzec, że zen to jest takie lekarstwo na nadmiar tego myślenia. Według mnie, to tylko moje prywatne zdanie, lepsze niż narkotyki, lepsze nawet, niż marycha. Lepsze też, niż medytacja.
- Chcesz mi powiedzieć, że praktyka zen to nie medytacja?
- Chcę, więc tak mówię. Instrukcja do praktyki zen jest szalenie lakoniczna: siadaj i siedź. To wszystko na ten temat.
- Ale...
- Czekaj, jeszcze nie skończyłam. Okazuje się, że dla wielu ludzi chorych na nadmiar myślenia ta prosta instrukcja jest za prosta, tym samym za trudna. Więc aby im to trochę ułatwić wymyślono kilka tricków, które są medytacją. Na przykład liczenie oddechów, jakieś tam mantry, czy jeszcze inne patenty. 
- Tak, słyszałem coś o tym liczeniu. 
- To jest niezły sposób na początek. Liczysz sobie te oddechy od jednego do dziesięciu na przykład, potem od nowa, czy jak tam sobie chcesz, skupiasz się na tym, po jakimś czasie coraz mniej, coraz mniej, wreszcie zostaje czysta obecność. To jest chyba najlepsza definicja praktyki zen: ćwiczenie obecności. Po prostu jesteś. Do tego jesteś najbliżej realu, jeśli taki w ogóle istnieje. Ale to jeszcze nie koniec, to raczej dopiero początek.
Tu Zoja przerwała, sięgnęła po kubek, Karyna jej nie przerwała, Kosma też, za to Zula nadal oglądała coś za oknem, zapewne, jeśli wierzyć jej słowom, dalszy ciąg gry w świnkę i pastuszkę. Wreszcie Zoja przerwała przerwę, przywróciwszy na twarz swój wciąż czarujący uśmiech zaczęła ględzić dalej:
- Zazen oznacza siedzieć zen. Ktoś wpadł na to, że ta pozycja jest najlepsza, ale można też stać, chodzić, ciukać panienkę lub chłopczyka, pić herbatę, stawiać kloca, czy nawet leżeć. Aczkolwiek to ostatnie może spowodować, że się zaśnie. Ale może to dobrze. Jest taka fajna metafora, że zen nie siedzi się zadkiem, tylko umysłem. Efekt jest taki, że praktykuje się zen cały czas. No, może prawie cały czas, bo przecież fajnie jest sobie tak czasem odjechać umysłem, nawet porządnie odjechać. Ale to już kwestia gustu.
Zoja znowu sięgnęła po kubek, za to odezwała się Karyna, która od pewnego czasu siedziała cicho jak myszka:
- Kosma, czy to jest wszystko dla ciebie jasne? Wcale zresztą nie musi, ale czy jasne jest, że żadnego buddyzmu nie musi być? Na świecie jest sporo ludzi, którzy na ten temat słowa nawet nie słyszeli, mimo to można śmiało ich uznać za oświeconych.
Zula na chwilę odwróciła głowę od okna, aby spojrzeć z uznaniem na Karynę. Ale tylko na chwilę, bardzo krótką zresztą. Za to Kosma zapytał:
- A czym jest oświecenie?
- Też jednym z możliwych efektów praktyki zen.
Zula znów spojrzała z uznaniem na Karynę, ale też trwało to chwilę, dość podobną do poprzedniej, tylko inną. Za to Zoja podjęła wykład:
- To wszystko opowiadam ci tylko po to, żebyś sobie uzmysłowił, jak zbędny jest ten buddyzm, gdy się zajmujesz zenem. Ale to wszystko nie oznacza, żeby się od niego całkiem odcinać, czy wyrzucić na śmietnik. Jakby nie było, większość znanych mistrzów zen to byli buddyści. Dodam jeszcze na koniec, że ten zen bez buddyzmu jest dosyć nowym pomysłem ludzi Zachodu. Na Wschodzie jest to wciąż koncept nie do przyjęcia. Na Zachodzie było zresztą dość ciekawie, bo gdy zen tam dotarł, spłycono go do bólu skupiając się tylko na efekcie świętego spokoju. Dopiero po jakimś czasie zajęto tematem obszerniej. Ale na ten temat może innym razem. Zmęczyłam się. 
Kosma uśmiechnął się mówiąc:
- Ja chyba też. Muszę to wszystko przemyśleć.
W tym momencie Karyna rzuciła:
- Tylko nie myśl za dużo, bo jeszcze głupot nawymyślasz, a jak jeszcze głupio napiszesz, to wiesz, co się stanie.
- Nie wiem, czy napiszę, chętnie bym tu do was wpadł jeszcze za tydzień, po tych moich przemyśleniach. Mogę?
- Możesz.
Mówiąc to Zula dołączyła do reszty przy stoliku siadając przy tymże stoliku, po czym pokazując na okno dodała:
- Tam też się chyba raczej zmęczyli.
Zmęczył się też Dalszy Ciąg i choć co prawda całe spotkanie jeszcze trochę trwało, to on uznał, że Kawiarnia przed monitorami też chyba może być już zmęczona, więc przetransformował się na...
Koniec

13 czerwca 2023

CIASTECZKA /wielowiekowe nieporozumienie/ part 1/2

- Zulka, przycisz ten marychofobiczny kawałek!
- Ojtamojtam! Ale refren jaki uniwersalny!
- Tak, tylko przez ten refren Karyny nie słyszę.
- A co ona chce?
- Właśnie nie wiem, bo nie słyszę.
- No, już dobrze, moje ty cycki wszechświetlne.
Muzyka ucichła, a wtedy Zoja spytała telefon:
- To mówisz, że kto to jest?
- ...
- A jakie pismo reprezentuje?
- ...
- Aha. Dobra, dawaj go tu!
- ...
- Ja ciebie też.
Gdy Zoja odłożyła aparat Zula spytała:
- O co chodzi kochanie?
- Nic specjalnego. Karynka przyjdzie z kumplem w niedzielę.
- Kumple Karyny naszymi kumplami.
- Tak, a Zenki Zenkami.
- No właśnie, jakoś nigdy jeszcze nam go nie przedstawiła. To ma być nasza najlepsza psiapsióła? Przecież go jej nie przelecimy. Nie wiem, jak ty, ale ja na pewno. A ten kumpel to kto?
- Dziennikarz. Z jakiejś gazetki ezoterycznej. 
- Podobno pismaki z pism hobbystycznych są najmniej popsute.
- No, ja tam chyba nie wiem. Pewnie tak jest w brydżu albo w modelarstwie samolocików, ale ezoteryka to szersze pole do łgania, niż polityka.
- Wiesz co? Może zaufajmy naszej Karynce.
- Nigdy nie myślałam, że aż tak ją lubisz.
- Ależ ja ją kocham. Od czasu, gdy zaczęła się depilować, to chętnie bym jej wszystko wylizała. Ale mimo to jednak wolę ciebie.
- Ciiicho, wiem...
Zaufały. Tedy to w niedzielę po południu do mieszkania naszych ulubionych bohaterek wkroczyła Karyna plus jej protegowany. Krótki rytuał powitalny ujawnił, że ma on na imię Kosma. Gdy wszyscy rozsiedli się dookoła stolika Zoja z czarującym uśmiechem zapytała gościa:
- To co chcesz robić? Jak chcesz się bawić?
Zula parsknęła śmiechem. Karyna spojrzała na nią, ale po chwili jej twarz roświetlił blask zrozumienia i sama zaczęła się śmiać. Kosma jednak robił wrażenie, jakby nie zrozumiał.
- Chciałem tylko was poznać i trochę pogadać, a potem, ewentualnie, za waszą zgodą coś napisać. Trochę tu jestem służbowo, trochę prywatnie.
- Już gadamy. A pisać potem możesz co chcesz.
Tu Karyna żachnęła się:
- Żadne co chcesz. Ja to zautoryzuję. Jak napiszesz Kosma jakieś bdury, to mój Zenek wyrwie ci jaja, wsadzi ci w dziób, a ja poprawię torebką po głowie. Znaczy plecaczkiem, bo torebki nie używam.
Ogólny śmiech mocno wyluzował lekko napięty klimat. Zoja jednak była uparta i z wciąż czarującym uśmiechem kontynuowała indagację:
- Fajnie, ale na jaki temat chcesz pogadać?
- Głównie na temat buddyzmu zen.
Zula nagle wstała od stołu ze słowami:
- No, to ja już już się nagadałam na ten temat. Idę teraz do kuchni zrobić coś do picia. Zojka - wiem, Karynka - wiem, a tobie Kosmo...
Na chwilę zawiesiła głos.
- Też już wiem. Intuicja to moje drugie imię.
Po czym wyszła do kuchni. Kosma spojrzał pytająco na Zoję, ta zaś wciąż nie przestawała sie czarująco uśmiechać.
- Widzisz, na temat buddyzmu wiemy więcej, niż randomowy wpychel idący ulicą, tylko cała rzecz polega na tym, że nas to za bardzo nie interesuje, nie zajmujemy się tym wcale.
Tym razem Kosma spojrzał na Karynę.
- Przecież powiedziałaś, że...
- O buddyzmie nic ci nie mówiłam. Nawet nie użyłam tego słowa. Zoja i Zula to są mistrzynie zen, a nie żadnego jakiegoś tam kurwa buddyzmu.
Dziennikarz westchnął:
- To ja już nic nie rozumiem. Przecież zen to...
Wciąż czarująco uśmiechnięta Zoja przerwała mu:
- Przecież nie to. Za to ja ciebie doskonale rozumiem. Zaraz ci to wszystko jakoś wyjaśnię. Zulka nie lubi za wiele gadać, woli walić prosto po oczach, minimum słów. Ale ja jestem inna, niż moja najdroższa kobieta. Lubię sobie poględzić. To się nazywa leczyć słowami chorobę nadmiaru słów, na którą cierpi większość ludzi. Tylko niech ona wreszcie przyniesie to nasze coś do picia. Kochanie, napój spragnionych, przynajmniej mnie!
Już po chwili faktycznie do pokoju weszła Zula niosąc tacę pełną różnych różności, za nią zaś wszmyrgnął się Dalszy Ciąg, który niebawem nastąpi, przy okazji zaś skończy ten dwuodcinkowy serial. Od Kawiarni nie ma na razie zbytnich oczekiwań co do komentarzy, wiele z nich może być zresztą przedwczesnych, poza tym bezsensownych, więc po co ma sobie to robić? Próba wyłudzenia spojlera na pewno nie zakończy się sukcesem. Za to jest jedno pytanie: dlaczego Zula parsknęła śmiechem wtedy, gdy parsknęła?