29 kwietnia 2021

CIASTECZKA (suplement)

Dzisiejszy mistrz zen nie był aż tak oldskulowy, jak bohater poprzedniej opowiastki, co więcej, wcale nie miał kija. To znaczy może jakiś miał, ale nigdy go nikt z tym kijem nie widział. Ale za to bardzo lubił się nagadać. Często zbierał swoich uczniów razem, po czym pindolił, pindolił, nieraz aż do znudzenia. Któregoś dnia odwiedził go MIstrz Wszystkich Mistrzów Zen. Gdy pokrzepiali się herbatką, przybysz zapytał uprzejmie:
- Czy mogę sprawdzić umysły twoich uczniów?
- Teraz?
- No, a czemu nie?
- Okay, to w sumie może być ciekawe doświadczenie.
Mistrz wezwał kilku uczniów, którzy akurat nie mieli innych zajęć i byli pod ręką. Pomysł szybkiego mondo z Mistrzem Wszystkich Mistrzów bardzo im się spodobał, więc ochoczo usiedli w kolejce przed pokojem gościnnym, który tenże zajmował. Zaś mistrz gospodarz poszedł był do kuchni, aby przygotować dla gościa jakiś poczęstunek. Gdy już było po wszystkim, obaj zasiedli do kolacji, bynajmniej nieformalnej, tedy więc odbywała się ona francuskim stylem: jedzenie plus gadanie o dupie maryni. Wreszcie Mistrz Wszystkich Mistrzów zapytał:
- Jutro rano wyjeżdżam, ale zanim wyjadę, to...
- Możesz. To byłby dla mnie zaszczyt.
Takim to sposobem nazajutrz rano, po porannym zazen wszyscy zostali razem, aby wysłuchać mowy swojego mistrza. Ten się pojawił, jednak przycupnął gdzieś na boku, zaś jego zwyczajowe miejsce zajął Mistrz Wszystkich Mistrzów. Po chwili ciszy nagle wstał i głośno krzyknął:
- GUCIO!!!
Po czym wyszedł. Na sali nastąpiła istna konsternacja. Wszyscy obskoczyli swojego mistrza zarzucając go pytaniami:
- Co to było?
- O co mu chodziło?
- Co to miało znaczyć?
Ten jednak uśmiechnął się tylko i wyszedł bez słowa. Odprowadził Mistrza Wszystkich Mistrzów na przystanek, zaś gdy wrócił nadal był molestowany przez uczniów żądających wyjaśnień. Wreszcie jednak odezwał się mówiąc:
- Okay, cicho. Wyjaśnię wam znaczenie mowy Mistrza Wszystkich Mistrzów. Wyjaśnię detalicznie i wyczerpująco. Za pięć minut przyjdę do was.
Gdy przyszedł, wszyscy czekali w milczeniu, w niemym oczekiwaniu. Mistrz usiadł na swoim miejscu, po chwili zaś wstał i głośno krzyknął:
- GUCIO!!!
Po czym wyszedł z sali.

= = = = = = =
Posłowie:
Grażyna i Janusz poszli do kina na film historyczny. Po seansie spotkali się ze znajomymi w kawiarni. Wspomnieli im, że właśnie byli w kinie, zaś na pytanie o film, o jego treść odpowiedzieli:
- Strzelali. I popcorn był jakiś przypalony.
Na tym rozmowa o filmie się zakończyła...

17 kwietnia 2021

Intuicja - jak to działa?

Brydż jest grą strategiczną z ograniczoną informacją, co oznacza, że zawodnik wiele decyzji podejmuje w warunkach niepewności bazując na rachunku prawdopodobieństwa. Aby być dobrym graczem trzeba mieć opanowany warsztat techniczny, znać na pamięć pewne bazowe szanse, trzeba też umieć je wyliczyć przy stoliku, jeśli jest taka potrzeba, trzeba logicznie rozumować, jednak gracz wybitny ma jeszcze coś. Nazywa się to "intuicja", która interweniuje, gdy nie ma warunków na zbyt dokładną analizę lub brakuje do niej wystarczających przesłanek. Co więcej, podpowiada ona czasem zagranie wbrew teorii, logice, wbrew szansom matematycznym.
Zostawmy na chwilę ten brydż i może zacznijmy od podstaw. Otóż człowiek percepuje świat za pomocą pięciu zmysłów, zbierając dane, informacje na jego temat. Filozoficzną kwestię na ile one się pokrywają ze stanem faktycznym, na ile zaś są to tylko jego iluzje pomińmy, nie jest ona teraz dla nas ważna. Te wszystkie dane są zapamiętywane zależnie od stopnia ich ważności dla osobnika, tudzież jakości jego pamięci. Są to informacje postrzegane świadomie, ale oprócz nich umysł rejestruje mnóstwo bitów, na które świadomość nie zwraca uwagi. Tych bitów jest co najmniej rząd wielkości więcej, niż tych świadomie zapamiętanych. Nimi zajmuje się podświadomość, która je magazynuje jak leci, po czym przetwarza już po swojemu. Niestety nie znamy algorytmów, którymi się posługuje, można wręcz uznać, że jest to taka "czarna skrzynka", której budowę /hardware/ bada neurologia mając nawet niezłe wyniki w tej materii, jednak psychologia, która zajmuje się oprogramowaniem /software/ wciąż jeszcze wie niewiele. Te bity informacji są niczym "przydaśki", często nigdy nie używane, ale bywa też nieraz tak, że gdy człowiek ma podjąć jakąś decyzję, podświadomość wtrąca swoje trzy grosze, dostarcza świadomości nieco danych. Ten przekaz informacji to jest właśnie INTUICJA, na tym to dokładnie polega. Jest tylko jeden problem, nawet kilka, ale wróćmy na chwilę do naszego brydżysty.
Bywa czasem tak, że ma on dwa zagrania do wyboru, oba mają tą samą szansę powodzenia 50%, jednak oba naraz się wykluczają. Takich sytuacji brydżyści na pewnym poziomie wybitnie nie lubią. Gracze nazywają to "palcówką", gdyż (w sytuacji rozgrywkowej) wszystko zależy od palców, którą kartę wybiorą randomowo. Niemniej jednak czasem się to zdarza, wtedy zaś gracz wybitny ma jeszcze intuicję do dyspozycji. Dokładnie to rzecz wygląda tak, że podświadomość dokonuje szybkiej analizy statystycznej wcześniej rozegranych podobnych rozdań, ich wyników zależnie od decyzji, po czym podszeptuje właściwy jej zdaniem wybór. Dlatego słuszną jest znana fraza: "doświadczenie intuicją zwane". Bo czym jest doświadczenie? Niczym więcej, jak tylko zbiorem informacji na temat pewnych wydarzeń, zaś to, czy rejestrujemy je świadomie, czy podświadomie jest kompletnie bez znaczenia.
Jako że intuicja mi mówi, iż w komentarzach mogą zaistnieć głupawe wypowiedzi wybitnie "na temat" w stylu "nie umiem grać w brydża"
, tedy użyjmy innego przykładu. Gdy człowiek kłamie, czyli świadomie przekazuje fałszywą informację, często zdradza go mimika, głos lub mowa ciała. Niektórzy potrafią to dość dobrze ukryć, łgać z "kamienną twarzą", ale do rzadkości należy, aby robili to perfekcyjnie. Na poziomie świadomym nieraz dajemy się zmylić, ale czasem czujemy, że coś jest "nie tak". To jest właśnie intuicja. Kiedyś byliśmy okłamani, podświadomość zarejestrowała była mikro detale mimiki kłamcy, skojarzyła sobie te fakty, zauważyła podobieństwa do bieżącego rozmówcy, po czym wysłała ostrzegawczy komunikat do świadomości. Proste, nieprawdaż?
Reasumując: Intuicja to nie jest żaden tam "szósty", czy dziesiąty zmysł, gdyż podświadomość używa tych samych, co świadomość. Nie jest to żaden "głos znikąd" działający randomowo nie dający się racjonalnie wyjaśnić. Jest to dokładnie przekaz informacji od podświadomości, tej części umysłu, której nie kontrolujemy, do świadomości. Choć intuicję postrzegamy jako coś irracjonalnego, de facto jest to efekt racjonalnego (w swej intencji) działania podświadomości na rzecz całości organizmu.
Niemniej jednak nie jest to mechanizm doskonały. Często się mawia, że intuicja bywa omylna lub zawodna. Czy na pewno? No cóż, mózg ludzki jest niczym ultra skomplikowany komputer, zaś nawet prosty arytmometr elektroniczny może doznać przekłamania "na łączach", tedy więc może błędnie przetworzyć dane. Detalami technicznymi tych przekłamań już się nie będziemy zajmować, to już niech ogarnia neurologia czy też nawet mechanika kwantowa. Ale jest jeszcze drugi motyw tej sprawy, o wiele ważniejszy. Rzecz polega na tym, że świadomość nie do końca potrafi otrzymany komunikat poprawnie odczytać, zaś sama podświadomość nie kwapi się wcale, aby jej to uławiać. Więc jakąż dla nas wartość ma list, z którego rozumiemy tylko pojedyncze słowa, do tego też niekoniecznie? Jednak puenta jest taka, że to raczej my jesteśmy omylni, dokładniej zaś leniwi, bo nie chce nam się tego języka uczyć. Podświadomość nie umie "po ludzku", tak została już "narysowana", że gada tylko po swojemu. Jest to pewien defekt gatunku ludzkiego, inne raczej ze sobą nie mają takiego problemu.
Jednak doświadczenie to jeszcze nie wszystko. Podświadomość oprócz bitów zapisanych podczas życia ma jeszcze do dyspozycji pewną bazę danych przekazaną genetycznie. Nic to jednak nie zmienia, jeśli chodzi o sam mechanizm intuicji.
Natomiast nieco osobniejszą sprawą jest przeczucie oparte na emocjach. Jest to po prostu iluzja powstała dzięki tym emocjom na bazie bieżących wydarzeń. Ktoś uznał, że popełnił błąd, marnie się z tym czuje, więc tworzy sobie wizję przykrych skutków tego błędu. Ktoś przeżył radosne wydarzenie, więc tworzy sobie wizję, że jutro też będzie miło. Tego nie tworzy podświadomość, lecz powstaje na pograniczu tejże oraz świadomości. Nie jest to jednak intuicja i można to kontrolować. Intuicji kontrolować nie można, ale można "ogłuchnąć" na nią, nie przyjmować do wiadomości jej przekazu, po prostu olewać to.
Na koniec uwaga językowa, terminologiczna. Słowo "intuicja" nie jest określeniem ściśle naukowym, używane bywa w różnych kontekstach. Na przykład "rozumowanie intuicyjne", które jest nieco osobną sprawą. Często też mówi się na temat "intuicyjności" czegoś jako metaforę nieokreśloności znaczeniowej, nieuchwytnej do końca za pomocą ścisłych definicji. Mówimy wtedy zwykle, że "wiemy, o co chodzi" i dalej się nie bawimy detalami. Jeszcze inną kwestią jest intuicyjne znaczenie pewnych pojęć matematycznych. Ale to wszystko jest już jakby obok tematu.
I to by było na tyle...
.

13 kwietnia 2021

Słodki Ból

Nie znam oryginalnej nazwy, zaś patent poznałem wiele lat temu, gdy gościłem u krysznowców na obrzędzie plus after party z okazji jakiegoś ich religijnego święta. W necie można znaleźć mnóstwo pomysłów na wszelakie wynalazki kulinarne, nieraz bardzo, bardzo wyrafinowane, ale jako że piękno często tkwi w prostocie, tedy Słodki Ból wcale przy tym nie wypada tak źle.
Składniki do wersji bazowej:
Jabłka
Miód
Chili (suszone)
Ilości i proporcje dobieramy "na intuicję", nie żałujemy jednak ani miodu, ani chili. Jakby nie było ma być słodko i ma boleć!
Jabłka ucieramy razem ze skórką po uprzednim wyjęciu gniazdek nasiennych. Chili mielimy na proszek. Wszystko razem mieszamy na w miarę jednolitą masę.
Koniec przepisu.
Można spożywać jako oddzielne danie, deser, można stosować jak dodatek do innych potraw. Co prawda krysznowcy jadają wege, ale jeśli ktoś nie jest wege, to Słodki Ból może się sprawdzić jako analogia żurawiny do mięs. Niezłym pomysłem mogą być naleśniki z otrzymaną tym sposobem masą lub posmarowanie nią omletu. Pole do eksperymentowania jest wręcz nieograniczone.
Warianty:
Obok jabłek lub zamiast nich można użyć gruszek.
Zamiast miodu może być syrop klonowy lub brązowy cukier.
Można też dietetycznie zminimalizować cukry proste i użyć stewii lub ksylitolu, ale spożycie zbyt dużej ich dawki jest zachowaniem ryzykownym grożącym wylądowaniem na dzbanie w trybie nagłym. Na to jest pewien sposób: mieszamy wspomniane z inuliną, też naturalnym składnikiem. Co więcej, takiż to mix ma smak bardziej zbliżony do cukru. Niemniej jednak warto sprawdzić, czy nam taka słodycz pasuje, poza tym to drożej wychodzi.
Mile widziane są cynamon i utarty imbir.
Ciekawym pomysłem są też drobno posiekane suszone daktyle, śliwki, morele, figi czy też rodzynki. Przy pomocy blendera kończymy dzieło, zaś gdy masa wydaje nam się zbyt gęsta możemy to skorygować dodając na przykład jakiegoś rzadszego owocu, jak puszkowany ananas, czy też brzoskwinia lub też samego sosu. Trzeba jednak pamiętać, że te dodatki również są słodkie, więc wymagają kolejnej porcyjki chili dla równowagi.  
Jak widać, czym więcej składników, tym dalej od oryginału, takie lecso, ratatouille, czy też bigos wychodzi, ale nie będziemy z tego przecież robić problemu.
Na koniec wersja minimalistyczna. Polega to na tym, że bierzemy suszoną papryczkę chili za ogonek, zanurzamy w miodzie, chwilę mieszamy, dziubdziamy nią tam chwilę, po czym tkamy ją sobie do dzioba uważając tylko, żeby nie kapło. Ot, przekąska taka...
Bon appetit 😋

09 kwietnia 2021

CIASTECZKA

Pewnego dnia pewien mistrz zen wezwał do siebie kilku uczniów, aby sprawdzić ich umysły, ich postępy w ich praktyce. Gdy już doń przyszli, usiedli sobie w kółeczku pospołu, postawił był na środku podłogi talerzyk z ciasteczkami, po czym zapytał:
- Co to jest?
Pierwszy uczeń odpowiedział:
- Talerzyk z ciasteczkami.
Mistrz zdzielił go kijem mówiąc:
- Błąd! Nie pytałem o słowa. Nie pytałem o nazwę. Następny.
Drugi uczeń odparł:
- Na pewno nie jest to wiadro wody.
Mistrz zdzielił go kijem mówiąc:
- Błąd! Przekombinowane. Za dużo myślisz. Następny.
Trzeci uczeń uderzył dłonią w podłogę. Mistrz zapytał:
- To wszystko?
Uczeń milczał. Mistrz zdzielił go kijem mówiąc:
- Zacząłeś dobrze, odciąłeś myślenie, ale co dalej? Następny.
Czwarty uczeń bez słowa sięgnął ręką do talerzyka, wziął jedno ciasteczko i je zjadł. Mistrz pokiwał głową z aprobatą i rzekł:
- Dobre. Właściwe rozpoznanie, właściwe działanie. Następny.
Piąty uczeń sięgnął po ciasteczko, już wkładał je do ust, gdy mistrz zdzielił go kijem ze słowami:
-  Idiota! Umiesz tylko małpować innych. Następny.
Szósty uczeń chwycił pozostałe ciasteczka, włożył je sobie do ust, szybko je przeżuł, zaś gdy przełknął oświadczył:
- Nie ma ciasteczek, nie ma problemu.
Mistrz pokiwał głową, po czym zdzielił go kijem mówiąc:
- Prawie dobrze, ale tylko prawie. Następny.
Siódmy, ostatni uczeń chwycił za talerzyk i wyszedł z pokoju. Gdy wrócił mistrz zapytał:
- Gdzie byłeś?
- W kuchni. Umyłem talerzyk i odstawiłem na suszarkę.
Mistrz uśmiechnął się i stwierdził:
- No! I teraz faktycznie nie ma problemu.

= = = = = = =
Tak na dobrą sprawę, to ta powyższa historyjka wyczerpuje temat odpowiedzi na pytanie (pod)tytułowe. Zen jest naprawdę bardzo prosty, niczym konstrukcja kija. Jest ciasteczko - jesz ciasteczko. Albo nie jesz, kwestia gustu, chwilowej ochoty lub długofalowej strategii pro-zdrowotnej. Jest talerzyk do umycia - myjesz talerzyk. Albo wkręcasz kogoś, żeby to zrobił. Każde słowo więcej na temat zen to już takie tam tylko jałowe bajdurzenie, które więcej mąci, niż wyjaśnia. Bo tak naprawdę nie ma tu nic do wyjaśniania. Jest tylko TO, dokładnie takie, jakie jest.
= = = = = = =
Wiosna przejmuje rządy
Umysł nie umie
Pojąć siebie samego
Głupia małpa buduje
Pałace z kocich sików

= = = = = = =
Keep "NIE WIEM" mind.
Rośnijcie w siłę i bawcie się dobrze.