24 lutego 2020

Trzy trucizny umysłu (tanka)

Nie zima i nie wiosna
Stołówka czynna
Sikorki biesiadują
Kot śpi na kaloryferze
Nic nie wie o sikorkach

 

Komentarz:
Sikorki nie boją się, że już niedługo im zniknie darmowy bar. Kot nie zadręcza się zmorami zabitych ostatnio sikorek. Sikorki nie wstydzą się swojego zachowania przy jedzeniu, kot nie wstydzi się swojego spania. Tylko naga małpa ciągle myśli za wiele, truje swój umysł lękiem, wstydem i poczuciem winy. To jest chore, więc po co to sobie robi? Dlaczego tak wielu ludzi nie chce po prostu BYĆ? Na przykład dokarmiać sikorki, patrzeć jak dokazują, głaskać lub tarmosić kota, jarać blanty, słuchać muzyki i miziać się z bliską osobą? Czasem też rzecz jasna zarobić jakieś pieniądze, choćby na karmę dla tego kota. Nawet nieraz mocno się sprężyć przy robocie. To już nie chodzi o konkrety, detale tego, co się robi, bo to kwestia gustu i wyboru. Nie zawsze zresztą jest wybór, wtedy trzeba być twardym. Ale mimo to też można dać radę, świetnie się bawić życiem. Najważniejsze jest, aby niczego się nie bać, niczego nie wstydzić, niczego nie żałować. Wtedy jest LUZ...

10 lutego 2020

ŚWINKA NA BRZEGU KAŁUŻY

To jest historia prawdziwa, bo znam ją od znajomego, który zna ją od swojego znajomego. Było tak:
Chuck i Huck w jednym spali łóżku. Łóżko było nader zacne, wielki, porządny kopulodrom. Ale od razu zaznaczmy, że to nie byli geje, żadnych takich pomysłów. Heteryczni chłopacy to byli, co to tylko z dziewczynami. To co się więc stało? Nic takiego, po prostu "była akademia". Jako, że nie dla wszystkich to może być jasne, tedy zacznijmy od początku po kolei:
Otóż Chuck poprzedniej nocy na ostro się pożarł ze swoją babe, lady, żabką, żoną, czy jak ją tam zwał. Nie ma sensu omawiać, co kto komu i kto miał rację, bo rację ma ta strona, która ma chałupę. Chałupa to może za dużo powiedziane, tym razem to była tylko kawalerka. To jest jednak mało ważne. Tu wyszło tak, że wyszła ona. Na klatkę schodową wyszła, przy jego pomocy trochę, za nią zaś wyszła walizka, czy jakiś tam inny bagaż. Ale to nie koniec akcji, tylko dopiero początek. Minęła godzina, po czym do drzwi zapukał, tak zapukał, bo dzwonek akurat zepsuty, niejaki Huck. Powiedzmy, że to był kolega z wojska, czy skądś tam. To jest bez znaczenia, bo żeby mieć kolegów z wojska wcale nie trzeba się dać zapakować do tegoż wojska. Okazało się że Huck jest świeżo po takiej samej prawie akcji, co kobitka Chucka, była już zresztą, przynajmniej na tą chwilę. Różnica była tylko taka, że to on nie miał racji. No, i weź tu teraz nie poratuj kolegi z wojska. Aż tak asertywny Chuck już nie był. Niemniej jednak sprawę postawił konkretnie: zero zalęgania się, trzy dni i wypad! Propozycja zaiste nie do odrzucenia. Zawarto męską umowę, nie obyło się rzecz jasna bez kluczowego punktu na temat sikania do umywalki.
Po części oficjalnej nadszedł czas na tą artystyczną. Pora była artystyczna niejako, bo to był ostatni dzień roku. Nie dało się tego olać, bo już od południa wrogowie zwierzaków, tych innych niż człowiek, dawali ognia, takie tam pierwsze konkretne rozkrętki. Zaistniała jednak taka sytuacja, że ani Chuck, ani Huck nie mieli koncepcji na spędzenie tego czasu, co więcej, nie chcieli jej mieć. Koncepcja była tylko jedna: wykonać falstart sylwestrowy. Co to jest taki falstart? To jest sytuacja wtedy, gdy ktoś zaczyna się narkotyzować podczas pierwszych strzelań, gdy większość pań nie ma jeszcze pomysła na to, co na siebie włożyć na imprezę. Co do samej substancji zmieniającej świadomość duet Chuck plus Huck też nie mieli koncepcji. Wybrali wariant najprostszy. Poszli na dół do jakiegoś tam płaza, po czym nabyli stosowną ilość popularnego, do tego legalnego narkotyku. Ile? Tego nie wiadomo, ważne jest że tyle, co by potem nie ganiać, jak się zużyje.
Po powrocie zaczęli sesję narkotykową. Tudzież debatę werbalną, integralny element takiej sesji. Co było omawiane? Dużo spraw, to jest jednak mało istotne. Tędy, czy owędy szybko zeszło na dupy. Tak to sobie szkicowo nazwijmy. Nie wszystkie jednak, tylko na razie te, które ostatnio przyczyniły się, biernie lub czynnie, do wspomnianej sesji. Po wypłakaniu swoich rzek dwaj Janusze doszli do finału, podsumowania tematu. Było krótkie, zwięzłe, "po męsku": ZERO DUP. Znaczy kobiet, tak to miało znaczyć. Zaklęli się byli na Słońce, Batmana, homary plus włoszczyznę, przybili, przepluli, przyklepali. Na tym powoli zakończyli, coś tam jeszcze marudzili bez znaczenia, po czym poszli do łóżka. Spać poszli rzecz jasna, tak to należy rozumieć. Nie zbudziło ich nawet noworoczne łomotanie antyanimalsów o północy.
Jako że po nocy przychodzi dzień, a po pewnej dozie spania spać już się nie chce, pora nadeszła na wstawanie. Pić trza umić, co oznacza też zabezpieczenie sobie komfortu poranka. Było takowe, po godnej lufie schowanej gdzieś tam, tyle co trzeba, nie więcej, aby się nie zaszczepić. Po czym ruch się zrobił w izbie, obaj wstali letko, jakieś tam symboliczne śniadanko oraz działania natury higienicznej. Kolejny punkt programu to wyjście na miasto. Każdy miał jakiś swój plan, typu do mamy na obiad, czy też do innej rodziny na jakieś tam małe ziemniaczki, czy coś w tym stylu. To już nas nie obchodzi, za chwilę skończymy ten monitoring. Skupimy się tylko może na tym, co się działo od wyjścia z bloku, do chwili rozstania obu panów na przystanku.
A co się działo? Tyle się działo, że gdzieś rura pękła, więc zalało cały rejon między blokami. Chuck i Huck stanęli na brzegu sporej kałuży, tak ją nazwijmy umownie, rozdarci wewnętrznie wyborem przed którym się znaleźli. Trawersować, czy jakoś iść naokoło, kawał drogi zresztą. Nie byli sami podczas tego stania. wcześniej od nich na to miejsce przybyła pewna pani. Pani to jest trochę mało powiedziane. Hermetyczny męski język ma sporo określeń na takie nader fajne panie, więc może tylko tak ogólnie: elegancka kobietka, dość nieźle zwizażowana, cieleśnie wszystko mająca na swoim miejscu, pysio przemiłe, aż się wręcz proszące o bukkake, wiekowo nie żadna tam siusiara, tylko bardziej MILF-a. Co by tu jeszcze dodać? No tak, szpilki. To był kluczowy element sytuacji, bo ten sprzęt wyglądał gustownie, ale na pewno nie nadawał się do crossowania rozlewiska. Innymi słowy pokrótce: stoi sobie kawał zdrowej foczki nad kałużą i nie wie, co dalej.
Chuck jednak już wiedział. Podszedł, ukłonił się i zapytał:
- Pani pozwoli?
Po czym nie czekając na odpowiedź chwycił panią jedną ręką za jej rękę, drugą rękę wsunął pomiędzy jej uda, chwycił za nogę, wrzucił sobie panią na garba, po czym przeniósł ją przez obszar nieszczęścia. To się fachowo nazywa "chwyt strażacki", czy jakoś tam. Potem postawił na drugim brzegu, zaś puszczając udo macnął jej krocze przez majty, tak dość subtelnie, mimochodem, niby niechcący. Ale na tym zakończył. Zapytał tylko troskliwie:
- Nie bolało?
Pani odpowiedziała niewerbalnie soczystym buziakiem, po czym szybko potruptała gdzieś tam sobie. Zaś Chuck wziął spojrzał na Hucka z niesmakiem, tudzież pytaniem:
- No, i na co kurwa czekasz? Płytka kałuża, wal po moich śladach.
Gdy szli już razem Huck przystanął i zapytał:
- Ty, no to jak to jest?
- Że niby co?
- Była umowa.
- Jaka umowa?
- Że ma być zero dup.
- Czy ty głupi jesteś? O telefon jej przecież nie pytałem. Chociaż faktycznie mogłem jakoś to inaczej rozegrać. Bo laska była prima sort. Ale wiesz, jakoś poszło inaczej.
- Nic nie rozumiesz. Zero dup, to zero dup. Umowa to umowa.
- To ty nic kurwa nie rozumiesz. Ja tą świnkę tylko przeniosłem przez kałużę. A ty ją niesiesz i niesiesz. Postaw ją wreszcie na glebie. Dorosła jest, wie, gdzie ma iść.

Na tym zakończmy tą opowiastkę. Powiastkę z przekazem zresztą, ale tegoż już nie objaśnimy. Pokazujemy kwiatek, jednak za nikogo się nie uśmiechniemy. Nie da się.
Rośnijcie w siłę i bawcie się dobrze.