31 maja 2022

ETOHIA - ZALANA PLANETA

W obliczeniach był błąd. Maribella od razu skonstatowała ten fakt, gdy tylko spojrzała na ekran. To na pewno nie była Bhangazmia, jej ulubiona planeta, na której zwykle spędzała urlopy między swoimi misjami. Zamiast pięknego, tryskającego arcyżywą zielenią globu astrogatorka ujrzała jakieś fioletowe nieporozumienie. Ale to nie był jej błąd. Dane celu skoku nadprzestrzennego wprowadziła całkiem prawidłowo, to już raczej nowa aktualizacja programu nawigacyjnego była jakaś nie tak.
- Co to, dyrba, w ogóle jest? HASH, ty kupo krzemowego złomu, reaguj! Do ciebie było to pytanie. Znowu śniłeś o elektrycznych owcach?
- Już jestem, już łączę wątki.
Głos HASH-a, pokładowego komputaplexa faktycznie robił wrażenie, jakby go obudzono ze snu. Po chwili przerwy odezwał się znowu:
- Dane są dość skąpe.
- Nie o to pytałam.
- Już, Maribello, luz. Układ gwiezdny Makabra... Nie, wróć! Macadamia.
- Gdzie to jest?
- Na pewno nie tam, gdzie Bhangazmia. Zupełnie inny rejon Galaktyki.
- Skąd się tu wzięliśmy? Nie masz mi nic do powiedzenia?
- Nie mam. Za błędy nawigacyjne odpowiada autonomiczny moduł UOSCH, nad którym, jak dobrze wiesz, nie mam żadnej kontroli.
- Faktycznie tępy ten moduł, jak łoś. Widzę jakąś planetę.
- Według danych biblioteki obrazów jest to Etohia.
- Kontynuuj, kontynuuj...
- Druga planeta układu, ziemiopodobna. Atmosfera zbliżona.
- Żyje tu coś?
- Niestety.
- Co to ma być za odpowiedź? Czy ciebie też zaktualizowano? Dodano jakąś aplikację oceniającą? Już ja sobie porozmawiam z serwisem kosmolotów po powrocie na Ziemię. Dlaczego niestety?
- Otóż Etohia jest zamieszkana przez humanoidalną, człekopodobną rasę rozumną. Ustrój polityczny - autokratyzm quasi totalitarny. Obowiązująca doktryna społeczna - alkoholizm obligatoryjny.
- Aha, i ta rasa ma być rozumna? Co to za doktryna ten cały alkoholizm? Wiem, to taka odmiana narkomanii, ale doktryna społeczna?  To jakieś chore.
- Mówiąc nienaukowo, to ten świat na gorzale stoi. Nawet nieźle stoi, bo eksportuje swoje wyroby do kilkuset układów w promieniu kilku tysięcy parseków. Podobno dobry materiał.
- Skąd te dane o tej dobroci?
- W bazie Encycklopaedia Galactica jest taka drobna wzmianka, był tu kiedyś jakiś Prox, opublikował nawet short reportaż.
- Ech, te Proxy. Same moczymordy. Coś jeszcze?
- Tak, coś jeszcze. Oprócz nakazu chlania, na Etohii obowiązuje totalny zakaz Świętego Zioła. Można iść siedzieć nawet za samo werbalne nawiązanie doń, choćby aluzją, nawet zawoalowaną.
- To logiczne. Zioło jest zagrożeniem dla ich porządku społecznego oraz fundamentów ekonomicznych. Tak, czy owak nic tu po nas. Jestem niepijąca, innych narkotyków też nie używam. Czyli ta planeta kompletnie mnie nie interesuje. Okay HASH, przetestuj wszystkie obwody, ja wprowadzę nowe dane do UOSH-a i robimy wypad.
Maribella ruszyła do konsoli sterowniczej. Po drodze przeciągnęła się nieco, podrapała po pupie, po czym sięgnęła po jointa do pojemnika. Przypaliła go, zaciągnęła się głęboko moszcząc na fotelu i westchnęła do ekranu:
- No, to bajbaj fioletowa paskudo. HASH, jak postępy?
- Za poźno.
- Co za późno?
- Mamy gości.
Te słowa potwierdziło głuche łomotanie od strony włazu, zaś interkom zahuczał bełkotliwie galaktyczną interlingwą:
- Otwierać! Granicja!
- Ale ja zaraz odlatuję.
- Zaraz to taka duża bakteria. Na razie to jesteś na orbicie stacjonarnej, która należy do obszaru Etohii. Musimy dokonać kontroli tego pojazdu. Nie radzę utrudniać czynności.
Tu wtrącił swoje HASH:
- On dobrze ci nie radzi. Jesteśmy namierzani przez drugi orbiter. Zanim zdążymy wystartować, to nas zestrzelą. Ja bym otworzył.
Maribella przygasiła blanta, sięgnęła po pilota i ruszyła do śluzy wejściowej. Gdy ta się otworzyła, do środka weszło trzech drabów ubranych jak hokeiści. Tylko bez łyżew, za to zamiast kijów dzierżyli jakieś rury, których wyloty wyraźnie pachniały trumną. Dwaj przystanęli, trzeci zaś, zapewne dowódca, co Maribella skonstatowała po bogatszym zdobieniu kombinezonu, podszedł do niej nieco chwiejnym krokiem.
- Buźka!
- Że co?
- Na pewno nie to, co myślisz. Chuchnij mi tu.
Mówiąc to dowódca podniósł drugą, nieuzbrojoną w niechybnie zabójczą rurę dłoń, która trzymała jakieś małe pudełeczko. Astrogatorka posłusznie wykonała polecenie.
- Ożżż! Zero. Zero promila, jak pragnę kielona!. Czyli mamy trzeźwiaczkę, złapaną na gorącym. Gdzie jest twoja wóda? Zresztą, co mnie to. Już masz kłopoty, tu jest dowód.
Granicjant potrząsnął pudełeczkiem i pociągnął nosem.
- Powiem więcej. Masz bardzo grube kłopoty. Niewyjęta czapa. Taka fajna dupcia nie powinna tak młodo umierać. No cóż, trudno, co robić, taka praca.
- Ale o co chodzi?
- To ty się jeszcze pytasz? Nie dość, że trzeźwiaczka, to marihuanistka. Chłopaki, zawijamy lachona. A tą jej całą latającą puszkę na magnetyczny hol i wracamy do bazy. Gdzie tu się wyłącza zespoły napędowe?
...
Na Etohii zbrodnia marihuanizmu była na mocy specdekretu samego Durak Duraka, władcy planety, traktowana postępowaniem błyskawicznym. Tyle dała radę dowiedzieć się Maribella po drodze od swoich konwojentów. Logiczne więc, że nie zaznała gościny miejscowego aresztu, tylko od razu trafiła do czegoś, co wyglądało na jakiś sąd. Zapewne sam wyrok też by ogłoszono błyskawicznie, gdyby nie fakt, że na sali wszyscy byli co najmniej pod wpływem. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro sama trzeźwość była już karalna. Surowo zresztą. Tak więc rozprawa bardziej przypominała pijacką wymianę wrzasków, niż poważny proces. Przewodniczący sądu bujał się na swoim fotelu za stołem i jedyne co komunikował, to frazę "zamknij się!", gdy astrogatorka próbowała coś powiedzieć. Wreszcie na koniec wybełkotał:
- Winna! Zlikwidować! Aha, cudzoziemcom przysługuje prawo wyboru mąk.. męk... męczeń... no tych, tortur wstępnych. Rzeknij tedy ślicznotko, co ci bardziej lube: szatkownica, czy łamignatnica?
Maribella była niezwykle nieustraszoną kobietą, ale teraz uznała, że czas być co najmniej przerażoną, bo sprawy wyglądały wyjątkowo nie tak. Jej ciało to potwiedziło, bo poczuła była nagle wilgoć w okolicach krocza i nie była to bynajmniej taka wilgoć, jaką niewiasty lubią generować. Innymi słowy to ujmując - zsikała się. Na pewno nie była w stanie odpowiedzieć na pytanie głównego sędziego, jej mózg produkował już tylko wewnętrzną mantrę interrogatywną: "beczeć, czy zemdleć?". Nagle jednak stało się coś, co odcięło jej te resztki myślenia:
- Wszyscy mordy w kubeł!
To chyba trzeba było brać na poważnie, bo na sali sądowej nagle ucichło. Za to pojawiła się nowa postać przedstawienia. Była to piękna kobieta, do tego mimo, że skąpo, to bogato ubrana. Weszła nie racząc nawet spojrzeć na nikogo, swój wzrok skupiła na Maribelli. Nie wyglądała na tak pijaną, jak inni, niemniej jednak na zbyt trzeźwą również. Podeszła do astrogatorki mówiąc:
- Niezła foczka z ciebie, moja Nefer Nefer.
Pod wpływem jej ciepłego spojrzenia Maribellę odetkało. Od razu odzyskała swoją standardową śmiałość, mimo że przed chwilą zmoczyła stringi:
- Ty jesteś Durak Durak?
- Nie. Można by rzec, że jestem tu druga po nim. On jest ustawodawczy, ja wykonawcza. Widzę pytania w twoich oczach, na które nie odpowiem.
- A na takie? Masz... Ma pani jakieś imię?
- Mam.
- To jak się mam zwracać?
- Wcale. Za dużo gadasz Nefer Nefer. Teraz ja mówię, reszta słuchać.
Przy tych słowach kobieta obróciła się do zebranych.
- Dlaczego nikt z was, mordy zapijaczone, nie poinformował mnie, że podsądna jest z Ziemi? Znacie historię naszego ludu? Pochodzi on właśnie stamtąd. Gdyby ktoś zapomniał, to pewna wyprawa eksploracyjna mocno popiła przed lotem, pomyliła dane celu, po czym trafiła tutaj. Nie mając paliwa na powrót załoga skolonizowała planetę, takim więc sposobem żyjemy, istniejemy. Ta laska to pierwsza Ziemianka, która tu trafiła od tamtego czasu. Dlatego, pomimo że popełniła była zbrodnię, dekretem nadzwyczajnym udzielam jej amnestii specjalnej.
Maribella nie zdzierżyła:
- To mogę sobie stąd odlecieć?
- Cicho! Jeszcze nie. Tak łatwo nie będzie. Amnestia nie dla idiotek. Odlecisz, jak przejdziesz próbę. Jutro. Teraz możesz mnie pocałować, Nefer Nefer. Tylko czule, namiętnie...
...
Maribella stała przed dwojgiem identycznych drzwi. Za jednymi miała być wolność, za drugimi coś, co nawet nie chciała wiedzieć, co. Ale po drodze była jeszcze jakaś siusiara robiąca wrażenie nawet trzeźwej, widać nieletnia. Wylosowano ją spośród dwóch sióstr. Jedna miała ponoć mówić zawsze prawdę, druga zawsze kłamać. Obie miały wiedzieć, które drzwi dokąd prowadzą, obie też dobrze znały siebie nawzajem. Zadaniem astrogatorki było wybrać któreś drzwi, ale przedtem jednak mogła zadać małolacie jedno pytanie, tak jednak sformułowane, aby odpowiedź brzmiała "tak" lub "nie".
Nagle zabrzmiało z głośnika:
- No, Nefer Nefer. Chyba wszystko jasne? Ale nie spiesz się, ja mam czas, ja poczekam. Jakby nie było, to sprawa życia lub śmierci. Polubiłam cię, więc życzę ci tego pierwszego.
- No, HASH, możesz zacząć odliczanie do startu. Wczytałam już poprawne dane do UOSHA-a. Kurs na Banghazmię, napindalamy!
- Ale opowiedz jeszcze, jak to się skończyło?
- Nieźle cię zapgrejdowali. Oprócz modułu oceniającego dodali ci jeszcze sztuczną ciekawość. Skończyło się tak, że gdy wyszłam na dwór, czekała na mnie Władczyni Wykonawcza. Zaproponowała mi kolację przed odlotem. Zgodziłam się, bo była głodna. Przecież od chwili zatrzymania nie dali mi nawet skórki od chleba. Potem było jeszcze śniadanie.
- Jak miała na imię?
- Po pierwszej odmowie przedstawienia się na sali sądowej odechciało mi się to wiedzieć. Poza tym tak naprawdę, to czy ja muszę znać imię osoby, z którą się miziam? Zwłaszcza, jeśli jest to pierwsza i ostatnia randka.
- Jednego tylko jeszcze nie opowiedziałaś. Jakie pytanie zadałaś tej panience przed wyborem drzwi? 
= = = = = = = 
Posłowie
Ludzie dzielą się, tak mocno z grubsza, na twórczych i nietwórczych. Pierwsi lubią coś robić, drudzy wolą, gdy coś robi nimi coś. Do której grupy się zaliczysz? Spróbujesz dociec, jakie pytanie zadała Maribella, zanim wyszła na wolność? Czy masz na to wyrąbane?
Reguły gry są takie same, jak poprzednio:
Parę dni moderacji, tak do piątku rano. Potem liczymy, ile osób w Kawiarni jest twórczych, czyli chociaż próbowało rozwiązać zadanie, ile nie jest. Gdy większość będzie tych pierwszych, opublikujemy rozwiązanie. Jeśli nie, to otrzymają je mailem tylko ci, którym się chciało.
Dopisek piątkowy /03 czerwca/
Zamykamy konkurs. Zachować umiały się dwie osoby, rozwiązanie jest w ich komentarzach. Można sobie poszukać. Moderacji już nie ma.

27 maja 2022

Siedem pytanek, jak osiem Beatek z Albatrosa

Za dużo myśleć jest bardzo niezdrowo, ale za mało tudzież. Więc tak dla sportu, dla udrożnienia neuronów i rozruszania elektronów proponujemy nieco materiału. Niektóre poniższe zadania są wręcz trywialne, ale czy na pewno dla wszystkich? Jedziemy:
1.
Do rozwiązania tego punktu wcale nie trzeba znać reguł brydża. Wystarczy wiedzieć tyle, że grają cztery osoby /para kontra para/, używają talii pięćdziesięciu dwóch kart, które to po stasowaniu rozdaje się wszystkim wszystkie po równo, czyli po trzynaście.
Trzynaście kart tej talii to tak zwane "kiery", oznaczone są takimi czerwonymi serduszkami. Czasem się zdarza, że oboje partnerów po rozdaniu kart mają razem wszystkie kiery. Ale czasem się też zdarza, że żadne nie ma ani jednego. 
Co jest bardziej prawdopodobne?
2.

Sekretarka w biurze miała wsadzić sześć wydrukowanych listów do sześciu zaadresowanych kopert, po czym dać je gońcowi, aby nadał je na poczcie. Trochę się jednak zakręciła, bo szef zrobił jej nagłe me_too klepiąc po pupie, więc wsadziła te listy randomowo, na chybił trafił. Jaka jest szansa, że dokładnie pięć listów znajdzie się we właściwej kopercie?
3.
Królewna Śnieżka dostała siedem pączków od dobrej czarownicy, na srebrnej tacy zresztą. Dla siebie nie, bo była fitneską, unikała cukrów prostych, ale dla siedmiu niskich panów, z którymi dzieliła leśne lokum, stół, być może też łoże. Dla każdego miało być po jednym na dziób, ale był też haczyk: jeden pączek miał zostać na tacy. Jak Śnieżka ma to ogarnąć?
4.
Na planecie Pookipoox mieszka Mała Księżniczka i Mały Książę. Księżniczka rezyduje na kontynencie, który posiada jeden wielki staw. Mały Książę włada wyspą otoczoną dookoła oceanem. Mimo tego nic nie stoi na przeszkodzie, aby mogli się regularnie pukać, realnie, nie wirtualnie bynajmniej. Do tego żadne wcale nie musi nigdzie płynąć, lecieć, ani teleportować, żeby tak się działo. Jak to jest możliwe, aby tak było?
5.
Na stole stoi sobie rządkiem pięć szklanek. Najpierw trzy do połowy pełne, potem dwie całkiem puste. Co zrobić ruszając tylko jedną szklanką, aby stały one sobie rządkiem naprzemiennie, czyli pełna - pusta - pełna - pusta - pełna?
6.
Wczoraj tata miał problem, nie wiedział jaki jest dzień.
- Zawsze tak mam po podpisaniu lukratywnego kontraktu.
Syn postanowiły pomóc:
- Dziś jest piątek.
Córka miała jednak inne zdanie:
- Dziś jest sobota.
Wtedy wtrąciła się mama:
- To jaki dzień będzie jutro?
Córka odparła:
- Poniedziałek.
Ale syn zaoponował:
- Nie, bo wtorek.
Tedy mama indagowała dalej:
- To jaki dzień był wczoraj?
Syn tylko się uśmiechnął:
- Środa.
Jednak córka zapolemizowała:
- Guzik prawda, bo czwartek.
Mama uznała, że czas to spuentować:
- Oboje dwa razy zełgało, raz powiedziało prawdę.

Jeśli mama powiedziała prawdę, to jaki dziś jest dzień tygodnia?
Nie chodzi o czas realny realu, tylko o czas fikcyjny literacko tej opowieści, więc nie ma żadnego sensu nerwowo rzucać okiem na kalendarz, aby błysnąć rezolutem.
7.
Wracamy w Kosmos. Na planecie Glfqx wylądowały nasze ulubione bohaterki Zoja i Zula. Tak w ramach kolejnego tripu, których ciąg zafundowała im kiedyś niejaka Alicja.
- Byłaś tu już kiedyś?
- Nie. Ale trochę czytałam.
- Żyje tu coś, co trochę używa mózgu?
- Dwie rasy. Same dupy, do tego les.
- To interesujące. Coś jeszcze?
- Niczym się od siebie nie różną.
- To czym się różnią, jak się nie różnią?
- Klopsy zawsze mówią prawdę, Klupsy zawsze łgają.
- Akurat idzie tu troje. Włącz translator.
Aby się jakoś komunikować dziewczyny nazwały tubylczki Jeden, Dwa oraz Trzy. Tak jeno na chwilę, na czas rozmowy. Pora była na wywiad rasowy.
- Jedynko, kim jest Dwójka?
- Klupsą.
- Aha. Dwójko, czy Jedynka i Trójka to ta sama rasa?
- Nie.
- Yosh... Trójko, jakiej rasy jest Dwójka?
- Jest Klopsą.
- No, Zulka, to ja już wszystko wiem.
- Niby co wiesz Zojeczko kochanie?
No, właśnie. Co wie Zoja?
 
Jakiej rasy jest Jedynka, Dwójka i Trójka?
BONUS:
8.
Na planecie Kroć farmer Hryx oczekiwał dostawy sześciu młodych pśćmuchów. To bardzo nietowarzyskie stwory, więc trzeba było ogarnąć im taki kojec, aby każde było osobno. Do tego boksy powinny być identyczne, aby jeden drugiemu nie zawiścił. Pan Hryx zaprojektował takie coś, jak na szkicu powyżej. Sprowadził do tego celu trzynaście specjalnych paneli. Jednak następnego dnia, gdy chciał zabrać się do montażu, okazało się, że ktoś podpindolił jeden panel. Się zrobił kłopot, pśćmuchy mają przybyć po południu, jednak nowego panela tak szybko nie da rady sprowadzić. Farmer Hryx jednak poradził sobie, wykonał drugi projekt używając tylko dwunastu paneli. Co prawda pśćmuchy miały nieco ciaśniej, ale nowe boksy nadal trzymały normy Unii Krociejskiej. Jak wyglądał nowy kojec farmera Hryxa?
Nie trzeba rysunku, wystarczy szkicowy opis słowny.
= = = = = = = = =
Przez kilka dni będzie moderacja, aby nikt od nikogo nie zgapiał, potem dopiero zamieścimy odpowiedzi.

Dopisek niedzielny /29 maj/
System Blogspota się złosił i dziś działamy w warunkach pewnych ograniczeń. Sytuacja jest taka: wchodzimy na swój blog, logujemy się, po czym można wszystko oprócz komentowania na swoim(!) forum. Jest tylko komunikat: "zaloguj się". Tedy się więc logujemy, po czym to wracamy do początku "zaloguj się". Istny Ciasteczkowy Las, Alicja chichocze złośliwie.
Komentarze bez prób rozwiązań puszczamy moderacyjnie od razu, jednak na żaden odpowiedzi nie będzie, bo nie ma jak.
Ale to trochę niesprawiedliwe, aby ci ambitniejsi musieli czekać. Zrobimy więc zatem tak:
Jutro (poniedziałek, jakoś rano) puszczamy wszystkie komentarze kończąc tą zabawę. Posta z odpowiedziami na zadania nie będzie. Przecież większości one wcale nie interesują, skoro nawet jedną szarą komórką nie kiwnęła, aby je pozyskać. Za to osoby, którym się chciało otrzymają te rozwiązania mailem. Dla nich warto się napiąć, wysilić, coś zrobić dodatkowo.
Jeśli zaś natomiast Blogspot zacznie normalnie funkcjonować, jak Weles przykazał, to wtedy...
Najpierw niech zacznie.
Dopisek (też niedzielny) do dopisku
Po zmianie przeglądarki na ciut zapomnianą IE Blogspot "pozwolił" komentować, ale świruje przy innych rzeczach.
Tak więc sprawa jeszcze nie skończona.
Dopisek poniedziałkowy /południe/
Zadania 1., 2., 5. już spalone, 6. spalone do połowy, ale pozostaje reszta zadań, dla reszty Kawiarni jest to szansa, aby się odblamić.
Aha, moderacja już zdjęta, bo jest nowa sytuacja.

14 maja 2022

Betelgeuse, czyli akcja taka, żeby zakisić buraka

Poniższy przepis jest zasadniczo uniwersalny do większości kiszonek, tym razem jednak nie interesuje nas jarzyna, tylko sok.
Sprzęt:
Słoik systemu twist. Może być dość dowolnych rozmiarów, ale bez jakichś tam przegięć, jednak też bez zbytnich ograniczeń.
Kółeczko wycięte z plastiku, na przykład z talerzyka jednorazowego użytku. Rozmiar ma być tak dobrany, aby pokrywał maksymalnie zawartość słoika.
Kamień. Ideałem jest otoczak w kształcie stożka z zaokrągloną krawędzią, tudzież czubkiem. Ale może być też jakiś plastikowy przedmiot. Niezłym pomysłem jest pusta szpulka po plastrze. Rozmiary takie, żeby przeszło przez wlot słoika, byle nie za małe.
Nóż i deseczka.
Materiał:
Buraki czerwone.
Przyprawy, dodatki smakowe. Pieprz niemielony, czosnek, plasterek cebuli, papryczki chili, kawałek chrzanu, listek laurowy, ziele angielskie, czy coś tam może jeszcze. To są składniki opcjonalne, może ich wcale nie być. To tylko kwestia gustu.
Eksperymentujemy, zaś co słabsze mentalnie osoby mogą zapytać autorytetu, jaki mają mieć ten gust.
Solanka, czyli roztwór soli w wodzie, tak mniej więcej jedna łyżka zupna na litr tejże wody. Sól najchętniej kamienna, bo najzdrowsza, ale może być też inna kuchenna odmiana.
Starter. To jest sok z jakiejś innej kiszonki lub naturalny jogurt, czy też kefir. Ilościowo jakaś tam łyżka, czy kieliszek. Nie jest konieczny, ale bez niego projekt czasem może nie zahulać.
Procedura:
Higiena to podstawa, nie tylko w miłości, więc cały sprzęt myjemy, potem wyparzamy. Zaś materiał tylko myjemy. Starannie, ale bez chemii.
Buraków nie obieramy, nie pozbywamy się też żadnych ogonków, jeśli są. Za to kroimy je na kostkę, takiej średniej wielkości, jak kostka do gry. Na dno słoika wrzucamy przyprawy, jeśli takie chcemy użyć. Potem kostkę buraczaną, tak do dwóch trzecich naczynia, czy też trzech czwartych. Trzeba tak to dobrać rozmiarowo, aby kamień lub jego substytut nieco wystawał ponad krawędź słoika. Na kostkę kładziemy kółeczko, potem wspomniany kamień. Wlewamy starter, potem do pełna solankę. Tak, żeby było czubato. Zakręcamy słoik, dociskając tym samym kamieniem to, co jest pod nim. Odstawiamy w ciepłe miejsce na jakimś spodeczku, czy głębszym talerzu, ale można lepiej. Słoik plasujemy do wiaderka ciepłej wody, tylko tak, żeby wystawał. Co kilka godzin tą wodę wymieniamy na cieplejszą. Po jakiejś jednej dobie, czy dwóch, jak już się zabuzuje, odkręcamy, po czym uzupełniamy solankę, znowu czubato, bo po buzacji nieco wykipi. Słoik może już stać dowolnie, raczej chłodniejsze miejsce jest wskazane. Po jakiejś dobie temat jest gotowy. Ale niegłupio jest poczekać dzień lub dwa, aby sok bardziej dojrzał.
Ogólna uwaga dotycząca wszystkich kiszeń:
Rzecz polega na tym, aby nic nie wypływało na powierzchnię płynu. Nawet drobny paproch może być zaproszeniem dla inwazji pleśni. Gdy tak się stanie, produkt nadaje się co najwyżej do karmienia kogoś, kogo bardzo nie lubimy. Dlatego jest to kółeczko, dlatego też nie stosujemy zmielonych przypraw. Co prawda przy tak krótkim odcinku czasu pleśń raczej nam nie grozi, jednak warto mieć taki odruch, aby tej sprawy pilnować.
Płyn zlewamy, dociskając kamieniem resztę. Jako, że wyjdzie on dość stężony, można, choć nie trzeba, nieco go rozwodnić. Kwestia gustu. Na początkujących wypicie pierwszej działki soku może zadziałać diareicznie, ale to jest niemęcząca, zdrowa sraczka, taka oczyszczająca kiszkę. Zaś jak już wspomniano, higiena to podstawa. Nie jest to bynajmniej przynajmniej jedyna korzyść zdrowotna, którą betelgeuse wnosi do ludzkiej egzystencji, ale te dane można już sobie wyguglać. 
To by było na tyle.
Kto jest za?
Grzeczna, mądra Kawiarnia, więc nie ma co pytać, kto jest przeciw.
Pytania?
Jak będą, to się odpowie.
No, a teraz do roboty. Algorytm jest prosty jak...
Jak...
Jak zabieg, którego chętnie metaforycznie udzielamy potworom rządzącej neokomuny, albo ostatnio towarzyszowowu piździnu.
Aha, jeszcze epilog:
Pozostaje na koniec pytanie, co robimy z zawartością słoika po zlaniu soku? Odpowiedź jest prosta: to, co chcemy. Niezłym pomysłem jest zalanie jej wrzątkiem i poczekanie jakąś jedną dobę, Taki wtorak również jest dość wartościowy jako napój lub element zupy, takiego semi barszczyku. Można nawet zrobić trzeciaka. Natomiast cząstki stałe raczej wyrzucamy, gdyż są już za bardzo wyeksploatowane, niekoniecznie jednak. Nie jest bynajmniej błędem ugotowanie tego materiału, wykorzystanie do jakiejś potrawy jako wypełniacz spożywczy. Tam jeszcze coś jest, choćby błonnik, więc to nadal się nadaje do spożycia, nie jest wcale jałowe gastronomiczne. Jest inflacja, żarcie drożeje, zaś strategia "no waste" nie jest wcale żadnym modnym kaprysem, dla niektórych może być wręcz koniecznością.