26 listopada 2023

CIASTECZKA /miss xero/

Gdy Zoja i Zula przegłosowały Karynę, że co drugą niedzielę one robią diner, ta nie była tym zbyt zachwycona, ale potem szybko odkryła, iż taki układ ma swoją wielką zaletę. Bardzo lubiła gotować, przyrządzać różne różności, najchętniej pierogi, jej ulubioną konkurencję, ale był jeszcze inny sport, który stawiała ponad to wszystko. Rzecz jasna potrzebowała do tego Zenka, ale on wcale nie miał nic przeciwko temu. Więc co drugie niedzielne przedpołudnie szybkie numerki podczas urzędowania w kuchni zastąpiły długie, mocno rozbudowane sesje. Ale wszystko, co miłe ma swój koniec, tedy wreszcie nadeszła ta pora, że oboje zeszli klatką schodową, po czym wykonawszy pospołu czułego buziaka rozdzielili się. Ona poszła na prawo, zaś Zenek na lewo, aby zająć się ważnymi męskimi sprawami, czyli po prostu na piwo ze swoimi kumplami. Pełna dobrych wibracji Karyna w mig przetuptała dystans konieczny do przetuptania, wreszcie dotarła do miejsca przeznaczenia. Drzwi nie stawiały oporu, więc dokonawszy uprzedniej modyfikacji odzieży, tudzież obuwia wkroczyła do pokoju. Oprócz Zoji robiącej zazen pod ścianą nikogo więcej nie dojrzała. Spokojnie umościła się na fotelu, zaś po chwili Zoja obróciła się na poduszce, po czym uśmiechając się spytała:
- No, co tam?
- Nic. Gdzie Zula?
- Śpi.
- Czemu?
- Bo jej się chciało. Po prostu wróciła jakoś rano, pojechała wczoraj na sabat do Anity, no wiesz, tej co...
- Wiem, tej czarownicy od marychy. To jej nowe hobby? 
- Chyba nie. Tak tylko dała się zaprosić, kontrolnie.
- Fascynujące...
- Bardzo fascynujące. Jak puściła bąka po powrocie, to waliło zwłokami Boba Marleya na całe mieszkanie.
- To jest kurwa nie fair!
Te słowa padły od drzwi do pokoju, w których z nadąsaną miną stała Zula ubrana w stanowczo zbyt dużego na nią tiszerta z nadrukiem "DURA LES - SED LES". Gdy Zoja i Karyna spojrzały na nią dodała:
- Na trawie się skończyło. A durnie wszelakie gadają, że od niej się zaczyna. Tak w ogóle, to czemu nic nie jecie chłopaczki?
- Karynka dopiero weszła, nie zdążyła zobaczyć, co jej przyszykowałaś.
Mówiąc to Zoja wstała z poduszki, podeszła do stolika i jednym szybkim ruchem zdjęła serwetę odsłaniając dwie tace na których...
- Ojej, sushi! Fajnie, dawno nie jadłam.
Mówiąc to Karyna aż podskoczyła pupą na fotelu i dodała.
- Kochane jesteście!
- To wszystko Zulki robota. Zanim poszła spać zamknęła się w kuchni i nie dała mi wejść. Ja tylko wniosłam to na stół.
Na tacach faktycznie dumnie prezentował się równo ułożony nader potężny zestaw maki. Karyna przez chwilę lustrowała to wzrokiem, wreszcie spytała:
- Co jest w środku? Jakieś wege?
- Tak jakby. Indianie mówią na to mięso bogów. Coś mnie naszło na same grzyby, akurat był duży wybór. Te zrobiłam tak, te siak, niektóre były gotowe. Zresztą co ja tu będę detalicznie opowiadać. To jest do jedzenia, nie do ględzenia. Chcesz pałeczki, czy paluchami?
- A wy?
- Spokojnie. Zojka siadaj, jedz. Zaraz dołączę, tylko szybki prysznic wezmę.
- Czekaj Zuluś, zanim pójdziesz, to koniecznie muszę wam coś pokazać.
Karyna szybko wstała, wyszła z pokoju, po chwili wróciła trzymając płaską teczkę na dokumenty. Otworzyła ją, po czym wyjęła z niej plik kartek, który wręczyła Zoji. Ta szybko przejrzała kilka i przekazała wszystko Zuli, która przysiadła półgębkiem na kanapie, a gdy przewertowała je szybko parsknęła śmiechem. Zoja zaś z bliżej nieokreśloną miną zapytała:
- Co to jest?
- Kochanie, rozczarowujesz mnie.
Karyna szybko przerwała ten zaczątek dialogu:
- Bo to było tak. Wujek Zenka ma sklep. Taki mały sklepik, różne takie tam pierdoły, drobiazgi, do tego punkt ksero, wydruki robi klientom, wszystkiego po trochu. Niedawno zrobił remanent, potem chciał gruntownie posprzątać, ale coś się nagle źle poczuł, więc poprosił nas. Znaczy Zenka głównie, nie za darmo bynajmniej, ale mój gamoń się wykręcił czymś tam, więc ja wzięłam Aśkę, taką moją koleżankę i całą sobotę mu ten sklepik ogarnęłyśmy. Na zapleczu stała taka stara oldskulowa kserokopiarka, czynna zresztą, a do mnie dotarło, że spełniło się moje marzenie.
Zoja z wciąż nieokreśloną miną spojrzała na Zulę, która przeglądała plik kartka po kartce, potem na Karynę, wreszcie spytała:
- Jakie niby marzenie?
- Bo widzisz, ja kiedyś tam trochę pracowałam w biurze, tam była podobna kserokopiarka, a ja zapragnęłam na niej usiąść bez majtek. Tylko nigdy nie było okazji, sposobności, żeby to zrobić.
Zula spojrzała na Zoję i spytała:
- Już wiesz, co to jest? 
Zoja sięgnęła po jedną z kartek, rzuciła na nią szybko okiem, po czym lekko się uśmiechając odparła:
- Teraz już wszystko widzę wyraźnie. Tylko pojęcia nie mam, co ja mam o tym wszystkim sobie myśleć?
- I kto to mówi? Moja mistrzyni zen? Nie myśl! Czuj! Sama mi to wbijasz do głowy przy każdej okazji.
Zula oderwała wzrok od kartek, spojrzała na Zoję z dość zafrasowaną miną, pokiwała głową i zwróciła się do Karyny:
- Nie dramatyzuj. Mistrzynie zen też czasem mają słabsze chwile. Ale za to wyjaśnij mi jeden drobiazg...
Mówiąc to podała jej jedną z kartek pytając:
- To chyba nie twoja?
- Pokaż. Nie, to Aśki. Ona też się kserowała. Po prostu zaplątało się jakoś.
- Tylko nie pytaj, po czym poznałam. Dobrze, ale ja idę pod ten prysznic, wy sobie na razie jedzcie, poiskajcie się werbalnie...
- Poczekaj jeszcze chwilę. Bo ja mam do was poważne pytanie na zupełnie inny temat, taki zenowski.
- Czyli jednak idę.
Zanim Karyna zareagowała, Zula zniknęła z pokoju. Przez kilka minut obie panie zajęły się jedzeniem w milczeniu. Wreszcie przerwała je Zoja:
- No, dobrze, wal to pytanie, póki Zulki nie ma, bo czuję, że chodzi o jakieś mocno teoretyczne. Przecież wiesz, że nie do niej z takimi, ona nie filozofuje.
- Bo widzisz. Chodzi o to, jak się ma zen do religii? Do jakiejkolwiek religii. Tylko żeby nie było, ja nie wyznaję żadnej. Przecież wiesz.
- Żeby nie kombinować, to moim zdaniem są to sprzeczne rzeczy. Bo religia, jakakolwiek, to tworzenie iluzji, obracanie się pośród nich. Za to praktyka zen pozbawia nas iluzji, albo przynajmniej pozwala zobaczyć, że iluzja jest tylko iluzją. Bycie wierzącym wyznawcą oznacza, że się tego nie widzi.
- A same iluzje to źle, czy dobrze?
- To już chyba wiesz. Jeśli myślisz, że iluzja jest dobra, to jest dobra, jeśli myślisz, że jest zła, to jest zła, jeśli myślisz, że to jest bez znaczenia, to jest bez znaczenia. Zen nie ocenia niczego.
- To wszystko?
- Dokładnie. Wiem jednak, że jeśli pójdziesz do jakiegokolwiek mistrza, czy nauczyciela zen, takiego dyplomowanego, z papierami, to takiej odpowiedzi raczej nie dostaniesz.
- Czyli to dobrze, że zapytałam ciebie?
Zoja wreszcie po raz pierwszy porządnie się uśmiechnęła od chwili, gdy zobaczyła kartki przyniesione przez Karynę i odparła:
- Odpowiem Ci w stylu Zuli. Rozbrykana małolata siadająca bez majtek na kserokopiarce też może mieć czasem słabszy moment.
- A wiesz, Zenek jak zobaczył te wydruki, to postanowił całą sypialnię nimi oblepić, ale na razie porobił fotki i trzyma je gdzieś w telefonie. A teraz pije piwo i pewnie pokazuje je kolegom.
- Oprócz tej jednej?
- Tą też widział, ale też poznał, że to nie moje.
W tym oto momencie do pokoju weszła Zula ubrana w płaszcz kąpielowy, spojrzała na stół i oświadczyła:
- No, grzeczne dupeczki. Nie wyżarły wszystkiego, zostawiły coś swojej psiapsi. A tak w ogóle, Karynko, to masz jeszcze klucze do tego sklepiku, czy już oddałaś Zenka wujkowi?
Zanim Karyna odpowiedziała, Zoja wtrąciła stanowczo:
- Zero tapetowania ścian w domu. Nie pozwalam! Veto! No pasaran!
- A czy ja coś powiedziałam?
Mówiąc to Zula spojrzała z udawaną urazą na Zoję, po czym usiadła na kanapie i sięgnęła do tacy.

18 listopada 2023

Jak to z głupotą czasem bywa

Ile ktoś musi wykonać głupot i jakiego kalibru, żeby go uznać za głupola? Jedna to chyba za mało, w sumie każdemu może się jakaś zdarzyć. To może dwie? Dwie to już coś, ale skoro ta pierwsza się nie liczy, to znowu mamy tylko jedną. Takim oto sposobem można by dojść do wniosku, że na świecie nie ma głupoli, ale przecież nawet głupol wie, że to kompletna nieprawda. Do tego waląca po oczach, ewidentnie.
To było na rozkrętkę, do sprawy zresztą jeszcze wrócimy na koniec, a teraz do meritum może się udajmy:
Od czasu do czasu na rynku kultury, czy też rozrywki pojawia się taki film lub książka, że robi się ogólny wrzask. Najgłośniej zwykle wrzeszczą ci, którzy tego produktu nie znają, co jakby samo w sobie nie tworzy żadnej sprawy. Wrzeszczeć każdy sobie może, czasem lepiej lub gorzej. Dziwnie, wesoło lub smutno, robi się dopiero wtedy, gdy ktoś taki zaczyna ów wyrób oceniać, mądrzej zaś mówiąc: recenzjonować, czy jakoś tak. Od razu wtedy, jak na zawołanie, pojawia się znany kawał:
- Nie jadam flaków, bo nie lubię.
- Próbowałeś kiedyś?
- Ależ skąd? Przecież mówię, że nie lubię.
No, ale nie komplikujmy sprawy żarciem, ograniczmy się do strawy czysto duchowej, bo zaraz temat tej pracy zejdzie na dupy. Otóż któregoś dnia pewna osoba postanowiła nie obejrzeć pewnego produktu kinematografii. Uzasadniła to jakoś tam, ale ważne akurat jest to, że nie oceniła tego filmu. Poniekąd logiczne, bo jak można ocenić coś, czego nie poznaliśmy? Ona jedynie oszacowała według znanych jej danych, że film może jej się nie podobać, gdy ewentualnie pójdzie. To wszystko jest jasne, klarowne, ale nie dla wszystkich jak się okazuje.
Otóż gdy druga osoba się o tym dowiedziała, wyraziła swą dezaprobatę, jak można wystawiać recenzję filmowi, którego się nie widziało. Nie można, tylko myk polega na tym, że żadnej recenzji, czyli oceny wcale nie było.
Wyobraźmy sobie taką sytuację, że idziemy do biblioteki lub do księgarni. Szperamy po półkach, czasem coś wyjmiemy, spojrzymy na okładkę, na tytuł, na info kto napisał, na jakiś tam opis na tejże okładce, jeśli jest, czasem zajrzymy do środka, przeczytamy ze dwa, trzy zdania. Rzucamy też okiem na cenę, jeśli to księgarnia, jednym słowem robimy to, co robi każdy zwykły gość takiej placówki gdy do niej zajrzy. Ale prędzej, czy później do jakiejś decyzji dochodzi. Wybieramy jedną, dwie, trzy pozycje, czasem też nie wybieramy żadnej wcale. Analiza detaliczna tego całego procesu jest dość skomplikowana, bo może bardzo różnie przebiegać, ale bardzo łatwo jest podsumować i nazwać nasze motywacje wspomnianej decyzji. My po prostu oszacowaliśmy, że te książki, które wybraliśmy mogą być niezłe. Podkreślmy to: oszacowaliśmy, ale na pewno ich nie oceniliśmy. Czy to oznacza, że resztę książek, tych nie wypożyczonych, czy nie kupionych oceniliśmy jako kiepską? Oczywiście, że nie.
Na pewno oczywiście? Okazuje się, że nie bardzo, bo nie każdy to pojmuje. Gdy wyjaśniłem to wszystko tej drugiej wcześniej wspomnianej osobie, ta mi odpowiada, że ta pierwsza osoba ocenia książki po okładkach. Masakra!!! Idzie się pochlastać w ramach reakcji na głupolstwo tej odpowiedzi.
To są właśnie te chwile, gdy chwieje się nasza pobłażliwość dla głupoty. Bo zdarzają się takie bowiem, że już po pierwszej aż samo się prosi, aby uznać ich wykonawcę za głupola. Wspomnianego na początku zresztą.
_______
Tekst posta dedykuję trzeciej osobie, która obiecała go nie przeczytać, gdy już on zaistnieje i zostanie opublikowany.

03 listopada 2023

MIZANTROPIA /haiku razy jedenaście/

Gatunek głupi
Myślą i nie czują nic
Problemów twórcy
Zieleń unicestwia
Samobójca na raty
Siebie nie umie

Mózgowy defekt
Rozwoju fluktuacja
Domu demolka

Duma z myślenia
Na mieć i żreć skupiona
Percepcja martwa

Ziemia poddana
Niekompetencji mordu
Kona w agonii

Sport to masowy
Odrzucać wiedzę jak jest
Tworzyć poglądy

Klęczące grzecznie
Posłuszne rozkazowi
Nic nie pojmują

Miłosne ich sny
Po niemiłosnej walce
Ze sobą wzajem

Stado myślących
Co by tu jeszcze spieprzyć
Przeżuć na plastik

Zawiści boty
Cieszą oczy wizją bólu
Lepszych od siebie
Nie lubię ludzi
Lubię tylko osoby
Niektóre są cool