28 lutego 2024

CIASTECZKA /test/

Jak się umówiły, tak się zdzwoniły. Joanna, Aśka dla przyjaciół, kumpela Karyny, ta co lubi oldskulowe selfie metodą xero sittin' i ma piękne, długie włosy przyszła o czasie. Zanim dotknęła pstryczka gongliczka usłyszała:
- Otwarte! Wjazd!
Po wejściu grzecznie zdjęła buty, po czym weszła do pokoju. Pod ścianą, twarzą do niej zresztą, na zafu siedziała Zula, poza nią nie było nikogo. Prawidłowo odczytując gest ręką siedzącej zajęła miejsce na poduszce obok. I na razie tyle. Zapadła cisza, którą zaburzały jedynie odgłosy ruchu ulicznego za oknem, ale takie się nie liczą.
Po pewnym czasie, zbliżonym długością do około dwudziestu minut ciszę przerwały trzy głośne klaśnięcia. Aśka spojrzała kątem oka na Zulę, która lekko się poruszyła, powoli wstała, więc zrobiła to samo. Obejrzawszy się zobaczyła Zoję stojącą przy drzwiach do drugiego pokoju. Odpowiedziała uśmiechem na uśmiech, po czym zachęcona ruchem jej dłoni umościła się we wskazanym fotelu. Naprzeciw niej na kanapie rozsiadła się Zula. Zoja zaś ruszyła do kuchni, po drodze pytając tylko:
- Kawa, herbata, czy niespodzianka?
- Niespodzianka? Tak, proszę niespodziankę.
- Drugi punkt dla ciebie. Za odwagę.
- Za co mam pierwszy?
- Za pochodzenie. Psiapsie naszej psiapsi Karynki to także nasze psiapsie. Pozostał jeszcze punkt trzeci, kluczowy do zaliczenia. Ale to już Zula ogarnie. Zapowiadała, że będzie okrutna, opowie kawał o Gąsce Balbince.
- Idź już kochanie, tylko wody nie przypal.
Mówiąc to Zula wreszcie uśmiechnęła do Aśki, bo do tej pory jej twarz nie komunikowała żadnych emocji. Po czym zakontynuowała:
- Widzisz Joasiu, sytuacja jest taka, że my jesteśmy bardzo zajęte kobietki, więc nie możemy uczyć każdego, kto do nas przyjdzie. Stąd też potrzeba pewnej selekcji. Taki mały test zen. Powiedz mi, co jadłaś dziś na śniadanie?
Odpowiedź Joanny padła błyskawicznie:
- Już zjadłam.
Zula otworzyła bardzo szeroko oczy patrząc na testowaną adeptkę, po czym wykonała ustami zdecydowanego banana.
- No, to już po zabiegu. Witaj w klubie.
- To nie muszę się całkiem depilować?
Oczy, które wróciły do zwykłych rozmiarów rozwarły się znowu szeroko, zaś sama Zula pochyliwszy się do przodu spytała:
- Co ci ta Karyna nagadała?!
- Nie, nic. Może ja coś pomyliłam?
- Z pewnością zaszła pewna pomyłka, typuję jednak Karynkę, że to ona coś nabzdurzyła. Bo z tą depilacją to wcale nie było tak, że... No, w każdym razie nie było to w ramach treningu zen. Zojka! Co jest z tobą tam?
To było jednak zbędne pytanie, bo Zoja już była obok i stawiała pełną tacę na stole. Po czym spytała Zulę:
- Jaka puenta?
- U mnie zdała.
- Rokuje?
- Rokuje.
- To u mnie też zdała.
Joanna spojrzała bystro na Zoję, potem na Zulę:
- Zawsze jesteście takie zgodne?
- Przy ludziach zawsze. Przynajmniej w istotnych sprawach. To jest przecież jeden z ważnych filarów udanego związku. Kwestię tego najważniejszego już pominę, bo to chyba raczej wiesz. Dorosła dziewczyna jesteś.
Mówiąc to Zoja usiadła na kanapie tuż obok swojej partnerki, podsunęła Asi przykryty talerzykiem kubek, po czym oświadczyła:
- Skoro część formalną mamy już za sobą, to po prostu pogadajmy. Masz jakieś pytania? Poważne, niepoważne, mądre, głupie, jakie tylko chcesz.
Special bonus track dla niebojących się trudnej muzy:

24 lutego 2024

TO

- Zupa. Czekaj, nie. Zópa? Zoopa?
- Ale o co ci się kobieto rozchodzi?
- O to, co masz w ręku.
Zula spojrzała najpierw na wspomniane to, potem na Zoję rozpiętą na krzyżu rozkoszy, tudzież przypiętą doń.
- No coś ty? Naprawdę myślałaś, że...
- Nie myślałam, tak tylko jakoś mi się pojawiło.
- Zapewniam cię kochanie, że wcale nie miałam zamiaru tego użyć tak, jak ci się pojawiło. Twoja zajebista ciotka Intuicja za dużo pomyślała. 
- Nie torturuj mnie gadaniem. Było hasło.
- No już dobrze, odpinam cię. Co potem?
- Nic. Potem przyjdzie Karyna z pierogami.
- Dziś?
- No.
- Czemu?
- Taka procedura.
W uniwersum tego dziełka literackiego jest niedziela, ale w realu niedziela jest jutro, więc jeszcze extra bonus track do porannej kawy lub herbaty, czy czegoś tam jeszcze, z jointem lub bez, bo niedziela to jest niedziela, rosół na stół i centralnie ma być wesoło, dużo git vibe'u. 😃

19 lutego 2024

DO DOMÓW POWROTY

Czterech jeźdźców na rozszalałych, zmutowanych cyberkozach gna przez plener miejski siejąc śmierć, pożogę, zgorszenie i roztrącając wszystkie klocki na parkiecie. Kobiety mdleją chwytając się za biusty, tylko matki chowają się do wózkow własnych dzieci. Mężczyźni odrzucają niedopite piwa, żeby osłonić dłońmi zagrożone krocza. Podstoli włazi pod stolik, podczaszy pod czachę, hipisi łysieją, skinole kudłacieją, pająki chowają się za obrazy, zaś miejscowy smok, który właśnie miał pęknąć doznaje implozji. Falibor pędzi na czele tej kawalkady śmiejąc się okrutnie i popierdując radośnie. Wtem!... O, żesz kurwa! Podłoże się kończy eschatologicznie na krawędzi ziemskiego dysku, koza wyłamuje, zaś jeździec wyrzucony z siodła.
- Dżeronimoooo...
Borek otwiera szeroko oczy siadając nagle na łóżku. Prawidłowo rozpoznając sytuację wstaje, po czym sięga po telefon na stole. Malina? O tej porze?
- Siostra, czy ty niepoważna jesteś?
Ona nigdy raczej nie była za poważna, więc Borek konstatując idiotyczność swojego pytania indaguje dalej:
- Coś znowu zrobiła?
- ...
- Aha.
- ...
- Aha.
- ...
- Gdzie?
- ...
- Aha.
- ...
- Tak, przyjadę.
- ...
- Nie wiem. Jak dojadę, to będę. 
- ...
- Over. Wyłącz się, bo tylko opóźniasz czynności.
Borek odłożył telefon i zaczął krzątać się po ciemnym pokoju. Ale czarownice mają zwykle czujny sen, więc od łóżka dobiegł go głos Anity:
- Słodziak, ludzie śpią! Co się tłuczesz po nocy?
Po tych słowach Falibor uznał, że włączenie światła nie będzie już wcale takim głupim pomysłem.
- Gdzie są kluczyki?
- Po co ci teraz auto?
- Muszę jechać po Malinę.
- Co, siśka znowu w opałach? Co tym razem?
- Nic. Opowiem jak wrócę.
- Nie mogła do Kaśki zadzwonić?
- Chyba oszalałaś. Może do Kaśki, ale Kaśka jak po nią pojedzie, to od razu wyludni i zdemoluje pół okolicy, bo uzna, że jej psiapsi krzywda się dzieje.
- Gdzie ona w ogóle jest?
- Kaśka? Pewnie w domu.
- O Malinę pytam, ty mądry inaczej.
- Była na koncercie, a potem się zgubiła gdzieś. 
- Rozumiem, że nie do końca oświecona?
- Dobrze rozumiesz.
- No tak. Poszła znaleźć chłopa, nie znalazła nic ciekawego, więc trafiła do baru. Wiadomo, narkotyki substytutem seksu. Elementarne. 
- Anitko, nie uruchamiaj się. Noc jest, ludzie śpią.
- I kto to mówi? A ja się właśnie uruchomię, bo już mnie to powoli zaczyna wkurwiać. Bo ja tego nie przyjmuję. Dorosła dupa, obciągniętych fiutów na liczniku stado, a działa jak mały szkrab. 
- Ale...
- Cicho! Siadasz i słuchasz! Malinka poczeka, niech jej cipa zmarznie to się nauczy. A wy ją niańczycie jak te pedały pigwinka. Jakiś grupowy syndrom nadopiekuńczości macie nagminny.
- Jakie my?
- No, wszyscy. Roxy szkoli i głaszcze, Kaśka goryluje, a brejdak wozi. To się musi zmienić, rozumiesz? Przecież krzywdę jej robicie.
- Kochanie, mogę już iść? Szybciej wyjdę, szybciej wrócę.
- A wypierdalaj!
Anita zwinęła się na łóżku twarzą do ściany, mrucząc tylko coś gniewnie, gdy Borek na odchodne poklepał pojednawczo wycelowaną w niego pupę.
- No, już jestem.
Anita wyjrzała z kuchni:
- Gdzie Malina?
- Do domu, do matki zawiozłem. Na cholerę nam tu teraz?
- Roztropnie. Teraz nie ma sensu z nią gadać. A to co?
- Stefanek.
- Co? Kto?
- Tak go tylko nazwałem roboczo, ale możesz zmienić, jeszcze nie zdążył się przyzwyczaić do tego imienia.
- Ale co ci odbiło nagle?
- Bo takie odniosłem wrażenie, że chyba się trochę pokłóciliśmy. Pierwszy raz w naszych dziejach. A podobno nic tak fajnie nie domyka tematu, jak mały, skromny kwiatek.
- Kwiatek?
- Kaktusy też kwitną.
- Co sto lat. Gdzieś ty go dorwał?
- Na stacji benzynowej. Piwo też kupiłem.
- To już na potem, na wieczór. A z tym naszym kłóceniem to bardzo mocno przesadziłeś. My tylko sobie rozmawialiśmy.
- Odkryłem, że nie lubię tak z tobą rozmawiać.
- Nie będziemy. Luz słodziaku. Ale coś mi się zdaje, że dopóki nie ogarniemy twojej sis, to kilka takich rozmów jeszcze nas kiedyś czeka. Teraz idź myj ręce i czekaj przy stole. Małe romantyczne śniadanko, a potem...
Anita schowała się za framugę, a zamiast niej pojawiła się zzań nagle noga odziana w siatkową pończochę. Nie wywołało to jednak entuzjazmu Borka:
- Teraz? Wolałbym trochę jeszcze dospać.
- To też, ale już po. Coś mi się chyba należy, tak?
- Chyba od Maliny?
- Ona mi tego nie zrobi.
Plan Anity nie wypalił. Gdy wyszła z kuchni dzierżąc tacę ze śniadaniem Borek leżał na łóżku i spał w najlepsze. Kobieta odstawiła swój bagaż na stół, podeszła do lustra, rozchyliła szlafrok i westchnęła:
- Jak tak, to tak. Może to i lepiej?
Zanim wśliznęła się pod kołdrę spojrzała na stygnącą jajecznicę, a gdy już wtulona w swojego chłopa zamykała oczy westchnęła ponownie: 
- Się odgrzeje. A maliny smakują najlepiej gdy trzeźwe.
Trudno powiedzieć, czy bąk Borka był głosem w tej dyskusji.

16 lutego 2024

FURIA MAĆ - GRA TAKA /3 x haiku/

Instrukcja do części tekstowej:
Bierzemy monetę i rzucamy randomowo, ale tak, żeby jej nie posiać gdzieś. Gdy wypadnie orzeł wciągamy dzieło numer jeden, gdy wypadnie reszka, wciągamy dzieło numer dwa. Powtarzamy tą procedurę dotąd, aż nam się odechce chcieć, wtedy przechodzimy do dzieła numer trzy.

1.
Numer przychodni
Abonent jest zajęty
Czas na drugi ruch

2.
Numer przychodni
Abonent nie odbiera
Czas na drugi ruch

3.
Orzeł czy reszka
Wynik zawsze taki sam
Dostać pierdolca

14 lutego 2024

JAK CZAROWNICA ANITA URATOWAŁA WALENTYNKI

Gdy się jest ze sobą w udanym związku, do tego pracuje w jednej firmie, to wychodzenie razem z tej pracy zdarza się dość często. Tak więc tego dnia Anita i Borek tak właśnie zrobili. Ale uważny obserwator ich pożycia, znający dobrze oboje, ich zachowania, takim zaś musi być autor opowiadania na ich temat, szybko zauważyłby, że coś jest nie tak. Zawsze rozgadani, zajęci sobą, tym razem wychodzili razem, ale jakby osobno. Każde na swoim, solowym tripie. Tak było po drodze na parking, tak też było, gdy jechali już autem. Prosto do domu zresztą, zaś gdy już zatrzymali się pod kamienicą, Anita jakby ocknęła się, spojrzała na Borka, po czym rzuciła:
- Kochanie, śmigaj na górę, ja jeszcze coś muszę...
Mężczyzna bez słowa wysiadł z pojazdu, ona zaś szybko przetransferowała swoje pośladki na miejsce za kierownicą...
Za jakąś niezbyt całą godzinę Anita wchodziła do mieszkania. Niosąc jakąś kolorową torbę szybko przemknęła do łazienki, kątem oka tylko zauważyła po drodze, że jej chłop siedzi na kanapie nie racząc nawet rzucić na nią swoim okiem. Spędziła tam dość sporo czasu, dłużej niż zwykle, bo zwykle się streszczała, ale wreszcie weszła do pokoju:
- Tadam!
To, co ujrzał Borek spowodowałoby natychmiastowe ejaculatio precox nawet skrajnie impotentnego redpilla, zaś szejkowie arabscy padliby na twarze podpisując akty zbiorowych zwolnień swoich haremów. Jego jednak ten widok nie ruszył, spojrzał tylko na swoją kobietę jak krowa na pociąg, po czym wrócił do studiowania jakiegoś nieokreślonego fragmentu przestrzeni przed sobą. Twarz Anity zmieniła się natychmiast, od bardzo radosnej po wyrażającej smutne zdziwienie. Szybko przytuptała na swoich szklankach, po czym przykucnęła u borkowych kolan, kładąc mu na nich dłonie.
- Boreczku, co jest? Co się dzieje?
Chwilę dość ciężkiej ciszy przerwało westchnienie:
- Boli mnie głowa.
- Słucham??!!
Anita zerwała się na równe nogi, takiego zdumienia, jakie wyrażała jej twarz nie pamiętała nawet ona sama, żeby przeżywała. Podobno czarownica nie powinna niczemu się dziwić, ale żeby takie coś? Ból głowy nigdy się nie przytrafiał, ani jej, ani jemu. Przez moment mimika Anity wydawała się przechodzić fazę istnego chaosu, ale już szybko wrócił ciepły uśmiech, zaś jej ciało znów przyjęło pozycję kuczną.
- Opowiesz mi coś więcej?
- Po prostu boli mnie głowa. Tylko tyle.
- Tylko tyle? Nie żartuj sobie. Ból głowy może być sygnałem wielu rzeczy. Nawet raka mózgu. Nie jestem lekarzem, tylko zwykłą wiedźmą, mogę dużo pomóc, ale jeśli to ma być coś ciężkiego... Kurwa! Dzwonię po pogotowie!
Mówiąc to Anita szybko wstała i sięgnęła do torebki na stole. Na ten widok Borek nieco się ożywił.
- Nie. Zostaw. To pewnie zwykła napięciówka. Po prostu za dużo myślę jakoś ostatnio. Nic poza tym.
- Zobaczymy. Chodź na krzesło. Coś spróbuję zrobić.
- Nie, nie chcę...
Kobieta spojrzała na niego uważnie. Pochyliła się na siedzącym i wyciągnęła dłoń tak, jakby chciała dotknąć nią jego czoła. Schyliła się jeszcze bardziej opierając dłonie na jego karku.
- Faktycznie spięty, a takie gówno, jak guz, czy jakiś tam nowotwór to bym wyczuła po aurze od razu. Może masz rację?
- Fajnie pachniesz.
Mówiąc to Borek utkwił wzrok w jej kliwidżu. Na te słowa Anita odsunęła się nagle, wyprostowała i stwierdziła:
- No, nie jest jednak tak źle. Na krzesło!
- Nie, zostaw mnie.
Po tych słowach to ona siadła na krzesło.
- Nie jest źle, ale wciąż jest źle. Ty wiesz, kochanie, że pierwszym objawem rozwalania się związku jest, gdy kogoś nagle zaczyna boleć głowa? Ale to jeszcze nic. Prawdziwy syf zaczyna się, gdy ten ktoś nie chce nic z tym robić.
Trochę teatralnie pociagnęła nosem, za to Borek wyciągnął przed siebie ramię, wycelował palec gdzieś przed siebie, po czym nagle coś chrupnęło na gipsokartonowej ścianie. Anita spojrzała w tamtym kierunku, zaś jej oczom ukazała się nieduża dziura. Przeniosła wzrok na jej twórcę.
- Mam! Tu cię boli! Nie żadna tam jakaś głowa, tylko facet mojego życia wciąż robi sobie problem. A ja myślałam, że ten temat mamy już przepracowany. Źle myślałam, jak się okazuje...
Tu należy zrobić stop klatkę gwoli pewnych retrospekcyjnych wyjaśnień dla mniej regularnych i mniej uważnych czytelników cyklu. Nasi bohaterowie zostali parą jakieś z grubsza dwa plus pół roku temu. Niezależnie od tego, synchronicznie, Borek odkrył nagle, że jest mutantem posiadającym pewne ciekawe zdolności. Pozornie jakby nieco podobne do telekinezy, ale to było zupełnie coś innego. Otóż Borek umiał generować impulsy antygrawitacyjne wysyłane dłońmi lub palcami. Ale przy okazji stworzył sobie problem, gdyż uparł się, aby koniecznie znaleźć jakieś niezbyt destruktywne zastosowanie dla tej mocy. Ćwiczył tylko swoją moc regularnie, dało to zresztą efekty, bo miał nad nią idealną kontrolę, ale to było tylko pływanie na sucho. Co prawda raz obronił jakąś panienkę przed gwałtem, raz popchał kumplowi auto, ale dalsza jego inwencja twórcza stanęła na robieniu prostych, raczej mało ambitnych pranków, typu zdalne klepanie kelnerek po pupach. Zdawał sobie przy tym sprawę, że nie mógł nikomu zdradzić swojego sekretu, dopiero gdy się otworzył przed swoją Anitą, ta mu pomogła zniknąć problem.
- Za dużo o tym myślisz. Są takie problemy, które po prostu są. Ale ich większość jest urojona, ludzie sami je sobie tworzą z niczego.
Rzecz jasna to tylko słowa, dopiero po pewnym okresie praktyki zen, według jej instrukcji zresztą, jakoś się wyleczyło. 
Niestety jednak, jak mówi pewne stare, enochiańskie przysłowie, nie ma ludzi całkiem wyleczonych, są tylko mający rzadsze nawroty, więc Borek takiego właśnie doznał. Do tego jeszcze ów nawrót wybrał sobie bardzo zły moment. Jednak Anita, jako tylko zwykła, niemniej jednak niezwykła czarownica, mimo całego swojego walentynkowego nabuzowania, stanęła była na wysokości zadania. Wykonało się to tak:
- Kochanie, wstań proszę. No, już. Ruchy, ruchy.
- Ale co jest Anitko?
- Nie anitkuj mi teraz, tylko tyłek do góry i stań tu za mną, za tym krzesłem. Pomasujesz mi kark, szyję? Bo twoją Anitkę też zaczęła trochę boleć głowa.
Borek posłusznie wykonał polecenie, ale gdy kładł jej dłonie na barkach, ta nagle zaprotestowała:
- Nie tak. Nie dotykaj mnie wcale, tylko zrób to samą mocą. Na odległość. Taki eksperyment, nigdy na to wcześniej nie wpadłam.
- Ahaaa. Dobre, jasne, spróbuję.
Okazało się to dla Borka nadzwyczaj łatwe, gdyż panował znakomicie nad swoją mocą. Umiał klepnąć szeroką falą, umiał też ukłuć cieniutką wiązką ujemnej grawitacji, miał dokładne wyczucie, co jest mocniej, co jest słabiej. Potakujące pomruki Anity potwierdzały tylko, że wszystko idzie znakomicie. Trochę zaczynał odjeżdżać mentalnie, więc umknęło jego uwadze, że zmienili miejsce zabiegu, zaś pacjentka pozycję. Borek na zwykłym masażu znał się na poziomie common, ale to było dlań coś nowego. Mimo to Anita nadal dawała sygnały, że sprawy idą dobrze. Gdy się już ostro rozkręcił usłyszał:
- Teraz trochę niżej. Jeszcze trochę... Ja pierdolę!!!
- No, mój ty Duran Duranie, pobudka. Wracaj do swojej słodkiej Barbarelli, której o mało co nie uśmierciłeś. Na szczęście baterie ci padły.
- So... Sojest?
Borek otworzył oczy i obrócił głowę w kierunku głosu. Na krześle przy łóżku siedziała Anita, w jednym ręku miała jointa na długiej lufce, co poznał po zapachu, w drugim batonika energetycznego, co poznał po opakowaniu. 
- Macha, czy gryza?
- Gryza? Dawaj cały. Moc antygrawitacji nie spływa mi wcale z nieba. Trzeba uzupełniać. Co ty masz na sobie? Fajne to jest!
- To samo, co parę godzin temu. Specjalnie kupiłam na nasze Walentynki. Ale mój Boreczek miał problem, więc wcześniej nie raczył zauważyć. Czy dotarło do ciebie, że już go nie masz?
- Możesz jaśniej?
- Gryzło cię znowu, jak używać swojej mocy. Teraz już wiesz. Zbijemy na tym niezły dodatek do pensyj. Czy ty wiesz, ile bierze teraz masażysta za jedną sesję? Będę ci podsyłać klientki.
- Czekaj, czekaj no chwilę... 
Borek usiadł, wyciągnął rękę po fifkę.
- Znaczy co to ma być? Mam masturbować Twoje psiapsie tak jak ciebie? Bezdotykowo? Antygrawitacją? Bardzo higieniczne, ale...
- Nie rozwijaj się. Tak ich masować nie będziesz na pewno, tylko spróbuj. Ale taki normalny masaż? Relaksacyjny? Sportowy? Fizjoterapeutyczny? Tylko Kaśka trochę cię doszkoli teoretycznie, potem będziesz już lepszy od niej. Ale na ten temat pogadamy później. Teraz są Walentynki, przypominam.
Mówiąc to Anita wstała, uniosła ramiona do góry, po czym iście tanecznym ruchem okręciła się dookoła własnej osi.
- No, i jak? Klasa dupeczka, co?
Borek obrzucił ją wzrokiem od stóp do głowy.
- Klasa. Ale ja napierw muszę do...
- To co ty tu jeszcze robisz?
Zanim wyszedł łapczywym ruchem zgarnął batonika ze stołu.

10 lutego 2024

WIÓRY, TROCINY, WYPRASKI...

Któregoś dnia Zula, Zoja i Karyna popijały sobie razem herbatę. Ta ostatnia wspominała przy tym, jak fajną herbatę piła kiedyś u jakiejś tam swojej ciotki. Zoja skwitowała to uwagą:
- Co mnie teraz obchodzi jakaś inna herbata?
Zula nie odzywała się ani słowem. Piła herbatę.
....
Kaśka mówi:
- Nie pójdę robić do policji, ni bola. Po pierwsze, to jest strasznie chujowe tworzyć więźniów sumienia. Kiedyś taki jakiś wujek mi tłumaczył, że to są więźniowie uzależnienia, ale to był pierdolony jebany marychofob. Przecież już kurwa małe dziecko wie, że Zioło jest mało uzależnialne. Tak po drugie, to ja chcę, kurwa, decydować, komu dać lagą w ryja, niż jakiś tam dupek, który nawet dziesięciu pompek nie umie. Dotarło do cipy?
Malina nie miała za specjalnie nic do powiedzenia.
- No. Się uruchamiasz. Chciałam tylko pogadać.

06 lutego 2024

CZY CZAROWNICOM BYWA GŁUPIO?

- Jakoś nie mogę uwierzyć, żeby Ciocia Lala kiedyś zaczęła babcieć.
Tak Anita zagaiła do Roxy, gdy usiadły przy kawiarnianym stoliku. Ta zaś, zanim upiła wstępnie z filiżanki odparła szybko:
- Kiedyś my też zbabciejemy. Podobno mrówki w dupie wtedy zdychają. Ale ja w to nie wierzę. To taki mit miejski tylko, suportujący nacisk społeczny na milfy, żeby się psuły. Żeby odpuściły ten sport.
- Natury nawet czarownica nie przeskoczy.
- Mówisz o menopauzie? Ale to wcale nie jest wtedy tak, że znikają mrówki, tylko one się jakby tak przepoczarkowywują. Nadal jesteś wtedy zdolna do mizianki, tylko inny haj jest wtedy.
- Przede wszystkim nie przepoczwarkowywują, ale przepoczwarzają. Tylko czy ty każdą rozmowę musisz zaraz sprowadzać do walenia? Ja na zupełnie inny temat, a ta musi jak zwykle.
- Znasz przyjemniejsze?
Anita ignorując pytanie odparła:
- Chodzi mi o to, że babcia... Znaczy Ciocia Lala uroiła sobie, że jak Kaśka rozwinie swoje nowo odkryte moce, to świat rozwali. 
Roxy uśmiechnęła się mówiąc:
- Aaaa... O to chodzi. O naszą Lady Maczeta? Że niby co? Że maszyna do zabijania zgłupieje, gdy dostanie nowy, podrasowany karabin? To faktycznie paranoja. Ja jej tak za bardzo dobrze nie znam, ale wydaje mi się wyjątkowo spokojną, zbilansowaną psychicznie laską jaką ostatnio spotkałam. Dostaje tylko szału, gdy ktoś robi krzywdę jej psiapsi. Bo Malinka za to jest po prostu pierdolnięta i szuka wciąż kłopotów. 
- Na punkcie fiuta, tak jak jej mentorka.
- Chcesz focha? Ja jestem po prostu normalną kobietą.
- Ty znowu o jednym. Cały numer polega tu na tym, że Kaśki magia bojowa wcale nie interesuje. Już podczas pierwszej rozmowy, gdy wyszło, że mam ją uczyć powiedziała mi to jasno. Czary czarami, ale nie ma to jak porządne pierdolnięcie z kopyta. To jej słowa, cytuję tylko.
- A co ją interesuje? 
- Pomocówka. Zdrowotna. Kaśka pracuje w fitness clubie...
- To wiem. Jako trenerka osobista.
- Nie tylko. Jako fizjoterapeutka też.
- Wszystko jest jasne. Chce sobie dziewczyna poprawić wyniki, wskaźniki wyleczalności, takie tam. Mnie się to podoba.
- Tylko wytłumacz to Cioci Lali.
- Ja??? To nie mój problem. To Ciocia Lala ma problem. Ale dlaczego ty go sobie robisz? Nikt ci nie może zabronić uczyć Kaśki. Nawet Ciocia Lala.
Roxy zrobiła pauzę, siorbnęła z naczynia i zakontynuowała:
- A wiesz, w zeszłą niedzielę poznałam takiego...
W tym momencie Anita nagle wstała:
- Muszę siku.
Odchodząc od stolika czarownica szepnęła do siebie:
- Ja chcę do Oblęcina. Na oddział zamknięty, kurwa.
......
Tego dnia było naprawdę ślisko. Więc nikogo nie dziwił widok kobiety, która powoli zbierała się po upadku na chodnik. Pomagał jej to wykonywać młody mężczyzna, który akurat wychodził ze sklepu obok. Była leżąca, już stojąca miała na sobie króciutką, czarną ramoneskę, tudzież obcisłe legginsy, które bynajmniej nie ukrywały jej figury. To zaś nie umknęło oczom chwilowego ratownika, który spytał:
- Nic pani nie jest? Wszystko w porządku?
- Nie! Nie jest w porządku. Moja ręka jest jebane lata świetlne od w porządku!
Faktycznie, ramię kobiety robiło wrażenie dużej nienaturalności nawet dla laika anatomii ludzkiej, zaś jej twarz wyrażała wewnętrzną walką ze sobą, aby nie reagować głosem na ból. Mężczyzna zaczął otrzepywać ją ze śniegu, ona zaś syknęła jadowicie:
- Synek, ty mnie kurwa nie macaj po dupie, tylko powiedz, gdzie tu jest jakieś pogotowie, jakiś ostry dyżur. No, co jest z tobą?! 
- Akurat wiem, tu niedaleko. Zaprowadzę panią.
- Tylko pokaż. Sama trafię.
Poszkodowana nie ukrywała złości. Ruszyła szybko we wskazanym kierunku, zatrzymała się dopiero przed dużym budynkiem z jeszcze większym szyldem.
- Szpital miejski. No cóż, jestem tylko zwykłą czarownicą, a nie jakimś tam pierdolonym wolverinem. Samo się nie wyleczy.
Po czym zdrową ręką pchnęła drzwi wejściowe.
......
- No, pani Eulalio, wszystko jest na swoim miejscu. Zrosło się znakomicie. Ale przydałaby się jeszcze pewna odrobina jakichś zabiegów. Rehabilitacja, fizjoterapia, takie tam. Powiem więcej. Stanowczo to zalecam, żeby ręka doszła do pełnej sprawności. To było dość skomplikowane złamanie, więc...
Lekarz przeniósł wzrok z ekranu laptopa na camel toe stojącej przed nim kobiety ubranej w obcisłe legginsy. Jej czarna kurtka zdawała się pękać pod naporem biustu, zaś twarz skrywały duże, ciemne okulary.
- Poleci mi pan coś?
- No pewnie. Tu ma pani namiar. 
Tym słowom towarzyszyła ulotka położona na biurku.
- To pan mnie składał? Bo nie pamiętam. W szoku wtedy chyba jakimś byłam, pan chyba to znakomicie rozumie.
- Tak się złożyło, że ja panią złożyłem.
Ciocia Lala podeszła bliżej i spytała:
- Masz doktorku dziewczynę? Żonę? No, kogoś tam? No pewnie, że tak. To włóżcie to sobie na szyje podczas najbliższego, wiesz czego...
Lekarz zamrugał oczami i wziął do ręki dwa niepozorne, dziwne wisiorki na rzemykach. Coś kazało mu patrzeć na nie uporczywie, nie widział więc już zgrabnej, jędrej pupy odchodzącej. Słyszał tylko stukot jej szpilek i jej głos:
- Takiego rżnięcia nigdy ze sobą nie mieliście.
......
- Słuchajcie, jaka jazda!
Anita spojrzała gniewnie na Malinę, która mocno zdyszana wpadła jak bomba do mieszkania Borka.
- To nie jest dobry moment. Nie umiesz pukać?
Chyba miała rację, bo akurat siedziała schylona na łóżku i rozpinała spodnie swojemu chłopu, który stał przed nią mając minę jakby nieco zaskoczoną nagłym wtargnięciem siostry.
- Luz! Nie krępujcie się. Dorośli jesteśmy, sami swoi do tego. Ale to, co powiem warte jest wstrzymania akcji na chwilę.
Anita lekko odepchnąła Borka od siebie, opuściła tiszerta zakrywając sterczące piersi i nie spuszczając oczu ze szwagierki warknęła:
- Jak nie będzie, to tak cię już urządzę, że ci cipsko zgnije. Ani Roxy cię nie obroni, ani Kaśka swoją atomową maczetą.
- No własnie, Kaśka. Zagadka, kto był wczoraj jej klientką?
- Wróżka Zębuszka?
- Ciepło! Borek, twoja kolej braciszku!
- Kubuś Puchatek?
- Sam jesteś Kubuś Puchatek. Anita, drugi strzał!
- Diabolina... Zaraz, wróć! Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że to była...
- Dokładnie tak!
- Ciocia Lala?!
- Yoopi! 
Anita spojrzała w bok i westchnęła:
- No, i co stara pizdo, głupio ci, co?
- Co mówiłaś?
- Nic Malinko, opowiadaj.
- Było krótko. Ciocia Lala weszła, Kaśka chwyciła ją za rękę, potrzymała chwilę, potem puściła. Ręka jak nowa, można ją nawet sprzedać. Kurtyna.
Tu wtrącił się Borek:
- Nic nie rozumiem.
- Nie musisz, babskie sprawy.
- No tak, jak zwykle...
- Ciiicho... Malinko! Wyjmij sobie z mojej torebki kasę, goń do sklepu, kup jakieś bąbelki, wróć za... No, nie wiem... Daj nam...
Czarownica zawahała się, po czym:
- Nie, zmiana planów. Nic nam nie dawaj. Po prostu idź sobie powoli i powoli wróć. My się będziemy streszczać.
- A magiczne słowo?
- Wypad!
Mówiąc to słowo Anita już nie patrzyła na Malinę, tylko na Borka, którego przyciągnęła do siebie. Ten zaś, gdy tylko drzwi się zamknęły powiedział:
- Ja słyszałem. A mówiłaś kiedyś, że czarownicom nigdy nie jest głupio. To jak to w końcu z wami jest?
- Nie marudź! Stój spokojnie.

04 lutego 2024

Kontrolność /plus tanka plus/

Nie można w pełni kontrolować własnego umysłu choćby dlatego, że...
Nie istnieje żaden kontroler. 
SZOK😲
Myśliciel myśli jest tylko jedną z tych myśli.
Odczuwacz odczuć jest tylko jednym z odczuć.
Doświadczający doświadczeń to po prostu część doświadczenia.
Coś się nie zgadza
Rzeczywistość jest nie tak
Umysłu defekt
Ona jest na swoim miejscu
To ludzie tworzą pyzie oczy
JA PYZE NA ŁYZE, A ONA MI SKOCY!!!