17 czerwca 2021

Samość niesamotna i samotność niesama

Czasem się zdarza, że po latach spotykają się dawne, lubiejące się zresztą kiedyś psiapsióły ze studiów, czy skądś tam inąd:
- Cześć, to ty?
- Nie, nożyczki.

Śmiech, niedźwiedź dopełniający ryt powitalny, zaś po krótkim blabla marsz do najbliższej kafejki. Tam dalej blabla, wreszcie pada pytanie:
- Masz kogoś?
- Męża.
- No, coś ty? Dawno?
- Jakieś cztery lata. A ty?
- Co ja?
- Masz kogoś?
- Miałam chłopa, miałam dziewczynę, teraz od dwóch lat singluję.
- Czyli sama jesteś? To okropne.
- Wcale nie jestem sama bynajmniej - przynajmniej, mam przecież siostrę, kumpli, kumpele, czasem się z kimś bzyknę dla sportu, a tak w ogóle to na deficyt życia towarzyskiego nie narzekam.
- Spotykasz jeszcze kogoś ze starej załogi?
- Czasem, a nawet często Cewkę, mieszka niedaleko mnie.
- Cewkę? Tą grubą?
- Jaką grubą? Ty wiesz jaka laska się z niej zrobiła? Dieta, ćwiczenia, istny cukierek. Nawet ciąża nie zepsuła jej figury.
- Ciąża? A donosiła, ma bobo?
- Dokładnie. Trochę miała pecha. Podwójnego zresztą.
- Znaczy bliźniaki?
- Nie, nie w tym sensie. Po prostu koleś okazał się dupkiem.
- To znaczy?
- Przerżnął ją nadzwyczaj skutecznie, po czym zniknął.
- To słabo. Nie mogła usunąć?
- Zwariowałaś? Zabić życie nienarodzone?
- Co ty za bzdury opowiadasz? Co jest z tobą?
- Przecież żartuję. Cewka jest normalna, nie w głowie jej te antyczojsowe bzdety. Ona po prostu naprawdę chciała mieć to dziecko. Stać ją, trafiła świetną robotę, dobrze zarabia. Ściga tego gamonia na kasę, ale wyjechał gdzieś, szukaj wiatru w polu.
- Tiaaa... Samotna matka.
- Właśnie nie samotna. Ja wiem, tak się oficjalnie mówi, błędnie zresztą. Ale Cewka na pewno samotna wcale nie jest. Córcią się zajmuje jak należy, ale towarzysko też się udziela.
- Ma kogoś?
- Nie. Ale cipa jej pajęczyną nie zarosła.
- Rozumiem.
- Dobra, ale ty coś opowiedz o tym swoim gamoniu. Bejbi jakieś macie?
- Nie, nie ma pośpiechu.
- A on, jaki jest?
- Oj tam, nic ciekawego.
- Coś tak posmutniała nagle?
- Bo widzisz... Trochę się wpierdoliłam z tym ślubem.
- Coś nie tak z nim? Pije, bije, słabo bzyka, kasy żałuje?
- Bez przesady, aż tak tragicznie nie jest. Tylko wiesz...
- No, co jest?
- Na początku było nawet super. Ale szybko się coś zjebało. Niby jesteśmy ze sobą, ale tak jakoś obok siebie. On w ogóle ze mną nie gada.
- Jak to nie gada? Wcale?
- Nie, nie tak. Gadane to on ma, bardzo fajne zresztą.
- To w czym problem?
- Bo to jest takie, jakby ci to powiedzieć... Powierzchowne.
- Powierzchowne?
- Bo gadamy tylko pierdołach, ale tak na poważnie to...
- Chyba zaczynam trybić, o co chodzi.
- To jest bardzo dziwne, niby nie jestem sama, ale jestem samotna.
- Chcesz o tym porozmawiać?

W tym to momencie ustawmy parawan dyskrecji, niechaj dalszy dialog psiapsiółek pozostanie ich tajemnicą. Nie jest tematem tego posta analiza problemu, typowego zresztą dla wielu par, którym zachciało się za szybko rejestrować swój związek. Skupmy się na pewnym niuansie, można by rzec figlu, który płata kod komunikacji zwany "polska mowa ojczysta", zaś jego efektem jest pewne pomieszanie pojęć. Spróbujmy tedy chociaż na chwilę wyprostować sytuację. A więc:
Singiel(ka) = osoba nie będąca w związku. Tylko tyle. Nie wiedzieć czemu komuś się ubzdurało, że ta osoba jest sama, do tego jeszcze samotna. Co prawda czasem tak bywa, ale zwykle niekoniecznie. Człowiek singlujący może mieć jak najbardziej bogate, satysfakcjonujące życie towarzyskie, tudzież erotyczne na dodatek. Skąd się wzięło przekonanie, że singlowanie równa się samotność to wyjaśnimy sobie na końcu.
Dygresja: Do dyskusji jest, ale to już nie tutaj, czy układ zwany "fuckin' friends" to już związek, czy po prostu taka umowa dwóch osób ze statusem "singiel". Koniec dygresji.
Samość = nie ma takiego słowa w języku polskim, przynajmniej nie ma go w powszechnym uzusie, zwykle mówi się, że ktoś jest sam. Czyli nie ma rodziny, przynajmniej takiej, z którą ma zażyłe relacje, nie ma bliższych znajomych, nie ma też partnera życiowego. To wyczerpuje temat. "Być sam(a)" to tylko opis fizycznej sytuacji danej osoby, nie niesie on ze sobą żadnej informacji, jak ta osoba ze swoją "samością" się czuje.
Samotność = oznacza stan umysłu, złe samopoczucie powodowane swoją samością. Ale niekoniecznie. Bohaterka dialogu powyżej nie jest sama, mimo to jednak jest samotna. Czyli samotność może też wywołać brak odpowiedniego kontaktu z teoretycznie bliską osobą. Tak, czy owak jest to takie samo cierpienie i jeśli ktoś mówi "jestem samotna/y, ale dobrze jest mi z tym", to jest to bzdura, zdanie samosprzeczne, oxymoron. Chyba, że ów ktoś sobie żartuje lub nie zna znaczenia słowa "samotność", albo jest masochistą. Ci ostatni mają pewne pojęcia przestawione do góry kołami.
Wyjaśnienie błędu językowego "samość = samotność" jest dość proste. Większość ludzi to zwykle zwierzęta towarzyskie, zaś te prymitywniejsze mentalnie wręcz stadne. Źle się czują, gdy są same. Zaś ich przekonanie, że człowiek sam musi być samotny to po prostu projekcja ich umysłu. Skoro oni marnie się czują sami, to wydaje im się, że każdy ma tak samo. Podobnie też bywa z pojęciem "singiel". Wiele osób tak ma, że chcą być w związku. Bez związku jest im słabo, tedy mają ciśnienie na ten związek gdy w nim nie są. Zaś singli postrzegają jako ludzi nieszczęśliwych, samotnych. Trochę mają racji, gdyż nieraz jest się singlem z konieczności, jako wynik pewnego splotu okoliczności, czasem sami sobie są winni, czasem po prostu mają pecha, ale to akurat jest nieistotne. Jest jednak całą rzesza singli z wyboru, którzy nie chcą się z nikim wiązać. Ta niechęć może być chwilowa, na zasadzie "jeszcze nie teraz", może też być utrwalona na stałe. Jakby jednak nie było, to stwierdzenie, że są samotni jest czystym nonsensem.
Wróćmy na koniec do owej "samotnej matki", czasem też ojca. To prawda, że uzus jest taki, iż każdą kobietę bez partnera wychowującą dziecko nazywa się "samotną". Jest to archaizm, relikt z czasów, gdy takim matkom przeważnie lekko nie było. Tymczasem obecnie jest tak, że samotna matka wcale nie musi być samotna, bywają takie, które się świetnie bawią swoją sytuacją i nie chcą jej zmieniać. Przynajmniej na razie. Co prawda nic nie jest trwałe na świecie, więc taka matka może się poczuć źle ze swoją sytuacją i stać się samotną, ale nie musi. Tak więc określenie "samotna matka" lub "samotny ojciec" jest czysto umowne, nie można go brać dosłownie. Ale taki jest już ten język polski, gdzie słowa niekoniecznie znaczą to, co mają znaczyć w swojej istocie.
To jest do pewnych granic do przyjęcia, uzus to uzus, ciężko z nim wygrać. Gorzej jest, gdy pewni ludzie świadomie wykręcają znaczenie słów, co można zaobserwować obecnie, gdzie klika rządząca plus ich lemingi robią to wręcz na chama tworząc kolejną nowomowę. Ale to już jest temat na osobną dyskusję. Bulba.

02 czerwca 2021

CIASTECZKA /sens życia/

- Mam takie pytane. O co chodzi w życiu?
- Widzisz tą fotkę? Co na niej jest?
- Goła baba.
- Spadaj. Jesteś kretynem. Przyjdź jutro.
...
- Wracamy do sprawy. Co jest na fotce?
- Dupa i cycki?
- Spadaj. Jesteś kretynem. Przyjdź jutro.
...
- No, co tam, jak tam? Co jest na fotce?
- Toner drukarki.
- Prawie dobrze. Ale kompletnie do dupy. Przyjdź jutro, kretynie.
...
- No, to co jest w końcu na tej fotce?
- Kiszony ogórek w krewetkach.
- Nawet nieźle. Niemniej jednak nadal jesteś kretynem. Przyjdź jutro.
...
- Jaki masz dziś pomysł na fotkę?
- Zaczarowany widelec?
- No nie. Rozczarowujesz mnie. To już było.
- Jestem kretynem?
- Sam to powiedziałeś. Przyjdź jutro.
...
- Rutynowe pytanie. Co jest na tej fotce?
- Kurwa! Chcesz w dziób?
- Ujujuj. Kretyn się usmarkał. Idź do domu, wypłacz się i przyjdź jutro.
...
- Domniemywam, że znasz pytanie?
- Na fotce nie ma nic.
- Nie wierzę ci. Doprawdy?
- Nic! Pustka, próżnia, nicość!
- Nie dość że kretyn, to kłamczuch. Przyjdź jutro.
...
- Co masz mi dziś do powiedzenia?
- Już wiem! Na fotce jest goła baba.
- Bingo! To nie było tak od razu?
- No tak, ale ja dalej nie wiem, o co chodzi w życiu.
- Już wiesz. Zawsze wiedziałeś. Tylko zapomniało ci się czemuś.
- No, i co teraz?
- Nic, to minie. Albo nie.