Niedzielę Anita i Borek spędzili na czynnościach, które lubili robić razem najbardziej. Nie całą jednak, gdyż wreszcie nadeszła pora na consensus:
- Mam dość, wystarczy już tej miłości na dzisiaj.
- Wyobraź sobie, że podzielam twoje zdanie.
- Tu chyba nawet maść czarownic nie zadziała.
- Maść czarownic nie istnieje. To mit.
- Jak to?
Anita wzięła głęboki oddech, co jak zwykle zapowiadało wykład:
- Znaczy dokładnie to jest odwrotnie. Istnieje na wiele sposobów, do tego zwykle niekoniecznie jako maść. Maść czarownic, to tylko taka zbiorcza nazwa dla różnych psychodelicznych mikstur. Do tego jeszcze nie zawsze one działają tak, jak myślisz. Co człowiek, to inna reakcja.
Kontynuowała dalej, zaś Borek zdążył już się nauczyć, żeby jej wtedy nie przerywać. Dowiedział się wiele, ale połowę jak zwykle zapomniał od razu, gdyż ten strumień danych był nie do przyswojenia na jeden raz. Na koniec Anita się uśmiechnęła, ucałowała go czule i spuentowała:
- Jak chcesz, to mogę coś takiego przyrządzić. Tylko trzeba mi trochę czasu na zebranie składników.
- Sadło noworodka i zdechły nietoperz?
- No coś ty, zgłupiałeś? To akurat są bajdy.
- To ja włączę telewizor. Rzucimy okiem na najnowsze bajdy.
Okazało się, że furgonowe kraksy dnia poprzedniego były ulubionym tematem większości kanałów informacyjnych. Komentatorów intrygował sam przebieg wypadków, ale także dziwny zbieg okoliczności, że zdarzyły się one dwóm autom akurat tej samej instytucji. Anita również kręciła głową okazując drobne zdumienie.
- Borek, ty widziałeś trochę więcej ode mnie.
- Trochę.
- To jak to było w końcu?
- Normalnie. Po prostu zjechał na bok i się przewrócił.
- Sam? Jeden i drugi?
- Nie wiem, pewnie wpadł w poślizg, czy cóś.
- Ale zobacz, pokazują teraz ten samochód. To wygląda całkiem tak, jakby go walnęła pijana słonica w rui. Cały bok ma wgnieciony.
- Nie słonica, tylko słoń.
- Oj, nieważne. Coś go wyraźnie staranowało.
- Na to wygląda.
- Ale przecież nic nie było. Byliśmy przy tym.
- Może jakieś czary? To ty się na tym znasz, nie ja.
- Nie słyszałam o takich czarach.
- Pewnie niewidzialny słoń.
- Oj weź! Ty sobie robisz jaja, a to jest naprawdę zagadkowa historia. Jedzie fura i nagle jeb! Obala się na bok, tak z niczego.
- Może się jakiś ładunek przesunął?
- Jaki znowu ładunek? Co on mógł wieźć?
- Może słonia?
- Goń się głupolu!
Wyraźnie podirytowana Anita wstała z łóżka, sięgnęła po majtki, po czym zaczęła je zakładać. Jednak gdy przyszła kolej na dalsze części garderoby zadzwonił telefon.
- No? Co tam?
- ...
- Poważnie? Kiedy masz zaczynać?
- ...
- To jest naprawdę dobra wiadomość.
- ...
- Nie, w tygodniu nie dam rady. Za bardzo jestem wystrzelana. Muszę się trochę zregenerować energetycznie.
- ...
- Na razie poznaj teren, rozejrzyj się. Jeszcze tam nie byłaś, nie wiemy jak to zrobić detalicznie. To nie jest takie sobie nasrać i uciec. Zadzwoń jutro wieczorem, opowiesz, jak było.
- ...
- No. To na razie, pa.
Kobieta była wyraźnie rozpromieniona, wcześniejsza irytacja zniknęła bez śladu. Za to Borek rzucił jakby od niechcenia:
- Babskie sekrety, więc nie pytam.
- To jest sekret, ale ty akurat możesz go poznać.
- Czyli?
- Przedwczoraj twoja kobieta pomogła twojej siostrze, teraz nadchodzi pora pomóc światu. Taka praca społecznie użyteczna.
- Możesz detaliczniej?
- Zacznę od tych wypadków. Jeśli to faktycznie były jakieś czary, to jasne jest, że ów ktoś nie lubi antyczojsów. My też nie lubimy. Tylko że te auta to taki harcerski mały sabotaż, czy raczej terror. My zrobimy coś grubszego.
- My, czyli kto?
- Twoja kobieta i jej siostrzyczki czarowniczki.
- Zapachniało trupem. Z kim ja się miziam?
- Nie, bez przesady. Trupów nie będzie, ale w sumie, nawet jakby, to nie będzie kogo żałować. Mimo to jednak trupów nie planujemy.
- Kto jest celem?
- Jądro ciemności.
- Czyli?
- Jedno z nich to tak zwane i znane nam Mordor Kurwis. Roxy dostała od nich zlecenie, będzie sprzątać ich siedzibę.
- Kto to jest Roxy?
- Moja koleżanka, z mojego kowenu. Urocza wiedźmulka, ale ty jej nie chcesz spotkać, nie poznam was ze sobą.
- A to niby dlaczego?
- Bo to jest nimfomanka, od razu by cię uwiodła. A tego bym nie zniosła, bo jesteś tylko mój, na wyłączność.
- Czarownica nimfomanka. Wystarczy, że ty mnie uwiodłaś.
- O, nie kochanie. Z nami było inaczej. Żadnych czarów nie używałam, bo chcę mieć żywego chłopa, a nie jakiegoś androida do bzykania. Za to Roxy wali się z każdym, bo ona jest naprawdę nimfomanką. Jak chce komuś obciągnąć, to mu obciągnie, taki typ nie ma nic do gadania. Zaś w cywilu prowadzi małą firmę sprzątającą.
- W ciuszkach z sex shopu?
- Nie, niekoniecznie. Normalne sprzątanie, podobno robią to dobrze, za dobre pieniądze zresztą. Klientela z wyższej półki finansowej. Teraz trafiło się to Mordor Kurwis, biuro fundacji. Nie do końca przypadkiem, dodam.
- No, i co im chcecie zrobić? Bombę podłożyć?
- W pewnym sensie. Taką czarowską bombę.
- Zdechły nietoperz?
- Coś ty się uwziął na te nietoperze? Zdechły nietoperz jest wykrywalny, ale nasz bomba nie. Chyba, że przez maga, czy inną czarownicę. Ale nawet oni nie wytropią, kto za tym stoi. Nawet po niciach aka.
- Takie Mordor Kurwis może mieć egzorcystę.
- Nie rozśmieszaj mnie. Przecież egzorcyści to są oszuści. Co oni tam mogą wiedzieć na temat czarów, magii, czy takich tam spraw? Trochę teorii jedynie plus lektura tanich horrorów.
- A jak ta wasza bomba ma wyglądać?
- Ciąg dalszy za tydzień. A na razie może coś zjedzmy.
...
Roxy zadzwoniła w poniedziałek wieczorem:
- No, co tam nowego?
- ...
- Aha. To teraz tylko mi powiedz, czy mają kwiatki?
- ...
- Normalne. Doniczkowe.
- ...
- To super, już są nasi.
- ...
- Dokładnie. Czyli piątek wieczorem u mnie. Pa.
Ostatnie słowa dotarły do Borka:
- Rozumiem, że w piątek idę na piwo z kumplami?
- Jeśli masz ochotę. Wiesz, jest taka teoria psychologiczna, że narkotyki, te pospolite, jak na przykład alkohol, są kompensacją deficytu seksu.
- Do piątku jeszcze kilka dni.
- To na co czekasz? Ściągaj portki.
...
Czas do weekendu nie obfitował w żadne większe wydarzenia. Tylko Borkowi chodziły po głowie słowa Anity na temat harcerskiego małego terroru. Niestety nie przychodziły mu do tej głowy pomysły na większy terror, więc na razie zadowolił się sterroryzowaniem kilku antyczojsowych billboardów. Doszedł bowiem do takiego wniosku, że choć może to trochę szczeniackie, ale jest szansa, iż po dłuższej serii takich zdarzeń właściciele miejsc reklamowych wpadną na to, żeby byle komu ich nie wynajmować.
Anita pojawiła się dopiero w niedzielę w południe:
- Chyba rozumiesz, musiałam odespać pracowitą noc.
- To gdzie ta bomba?
- Roxy zabrała.
- Chociaż opowiedz, tak jak obiecałaś.
- Tak od razu? A buzi na przywitanie gdzie?
Trochę się to buzi przedłużyło, w końcu jednak dziewczyna wzięła głębszy oddech, zaś Borek już wiedział, że ma być cicho:
- Mechanizm jest dosyć prosty. Podkładasz w danym miejscu jakieś magiczne paskudztwo, po czym staje się ono obłożone klątwą. Tylko nie żaden zdechły nietoperz, ani siusiak wisielca, tylko coś czystego, co jest nie do wykrycia. Co to takiego może być? Masz jeden strzał.
- Woda?
- Mądry chłopak. Nie dmucham się z byle kim. Tak, zwykła, prozaiczna woda. To znaczy nie do końca zwykła, tylko tak jakby zepsuta magicznie. Wlewa się ją do jednej, czy drugiej doniczki w pomieszczeniu, po czym wszyscy dookoła zaczynają chorować. No, niekoniecznie wszyscy. Roxy jest zabezpieczona, jej się nic nie stanie. To tak działa, jak promieniowanie, tylko że geigerem tego nie wykryjesz. Butelka też izoluje do czasu jej otwarcia i wlania do doniczek. Choroba śmiertelna nie jest, po jakimś czasie sama przechodzi, ale bardzo upierdliwa dla chorego. Tak coś na kształt łagodnej odmiany trądu, tylko podobno strasznie śmierdzi. Na covid tego nie zwalą. Sama klątwa nie trwa wiecznie, po jakimś miesiącu się wyklątwi, wypromieniuje, pomieszczenie staje się bezpieczne. Tylko kwiatek raczej tego nie przetrzyma, ale to chyba nie jest zbyt wielka wada tego sposobu. Poza tym są pewne ograniczenia. Takiej wody nie da się produkować zbyt wiele. Jakby nie było, czarownice nie są boginiami. Przyznasz, że jest to ciekawsza technologia, niż niewidzialny słoń przewracający auta?
Anita wstała dając do zrozumienia, że to koniec wykładu, ale Borek nadal milczał, bo nie wiedział, co miałby powiedzieć...
- Mam dość, wystarczy już tej miłości na dzisiaj.
- Wyobraź sobie, że podzielam twoje zdanie.
- Tu chyba nawet maść czarownic nie zadziała.
- Maść czarownic nie istnieje. To mit.
- Jak to?
Anita wzięła głęboki oddech, co jak zwykle zapowiadało wykład:
- Znaczy dokładnie to jest odwrotnie. Istnieje na wiele sposobów, do tego zwykle niekoniecznie jako maść. Maść czarownic, to tylko taka zbiorcza nazwa dla różnych psychodelicznych mikstur. Do tego jeszcze nie zawsze one działają tak, jak myślisz. Co człowiek, to inna reakcja.
Kontynuowała dalej, zaś Borek zdążył już się nauczyć, żeby jej wtedy nie przerywać. Dowiedział się wiele, ale połowę jak zwykle zapomniał od razu, gdyż ten strumień danych był nie do przyswojenia na jeden raz. Na koniec Anita się uśmiechnęła, ucałowała go czule i spuentowała:
- Jak chcesz, to mogę coś takiego przyrządzić. Tylko trzeba mi trochę czasu na zebranie składników.
- Sadło noworodka i zdechły nietoperz?
- No coś ty, zgłupiałeś? To akurat są bajdy.
- To ja włączę telewizor. Rzucimy okiem na najnowsze bajdy.
Okazało się, że furgonowe kraksy dnia poprzedniego były ulubionym tematem większości kanałów informacyjnych. Komentatorów intrygował sam przebieg wypadków, ale także dziwny zbieg okoliczności, że zdarzyły się one dwóm autom akurat tej samej instytucji. Anita również kręciła głową okazując drobne zdumienie.
- Borek, ty widziałeś trochę więcej ode mnie.
- Trochę.
- To jak to było w końcu?
- Normalnie. Po prostu zjechał na bok i się przewrócił.
- Sam? Jeden i drugi?
- Nie wiem, pewnie wpadł w poślizg, czy cóś.
- Ale zobacz, pokazują teraz ten samochód. To wygląda całkiem tak, jakby go walnęła pijana słonica w rui. Cały bok ma wgnieciony.
- Nie słonica, tylko słoń.
- Oj, nieważne. Coś go wyraźnie staranowało.
- Na to wygląda.
- Ale przecież nic nie było. Byliśmy przy tym.
- Może jakieś czary? To ty się na tym znasz, nie ja.
- Nie słyszałam o takich czarach.
- Pewnie niewidzialny słoń.
- Oj weź! Ty sobie robisz jaja, a to jest naprawdę zagadkowa historia. Jedzie fura i nagle jeb! Obala się na bok, tak z niczego.
- Może się jakiś ładunek przesunął?
- Jaki znowu ładunek? Co on mógł wieźć?
- Może słonia?
- Goń się głupolu!
Wyraźnie podirytowana Anita wstała z łóżka, sięgnęła po majtki, po czym zaczęła je zakładać. Jednak gdy przyszła kolej na dalsze części garderoby zadzwonił telefon.
- No? Co tam?
- ...
- Poważnie? Kiedy masz zaczynać?
- ...
- To jest naprawdę dobra wiadomość.
- ...
- Nie, w tygodniu nie dam rady. Za bardzo jestem wystrzelana. Muszę się trochę zregenerować energetycznie.
- ...
- Na razie poznaj teren, rozejrzyj się. Jeszcze tam nie byłaś, nie wiemy jak to zrobić detalicznie. To nie jest takie sobie nasrać i uciec. Zadzwoń jutro wieczorem, opowiesz, jak było.
- ...
- No. To na razie, pa.
Kobieta była wyraźnie rozpromieniona, wcześniejsza irytacja zniknęła bez śladu. Za to Borek rzucił jakby od niechcenia:
- Babskie sekrety, więc nie pytam.
- To jest sekret, ale ty akurat możesz go poznać.
- Czyli?
- Przedwczoraj twoja kobieta pomogła twojej siostrze, teraz nadchodzi pora pomóc światu. Taka praca społecznie użyteczna.
- Możesz detaliczniej?
- Zacznę od tych wypadków. Jeśli to faktycznie były jakieś czary, to jasne jest, że ów ktoś nie lubi antyczojsów. My też nie lubimy. Tylko że te auta to taki harcerski mały sabotaż, czy raczej terror. My zrobimy coś grubszego.
- My, czyli kto?
- Twoja kobieta i jej siostrzyczki czarowniczki.
- Zapachniało trupem. Z kim ja się miziam?
- Nie, bez przesady. Trupów nie będzie, ale w sumie, nawet jakby, to nie będzie kogo żałować. Mimo to jednak trupów nie planujemy.
- Kto jest celem?
- Jądro ciemności.
- Czyli?
- Jedno z nich to tak zwane i znane nam Mordor Kurwis. Roxy dostała od nich zlecenie, będzie sprzątać ich siedzibę.
- Kto to jest Roxy?
- Moja koleżanka, z mojego kowenu. Urocza wiedźmulka, ale ty jej nie chcesz spotkać, nie poznam was ze sobą.
- A to niby dlaczego?
- Bo to jest nimfomanka, od razu by cię uwiodła. A tego bym nie zniosła, bo jesteś tylko mój, na wyłączność.
- Czarownica nimfomanka. Wystarczy, że ty mnie uwiodłaś.
- O, nie kochanie. Z nami było inaczej. Żadnych czarów nie używałam, bo chcę mieć żywego chłopa, a nie jakiegoś androida do bzykania. Za to Roxy wali się z każdym, bo ona jest naprawdę nimfomanką. Jak chce komuś obciągnąć, to mu obciągnie, taki typ nie ma nic do gadania. Zaś w cywilu prowadzi małą firmę sprzątającą.
- W ciuszkach z sex shopu?
- Nie, niekoniecznie. Normalne sprzątanie, podobno robią to dobrze, za dobre pieniądze zresztą. Klientela z wyższej półki finansowej. Teraz trafiło się to Mordor Kurwis, biuro fundacji. Nie do końca przypadkiem, dodam.
- No, i co im chcecie zrobić? Bombę podłożyć?
- W pewnym sensie. Taką czarowską bombę.
- Zdechły nietoperz?
- Coś ty się uwziął na te nietoperze? Zdechły nietoperz jest wykrywalny, ale nasz bomba nie. Chyba, że przez maga, czy inną czarownicę. Ale nawet oni nie wytropią, kto za tym stoi. Nawet po niciach aka.
- Takie Mordor Kurwis może mieć egzorcystę.
- Nie rozśmieszaj mnie. Przecież egzorcyści to są oszuści. Co oni tam mogą wiedzieć na temat czarów, magii, czy takich tam spraw? Trochę teorii jedynie plus lektura tanich horrorów.
- A jak ta wasza bomba ma wyglądać?
- Ciąg dalszy za tydzień. A na razie może coś zjedzmy.
...
Roxy zadzwoniła w poniedziałek wieczorem:
- No, co tam nowego?
- ...
- Aha. To teraz tylko mi powiedz, czy mają kwiatki?
- ...
- Normalne. Doniczkowe.
- ...
- To super, już są nasi.
- ...
- Dokładnie. Czyli piątek wieczorem u mnie. Pa.
Ostatnie słowa dotarły do Borka:
- Rozumiem, że w piątek idę na piwo z kumplami?
- Jeśli masz ochotę. Wiesz, jest taka teoria psychologiczna, że narkotyki, te pospolite, jak na przykład alkohol, są kompensacją deficytu seksu.
- Do piątku jeszcze kilka dni.
- To na co czekasz? Ściągaj portki.
...
Czas do weekendu nie obfitował w żadne większe wydarzenia. Tylko Borkowi chodziły po głowie słowa Anity na temat harcerskiego małego terroru. Niestety nie przychodziły mu do tej głowy pomysły na większy terror, więc na razie zadowolił się sterroryzowaniem kilku antyczojsowych billboardów. Doszedł bowiem do takiego wniosku, że choć może to trochę szczeniackie, ale jest szansa, iż po dłuższej serii takich zdarzeń właściciele miejsc reklamowych wpadną na to, żeby byle komu ich nie wynajmować.
Anita pojawiła się dopiero w niedzielę w południe:
- Chyba rozumiesz, musiałam odespać pracowitą noc.
- To gdzie ta bomba?
- Roxy zabrała.
- Chociaż opowiedz, tak jak obiecałaś.
- Tak od razu? A buzi na przywitanie gdzie?
Trochę się to buzi przedłużyło, w końcu jednak dziewczyna wzięła głębszy oddech, zaś Borek już wiedział, że ma być cicho:
- Mechanizm jest dosyć prosty. Podkładasz w danym miejscu jakieś magiczne paskudztwo, po czym staje się ono obłożone klątwą. Tylko nie żaden zdechły nietoperz, ani siusiak wisielca, tylko coś czystego, co jest nie do wykrycia. Co to takiego może być? Masz jeden strzał.
- Woda?
- Mądry chłopak. Nie dmucham się z byle kim. Tak, zwykła, prozaiczna woda. To znaczy nie do końca zwykła, tylko tak jakby zepsuta magicznie. Wlewa się ją do jednej, czy drugiej doniczki w pomieszczeniu, po czym wszyscy dookoła zaczynają chorować. No, niekoniecznie wszyscy. Roxy jest zabezpieczona, jej się nic nie stanie. To tak działa, jak promieniowanie, tylko że geigerem tego nie wykryjesz. Butelka też izoluje do czasu jej otwarcia i wlania do doniczek. Choroba śmiertelna nie jest, po jakimś czasie sama przechodzi, ale bardzo upierdliwa dla chorego. Tak coś na kształt łagodnej odmiany trądu, tylko podobno strasznie śmierdzi. Na covid tego nie zwalą. Sama klątwa nie trwa wiecznie, po jakimś miesiącu się wyklątwi, wypromieniuje, pomieszczenie staje się bezpieczne. Tylko kwiatek raczej tego nie przetrzyma, ale to chyba nie jest zbyt wielka wada tego sposobu. Poza tym są pewne ograniczenia. Takiej wody nie da się produkować zbyt wiele. Jakby nie było, czarownice nie są boginiami. Przyznasz, że jest to ciekawsza technologia, niż niewidzialny słoń przewracający auta?
Anita wstała dając do zrozumienia, że to koniec wykładu, ale Borek nadal milczał, bo nie wiedział, co miałby powiedzieć...
CIĄG DALSZY NASTĄPI
W zasadzie, gdy rośliny w doniczkach przelejesz i korzenie gniją, to tez może być smród i choroby i roje muszek, do tego nie trzeba czarów...ale pomysł z wodą dobry:-)
OdpowiedzUsuńw tym przypadku chodzi o to, żeby nie doniczka śmierdziała...
UsuńMoże zamiast maści czarownic udać się do apteki i kupić jakąś MAxigrę, czy inny specyfik.
OdpowiedzUsuńsłaby pomysł... problem /jeśli to jest problem/ polega na tym, że oboje mają chwilowy przesyt, nie chce im się i żadne "Maxigry" nic tu nie w(z)niosą /zwłaszcza jej/, tylko wątrobę zamulą...
Usuńa jak widać wystarczyła doba przerwy i wszystko wróciło do normy...
Czy oni musza sie ciagle pukac? Wiecej przemocy i terroru... seks dostarczymy sobie sami:)
OdpowiedzUsuńHmmmm.... Choruje na covid, choc choroba musiala rozwija sie przed twoim przedostatnim postem... zaczynam moooocno sie zastanawiac, czy przekleta nie zostalam za krytyke moralna "waszych" tresci. :) W razie co odplace sie modlitwa. przypale "was" troche:)
jak jest odcinek bez pukania to źle, bo za mało pukania, jak jest odcinek z jakimś (śladowym, aluzyjnie wspomnianym) pukaniem, to źle, bo za dużo...
Usuńa tak poza tym, to napisane jest gdzieś tam "make love, no war", więc w obu przypadkach tego "love" jest za mało...
No ale te sladowe , aluzyjne wspomnienia sa wstawiane w kazdym odcinku:) No dobra przyjmijmy, ze stara jestem i nie bede sie wiecej czepiac. Moze byc, ze sa tacy, ktorzy tylko na owe aluzje czekaja i chwytaja jak spragniony dzdzu:)
UsuńNie jestes bogiem, wyobraz to sobie i nie jestes w stanie zadowolic kazdego. Zreszta Bog tez nie zadawala:)
Przekonales mnie: "make love, no war"... wiecej seksu !
A więc to Anita sprawiła, że Kaja Godek zamieniła się w Sraję Smrodek?
OdpowiedzUsuńNie chcę nic sugerować, ale mogłaby teraz zająć się poprawą wizerunku Marty L.
co jest nie tak z wizerunkiem Marty L.?...
UsuńNo i teraz wychodzi na to, że ci cali Mordo Ciulis mają rację, chcąc polować na czarownice. Nie, do likwidacji łajdaków nie można używać łajdactwa, bo ono pozostanie, tylko w innych osobach. I metodą małych kroków one same staną się takimi samymi łajdakami. Myślisz, że nasz krótki od początku był dyktatorem?
OdpowiedzUsuńpolemizujesz, rzecz jasna, nie ze mną, tylko z postaciami fikcji literackiej, ale ja akurat w tym przypadku jestem po ich stronie: z łajdakiem trzeba po łajdacku...
Usuńzaś co do krótkiego, to okay, ważne jest wiedzieć, dlaczego kiszonka pleśnieje /nadaje się wtedy tylko do dzbana fekalnego/ i temu zapobiec, ale w przypadku ludzi jest to niewykonalne...
A ile lat mają trwać te małe kroki 100? 200 Lat? A może więcej? Idąc twoim tokiem rozumowania, który napisałeś w komentarzu to nawet fikcyjnej opowiastki prześmiewczej o antychoicowcach napisać nie można, bo to łajdactwo.
UsuńKlątwa to dobry pomysł ,ale klątwa Anity i jej koleżanek jest trochę za słaba . Tu mam propozycje lepszych ;-)))
OdpowiedzUsuńhttps://magiaiokultyzm.blogspot.com/2021/09/magia-cmentarna.html
wychodzi na to, że Anita & Co uprawia czarowstwo humanistyczne...
UsuńGdzieś czytałem, że w latach 80. jakoś pewien młody człowiek chciał do kanalizacji LSD dodać. Chyba to było w autobiografii Kazika. Jakoś tak mi się skojarzyło z tymi wodnymi działaniami. Tylko tamten efekt mógł być nieco milszy.
OdpowiedzUsuńTo fakt, na filmie Tarantino należy się skupić, żeby wyłapać te perełki. Jak na razie najbardziej polubiłem niektóre z ,,Pulp Fiction".
:) No ba. Czasem należy wrócić do klasyki szeroko rozumianej muzyki gitarowej, nawet bez jakiegoś wybrzydzania specjalnego.
Pozdrawiam!
Mozaika Rzeczywistości.
raczej do wodociągów... ale mniejsza z tym... pomysł starszy niż sam Kazik... kiedyś widziałem film z tym motywem, niestety do wzbogacenia kranówy elementem bajkowym nie doszło, bo niedoszłych sprawców okradły złodziejaszki kolejowe... "kwas" był rozpuszczony w dwóch butelkach udających wino, żeby móc go łatwo przewieźć przez granicę... gdy złodzieje otworzyli ukradzione walizki znaleźli te butelki... otworzyli je, aby uczcić finał roboty i obaj pociągnęli z gwinta, każdy ze swojej... co prawda zwykła, standardowa działka LSD zabić nie może, ale w takim stężeniu obaj zazgonili ze skutkiem nieodwracalnym już po pierwszych łykach...
Usuńpozdrawiam! :)
Taka to woda antyświęcona. Dopiero u Ciebie nauczyłam sie wstawiać te cholerne komentarze z kontem google, bo strasznie problemy się robią. Hmm o ile się wstawi. Trzymaj kciuki!
OdpowiedzUsuń