02 maja 2019

Narkotyki vs. MJ - o pewnych istotnych różnicach

Post niniejszy jest targetowany do kompletnych laików w temacie "narkotyki i marihuana", bez względu na to, czy oni wiedzą, że są laikami, czy wydaje im się, że nimi nie są. Prostym, potocznym, nienaukowym językiem spróbujemy im coś wyjaśnić, żeby czegoś się dowiedzieli. Po przeczytaniu będą już to wiedzieć. Ale nie wszystko, bo skupimy się na jednej konkretnej sprawie, na niczym więcej. Na wstępie jednak uprzedzamy, że tytuł posta jest sporo na wyrost, gdyż na warsztat weźmiemy tylko jeden narkotyk, ten najbardziej popularny, taki najbardziej znany, czyli alkohol. Choć niekoniecznie reprezentatywny, gdyż takiego po prostu nie ma. Substancji istotnie zmieniających stan umysłu, potocznie zwanych "narkotykami" jest sporo, każda ma swoją specyfikę, więc post omawiający wszystkie, nawet tylko te bardziej znane byłby po prostu za długi, za obszerny, zbyt męczący.
Alkohol jest dość prosty: im więcej go ktoś pobierze podczas jedej sesji, tym bardziej mu to zmieni percepcję i zachowanie. Rzecz jasna wiele zależy od różnych czynników, ale ogólny mechanizm jest taki, że każda kolejna porcja zwiększa poziom rauszu, haju, czy jakby to jakoś inaczej nazwać. Wreszcie prędzej, czy później dochodzi się do momentu, gdy ów ktoś traci kontrolę nad sobą, nad sytuacją. Jeśli ciało nadal działa na tyle, aby pobierać kolejne porcje, to następuje zgon. To ostatnie zdarza się dość rzadko, poza tym ciało potrafi się bronić przed nadmiarem narkotyku sposobem womitalnym, ale schemat wygląda właśnie tak, jak opisano.
Marihuana (lub haszysz) jest jeszcze prostsza, ale ta prostota ma inny charakter. Po pierwszej porcji coś się zmienia. Zmienia się rozmaicie, zależnie od tej porcji, osoby, tudzież innych czynników. Nigdy jednak nie zmienia się aż tak istotnie, by nazywać MJ "narkotykiem", tylko co najwyżej "semi-". Mowy tym bardziej nie ma o utracie kontaktu z rzeczywistością, kontroli nad ciałem lub zachowaniem. Po drugiej porcji nie zmienia się już nic. Mogą się zmienić jakieś detale, ale intensywność haju pozostaje na tym samym poziomie. To samo jest po trzeciej porcji i po następnych. Nie ma takiej możliwości, aby ten poziom sobie podbić. Czyli nie można się tak nawalić, jak alkoholem, tym bardziej też nie można doprowadzić się do zgonu. Jedyny ewentualny skutek kolejnych porcji to odwleczenie momentu, gdy rausz się skończy. Ale tak bez końca też nie da rady, bo im dłużej trwa ta zabawa, tym bardziej górę bierze pojawiające się znużenie, więc nikt tak nie robi.
Popatrzmy na poniższy wykres:

Diagram ma rzecz jasna charakter orientacyjny, ilustrujący jedynie sam mechanizm. Oś pionowa obrazuje stopień intensywności zmiany percepcji i zachowania, oś pozioma bieg czasu, na niej zaś oznaczone są kolejne umowne porcje przyswojonej substancji. Linia żółta to granica kompletnego uwalenia się, utrata kontaktu oraz kontroli nad sobą, czerwona oznacza zgon, zaś ta niebieska przerywana to pułap haju MJ, którego przeskoczyć się nie da.
Jednak przeciętna, realna sesja trwa krócej, więc do kompletu nieco danych na temat, po jakim czasie od ostatniej porcji ma miejsce powrót do zerowego poziomu zmiany, do stanu zanim ta sesja się zaczęła. Przy alkoholu większość zależy od tego, ile narkotyku ma w sobie ów ktoś po przyjęciu ostatniej porcji. Gdy było tego sporo, to dochodzi jeszcze kwestia zmiany pod wpływem kaca, kiedy narkotyk już nie działa, ale organizm jest zatruty aldehydem octowym plus inne jeszcze czynniki. Czyli rozpiętość czasu może być naprawdę bardzo spora, od trzech godzin do kilkudziesięciu. Przy MJ sprawa wygląda inaczej. Niezależnie od tego, ile się przyswoi, to po dwóch, góra czterech godzinach od ostatniego razu już jest po wszystkim. Jeśli sesja była długa, obfita, to można doliczyć kilka godzin na znużenie tą całą zabawą. Co ciekawe, substancja czynna, zwana THC, która powoduje zmianę może siedzieć w organizmie kilka dni, nawet tygodni. Tyle tylko, że ona w ogóle nie działa. Ta nader dziwna właściwość MJ może być kłopotliwa dla kierowców, bo można być kompletnie trzeźwym, dawno zapomnieć, że się cokolwiek używało, ale test mimo to wykaże obecność wspomnianego THC w organizmie. Na szczęście popularne, szybkie testy badają ślinę, ta zaś jest już "czysta" po dwunastu godzinach.
Powyższy tekst jest czysto informacyjny, nieopiniotwórczy, nie sugeruje żadnych wniosków. Nie argumentuje za niczym, nie argumentuje też przeciwko niczemu. Mimo że, jak wspomniano na początku, targetowany jest do laików, to jednak zakładamy, że samodzielnie myślących. Co nie wyklucza rzecz jasna dyskusji na forum, ale na miłość Sziwy, Jah i Rgiełca bez wciskania tekstów typu "od marychy sie zaczyna" świadczących o kompletnym idiotyzmie. Ten temat został już dawno omówiony do spodu, już dawno ustalono, że jest to bzdura, więc nie chce nam się do niego wracać. Bo to jest po prostu nudne, nużące, tudzież żenujące.
Uwaga końcowa:
Post traktuje na temat MJ, czyli o naturalnych produktach konopi. Nie zajmujemy się tu żadną "metylomarihuaną" (określenie Kamila Sipowicza), "marychujaną" czy jak tam inaczej zwać wszelki stuff na bazie konopi oferowany przez oszustów, rasowany przez nich różnymi dodatkami. Ta ich (zapewne) radosna twórczość może działać naprawdę rozmaicie, często nie do przewidzenia jak. Nie zajmujemy się tu również "kadzidełkami kolekcjonerskimi", jak często nazywa się pewien rodzaj dopalaczy. Wiele z nich zawiera w swoim składzie syntetyczne kanabinoidy pokrewne THC, które działają rozmaicie. Semi-narkotycznie, narkotycznie, zaś inne po prostu są trujące. Nie interesuje nas to w tej chwili.