28 czerwca 2022

The Killing Joke

Rzadko bloguję klasycznie, czyli "o sobie", ale rzadko nie znaczy nigdy. Więc teraz się trafiło. Aczkolwiek wiele tego nie będzie. Powiem tak: od paru dni mam pier... ups... pindolca na punkcie pewnego kawałka muzycznego. Od niego zaczynam dzień, na nim też go kończę, zaś podczas poddaję się kompulsywnej potrzebie odsłuchania go raz po raz. Wczoraj wykonałem niezły numer: Otóż tak się jakoś porobiło, że gdy byłem na mieście padła mi bateria telefonu. Tragedia, bo miałem na nim ustawioną opcję zapętlenia słuchanego via słuchawy obiektu. Tedy poszedłem do znajomego sklepu komputerowego poprosić szefuńcia tegoż, aby mi wziął pozwolił odsłuchać chociaż ze dwa, trzy razy na swoim sprzęcie. Zostałem potraktowany bardzo pozytywnie empatycznie, do tego ze zrozumieniem. Stary fakin metal, więc swój chłop. Tylko już potem zdałem sobie sprawę, że zapomniałem jednego: otóż mogłem tam zostawić telefon do podładowania na czas łażenia po okolicznych sklepach. No, ale trudno, "nigdy niczego nie żałować" /Musashi Miyamoto/, stłuczonego jajka już nie odtłukę. Co zrobiłem po powrocie do domu? To chyba bardzo łatwa zagadka.
To by było na tyle. Aha, jeszcze jedno na koniec: "Jeśli myślisz, że coś jest chore, to jest chore. Jeśli myślisz, że coś jest zdrowe, to jest zdrowe. Teraz sobie wybierz" /jakiś inny mądry Wujaszek, trawestacja/. Co dalej? Nic. Bo czy coś musi być? Na razie słuchamy:

25 czerwca 2022

Poprzeczna do urojonej

Czasem jest tak, że komentując na jakimś forum blogowym pojawia mi się pomysł na posta, na jakąś dłuższą wypowiedź na dany temat, na szersze rozwinięcie tegoż komentarza. Temat akurat jest na czasie, jako że ostatnio najnowszy projekt prawnej normalizacji traktowania kobiet przez państwo, chwilowo neokomunistyczne, znowu poszedł się huśtać. Mimo to warto było próbować, mimo zerowych szans na sukces, nie tym jednak chcę się akurat teraz zająć. Pojawiła mi się bowiem inna kwestia, taka jakby przy okazji. Już tłumaczę, tudzież objaśniam:
Wiele kobiet, choć jak wiele, nie wiem, twierdzi, że temat przerywania ciąży to babska sprawa, zaś chłopom guzik do tego. Nie jest to prawda, bo choć to nie mężczyzna ma fizjologiczny problem ciąży, to jednak fakt jej zaistnienia jakoś tam jego dotyczy, jako współsprawcy. Może on rzecz jasna czmychnąć, co być może jest najprostsze, co poniektórzy nawet tak robią, nie zmienia to jednak faktu, że problem wcale nie znika. Więc chyba lepiej jest nie musieć czmychać, tylko jakoś to bardziej elegancko ogarnąć? 
Mężczyźni różnie reagują na wiadomość o ciąży kobiety, z którą akurat mieli byli cielesną okoliczność, bez wielkiego znaczenia jest przy tym, czy ta okoliczność była chwilowa, czy związkowa. Zdarza im się radość, zdarza się się też jakieś jej przeciwieństwo. Tych reakcji bywa całe spektrum, ale tego nie ma sensu wyliczać. Skupimy się teraz na tym, co taki koleś, jeden, czy drugi, sobie uważa, jakie ma zdanie na temat decyzji, czy kobieta ma tą ciążę donosić, aby finałowo zakończyła się dzieckiem, czy też pozbyć się kłopotu. Konkretnie zaś, kto ma decydować? Okazuje się, że na ten temat również panuje pewien rozrzut poglądów wśród panów, bowiem nie tworzą oni wcale tak homogenicznej grupy, jak twierdzą niektóre stereotypy. To zaś przenosi się na różne zdania, co do tego, jakie ma być prawo zwane "aborcyjnym".
Nie jest też prawdą, jakoby spór na temat tego prawa toczyły strony "panie" versus "panowie". Takiej linii podziału wcale nie ma, jest za to, istnieje linia poprzeczna do tej fikcyjnej. Jej strony zaś krótko, choć opisowo można określić jako "panie i panowie przyjaźni kobietom" oraz "panie i panowie wrodzy kobietom". Być może najciekawsza, bo absurdalna jest część "panie wrogie kobietom", skupmy się jednak na panach. Skąd ta linia podziału, jakie właściwości ma jedna ich grupa, jakie ma druga? Jak to jest, że jedni panowie lubią i szanują panie, drudzy wprost przeciwnie, skąd to się bierze?
Odpowiedź jest bardzo prosta, zaś realia blogowe każą ją jeszcze bardziej uprościć. Otóż panowie "za (aborcją)", czyli przyjaźni paniom, nie mają zbytnich problemów na ich punkcie, przynajmniej takich poważniejszych. Za to panowie "przeciw (aborcji)", czyli wrodzy owym paniom, to istna czeluść pełna po brzegi rozmaitych porąbań, przypadków zaiste psychiatrycznych dotyczących relacji damsko - męskich, nie tylko tych cielesnych bynajmniej, ale całej fury innych, na rozmaitym tle. Dlatego też panowie "za" traktują kobiety jak ludzi, jak partnerki na każdym poziomie, czy aspekcie, zaś dla panów "przeciw" płeć żeńska to rzeczy, androidy, czasem nawet po prostu szmaty. Inaczej nie chcą lub też nie umieją ich postrzegać. Nie zawsze jest to takie jasne, gdyż wielu znakomicie potrafi to maskować tworząc pozory kurtuazji, udawanego szacunku. W istocie zaś jest to taki sam szacunek, jaki się żywi do własnego auta, czy telefonu.
To właściwie koniec wywodu, uprasza się jedynie Kawiarnię, aby darowała sobie uwagi na temat zbytniego uproszczenia, czy też uogólnienia sprawy. Tak po prostu miało być, it's only blog, nie żadna tam dysertacja naukowa. Tytułem zaś gagu finałowego przypomnę dyskusję na temat terminu "dupa", dość często używanego przez panów, ale przez panie również, bynajmniej niepejoratywnego, na określenie jakiejś kobiety. Nie jest tu moją intencją reaktywacja tej debaty, chcę tylko coś napomknąć. Otóż owo słowo, tak użyte, nieraz budzi czyjeś oburzenie. Pytanie zaś brzmi, kto to oburzenie najczęściej artykułuje? Nie, bynajmniej nie panie. Otóż najczęściej zgiełk podnoszą owi panowie "przeciw", którzy najmniej do pań mają szacunku. Książkowy, kliniczny przykład hipokryzji, o której wspomniałem wcześniej.
I jeszcze coś, taki dodatek niekonieczny. Zdrowe, czyli wolnościowe poglądy społeczne na różne kwestie nie muszą oznaczać zdrowej psychiki w temacie kobiecym. Nie każdy człowiek, który jest "za Ziołem" jest "za aborcją". Bywa też odwrotnie, że ktoś przyjazny paniom jest marychofobem. Ale to już jest zupełnie osobny temat...

21 czerwca 2022

GŁĘBOKI ODDECH CZAROWNICY

Tym razem Anita nie lewitowała, gdyż nie medytowała, tylko siedziała zen. Różnica jest taka, że mimo tej samej pozycji ciała nie jest to żaden odlot, lecz przylot. Czysta obecność. Przekonał się o tym Borek, który po przyjściu do domu pomachał dłonią swojej kobiecie przed twarzą:
- No, i co mi tu powietrze entropisz?
Po chwili Anita dodała:
- Okay, wystarczy tego oświecenia.
Powoli zaczęła wstawać z poduszki, gdy Borek zapytał:
- Dokończymy poranną rozmowę?
Faktycznie, coś im ją wtedy zaburzyło, dziewczyna się trochę zeźliła, bo nie lubiła przerywania jej wykładu. A potem jakoś się wzięło i zapomniało.
- Dobrze, za chwilę. Jak wrócę.
Gdy zniknęła w łazience Borek sięgnął do stołu. Otworzył pudełko na nim leżące, które zawierało spliffa i kilka papierosów. Ale po dojrzałym namyśle niczego nie wybrał, odłożył paczkę. Zaraz potem do pokoju weszła Anita ubrana w kusą sukienkę. Rozmościła się na kanapie tak, że Borek bez trudu zauważył, iż czarownica nie ma na sobie majtek, po czym wzięła głęboki oddech, co oznaczało, że ma być teraz cicho, bo będzie opierdol.
- Jak już mówiłam rano, wszystko, co ludzie mówią może być pod pewnym względem prawdą, pod pewnym względem fałszem, zaś jeszcze pod innym zupełnie bez znaczenia. Mając tą wiedzę można być całkiem na luzie. Na przykład gdy ktoś ci powie na twój temat coś nieprawdziwego, to nie ma wcale powodu, aby się tym przejmować. Obojętne, czy to są miłe słowa, czy niemiłe. Pod pewnym względem mogą być one prawdziwe, bo być może wyrażają to, co też ta osoba myśli sobie o tobie. Pod innym względem nie są prawdziwe, bo ty zapewne myślisz inaczej. Pod jeszcze innym nie mają one znaczenia, bo nie mają wpływu na to, kim jesteś. Puenta jest taka, że nasza tożsamość jest niezależna od opinii innych ludzi.
Zapadła chwila ciszy, wreszcie Anita dodała:
- Koniec ględzenia. Teraz możesz mnie pocałować.
- Gdzie?
- Tam, gdzie najbardziej lubię.
- Chce ci się jechać do lasu? Bo mnie nie. Ale zaraz. Są ludzie, którzy budują swoją tożsamość na opiniach otoczenia. Nawet wielu.
- Ludzie? Chyba raczej androidy.
Nie pojechali do lasu...
Informacja dla nowych lub słabo pamiętających:
Czarownica Anita jest bohaterką serialu ===TU===. Ten serial już się dawno skończył, niemniej jednak postać wydaje się być rozwojowa twórczo.

16 czerwca 2022

CIASTECZKA /o samobójstwie/

- Zojka, czy samobójstwo jest dobre, czy złe?
- Zuleczko, kochanie, to zależy od tego, co o tym myślisz. Jeśli myślisz, że jest dobre, to jest dobre, jeśli myślisz, że jest złe, to jest złe. Teraz sama sobie wybierz. Ale przecież ty powinnaś już to dawno wiedzieć.
- Powiedzmy, że cię sprawdzam.
- Bez sensu. Ale skoro tak, to dodam coś jeszcze na temat samobójcy. Tak moim zdaniem, rzecz jasna, żeby nie było.
- No?
- Że chyba zbyt poważnie siebie potraktował.

12 czerwca 2022

"Odkłamywanie marihuany" - krótka recenzja nieprofesjonalna

- Po kiego ci ta książka? Ty już wszystko wiesz w temacie.
Moja Lady jeśli ma rację, to faktycznie ma rację, ale z tym "wszystko" chyba jednak trochę przesadziła. Wystarczająco jednak wiem, aby mieć prokonopne nastawienie. Bo to jest tak: prokonopni mają poglądy oparte na wiedzy, zaś marychofobi mają tylko poglądy. Dlatego też dyskurs między nimi jest raczej niemożliwy. Zwykle przebiega on na zasadzie "chłopu mówić mądre słowa, on zaś na to: moja krowa". Wreszcie komuś tam puszczają emocje, po czym debata staje się draką. Tak sam miałem niedawno. Nie rozpoznałem od razu marychofobicznego fanatyka, więc straciłem nań trochę cennego czasu. Czy na pewno jednak go straciłem? Paradoks polega na tym, że trochę tego czasu trzeba jednak poświęcić na takie rozpoznanie. Jako rzecze starożytna enochiańska maksyma: nie spróbujesz - nie wiesz.
Ale wróćmy do książki. Autor nie ukrywa, że sam jest prokonopny, jednak tego się zbytnio nie czuje podczas lektury. Narracja jest mocno naukowa, rzeczowa, jak na wysokiej klasy pracę przystało, do tego oparta na solidnym materiale bibliograficznym. Trzeba było sporo roboty, aby się przez ten cały materiał przekopać. Za to każdy mit, każde przekłamanie na temat Zioła są rozpracowane punkt po punkcie. Podane jest też sporo twardych danych, ale wytykane są też błędy badawcze, które do wielu mylnych wniosków mogą prowadzić. Ciekawym przykładem jest rozpracowanie znanej, do tej pory zresztą lansowanej w Polsce "teorii bramy", według której używanie Zioła prowadzi jakoby do narkomanii. To jest tu akurat warte podkreślenia, gdyż mimo, że świat naukowy dawno już uznał ją za bzdurę opartą na bazowym błędzie logicznym, to nasz kraj nadal robi za zaścianek tej bzdury.
Książka opisuje również wiele okoliczności natury politycznej, które stały się podstawą do zaistnienia wielu mitów na temat Zioła. Mamy podany wręcz na tacy cały kontekst historyczny, odpowiedzi na pytania skąd się wzięło to lub owo. Bardzo interesujący jest rozdział poświęcony Holandii, popularnym bowiem wśród marychofobów jest mit, jakoby tej kraj poniósł porażkę swojej liberalnej polityki. Prawda jest zgoła inna, ale jako że nie jest to streszczenie książki, to aby ją poznać trzeba po nią sięgnąć.
Po tych kilku lapidarnych pochwałach pojawia się pytanie: kto jest targetem recenzowanej pracy? Na pewno nie tytanowy rdzeń grupy marychofobów. Do nich nie dociera nic. Oni jak ta zdarta płyta będą powtarzać wdrukowane do głów bajdy, demonizujące Zioło na każdym kroku. Ale prokonopni też tym targetem nie są, gdyż oni już "wszystko" wiedzą, aczkolwiek wielu zapewne po książkę sięgnie, aby tą wiedzę sobie poszerzyć. Jednak pozostał jeszcze środek, czytelniczy mainstream, taki nie do końca zdecydowany poglądowo. Choćby ze względu na samą przytomność podejścia do sprawy można im śmiało tą pracę polecić. Jej język jest bardzo przystępny, mimo naukowości wcześniej wspomnianej, więc nie powinna to być za trudna lektura.