28 maja 2018

Krótka historia marychofobii polskiej

Jak idę przez mój park Krakowski i przechodzę obok grupy młodych ludzi, od których czuć piwem, to obchodzę ich szerokim łukiem. Ale jak czuję trawę, to śmiało wchodzę w środek i czasem zagaduję. Owszem, nadużywanie marihuany powoduje kłopoty z pamięcią, koncentracją, ale to stan krótkotrwały. Nie mówię o skrajnych przypadkach, ale ich jest mało. Mniej niż po alkoholu. Człowiek powinien czasem oderwać się od rzeczywistości, żeby jakoś sobie z nią radzić.
/profesor Jerzy Vetulani/
Ten cytat wstępny może sugerować, że post będzie traktował o wyższości marihuany (MJ) nad narkotykami, centralnie zaś nad tym jednym, "jedynym słusznym, bo legalnym", tak jednak nie będzie. Po prostu teraz chodzi tylko o to, by wspomnieć nadzwyczaj zacną postać, która to z przyczyn natury zasadniczej na ostatnim konopnym Marszu pojawić się nie mogła. Zaś na Marszu, jak to na Marszu, nie było marszowo, lecz raczej tanecznie tak. Szczególnie wdzięcznie tańczyły konopielki, bo muzyka była jak najbardziej ku temu. Była też okazja pobyć wśród normalnych ludzi, pogadać, tudzież takie tam inne. Pogadać dla sportu, tudzież po to, by się czegoś dowiedzieć. Jeden gość chciał się dowiedzieć, podbił więc do mnie plus do kumpla, bo uznał, że jako nieco starsi od niego wiemy więcej. Zapytał, jak to było kiedyś w konopnym temacie, ale poza odpowiedzią "było lepiej" niewiele pozyskał informacji. Bynajmniej nie dlatego, że nie znaliśmy lepszej odpowiedzi, ale realia, na przykład akustyczne, nie sprzyjały rozwinięciu tematu na poziomie opowieści historycznej. Ale za to wymsknęło mi się zdanie, że raczej bardziej godne uwagi są pytania "dlaczego teraz jest gorzej?" oraz "dlaczego jeszcze przez dłuższy czas będzie gorzej?". Jednak wspomniane warunki nie pomagały, by wyłożyć mu dokładnie cały splot przyczyn, które spowodowały były owo "gorzej", ale kumpel mój zdążył zmieścić jedno nazwisko. Nazwisko człowieka, którego działanie było tylko jedną z tych przyczyn, niemniej jednak miało spore znaczenie.
Tamta rozmowa jakoś się wtedy urwała, jednak teraz jest okazja, by to opowiedzieć na spokojnie, na łamach bloga. Ten wspomniany człowiek również już nie żyje, gość zresztą mocno kontrowersyjny, gdyż swego czasu wykonał mnóstwo zaiste świetnych rzeczy, ale też popełnił sporo bałwaństw. Opiszę jedno, ale naprawdę grube.
Gdy Marek Kotański, bo o nim mowa, zrzekł się dyktatury nad stworzonymi przez siebie ośrodkami leczenia uzależnień, tudzież innych dysfunkcji będących wynikiem nadużywania narkotyków niealkoholowych, zaczął działać na polu profilaktyki. Jako, że fachowców w temacie było wtedy niewielu, poza tym mając naprawdę dużą siłę przebicia wylansował się jako wręcz celebryta, wielu ludzi zaczęło go traktować jak guru, tedy łykali niczym moja kotka bonusy nie tylko prawdy naukowe, ale także kompletne głupoty, które opowiadał. Taką bazową głupotą była tak zwana "teoria bramy", która z grubsza polega na tym, że ponoć "każdy ćpun zaczyna od MJ, a dalej wszystko leci od rzemyczka do koniczka". Tą głupotę pan Marek wyczytał w jakichś amerykańskich pracach na ten temat, tylko rzecz w tym, iż już wtedy Nauka zaczynała uważać treść tych prac za brednie. Do tego jeszcze kłamał twierdząc, jakoby wszyscy pacjenci Monaru zaczynali od ziela. Tak się akurat składa, że tak jak obecnie, jak też wtedy, pierwszym narkotykiem takiego pacjenta jest alkohol. Tu nawet nie trzeba twardych danych statystycznych, wystarczy zwykła logika. Ten narkotyk jest pod ręką, ogólnie dostępny, więc pierwszy eksperyment "zmienienia sobie czegoś w umyśle" jest zwykle dokonywany za jego pomocą. Oczywiście nie każdy staje się narkomanem (także alkoholowym) już po pierwszym kieliszku czy piwku. To tak akurat nie działa, ale to już jest osobny temat. Dodajmy jeszcze do tego fakt, że w onych czasach, gdy Kotański lansował tą debilną "teorię", wielu jego pacjentów nie widziało MJ na oczy, zaś reszta, która próbowała, miała ją w pogardzie. Zresztą teraz też tak jest, że dla narkomana zioło jest co najwyżej dodatkiem, ciekawostką jedynie.
Obecny Monar nie podziela już tego poglądu swojego "mistrza założyciela", niestety jednak wśród całego mnóstwa ludzi ta bzdura funkcjonuje nadal. Niedawno zachciało mi się odpalić telewizornię, trafiłem wtedy na serial typu "Dlaczego trudne słoiki?", czy coś tego typu. Epizod jest taki, że jakiś gość na imprezie koi sobie ból duszy po przykrym wydarzeniu natury sercowej. Na stole stoją sobie butelki z piwem opróżniane powoli przez uczestników, on jednak po mołojecku wali wódę z gwinta. Nagle ktoś rzuca hasło, by wyjść na balkon, aby zapalić jointa pospołu. Nasz bohater robi wtedy kosmiczną awanturę, krzycząc histerycznie: "Co wy [peep] robicie, przecież od tego właśnie się zaczyna!". Podczas przerywniku polegającego na gadaniu do kamery /to taka konwencja tych seriali/ nasz ptyś tłumaczy, że jakieś dwa lata wcześniej jego siostra umarła od jakiegoś lewego towaru kupionego od ulicznego dilera. Potem awanturuje się dalej, wreszcie oburzony wychodzi sobie gdzieś, zaś komizm tej sytuacji polega na tym, że cały czas trzyma on w dłoni flaszkę, która opróżnia już na zewnątrz. Niestety producent filmu się nie zachował, nikt nie wykpił gościowi jego obłudy, zaś widz nie wie, co działo się dalej na tej imprezie. Można tylko przypuszczać, że było normalnie, ludzie bawili się dalej, zaś dzięki tym jointom zachowano umiar w spożyciu napojów narkotycznych, więc nie było żadnego gnoju, który często jest efektem takiego braku umiaru. Tak to przeważnie działa, według starej zasady "kto jara ziele, ten nie chla wiele", więc mniejsze szkody są zwykle efektem takiej imprezy. Obawiam się jednak, że intencją twórców filmu taki przekaz wcale nie był.
Marihuanofobiczne klimaty towarzyszą też zwykle przekazom medialnym, gdy video news informuje o rozwaleniu jakiejś dilerskiej szajki. Próżno jednak szukać na ekranie butelek z wiadomym płynem, nie ma tam nawet paczek pełnych jakiegoś białego proszku, za to jest zwykle sporo ziela. Po takim przekazie przeciętny zjadacz medialnej papki na pewno mądrzejszy być nie może. Dodam, że to nie jest kwestia newsów państwowej kurwizji bynajmniej, takie bzdety zapodają także stacje na wyższym poziomie.
Wróćmy jednak do Marszu, który można uznać za udany, gdyż frekwencję oceniam jako większą, niż była rok, czy dwa lata temu. Jednak udany nie oznacza succesful, na temat sukcesu będzie można pogadać, gdy Marsz przestanie być potrzebny. Niestety dużo czasu jeszcze upłynie, wiele Marszów się odbędzie, do tego bez edukacji oddolnej, pracy od podstaw same Marsze niewiele zdziałają. Tymczasem zaś terapeuci mają mnóstwo roboty z ofiarami mocno chorego prawa, którego jedną z przyczyn jest marychofobia właśnie. Swojego czasu Marek Kotański napisał ciekawą książkę, taką trochę autobiograficzną pod kątem własnych doświadczeń zawodowych, pod prowokacyjnym tytułem "Ty zaraziłeś ich narkomanią". Równie prowokacyjna jest okładka pierwszego wydania, na której napis "tu wklej swoje zdjęcie" oraz miejsce na to zdjęcie. Myślę, że jego zdjęcie tam również pasuje, bo obecny rozkwit polskiej narkomanii to także wynik wspomnianej marychofobii, którą on właśnie zaszczepił wśród ludzi. Trzeba stanowczo podkreślić, że za swoje zasługi Panu Markowi należy się niejeden pomnik, ale nie można zapomnieć też koszmarnego błędu, który przy okazji popełnił. Bynajmniej nie po to, by mu to wypominać, lecz po to, by ten błąd odkręcić. Powoli, stopniowo, krok po kroku... Aż do chwili, gdy wizja pokazana na ilustracji startowej stanie się rzeczywistością.
= = = = = = = = = = =
Tak przy okazji, jako suplement, kilka zdań edukacyjnie:
Alkohol został także zakwalifikowany jako substancja, od której najczęściej się zaczyna całą przygodę z narkotykami – dotyczyło to 88% respondentów. Wg badania 40% palaczy po zapoznaniu się z Mary Jane nie sięgnęło już po żadną inną używkę. /.........../. Nie można natomiast w jaraniu zioła upatrywać przyczyny tego, że ktoś sięgnął po inne/silniejsze środki narkotyczne.
Całość tekstu jest ===TU===, lecz trzeba zwrócić uwagę na pewną nieścisłość natury badawczej. Podane tam dane mówią o użytkownikach narkotyków (czyli także alkoholu) oraz MJ bez wnikania jaki jest to rodzaj używania, czy są to sporadyczne próby po jednej stronie, czy nadużywanie po drugiej, zwane też używaniem ryzykownym. Niemniej jednak nawet wtedy można je uznać za wystarczające do obalenia mitu.