27 października 2020

09 października 2020

Jak to jest z tym gustem?

To było jakoś tak podczas oficjalnego lockoutu:
- Wiesz, jaki łańcuszek ostatnio chodzi na fejsie?
Pojęcia nie mam zielonego, nie fejsuję, zaglądam tam może raz na kwartał, to skąd mogę coś wiedzieć na temat tych łańcuszków? Ale niech sobie gada chłopina, niech opowiada, może czegoś się dowiem? To się dowiedziałem. Rzecz polegała na wymienieniu iluś tam, pięciu, czy też dziesięciu wykonawców, którzy ukształtowali, mieli znaczący wpływ na muzyczny gust respondenta. Był też wariant płyt lub konkretnych utworów, ale to jakby to samo co do idei. No, i zaczęła się wyliczanka:
- U mnie to było to i to...
- A u mnie to, tamto i coś tam jeszcze...
Ale nagle się zorientowałem, że my gadamy kompletnie od rzeczy, nie na temat. Wyliczamy jedynie muzę, która kiedyś zrobiła na nas wrażenie, wywołała jakieś "Wow! Lubię to!". Ale żeby tak się stało, gust musiał istnieć już wcześniej. Bo skąd by było wiadomo, czy komuś się coś podoba, a co nie? Poza tym to wcale nie musi być tak, że tylko bodźce akustyczne ten gust kształtują. Być może ma znaczenie, co jadała kobieta w ciąży zanim stała się matką, czyli gdy posiadacz gustu nie był jeszcze "kimś", nawet dzieckiem?
Puenta mi wyszła taka, że głupi ten łańcuszek jakiś był, źle było postawione pytanie. Nie co "ukształtowało", ale co "się podobało" powinno być. Zawsze to jakoś milej, gdy się zwali winę na kogoś, że źle zapytał, zamiast przyznać, że się nie umiało odpowiedzieć.

02 października 2020

ANTYWIRUS /odcinek 17/

- Jestem zadowolona.
Nova podeszła do łóżka, na którym siedział Sato, szybko zrzuciła szlafroczek i robiąc wdzięczny piruet dookoła własnej osi dodała:
- A kolekcja motyli też jest, jak widzisz, jest co oglądać.
...
Tymczasem Sue i Doc byli już na terenie działu botanicznego. Na progu małego, drewnianego bungalowu stała Kanna z promiennym uśmiechem na twarzy:
- No, jesteście wreszcie. Chodźcie do środka dzieciaki.
Sue z wyraźnym zachwytem na twarzy rozglądała się dookoła:
- Ale tu fajnie. Zajebiście mieszkasz.
- Napijecie się czegoś? Ja tam wprawdzie żadnych narkotyków nie używam, ale dla gości jakiś drobny drink zawsze się znajdzie.
Gdy już się rozsiedli Kanna sięgnęła po waper.
- Chcecie to, co na weselnym party, czy może jeszcze coś innego? Zioła tu u mnie dostatek, większość same nowe odmiany. Niektóre jeszcze nawet nie testowane. Sama nie mogę za często, bo stracę kiperską wrażliwość.
- Rozumiem, że wszystkie medyczne?
- Każde zioło jest medyczne.
Wesoła pogawędka toczyła się przez jakiś czas, w pewnym jednak momencie Kanna wstała i wyciągnęła rękę do Sue.
- Chodź moja droga, oprowadzę cię teraz po moim królestwie. Nasz doktorek tu sobie zostanie i czymś się zajmie.
- Już się zajął.
- Czym?
- Nie widzisz? Zawiesił mi się chłop.
Istotnie, gdy kobiety wychodziły, Doc nie raczył odprowadzić ich spojrzeniem, tylko milcząc patrzył się "gdzieś i nigdzie". Potem, gdy już mu minął stond, pokręcił się po lokum Kanny, zajrzał do kuchenki, zrobił sobie herbatę, porelaksował się przy muzyce, aż na końcu wyszedł przed bungalow. Najpierw dotarł do niego odgłos rozmowy przerywanej śmiechem, potem zobaczył obie panie idące ścieżką. Ale zanim do niego doszły, dobiegło do niego zdanie:
- Bo ludzi na świecie jest za dużo.
Gdy były już przy nim zapytał:
- O czym tak laski gaworzycie?
- Nie interesuj się. To nasze babskie sekrety.
- Nie ciebie pytam Sue, zła kobieto. Ty nie znasz innej odpowiedzi na takie pytanie. Dlatego pytam Zielonki, może się czegoś dowiem.
- Nie dowiesz się. Wścibskość to zbrodnia.
Cała trójka wybuchnęła głośnym śmiechem...
...
Wracali już do siebie, gdy Sue odezwała się:
- Wiesz kochanie, ja całkiem inaczej sobie wyobrażałam ten dział botaniki. Kanna mi nigdy nic nie opowiadała, więc myślałam sobie, że to jakaś plantacja, a to zupełnie inaczej wygląda.
- Szefuńcio ma plantacje, ale zupełnie gdzie indziej. Na wyspie nie ma produkcji zioła. Kanna nie zajmuje się rolnictwem, tylko pracą naukową. Ona bada zioło, tworzy też nieraz nowe odmiany, hoduje prototypy, ale większe partie nasion czy gotowy produkt to nie jej działka. To już się dzieje poza wyspą.
- Zobacz, ile próbek dostałam. Bakania mamy na pół roku.
- Możesz konkurencyjny stragan założyć pod barem.
- No coś ty? Nie sprzedam ani pół topa.
- Ale dlaczego?
- No coś ty? Przecież to moje.
...
- Jak ja mam im pobrać tą krew?
- Normalnie, wchodzisz i pobierasz.
- O co chodzi, dziewczyny?
To pytanie zadał Doc, który wszedł rano do dyżurki.
- O to.
Ruda pokazała na ekran jedynki, a Sue wzruszyła tylko ramionami. Doc uśmiechnął się spojrzawszy na monitor i odparł:
- No co? Śpią.
Sue parsknęła śmiechem, a Doc dodał:
- Sue, idź ty już im pobierz. Tylko powiedz Novie, że na obchód po południu ma czekać u siebie w pokoju. A ty Ruda nie masz czym się bulwersować. Nie mają izolacji, więc wolno im spać razem.
A po śniadaniu w dyżurce znów zebrała się cała trójka, a raczej czwórka, bo Doc zgarnął z korytarza Cleo idącą do pracy.
- Przyszło memo, dyspozycje na dzisiejszy dzień. Cała wyspa ma być testowana na koronę. Jednego dnia.
- Znowu testy, tak szybko?
- Szefuńcio chce się upewnić, że wyspa jest czysta. Wtedy to była drobna improwizacja, teraz jest dokładna rozpiska, dział informacji się postarał i wymyślili całą procedurę. Macie zajęcie do wieczora, wszystkie trzy. Ja jadę na audiencję na dywanik.
Gdy Doc dojechał i wszedł do gabinetu usłyszał:
- Bo ludzi na  świecie jest za dużo.
Poczuł jakby deja vu, a potem zobaczył, że pan Hagen ma gościa. Przy biurku na krześle siedziała nieznana mu kobieta, czarnowłosa, dorodna milfa. Podszedł bliżej.
- To jest nasz geniusz wirusologii. A to...
Kobieta weszła w słowo:
- Po prostu Daria.
Pan Hagen nie zareagował na fakt przerwania mu zdania, tylko kontynuował prezentację gościa:
- Doktor Daria też jest geniuszem, ale innej dziedziny. Zajmuje się epidemiologią. Przez jakiś czas popracujecie razem.
Doc milczał, a szef mówił dalej:
- Wracamy do badań wirusa - matki. Opowiedz Doc naszej doktor, co do tej pory wiemy na ten temat.
- Wirus - matka to etap wyjściowy naszego leku. Atakuje inne wirusy, sam także ginie przy okazji, ale część jego populacji się namnaża, jak typowy wirus, kosztem komórek nosiciela, dlatego na lek już się nie nadaje. Destrukcja organizmu nosiciela trwa od dwóch, do pięciu dni, potem człowiek umiera.
- Jak się przenosi?
- Prawdopodobnie w każdy możliwy sposób. Robiliśmy tylko jedno badanie pod tym kątem, na grupie ludzi, gdyż logistycznie taki eksperyment nie jest zbyt prosty do przeprowadzenia.
- Doc, opowiedz o atolu, co się tam stało rok temu.
- Na wyspie, na niewielkim atolu zbudowaliśmy osiedle domków, zapewniliśmy godne warunki do życia niczym na wycieczce z biura turystycznego. Umieściliśmy tam trzydzieści osób, wśród nich pięć zakażonych na samym początku. Teren obstawiliśmy kamerami.
- Co to byli za ludzie?
- Takie tam szumowiny, ludzkie śmieci pozbierane z różnych miast, ale wszyscy w raczej dobrej formie. Po tygodniu z całej grupy żyła już tylko trójka. Dwie osoby zginęły w wyniku bójek, konfliktów, ale resztę zabił nasz wirus. Ale za to te trzy ocalałe były idealnie zdrowe, wolne od flory wirusowej. Co ciekawe, wśród nich jedna była ta zakażona pierwotnie.
Doktor Daria pokiwała głową.
- Rozumiem. Samoograniczająca się epidemia.
Pan Hagen wstał z fotela.
- To właśnie zbadacie. Do tego na skalę globalną. Nie na żywych ludziach, rzecz jasna, mamy już teraz na tyle mocny komputer, że można przeprowadzić cały szereg symulacji.
- Od kiedy zaczynamy?
- Już zaczęliście. Nasz doktor teraz wróci do siebie, usiądzie przed swoją końcówką intranetu i prześle pani sukcesywnie wszystkie dane, którymi dysponuje. Pani będzie pracować tu, przy swoim terminalu. To wszystko, nie zatrzymuję was. Aha, Doc, jeszcze taki drobiazg na koniec. Mogłem przez telefon, ale skoro już jesteś. Rozumiem, że dziewczyny testują?
- Tak, niedługo też tu się zjawią.
- Dobrze, ale jest drobna zmiana planów. Unieważniam konkurs stażystek. Jeśli nie będzie co do nich zbytnich zastrzeżeń, to obie zostają, obie dostaną propozycje kontraktów. Tylko powiedz im to dopiero za tydzień, gdy ich staż się zakończy.
...
- Ale jestem skonana, to był istny maraton.
Sue rozejrzała się po sypialni i skonstatowała, że mówi do pustego pokoju. Już sięgała po telefon, ale zmieniła zamiar. Obróciła się na pięcie i ruszyła do Labu, gdzie zastała Doca przed ekranem.
- Co tam, piękny? Jeszcze pracujesz?
- Jak widzisz.
- A co to jest?
- Wstępny rozruch programu.
- Jakiego programu?
- Symulacja światowej pandemii.
- Aha. To ja się idę położyć. Nie siedź za długo.
Sue już prawie była przy drzwiach, gdy nagle zawróciła. Stanęła za doktorkiem i zajrzała mu przez ramię w ekran.
- Doc, co wy chcecie zrobić?
Ten obrócił się, objął ją i całując w dekolt odpowiedział:
- Właściwie nic specjalnego. Taki tam drobiazg.
- Czyli?
- No, bo wiesz, ludzi na świecie jest za dużo.

THE END