29 lipca 2020

ANTYWIRUS /odcinek 5/

Pies się nie pojawił. Jednak Maks nie widział zbytnich powodów do niepokoju. Zwierzak był bardzo młody, ochroniarz od niedawna miał go pod opieką, dopiero zaczynał go szkolić. Po trzecim użyciu gwizdka zza skał dobiegło pojedyncze szczeknięcie. To już było warte uwagi. Maks odbezpieczył automat, po czym oświetlając sobie drogę latarką ruszył przed siebie. Pies stał nieruchomo, zaś na widok przewodnika zaczął drapać łapami coś leżącego przed nim. Rzecz okazała się być kapokiem ratunkowym, częściowo przykrytym piaskiem. Maks sięgnął po telefon:
- Jestem nad zatoczką. Przyjdź tu do mnie zaraz. Aha, koniecznie weź swojego brysia. Mamy nieproszonego gościa na wyspie.
...
Poranek w ośrodku był dość pracowity, przynajmniej dla Sue, czy dla Doca. Pobrać próbki od wszystkich i podać im lek. Niektóre obiekty dostały jeszcze coś ekstra. Mieszkaniec jedynki swoją rutynową porcję heroiny, zaś Amanda tajemniczą miksturę, którą Doc nazwał "Veracoco". Gdy specyfik zaczął działać, usiadł przy niej człowiek przysłany przez pana Hagena. Na razie odurzona kobieta nadal milczała, ale Doc uważał, że już niedługo zacznie odpowiadać na pytania, nie gwarantował jednak składności tych odpowiedzi. Jej umysł miał zupełnie odmienny stan świadomości.
Kolejną czynnością była analiza próbek. Dla mieszkańców pokojów numer dwa oraz cztery badanie było tylko formalnością, zaś wyniki do przewidzenia. Dokładniej to dla byłych mieszkańców, którzy właśnie szli pod eskortą do kutra cumującego przy nabrzeżu.
- On dostał tą pracę?
- Kto.
- Czwórka.
- Skąd o tym wiesz?
- Sam mi mówił, że będzie się starał.
- Podobno dostał, ale nie na wyspie.
- Aha...
- Jadę do ambulatorium. Konował wraca dopiero jutro.
- Jak to "jadę"? Masz golfcart do dyspozycji?
- NIe, ale szefuńcio sprowadził na wyspę rowery. Ja już dość długo męczyłem go o te rowery, wreszcie się stało i są.
- Ja też chcę.
- Tobie po co? Nie masz zbyt wielu spraw poza ośrodkiem.
- Ale dbam o formę.
- Przecież biegasz.
- Od biegania cycki się psują.
- Dobrze, nie marudź. Dla ciebie też jest.
Doc sobie poszedł, a Sue zabrała się za wydruki analiz. Rzuciwszy okiem na wynik mieszkańca pierwszej "eski" poszła do "apteki". Plus na kartce oznaczał jeden dzień plus życia dla delikwenta, ale też konieczność nakarmienia go. Sue zaczęła szykować kroplówki.
Około dwóch godzin później dziewczyna zasiadła z kawą na fotelu dyżurce. Zarzuciwszy nogi na służbowy stół spoglądała na ekrany monitorów. Obiekt numer jeden siedząc na łóżku walczył z własną głową opadającą mu na książkę, którą próbował czytać.
- I on płacze na za małe działki.
Mruknąwszy to do siebie Sue spojrzała na inne ekrany. Pokoje numer dwa oraz trzy były puste. W czwórce krzątała się jedynie sprzątaczka. Piątka również wykazywała bezludność, ale to tylko oznaczało, że pan Five jest po prostu w łazience. Sue już tego nie sprawdzała, włączyła za to podgląd do drugiej "eski". Amy miotała się ostro na stole zapięta pasami coś wykrzykując. Gdy nieco się uspokoiła, siedzący przy niej człowiek zadał jakieś pytanie. Ten język jednak nie był znany Sue, więc wyłączyła fonię, po czym przeniosła wzrok na czwórkę, bo tam działo się coś ciekawego. Do pokoju weszła druga sprzątaczka. To, co obie kobiety zaczęły robić na pewno nie było pracą, za którą im płacono. Widząc to Sue uśmiechnęła się, pociągnęła jeden łyk kawy, potem drugi, czym wsunęła sobie dłoń między uda...
- Siostra oddziałowa pracuje.
Te słowa nagle padły od drzwi dyżurki. Sue, zupełnie nie speszona spojrzała na wchodzącego Doca i odparła spokojnie:
- Siostra oddziałowa ma przerwę.
Przeciągnąwszy się leniwie dodała:
- Co powiesz na wspólną przerwę?
- ROARRR!
Doc wyjął telefon, spojrzał nań i nic nie odpowiedział.
...
Gdy wszedł do gabinetu pana Hagena, przy wielkim biurku stał administrator Bragin i Sato, szef ochrony na wyspie. Pan Hagen obrócił do nich ekran laptopa i zapytał:
- Rozumiem, że znacie ten tatuaż?
- Znamy.
Po tej chóralnej odpowiedzi kontynuował:
- W nocy mieliśmy wizytę na wyspie. Chłopcy trochę przesadzili, więc gość nic nam już nie powie, ale to jest bez znaczenia. Robimy tak. Kuter dopływa już do kontynentu. Miał przywieźć trzy nowe obiekty, ale zamiast nich przywiezie kilku nowych ludzi do ochrony i brakujący sprzęt do wzmocnienia monitoringu wyspy. Nasz gość długo nie hasał po terenie, ale kolejny nie prawa przeżyć...
- Piętnastu minut.
- Sato, ja mówię. Powiedzmy, że na razie pół godziny. Bragin, Sato, dogadacie już między sobą, jak to wszystko dobrze zorganizować. Doktorek, ty przyspieszasz produkcję leku. Wiem, że masz tylko dwie ręce, więc...
- Czy to znaczy, że...
- Ja mówię. Tak, to znaczy, że ta twoja mała, jak jej tam, Sue ma od teraz uprawnienia do pomieszczenia "no entry". Rzecz jasna sama jeszcze nie, tylko pod twoim okiem.
Gdy wszyscy już wyszli z gabinetu pan Hagen wstał zza biurka. Podszedł do barku, nalał sobie koniaku do kieliszka. Spojrzał na bursztynowy płyn w naczyniu, potem na drzwi mówiąc do siebie:
- Zespół mam tutaj zaiste dobry, ale będę miał jeszcze lepszy, gdy oni wszyscy wreszcie się oduczą mi przerywać.
Po kilku zaś minutach Doc wszedł do dyżurki.
- Sue, awansowałaś.
- Mam to gdzieś. Teraz to mnie po prostu pocałuj.
...
Minęło kilka dni. Pierwsza "eska" była już pusta. Druga miała taka być lada dzień. Zajmująca ją wciąż Amanda była już mentalnym wrakiem. Co prawda jej ciało było wolne od wszelkich wirusów, ale stan umysłu...
- Straszne gówno to twoje "verakukunamuniu".
- Zanim ją wywiozą zrobimy jej tomografię i EEG. To było dopiero pierwsze użycie tego specyfiku. Pojęcia nie mam, czego szefuńcio się dzięki temu dowiedział, ale ja chcę zobaczyć jej mózg.
- Dobrze, że nie chcesz zobaczyć jej tyłka.
- Nie rozumiem Sue, o co ci chodzi?
- Nie mów, że nie słyszałeś nic o odleżynach.
- Jakie to ma znaczenie? Nikt jeszcze nie przeżył "eski".
- Nikt jeszcze nie przeżył twoich eksperymentów.
- To się już zmieniło. Mamy lek.
- Ktoś umiera, żeby żyć mógł ktoś.
Na pewno jednak ktoś żywy stał za drzwiami dyżurki, gdyż martwi raczej nie pukają. Nawet widać było kto na podglądzie kamery przed wejściem. Był to obiekt numer jeden oraz pan Five, których pobyt na wyspie już się kończył.
- Co oni mają w rękach?
- Jak to co? Pożegnalne kwiatki dla siostry oddziałowej.
- Szok.
- Szok to może być jutro.
- Czy jest coś, co powinnam wiedzieć?
- Jest. Tylko najpierw pożegnaj się ze swoimi pacjentami.

TO BE CONTINUED...

24 lipca 2020

ANTYWIRUS /odcinek 4/

- Pan doktor, jak mniemam?
Dłoń przybysza zawisła w powietrzu.
- Proszę mi wybaczyć, ale obowiązują nas pewne rygory higieny, jak na oddziale zakaźnym. Witam na wyspie i poproszę o pański telefon. Jak mi wiadomo, zna pan już pewne reguły pobytu tutaj.
Doc wyciągnął rękę odzianą w rękawiczkę dopiero gdy obiekt numer pięć podał mu swoją komórkę, która po włożeniu jej do plastikowej torebki znalazła się w kieszeni fartucha.
- Jest pan tu incognito, pańskie dane zna tylko pan Hagen, ale musimy się jakoś komunikować, więc proszę sobie wybrać jakieś chwilowe nazwisko. Dowolne, ale proponował bym "Five".
- Dlaczegóż to?
- Taki numer ma pański pokój w ośrodku.
- Zgoda. To bardzo praktyczny pomysł. Ale ja mam ze swojej strony taką małą prośbę. Jak wiem, przez pewien czas będę zamknięty wewnątrz budynku, czy zatem zanim tam się udamy mogę odbyć krótki spacer na świeżym powietrzu?
- Niewiele jest miejsc na wyspie dostępnych dla gości, ale może pan się przejść nad morze, na wybrzeże. Rzecz jasna nie sam. Bagaż może pan zostawić tu, zaraz ktoś się nim zajmie.
Five postawił neseser na płycie lądowiska, zaś Doc skinął na ochroniarza, który wyjąwszy telefon coś doń powiedział. Po czym cała trójka udała się przed siebie. Doc wskazał kierunek, zaś kilka metrów za nimi ruszył ochroniarz.
...
Przez trzy dni życie w ośrodku toczyło się bez zaburzeń. Nowe obiekty były już po badaniach i weszły w fazę terapeutyczną. Tylko mieszkaniec pokoju numer jeden narzekał na zbyt małe działki heroiny, ale gdy Sue pokazała mu podgląd do "eski" od razu się uspokoił. Doc spędzał dużo czasu w pomieszczeniu "no entry", do którego wstęp miał tylko on. Oraz pan Hagen, rzecz jasna. Tam było główne laboratorium, gdzie odbywała się produkcja leku. Oprócz swoich zajęć Doc miał jeszcze dodatkowe. Na wyspie oprócz niego pracował lekarz zakładowy, zajmował się zdrowiem ludzi mieszkających i pracujących na wyspie. Niestety zatruł się czymś pokarmowo, być może nieświeżymi owocami morza, więc Doc musiał go na parę dni zastąpić dyżurując w ambulatorium dla miejscowych. Traf chciał, że pierwszą pacjentką była dziewczyna, która zgłosiła się doń aby usunąć ciążę. Co prawda Doc był dość wszechstronnym fachowcem, ale na ginekologii nie znał się wcale. Znikąd pomocy, gdyż chory lekarz nie odbierał telefonu. Problem rozwiązała Sue, która gdy tylko przyszła do ambulatorium znalazła w apteczce odpowiedni specyfik, który załatwił sprawę. Zaś Doc doszedł do wniosku, że trafił mu się istny skarb. Gdy uradowana pacjentka opuściła gabinet Sue rozsiadła się na krześle:
- To powiesz mi wreszcie?
- Niby co?
- Jak działa ten cholerny lek?
- Jak to jak? Wywołuje poronienie, jak mi się zdaje. To nie wiesz, co dałaś przed chwilą tej dziewczynie?
- Nie ten lek, tylko ten nasz, co wiesz...
- Jesteś bardzo mądra dupeczka, ale nie jestem pewien, czy masz aż taką wiedzę z zakresu mikrobiologii, aby to pojąć.
- Ja nie chcę tu żadnego wykładu. Wytłumacz mi tylko w kilku zdaniach, jak prostej lasce ze wsi, więcej nic nie chcę.
- Tak najprościej, to jest po prostu wirus. Wirus, który bardzo nie lubi innych wirusów. Tępi każdego, którego napotka.
- Czy to znaczy, że te nasze wyleczone obiekty są wolne nie tylko od HIV, ale od wszystkich innych wirusów?
- Teoretycznie tak właśnie powinno być, ale mimo znakomitego wyposażenia nie mam tutaj możliwości sprawdzenia wszystkich wirusów świata. Ale na przykład herpes u obiektów skasowaliśmy. To taki wirus, który ma całe mnóstwo ludzi. Przeważnie nic nie jest od tego, tylko czasem komuś zimno wyskakuje na ustach, gdy się za bardzo namnoży. Tu mogę tylko sprawdzić wiremię kilku gatunków, co zresztą zrobiłem. Za kilka dni sprawdzę HCV u tego ćpunka spod jedynki.
- I co dalej z tym naszym wirusem?
- Gdy spotka drugiego, oba giną.
- No dobrze, ale czy on sam czegoś tam nie narozrabia w ludzkim organizmie przy okazji? Czy jest groźny dla człowieka?
- Jest groźny jak jasna cholera. Po zakażeniu mnoży się wręcz błyskawicznie, zaś nosiciel ginie w ciągu dwóch, trzech dni. Ale ja go tej zdolności pozbawiam, ta postać, którą podajemy obiektom jest dla nich nieszkodliwa. Technicznie to wygląda tak, że...
- Technicznie to już mi wystarczy. A teraz to chyba już koniec twojego dyżuru tutaj? Zamykaj drzwi i ściągaj portki. Twoja siostra oddziałowa chce cukierka. Należy mi się jakaś nagroda za pomoc, gdy ujawniłeś porażający brak kompetencji w temacie ratowania pacjentki z kłopotu.
Po upływie pół godziny oboje byli już w ośrodku. Sue poszła do dyżurki, aby rzucić okiem na monitoring pokojów, zaś Doc udał się do Labu. Nie zdążył jednak wyjąć kluczy, gdy zadzwonił telefon. To była Sue ze stanowczym wezwaniem:
- Chodź szybko tu do mnie na górę!
Po chwili był już w dyżurce.
- Doc, spójrz tutaj.
Sue pokazała na ekran monitora numer trzy.
- Co ta dziewczyna tam robi?
- To ty nie wiesz, co się robi wibratorem?
- Wiem, co to jest, sama mi zresztą pokazywała. Czasem do niej zaglądam na takie babskie pogaduchy. Ale to nie jest taka sobie zabawa wibratorem.
- No co? Coś się zepsuło i majsterkuje.
- Nie, nie, nie. Coś tu jest nie tak. Dzwonię po salową, po tą wielką i idziemy z wizytą do naszej majsterkowiczki.
Po kilku minutach Sue, Doc i salowa weszli do pokoju numer trzy. Kobieta siedząca na łóżku była wyraźnie spłoszona. Szybko zakryła coś kołdrą. Sue udając, że tego nie widzi zapytała:
- Amando, czy możesz mi pokazać swój wibrator?
- Właśnie go reperuję, bo coś...
- Ja ci pomogę. Śmiało, co tam masz?
Potężna salowa podeszła do siedzącej kobiety, chwyciła ją za ramiona i bez cienia wysiłku przeniosła na pobliskie krzesło. Sue usiadła na łóżku i odkryła kołdrę. Po kolei brała do ręki leżące drobiazgi i układała na stoliku. Doc podszedł bliżej nie ukrywając zdumienia połączonego z zaskoczeniem:
- Toż to istny niezbędnik Jamesa Bonda.
- Wszystko w tej niewinnej babskiej zabawce.
- Fascynujące. No co? Do "eski".
- Amy, rozbieraj się. Ściągaj wszystko.
- Ale...
Amanda spojrzała na Doca. Sue wzruszyła ramionami.
- To przecież lekarz. Żadna goła dupa mu nie straszna. Poza tym nie masz żadnych zdolności negocjacyjnych.
Po kilku minutach z pokoju wyszedł Doc, a tuż za nim naga Amy trzymana za ramię przez salową w stalowym uścisku jej wielkiej dłoni. Sue została na miejscu mówiąc do siebie:
- A ja sobie tu trochę poszperam.
Cała trójka zeszła do Labu, a jako że pierwsza "eska" była już zajęta, weszli do drugiej. Amanda posłusznie położyła się na stole, zaś salowa unieruchomiła ją starannie pasami. Nie padło ani jedno słowo. Leżąca kobieta wydawała się być w stanie letargu. Gdy salowa wyszła, Doc dotknął palcem piersi Amandy, zakręcił na niej kółeczko i westchnął:
- Takie piękne ciało rybki zjedzą.
Po czym wychodząc z "eski" dodał:
- Ale i tak cię najpierw wyleczymy.
...
Następnego dnia pan Hagen, który wrócił na wyspę tuż nad ranem, przyglądał się przedmiotom ułożonym na biurku. Doc stał nieopodal w gabinecie czekając na pytania i dyspozycje.
- Nic nie powiedziała?
- Milczy jak zaklęta od wczoraj.
- Nieźle wyszkolona. Hans raczej nic z niej nie wyciągnie swoimi rzeźnickimi metodami. Zrobimy więc tak, że podasz jej jutro jakieś psychocośtam, może się rozgada. Przyślę kogoś, kto będzie przy niej siedział i nagrywał wszystko, co wybełkocze. Reszta sprawy już cię nie interesuje. Ty dalej robisz swoje. Jak wiremia tego pierwszego, tego złodziejaszka?
- Spada, ale jeszcze nie jest czysty.
- Ja będzie zdrów to od razu zawiadomisz ochronę, żeby opróżnili pomieszczenie. Mnie już on nie obchodzi. A jak się ma nasz VIP?
- Pan Five dziś dostał pierwszą porcję leku.
- Five?
- Takie tymczasowe nazwisko, dla wygody.
- Jak się w ogóle sprawuje ten pan Five?
- Wzorowy pacjent.
- Może dziś do niego zajrzę.
Pan Hagen wrócił do oglądania rzeczy na biurku...
...
- Doc, to się w ogóle kupy nie trzyma. Laska zaraża się HIV-em po to, żeby dostać się tu na wyspę? Poza tym nikt nie wie o tych wszystkich naszych badaniach. Nic nie rozumiem.
- To nie tak. Nie o badania tu chodzi Sue. Celem jest sam Hagen, to ma jakiś związek z jego innymi interesami. Amy jest killerką, która lubi się ostro bzykać, dorabia sobie jako call girl, więc trafił się jej wypadek przy pracy. Ludzie Hagena szukali obiektów trafionych HIV-em, więc ktoś wykorzystał okazję i podsunął im dziewczynę. To była jej misja samobójcza. Tak to widzę.
- Strasznie to jakieś naciągane.
- Chodźmy do "eski", coś zobaczysz.
Gdy weszli do pomieszczenia dziewczyna leżała nieruchomo. Doc włożył rękawiczki, po czym odchylił jej ramię. Sue ujrzała niewielki tatuaż pod pachą Amandy.
- Co to...
- Cicho. Idziemy.
Gdy wyszli na korytarz Sue zapytała:
- Co oznaczał ten jej wzorek?
- Zbyt dużo nie wiem, ale to są jacyś pieprzeni terroryści.
- Islam?
- Nazi islam, coś w tym guście.
- Niezłe gówno.
- Nasz szefuńcio to nader tajemniczy człowiek.
- Mówiłeś mu o tej swojej teorii?
- Nie chciał ze mną gadać o tym. Ale był w Labie, oglądał Amy, więc pewnie wie więcej ode mnie. Jutro mam jej zapodać coś na rozwiązanie języka, ale to będzie tak raczej pro forma. Za wiele nowego nie wniesie. Dobra Sue, koniec tych pogaduch, idziemy spać. Jutro mamy sporo roboty.
Doc klepnął dziewczynę w pupę i oboje wyszli z Labu.
...
Wieczorny dyżur Maksa polegał na patrolowaniu odcinka wybrzeża. Ochroniarz przechadzał się po wyznaczonej okolicy omiatając snopem światła latarki pobliskie skały. Nie był sam, towarzyszył mu pies, którego spuścił ze smyczy pozwalając mu swobodnie buszować. Gdy stracił go z pola widzenia sięgnął po gwizdek zawieszony na szyi aby go przywołać. Jego dźwięk był prawie niesłyszalny dla ludzkich uszu, ale nie dla nich był przeznaczony. Maks dmuchnął weń raz, potem drugi. Pies się nie pojawił.

TO BE CONTINUED...

18 lipca 2020

ANTYWIRUS /odcinek 3/

- Co tam się dzieje?
- Nic doktorku. Mamy siatkarkę w drużynie.
- Jak skończy to ją wypuść, ma być tu rano o szóstej. Ty jeszcze zajrzyj do mieszkalnej, do obiektów, ja tu jeszcze chwilę zostanę.
- A co jest?
- Maks zaraz przyjdzie. Coś mu obiecałem.
Gdy obie kobiety wyszły z Labu ochroniarz faktycznie się zjawił. Doc wręczył mu małą torebkę z białym proszkiem, a gdy ten sobie już poszedł, zgasił światła, po czym starannie zamknął centralne pomieszczenie swojego królestwa.
...
Wydarzenia poprzedniego wieczoru skróciły "wolne do południa", ale Doc zbytnio się tym nie przejmował. Tak, czy owak i tak by się pojawił w Labie jako pierwszy. Po prostu lubił swoją pracę, więc zawsze sobie znajdywał coś do zrobienia, nawet gdy nie musiał. Punkt szósta przyszła "siatkarka", zaraz zaś po niej pojawiła się Sue. Szybko pobrała krew mieszkańcowi "eski", po czym poszła do części mieszkalnej, aby to samo wykonać pozostałym obiektom. Potem działo się niewiele, dopiero około ósmej pojawił się catering dla owych obiektów. Doc zaś poszedł do pana Hagena.
- Za godzinę odlatuję. Na wyspie teraz rządzi Bragin, ale to jest bez znaczenia. Ty robisz swoje, do niego masz tylko sprawy awaryjne.
Doc nie przepadał zbytnio za Braginem, ale to faktycznie nie miało znaczenia. Mieli osobne zajęcia, ich ścieżki prawie wcale się nie krzyżowały na wyspie.
- Gdy wrócę za trzy dni, a wyniki obiektów numer dwa i cztery się nie zmienią, wypisujemy ich i wracają do domu.
- Obiekt numer dwa raczej chyba nie ma domu?
Faktycznie, ów człowiek był bezdomnym narkomanem zgarniętym właściwie z ulicy. Ludzie pana Hagena zabrali go sprzed ośrodka, gdy odebrał stamtąd swój przydział metadonu. Jako nosiciel HIV znakomicie spełniał kryteria obiektu badań.
- Wróci tam, skąd przybył ze stosownym honorarium.
- Będzie pierwszy.
- Tak, to pierwszy nasz obiekt, który przeżył twoje eksperymenty oraz pierwszy nasz sukces. Przecież o to nam właśnie chodziło. Jego poprzednicy nie zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach dla naszej zabawy.
- No, ale kwestia dyskrecji...
- To chyba nie twój problem?
Te słowa zamknęły temat, więc Doc przeszedł do drugiego:
- Obiekt numer cztery chce tu zostać.
- Wiem o tym. Nie jest ćpunem, ma pewne kwalifikacje fachowe, zaś tu wczoraj zwolnił się nam jeden etat. Ale decyzję podejmę dopiero po powrocie.
Obiekt numer cztery był ochotnikiem, trafił do ludzi pana Hagena, gdy prowadzili dyskretną rekrutację kandydatów do badań.
- Tu masz papiery nowych obiektów, które przybędą wieczorem. Przejrzysz je już u siebie, teraz jedynie tylko drobna uwaga na temat tego tu. Powiedzmy, że jest to obiekt specjalnej troski. Ma tu mieć pewne wygody, ale rzecz jasna bez żadnego szwendania się po wyspie. Otrzymał już instrukcje jak się tu zachowywać, ale gdy mimo to będzie jakiś problem, to dzwonisz na krótko do mnie. Pytania? Nie słyszę.
Już po pół godzinie Doc studiował w Labie papiery otrzymane od pana Hagena. Nie robił tego sam, na kolanie siedziała mu Sue.
- Nie wierć się tak. I w ogóle to dopnij się, teraz pracujemy.
- Kto to jest ten tu?
- Nie wiem kochanie. Albo to jakiś krewny lub znajomy szefuńcia, albo komercyjny. Taki, co nieźle płaci za wyleczenie.
- Wyniki ma dobre, nie licząc tego HIV-a. Czy to nie za wcześnie na takich klientów? Mamy dopiero trzy wyleczone przypadki.
- Niech cię cipa o to nie boli. To nie nasza sprawa.  Jest robota, to trzeba ją zrobić. I koniec dyskusji na ten temat.
- Dyskusja to będzie, jak to jakiś ważniak i zacznie mnie za tyłek łapać. Byłam na stażu w takiej klinice dla VIP-ów, to wiem.
- Nie marudź już. Czytamy dalej.
- Numer jeden. Czynny ćpun heroinowy, HIV i HCV do kompletu.
- Znakomicie. Niby leki na HCV są na świecie, pięknie się to leczy, ale nieźle będzie ten nasz przetestować na innym wirusie.
- No właśnie. Miałeś mi opowiedzieć...
- Nie teraz. Numer trzy. Ładna kobieta, nie powiem.
- Nic nie biorąca. Tak tu piszą.
- Być może "ładna - ładna" z wyższej półki. Takie przeważnie dbają o formę. Nie licząc wypadków przy pracy, takich jak HiV.
Jako że numery obiektów były numerami zajmowanych pokojów, "ważniakowi" Doc przydzielił numer pięć. Po czym zaczął rozpinać Sue te guziki, które sama tak niedawno zapinała.
- Zróbmy sobie drobną przerwę.
...
Reszta dnia w ośrodku upłynęła na różnych rutynowych zajęciach. Co prawda przygotowaniem pokojów mieszkalnych zajmował się ktoś inny, lecz Doc miał obowiązek zlustrować wszystko na sam koniec. Ośrodek na wyspie nie był zbyt luksusową kliniką, ale obiekty nie mogły zbytnio narzekać na niewygodę. Każdy pokój miał standard dość niezłej klasy hotelu, zaś pewne ograniczenia poruszania się gości częściowo rekompensował ogrodzony ogród wyposażony niczym skromny osiedlowy fitness club. Obiekty miały wyznaczane swoje pory na wstęp doń, każde osobno ze względu na wymogi izolacji.
Za to ciekawym wydarzeniem było przybycie w porze obiadowej zmienniczki "siatkarki". Gdy Sue spojrzała na jej posturę, uznała za stosowne zawołać Doca. Ten zaś zatrzymał kobietę przed drzwiami do "eski" mówiąc:
- Nie zapomnij tylko, że pan Hagen bardzo wyraźnie polecił, aby ten człowiek pozostał żywy jeszcze przez tydzień.
Wieczorem do nabrzeża wyspy przybił niewielki kuter. Po trapie zeszła niewysoka, gustownie ubrana kobieta i skulony, nieco zaniedbany mężczyzna w prochowcu. Pod czujnym okiem ochrony ruszyli do ośrodka. Na spotkanie wyszła im Sue. Bez słowa coś podpisała na podsuniętym jej tablecie, ochrona odeszła, zaś cała pozostała trójka weszła do środka i udała się do pomieszczenia mieszkalnego. Po kilku minutach Sue pojawiła się w Labie.
- Jedynka i trójka przyjęta.
- To teraz czekamy na "ważniaka".
Tuż po tych słowach zaryczał telefon Doca. Ten spojrzał nań tylko, po czym ruszył do wyjścia. Na odchodnym rzucił jedynie:
- Idę na lądowisko.
- To ja pójdę sobie oko poprawić. Gej, nie gej, namolny, czy nie, ale poważna pani oddziałowa na rubieży, otwarta na szeroki wachlarz zjawisk musi jakoś wyglądać.
To ostatnie zdanie Sue zamruczała już do siebie...
Tymczasem Doc dotarł do lądowiska, na którego to płycie osiadał nieduży śmigłowiec. Wysiadł z niego mężczyzna w średnim wieku ubrany w markowy dres trzymając w ręku spory neseser. Na płycie czekali nań Doc i ochroniarz trzymający się nieco dalej. Przybysz wyciągnął rękę do tego pierwszego ze słowami:
- Pan doktor, jak mniemam?

TO BE CONTINUED..
.

13 lipca 2020

ANTYWIRUS /odcinek 2/

- Jak działa ten cały lek, nad którym pracujemy?
- Chcesz naukowo, czy tak trochę mniej?
- Powiedzmy, że to drugie.
- No, to tak lapidarnie...
- ROARRR!
- Co to było?
- Esemes. Szefuńcio modyfikuje nasz życie.
Doc sięgnął po telefon.
- Ałaa! Nie wciskaj mi łokcia w cycki!
- Sorry. Lav yz lajv. Czy jakoś tak.
- Co jest?
- Mamy przygotować eskę.
- Ten pokój dla fikających?
- Yup. Mądra dziewczynka.
- Przecież obiekty miały być jutro?
- Miały. Ale mamy czas do wieczora, więc...
Wieczorem oboje byli już gotowi do pracy. Gdy zawył brzęczek na śluzie do Labu Doc wiedział, że to nie Maks po obiecaną porcję koki. Za drzwiami stał pan Hagen. Nader rzadko mu się zdarzało zaglądać do podziemi, więc sprawa była zaiste wyjątkowa. Za panem Hagenem weszło dwóch ochroniarzy prowadząc...
- Ożż!
Doc znał tego człowieka. Pracował na wyspie pana Hagena jako technik w maszynowni. Wyglądał na mocno obitego. Wszystko odbyło się szybko, sprawnie, bez zbędnego gadania. Nowy obiekt znalazł się unieruchomiony na stole w pomieszczeniu zwanym "eską". Ochroniarze i Sue wyszli, został tylko pan Hagen i Doc. Nastąpiła chwila ciszy. Przerwał ją pan Hagen:
- Okradanie mnie nie było mądrym pomysłem.
- Ale...
- Ja mówię. Właściwie to powinieneś być karmą dla rekinów, ale zanim się to stanie za jakiś czas, to najpierw cię wyleczymy.
- Nie jestem chory.
- Zaraz będziesz. Doktorku, wiesz, co zrobisz?
Doc tylko kiwnął głową w odpowiedzi.
Gdy pan Hagen i świta wyszli z Labu, Sue sięgnęła po telefon:
- Zoe, przyślij mi jakieś dwie dupeczki tam od siebie, salowe mi będą potrzebne tu na dole. A jak tam randka z Maksem?
- Sue, skończ te babskie ploty, Pacjent czeka.
Oboje weszli do małego pokoju, którego drzwi zdobiła tabliczka "biohazard". Doc sięgnął do lodówki, wyjął zeń mały szklany pojemnik z napisem "HIV", po czym napełnił strzykawkę. Wręczył ją Sue ze słowami:
- Do dzieła siostro.
Dziewczyna oblizała usta i szepnęła namiętnie:
- Ech, ty mój mengelu.
Udali się do pomieszczenia "eski". Zapięty w pasy mężczyzna leżący na stole szarpnął się gwałtownie na ich widok.
- Co chcecie zrobić?
Doc zignorował pytanie, zaś Sue odparła:
- Będziesz grzeczny, czy chcesz w ryj?
Injekcja trwała zaledwie chwilę. Gdy wyszli z pokoju, odezwał się brzęczek śluzy. Doc otworzył drzwi i spojrzał na stojącą za nimi skośnooką, niewysoką kobietę.
- Ktoś ty?
- Wpuść ją, znam ją, jest od Zoe.
- Aha, salowa do pacjenta.
Kobieta weszła do środka, zaś Sue zaprowadziła ją do "eski".
- Tam na szafce są rękawiczki. Na razie go tylko rozbierz i obmyj. Zero rozkuwania, po prostu rozetnij mu te ciuchy. I żadnego loda, pacjent jest trochę niezdrów.
Sue zaśmiała się mówiąc te słowa i wyszła z pomieszczenia. Na korytarzu dobiegło do jej uszu głośne plaśnięcie. Przystanęła, odwróciła się i pokiwała głową z uznaniem.
- Co tam się dzieje?
- Nic doktorku. Mamy siatkarkę w drużynie.

TO BE CONTINUED...

10 lipca 2020

ANTYWIRUS /odcinek 1/

- Pan Hagen jest bardzo zajęty i nikogo nie przyjmuje.
- Spierdalaj młocie, zejdź mi z drogi!
Gdyby to zdanie padło w innej sytuacji i wypowiedział je ktoś inny, to mogło być jego ostatnim zdaniem. Ale ochroniarz Maks nie był aż takim młotem, na jakiego wyglądał. Wiedział kto przed nim stoi krzycząc mu do torsu mimo zadartej do góry głowy. Rozumiał, że nie wpuszczenie tego człowieczka do gabinetu pana Hagena mogło kosztować Maksa co najmniej utratę pracy, być może nie tylko zresztą. Posłusznie tedy odsunął się od drzwi.
Pan Hagen siedział za swoim wielkim biurkiem pochylony nad jakimiś dokumentami. Nie zaszczycił spojrzeniem przybysza, zaś gdy ten podszedł bliżej oznajmił:
- No, doktorku, skoro wdzierasz się tu nieumówiony bez pukania, to znaczy, że masz bardzo ważne powody. Tuszę, a nawet wręcz jestem pewien, że są to dobre wiadomości.
- Bardzo dobre panie Hagen.
Doktorek, zwany przeważnie na co dzień "Doc" położył na biurku kilka kartek. Pan Hagen rzucił na nie okiem i zapytał:
- Co to jest?
- To są wyniki badań obiektu numer dwa i numer cztery. W obu przypadkach wiremia jest poniżej poziomu wykrywalności. To zaś oznacza bez wątpienia, że...
- Wiem, co to oznacza. Nikt nigdzie na całym świecie nie ma takiej diagnostyki, jaką ja tu dysponuję. Skoro od tygodnia te wyniki są wciąż takie same, to...
- To oznacza, że...
- Ja mówię. To oznacza, że dwoje nosicieli HIV jest wolnych od wirusa. Jutro pobierzesz od nich kolejne próbki, zaś ja je zabiorę ze sobą. Wyjeżdżam na kilka dni i przy okazji dam dyskretnie do zbadania w Arkham, Xiaolin i Putinogrodzie. Tak dla pewności. Tymczasem zaś weź sobie krzesło i nalej mi kieliszek koniaku. Sobie zresztą też. Należy nam się mały bonus.
Tu pan Hagen podniósł wzrok, zaś Doc zobaczył na jego twarzy pierwszy uśmiech od czasu, gdy zaczął u niego pracować.
- Zrobimy tak. Jutro wieczorem przywiozą trzy kolejne obiekty. Gdy wszystko pójdzie jak należy, to potem zaczniemy testować nasz lek na nowym temacie.
- Ebola?
Pan Hagen zignorował to pytanie. Dodał jedynie:
- Do jutrzejszego południa masz wolne. Aha, sprawę tej małej, jak jej tam, Sue, masz odpuszczoną. Zapomniane, nie było tematu.
- Pan wiedział?
- Ja wiem wszystko, co się dzieje na mojej wyspie.
Audiencja była zakończona. Doc szybko dopił swój kieliszek, aby zapamiętać smak jednego z najdroższych trunków na świecie, po czym odstawił krzesło na swoje miejsce i wyszedł z gabinetu. Gdy zamknął za sobą drzwi spojrzał na Maksa, który stał obok jak posąg. Klepnął go po brzuchu mówiąc:
- Nie fochuj się chłopie, to źle robi na formę. Po dyżurze zajrzyj do mnie na dół, dostaniesz coś na poprawę humoru. Pogadam również z Zoe, tą z kuchni, ona aż się pali żeby ci wylizać kijek.
Gdy Doc zszedł do podziemi, do Labu, zastał Małą Sue krzątającą się przy dezynfekcji pomieszczenia, które jeszcze niedawno zajmował martwy już obiekt numer jeden. Podszedł do niej, klepnął po jędrnej pupie ze słowami:
- Jak skończysz weź prysznic i poczekaj na mnie u siebie.
- Ale jeszcze muszę...
- Nic nie musisz. Robota nie zając, szef zarządził święto do jutra.
Mała Sue była niedawno obiektem numer trzy. Doc spotkał ją kiedyś będąc na kontynencie. Zwabił na wyspę pana Hagena wmawiając jej, że jest nosicielką HIV i obiecując wyleczenie. Po udanej terapii, będącej de facto kompletną fikcją zaproponował dziewczynie pracę na miejscu w charakterze swojej asystentki. Jako dyplomowana pielęgniarka miała do niej pewne kompetencje, pobyt na wyspie jej się spodobał, przy okazji zaś została jego partnerką. Bo choć Doc był pracoholikiem, to jego libido wciąż jeszcze działało jak należy. Sue nigdy nie dowiedziała się, nigdy też potem miała się nie dowiedzieć, jak to naprawdę było z tym jej przybyciem na wyspę. To wiedział tylko Doc, a przynajmniej tak mu się wydawało do chwili rozmowy z panem Hagenem.

Po pewnym czasie leżeli przytuleni do siebie, zaś Sue leniwie rozmazując na piersi kosmetyk, który zaaplikował jej Doc zapytała:
- Jak działa ten cały lek, nad którym pracujemy?

TO BE CONTINUED...