23 lutego 2022

GRAWITACJA UJEMNA (odcinek piąty)

Z pracy Borek wrócił prosto do domu. Przemknął cicho do kuchni, żeby nie budzić śpiącej Anity, ale były to daremne starania. Gdy motał się między lodówką i mikrofalówką usłyszał głos za plecami:
- Próbowałam dopytać tą Mariolkę, czy coś pamięta z wczorajszego dnia. Ale dużo się nie dowiedziałam.
- A co się dowiedziałaś?
- Poszła z koleżankami do pubu. Wypiła raptem jedno piwo, może dwa, potem zachciało jej się wyjść na powietrze i obudziła się u nas.
- Faktycznie niewiele. Ale koleżanki chyba nie sprawiły jej takiego psikusa. Nie wydaje mi się.
- Mówiła, że jacyś kolesie się przy nich kręcili, ktoś się dosiadł, ktoś się nawet do niej przystawiał, ale detalicznie to wiele nie pamięta. Był ogólny rozgardiasz i takie tam.
- Czyli mogło być tak, że facet coś jej podrzucił do piwa, miał jakiś plan, wyszedł za nią z kumplem i trafili wszyscy na mnie.
- Albo jeszcze inaczej. Plan nie wypalił, ona niespodzianie wyszła, a na ulicy zajęli się już nią zupełnie inni kolesie, tak niezależnie. Wiesz, laska idzie na gumowych nogach, łatwy cel.
- Co to w ogóle był za pub?
- Podobno tu niedaleko, w okolicy.
- Ma jakąś nazwę?
- Ona nie wie, pierwszy raz tam była.
- Można by się temu miejscu przyjrzeć.
- Masz na to czas?
- No nie, ale...
- Można pójść na psy, niech zwrócą uwagę na ten lokal. To się nie liczy jako kapowanie. Wiesz co?
- Nie wiem.
- Ja się z nią jutro będę widzieć i...
- Masz nową koleżankę?
- Powiedzmy. Nawet fajna dziewczyna.
- Nie w moim typie.
- A czy ja ci ją stręczę?
- No nie, ale taki szybki trójkącik, dla urozmaicenia...
- Spadaj, sam jesteś trójkącik.
Borek podszedł do Anity i przyciągnął ją do siebie.
- Nie, daj spokój, nie chcę teraz. Mam jeszcze zaległą robotę, muszę trochę poklikać. Trochę mi się przysnęło, zarwałam w końcu pół nocy.
Borek nie odpuszczał.
- Robota nie zając, może poczekać.
...
Gdy Anita w końcu zajęła się swoją pracą, Borek włożył dres, żeby wyjść poćwiczyć. Daleko nie uszedł, jedynie na półpiętro. To mu wystarczyło, miał w planie zająć się precyzją mocy. Cały poligon tym razem sprowadzał się do parapetu okna, na którym przewracał lub dziurawił puste pudełko po papierosach, zależnie od tego, czy używał był wiązki równoległej, czy też skupionej. Szło mu naprawdę coraz lepiej.
...
W sobotę zadzwonił dzwonek domofonu.
- Malina? Teraz, już?
- Nie, nie Malina.
Po chwili Anita otworzyła drzwi, w których pojawiła się Mariola. Uścisnęły się, wycałowały jakby znały się od lat. Wizyta nie była niespodziewana, na pewno nie dla Anity.
- Nie za wcześnie?
- Nie, nie, luz. Wchodź. Kawy, herbaty?
- Masz jakiś sok?
- Coś tam się znajdzie.
Obie dziewczyny poszły do kuchni, a Borek ze znudzoną miną wrócił do przerwanej partii kulek komputerowych. Babskie pogaduchy trwały jakieś dobre pół godziny, aż wreszcie ustały.
- Borecki, to my idziemy.
Borecki tylko coś mruknął pod nosem, wpatrzony w ekran laptopa. Plan był znany. Anita jechała do siebie, na jakieś czarowskie warsztaty w swoim kobiecym gronie. Jak widać, miała dołączyć do niego jeszcze Mariola. Do niedzielnej akcji wyprowadzki Maliny od Jarka jej udział był zbędny. Co prawda Anita bardzo chciała poznać siostrę Borka, ale termin ich spotkania siłą rzeczy musiał nastąpić później.
- Jestem jutro wieczorem.
Drzwi się zamknęły za wychodzącymi, a po około dwóch godzinach Borek je otworzył, aby wpuścić Malinę.
- Sama? A gdzie Kaśka?
- Musiała pojechać od razu do siebie do domu. Nie chciała się kręcić po mieście z workiem pełnym zioła.
- Jakiego kurwa zioła?
- No przecież nie prowansalskiego. Worek to może za dużo powiedziane, ale trochę tego jest.
- Ale skąd to zioło? Tam kupiłyście?
- No coś ty? Skąd? Jak? Kiedy? Zioło jest polskie, rodzime. Zaraz ci opowiem, tylko niech się ogarnę. Sikać mi się chce, a ty zrób mi jakiegoś drinka, jak coś masz.
- Nie mam. Nie, wróć. Jakieś wino jest, jakieś resztki.
Gdy Malina ze szklanką w ręku rozsiadła się na fotelu, Borek cały zamienił się w słuch. W pewnym momencie opowieść doszła do pobytu dziewczyn na wsi u kaśkowej ciotki.
- Poszłyśmy z Kaśką na cmentarz, na grób jej wujka. Wiesz, wypadało, tak kurtuazyjnie, zrobić starszej pani przyjemność. Mały taki cmentarzyk wiejski przy kościele. Już jesteśmy na obiekcie, a tu nagle pod parkanem rośnie cały zagon gandzi.
- Pewnie proboszcz posiał sobie. Ziele mszalne.
- Jaki tam proboszcz, jakie posiał, co ty pleciesz. Zwykły dzikus, kanabis ruderalis. Bezpańska samosieja.
- Czasem i dzikus potrafi mile zaskoczyć.
- Tak też sobie z Kaśką o tym pomyślałyśmy. Zerwałyśmy parę topów, podsuszyłyśmy na szybko u ciotki w mikrofali i okazało się niezłe. Nie żaden skun, rzecz jasna, ale na znośnym poziomie. Wróciłyśmy potem na ten cmentarz i zrobiłyśmy żniwa. To się nazywa znaleźć się we właściwym miejscu o właściwej porze. Kaśka wzięła to teraz do domu, ma warunki, ma miejsce, żeby to normalnie podsuszyć.
- Ale masz coś?
- No pewnie. Trochę ci zostawię na potem na zaś. Tego jest naprawdę sporo. Handlować tym nie będziemy, ale będzie na prezenty dla ludzi, dla znajomych. High'em all.
- Anita będzie zadowolona. Ona lubi ten sport.
- Jaka Anita? Coś mnie ominęło?
Teraz dopiero Borek zdał sobie sprawę z faktu, że do tej pory nie miał okazji wspomnieć siostrze o pewnych zmianach w jego życiu. Tym razem Malina zamieniła się w słuch, choć jego opowieść była krótka i pozbawiona detali.
...
Adaśko podjechał o dziesiątej pod kamienicę swoim minivanem. Nie dał się namówić na wcześniejszy termin, gdyż uważał, że byłaby to pora niegodna cywilizowanego człowieka, zważywszy na to, iż była niedziela. Ale zanim Malina i Borek wyszli z domu, dziewczyna spaliła tęgą faję na balkonie. On odmówił, nie chcąc ryzykować utraty mocy. Co prawda wcale nie planował jej używać, ale różne rzeczy mogły się wydarzyć. Potem podjechali pod blok Jarka. Ich wizyta nie była zapowiadana, nie wiadomo też było, czy gospodarz jest w domu, ale Malina miała swoje klucze, więc nie miało to znaczenia. Otworzyła więc nimi drzwi, gdy już się pod nimi wszyscy znaleźli. Weszła pierwsza, za nią Borek, delegację zamykała golemowa postać Adaśka. Gdy wszyscy dotarli do pokoju, ów golem rozejrzał się dookoła i z nieukrywanym niesmakiem stwierdził:
- Ale tu syf.
CIĄG DALSZY NASTĄPI

12 komentarzy:

  1. Tajemniczy ten zagonik, na cmentarzu to może zagon grabarza?
    Ciekawe, czy właściwości ma silniejsze takie cmentarne zioło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zagonik mógł powstać naprawdę spontanicznie, za sprawą Natury, ale jeśli już, to typowałbym tu raczej córkę grabarza w roli growerki... sami grabarze, tacy standardowi, preferują jednak narkotyki... z miejscowego sklepiku, albo sami coś tam pędzą sobie na boku...
      https://youtu.be/s9XsMgJ-U6k

      Usuń
  2. Nawet fajna reklama by z tego byla:
    "Cmentarne ziolo... zaprowadzi cie na cmentarz", "Prosto przed oblicze sw. Piotra", "gandziasamosieja.cmentarni, pl".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. adekwatnie do realiów powinno być tak:
      "Nikogo nie zabiła
      Nie słuchaj zakazów
      Siej śmiało i zbieraj
      Nawet na cmentarzu"
      /www.zmarwychwstanie.pl/
      ...
      tak w ogóle, to ten wątek, epizodzik serialu oparty jest na autentycznym, prawdziwym wydarzeniu...

      Usuń
    2. Skoro oparte na faktach to ... ktos komus podprowadzil uprawe... czyli nakradl, ale pojsc z tym po ludzka sprawiedliwosc nie mozna . Mozna sie tylko swietemu Piotrowi poskarzyc:) Albo wszystkim swietym na cmentarziu. Ale niewatpliwie bez odbioru:)

      Usuń
    3. wtedy, w tamtych czasach to nie mogła być kradzież, bo dzikusa (C.ruderalis) nikt nie uprawiał, a odmiany "automatyczne", nieraz podobne pokrojem do dzikusa, jeszcze nie istniały...
      obecnie, czyli też w czasach akcji serialu taka kradzież jest możliwa, ktoś mógł planowo, świadomie wysiać właśnie "automaty", tylko że to by była taka "kradzież przez pomyłkę" raczej, bo nikt swoich miejscówek growingu nie podpisuje, że to jego, privat...
      ...
      "automaty" wynaleziono stosunkowo niedawno... są to hybrydy C.sativa lub C.indica ze wspomnianym C.ruderalis... różnica jest taka, że te dwie pierwsze kwitną zależnie od warunków zewnętrznych, czasem nawet wcale mogą nie zakwitnąć, a ta trzecia kwitnie automatycznie po kilku tygodniach, niezależnie od warunków...
      hybryda łączy zalety odmian sativa i indica /wydajność "cukru w cukrze"/ oraz wspomnianą zaletę ruderalis... jest to idealna roślinka dla początkujących growerów i nie mających zbyt dobrych warunków do uprawy... do tego przeważnie jest niska, co jeszcze bardziej zwiększa wygodę i bezpieczeństwo całej zabawy...
      to tak w dużym skrócie, dokładniej planuję to wyłożyć w maju, będzie post na ten temat...

      Usuń
  3. Podobno najsmaczniejsze owoce rosną na cmentarzach np. maliny … więc Marysia też byłaby smaczna .;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jest proste i logiczne: Marysia w fazie "flo" (czyli kwitnienia) potrzebuje dużo fosforu, żeby wydać wartościowe topy, a fosfor jest w kościach...

      Usuń
  4. To takie trochę zioło z potencjałem zombie. Jako że w naturze materia krąży cały czas, to zioło zdecydowanie zawiera śladowe ilości mieszkańców cmentarza. Ciekawe czy z tej okazji lepiej kopie- może łatwiej byłoby dzięki niej osiągać stany nadświadomości, bo roślinka już wchłonęła trochę ,,zaświatów'' w siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba sporo zależy od tego, na/przy czyim grobie urosło: jeśli za życia był to smutas i ponurak, to może takie zioło sobie w ogóle odpuścić?...

      Usuń
  5. Teściowie też kiedyś znaleźli... I się tego pozbyli. Tak zmarnować...
    Widzę promowanie szlachetnego zioła nawet w opowiadaniu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. faktycznie godne pożałowania marnotrawstwo, bo każde zioło jest medyczne, także to nieszlachetne...

      Usuń