26 lutego 2022

GRAWITACJA UJEMNA (odcinek szósty)

 Konstatację Adaśka rozwinął Borek:
- Brud, fetor i zgnilizna. Zadziwiające jest zaiste, jak można zapuścić taki gnój we własnym mieszkaniu.
- Dziesięć dni temu tak tu na pewno nie było.
Mówiąc to Malina ruszyła szybko do okna i otworzyła je na oścież. Pokój przypominał standardowo stereotypową melinę narkomańską. Na podłodze walały się puste butelki i puszki, stół zapełniały brudne naczynia, puste opakowania po jedzeniu, niedojedzona pizza, słoik pełen petów, na kanapie zaś leżały jakieś elementy odzieży wątpliwej świeżości.
- Nie ma go?
Skrzypnięcie otwieranych drzwi do drugiego pokoju było odpowiedzią na pytanie Borka. Pojawił się w nich Jarek. Nie wyglądał zbyt dobrze. Oparłszy się o futrynę patrzył na przybyszów mętnym, nie do końca przytomnym wzrokiem. Ciszę przerwała Malina rechotliwym śmiechem, po czym szybko poważniejąc oświadczyła:
- Przyszliśmy ci kutasino trochę spierdolić życie, ale jak widzę, świetnie ci to idzie bez naszej pomocy. Tylko mi kurwa teraz nie przerywaj, ja mówię. Najlepiej będzie dla ciebie, jak się wcale nie odezwiesz, ani piśniesz nawet. Aż do naszego wyjścia. Tak w ogóle, to schowaj się gdzieś do kąta i udawaj, że cię wcale nie ma.
Nie patrząc już na Jarka kontynuowała monologicznie:
- I pomyśleć, że przez dwa lata obciągałam i dawałam dupy takiej gnidzie. Nawet bardzo lubiłam to robić. Czyż to kurwa nie żałosne? Dwa lata iluzji, złudzenia normalnego, sensownego, fajnego faceta. A tu niespodziewanie, nagle, prawie z dnia na dzień ten normalny, sensowny i fajny facet zmienia się w damskiego boksera i antyczojsową ciotę, z którą żadna porządna kobieta nie pójdzie nawet na szybki numerek. Zresztą jaki tam numerek. Na kawę bez numerka też nie pójdzie. O byciu z takim już nie wspomnę.
Znowu się zaśmiała, tak jakby histerycznie i wciąż się śmiejąc odwróciła do okna. Adaśko spojrzał na Borka pytającym wzrokiem, ten zaś włożył do ust kciuk udając palenie fajki, zakręcił palcem młynka przy swojej skroni, na koniec uspokajająco machnął dłonią. Olbrzym kiwnął dyskretnie głową ze zrozumieniem, po czym obaj cicho czekali, aż Malina się wyśmieje i wróci umysłem do realu. Doczekali się i cała trójka zabrała się żwawo do pracy. Panowie sukcesywnie pakowali do przywiezionych toreb i kartonów rzeczy, które siostra Borka wybierała jako należące do niej, po czym zanosili pakunki do vana. Jarek faktycznie jakby wcale nie istniał, zaszył się gdzieś w kącie i nie uczestniczył w tych czynnościach. Wreszcie zadanie zostało wykonane, Malina robiła ostatni obchód mieszkania, aby się upewnić, czy czegoś nie przeoczyła, Adaśko czekał już w aucie, za to Borek miał coś jeszcze do zrobienia. Coś, co postanowił sobie zeszłego czwartku, gdy tylko zobaczył podbite oko siostry.
- Jarek! Wyłaź złamasie!
- Borek, nie!
Malina stanęła przed bratem odgradzając go od Jarka, który wyszedł do przedpokoju. Miała poważny, skupiony wyraz twarzy świadczący o tym, że wypalone w domu zioło było już tylko wspomnieniem.
- Nie rób tego. Nie brudź sobie rąk.
- Ależ nie pobrudzę, higiena to podstawa.
Mówiąc te słowa Borek pokazał siostrze parę gumowych, jednorazowych rękawiczek. Malina wyjęła mu je z rąk i sama zaczęła zakładać.
- To moje rachunki, sama je wyrównam.
Odepchnęła brata delikatnie, po czym z obrotu wymierzyła Jarkowi mocny sierpowy w szczękę, którego nie powstydziłaby się sama Layla Ali. Nokaut to nie był, ale Malina poprawiła cios kopniakiem w krocze. Gdy uderzony się schylił, kobieta chwyciła za stojące obok krzesło, po czym za jego pomocą pomogła Jarkowi nawiązać bliski kontakt z podłogą. Borek otworzył szeroko oczy ze zdumienia i udając, że się odwraca oznajmił:
- Nie, no nie mogę patrzeć na bitego człowieka.
Potem parsknął śmiechem. Malina dokończyła egzekucji sięgając po kubek stojący na stole wypełniony jakąś bliżej nieokreśloną cieczą, po czym wylała zawartość leżącemu na głowę. Ostatnią jej czynnością było wyjęcie z kieszeni małego pęku kluczy i upuszczenie go na podłogę.
- Sprawa zamknięta. Wypad braciszku.
Braciszek wciąż się śmiał jeszcze na klatce schodowej, a gdy wreszcie się opanował zapytał ze szczerym podziwem:
- Malinko, gdzie ty się tego nauczyłaś?
- Ćwiczyło się troszeczkę.
Tej odpowiedzi towarzyszył figlarny uśmiech, który nie schodził z twarzy Maliny aż do chwili zalogowania się w samochodzie. Adaśko zapuścił silnik auta i zapytał:
- To gdzie teraz?
- Jak to gdzie? Do mamy.
...
Plan był właśnie taki, ustalony, uzgodniony, że Malina zamieszka u matki, od której wyprowadziła się dwa lata wcześniej, gdy związała się z Jarkiem. Na miejscu czekał na całą trójkę domowy obiad, zaś gospodyni domu wcale nie przeszkadzało, że Adaśko pochłonął dwie duże dokładki gołąbków. Po obiedzie Malina została, zaczęła się urządzać w swoim dawnym pokoju, panowie zaś wsiedli do vana. Gdy tylko jednak ruszyli Adaśko oświadczył:
- Może być kłopot.
- Jaki?
- Rano miałem zatankować, ale trochę zaspałem, więc odpuściłem, żeby zdążyć do ciebie na czas. Gdy już wieźliśmy graty mijaliśmy stację. Ale twoja siorka mnie zagadała, zagapiłem się.
- To będziemy ją teraz mijać.
- Niby tak, ale to jest jeszcze kilka kilometrów, a jak tak naprawdę to nie wiem, na czym my teraz jedziemy, bo nie są to nawet opary.
Obawy Adaśka miały swoje podstawy. Do stacji było dosłownie pięćdziesiąt metrów, gdy auto odmówiło dalszej jazdy.
- No, i co teraz?
- Nic, pchane jest. Siadaj za kierownicę.
- Nie, siedź, ja popchnę.
- Ty? To nie jest lekka fura.
- Chociaż spróbuję.
- Jak tam sobie chcesz.
Dla Borka to była niezła okazja wreszcie użyć mocy do innych rzeczy, niż maltretowanie ludzi. Zadanie jednak łatwe nie było. Gdyby źle wybrał punkt przyłożenia, to zamiast pchnąć auto, wypchnąłby jakąś sumę z kieszeni na blacharza. Jednak wszystko poszło jak należy, tylko Adaśko nie ukrywał swojego szczerego zdziwienia:
- Jak ty to zrobiłeś?
Odpowiedź była automatyczna:
- Ćwiczyło się troszeczkę.
...
Po drodze zatrzymali się jeszcze raz, przy sklepie, gdzie Borek zakupił zgrzewkę piwa, które to miał postawić Adaśkowi za przysługę. Na stacji benzynowej było mu za drogo. Potem pojechali do Adaśka, do siebie Borek miał już wracać sam, gdy to piwo razem wypiją. Tak też się stało, a gdy już dotarł wszedł do mieszkania. Anita już tam była, właśnie siedziała nago na poduszce w pozycji kwiatu lotosu pogrążona w jakiejś głębokiej medytacji. Wyglądała szalenie ponętnie, ale nie to bynajmniej powodowało, że Borek nie mógł oderwać od niej wzroku. To, co odczuwał nie było tym, co czuje heteryczny mężczyzna na widok apetycznej kobiety, lecz był to dysonans poznawczy. Coś mu się wybitnie nie zgadzało.
CIĄG DALSZY NASTĄPI

23 lutego 2022

GRAWITACJA UJEMNA (odcinek piąty)

Z pracy Borek wrócił prosto do domu. Przemknął cicho do kuchni, żeby nie budzić śpiącej Anity, ale były to daremne starania. Gdy motał się między lodówką i mikrofalówką usłyszał głos za plecami:
- Próbowałam dopytać tą Mariolkę, czy coś pamięta z wczorajszego dnia. Ale dużo się nie dowiedziałam.
- A co się dowiedziałaś?
- Poszła z koleżankami do pubu. Wypiła raptem jedno piwo, może dwa, potem zachciało jej się wyjść na powietrze i obudziła się u nas.
- Faktycznie niewiele. Ale koleżanki chyba nie sprawiły jej takiego psikusa. Nie wydaje mi się.
- Mówiła, że jacyś kolesie się przy nich kręcili, ktoś się dosiadł, ktoś się nawet do niej przystawiał, ale detalicznie to wiele nie pamięta. Był ogólny rozgardiasz i takie tam.
- Czyli mogło być tak, że facet coś jej podrzucił do piwa, miał jakiś plan, wyszedł za nią z kumplem i trafili wszyscy na mnie.
- Albo jeszcze inaczej. Plan nie wypalił, ona niespodzianie wyszła, a na ulicy zajęli się już nią zupełnie inni kolesie, tak niezależnie. Wiesz, laska idzie na gumowych nogach, łatwy cel.
- Co to w ogóle był za pub?
- Podobno tu niedaleko, w okolicy.
- Ma jakąś nazwę?
- Ona nie wie, pierwszy raz tam była.
- Można by się temu miejscu przyjrzeć.
- Masz na to czas?
- No nie, ale...
- Można pójść na psy, niech zwrócą uwagę na ten lokal. To się nie liczy jako kapowanie. Wiesz co?
- Nie wiem.
- Ja się z nią jutro będę widzieć i...
- Masz nową koleżankę?
- Powiedzmy. Nawet fajna dziewczyna.
- Nie w moim typie.
- A czy ja ci ją stręczę?
- No nie, ale taki szybki trójkącik, dla urozmaicenia...
- Spadaj, sam jesteś trójkącik.
Borek podszedł do Anity i przyciągnął ją do siebie.
- Nie, daj spokój, nie chcę teraz. Mam jeszcze zaległą robotę, muszę trochę poklikać. Trochę mi się przysnęło, zarwałam w końcu pół nocy.
Borek nie odpuszczał.
- Robota nie zając, może poczekać.
...
Gdy Anita w końcu zajęła się swoją pracą, Borek włożył dres, żeby wyjść poćwiczyć. Daleko nie uszedł, jedynie na półpiętro. To mu wystarczyło, miał w planie zająć się precyzją mocy. Cały poligon tym razem sprowadzał się do parapetu okna, na którym przewracał lub dziurawił puste pudełko po papierosach, zależnie od tego, czy używał był wiązki równoległej, czy też skupionej. Szło mu naprawdę coraz lepiej.
...
W sobotę zadzwonił dzwonek domofonu.
- Malina? Teraz, już?
- Nie, nie Malina.
Po chwili Anita otworzyła drzwi, w których pojawiła się Mariola. Uścisnęły się, wycałowały jakby znały się od lat. Wizyta nie była niespodziewana, na pewno nie dla Anity.
- Nie za wcześnie?
- Nie, nie, luz. Wchodź. Kawy, herbaty?
- Masz jakiś sok?
- Coś tam się znajdzie.
Obie dziewczyny poszły do kuchni, a Borek ze znudzoną miną wrócił do przerwanej partii kulek komputerowych. Babskie pogaduchy trwały jakieś dobre pół godziny, aż wreszcie ustały.
- Borecki, to my idziemy.
Borecki tylko coś mruknął pod nosem, wpatrzony w ekran laptopa. Plan był znany. Anita jechała do siebie, na jakieś czarowskie warsztaty w swoim kobiecym gronie. Jak widać, miała dołączyć do niego jeszcze Mariola. Do niedzielnej akcji wyprowadzki Maliny od Jarka jej udział był zbędny. Co prawda Anita bardzo chciała poznać siostrę Borka, ale termin ich spotkania siłą rzeczy musiał nastąpić później.
- Jestem jutro wieczorem.
Drzwi się zamknęły za wychodzącymi, a po około dwóch godzinach Borek je otworzył, aby wpuścić Malinę.
- Sama? A gdzie Kaśka?
- Musiała pojechać od razu do siebie do domu. Nie chciała się kręcić po mieście z workiem pełnym zioła.
- Jakiego kurwa zioła?
- No przecież nie prowansalskiego. Worek to może za dużo powiedziane, ale trochę tego jest.
- Ale skąd to zioło? Tam kupiłyście?
- No coś ty? Skąd? Jak? Kiedy? Zioło jest polskie, rodzime. Zaraz ci opowiem, tylko niech się ogarnę. Sikać mi się chce, a ty zrób mi jakiegoś drinka, jak coś masz.
- Nie mam. Nie, wróć. Jakieś wino jest, jakieś resztki.
Gdy Malina ze szklanką w ręku rozsiadła się na fotelu, Borek cały zamienił się w słuch. W pewnym momencie opowieść doszła do pobytu dziewczyn na wsi u kaśkowej ciotki.
- Poszłyśmy z Kaśką na cmentarz, na grób jej wujka. Wiesz, wypadało, tak kurtuazyjnie, zrobić starszej pani przyjemność. Mały taki cmentarzyk wiejski przy kościele. Już jesteśmy na obiekcie, a tu nagle pod parkanem rośnie cały zagon gandzi.
- Pewnie proboszcz posiał sobie. Ziele mszalne.
- Jaki tam proboszcz, jakie posiał, co ty pleciesz. Zwykły dzikus, kanabis ruderalis. Bezpańska samosieja.
- Czasem i dzikus potrafi mile zaskoczyć.
- Tak też sobie z Kaśką o tym pomyślałyśmy. Zerwałyśmy parę topów, podsuszyłyśmy na szybko u ciotki w mikrofali i okazało się niezłe. Nie żaden skun, rzecz jasna, ale na znośnym poziomie. Wróciłyśmy potem na ten cmentarz i zrobiłyśmy żniwa. To się nazywa znaleźć się we właściwym miejscu o właściwej porze. Kaśka wzięła to teraz do domu, ma warunki, ma miejsce, żeby to normalnie podsuszyć.
- Ale masz coś?
- No pewnie. Trochę ci zostawię na potem na zaś. Tego jest naprawdę sporo. Handlować tym nie będziemy, ale będzie na prezenty dla ludzi, dla znajomych. High'em all.
- Anita będzie zadowolona. Ona lubi ten sport.
- Jaka Anita? Coś mnie ominęło?
Teraz dopiero Borek zdał sobie sprawę z faktu, że do tej pory nie miał okazji wspomnieć siostrze o pewnych zmianach w jego życiu. Tym razem Malina zamieniła się w słuch, choć jego opowieść była krótka i pozbawiona detali.
...
Adaśko podjechał o dziesiątej pod kamienicę swoim minivanem. Nie dał się namówić na wcześniejszy termin, gdyż uważał, że byłaby to pora niegodna cywilizowanego człowieka, zważywszy na to, iż była niedziela. Ale zanim Malina i Borek wyszli z domu, dziewczyna spaliła tęgą faję na balkonie. On odmówił, nie chcąc ryzykować utraty mocy. Co prawda wcale nie planował jej używać, ale różne rzeczy mogły się wydarzyć. Potem podjechali pod blok Jarka. Ich wizyta nie była zapowiadana, nie wiadomo też było, czy gospodarz jest w domu, ale Malina miała swoje klucze, więc nie miało to znaczenia. Otworzyła więc nimi drzwi, gdy już się pod nimi wszyscy znaleźli. Weszła pierwsza, za nią Borek, delegację zamykała golemowa postać Adaśka. Gdy wszyscy dotarli do pokoju, ów golem rozejrzał się dookoła i z nieukrywanym niesmakiem stwierdził:
- Ale tu syf.
CIĄG DALSZY NASTĄPI

22 lutego 2022

PRAWDZIWE LENISTWO

W pewnym obozie dla uchodźców, azylantów, czy tym też podobnych imigrantów siedział sobie jakiś tam wujek, któremu zamarzyła się Australia, Kanada, czy inna Amiranda. Takie miejsca pobytu miewają to do siebie, że panuje tam trochę paranoiczny klimat, przesycony opowiastkami na temat różnych cudów na kiju, które mają miejsce w kraju przeznaczenia. Jedną taką była urban legend, jakoby to w tej całej pieprzonej Amirandzie złoto leżało na ulicy. Koleś może nie do końca w to wierzył, tak kontrolnie tylko jedynie, ale czegóż się z nudów nie robi w tak dziwnych miejscach. Ludzie nawet w istnienie jakiegoś boga lub całej gromady potrafią uwierzyć, nie trzeba ich nawet nigdzie osadzać do tego.
Tak nawiasem mówiąc, to jakieś bogi ponoć są, tylko źle zdefiniowane.
No, ale walić to, ciul z teologią, wróćmy do tematu:
Gość tak siedział, siedział, aż się wziął i dosiedział pieczątki z papierem na wjazd. Wychodzi na miasto, kombinuje, co by tu zjeść, wypić, zapalić, jakieś dupy ogarnąć, patrzy też przy okazji pod nogi, a tu kurwa mać! Znaczy nie dosłownie. Dosłownie to leży złota moneta, jakieś dwa grajcary nominalnie, czy jakieś tam inne pajace. Koleś tak sobie patrzy na ten pieniądz, patrzy, naprawdę długo patrzy, po czym po dojrzałym namyśle mówi do siebie:
- Pierdolę, nie schylam się. Pracować zacznę od jutra.
===
Serial "GRAWITACJA" dalej się kręci, kolejny odcinek w produkcji, teraz taki przerywnik tylko, żeby się Kawiarni nie dłużyło czekanie.

17 lutego 2022

GRAWITACJA UJEMNA (odcinek czwarty)

Borek nie rozpoznał zbyt prawidłowo sytuacji. Anita wcale nie myślała tego, co on myślał, że ona myśli. Skupiła bowiem uwagę na innych sprawach.
- W butach do wyra?! W takich glanach?!
Od razu też dodała:
- Przecież miała być dopiero w sobotę?
Dopiero teraz Borek pojął oś nieporozumienia.
- To nie jest Malina.
- A kto?
Borek szybko zdał relację z ostatniego wydarzenia, nieco tylko ściemniając detale obezwładnienia jednego z napastników. Nastroszenie Anity jakby nieco opadło, ale nie do końca.
- Wszystko fajnie mój dzielny Rambo, ale jak ją już tu przyholowałeś, to chyba mogłeś rozebrać?
- Że co?
- Nie mowię o majtkach, ale o butach.
- Czyli rozbuć, a nie rozoblec? Nie zdążyłem.
- To zdąż teraz, bo oko mnie boli od tego widoku.
Dopiero gdy buty leżącej wylądowały już w przedpokoju Anita całkiem się wyluzowała. Zdjęła koc z dziewczyny i przyjrzała się jej bliżej.
- Nawet milusie zwierzątko, tylko trochę śmierdzi.
- Każdy jak wypije, to śmierdzi.
- Ale źle to nie wygląda. Nie jestem lekarzem, nie wydaje mi się jednak, żeby nam tu wywinęła jakiś głupi numer. Tylko tak tymczasowo zazgoniła. Skąd wiesz, że to była pigułka gwałtu?
- Znikąd. Tak mi się tylko jakoś pokojarzyło. Jej ruchy, jakby inne, niż tylko pijane, cała ta sytuacja.
- Gdyby to był groszek, to byś musiał ją nieść.
- Groszek?
Anita usiadła i wzięła nieco głębszy oddech. Borek już wiedział, że takie zachowanie zapowiada dłuższy wykład.
- Do takich akcji można użyć wielu środków, ale przeważnie stosuje się dwa. Pierwszy to rohypnol, zwany groszkiem, bo to takie zielone tabletki. Nasenniak, kiedyś do kupienia w Polskich aptekach, ale zdelegalizowany. Sprowadzany jednak zza Buga na lewo. Wrzuca się lasce do drinka, ona robi fajt, a potem pieprzy się kawał nieruchomego mięsa.
Borek skrzywił się z niesmakiem.
- Nie przerywaj mi. Drugi rodzaj to dżiejczbi, również osiągalne na nielegalu. Też zmula jakoś tam, ale jest pewna różnica. Podczas gwałtu ofiara porusza się, robi wrażenie jakby współpracowała. Można wręcz by rzec, że jest wtedy atrakcyjniejsza. Tak, czy owak, po obu wersjach nic się nie pamięta. Tak jak to opowiedziałeś, to grane było chyba to drugie.
- I co dalej?
- Nic. Za kilka godzin śpiąca królewna wróci do realu.
- Aha, czyli noc zarwana, a rano do roboty.
- No, piękny, chyba wiedziałeś co robisz zabierając tą gąskę do domu. Jak to szło? Wielka siła to wielka odpowiedzialność. Czy jakoś tak. Dewiza komiksowych superhero.
- A teraz co?
- Teraz to coś sobie zjemy, a potem pójdziemy pod prysznic. Razem! Nie przyjechałam tu tylko nocować i niańczyć jakieś twoje znaleziska. Ale jak chcesz, możemy zmienić kolejność. To co? Szamanko, czy bzykanko? Od czego zaczniemy?
...
Gdy się zbudził, skonstatował trzy fakty. Po pierwsze to braki osobowe na łóżku. Po drugie, to mocno świtało. Trzecim faktem było puste posłanie, które zaimprowizowali na noc na podłodze dla gościa. Wstał, poszedł do łazienki, po drodze zaś usłyszał cichy szmer rozmowy dobiegający zza zamkniętych drzwi kuchni. Gdy zajrzał do tej kuchni, dziewczyna siedząca na taborecie zerwała się na równe nogi i wdzięcznie dygnęła, jak kiedyś uczono panienki z dobrych domów.
- Dzień dobry. Mariola jestem.
Zanim zaspany Borek zareagował, podeszła szybko do niego, zarzuciła mu ręce na szyję i ucałowała w policzek.
- Możesz więcej. Należy mu się.
Mówiąca to Anita patrzyła na tą scenkę nadzwyczaj przyjaźnie i życzliwie. Po trzecim całusie Mariola odsunęła się i znowu dygnęła.
- Dziękuję.
Po czym z powrotem usiadła na stołku i spuściła skromnie powieki jakby zawstydzona swoją śmiałością. Zanim Borek zdążył coś na to powiedzieć, odezwała się Anita:
- Plan jest taki, że wracasz do łóżka, dosypiasz jeszcze te dwie godzinki, potem wstajesz i idziesz do pracy. I nic cię więcej nie obchodzi.
- No tak, ale...
- Ja zostaję. Nie mam zbyt wiele do zrobienia w firmie, mogę to ogarnąć zdalnie, inaczej online, tylko muszę przedtem zadzwonić, uprzedzić. My tu sobie z Mariolką jeszcze nieco pourzędujemy, wiesz, takie tam babskie sprawy. Trzeba ją jakoś odszykować, nie pójdzie w poszarpanych ciuchach do domu, ani tak jak teraz.
Akurat właśnie Borek zauważył, że dziewczyna ma sobie jego bluzę. Co prawda źle to nie wyglądało, niemniej jednak za bardzo lubił tą bluzę, żeby ją oddawać jakiejś randomowej panience. Zanim wyszedł stwierdził tylko:
- Rozumiem, że kroi się jakaś ostra szafiarska orgia? To się praca zdalna nazywa, inaczej online. Tak?
- Szału nie będzie, mam tu tylko dwie walizki ciuchów.
...
Do pory lunchu Borek bardziej markował pracę, niż coś robił. Po głowie biegało mu wiele zbędnych myśli. Niepokój, że jego sekret poznał ktoś obcy ogarnął dość szybko. Sytuacja z drechem była tak dynamiczna, że gość z pewnością nie pojął, co się tak naprawdę stało. Jego drecholski umysł zinterpretował to wszystko jako łomot kijem, czy jakimś innym tępym narzędziem. Trochę większym zmartwieniem był brak pomysłu na nowy poligon do ćwiczeń. Na stare miejsce Borek nie chciał wracać. Nie bał się bynajmniej odwetu, na takie spotkanie szanse szacował zresztą jako niewielkie, ale kolejna taka akcja to kolejna okazja, aby ujawniły się światu jego zdolności. Ale to też nie był problem. Zastąpił go większy. Był to dylemat człowieka, który nagle stał się posiadaczem atomowego kałacha laserowego, który nie wie, co z tym nowym nabytkiem ma zrobić.
Jednak po godnym posiłku umysł Borka wrócił na swoje miejsce, wrócił też dobry humor. Można by nawet rzec, że za dobry. Okazja do jego ekspresji pojawiła się natychmiast. Środkiem korytarza szła dziewczyna z działu logistyki uroczo kręcąc apetyczną pupcią. Gdy miała już mijać drzwi do serwisu, te otwarły się szeroko i pojawił się w nich jeden z pracowników. Konfiguracja czasoprzestrzenna była znakomita. Borek tylko się rozejrzał, czy nikt inny nie widzi, po czym szybko uplasował celny, pełen wyczucia klaps mocy na pośladku dziewczyny. Jej reakcja była równie szybka. Tęgi liść na policzku serwisanta rozniósł się głośno echem po całym piętrze.

CIĄG DALSZY NASTĄPI

13 lutego 2022

Nieco opóźniony nekrolog

Odszedł ze świata naszych realiów SKALD. Skald skaldów, szef, kierownik wszystkich skaldów znanego nam świata. Nie ma wątpliwości, że przy stole biesiadnym u Odyna będzie pił miód z jednego z największych rogów.
Detale w necie.

GRAWITACJA UJEMNA (odcinek trzeci)

Choć nieruchomość obiektu doświadczenia wywołała u Borka chwilowy dysonans poznawczy, to paradoksalnie wcale się tym faktem nie zmartwił. Uświadomił sobie, że to doświadczenie mogło zaskutkować wybitą szybą okna lub jakąś inną demolką. Dopóki nie nauczy się kontrolować mocy, dom jest ostatnim miejscem do takich zabaw. Ale dlaczego tym razem nie wyszło? Może to na skutek działania zioła? Co prawda nie jest to nie żaden narkotyk, czy psychodelik, niemniej jednak coś zmienia w umyśle i czasem drobnego figla może sprawić. Przy okazji zapyta Anity, która właśnie wyszła z łazienki i zmierzała do niego mając oczy pełne kurwików. Spojrzał na nią błagalnie i podjął próbę perswazji:
- Może zróbmy sobie drobną przerwę? To twoje zielsko jest super, ale chyba łapię fazę lekkiego muła.
Anita skinęła głową i usiadła obok niego.
- Nie ma sprawy, mówisz, masz. Zrobimy za to coś innego. Ja się teraz ubiorę i wyskoczę do domu po kilka rzeczy. A ty trochę ogarniesz ten drobny bałagan. Nieźle by też było, gdybyś wyskoczył do sklepu. Niby niedziela, ale Raczek otwarty, coś by się przydało na wieczór i na rano. Lodówkę już trochę przetrzepaliśmy.
Nie czekając na reakcję Borka dziewczyna wstała i zaczęła się szybko ubierać. Ale podczas tegoż spojrzała na niego rzewnym wzrokiem i spytała z udawanym smutkiem:
- A może nie chcesz, żebym wracała?
Na te słowa Borek nagle usiadł, chwycił ją za rękę, przyciągnął do siebie, przewinął przez kolano i wymierzył mocnego klapsa.
- Nigdy mnie tak nie czaruj!
- Wow! To się nazywa męska reakcja. Lubię tak.
Anita wyrwała się z jego uchwytu i wstała.
- Dobrze, to ja spadam, jestem za jakieś dwie, trzy godziny, A ty działasz tak, jak ustaliliśmy. Na kolację zamawiam sushi, a na rano co chcesz, ale coś skromnego, większe zakupy zrobimy jutro.
- Ustaliliśmy? My ustaliliśmy? Fascynujące.
Borek cicho cedził sekwencję tych słów tak powoli, że ostatnie okazało się być realnym monologiem. Spojrzał na zamykające się drzwi i dodał:
- Wychodzi na to, że foczka mi się zalęgła.
...
Jak pokazał najbliższy tydzień, konstatacja Borka nie była zbyt precyzyjna. Anita co prawda wprowadziła się do niego, ale nie rozsiadła się pełną buzią na jego włościach. Czasem mieszkała u siebie, tłumacząc to tym, że tam ma warunki do swojego czarowskiego rozwoju. Borek nie dopytywał o detale, w końcu też miał swój sekret, którego nie chciał ujawniać, przynajmniej na razie. Poza tym oboje planowali, że on do niej zajrzy, tylko chwilowo jakby nie było okazji. Generalnie dla Borka mieszkanie z kobietą pod jednym dachem było nowym doświadczeniem. Od zawsze był singlem, choć do końca nie wiadomo, czy z wyboru, czy z przypadku. Na brak dupek w swoim życiu nie narzekał, aczkolwiek pożycie z nimi trwało zawsze dość krótko, przeważnie od kolacji do śniadania. Anita była pewnym ewenementem, nowością w jego życiu. Ale nie narzekał, bo po prostu było mu z nią dobrze. Nie tylko pod kątem bliskości cielesnej zresztą. Do tego jeszcze mieli taką dobrą sytuację, że w ich wspólnym miejscu pracy nie obowiązywały chore, kołtuńskie, korporacyjne reguły, które zakazywały flirtów, romansów, czy też parowania się. Nie ukrywali więc tego, że są razem, ale nie informowali też nachalnie otoczenia o tym fakcie swoim zachowaniem. Sprawy szły po prostu normalnie, nawet wtedy, gdy któregoś dnia Anita spotkawszy Borka przypadkiem na korytarzu zaciągnęła go do toalety na szybkiego loda. Nic ekstraordynaryjnego, zwykła kobieca potrzeba.
W międzyczasie telefonicznie odezwała się Malina. Już dawno była po zabiegu, wręcz zapomniała o tym. Chwilowo siedziała z Kaśką u jej ciotki na wsi, gdzie aktywnie odpoczywała. Miała za co. Klinika pracowała okrągły tydzień, weekendy przeznaczając na Polki, którym udzielała bardzo grubego rabatu. Powrót do miasta siostra Borka planowała na sobotę, liczyła na jego pomoc przy wyprowadzce od damskiego boksera Jarka. To już było ogólnie omówione wcześniej, pozostały jedynie detale tej akcji. Malina swoimi kanałami pozyskała info, że jej były facet zareagował na całą sytuację iście narodowo, po katolicku, czyli po prostu zalewał problem popularnym, do tego legalnym narkotykiem. Borek przewidując pewne kłopoty techniczne zamówił pomoc kumpla zwanego Adaśko, który był do tego idealny. To był niespotykanie spokojny człowiek, do tego bardzo wielki gabarytowo. Tudzież uosobienie łagodności i życzliwości dla świata, ale gdy czasem uniósł brew, całe otoczenie milkło szukając miejsca do ukrycia się. Borek tylko raz widział, gdy ktoś miał czelność stawić czoła Adaśkowi. To trwało sekundy. Adaśko tylko westchnął smutno, po czym jednym ruchem ręki sprowadził gościa do parteru, następnie po prostu na nim usiadł.
...
To była chyba środa lub czwartek. Borek ćwiczył na placyku swoje nowe zdolności. Robił wyraźne postępy, jeśli chodzi o siłę i skupienie oddziaływania. Ćwiczył bardzo metodycznie, według planu. Nie dawał się ponosić euforii, robił stosowne przerwy, przegryzając podczas nich batonami energetycznymi. W pewnym momencie dojrzał, że ktoś wchodzi na ów placyk. Być może jakieś pijaczki, aby osuszyć jakieś szklane lub plastikowe naczynie? Borek na wszelki wypadek schował się za stertą rupieci. Wypiją i pójdą, ale okazało się, że nie są to jakieś tam meneliki. To były dwa narodowe drechy prowadzące dziewczynę. Laska wydawała się być pijana po samą krawędź dupy. Gdy weszli, zaczęli szarpać na niej odzież. Na światło dnia wyskoczyły cycuszki, do których jeden z drechów wpił się żarliwie ustami, jednocześnie gmerając dłonią pod sukienką ofiary. No właśnie, ofiary. Tak to rozpoznał Borek i uznał za stosowne ujawnić swoją obecność. Drugi drech zareagował natychmiast:
- Ty, gościu, spierdalaj!
Pierwszy, ten bardziej zajęty dziewczyną zarechotał:
- Chcesz się podłączyć? Ale dopiero za nami.
Borek nie wdał się w dyskusję, bez słowa pokazał palcem na kolano drecha, po czym wykonał strzał mocy.
- Kurwa!!! Co ty mi chuju zrobiłeś?!!!
- Nie maż się. Mężczyźni nie płaczą.
Drugi drech rzucił się do ucieczki, zaś Borek przerzucił swoją uwagę na panienkę. To nie był tylko alkohol jego zdaniem. Borek znał temat pigułek gwałtu tylko teoretycznie, ale intuicyjnie czuł, że jest to na rzeczy. Dzwonić na policję, na pogotowie? Borek wybrał trzecie wyjście, niesystemowe. Postanowił zawlec dziewczynę do domu.
- Ty pedale zasrany! Już jesteś trupem!
Pchnięcie mocy obezwładniło wrzeszczącego z bólu i wściekłości drecha. Na pewno go to nie zabiło, ale bez wątpienia mocno poturbowało, a co najważniejsze, uciszyło. I o to tylko chodziło Borkowi, gdy ten cios wykonał.
Laska szła niczym robot. Ale jakoś doszła.
...
Anita miała już swoje klucze do mieszkania Borka. Gdy tylko weszła do pokoju od razu spojrzała na łóżko.
- Kochanie, co to kurwa jest?
- Wyluzuj zaiste, to naprawdę nie jest tak, jak myślisz.
CIĄG DALSZY NASTĄPI

06 lutego 2022

GRAWITACJA UJEMNA (odcinek drugi)

Co prawda śmierć Jarka, już ex-faceta Maliny, była tylko żartem, jednak potwierdził to dopiero dzwoniący telefon. Borek spojrzał na wyświetlacz, po czym schował aparat z powrotem do kieszeni.
- W dupę se zadzwoń lamusie.
Taką miał umowę z siostrą, że ignorują gościa do czasu jej powrotu. Potem wrócił do studiowania puszki po piwie rozpłaszczonej ma pniu pobliskiego drzewa. Takiego efektu nie mogło spowodować nawet tornado. Borek rozejrzał się za dogodnym obiektem do kolejnej próby, ale nic takiego nie znalazł. Przyszedł mu za to do głowy teren po rozbiorce starego budynku, wystarczyło tylko trochę zboczyć po drodze do domu. To mógłby być dobry poligon na takie eksperymenty. Ale telefon znów się odezwał. Tym razem była to Anita, jego koleżanka z pracy. Ostatnio coś jej odbiło, wyraźnie postanowiła go zaliczyć. Właściwie był już bliski nagrodzić jej starania, umówić się z nią właśnie na dziś, był piątek, ale nagła wizyta Maliny, ta cała sprawa odsunęła temat dalej na liście priorytetów.
- No, co tam?
- ...
- Nie, dobrze się czuję.
- ...
- Dokładnie, musiałem wziąć na żądanie.
- ...
- Nie, nie pochlałem, tylko sprawy rodzinne, takie tam.
- ...
- Tak, to jest zabawne, że jak ktoś bierze taki dzień wolny, to znaczy że koniecznie musiał się uwalić poprzedniego dnia. Co za dziwny naród?
- ...
- Ja wiem, że głównie po to wymyślono, ale bywają też inne ważne powody, coś może wyskoczyć nagle.
- ...
- Żadna tragedia, po prostu siostrze musiałem pomóc.
- ...
- Tak, już wszystko załatwione. Ale tak sobie teraz pomyślałem, skoro już zadzwoniłaś, że może byśmy razem coś zjedli wieczorem?
- ...
- Po prostu u mnie.
- ...
- Tak, rano też...
- ...
- Powiedzmy, że o dwudziestej.
- ...
- To czekam.
Anita znała adres, była już kiedyś u niego na jakiejś większej imprezie. Przyniosła wtedy świetną marychę, bardzo dobry pomysł zresztą, bo dzięki temu nikt się za bardzo nie uwalił, nikt nie narobił bydła. Jednak za tym zaproszeniem nie stała tylko sama czysta chuć, tylko jeszcze coś innego. Dziewczyna interesowała się magią, zjawiskami paranormalnymi, ezoteryką i tym podobnymi sprawami. Nawet miała ksywkę "Wróżka", bo wszystkie laski w firmie ganiały do niej na wyścigi, żeby im stawiać karty. Jego ten temat nigdy nie kręcił, ale tym razem...
Tak sobie wizualizując walory cielesne Anity doszedł do zaplanowanego miejsca akcji. Nie dojrzał żadnych pijaczków, którzy czasem również tam zaglądali, więc teren był czysty. Za to obiektów do celowania wiele, jakieś cegły, stare beczki, różne inne bliżej niezidentyfikowane graty. Pierwsza próba na leżącym pustaku była niewypałem.
- Za bardzo usiłujesz, Borek, za dużo myślisz.
Na chwilę zamknął oczy, rozluźnił się, po czym nagle znów wyciągnął dłoń w kierunku pustaka. Ten zaś odskoczył na kilka metrów. Za nim następny, po nich przyszła kolej na starą skrzynkę po czymś tam. Truchło uderzyło o ścianę, po czym się rozleciało. Tak się bawił około godziny odkrywając różne możliwości. Okazało się, że nie tylko dłonie ułożone w shotei dają żądany efekt. Palce emitowały skupioną wiązkę dziwnej mocy. Odkrył to celując w szyby, które jakimś cudem przetrzymały demolkę. Każda próba była udana, Borek czuł się jak w jakimś transie, problemem była jeszcze intensywność impulsu. Bo to były właśnie impulsy, nie dawało niestety rady utrzymać dłuższego oddziaływania. Wreszcie Borek poczuł się mocno zmęczony, wręcz bardzo mocno zmęczony. Za bardzo go to nie dziwiło, ta moc skądś się przecież musiała brać, zaś to, że to była jego własna energia życiowa wydawało się dość oczywiste.
- Na dziś fajrant.
Na placyk Borek szedł dość dziarskim krokiem, ale do domu już po prostu człapał. Gdy dotarł do siebie, od razu rzucił się do lodówki. Gdy gastrofaza minęła, poczuł się bardzo śpiący. Zważywszy na jego wieczorne plany zwalenie się na łóżko było najlepszym pomysłem. Ostatnią czynnością było nastawienie alarmu telefonu na dziewiętnastą.
...
- Borek, masz jakieś krople?
- Do czego?
- Do dupy! Musiałeś w oko? Całe mam czerwone.
Anita stała nabzdyczona w drzwiach łazienki ubrana w płaszcz kąpielowy Borka strojąc nienawistne miny. On zaś zarechotał obleśnym śmiechem.
- Niestety nie jestem iksmenem. Nie kontroluję aż tak tych spraw.
- Iksmenem mówisz?
- Pewnie jest jakiś taki, z taką specjalnością.
- Supercumshooter. Byłby pewnie gwiazdorem porno.
- Już widzę powybijane oczy i zęby jego panienek.
Tym razem Anita zaśmiała się równie obleśnie. Borek nie bez powodu wspomniał o iksmenach. Chciał dziewczynę naprowadzić na temat super mocy. Przy okazji nie mógł sam się zdradzić. To postanowił sobie już podczas ćwiczeń na placyku. Że nikt nie pozna jego sekretu, bo kłopoty będą nie do przewidzenia. Za to rybka połknęła haczyk i od tego momentu mieli oboje temat do rozmowy, właśnie ten, na który Borek liczył, że wiele się dowie. Doszło wręcz do tego, że Anita wpadła w goniosłowomatyzm, on zaś tylko od czasu do czasu wtrącał jakieś zdawkowe pytanie. Dowiedział się na przykład, że moce magiczne zwykle są wrodzone, ale musi zaistnieć coś, jakiś czynnik, aby komuś się ujawniły. Tych zaś bywa wiele różnych, rozmaitych. Na przykład regularne praktyki medytacyjne takiego, czy innego typu. Albo doświadczenie psychodeliczne. Albo też jeszcze jakiś gwałtowny wstrząs, tak psychiczny, jak fizyczny. Niestety Borkowi nic nie pasowało. Próbował kiedyś jakichś medytacji, ale nigdy go to nie kręciło, nie wciągnęło. Nie próbował za to psychodelików. Jedyny narkotyk, jaki znał, to alkohol. No, i może jeszcze marychę, pod warunkiem, że ktoś się uprze tak ją nazywać. Ale to też wszystko niedogłębnie, bez większego zaangażowania. Według Anity czynnikiem wyzwalającym siddhi, czyli dziwne moce, mógł być też seks. Ale tylko taki wyjątkowy seks, po tybetańsku. Gdyby nie własne doświadczenie, to Borek uznałby wykład Anity za kompletne banialuki, teraz jednak słuchał jej bardzo skupiony. Tylko przy tym seksie stracił powagę na chwilę:
- A jak to jest po tybetańsku?
Anita jednak nie dała się zbić z pantałyku:
- Tobie to chyba nie grozi. Trzeba być z jedną dupą przez długi czas, ale to dopiero przedwstępny warunek.
- Czy to propozycja?
Dziewczyna nadal zachowywała powagę:
- Tylko informacja. Zaproponować mogę najwyżej kolejną rundkę, tylko proszę cię o jakiś inny finał. Oko dalej mnie piecze.
Ale zanim doszło do tej rundki, nie po tybetańsku bynajmniej, to Borek jeszcze się dowiedział, że czynnikiem wyzwalającym może być dowolna kwantowa spontaniczna fluktuacja lokalna w mózgu, bez określonego, widocznego powodu. Potem Anita zawiesiła dalszy wykład, ale zanim przeszła do rzeczy, usprawiedliwiła się ludową mądrością:
- Z pełną buzią się nie gada.
- Chyba że po tybetańsku?
- Khetyh...
...
Poranek mieli oboje również nietybetański. Potem znowu słowotok Anity, ale Borka to bynajmniej nie nużyło. I tak na zmianę, całą sobotę z przerwami na jakieś jedzenie. Co prawda ciągnęło go też trochę na placyk, poćwiczyć, ale uznał, że taka randka tylko dobrze wpłynie na jego dalsze postępy. Za to w niedzielę rano Anita pogmerała w swojej torebce i wygrzebała pięknie, profesjonalnie ukręconego spliffa.
- Z tego wszystkiego zapomniałam, że to mam.
Dym świętego zioła spowodował, że zrobiło się jakby trochę bardziej tybetańsko. Dla Borka zaś zaszło jeszcze jedno wydarzenie. Gdy Anita okupowała łazienkę, postawił na parapecie puste pudełko po papierosach, po czym wycelował weń palec. Kartonik ani myślał nawet drgnąć.
 
CIĄG DALSZY NASTĄPI