Konstatację Adaśka rozwinął Borek:
- Brud, fetor i zgnilizna. Zadziwiające jest zaiste, jak można zapuścić taki gnój we własnym mieszkaniu.
- Dziesięć dni temu tak tu na pewno nie było.
Mówiąc to Malina ruszyła szybko do okna i otworzyła je na oścież. Pokój przypominał standardowo stereotypową melinę narkomańską. Na podłodze walały się puste butelki i puszki, stół zapełniały brudne naczynia, puste opakowania po jedzeniu, niedojedzona pizza, słoik pełen petów, na kanapie zaś leżały jakieś elementy odzieży wątpliwej świeżości.
- Nie ma go?
Skrzypnięcie otwieranych drzwi do drugiego pokoju było odpowiedzią na pytanie Borka. Pojawił się w nich Jarek. Nie wyglądał zbyt dobrze. Oparłszy się o futrynę patrzył na przybyszów mętnym, nie do końca przytomnym wzrokiem. Ciszę przerwała Malina rechotliwym śmiechem, po czym szybko poważniejąc oświadczyła:
- Przyszliśmy ci kutasino trochę spierdolić życie, ale jak widzę, świetnie ci to idzie bez naszej pomocy. Tylko mi kurwa teraz nie przerywaj, ja mówię. Najlepiej będzie dla ciebie, jak się wcale nie odezwiesz, ani piśniesz nawet. Aż do naszego wyjścia. Tak w ogóle, to schowaj się gdzieś do kąta i udawaj, że cię wcale nie ma.
- Brud, fetor i zgnilizna. Zadziwiające jest zaiste, jak można zapuścić taki gnój we własnym mieszkaniu.
- Dziesięć dni temu tak tu na pewno nie było.
Mówiąc to Malina ruszyła szybko do okna i otworzyła je na oścież. Pokój przypominał standardowo stereotypową melinę narkomańską. Na podłodze walały się puste butelki i puszki, stół zapełniały brudne naczynia, puste opakowania po jedzeniu, niedojedzona pizza, słoik pełen petów, na kanapie zaś leżały jakieś elementy odzieży wątpliwej świeżości.
- Nie ma go?
Skrzypnięcie otwieranych drzwi do drugiego pokoju było odpowiedzią na pytanie Borka. Pojawił się w nich Jarek. Nie wyglądał zbyt dobrze. Oparłszy się o futrynę patrzył na przybyszów mętnym, nie do końca przytomnym wzrokiem. Ciszę przerwała Malina rechotliwym śmiechem, po czym szybko poważniejąc oświadczyła:
- Przyszliśmy ci kutasino trochę spierdolić życie, ale jak widzę, świetnie ci to idzie bez naszej pomocy. Tylko mi kurwa teraz nie przerywaj, ja mówię. Najlepiej będzie dla ciebie, jak się wcale nie odezwiesz, ani piśniesz nawet. Aż do naszego wyjścia. Tak w ogóle, to schowaj się gdzieś do kąta i udawaj, że cię wcale nie ma.
Nie patrząc już na Jarka kontynuowała monologicznie:
- I pomyśleć, że przez dwa lata obciągałam i dawałam dupy takiej gnidzie. Nawet bardzo lubiłam to robić. Czyż to kurwa nie żałosne? Dwa lata iluzji, złudzenia normalnego, sensownego, fajnego faceta. A tu niespodziewanie, nagle, prawie z dnia na dzień ten normalny, sensowny i fajny facet zmienia się w damskiego boksera i antyczojsową ciotę, z którą żadna porządna kobieta nie pójdzie nawet na szybki numerek. Zresztą jaki tam numerek. Na kawę bez numerka też nie pójdzie. O byciu z takim już nie wspomnę.
Znowu się zaśmiała, tak jakby histerycznie i wciąż się śmiejąc odwróciła do okna. Adaśko spojrzał na Borka pytającym wzrokiem, ten zaś włożył do ust kciuk udając palenie fajki, zakręcił palcem młynka przy swojej skroni, na koniec uspokajająco machnął dłonią. Olbrzym kiwnął dyskretnie głową ze zrozumieniem, po czym obaj cicho czekali, aż Malina się wyśmieje i wróci umysłem do realu. Doczekali się i cała trójka zabrała się żwawo do pracy. Panowie sukcesywnie pakowali do przywiezionych toreb i kartonów rzeczy, które siostra Borka wybierała jako należące do niej, po czym zanosili pakunki do vana. Jarek faktycznie jakby wcale nie istniał, zaszył się gdzieś w kącie i nie uczestniczył w tych czynnościach. Wreszcie zadanie zostało wykonane, Malina robiła ostatni obchód mieszkania, aby się upewnić, czy czegoś nie przeoczyła, Adaśko czekał już w aucie, za to Borek miał coś jeszcze do zrobienia. Coś, co postanowił sobie zeszłego czwartku, gdy tylko zobaczył podbite oko siostry.
- Jarek! Wyłaź złamasie!
- Borek, nie!
Malina stanęła przed bratem odgradzając go od Jarka, który wyszedł do przedpokoju. Miała poważny, skupiony wyraz twarzy świadczący o tym, że wypalone w domu zioło było już tylko wspomnieniem.
- Nie rób tego. Nie brudź sobie rąk.
- Ależ nie pobrudzę, higiena to podstawa.
Mówiąc te słowa Borek pokazał siostrze parę gumowych, jednorazowych rękawiczek. Malina wyjęła mu je z rąk i sama zaczęła zakładać.
- To moje rachunki, sama je wyrównam.
Odepchnęła brata delikatnie, po czym z obrotu wymierzyła Jarkowi mocny sierpowy w szczękę, którego nie powstydziłaby się sama Layla Ali. Nokaut to nie był, ale Malina poprawiła cios kopniakiem w krocze. Gdy uderzony się schylił, kobieta chwyciła za stojące obok krzesło, po czym za jego pomocą pomogła Jarkowi nawiązać bliski kontakt z podłogą. Borek otworzył szeroko oczy ze zdumienia i udając, że się odwraca oznajmił:
- Nie, no nie mogę patrzeć na bitego człowieka.
Potem parsknął śmiechem. Malina dokończyła egzekucji sięgając po kubek stojący na stole wypełniony jakąś bliżej nieokreśloną cieczą, po czym wylała zawartość leżącemu na głowę. Ostatnią jej czynnością było wyjęcie z kieszeni małego pęku kluczy i upuszczenie go na podłogę.
- Sprawa zamknięta. Wypad braciszku.
Braciszek wciąż się śmiał jeszcze na klatce schodowej, a gdy wreszcie się opanował zapytał ze szczerym podziwem:
- Malinko, gdzie ty się tego nauczyłaś?
- Ćwiczyło się troszeczkę.
Tej odpowiedzi towarzyszył figlarny uśmiech, który nie schodził z twarzy Maliny aż do chwili zalogowania się w samochodzie. Adaśko zapuścił silnik auta i zapytał:
- To gdzie teraz?
- Jak to gdzie? Do mamy.
...
Plan był właśnie taki, ustalony, uzgodniony, że Malina zamieszka u matki, od której wyprowadziła się dwa lata wcześniej, gdy związała się z Jarkiem. Na miejscu czekał na całą trójkę domowy obiad, zaś gospodyni domu wcale nie przeszkadzało, że Adaśko pochłonął dwie duże dokładki gołąbków. Po obiedzie Malina została, zaczęła się urządzać w swoim dawnym pokoju, panowie zaś wsiedli do vana. Gdy tylko jednak ruszyli Adaśko oświadczył:
- Może być kłopot.
- Jaki?
- Rano miałem zatankować, ale trochę zaspałem, więc odpuściłem, żeby zdążyć do ciebie na czas. Gdy już wieźliśmy graty mijaliśmy stację. Ale twoja siorka mnie zagadała, zagapiłem się.
- To będziemy ją teraz mijać.
- Niby tak, ale to jest jeszcze kilka kilometrów, a jak tak naprawdę to nie wiem, na czym my teraz jedziemy, bo nie są to nawet opary.
Obawy Adaśka miały swoje podstawy. Do stacji było dosłownie pięćdziesiąt metrów, gdy auto odmówiło dalszej jazdy.
- No, i co teraz?
- Nic, pchane jest. Siadaj za kierownicę.
- Nie, siedź, ja popchnę.
- Ty? To nie jest lekka fura.
- Chociaż spróbuję.
- Jak tam sobie chcesz.
Dla Borka to była niezła okazja wreszcie użyć mocy do innych rzeczy, niż maltretowanie ludzi. Zadanie jednak łatwe nie było. Gdyby źle wybrał punkt przyłożenia, to zamiast pchnąć auto, wypchnąłby jakąś sumę z kieszeni na blacharza. Jednak wszystko poszło jak należy, tylko Adaśko nie ukrywał swojego szczerego zdziwienia:
- Jak ty to zrobiłeś?
Odpowiedź była automatyczna:
- Ćwiczyło się troszeczkę.
...
Po drodze zatrzymali się jeszcze raz, przy sklepie, gdzie Borek zakupił zgrzewkę piwa, które to miał postawić Adaśkowi za przysługę. Na stacji benzynowej było mu za drogo. Potem pojechali do Adaśka, do siebie Borek miał już wracać sam, gdy to piwo razem wypiją. Tak też się stało, a gdy już dotarł wszedł do mieszkania. Anita już tam była, właśnie siedziała nago na poduszce w pozycji kwiatu lotosu pogrążona w jakiejś głębokiej medytacji. Wyglądała szalenie ponętnie, ale nie to bynajmniej powodowało, że Borek nie mógł oderwać od niej wzroku. To, co odczuwał nie było tym, co czuje heteryczny mężczyzna na widok apetycznej kobiety, lecz był to dysonans poznawczy. Coś mu się wybitnie nie zgadzało.
CIĄG DALSZY NASTĄPI
- I pomyśleć, że przez dwa lata obciągałam i dawałam dupy takiej gnidzie. Nawet bardzo lubiłam to robić. Czyż to kurwa nie żałosne? Dwa lata iluzji, złudzenia normalnego, sensownego, fajnego faceta. A tu niespodziewanie, nagle, prawie z dnia na dzień ten normalny, sensowny i fajny facet zmienia się w damskiego boksera i antyczojsową ciotę, z którą żadna porządna kobieta nie pójdzie nawet na szybki numerek. Zresztą jaki tam numerek. Na kawę bez numerka też nie pójdzie. O byciu z takim już nie wspomnę.
Znowu się zaśmiała, tak jakby histerycznie i wciąż się śmiejąc odwróciła do okna. Adaśko spojrzał na Borka pytającym wzrokiem, ten zaś włożył do ust kciuk udając palenie fajki, zakręcił palcem młynka przy swojej skroni, na koniec uspokajająco machnął dłonią. Olbrzym kiwnął dyskretnie głową ze zrozumieniem, po czym obaj cicho czekali, aż Malina się wyśmieje i wróci umysłem do realu. Doczekali się i cała trójka zabrała się żwawo do pracy. Panowie sukcesywnie pakowali do przywiezionych toreb i kartonów rzeczy, które siostra Borka wybierała jako należące do niej, po czym zanosili pakunki do vana. Jarek faktycznie jakby wcale nie istniał, zaszył się gdzieś w kącie i nie uczestniczył w tych czynnościach. Wreszcie zadanie zostało wykonane, Malina robiła ostatni obchód mieszkania, aby się upewnić, czy czegoś nie przeoczyła, Adaśko czekał już w aucie, za to Borek miał coś jeszcze do zrobienia. Coś, co postanowił sobie zeszłego czwartku, gdy tylko zobaczył podbite oko siostry.
- Jarek! Wyłaź złamasie!
- Borek, nie!
Malina stanęła przed bratem odgradzając go od Jarka, który wyszedł do przedpokoju. Miała poważny, skupiony wyraz twarzy świadczący o tym, że wypalone w domu zioło było już tylko wspomnieniem.
- Nie rób tego. Nie brudź sobie rąk.
- Ależ nie pobrudzę, higiena to podstawa.
Mówiąc te słowa Borek pokazał siostrze parę gumowych, jednorazowych rękawiczek. Malina wyjęła mu je z rąk i sama zaczęła zakładać.
- To moje rachunki, sama je wyrównam.
Odepchnęła brata delikatnie, po czym z obrotu wymierzyła Jarkowi mocny sierpowy w szczękę, którego nie powstydziłaby się sama Layla Ali. Nokaut to nie był, ale Malina poprawiła cios kopniakiem w krocze. Gdy uderzony się schylił, kobieta chwyciła za stojące obok krzesło, po czym za jego pomocą pomogła Jarkowi nawiązać bliski kontakt z podłogą. Borek otworzył szeroko oczy ze zdumienia i udając, że się odwraca oznajmił:
- Nie, no nie mogę patrzeć na bitego człowieka.
Potem parsknął śmiechem. Malina dokończyła egzekucji sięgając po kubek stojący na stole wypełniony jakąś bliżej nieokreśloną cieczą, po czym wylała zawartość leżącemu na głowę. Ostatnią jej czynnością było wyjęcie z kieszeni małego pęku kluczy i upuszczenie go na podłogę.
- Sprawa zamknięta. Wypad braciszku.
Braciszek wciąż się śmiał jeszcze na klatce schodowej, a gdy wreszcie się opanował zapytał ze szczerym podziwem:
- Malinko, gdzie ty się tego nauczyłaś?
- Ćwiczyło się troszeczkę.
Tej odpowiedzi towarzyszył figlarny uśmiech, który nie schodził z twarzy Maliny aż do chwili zalogowania się w samochodzie. Adaśko zapuścił silnik auta i zapytał:
- To gdzie teraz?
- Jak to gdzie? Do mamy.
...
Plan był właśnie taki, ustalony, uzgodniony, że Malina zamieszka u matki, od której wyprowadziła się dwa lata wcześniej, gdy związała się z Jarkiem. Na miejscu czekał na całą trójkę domowy obiad, zaś gospodyni domu wcale nie przeszkadzało, że Adaśko pochłonął dwie duże dokładki gołąbków. Po obiedzie Malina została, zaczęła się urządzać w swoim dawnym pokoju, panowie zaś wsiedli do vana. Gdy tylko jednak ruszyli Adaśko oświadczył:
- Może być kłopot.
- Jaki?
- Rano miałem zatankować, ale trochę zaspałem, więc odpuściłem, żeby zdążyć do ciebie na czas. Gdy już wieźliśmy graty mijaliśmy stację. Ale twoja siorka mnie zagadała, zagapiłem się.
- To będziemy ją teraz mijać.
- Niby tak, ale to jest jeszcze kilka kilometrów, a jak tak naprawdę to nie wiem, na czym my teraz jedziemy, bo nie są to nawet opary.
Obawy Adaśka miały swoje podstawy. Do stacji było dosłownie pięćdziesiąt metrów, gdy auto odmówiło dalszej jazdy.
- No, i co teraz?
- Nic, pchane jest. Siadaj za kierownicę.
- Nie, siedź, ja popchnę.
- Ty? To nie jest lekka fura.
- Chociaż spróbuję.
- Jak tam sobie chcesz.
Dla Borka to była niezła okazja wreszcie użyć mocy do innych rzeczy, niż maltretowanie ludzi. Zadanie jednak łatwe nie było. Gdyby źle wybrał punkt przyłożenia, to zamiast pchnąć auto, wypchnąłby jakąś sumę z kieszeni na blacharza. Jednak wszystko poszło jak należy, tylko Adaśko nie ukrywał swojego szczerego zdziwienia:
- Jak ty to zrobiłeś?
Odpowiedź była automatyczna:
- Ćwiczyło się troszeczkę.
...
Po drodze zatrzymali się jeszcze raz, przy sklepie, gdzie Borek zakupił zgrzewkę piwa, które to miał postawić Adaśkowi za przysługę. Na stacji benzynowej było mu za drogo. Potem pojechali do Adaśka, do siebie Borek miał już wracać sam, gdy to piwo razem wypiją. Tak też się stało, a gdy już dotarł wszedł do mieszkania. Anita już tam była, właśnie siedziała nago na poduszce w pozycji kwiatu lotosu pogrążona w jakiejś głębokiej medytacji. Wyglądała szalenie ponętnie, ale nie to bynajmniej powodowało, że Borek nie mógł oderwać od niej wzroku. To, co odczuwał nie było tym, co czuje heteryczny mężczyzna na widok apetycznej kobiety, lecz był to dysonans poznawczy. Coś mu się wybitnie nie zgadzało.
CIĄG DALSZY NASTĄPI