01 września 2025

O CZYM KNUJĄ WIEDŹMY /2/

Na następny dzień, na piątkowy, raczej treningowy sabat wiedźmy umówiły się dosyć wcześnie. Anita czuła, że zbyt wiele to one nie poczarują, za to może się odbyć długa dyskusja. Ale gdy się do niej zjechały okazało się, że nie są obecne wszystkie. Brakowało Mali, co było dość dziwne. Turbina zawsze pojawiała się pierwsza, jak zwykle skora do pomocy przy różnych przygotowaniach. Podczas czekania na nią Malina męczyła bratową, aby coś wspomniała na temat spotkania z Orskim, ale ta była niewzruszona:
- Niech Młoda przyjedzie. Nie chce mi się opowiadać dwa razy.
Wreszcie Kaśka sięgnęła po telefon, ale bezkutecznie.
- Spokojnie dziewczyny, ja też nie odbieram na motorze.
W końcu jednak ów motor zadudnił za oknem. Po chwili do salonu wpadła niczym bomba Mala. Ryt powitalny był dla niej szalenie ważny, więc reszta czarownic cierpliwie zniosła obściski i lizanie pysiów. Za to gdy nastoletnia wiedźma usiadła na sofie oznajmiła:
- Sorry siostry, ale była draka w klubie.
Kaśka spojrzała na nią z mocno zdziwioną miną.
- Jaka znowu draka? Pobili się?
- Jeszcze jak! O mnie się pobili.
- To opowiadaj koniecznie. Po kolei.
Akurat wiadomość, że ktoś się pobił nigdy nie robiła na Maczecie żadnego wrażenia. Ale że w klubie? Taka akcja nie wydarzyła się tam jeszcze nigdy. Mala zgapioną od Anity manierą wzięła głęboki wdech i zaczęła swoją opowieść.
- Bo to było tak, że jestem w szatni, już przebrana po pracy, już mam wychodzić, gdy nagle słyszę jakiś harmider. Wyskoczyłam na korytarz, patrzę, leci do mnie taka jedna dziewczyna, znam ją, widziałam parę razy i pruje się, że się biją. Na tej sali, gdzie siłka. To ja tam idę, patrzę, faktycznie, odbywa się nawet niezła wojna. Czterech chłopaków się tłucze, nie bardzo wiadomo, kto kogo. Aż wióry lecą. To ja napierw utkałam slomo, rzucam klątwę na całą salę, spowolniłam wszystkich na maksa. Potem poszłam do szatni, przyniosłam sugestrix, kogutów wysłałam do domów...
- Tak, jak stali?
Spytała Anita.
- Coś ty? Najpierw do szatni, kazałam im się przebrać żeby dziś nie wrócili. Resztę zostawiłam, powinni się już ocknąć z tego slomo...
- Dużo ludzi było? Tak pytam, bo dziś wcześnie wyszłam.
To już było pytanie od Kaśki.
- Jak na piątek, na tą porę dnia nawet sporo. Spojrzałam jeszcze, czy wszystko gra, czy nie ma jakiejś demolki, ale było dobrze. Nikt nic nie popsuł. Potem wzięłam tą dziewczynę, co mnie zawołała na początku i przepytałam, co się tak naprawdę stało.
- I co się stało tak naprawdę?
- To było podobno tak, że chłopaki, tak między seriami gadali sobie, normalnie, jak to chłopaki, o dupach. A tu jeden nagle się pochwalił kolegom, jakoby mnie zaliczył.
Wtrąciła się Malina:
- Nic zaskakującego. Ciebie wszyscy lubią w klubie, a zaliczyć pewnie chciałby co drugi. Ja się im wcale nie dziwię zresztą.
- Lalka weź. Lubię być pożądana, jestem chyba normalną kobietą, przynajmniej od jakiegoś czasu. Ale nie o tym teraz opowiadam. Więc jak ten chłopak to powiedział, to drugi się wziął wkurwił na niego i zaczęła się ostra scysja między nimi.
- Pewnie z zawiści.
- Może. Ale to nie jest ważne. No, i od słowa, do słowa zaczęli się tarmosić. Wtrąciło się jeszcze dwóch, wtedy poszło już grubiej. To ta dziewczyna poleciała do recepcji, ale po drodze trafiła na mnie, dalej już wiecie. My nie zatrudniamy ochrony, bo nigdy zresztą nie było takiej potrzeby. Jest tylko nocny cieć, fajny wujek zresztą.
- Dalej zresztą nie ma. Jest tylko strażak.
To akurat dodała Kaśka, dodając ponownie:
- Takie są od dawna przepisy. Ma być jakaś osoba po szkoleniu przeciwpożarowym. Zgadnijcie panienki, kto nim jest w klubie Oktagon? To chyba nie jest trudne.
Pozostałe wiedźmy spojrzały na Malę, która jakby zupełnie nie była zainteresowana tą sprawą, tylko ze swoim radosnym uśmiechem uzupełniła relację:
- Ale wiecie, co jest zabawne? Ten chłopak, co się tak chwalił, to nie był żaden erogawędziarz, bo wcale nie kłamał. Ja go akurat przeleciałam jakiś ponad tydzień temu. Tylko, że on nie miał prawa tego wiedzieć, nie mógł pamiętać, bo na koniec, jak już od niego wychodziłam, to rzuciłam mu amnestyka.
- Czyli jednak kłamał. Zmyślił.
Zaoponowała Malina, na co zaoponowała Mala:
- Ale mówił prawdę. Przynajmniej tak ogólnie. Siostry, ale ja mam dla was coś jeszcze. Tylko niech najpierw Nita opowie, jak było na spotkaniu z Mirkiem. Bo coś mi się tu bardzo mocno zdaje, że to są powiązane sprawy.
Anita poprawiła się na sofie i odparła:
- Właściwie to nie była jakaś długa rozmowa. Przycisnęłam go brakiem czasu, żeby się nieco streszczał. Paradoksalnie tworzy to warunki, aby ktoś powiedział coś za dużo. Powiedział, że chce kupić kilka zaklęć dopingowych. Nazwał to czystym spidem, bez skutków ubocznych. Widać, że mało zorientowany, bo zawsze jakieś są. Maleczko kochanie, czy ty jak jeszcze z nim byłaś, to gadałaś z nim na temat takich zaklęć?
- Czasami trochę z nim gadałam na temat czarów, coś tam mu też pokazałam, ale nie pamiętam, żeby coś było na tak konkretny temat. Ale mógł sam się domyśleć, że magia się tym też zajmuje.
- Może i mógł. Ale w sumie to nieważne. Zapytałam go wtedy, ile tego chce? To mi powiedział, że tak około pięciu, ale czy mniej, czy więcej, to zależy już od ceny, że ma ograniczony budżet. Nie pytałam go za to, po co mu to. Niech się sam rozpruje, ale nic nie powiedział akurat niestety.
Nagle przerwała jej Roxy:
- Doszliście do jakiejś puenty?
- Nie. Odwlekłam decyzję, nie padły też żadne konkretne sumy. Powiedziałam że mam weekend, że to mój czas dla rodziny, to zresztą prawda, umówiłam się z nim na wtorek lub środę, ma zadzwonić. Gala jest za dwa tygodnie, w sobotę, jest czas. Za to coś mnie zaintrygowało. Dlaczego powiedział, że chce około pięciu zaklęć? Dlaczego pięciu? Może to przypadek, figura retoryczna, ale czy na pewno? Kasiu, masz może na to jakiś pomysł? Ty się znasz na tym najlepiej.
- Pewnie, że mam. Po prostu ołgał mnie. Wcale nie chodzi o jakieś podbicie oglądalności, atrakcyjności show. Do klatki, czy na ring wchodzą dwie osoby, więc po co mu nieparzysta ilość zaklęć? Na zapas? Na testa? To się nie klei, jak na mój gust. Za drogi towar.
Tu ożywiła się Roxy:
- Ja za to wcale się nie znam, ale słyszałam, że są też takie walki, gdzie wchodzą dwie na jedną, czy jakieś inne zestawiania.
- Tak, ale nie u nas, jeszcze nie w tym kraju. Nasze freak fighty jeszcze zachowują jakieś cechy sportu walki.
W tym momencie wtrąciła się Mala:
- To chyba dobry moment, żebym ja coś opowiedziała. Ostatnio do nas do klubu przychodzi trenować ekipa, która się szykuje do freak fightów. Pięć osób: trzech gamoni i dwie dziewczyny. Prowadzi ich Magda Maczuga, to jest ta sama, która dostała łomot od Kasi rok temu, a potem od Szalonej Aldony.
- Zatrudniłaś ją?
Mocno zdziwiona Roxy spytała wspomnianej, która odparła:
- Nie, nie tak. To są ludzie sponsorowani przez jakiegoś mirkowego słupa. Nie wiem tego zbyt dokładnie, ale tak to jakoś widzę. U nas wynajmują tylko salę. Magda pracuje dla niego, nasi trenerzy się do tego nie wpieprzają. Dobra jest w tej robocie, zawodniczka też zawsze była z niej świetna. Miałam okazję popatrzeć na jej zajęcia. Materiał ma też nieźle rokujący, ale przez miesiąc ze świeżaków zawodowych mistrzów nikt nie zrobi, zero takiej opcji.
- Nawet ty?
Spytała Malina.
- Nawet ja, nawet czarami. Mala, opowiadaj dalej.
- To oni przyszli jakoś w południe. Była drobna awaria, bloczek od linki od jednego worka poszedł, poprosili mnie, żeby to ogarnąć. To ja przyszłam, pracuję, naprawiam, a oni sobie gadają. Otwartym tekstem, bez krępacji, bo kim ja dla nich jestem? Serwis, obsługa techniczna, zielony ludzik w służbowym dresie. Nawet ta Magda mnie nie zna, nie może pamiętać jakiejś ringdupy, która się tam wtedy kręciła podczas walki jeszcze z Szaloną Aldoną. Dokładnej rozmowy nie zacytuję, ale sprawa jest taka, że wszyscy mają obiecane koszmarne pieniądze za wygrane walki. Mają dostać jakiś nowy doping, nieistniejący na czarnej liście. Maczuga sama użyła słów czysty spid, bez skutków ubocznych, czyli to samo, co usłyszała Nita od Mirka.
- Ale ona ma swoją czarownicę. Od niej kupowała doping. Nawet wiemy, kto to jest. Sama woziłam pokrwawione Kasi rękawice do Cioci Lali, żeby rozpoznała sygnaturę zaklęcia.
- Może już nie ma. Może sytuacja się zmieniła. Może ta wiedźma wyjechała, czy umarła. Przecież nie wiemy, co się z nią dzieje. 
Odezwała się Roxy:
- Kropki zaczynają się łączyć. Tylko pytanie jeszcze, skąd Mirek ma hajc na te koszmarne wypłaty? I co on z tego wszystkiego ma mieć? Domyślam się, że jeszcze jakieś koszmarniejsze pieniądze, ale skąd? Gdzie jest źródełko?
Odpowiedziała jej Kaśka:
- To ja ci to powiem skąd. Od frajerów, którzy grają, obstawiają zakłady. Są firmy bukmacherskie, na legalu, jeszcze więcej też kasy krąży w podziemiu. Pan Orski szykuje big dil, myśli, że zna wynik tego meczu, a czy mu wyjdzie zależy od Nity.
Ta jednak zaprotestowała:
- Od was trochę też. W gromadzie żyję, to z gromadą trzymam. Jestem dość towarzyską wiedźmą, nie zawsze działam sama.
- Ale ty rządzisz. My tylko konsultujemy.
- Fajnie filozujecie.
Zaśmiała się Malina i spojrzawszy na Kaśkę spytała:
- Siostro, umoczymy dzioby w tym big dilu?
Siostra powoli uniosła przymknięte na chwilę powieki i odparła:
- No, dobrze. Powiedzmy, że trochę koryguję swoje zdanie na cały temat. Wczoraj trochę mnie poniosło, przypanikowałam odrobinę.
- Do ciebie niepodobne.
- Każde, nawet najczulsze usta czasem niechcący ugryzą. Poza tym Orski mnie okłamał. Nieszkodliwie co prawda, ale mam ochotę dać mu za to pstryka w ucho. Nitka? To co zdecydowałaś?
- Biorę tą robotę. Mam już nawet szkic planu.
Anita spojrzała na telefon i dodała:
- Tylko dziś to chyba już wcale nie poczarujemy. Siem ściemnia. Jest za to trochę, w porywach do sporo szczegółów do omówienia. Mala, Pszczółeczko nasza najdroższa?
- Wiem, wiem.
Turbinka ruszyła do kuchni ze słowami:
- Krzyczcie mi po kolei, która co chce.
KONTYNUOWANE BĘDZIE 

1 komentarz:

  1. Robi się sensacyjnie, nowy doping, wielki szmal, czary mary...mogą się wiedźmy gangsterom narazić, ale może i na to znajdą odpowiednie zaklęcia?

    OdpowiedzUsuń