
Tym razem umościwszy swoje nadzwyczaj apetyczne pupcie na stołeczkach przy tym samym stoliku, który niedawno zajmowała wspomniana Ruda ze swoim Miśkiem, frukały sobie smufi przez ekosłomki. Przy okazji też, Malina umazana kremem ciacha, które sobie zawinszowała do tego swojego smufi referowała, jak to znowu ostatnio przeleciała jakiegoś chłopa.
- Tylko nie mów tego Młodej.
Jak pamiętamy, Młoda, czyli Mala ratowała kiedyś związek Maliny z Mariolką, która przypaliła wtedy swoją dziewczynę z jakimś gamoniem. Od tamtej pory Lalka nauczyła się lepiej bunkrować swoje przygody na boku, nie taiła ich tylko przed Kaśką, która właśnie odpowiedziała:
- Nie obrażaj piczo uszata, dobre?
W pewnych sprawach dotyczących Maliny Maczeta była szczelna niczym miłosne otwory tytanowej dziewicy, nie istniały tortury, które by ją zmotywowały do wyjawienia malinowych sekretów. Inna sprawa, że jest to czysta teoria, bo najpierw trzeba by ją złapać, co jest zdecydowanie awykonalne. Ale easy, easy, one tak często żartują. To był ich nie pierwszy, nie ostatni zresztą taki dialog. Teraz była kolej na kwestię Maliny:
- Bo Miolka nie pojmuje, że z chłopem to się nie liczy. Strasznie ją kocham, ale ta sprawa jest z nią niedogadywalna.
- Tak, wiem.
Tylko Kaśka pojmowała Lalkę do spodu, jej jazdy, odbicia, odklejki. Cierpliwie więc teraz słuchała, niczym o-sensei Kot Yamaguchi, dalszych wynurzeń swojej psiapsi, które zresztą znała na pamięć. Nagle jednak rysy jej twarzy jakby wyostrzyły się. Coś było nie tak. Mówiła jej to Intuicja, którą Wojowniczka Ulicy świetne sensowała od dawna, czytała jej przekazy zanim jeszcze została wiedźmą.
Galeryjną alejką szła wtulona w siebie mieszana parka. Niby nic specjalnego, niejedna co najmniej lubiąca się parka tak chodzi. Niczym specjalnym nie były też ciemne okulary, które ładniejsza połowa tej parki miała na twarzy. Mimo to Kaśka poczuła jakieś nieciekawe wibracje, gdy mijała siedzące przy stoliku wiedźmy. Malina też coś poczuła, bo nagle przestała szczebiotać i spojrzała ukradkiem na przechodzących. Patrząc zobaczyła ramię kobiety założone za plecy. Palce jej dłoni wykonywały jakieś ruchy, jakieś gesty. Trochę przypominało to tajne, umówione znaki, które to przekazują sobie na boisku zawodniczki, czy zawodnicy niektórych gier zespołowych. Zwykły przechodzień pewnie by ich wcale nie zauważył. Ale Kaśka i Malina były niezwykłe, zaś ich niezwykłość nie polegała jedynie na ich powalającej urodzie. Spojrzały szybko na siebie, po czym Lalka, mająca bliżej poderwała swoje ponętne kształty ze stołeczka. Wyprzedziła idącą parkę, po czym stanęła naprzeciwko kobiety.
- No hejka, co jest z tobą? Nie dzwonisz, nie piszesz, nie odzywasz się, focha masz do mnie jakiegoś, czy co?
Mówiąc to objęła dziewczynę, zaś na jej towarzysza coś szybko syknęła. Gdy mężczyzna przystanął pod wpływem zaklęcia oderwała kobietę od niego i prowadząc ją do stolika rzuciła:
- Spokojnie, już jest bezpiecznie.
Posadziła ją na stołeczku naprzeciw Kaśki, sama zaś wróciła do stojącego nieruchomo faceta i odprowadziła go na bok. Kobieta obejrzała się, ale Maczeta chwyciła ją za ramię mówiąc:
- On już jest niegroźny. Mów, co się dzieje.
- On ma moją kartę bankomatową.
Kaśka syknęła coś hisslangiem do Maliny, ta zaś już po chwili wręczała właścicielce kolorowy kawałek plastiku. Ta przyjmując go oświadczyła drżącym głosem:
- Mają moją córeczkę.
- Ilu ich jest?
- Ten i drugi u mnie w domu.
Znowu obejrzała się, ale Kaśka ścisnęła jej ramię mocniej.
- Tym typiarzem już się nie zajmuj. Gdzie to jest?
- Taki blok niedaleko galerii.
- Zaraz tam pojedziemy, ale najpierw...
Uniosła kobiecie okulary.
- Ujuj, nienajlepiej.
Położyła jej dłoń na policzku niedaleko oka. Na chwilę.
- No, gotowe. Buźka jak nowa. Tylko bili?
Dziewczyna zamiast odpowiedzi pochyliła się i wybuchła płaczem ukrywając twarz w dłoniach. Kaśka podsunęła się do niej na stołku i przytuliła ją do siebie. Malina zaś podała chusteczkę.
- No, już. Idziemy na parking.
Galeryjną alejką szły sobie dwie pary. Przodem Kaśka plus nowo poznana kobieta, kilka zaś metrów za nimi Malina, obok której, niczym przypięty niewidzialną smyczą kroczył niepewnym krokiem porażony urokiem głupiego jasia jeniec. Na parkingu czekał zielony, klubowy van. Wiedźmy nie planowały żadnych wielkich zakupów, ale Maczeta coś czuła, że ten wehikuł będzie lepszą opcją, niż motocykl. Być może też tylko miała taki kaprys? Malina otworzyła tylne drzwi auta.
- Do wozu złamasie!
Gdy złamas posłusznie wsiadł zatrzasnęła za nim te drzwi, po czym szybko dołączyła do pań siedzących z przodu. Gdy Kaśka ostro ruszyła coś głucho łupnęło z tyłu auta. Malina zarechotała.
- Było się czegoś trzymać.
Za to gdy już wyjechały z parkingu Maczeta spytała siedzącej pośrodku między wiedźmami pasażerce:
- To gdzie jest ten blok?
- Za tym tutaj następny.
- Dobrze. Mam jeszcze takie mało taktowne, prywatne pytanie. Pomyśl, że jesteś u lekarza. Czy tam na dole wszystko gra? Nic cię nie boli? Bo różnie to bywa.
- Nie. Wszystko w porządku. Musiałam im tylko obu...
- Dobrze, nie kończ już.
Za to Malina skomentowała:
- Technika nieważna, gwałt to gwałt. Jak to się w ogóle stało?
- Odebrałam Kasię wcześniej z przedszkola...
- Kasię?
- Tak, a co?
Obie wiedźmy uśmiechnęły się do siebie.
- Nic, wszystkie Kasie to fajne dziewczyny. Odebrałaś i?
- Byłyśmy w sklepie. Potem poszłyśmy do domu. Oni już tam byli. Chyba się nas nie spodziewali. Trochę się szamotaliśmy, ten drugi mnie uderzył kilka razy. Potem zabrał mnie do drugiego pokoju, tam mi kazał, żebym... Wiecie co.
- Wiemy. Mów dalej.
- Potem się zmienili. Przyszedł ten, co jedzie z nami, a tamten poszedł do Kasi. Mówił, że przy dziecku to tak trochę głupio, niepedagogicznie, żeby widziało, jak mama to robi.
- Pedagodzy w dupę jebani się znaleźli.
Warknęła Kaśka, po chwili zaś zatrzymała furgon pod blokiem.
- Siostro, masz sugestrix?
- Mam.
- To daj mi proszę, bo mam plan.
- No?
- Idźcie pod wejście do klatki schodowej. Ja zaraz dołączę z tym zbójem. Poczekajcie chwilę na nas.
Kaśka wyprowadziła z furgonu dochodzącego już do siebie zbója. Dotknęła mu czoła palcem zwilżonym sugestrixem, po czym coś poszeptała do ucha. Po chwili cała czwórka stała przy domofonie.
- Które piętro?
- Drugie.
- Winda?
- Tak, jest winda.
- Dzwoń.
Kobieta wcisnęła odpowiedni guzik. W głośniku coś zachrobotało, wtedy stojący przy kobietach jeniec powiedział:
- To my. Mamy wszystko.
Po paru minutach wszyscy byli już pod wejściem do mieszkania. Kaśka pokazała mamie Kasi, żeby wchodziła. Drzwi były otwarte, więc kobieta weszła, za nią zbój, potem już nikt. Ale te drzwi jeszcze chwilę były uchylone. Mężczyzna stojący w przedpokoju był wyraźnie zaskoczony, gdy nagle pojawiły się przed nim dwie obce kobiety. Kaśka zdjęła z obu zaklęcie kopuły niewidki, zaś Malina rzuciła urok głupiego jasia. Z pokoju wyszła dziewczynka, którą mama opadłszy na kolana od razu przytuliła do siebie.
- Kasiu, nic ci nie jest? Nic ci ten pan nie zrobił?
- Nie. Był bardzo miły. Pomagałam mu pakować rzeczy do torby. Mówił, że mama tak kazała i zaraz przyjdzie. A kto to są te panie?
Panie uśmiechnęły się do niej, zaś Malina oświadczyła:
- My jesteśmy dobre wróźki.
- Pobawimy się?
- Nie teraz Kasiu. Pomożesz mamie pochować te wszystkie rzeczy.
Lalka pokazała na torby stojące w drzwiach do drugiego pokoju. Zaś Kaśka przykucnęła przy matce i córce pytając:
- Na pewno ten pan nic ci złego nie zrobił?
- Nic. Powiedział tylko, że jestem bardzo grzeczna.
Malina wtrąciła:
- Tak, czy owak obaj mają prze...
- Lalka, nie przy małej. Kontroluj dzioba.
Tak Kaśka przerwała Malinie, po czym spytała mamę Kasi:
- Na pewno dobrze się czujesz? Coś możemy jeszcze zrobić dla ciebie? Malinko, masz sedacjum? To musiało być stresujące.
Przykucnęła przy dziewczynce mówiąc:
- A wiesz, ja też jestem Kasia.
Mama Kasi uśmiechnęła się.
- Acha, rozumiem. Co z nimi zrobicie? Weźmiecie na policję?
- Powiedzmy. Lepiej nie pamiętać, że tu w ogóle byłyśmy, że coś się stało. Za to nieźle jest pójść do administracji, narobić rabanu, żeby zmienili domofon. Przecież ten zamek na dole jest tylko tak pro forma, ledwo co przysmarkany. Swoje zamki też pozmieniaj. Jak chcesz, to ci przyślemy tu kogoś, kto zrobi to wszystko najlepiej. Też dobra wróżka. Znasz w ogóle tych zbirów?
- Nie, pierwszy raz ich spotkałam.
Tu wtrąciła się Malina:
- Trochę głupio to rozegrali. Mogli ci tylko zabrać kartę, pin byś sama im wyśpiewała. Ale na szczęście tak to jakoś jest, że połowa zbójów wpada przez własną głupotę.
Kaśka wstała mówiąc:
- No, to pomyśl jeszcze, w czym ci możemy pomoc?
Mama Kasi wstała również odpowiadając:
- Przede wszystkim to ja wam bardzo dziękuję. Tak w ogóle, to Teresa jestem. Jakoś nie było kiedy wcześniej się przedstawić.
- Nic się nie stało, sytuacja była bardzo nie sprzyjająca kurtuazji towarzyskiej. To chcesz jutro tą wymianę zamków? Robocizna na koszt firmy. Zwrócisz tylko za same zamki.
- Chyba poproszę.
- To bądź w domu jutro po południu. Przyjedzie do ciebie taka trochę młodsza od nas dziewczyna. Bardzo miła i znająca się na rzeczy. No, Malinko, zawijamy zbójów. Daj im instrukcje na drogę.
Lalka zaprocedowała sugestrixem programując zawijanych zbójów. Już wszyscy zbierali się do wyjścia, gdy Teresa spytała:
- Będą mnie jeszcze gdzieś wzywać? Nie chciałabym opowiadać wiecie o czym. Słyszałam, że kobiety nie są zbyt fajnie potem traktowane. Te poniżające procedury.
- Dla ciebie sprawa jest już zakończona. Resztą my już się zajmiemy. Kasiu naprawdę byłaś bardzo grzeczna, a twoja mama jest bardzo dzielna. Teresko, jakbyś coś jeszcze potrzebowała, być może tylko pogadać, to śmiało powiedz to jutro tej dziewczynie od wymiany zamków. Możesz jej zaufać we wszystkim.
Na znak Kaśki zbóje wyszły pierwsze, za nimi wiedźmy. Będąc już w windzie Malina spytała swoją psiapsię:
- Co z nimi zrobimy? Na psy?
- Żartujesz? Jedziemy do knieji, do komendy leśnej pod miastem.
Kaśka nie miała zwyczaju wysługiwać się policją. Przeważnie sama brała sprawiedliwość w swoje ręce. Miała dość ciekawy podział złoli. Tym mniejszego kalibru, rokującym jej zdaniem jakieś nadzieje spuszczała okrutne bęcki, po czym niczym pewien legendarny japoński mistrz jujitsu, lekarz zresztą do tego, pomagała im się poskładać dając drugą szansę. Ale gwałt plus jeszcze bicie ofiary to dla niej był już grubszy kaliber. Takim łobuzom żadna druga szansa nie przysługiwała, zaś okrucieństwo Maczety wobec nich było okrutniejsze, niż tylko okrutne. Dlatego zakończymy teraz nasze opowiadanie, pożegnamy zielony furgon zmierzający do knieji, gdyż czytająca jak zwykle niezwykle uważnie, ze zrozumieniem Kawiarnia nie chce wiedzieć, co owa knieja miała zobaczyć. Wystarczy jedynie mieć uświadomione, że sprawy dwóch pasażerów tego pojazdu miały się nadzwyczaj źle.
A może jakieś pomysły? Bardzo cenimy różne ciekawe, kreatywne uwagi, które Kawiarnia zamieszcza potem na forum tego bloga. Na blogu nie może, bo nie zna loginu, ni hasła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz