- Misiaczku, pojedziemy do galerii?
Roxy zwykle miała dość szczególnisty sposób zadawania pytań swojemu chłopu. To były raczej konstatacje, gotowe odpowiedzi, które zawierały dość jednoznaczny przekaz, że próba polemiki jest niezbyt fortunnym pomysłem. Więc Misiek tak już bardziej dla formalności zapytał:
- Znowu na zakupy? Byliśmy niedawno.
- No coś ty? W takich butach?
To była dobra wiadomość, gdyż Ruda mówiąc to uniosła do góry jedną ze swoich nienagannych nóg prezentując gotową do wyjścia stopę. Generalnie nie przepadała za szpilkami, jak większość czarownic, uważając je za niepraktyczne, do tego niezdrowe na kręgosłup. Ale czasami, na krótkie wyjścia obuwała je, co więcej, perfekcyjnie umiała ich używać. Bo jak wiadomo, większość kobiet niezbyt nadzwyczajnie potrafi się w nich przemieszczać. Sednem dobrej wiadomości dla Miśka było centralnie to, że nie czeka go upiorne łażenie od sklepu do sklepu, ani równie upiorny obchód hipermarketu powożąc nurkowózkiem, tylko dumna przechadzajka z mega dupencją u boku przy akompaniamencie sfrustrowanych spojrzeń panów oraz zawistnych zerknięć pań. Do tego jeszcze, co najważniejsze, niezbyt długa, bo od nadmiaru chodzenia nogi mu się za bardzo psuły.
- Masz jakiś konkretny pomysł?
Pewnie, że miała. Świetnie wiedział, że Roxy nigdy nie wychodziła bez jakiejś koncepcji, pojęcie połażenia dla samego połażenia było dla niej obce. Nawet relaksacyjny spacer po parku musiał mieć jakiś tam cel. Na przykład wręczenie haraczu wiewiórkom, albo rzucenie się Miśkowi na szyję zwieńczone penetracją językiem jego jamy gębowej na środku głównej alejki. Ruda zupełnie inaczej pojmowała spontaniczność, niż na przykład Anita, jej najlepsza psiapsia, zaś jeszcze zupełniej, niż anitowa szwagierka, Malina.
- Pomysł jest taki, żeby posadzić zadki w takiej nowej kafejce, którą Lalka odkryła niedawno, oraz wymienić lekką ręką nieco ciężko zarobionej kasy na ciacha, które są tam zajebiste. Nie mówię ponoć, bo Malina mi nigdy nie kłamie.
Po niedługim czasie oboje znaleźli się w galerii, przechadzka nie była jednak tak bardzo krótka, gdyż otrzymane namiary na cel misji nie były zbyt precyzyjne. Doszło nawet do tego, że Roxy musiała sięgnąć po telefon.
- Lalka, no gdzie te twoje ciacha, co mówiłaś?
- ...
- Apteka? Tu nie ma żadnej apteki.
- ...
- Nie. Pet shopu też nie ma.
- ...
- Tak, są jakieś ciuchy, ale dla dzieciaków.
- ...
- No, jest stoisko, ale rolki sushi to nie są e-papierosy.
- ...
- Bankomat jest, ale to jakiś inny, jakiś murzyński bank.
- ...
- Co widzę? Empik widzę.
- ...
- Ahaaa... To było tak od razu. Już tam idziemy.
- ...
- Ja ciebie też.
Ruda schowała telefon ze słowami:
- To nie to piętro. Misiaczku, źle poprowadziłeś.
- Ja????
- Nie dyskutuj mi tu. Idziemy.
Dotarli wreszcie. Co prawda na miejscu okazało się, że jest deficyt wolnych stolików, był tylko jeden taki bardziej na zewnątrz, ale dla żądnej uciech podniebienia Roxy nie miało to znaczenia. Za to ciacha okazały się nader znakomite, choć jak na jej gust trochę za duże. Efekt był taki, że spytała:
- Misiaczku, dokończysz? Te pół mi wystarczyło.
- Czyli razem jedno. Dobrze oszacowali wymiary.
- Jak to jedno? Nie rozumiem.
- Bo jeszcze moje pół.
- Nie dramatyyyzuj. Twojego trochę tylko spróbowałam.
Nagle Ruda zmieniła temat:
- Czekaj, coś się dzieje.
Uwagę jej bowiem zwróciła grupka nastolatków stojąca nieopodal na galeryjnej alejce. Troje ich tam było: dwóch dorostków plus jakby nieco młodsza dziewczyna, tak niżej pogranicza legalnego wieku. Wszyscy mieli na sobie żółte, odblaskowe kamizelki. Ten sam napis wieńczył ich plecy, nie było to jednak słowo "ochrona", logo firmy budowlanej, czy coś tam podobnego. Otaczali czwartą osobę, też młodą dziewczynę zresztą, ale ich szturchańce palcami, tudzież gniewne głosy nie dawały przesłanki przypuszczać, aby miała tam miejsce miła, kumplowska pogawędka.
- Misiaczku, czego oni od niej chcą?
- A, to takie, czytałem coś w necie na ten temat, że...
Roxy nie czekała na dalszy ciąg wyjaśnień, tylko wstała od stolika i podeszła do zgromadzonych. Od razu z marszu poszła na ostro. Nic dziwnego, zjedzone ciacho było przyprawione imbirem, ona zaś miała dość niską tolerancję nań.
- Czego kurwa od niej chcecie?
Jeden chłopak jakby się spłoszył, ale drugi nie pękał:
- Bo ona niestosownie się zachowuje. W publicznym miejscu. Ma nieprzyzwoity ubiór na sobie.
Ruda obrzuciła wzrokiem ofiarę. Szybkim ruchem odpięła guzik bluzki. Ostatni zresztą, który mogła odpiąć, po kolejnym byłaby już topless. Taki miała zresztą styl, lubiła nosić numer za małe bluzki. Zrobiła też ruch, jakby chciała podciągnąć wyżej spódnicę, ale zdała sobie sprawę, że pojechała na miasto bez majtek. Wiadoma sprawa, myć się trzeba, ale nie zaszkodzi też czasem przewietrzyć. To wszystko trwało nanosekundy, mnóstwo krócej, niż czytanie tego opisu. Zwracając wzrok na pechowych, jak widać po sytuacji, napastników spytała:
- Co wy pryszcze wiecie o niestosownym zachowaniu? Zaczepiacie nic złego nikomu nie robiącą dziewczynę w publicznym miejscu. To jest dopiero mega niestosowne zachowanie.
Spojrzała na wspomnianą:
- Idź, rób swoje. Nie przejmuj się. A wy?
Tu znów zwróciła wzrok na pryszczów.
- Ściągajcie to gówno z siebie i pochowajcie do kieszeni. To jest wasze, pewnie za kasę rodziców, nie zabiorę wam. No? Ruchy!
Nagle do zebranych podszedł jakiś dopakowany, krótko ostrzyżony mężczyzna. Miał on na sobie tiszert zdobny herbem narodowym, dwoma kreskami tworzącymi jakiś prymitywny ideogram, oraz logiem znanego klubu piłkarskiego. Ale gdy tylko Roxy rzuciła nań lodowate spojrzenie wiedźmy pozbawionej poczucia humoru od razu zmienił plany. Odszedł szybko udając przy tym, że wcale go tam nie ma i nigdy nie było.
- No, a teraz wynocha! Nie, wróć! Ty mała zaczekaj.
Gdy chłopacy odeszli, Ruda podeszła z dziewczyną do stolika. Sięgnęła do torebki wiszącej na krzesełku i wyjęła z niej niewielką ni to ulotkę, ni to wizytówkę.
- Słuchaj uważnie moje dziecko. Zadzwonisz tam, albo jeszcze lepiej po prostu pojedź. Spytasz o panią Katarzynę, powiesz, że Ruda cię przysyła. Zapamiętasz? Ruda. Ona ci już pokaże, jak lepiej zagospodarować swój cenny wolny czas po szkole i lepiej sobie dobierać kolegów. No, uciekaj. Powodzenia.
Gdy Roxy znów umościła się, odezwał się Misiek:
- Akwirujesz Oktagon?
- No. W czynie społecznym, nieodpłatnie, wolontarianistycznie.
- Chyba nie do końca. Bo w klubie wszędzie leżą foldery Latającej Miotły. Też wolo... Tego... Stycznie, tak?
Roxy zwykle miała dość szczególnisty sposób zadawania pytań swojemu chłopu. To były raczej konstatacje, gotowe odpowiedzi, które zawierały dość jednoznaczny przekaz, że próba polemiki jest niezbyt fortunnym pomysłem. Więc Misiek tak już bardziej dla formalności zapytał:
- Znowu na zakupy? Byliśmy niedawno.
- No coś ty? W takich butach?
To była dobra wiadomość, gdyż Ruda mówiąc to uniosła do góry jedną ze swoich nienagannych nóg prezentując gotową do wyjścia stopę. Generalnie nie przepadała za szpilkami, jak większość czarownic, uważając je za niepraktyczne, do tego niezdrowe na kręgosłup. Ale czasami, na krótkie wyjścia obuwała je, co więcej, perfekcyjnie umiała ich używać. Bo jak wiadomo, większość kobiet niezbyt nadzwyczajnie potrafi się w nich przemieszczać. Sednem dobrej wiadomości dla Miśka było centralnie to, że nie czeka go upiorne łażenie od sklepu do sklepu, ani równie upiorny obchód hipermarketu powożąc nurkowózkiem, tylko dumna przechadzajka z mega dupencją u boku przy akompaniamencie sfrustrowanych spojrzeń panów oraz zawistnych zerknięć pań. Do tego jeszcze, co najważniejsze, niezbyt długa, bo od nadmiaru chodzenia nogi mu się za bardzo psuły.
- Masz jakiś konkretny pomysł?
Pewnie, że miała. Świetnie wiedział, że Roxy nigdy nie wychodziła bez jakiejś koncepcji, pojęcie połażenia dla samego połażenia było dla niej obce. Nawet relaksacyjny spacer po parku musiał mieć jakiś tam cel. Na przykład wręczenie haraczu wiewiórkom, albo rzucenie się Miśkowi na szyję zwieńczone penetracją językiem jego jamy gębowej na środku głównej alejki. Ruda zupełnie inaczej pojmowała spontaniczność, niż na przykład Anita, jej najlepsza psiapsia, zaś jeszcze zupełniej, niż anitowa szwagierka, Malina.
- Pomysł jest taki, żeby posadzić zadki w takiej nowej kafejce, którą Lalka odkryła niedawno, oraz wymienić lekką ręką nieco ciężko zarobionej kasy na ciacha, które są tam zajebiste. Nie mówię ponoć, bo Malina mi nigdy nie kłamie.
Po niedługim czasie oboje znaleźli się w galerii, przechadzka nie była jednak tak bardzo krótka, gdyż otrzymane namiary na cel misji nie były zbyt precyzyjne. Doszło nawet do tego, że Roxy musiała sięgnąć po telefon.
- Lalka, no gdzie te twoje ciacha, co mówiłaś?
- ...
- Apteka? Tu nie ma żadnej apteki.
- ...
- Nie. Pet shopu też nie ma.
- ...
- Tak, są jakieś ciuchy, ale dla dzieciaków.
- ...
- No, jest stoisko, ale rolki sushi to nie są e-papierosy.
- ...
- Bankomat jest, ale to jakiś inny, jakiś murzyński bank.
- ...
- Co widzę? Empik widzę.
- ...
- Ahaaa... To było tak od razu. Już tam idziemy.
- ...
- Ja ciebie też.
Ruda schowała telefon ze słowami:
- To nie to piętro. Misiaczku, źle poprowadziłeś.
- Ja????
- Nie dyskutuj mi tu. Idziemy.
Dotarli wreszcie. Co prawda na miejscu okazało się, że jest deficyt wolnych stolików, był tylko jeden taki bardziej na zewnątrz, ale dla żądnej uciech podniebienia Roxy nie miało to znaczenia. Za to ciacha okazały się nader znakomite, choć jak na jej gust trochę za duże. Efekt był taki, że spytała:
- Misiaczku, dokończysz? Te pół mi wystarczyło.
- Czyli razem jedno. Dobrze oszacowali wymiary.
- Jak to jedno? Nie rozumiem.
- Bo jeszcze moje pół.
- Nie dramatyyyzuj. Twojego trochę tylko spróbowałam.
Nagle Ruda zmieniła temat:
- Czekaj, coś się dzieje.
Uwagę jej bowiem zwróciła grupka nastolatków stojąca nieopodal na galeryjnej alejce. Troje ich tam było: dwóch dorostków plus jakby nieco młodsza dziewczyna, tak niżej pogranicza legalnego wieku. Wszyscy mieli na sobie żółte, odblaskowe kamizelki. Ten sam napis wieńczył ich plecy, nie było to jednak słowo "ochrona", logo firmy budowlanej, czy coś tam podobnego. Otaczali czwartą osobę, też młodą dziewczynę zresztą, ale ich szturchańce palcami, tudzież gniewne głosy nie dawały przesłanki przypuszczać, aby miała tam miejsce miła, kumplowska pogawędka.
- Misiaczku, czego oni od niej chcą?
- A, to takie, czytałem coś w necie na ten temat, że...
Roxy nie czekała na dalszy ciąg wyjaśnień, tylko wstała od stolika i podeszła do zgromadzonych. Od razu z marszu poszła na ostro. Nic dziwnego, zjedzone ciacho było przyprawione imbirem, ona zaś miała dość niską tolerancję nań.
- Czego kurwa od niej chcecie?
Jeden chłopak jakby się spłoszył, ale drugi nie pękał:
- Bo ona niestosownie się zachowuje. W publicznym miejscu. Ma nieprzyzwoity ubiór na sobie.
Ruda obrzuciła wzrokiem ofiarę. Szybkim ruchem odpięła guzik bluzki. Ostatni zresztą, który mogła odpiąć, po kolejnym byłaby już topless. Taki miała zresztą styl, lubiła nosić numer za małe bluzki. Zrobiła też ruch, jakby chciała podciągnąć wyżej spódnicę, ale zdała sobie sprawę, że pojechała na miasto bez majtek. Wiadoma sprawa, myć się trzeba, ale nie zaszkodzi też czasem przewietrzyć. To wszystko trwało nanosekundy, mnóstwo krócej, niż czytanie tego opisu. Zwracając wzrok na pechowych, jak widać po sytuacji, napastników spytała:
- Co wy pryszcze wiecie o niestosownym zachowaniu? Zaczepiacie nic złego nikomu nie robiącą dziewczynę w publicznym miejscu. To jest dopiero mega niestosowne zachowanie.
Spojrzała na wspomnianą:
- Idź, rób swoje. Nie przejmuj się. A wy?
Tu znów zwróciła wzrok na pryszczów.
- Ściągajcie to gówno z siebie i pochowajcie do kieszeni. To jest wasze, pewnie za kasę rodziców, nie zabiorę wam. No? Ruchy!
Nagle do zebranych podszedł jakiś dopakowany, krótko ostrzyżony mężczyzna. Miał on na sobie tiszert zdobny herbem narodowym, dwoma kreskami tworzącymi jakiś prymitywny ideogram, oraz logiem znanego klubu piłkarskiego. Ale gdy tylko Roxy rzuciła nań lodowate spojrzenie wiedźmy pozbawionej poczucia humoru od razu zmienił plany. Odszedł szybko udając przy tym, że wcale go tam nie ma i nigdy nie było.
- No, a teraz wynocha! Nie, wróć! Ty mała zaczekaj.
Gdy chłopacy odeszli, Ruda podeszła z dziewczyną do stolika. Sięgnęła do torebki wiszącej na krzesełku i wyjęła z niej niewielką ni to ulotkę, ni to wizytówkę.
- Słuchaj uważnie moje dziecko. Zadzwonisz tam, albo jeszcze lepiej po prostu pojedź. Spytasz o panią Katarzynę, powiesz, że Ruda cię przysyła. Zapamiętasz? Ruda. Ona ci już pokaże, jak lepiej zagospodarować swój cenny wolny czas po szkole i lepiej sobie dobierać kolegów. No, uciekaj. Powodzenia.
Gdy Roxy znów umościła się, odezwał się Misiek:
- Akwirujesz Oktagon?
- No. W czynie społecznym, nieodpłatnie, wolontarianistycznie.
- Chyba nie do końca. Bo w klubie wszędzie leżą foldery Latającej Miotły. Też wolo... Tego... Stycznie, tak?
- Cicho. Ciacho dokończ, nie marnuj. Płacone było.
On jednak drążył dalej:
- Ale ona jest chyba za małoletnia? Ja nie wiem dokładnie, ale...
- Spokojnie Misiaczku, Kaśka sobie poradzi. Jakby co, to przekona rodziców. Przecież w fitness klubach ćwiczy mnóstwo dzieciaków. To jest normalny klub sportowy, więc dla nich też mają ofertę. Tak było zawsze. Ja nie rozumiem, co ty teraz kombinujesz?
- Spokojnie Misiaczku, Kaśka sobie poradzi. Jakby co, to przekona rodziców. Przecież w fitness klubach ćwiczy mnóstwo dzieciaków. To jest normalny klub sportowy, więc dla nich też mają ofertę. Tak było zawsze. Ja nie rozumiem, co ty teraz kombinujesz?
Po czym rzuciwszy okiem na swe przymierzające się do falowania piersi, które bynajmniej raczej niezbyt chciały, aby zapięła rozpięty parę minut wcześniej guzik dodała:
- Dobrze, a teraz mamy taki plan, że weźmiemy jeszcze po ciachu...
- Przecież miałaś już dość?
- Na wynos inżynierze, na wynos, nie dałeś mi dokończyć. Potem zapierdalamy dzidą do domu, mamy tam coś bardzo ważnego do zrobienia. Wiesz, ja tak czasem sobie zapominam, co ten imbir, niby taka niewinna roślinka, potrafi ze mnie zrobić.
Mimo, że przez galerię i potem na parking szli oboje bardzo szybko, to dyktująca tempo płomiennowłosa czarownica nie traciła fasonu. Wciąż bezdyskusyjnie mogła ona być niedoścignionym wzorem dla niejednej uczestniczki kursów chodzenia w szpilkach.
- Przecież miałaś już dość?
- Na wynos inżynierze, na wynos, nie dałeś mi dokończyć. Potem zapierdalamy dzidą do domu, mamy tam coś bardzo ważnego do zrobienia. Wiesz, ja tak czasem sobie zapominam, co ten imbir, niby taka niewinna roślinka, potrafi ze mnie zrobić.
Mimo, że przez galerię i potem na parking szli oboje bardzo szybko, to dyktująca tempo płomiennowłosa czarownica nie traciła fasonu. Wciąż bezdyskusyjnie mogła ona być niedoścignionym wzorem dla niejednej uczestniczki kursów chodzenia w szpilkach.
Za to już w aucie, wtulona w ramię swojego kierowcy, kontrolnie rozpraszając go głaskaniem dłonią po udzie westchnęła:
- Co się dziwić, że taki szczyl będzie potem płakał do końca życia, że żadna dupa nie chce mu dać dupy, skoro już teraz zaczyna od ich gnębienia od samego początku tego życia.
"Lodowate spojrzenie wiedźmy pozbawionej poczucia humoru"... Uff! Nie chciałbym żeby coś takiego przyśniło mi się w nocy ani, tym bardziej, przytrafiło w dzień na jawie. W życiu nie nałożę odblaskowej kamizelki z jakimkolwiek napisem!
OdpowiedzUsuńnie, no, spokojnie, nie kamizelka szpeci człowieka, ale to, co na jej plecach :)
UsuńJa na razie nie na temat. Chciałabym Cię zaprosić na spóźnioną parapetówkę ;-)
OdpowiedzUsuńdziękować, już zdążyłem zajrzeć :)
UsuńRoxy to prawdziwa dynamitka. Misiek ma naprawdę wymagającą partnerkę, ale chyba też nie nudzi mu się ani przez chwilę.
OdpowiedzUsuńRoxy jest szalenie wymagająca, jak wspomniała niedawno jej najbliższa psiapsia Anita: "ty musisz dominować nawet jak gracie w SM, a ty grasz rolę uległej", ale faktycznie, Misiek naprawdę nie ma powodów do narzekań...
UsuńCzytałam u Jaskółki o tym procederze, najpierw myślałam, że to dziwny żart, czarny humor, a to real. Takich czarownic nam trzeba w takim razie całe oddziały.
OdpowiedzUsuńSzpilki nie dla mnie, nawet gdy młodsza byłam...
do mnie docierają tylko odpryski wiadomości, bo nie udzielam się w tych nowszych mediach społecznościowych, jak FB, czy IG, ale wygląda na to, że zabawnie nie jest...
Usuńco do szpilek, to dysfunkcje kręgosłupa są chorobą zawodową piosenkarek, czy innych artystek estradowych, co nie jest zresztą żadną tajemnicą, np. Maryla Rodowicz, Edyta Górniak, Dorota "Doda" Rabczewska, etc, etc...
Oj przydałyby się czarownice pokroju Kaśki i Rudej w naszym kraju . Miałyby dziewczyny dużo pracy. Sprawa jest poważna ,bo w to zamieszani są ludzie dorośli i w dojrzałym wieku zarówno kobiety jak i mężczyźni . Widziałam komentarze na ten temat głównie kobiety krytykuję , nieliczni mężczyźni również ,ale duża część facetów broni tego patrolu .Dorośli ludzie uszyli im te bluzki z napisami , w tym specjalnie zrobione samochody z naklejkami szon patrol i to jest najbardziej niebezpieczne w tym zjawisku Nie sądziłam ,ze jest tak źle z polskim społeczeństwem .
OdpowiedzUsuńże jest fatalnie, to pokazały już wyniki wyborów prezydenckich...
Usuńale mniejsza z tym...
od bardzo dawna nie rozumiem wielu mężczyzn: bzykać im się chce, ale wciąż rzucają samym sobie kłody pod nogi, strzelają sobie w plecy i popełniają tym podobne samobóje, wszystko robią, żeby jednak nie pobzykać...