11 sierpnia 2025

UROKI, LAMUSY I WYSADZANIE MIASTA

Na samym początku należy sobie uzmysłowić, że wszechświaty równoległe wcale nie są równoległe. Następnie należy sobie uzmysłowić, że mówiąc ściśle, nie są też wcale żadnymi wszechświatami, tego lepiej jednak nie uzmysławiać sobie od razu, lecz później, dopiero po tym, jak uświadomimy sobie, że wszystko, co sobie dotychczas uświadomiliśmy, to nieprawda.

- Dziś czwartek? Nigdy nie mogłem się połapać, o co chodzi w czwartki.
- To akurat dość proste. W czwartek poniedziałek zaczyna się w sobotę.
Choć akcja w uniwersum "Czarownic" dzieje się w czasie rzeczywistym, to wcale nie znaczy, że do końca trzeba to brać na poważnie.
Mala mocno sobie wzięła do serca pleciugowe regulowanie przez swoje czarociółki. Nie ze wszystkim do końca się zgadzała, ale to już były detale. Poza tym była bardzo otwarta na ich różne uwagi uznając, że są starsze, mądrzejsze, więc warto się od nich uczyć. To podobno raczej nietypowe, jak na siedemnastolatkę, ale ona sama przecież nie była typowa. Tak więc w piątek nazajutrz, choć wybrała sobie kolejnego atrakcyjnego typa na siłowni, to nie zaciągnęła go do garażu. Rzuciła tylko na niego nieco inaczej utkany urok, po czym umówili się na spotkanie na dzień następny. Następny, bo tego dnia miała inne plany na życie po pracy. To znaczy umówili się tak, że podała mu swoją lokalizację, gdzie ma się pojawić w sobotnie południe, on zaś miał do powiedzenia centralnie nic. Magiczne uroki bywają rozmaite, nieraz dają uroczonym takie, czy inne stopnie swobody, ale Mala się nie patyczkowała, tylko machnęła jak chłop cepem.
Dalszy przebieg wypadków może sobie darujemy, poza tym, jakby nie było, do kolejnego czwartkowego spotkania w Pleciudze działo się wiele innych rzeczy, na wielu różnych poziomach. Choćby niedzielna wizyta Mali u Cioci Lali, do której dotarły różne wieści towarzyskie, więc stroskana losami swojej ostatniej pupilki wezwała ją na dywanik, innymi słowy zaprosiła na wspólne spędzenie dnia. Niestety treść tego spotkania jest poza zasięgiem narratora, więc nie wiadomo, co się tam wtedy działo, o czym rozmawiały. Wiemy tylko, że Turbi pojechała tam jak na wrotach od stodoły pilotowanych przez asa przestworzy, gdyż jak sama kiedyś stwierdziła z pełnym przekonaniem:
- Chwile spędzone z Cioteczką są dla mnie bezcenne. Nawet siedzenie razem w milczeniu to dla mnie najlepszy haj na świecie.
Co słysząca te słowa Kaśka skomentowała wtedy ironicznie:
- Już ja to widzę, jak ty spokojnie na dupie siedzisz.
Ale stroskane były również Anita i Roxy, które zajęte swoimi sprawami nie miały z Malą kontaktu aż do czwartku, do którego właśnie teraz sobie przeskoczymy. Otóż na wstępie w skupieniu obserwowały dziewczynę, która po powitalnym obściskaniu oraz polizaniu wszystkich czarociółek mościła się na krzesełku przy stoliku w Pleciudze. Wreszcie, mimo i oprócz swojego rutynowego rozradowania zmarszczyła nieco brwi i oświadczyła:
- Kurwa!
Na co zareagowała Anita:
- Bardzo obiecujący początek. Czy to już wszystko?
- No nieee... Bo to same lamusy są na razie.
Roxy zamrugała powiekami i spytała:
- Nitka, o czym ona rozmawia?
- Jak to o czym? O tym samym, o jednym.
Mala szybko zaoponowała:
- Nie bardzo o jednym. Było czterech.
- Na raz?
- Coś ty? Po kolei, od czwartku zeszłego.
Poprawiła się na krzesełku i zakontynuowała:
- Bo to było tak...
W tym momencie wstała Malina mówiąc:
- Idę poprawić oko. Ja tą opowieść już znam, nic nie stracę.
- Kelnerkę zahacz po drodze, bo chyba też o jednym myśli.
To dorzuciła milcząca dotąd Kaśka. Za to Anita oznajmiła:
- Jeżeli masz zamiar uruchomić różaniec sprośnych momentów, to mnie się chce nic nie chcieć. Wystarczy, że Ruda mi rozwinie swój różaniec. Ja jestem wtedy tak już dokształcona, że nie mam kiedy testować tej wiedzy na Borku, takie jest bogactwo materiału.
- Wodzu, tu jest tyle roboty, że nie ma kiedy taczek załadować.
To już dorzuciła Kaśka wyraźnie rozbawiona perorą Anity. Cała czwórka, bo Lalka jeszcze nie wróciła była do stolika, wybuchła zgodnym śmiechem. Wreszcie Mala oświadczyła:
- To ja może streszczę, albo po prostu spuentuję.
- No?
- Z Mirkiem było najlepiej. Z tymi wszystkimi miałam tylko zwykłe orgazmy, za to z nim to ja wysadzałam całe miasta.
- Niejedna dupa marzy o chociaż mniej zwykłych orgazmach, aby tylko jakieś były. Niektórym umiemy nawet jakoś pomóc.
To akurat mruknęła Roxy dodając jeszcze:
- No, ale pieprzyć te dupy. Powiedz mi lepiej, czy...
- Nie, Wiewióro moja, bardzo źle myślisz. To se ne wrati. 
Potem nastąpiło chwilowe zamieszanie, bo przyszła Malina, przyszła też kelnerka, takie tam różne small talksy, działania, ale gdy się już ustabilizowało Ruda wróciła do tematu:
- Czemu se ne wrati? Ja to w sumie wiem, domyślam się tego, ale ciekawi mnie twoje zdanie na ten temat. Twoja optyka sytuacji.
- Wiesz co? Gdyby to było raz, to ja bym szybko zapomniała. Tak, jakby walił te swoje ringdupy na wyjazdach. Po prostu gumowe lalki, gdy przypili. Do tego mam dystans. Też dłubałam sobie plastikiem na baterie tu lub tam, jak wyjeżdżał, a ja się za bardzo stęskniałam. Ale on się z nią walił prawie przez dwa tygodnie tu na miejscu, tak na zmianę, co drugi dzień ze mną, a co drugi właśnie z nią. Ja naprawdę mało się na tym wszystkim znam, tyle co od was podłapię. Ale na mój rozumek to już było za grube. Tego mu nie zapomnę, to było już nie do przyjęcia.
Pozostałe panie słuchały tego wszystkiego w skupieniu, wreszcie, gdy Mala zrobiła sobie przerwę na łyk kawy Anita spytała:
- Chcesz się jeszcze odgrywać?
- Nie. Styka to, co od was oberwał. Tak na dobrą sprawę, to ja jestem mu wdzięczna, bo dzięki niemu zabiłam swoje stare upiory. Teraz, jak już trochę ochłonęłam, to uważam ten związek za udany. Ale czasu cofać nie chcę, żadnych nowych związków też nie chcę. Chcę się na razie pobawić tym sportem. Przecież ja się dopiero tego wszystkiego uczę.
Roxy pokiwała głową z uznaniem, a Nita indagowała dalej:
- Widziałaś go jakoś ostatnio?
- Ja jego tak, on mnie nie. Pracowałam, ruszałam się. 
Tu wtrąciła się Kaśka:
- Mirek znowu zagląda do klubu. Ja się z nim spotykam, służbowo. Bo niby dlaczego nie? Ta jego federacja to nasz świetny klient. To salę wynajmą, to jakąś konsultację zamówią, to coś tam jeszcze. Mówi się ostatnio, że ta branża freak fightów siada, ale ja tego na razie nie czuję. Nie będę was tym zresztą zanudzać.
- Ale o Malę pyta się?
- Nie. Zresztą ja tak z nim gadam, żeby nie zapytał. Ja z nim gadam tylko o robocie, o interesach. Jestem zbyt zajętą osobą, żeby...
- Tak, wiemy. Lalka, a ty go spotykasz? Często jesteś w klubie.
- Jakoś się z nim mijam, inne pory dnia. Tylko, że on mnie najmniej obchodzi tak personalnie. Dużo sobie z Młodą przegadałyśmy, wspieram ją, ale tak mnie centralnie to on nie dotyczy.
Nastała chwila ciszy, wiedźmy zajęły się swoimi rekwizytami używanymi podczas kafejkowych debat. Wreszcie Anita znowu się odezwała jakby wyjaśniającym tonem:
- Maleczko, ja chyba wiem, czemu on tak działał, wiesz, na zmianę, raz ty, raz ona. Jeśli cię to obchodzi, to...
- Nita, mnie zawsze wszystko obchodzi, co do mnie mówisz.
- Dobrze, to teraz posłuchaj. On się po prostu ciebie bał. Byliście fajną parą, ale gdy zaczynał poznawać, kim tak naprawdę jesteś, do czego jesteś zdolna, to przestał się czuć pewnie. To bardzo dobrze, że zaczął poznawać, sama cię kiedyś cisnęłam na to, ale po prostu nie wyrobił się. Więc zaczął romansować na boku, pukać zwykłą bezmockę. Nie umiał zdecydować, aż wreszcie wszystko się wydało. I masz rację, nie ma co nic cofać, bo ty go z tego lęku nie wyleczysz. Jest sporo fajnych facetów, ale nie każdy się nadaje do związku z wiedźmą. Taka konstrukcja, nic nie zrobisz.
Tu nagle wtrąciła się Roxy:
- Ja akurat lubię, jak mój Misiek się mnie trochę boi.
- Tak, Lisico, tylko że ty nie znasz pojęcia związku partnerskiego. Ty zawsze musisz jakoś tam dominować, to jest inna sytuacja. Ty dominujesz nawet wtedy, gdy gracie w sadomaso, a ty robisz za uległą. Poza tym sama powiedziałaś, że trochę. Bo jak zdążyłam poznać Miśka, to on jednak jest chłop jak należy, nie jakaś tam lękowa kurza kupa.
- Dobrze, zgoda, mamy to zresztą przegadane do spodu.
- Gadamy dalej, żeby Młoda słuchała, żeby się uczyła od starych zdzir. Bo te dwie piczki to już się niczego nie nauczą. Za późno, one już tam wiedzą swoje, takie swoje swoje. To są już ćwiary, wiekowe, dojrzałe dupy.
Mówiąc to wskazała na Malinę i Kaśkę słuchające tej dysputy. Obie spojrzały na siebie, zaś Lalka stwierdziła:
- Ja to się w ogóle nie odzywam.
- Ja się nie odzywam, że się w ogóle nie odzywam.
To była wtórująca odpowiedź Maczety, po czym cała piątka huknęła gromkim chóralnym śmiechem, aż reszta pań w kafejce spojrzała w ich stronę. Gdy się już wyśmiały piłkę przejęła Roxy:
- Stara kwoka już się nagdakała, to teraz druga stara kwoka ci pogdacze. Chyba, że masz już dosyć. Jak tam w buzi? Słodko?
- Jak po wytrysku nieboszczyka. Dawaj dalej.
Mala mówiąc to powierciła się chwilę i naśladując Malinę zrobiła minę zaciekawionej, zasłuchanej słodkiej idiotki. Więc Ruda poprawiła również pupę na siodle, po czym parodiując Anitę wzięła głęboki wdech.
- Powiedziałaś, że same lamusy. Niestety to trochę tak jest, gdy gamonia zauroczysz magicznie. Każdy urok, magiczny znaczy, takie teraz omawiamy, nie wiadomo, jak subtelny powoduje, że taki gamoń lamusieje. Mniej lub bardziej, czasem nawet tylko odrobinę, ale zawsze. To jest oczywiście prawidło statystyczne. Ty tego nie widzisz, bo jeszcze za mało mięcha przerzuciłaś, żeby tak rozumować. To wszystko się zauważa dopiero na nieco dłuższym dystansie. Jeśli chcesz jechać moją drogą, tak do niedawna moją, a widzę, że ostro się do tego przymierzasz, to musisz testować różne uroki, różne ich warianty, a gdy ci się nie spieszy, gdy mrówki w dupie nie roją się za mocno, to wcale nie uroczyć. 
- Mogę się wetrzeć?
To spytała Anita i nie czekając na odpowiedź wtarła się:
- Tak na dobrą sprawę, to nam magiczne uroki do prywatnego użytku są zbędne. Mamy tyle naturalnego uroku, że możemy mieć wszystkich. No, może prawie wszystkich. Tylko naturalny urok nie zawsze działa zbyt szybko. Ja Borka naturalnie uroczyłam dwa miesiące, do tego się jeszcze zabujałam, więc mnie strasznie korciło, żeby ogarnąć sprawę szybciej.
Roxy dodała:
- Borek to był ponoć strasznie oporny materiał. 
- Zanim mnie wpuścił do łóżka to zaruchałam na śmierć ze trzy wibratory. No, może dwa. Bo ten trzeci od razu, słabizna, tandetny wyrób. Możemy go nie liczyć.
Wtedy Mala spytała:
- Czemu się wtedy uparłaś, żeby nie użyć czarów?
- Bo intuicyjnie czułam to, o czym właśnie mówiła Ruda. Że mi wtedy ten chłop za bardzo zlamusieje. A mnie się wtedy akurat wymarzyło wysadzanie miasta.
- Wysadziłaś?
- Cztery lata już z nim wysadzam jedno po drugim. I wciąż mi mało.
Nagle odezwała się Malina robiąc minę arcysłodkiej idiotki:
- Może już dosyć tego szkolenia? Nudzi mi się. Przecież ona to wszystko wie. Tyle już słyszała od nas, a najwięcej to już chyba od samej Cioci Lali.
Riposta Mali była błyskawiczna:
- Tak, wiem, ale mam to jeszcze nie do końca uświadomione. Do tego zaistniała taka sytuacja, że zaistniała potrzeba utrwalenia mi materiału. Nie śmiejcie się ze mnie, ale ja naprawdę lubię was interaktywnie słuchać. Ale teraz faktycznie. Siostry, proponuję, abyśmy przeniosły naszą siostrę Lalkę do centrum naszej uwagi.
Siostry kiwnęły zgodnie głowami i przeniosły...
Może oprócz Kaśki, która poszła przypudrować sobie nosek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz