Przemieszczamy się teraz na linii czasu do chwili na kilka dni przed epizodem rozpoczynającym poprzedni odcinek. Otóż tuż przed końcem szychty Kaśka spytała Mali:
- Młoda, co dziś robisz po pracy?
- Niby mam mieć randkę, ale... Coś ci pomóc?
Jak wiemy, Turbina do pomagania, zwłaszcza psiapsiom zawsze była pierwsza. Rzucić wszystko i zająć się tym pomaganiem nie stanowiło dla niej kłopotu.
- Niekoniecznie. Raczej potowarzyszyć.
- Dobrze. Bo ja tego gamonia jeszcze nie ustawiłam centralnie, na razie rzuciłam pierwszy urok, tak kontrolnie. Ale wiesz, tak się teraz zastanawiam, czy ja dobrze robię?
- W sensie?
- No, bo ja tych kolesi ustawiam na ten sam już dzień, kiedy ich zobaczę. A przecież każdy wtedy trenuje, więc mogą być potem, wiesz... Trochę lamusowaci.
- Słuszne spostrzeżenie. Mój Dasiek ultra ostro pakuje i w dniu treningu jest potem do niczego. Ja też jestem zwykle bardzo zajętą osobą. Dlatego my to robimy głównie tylko w weekendy. Ale za to porządnie.
- No, i właśnie. Dopiero teraz na to wpadłam. Gąska jeszcze jestem, młodziutka dupeczka, dopiero się uczę, więc mogę robić wciąż jakieś błędy.
- Ech, żeby wszystkie gąski były tak gąskowate, jak ty. Ale jeszcze ci coś powiem. Adaśko nie bierze sterydów, to mu się chwali. Bo po sterydach z chłopami jest masakra. Ty umiesz rozpoznać, czy taki koleś koksuje sterydy?
- Nie bardzo.
- To ja ci pokażę, jak to poznać czarami. Wtedy takich możesz sobie odpuścić. Można ich nieraz podpompować, też czarami, ale to nie do końca jest to.
- Kochana jesteś. A co mamy dziś robić?
- Pojedziemy do jednego sklepu. Jak chcesz, to możesz potem ze mną wpaść do mnie, miałabym też jakąś robótkę dla ciebie.
- Wspaniale. To o piątej w garażu?
- O czwartej? Myjemy dupska, przebieramy się i wypad.
Już w garażu obie szły do swoich motocykli, gdy nagle Mala syknęła krzywiąc się jakby z bólu i chwyciła za podbrzusze.
- Maleczko, co jest z tobą?
- Ciotę mam, zaklęcie anestezyjne się wyprztykało, wywietrzało. Muszę utkać na nowo. To chwilę tylko potrwa, sekunda dosłownie.
Turbinka zamknęła oczy i już po chwili na jej buzi widać było wyraźną ulgę. Ale zanim wsiadła na motor zatrzymała jeszcze psiapsię mówiąc:
- Kasik, Ciocia Lala mówiła, że jak będę starsza, to mnie nauczy znieczulać się na stałe, nauczy mnie w ogóle sterować tymi swoimi babskimi sprawami. Że teraz jeszcze...
- Wiem, jeszcze za wcześnie dla ciebie na takie próby. Organizm ci się rozwija, nie jest jeszcze tak stabilny, więc jest ryzyko powikłań. Ja się nauczyłam wszystkiego od razu, od Nity, ale ja mam dwadzieścia pięć lat i czaruję dopiero trzy.
- Ale za to jak czarujesz.
- Dobrze, nie słodź mi tu. Jedziemy?
- Chwila, jeszcze mam pytanie. Ja wiem, że ty dość niechętnie gadasz o takich sprawach, ale z kim ja mam gadać, jak...
- No? Nawijaj. O co chodzi?
- Czy ty się miziasz, jak masz okres?
- Oczywiście. A co to przeszkadza? Każda tak może, nieważne, czy nasza, krypta, czy bezmocka. Jednak nie każda chce i niektóre faktycznie mają sensowne powody. Nie mówię o tabu kulturowym, czy religijnym, bo to nie jest sensowny powód. Słyszałam, że wiele zawodowych ma w ofercie ogarnięcie takiej sytuacji. Ja akurat to robię za darmo. Jak fajna dziewczyna, to niech się kocha na okrągło, po co jej te głupie przerwy? Ale są też takie, którym pomaga właśnie porządne rżnięcie, nie trzeba prochów, ani zaklęć anestezyjnych. To chyba jest najzdrowsza metoda, wystarczy się tylko przełamać do tego.
- A wiesz co? Jak ja miałam pierwszą randkę z Mirkiem, tą tutaj no, w wanie, to akurat wzięłam dostałam cioty. Strasznie mnie to krępowało. Bo to w ogóle był mój pierwszy raz tak na poważnie, dobrowolnie. Powiedziałam mu. To on się tylko uśmiechnął i mówi, że usta mi przecież nie krwawią. Nie mam łechtaczki w gardle, ale i tak było mega. Zajebioza i tyle.
- Co by o tym facecie sobie nie mówić, to na pewno nie można powiedzieć, że jest idiotą. Dobrze, nagadałyśmy się, ale teraz wdziewaj nocnik na głowę i jedziemy.
Sklep okazał się być pet shopem. Zaś zakup Kaśki jaszczurką systemu gekon. Maczeta upatrzyła go sobie już wcześniej, wpłaciła nawet zaliczkę. Chciała jednak najpierw kupić całą wyprawkę, na czele z terrarium i poznać dobrze instrukcję obsługi. Obecna wizyta była już tylko domknięciem transakcji. Zapłacić resztę należności, osadzić delikwenta do pojemnika i po prostu pojechać do domu. Ale zanim wiedźmy wyszły ze sklepu miało miejsce pewne wydarzenie. Otóż stojąca przy kasie Kaśka wzięła ów pojemnik pod pachę, po czym rozejrzała się za psiapsią. Turbina stała na drugim końcu lokalu uważnie wpatrując się w jakieś stojące tam terrarium.
- Mala, idziemy.
Dziewczyna nie zareagowała.
- Mala!
To już było głośniej, ale skutek był ten sam. Kaśka syknęła coś hisslangiem. Nie zmieniło to jednak sytuacji. Maczeta rozejrzała się po ladzie. Leżało tam nieco różnych drobiazgów, gadżetów wystawionych na sprzedaż. Wiedźma odstawiła pojemnik, po czym sięgnęła do jakiejś brytfanki. Wyjęła z niej dwa klikery, które wręczyła obserwującemu tą scenkę ekspedientowi. Wyjęła kolejne dwa. Spojrzała na mężczyznę za ladą pokazując mu palcem na Malę i uniosła dłonie do góry. Ten kiwnął ze zrozumieniem głową. Szepnęła doń:
- Na trzy. Raz, dwa...
TRACH!
Trochę huknęło i dopiero wtedy Mala spojrzała w stronę kasy. Kaśka pokazała jej palcem drzwi wejściowe i odłożyła klikery na miejsce. Chwyciła pojemnik pod pachę i uśmiechając się do wyraźnie ubawionego tą sytuacją pana za kasą skinęła mu głową.
- Miłego dnia.
- Miłego. Zapraszamy ponownie.
Odwróciła się i nienaganym krokiem modelki ruszyła do wyjścia. Miała na sobie idealnie dopasowane, wcinające się w pupę legginsy, więc było jak najbardziej uzasadnione, że pan sklepowy pokręcił z podziwem głową. Jakby nie było, należało mu się coś za współpracę. Ale tego Maczeta już nie widziała...
Gdy tylko obie dojechały były na miejsce, do domu, kandydat na chowańca od razu wylądował w terrarium, według planu Kaśki:
- Na razie niech tu się zadomowi, a potem za jakiś czas będę go puszczać po chałupie. Wiele nie napaskudzi, bo jego kupy to raczej mikrokupy takie.
- Ale fajnie pachnie tu u ciebie.
- Bo już dziewczyny kwitną.
Jak wiadomo, Kaśka jest growerką Zioła. Medycznego, bo każde jest medyczne. Jeden jej pokój to właściwie growbox, trochę jak herbarium Anity, tylko sporo mniejsze. Maczeta jeden krzak uznała za gotowy już do zbiorów, więc Mala zgodnie ze swoją naturą chętnie jej przy tym pomogła. Gdy tak siedziały oprawiając ten krzak spytała:
- Jak mu dasz na imię?
- Gęsi Ryjek. Gekon Gęsi Ryjek. Dla przyjaciół Ryjek. Ale jak ma być chowańcem, to muszę go nauczyć reagowania na hisslang. To chyba logiczne. Zresztą muszę Nitki zapytać.
- Mogę ci trochę poasystować przy szkoleniu?
- Nie bardzo. Masz sporą moc, silne pole i miks naszych wibracji może go rozstroić. Najlepiej to się wcale tu nie pokazuj przez jakiś czas. Jak skończę go szkolić, to dopiero wtedy zajrzyj. Powiem ci kiedy, od razu, jak będzie gotowe.
- Dasiek już wie?
- Jeszcze nie, powiem mu dziś, może jutro, ale on tu będzie dopiero w sobotę, więc nie ma żadnego pośpiechu.
Adaśko faktycznie pojawił się w sobotnie południe. Już wiedział, że Kaśka ma nowego pupilka, widział nawet fotkę. Ale gdy wszedł do mieszkania, to tylko rzucił okiem na terrarium. Jego uwagę skupiała bardziej piękna kobieta w zmysłowej bieliźnie, która natychmiast wysłała go pod prysznic. Potem byli oboje tak sobą zajęci, że Gęsi Ryjek musiał się zadowolić własnym towarzystwem. Nie wyglądał jednak na sfrustrowanego. Był sam, ale nie był samotny. Zaś sobotnie popołudnie to była dla obojga tylko rozgrzewka plus wieczorny spacer po okolicy. Kaśka mówiła na to:
- Chodźmy skopać jakiegoś złola.
Były to jednak tylko puste słowa, tak z przyzwyczajenia, bo od kilku dobrych lat na tej dzielnicy dość trudno było takiego złola spotkać. Poza tym Kaśka była bardzo znaną osobą, wszyscy raczej wiedzieli, że z nią nie wolno zadzierać. Tak więc jeśli jakieś złole jeszcze egzystowały, to sam jej widok motywował ich do szybkiego oddalenia się w jakieś dość bezpieczne miejsce i nie ujawniania swojego złolstwa. Za to od niedzielnego poranka już na poważnie oboje zabrali się za siebie i gdyby to sfilmować, to byłby to niezły kontent na cały długi serial dla dorosłych.
Tak więc teraz wracamy do chwili, w której zaczęło się to opowiadanie, przeskoczmy jednak jeszcze trochę czasu do przodu. Jest to moment, gdy ta para już prawie nic nie robi. Wcześniej było bardzo gorąco, chwilowo jednak pobojowisko już stygnie, ma teraz przerwę obiadową. Ale nawet podczas tych już najgorętszych fragmentów miłości Adaśko zerkał na sufit. Już wiadomo, co takiego on tam widział, kto nie wie, ten zapewne nie umie czytać lub jest po prostu kompletną idiotą. Teraz też nasz kolos tam patrzy i nagle rzuca pytaniem:
- Cipka, jak on tam się znalazł tak naprawdę? Przecież nie wypuszczałaś go jeszcze z tego jego kojca? To ja już nie wiem.
Wtulona weń Cipka unosi głowę i artykułuje hipotezę:
- Wychodzi na to, że teleportował. Ale to dobrze, że już to umie. To przecież ma być chowaniec, magiczne zwierzę. Powierzyłam taką mu misję właśnie.
- No, dobrze. To wyjaśnij mi jeszcze jedną rzecz. Gdy wcześniej rozmawialiśmy przez telefon, to mi powiedziałaś, że zaczniesz go kiedyś wypuszczać na obiekt. Na razie jak widać sam sobie poradził. Powiedziałaś mi też, że będę musiał nauczyć się bardzo uważnie patrzeć pod nogi, żeby go nie rozdeptać. To jest do ogarnięcia, jest osiągalne. Ale jest jeden drobiazg. Przy tobie widziałem już trochę dziwnych rzeczy, ale tego akurat jakoś nie widzę zbyt wybitnie.
- Czego mój słodki Serdel nie widzi?
- Nie bardzo widzę siebie chodzącego po suficie. Tu chyba bez twoich czarów się nie obejdzie. Innej możliwości jakoś sobie nie imaginuję. Sam tam nie wejdę na pewno.
- Po co chcesz chodzić po suficie?
- Żeby go tam nie rozdeptać.
Kaśka nagle uniosła się do pozycji siedzącej, wpatrzyła się uważnie w oczy Daśka i zaczęła się głośno śmiać. On zaś patrzył na nią wzrokiem roszczącym wyjaśnień. Gdy się już wreszcie wyśmiała oświadczyła:
- Jak dotąd sporo mi dziś rozwaliłeś. Tu, i tu, i tu, i jeszcze tu. Jak zwykle zresztą. Ale teraz rozwaliłeś mi jeszcze system.
- Jemy coś?
Zbliżamy się do końca tego opowiadania. Zostawmy już Kaśkę, Adaśka i Gęsiego Ryjka na suficie samych, za to zajrzyjmy jeszcze na chwilę do Mali. Turbinka ostatnio lubi spędzać niedziele sama. Coś tam sobie robi, bo ona zawsze coś robi. Co robi tym razem? Coś przegląda na lapciaku, a w przerwach ćwiczy twerking przed lustrem. Zajrzyjmy jej przez ramię, co ona tam przegląda? Aha, studiuje naturę i zwyczaje jaszczurek systemu gekon. No. To teraz już jest raczej wszystko jasne.
Posłowie.
Co prawda teraz są tylko dwa odcinki, ale chowańce nie raz, nie dwa jeszcze tu zagoszczą na łamach tego cyklu w niejednym opowiadaniu, być może odgrywając nawet jakieś grubsze role.
- Młoda, co dziś robisz po pracy?
- Niby mam mieć randkę, ale... Coś ci pomóc?
Jak wiemy, Turbina do pomagania, zwłaszcza psiapsiom zawsze była pierwsza. Rzucić wszystko i zająć się tym pomaganiem nie stanowiło dla niej kłopotu.
- Niekoniecznie. Raczej potowarzyszyć.
- Dobrze. Bo ja tego gamonia jeszcze nie ustawiłam centralnie, na razie rzuciłam pierwszy urok, tak kontrolnie. Ale wiesz, tak się teraz zastanawiam, czy ja dobrze robię?
- W sensie?
- No, bo ja tych kolesi ustawiam na ten sam już dzień, kiedy ich zobaczę. A przecież każdy wtedy trenuje, więc mogą być potem, wiesz... Trochę lamusowaci.
- Słuszne spostrzeżenie. Mój Dasiek ultra ostro pakuje i w dniu treningu jest potem do niczego. Ja też jestem zwykle bardzo zajętą osobą. Dlatego my to robimy głównie tylko w weekendy. Ale za to porządnie.
- No, i właśnie. Dopiero teraz na to wpadłam. Gąska jeszcze jestem, młodziutka dupeczka, dopiero się uczę, więc mogę robić wciąż jakieś błędy.
- Ech, żeby wszystkie gąski były tak gąskowate, jak ty. Ale jeszcze ci coś powiem. Adaśko nie bierze sterydów, to mu się chwali. Bo po sterydach z chłopami jest masakra. Ty umiesz rozpoznać, czy taki koleś koksuje sterydy?
- Nie bardzo.
- To ja ci pokażę, jak to poznać czarami. Wtedy takich możesz sobie odpuścić. Można ich nieraz podpompować, też czarami, ale to nie do końca jest to.
- Kochana jesteś. A co mamy dziś robić?
- Pojedziemy do jednego sklepu. Jak chcesz, to możesz potem ze mną wpaść do mnie, miałabym też jakąś robótkę dla ciebie.
- Wspaniale. To o piątej w garażu?
- O czwartej? Myjemy dupska, przebieramy się i wypad.
Już w garażu obie szły do swoich motocykli, gdy nagle Mala syknęła krzywiąc się jakby z bólu i chwyciła za podbrzusze.
- Maleczko, co jest z tobą?
- Ciotę mam, zaklęcie anestezyjne się wyprztykało, wywietrzało. Muszę utkać na nowo. To chwilę tylko potrwa, sekunda dosłownie.
Turbinka zamknęła oczy i już po chwili na jej buzi widać było wyraźną ulgę. Ale zanim wsiadła na motor zatrzymała jeszcze psiapsię mówiąc:
- Kasik, Ciocia Lala mówiła, że jak będę starsza, to mnie nauczy znieczulać się na stałe, nauczy mnie w ogóle sterować tymi swoimi babskimi sprawami. Że teraz jeszcze...
- Wiem, jeszcze za wcześnie dla ciebie na takie próby. Organizm ci się rozwija, nie jest jeszcze tak stabilny, więc jest ryzyko powikłań. Ja się nauczyłam wszystkiego od razu, od Nity, ale ja mam dwadzieścia pięć lat i czaruję dopiero trzy.
- Ale za to jak czarujesz.
- Dobrze, nie słodź mi tu. Jedziemy?
- Chwila, jeszcze mam pytanie. Ja wiem, że ty dość niechętnie gadasz o takich sprawach, ale z kim ja mam gadać, jak...
- No? Nawijaj. O co chodzi?
- Czy ty się miziasz, jak masz okres?
- Oczywiście. A co to przeszkadza? Każda tak może, nieważne, czy nasza, krypta, czy bezmocka. Jednak nie każda chce i niektóre faktycznie mają sensowne powody. Nie mówię o tabu kulturowym, czy religijnym, bo to nie jest sensowny powód. Słyszałam, że wiele zawodowych ma w ofercie ogarnięcie takiej sytuacji. Ja akurat to robię za darmo. Jak fajna dziewczyna, to niech się kocha na okrągło, po co jej te głupie przerwy? Ale są też takie, którym pomaga właśnie porządne rżnięcie, nie trzeba prochów, ani zaklęć anestezyjnych. To chyba jest najzdrowsza metoda, wystarczy się tylko przełamać do tego.
- A wiesz co? Jak ja miałam pierwszą randkę z Mirkiem, tą tutaj no, w wanie, to akurat wzięłam dostałam cioty. Strasznie mnie to krępowało. Bo to w ogóle był mój pierwszy raz tak na poważnie, dobrowolnie. Powiedziałam mu. To on się tylko uśmiechnął i mówi, że usta mi przecież nie krwawią. Nie mam łechtaczki w gardle, ale i tak było mega. Zajebioza i tyle.
- Co by o tym facecie sobie nie mówić, to na pewno nie można powiedzieć, że jest idiotą. Dobrze, nagadałyśmy się, ale teraz wdziewaj nocnik na głowę i jedziemy.
Sklep okazał się być pet shopem. Zaś zakup Kaśki jaszczurką systemu gekon. Maczeta upatrzyła go sobie już wcześniej, wpłaciła nawet zaliczkę. Chciała jednak najpierw kupić całą wyprawkę, na czele z terrarium i poznać dobrze instrukcję obsługi. Obecna wizyta była już tylko domknięciem transakcji. Zapłacić resztę należności, osadzić delikwenta do pojemnika i po prostu pojechać do domu. Ale zanim wiedźmy wyszły ze sklepu miało miejsce pewne wydarzenie. Otóż stojąca przy kasie Kaśka wzięła ów pojemnik pod pachę, po czym rozejrzała się za psiapsią. Turbina stała na drugim końcu lokalu uważnie wpatrując się w jakieś stojące tam terrarium.
- Mala, idziemy.
Dziewczyna nie zareagowała.
- Mala!
To już było głośniej, ale skutek był ten sam. Kaśka syknęła coś hisslangiem. Nie zmieniło to jednak sytuacji. Maczeta rozejrzała się po ladzie. Leżało tam nieco różnych drobiazgów, gadżetów wystawionych na sprzedaż. Wiedźma odstawiła pojemnik, po czym sięgnęła do jakiejś brytfanki. Wyjęła z niej dwa klikery, które wręczyła obserwującemu tą scenkę ekspedientowi. Wyjęła kolejne dwa. Spojrzała na mężczyznę za ladą pokazując mu palcem na Malę i uniosła dłonie do góry. Ten kiwnął ze zrozumieniem głową. Szepnęła doń:
- Na trzy. Raz, dwa...
TRACH!
Trochę huknęło i dopiero wtedy Mala spojrzała w stronę kasy. Kaśka pokazała jej palcem drzwi wejściowe i odłożyła klikery na miejsce. Chwyciła pojemnik pod pachę i uśmiechając się do wyraźnie ubawionego tą sytuacją pana za kasą skinęła mu głową.
- Miłego dnia.
- Miłego. Zapraszamy ponownie.
Odwróciła się i nienaganym krokiem modelki ruszyła do wyjścia. Miała na sobie idealnie dopasowane, wcinające się w pupę legginsy, więc było jak najbardziej uzasadnione, że pan sklepowy pokręcił z podziwem głową. Jakby nie było, należało mu się coś za współpracę. Ale tego Maczeta już nie widziała...
Gdy tylko obie dojechały były na miejsce, do domu, kandydat na chowańca od razu wylądował w terrarium, według planu Kaśki:
- Na razie niech tu się zadomowi, a potem za jakiś czas będę go puszczać po chałupie. Wiele nie napaskudzi, bo jego kupy to raczej mikrokupy takie.
- Ale fajnie pachnie tu u ciebie.
- Bo już dziewczyny kwitną.
Jak wiadomo, Kaśka jest growerką Zioła. Medycznego, bo każde jest medyczne. Jeden jej pokój to właściwie growbox, trochę jak herbarium Anity, tylko sporo mniejsze. Maczeta jeden krzak uznała za gotowy już do zbiorów, więc Mala zgodnie ze swoją naturą chętnie jej przy tym pomogła. Gdy tak siedziały oprawiając ten krzak spytała:
- Jak mu dasz na imię?
- Gęsi Ryjek. Gekon Gęsi Ryjek. Dla przyjaciół Ryjek. Ale jak ma być chowańcem, to muszę go nauczyć reagowania na hisslang. To chyba logiczne. Zresztą muszę Nitki zapytać.
- Mogę ci trochę poasystować przy szkoleniu?
- Nie bardzo. Masz sporą moc, silne pole i miks naszych wibracji może go rozstroić. Najlepiej to się wcale tu nie pokazuj przez jakiś czas. Jak skończę go szkolić, to dopiero wtedy zajrzyj. Powiem ci kiedy, od razu, jak będzie gotowe.
- Dasiek już wie?
- Jeszcze nie, powiem mu dziś, może jutro, ale on tu będzie dopiero w sobotę, więc nie ma żadnego pośpiechu.
Adaśko faktycznie pojawił się w sobotnie południe. Już wiedział, że Kaśka ma nowego pupilka, widział nawet fotkę. Ale gdy wszedł do mieszkania, to tylko rzucił okiem na terrarium. Jego uwagę skupiała bardziej piękna kobieta w zmysłowej bieliźnie, która natychmiast wysłała go pod prysznic. Potem byli oboje tak sobą zajęci, że Gęsi Ryjek musiał się zadowolić własnym towarzystwem. Nie wyglądał jednak na sfrustrowanego. Był sam, ale nie był samotny. Zaś sobotnie popołudnie to była dla obojga tylko rozgrzewka plus wieczorny spacer po okolicy. Kaśka mówiła na to:
- Chodźmy skopać jakiegoś złola.
Były to jednak tylko puste słowa, tak z przyzwyczajenia, bo od kilku dobrych lat na tej dzielnicy dość trudno było takiego złola spotkać. Poza tym Kaśka była bardzo znaną osobą, wszyscy raczej wiedzieli, że z nią nie wolno zadzierać. Tak więc jeśli jakieś złole jeszcze egzystowały, to sam jej widok motywował ich do szybkiego oddalenia się w jakieś dość bezpieczne miejsce i nie ujawniania swojego złolstwa. Za to od niedzielnego poranka już na poważnie oboje zabrali się za siebie i gdyby to sfilmować, to byłby to niezły kontent na cały długi serial dla dorosłych.
Tak więc teraz wracamy do chwili, w której zaczęło się to opowiadanie, przeskoczmy jednak jeszcze trochę czasu do przodu. Jest to moment, gdy ta para już prawie nic nie robi. Wcześniej było bardzo gorąco, chwilowo jednak pobojowisko już stygnie, ma teraz przerwę obiadową. Ale nawet podczas tych już najgorętszych fragmentów miłości Adaśko zerkał na sufit. Już wiadomo, co takiego on tam widział, kto nie wie, ten zapewne nie umie czytać lub jest po prostu kompletną idiotą. Teraz też nasz kolos tam patrzy i nagle rzuca pytaniem:
- Cipka, jak on tam się znalazł tak naprawdę? Przecież nie wypuszczałaś go jeszcze z tego jego kojca? To ja już nie wiem.
Wtulona weń Cipka unosi głowę i artykułuje hipotezę:
- Wychodzi na to, że teleportował. Ale to dobrze, że już to umie. To przecież ma być chowaniec, magiczne zwierzę. Powierzyłam taką mu misję właśnie.
- No, dobrze. To wyjaśnij mi jeszcze jedną rzecz. Gdy wcześniej rozmawialiśmy przez telefon, to mi powiedziałaś, że zaczniesz go kiedyś wypuszczać na obiekt. Na razie jak widać sam sobie poradził. Powiedziałaś mi też, że będę musiał nauczyć się bardzo uważnie patrzeć pod nogi, żeby go nie rozdeptać. To jest do ogarnięcia, jest osiągalne. Ale jest jeden drobiazg. Przy tobie widziałem już trochę dziwnych rzeczy, ale tego akurat jakoś nie widzę zbyt wybitnie.
- Czego mój słodki Serdel nie widzi?
- Nie bardzo widzę siebie chodzącego po suficie. Tu chyba bez twoich czarów się nie obejdzie. Innej możliwości jakoś sobie nie imaginuję. Sam tam nie wejdę na pewno.
- Po co chcesz chodzić po suficie?
- Żeby go tam nie rozdeptać.
Kaśka nagle uniosła się do pozycji siedzącej, wpatrzyła się uważnie w oczy Daśka i zaczęła się głośno śmiać. On zaś patrzył na nią wzrokiem roszczącym wyjaśnień. Gdy się już wreszcie wyśmiała oświadczyła:
- Jak dotąd sporo mi dziś rozwaliłeś. Tu, i tu, i tu, i jeszcze tu. Jak zwykle zresztą. Ale teraz rozwaliłeś mi jeszcze system.
- Jemy coś?
Zbliżamy się do końca tego opowiadania. Zostawmy już Kaśkę, Adaśka i Gęsiego Ryjka na suficie samych, za to zajrzyjmy jeszcze na chwilę do Mali. Turbinka ostatnio lubi spędzać niedziele sama. Coś tam sobie robi, bo ona zawsze coś robi. Co robi tym razem? Coś przegląda na lapciaku, a w przerwach ćwiczy twerking przed lustrem. Zajrzyjmy jej przez ramię, co ona tam przegląda? Aha, studiuje naturę i zwyczaje jaszczurek systemu gekon. No. To teraz już jest raczej wszystko jasne.
Posłowie.
Co prawda teraz są tylko dwa odcinki, ale chowańce nie raz, nie dwa jeszcze tu zagoszczą na łamach tego cyklu w niejednym opowiadaniu, być może odgrywając nawet jakieś grubsze role.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz