Mala faktycznie porządnie się wyryczała Malinie, a potem bardzo długo jeszcze rozmawiały, prawie do godzin wczesno porannych. Ale jeszcze wieczorem zadzwonił telefon, nawet dwa. Pierwszy odezwał się aparat Maliny.
- Ruda? Co jest?
- ...
- No...
- ...
- Ahaaha...
- ...
- No weź, pierdolisz?
- ...
- Ale jazda!
- ...
- Czekaj może, dam na głośnik i opowiedz to jeszcze raz. Maleczko posłuchaj, jak go dziewczyny urządziły.
- Nie wiem, czy chcę tego słuchać.
- Posłuchaj, zaufaj mi. Poprawi ci to humor.
Obie wiedźmy w skupieniu wysłuchały pełnej relacji Roxy z zajścia, które miało miejsce w biurze Fight Show Poland. Faktycznie, Mala na chwilę się uśmiechnęła, tak radośnie, całą sobą, ale gdy Lalka odłożyła już telefon skwitowała:
- Trochę się dziewczyny pospieszyły.
- To dla ciebie Turbinko. Jak się kocha, to się działa.
- Oj cicho, przecież wiem...
Drugi telefon, tym razem Mali odezwał się nieco później. Ona sama jednak akurat była w innym pomieszczeniu, więc odkrzyknęła:
- Lalka, rzuć okiem od kogo? Na dzbanie siedzę.
- Od niego!
- To zostaw, niech dzwoni, aż się wydzwoni!
Jak już wspomnieliśmy, kobiety przegadały jeszcze parę godzin, po czym poszły spać. Na szybkośpiochu zresztą, żeby rano wstać. Gwoli przypomnienia szybkośpioch to takie zaklęcie, które spiduje proces regeneracji podczas snu. Jedna godzina to jak osiem. Nie zalecane jako zbyt częsta praktyka, ale do sytuacji awaryjnych nadaje się znakomicie. Tak więc rano Malina była wręcz jak nowa, niestety Mala raczej niespecjalnie.
- Nie, Balbina, jak ty wyglądasz? Jak jakaś Frankentrix. Takiej do roboty mocno nieudanej to ja cię nie puszczę. Gdzie masz swoje zabawki do makijażu?
- Zgłupiałaś? Ja się do pracy nigdy nie laszczę. To niepraktyczne.
- To dziś masz swój pierwszy raz. Ciocia Malina zaraz cię zrobi na Świteziankę Orleańską. Siadaj mi tu zaraz pełną buzią na tym mebelu i ani mruknij nawet. Wyślicznię ci dzioba, włosy sobie już ogarniesz sama zaklęciem metamorfo.
To była propozycja nie do odrzucenia, bo Lalka wśród całej piątki czarociółek w sztuce wizażu była najlepsza. Trochę to jednak trwało, więc Mala sporo się spóźniła do klubu. Zanim jednak wsiadła na motor, aby tam pojechać najpierw odsłuchała pocztę głosową telefonu. Za to gdy weszła do recepcji Oktagonu od razu trafiła na Kaśkę.
- No, co tam? Jak się czujesz?
- Może jakieś inne rozwojowe pytanie?
- Dobrze, znaczy niedobrze, więc chodź teraz ze mną do kanciapy. Coś powinnaś zobaczyć, zapoznać się z sytuacją.
Obie ruszyły do pokoju, który służył Kaśce jako jej centrum wiceszefowania klubem. Było to skromniejsze pomieszczenie, niż gabinet Stryja, ale do złych biurokratycznych celów, jak twierdziła, całkiem wystarczające.
- Czytaj.
- Co to jest?
- Czytaj mówię. Czytanie to nie wypytywanie.
- Proszę o rozwiązanie umowy w trybie porozumienia stron.
- Co ty na to?
- A co ty na to? Kiedy to przyniosła?
- Jakąś godzinę temu. Poprosiłam, żeby poczekała aż przyjdziesz.
- Gdzie jest?
- Teoretycznie siedzi w barku.
- Czyli mam z nią pogadać?
- Taka jest logika tej całej, jakby to powiedzieć, afery rozporkowej. Idź pogadaj, zdecyduj, co nie postanowisz, to jestem za. Sama za to przejdę się do sklepiku, opierdolę Cycatki, na wszelki wypadek obie, że nie umiały piczek na kłódkę trzymać.
- Nie Kasiu. Nigdzie nie idź, ja cię bardzo, bardzo ładnie proszę, nie rób tego. Być może to nie one się rozpruły, poza tym to nie ma żadnego sensu. Plotki to są tylko plotki, nie trzeba ich polewać benzyną, ani napalmem o poranku.
Mówiąc to Mala wstała, wyszła z kanciapy i ruszyła do klubowego barku. Gdy tam weszła na jej widok poderwała się od stolika dość atrakcyjna blondynka wiekowo bliska Kaśce tak na oko. Turbina uśmiechnęła się do niej, wykonała uspokajający gest dłonią, zaś gdy podeszła bliżej położyła na blacie kartkę z podaniem, po czym dosiadając się zagaiła jakby z marszu:
- Od razu, żeby nie było. Nic do ciebie nie mam. Przecież to nie ty mi sprawiłaś ból. Świetnie pracujesz, jestem z ciebie zadowolona, szefostwo zadowolone, nikt nie narzeka, wszystko hula jak należy. Tylko powiedz mi jedno. Czy to wczoraj to było tylko wczoraj, czy już coś było wcześniej? Tak skrótowo mi tylko to opowiedz, bez żadnych detali fabularnych.
- To się zaczęło jakoś na początku zeszłego tygodnia. Było raz tu, raz w jego aucie, w weekend u niego w domu, w środę w hotelu...
- Dobrze, wystarczy. To teraz zrobimy tak...
Mala wyjęła telefon.
- Ty sobie czegoś uważnie posłuchasz, a ja podejdę do bufetu po jakąś kanapkę, czy coś tam. Bez śniadania dziś jestem, wreszcie coś bym zjadła.
Podała dziewczynie telefon i odeszła. Gdy wróciła po jakichś kilku minutach, kobieta siedząca przy stoliku oddała jej aparat. Patrząc na nią niepewnie spytała:
- Ten, jak to on nazwał zwykły szlauch, to niby znaczy ja?
- To ty mi to powiedz. Ale z kontekstu sytuacji wynika, że...
Mala zawiesiła głos na chwilę, po czym dokończyła:
- Co teraz? Masz jakiś pomysł?
Blondynka sięgnęła po kartkę leżącą na stoliku, zdecydowanym ruchem przedarła ją na pół, potem jeszcze na pół i spytała:
- Mam się iść przebierać?
- Chcesz robić w tej kiecce? Trochę chyba niewygodnie i szkoda ciucha. Aha, tu masz kluczyk od swojej szafki. Zostawiłaś w biurze szefowej. Umówmy się, że przez nieuwagę.
Gdy Mala wróciła do wspomnianego biura Kaśka ślęcząca nad laptopem mruknęła tylko nie podnosząc wzroku:
- I jaka puenta?
- Taka.
Mówiąc to Turbina wrzuciła do niszczarki podartą kartkę.
- Aha. To teraz ja już mam tylko ból głowy.
- Jak to tylko ty?
- Bo ja z tym fajfusem mam przecież relacje służbowe, biznesowe. Nasz klub i ta jego federacja, czy jak to tam nazwać procedujemy parę dilów, parę transakcji. Nie mogę strzelać fochów na temat pukania się, do tego jeszcze nie mojego.
- Ależ Kasiczko siostrzyczko moja. Chyba nie robisz przymiarki do stworzenia problemu z niczego? To by do ciebie nie pasowało. Przecież to tylko praca, biznes. Nic osobistego.
Mala liznęła szybko Maczetę po policzku i wyszła z kanciapy.
- Ruda? Co jest?
- ...
- No...
- ...
- Ahaaha...
- ...
- No weź, pierdolisz?
- ...
- Ale jazda!
- ...
- Czekaj może, dam na głośnik i opowiedz to jeszcze raz. Maleczko posłuchaj, jak go dziewczyny urządziły.
- Nie wiem, czy chcę tego słuchać.
- Posłuchaj, zaufaj mi. Poprawi ci to humor.
Obie wiedźmy w skupieniu wysłuchały pełnej relacji Roxy z zajścia, które miało miejsce w biurze Fight Show Poland. Faktycznie, Mala na chwilę się uśmiechnęła, tak radośnie, całą sobą, ale gdy Lalka odłożyła już telefon skwitowała:
- Trochę się dziewczyny pospieszyły.
- To dla ciebie Turbinko. Jak się kocha, to się działa.
- Oj cicho, przecież wiem...
Drugi telefon, tym razem Mali odezwał się nieco później. Ona sama jednak akurat była w innym pomieszczeniu, więc odkrzyknęła:
- Lalka, rzuć okiem od kogo? Na dzbanie siedzę.
- Od niego!
- To zostaw, niech dzwoni, aż się wydzwoni!
Jak już wspomnieliśmy, kobiety przegadały jeszcze parę godzin, po czym poszły spać. Na szybkośpiochu zresztą, żeby rano wstać. Gwoli przypomnienia szybkośpioch to takie zaklęcie, które spiduje proces regeneracji podczas snu. Jedna godzina to jak osiem. Nie zalecane jako zbyt częsta praktyka, ale do sytuacji awaryjnych nadaje się znakomicie. Tak więc rano Malina była wręcz jak nowa, niestety Mala raczej niespecjalnie.
- Nie, Balbina, jak ty wyglądasz? Jak jakaś Frankentrix. Takiej do roboty mocno nieudanej to ja cię nie puszczę. Gdzie masz swoje zabawki do makijażu?
- Zgłupiałaś? Ja się do pracy nigdy nie laszczę. To niepraktyczne.
- To dziś masz swój pierwszy raz. Ciocia Malina zaraz cię zrobi na Świteziankę Orleańską. Siadaj mi tu zaraz pełną buzią na tym mebelu i ani mruknij nawet. Wyślicznię ci dzioba, włosy sobie już ogarniesz sama zaklęciem metamorfo.
To była propozycja nie do odrzucenia, bo Lalka wśród całej piątki czarociółek w sztuce wizażu była najlepsza. Trochę to jednak trwało, więc Mala sporo się spóźniła do klubu. Zanim jednak wsiadła na motor, aby tam pojechać najpierw odsłuchała pocztę głosową telefonu. Za to gdy weszła do recepcji Oktagonu od razu trafiła na Kaśkę.
- No, co tam? Jak się czujesz?
- Może jakieś inne rozwojowe pytanie?
- Dobrze, znaczy niedobrze, więc chodź teraz ze mną do kanciapy. Coś powinnaś zobaczyć, zapoznać się z sytuacją.
Obie ruszyły do pokoju, który służył Kaśce jako jej centrum wiceszefowania klubem. Było to skromniejsze pomieszczenie, niż gabinet Stryja, ale do złych biurokratycznych celów, jak twierdziła, całkiem wystarczające.
- Czytaj.
- Co to jest?
- Czytaj mówię. Czytanie to nie wypytywanie.
- Proszę o rozwiązanie umowy w trybie porozumienia stron.
- Co ty na to?
- A co ty na to? Kiedy to przyniosła?
- Jakąś godzinę temu. Poprosiłam, żeby poczekała aż przyjdziesz.
- Gdzie jest?
- Teoretycznie siedzi w barku.
- Czyli mam z nią pogadać?
- Taka jest logika tej całej, jakby to powiedzieć, afery rozporkowej. Idź pogadaj, zdecyduj, co nie postanowisz, to jestem za. Sama za to przejdę się do sklepiku, opierdolę Cycatki, na wszelki wypadek obie, że nie umiały piczek na kłódkę trzymać.
- Nie Kasiu. Nigdzie nie idź, ja cię bardzo, bardzo ładnie proszę, nie rób tego. Być może to nie one się rozpruły, poza tym to nie ma żadnego sensu. Plotki to są tylko plotki, nie trzeba ich polewać benzyną, ani napalmem o poranku.
Mówiąc to Mala wstała, wyszła z kanciapy i ruszyła do klubowego barku. Gdy tam weszła na jej widok poderwała się od stolika dość atrakcyjna blondynka wiekowo bliska Kaśce tak na oko. Turbina uśmiechnęła się do niej, wykonała uspokajający gest dłonią, zaś gdy podeszła bliżej położyła na blacie kartkę z podaniem, po czym dosiadając się zagaiła jakby z marszu:
- Od razu, żeby nie było. Nic do ciebie nie mam. Przecież to nie ty mi sprawiłaś ból. Świetnie pracujesz, jestem z ciebie zadowolona, szefostwo zadowolone, nikt nie narzeka, wszystko hula jak należy. Tylko powiedz mi jedno. Czy to wczoraj to było tylko wczoraj, czy już coś było wcześniej? Tak skrótowo mi tylko to opowiedz, bez żadnych detali fabularnych.
- To się zaczęło jakoś na początku zeszłego tygodnia. Było raz tu, raz w jego aucie, w weekend u niego w domu, w środę w hotelu...
- Dobrze, wystarczy. To teraz zrobimy tak...
Mala wyjęła telefon.
- Ty sobie czegoś uważnie posłuchasz, a ja podejdę do bufetu po jakąś kanapkę, czy coś tam. Bez śniadania dziś jestem, wreszcie coś bym zjadła.
Podała dziewczynie telefon i odeszła. Gdy wróciła po jakichś kilku minutach, kobieta siedząca przy stoliku oddała jej aparat. Patrząc na nią niepewnie spytała:
- Ten, jak to on nazwał zwykły szlauch, to niby znaczy ja?
- To ty mi to powiedz. Ale z kontekstu sytuacji wynika, że...
Mala zawiesiła głos na chwilę, po czym dokończyła:
- Co teraz? Masz jakiś pomysł?
Blondynka sięgnęła po kartkę leżącą na stoliku, zdecydowanym ruchem przedarła ją na pół, potem jeszcze na pół i spytała:
- Mam się iść przebierać?
- Chcesz robić w tej kiecce? Trochę chyba niewygodnie i szkoda ciucha. Aha, tu masz kluczyk od swojej szafki. Zostawiłaś w biurze szefowej. Umówmy się, że przez nieuwagę.
Gdy Mala wróciła do wspomnianego biura Kaśka ślęcząca nad laptopem mruknęła tylko nie podnosząc wzroku:
- I jaka puenta?
- Taka.
Mówiąc to Turbina wrzuciła do niszczarki podartą kartkę.
- Aha. To teraz ja już mam tylko ból głowy.
- Jak to tylko ty?
- Bo ja z tym fajfusem mam przecież relacje służbowe, biznesowe. Nasz klub i ta jego federacja, czy jak to tam nazwać procedujemy parę dilów, parę transakcji. Nie mogę strzelać fochów na temat pukania się, do tego jeszcze nie mojego.
- Ależ Kasiczko siostrzyczko moja. Chyba nie robisz przymiarki do stworzenia problemu z niczego? To by do ciebie nie pasowało. Przecież to tylko praca, biznes. Nic osobistego.
Mala liznęła szybko Maczetę po policzku i wyszła z kanciapy.
Dziękuję za ciąg dalszy, satysfakcjonujący.
OdpowiedzUsuńBiznes jest biznes, pewnie wielu podobnych w biznesach można spotkać...
być może Kaśka będzie umiała oddzielić kwestie prywatne /czyli osobistą niechęć do Mirka/ od kwestii biznesowych, pytanie jednak, czy Mirek będzie umiał oddzielić kwestie biznesowe od kwestii prywatnych /czyli chęci odzyskania Mali/...
Usuń