- Rozumiem, że wiesz, jaki jest najlepszy naturalny kosmetyk?
...
- Ale on i tak ma u mnie ostry łomot. Ta twoja renowacja nic nie zmienia. Tak postanowiłam, tak będzie i już.
...
- Nadal myślę dupą, ale od tamtego czasu zmądrzała mi ta dupa.
...
- Co z tego ma być?
- Tarcze ekranujące.
- A tak po ludzku, mniej naukowo?
...
- Nie wiem, jak ona czaruje, ale walnąć w łeb potrafi nieźle.
...
- Czyli robimy trzy amulety. No, to do roboty!
***Wtorek, ZULU wczesny poranek.
- No, dziewczyny, chyba trochę się zagadałyśmy, a planu jak nie było, tak nie ma. Nawet wstępnego.
Mówiąc to Anita przeciągnęła się rozwlekle. Malina ziewnęła za to, ale mniej rozwlekle i dodała:
- Za to była wspaniała burza mózgów.
- Chyba w mózgach. Okrutne jest to wasze zielsko.
Roxy spojrzała na stolik pełen naczyń, a wśród nich też licznych akcesoriów stonerskich. Kaśka nie omieszkała zapytać:
- Moje lepsze, prawda?
- Lepsze, gorsze, pieprzenie. Przy takiej mieszance nijak się wcale rozeznać, co i jak klepie. Jedno jest pewne, że obie jesteście z Anitą growerki pierwsza klasa. Powinnyście połączyć siły i wtedy...
- Właśnie nie. Nie znasz się. My się wspieramy, ale przede wszystkim musimy konkurować, bo to nas motywuje do coraz lepszych wyników.
Kaśka spojrzała z uśmiechem na siedzącą obok Anitę i obie przybiły żółwika. Za to Roxy zmieniła temat:
- Lepiej pokaż nam, czego cię nauczyła Ciocia Lala.
- Niczego mnie nie nauczyła. Kazała tylko być sobą.
- I tak ma być, to jest najważniejsze. Malinka zrobi maślane oczka do niego, rozepnie się do pępa, bo taka jest Malinka, taki ma styl. Ale ty masz inny. Tylko popraw jedno. Patrz na Jarka tak, jakby chciał kupić hurtem najmniej chodliwy towar z tego waszego sklepu, bez morderczego błysku w oczach.
- Mam taki błysk?
Tu ożywiła się Malina:
- Oj masz. Pamiętasz, jak ostatnio przyczepił się do nas ten buc w kawiarni? Nie umiałam go spławić, wtedy ty się włączyłaś.
Odezwała się Ciocia Lala:
- Chciałabym to zobaczyć.
- Gdybym jej nie zatrzymała, to by go wypatroszyła.
Kaśka wzruszyła ramionami mówiąc:
- Bo jak moja Malinka mówi nie, to ma być nie!
- Jestem naprawdę wzruszona. Żeby wszystkie kobiety na świecie umiały się tak przyjaźnić. To wtedy...
- To wtedy wszystkie straciłybyśmy zajęcie, bo ten świat nie potrzebowałby czarownic. Byłyby zbędne.
- Jesteś tego pewna?
- Nie. Ale to fajnie zabrzmiało. Dobrze, moje panie. Mamy dwie godziny do wyjścia. Teraz trzeba ogarnąć to wszystko, włącznie z nami samymi. Są dwie łazienki na pięć dup. Kurwa, jaki tu bajzel na tym stole, po sobotniej imprezie takiego nie było.
- Na cztery dupy. Mnie się nigdzie nie spieszy. Pozwolisz mi chyba Anitko tu zostać i trochę odespać tą naszą sesję? Za to ja ci posprzątam ten bajzel, jak to elegancko raczyłaś nazwać. Tylko to zielsko schowaj, bo nie wiem, gdzie trzymasz takie rzeczy. Bo kuchnię już widziałam, wiem co i jak.
- Nie ma sprawy Ciociu Lalu. Klucze oddasz mamie, tam w drugim skrzydle domu. Uprzedzę ją, jak będziemy wychodzić. Tylko jeszcze jeden drobiazg.
Anita wstała, ruszyła do kuchni, po czym wróciła za chwilę niosąc niewielką salaterkę wypełnioną czymś wyglądającym jak pasta miso. Zaczerpnąwszy łyżeczką tej tajemniczej substancji podeszła do Kaśki.
- Buźka! Am! No...
- Co to za paskudztwo?
- Odświeżające śniadanie czarownic. Zero chemii, zero koksu. Tylko trochę ziółek plus szczypta magii. Będziesz jak nowo narodzona po tej zarwanej nocy. Śmiało! Tylko jedna łyżeczka za... Za Ciocię Lalę. Jedziemy, jedziemy, nie blokuj tej łyżeczki, dziewczyny czekają w kolejce.
***Ten sam wtorek, ZULU wczesne przedpołudnie.
Istnieje wiele stereotypów na temat wyglądu typowej czarownicy, ale pani Ewa nie pasowała do żadnego z nich. Sztukę mimikry wśród mugoli miała opanowaną do perfekcji, więc Malina wchodząc do jej mieszkania zobaczyła zwykłą biurwę. Jak najbardziej stereotypową zresztą. Biurwa od razu, bez żadnych wstępnych gier przystąpiła do rzeczy:
- Podpisz tutaj, czytelnie lub nieczytelnie i jedź do tego swojego marketu. Zaniesiesz im ten papier, z nikim nie gadaj, nie dyskutuj, tylko dzień dobry, proszę, dziękuję, do widzenia. Tylko te cztery magiczne słowa i pozamiatane.
- Co to jest?
- Wypowiedzenie pracy bez okresu wypowiedzenia.
- Ale tu nic nie ma, pusta kartka.
Pani Ewa spojrzała na Malinę sponad oldskulowych okularów, ciepło się do niej uśmiechnęła i odparła:
- Zaufaj mi, moje dziecko. Będzie dobrze.
***Ten sam wtorek, ZULU późne przedpołudnie.
- Tadam!
Zanim jednak Malina weszła do szatni na zapleczu fit klubu, przeparadowała przez sklep uroczo się uśmiechając do Jacusia urzędującego za ladą, który na jej widok wstał, zatrzasnął laptopa i wykrztusił:
- Kaśka chyba jest w szatni...
- Trafię, trafię.
Wcale nie musiała się oglądać za siebie w korytarzu, żeby wiedzieć, że Jacuś opuścił stanowisko pracy. Czuła jego wzrok na pupie, to zaś zapowiadało ciekawy dalszy ciąg. Ale chwila pogaduch z Kaśką była teraz priorytetem.
- Co ty masz na sobie?
- Jak już pojechałaś, to wyrwałam od Anity kieckę.
- To na Jacusia?
- A skąd? Jacuś to by mnie wziął nawet w muzułmańskim namiocie. To na tego dupka w markecie, żeby ogarnąć moje zwolnienie. Ale to wcale nie było potrzebne. Wszystko ogarnęła pani Ewa.
- Kto to jest pani Ewa? Zresztą potem mi opowiesz, bo zaraz mam sesję fizjo z inną panią Ewą. Wracaj teraz mizdrzyć się do Jacusia. Jak skończę z panią Ewą, to przyjdę do sklepu. Zastąpię Jacusia, będziecie mieli pół godziny, bo potem mam następną klientkę.
- I co ja wtedy mam z nim zrobić?
- Nie udawaj idiotki. Lepiej mnie zapytaj gdzie. Możecie nawet tu w szatni, ale lepiej chyba w tej salce obok, są materace do ćwiczeń. Szefostwa dziś nie ma, pani od sprzątania już poszła, chata wolna.
- A ten Czarek, co mówiłaś?
- Też go nie ma, na szkoleniu jest.
***Ten sam wtorek, ZULU południe.
Anita wkroczyła do pokoju, w którym pracował Borek. Akurat coś klikał na klawiaturze w wielkim skupieniu wpatrzony w monitor.
- Kochanie, zrób sobie przerwę. Zjemy coś.
Gdy już szli sobie korytarzem trzymając się za ręce Borek nagle się zatrzymał i spytał z dużym zaciekawieniem:
- Gdzie ty mnie prowadzisz? Tam się teraz je?
- Tam się robi coś innego. Ale my zrobimy jeszcze coś innego. Mamy drobną zaległość, tak za wczoraj, nie uważasz?
- Myślałem, że już wyrośliśmy z takich akcji?
- Za dużo myślisz i gubisz romantyzm od tego myślenia.
- Romantyzm?
- Oj chodź już, nie marudź. Bo potem jeszcze musimy zdążyć faktycznie coś zjeść. No, ruchy mój książę, ruchy.
***Ten sam wtorek, ZULU popołudnie.
Roxy rzeczywiście miała urwanie pizdy, jak sama to elegancko, niezmiernie kulturalnie nazwała. Lista spraw do załatwienia jakoś nie chciała się kończyć. Na to nawet czary pani Ewy nie mogły nic poradzić. Po drodze zlustrowała dwa miejsca, gdziej sprzątały jej kobiety, odpuściła sobie tylko to, gdzie ekipą dowodziła Tamara. Co prawda było to najważniejsze zlecenie, ale pod okiem Tami spieprzenie czegokolwiek nie miało tam możliwości zaistnieć. Wreszcie jednak znalazła chwilę czasu na sprawy zasadnicze, jednak nie był to żaden seks, tylko rozpracowanie zawartości paczki zakupionej w mijanym po drodze fast foodzie. Roxy spokojnie, nienerwowo poruszała szczękami siedząc za kierownicą auta zaparkowanego na jakimś cudem znalezionym miejscu, wreszcie jej wzrok powoli, powoli zaczął spoczywać na telefonie umocowanym na desce rozdzielczej. Zanim jednak sięgnęła po niego, pogłaskała się po dekolcie, centralnie zaś po amulecie tam przebywającym, potem zaś sięgnęła do kieszeni, sprawdzając, czy nie wypadł z niej pistolet, nie na wodę bynajmniej, ani na żadne gumowe kulki. Bo magia magią, ale tradycyjne sposoby jej wsparcia uważała za konieczne, bo żarty dawno już się skończyły, przynajmniej poprzedniego dnia.
- Kaśka? Malina? Kaśka? Malina?
Właściwie było to bez żadnego znaczenia, ale pora było przetestować świeżo zapisany numer do tej pierwszej.
- No, co tam?
- ...
- Aha. Nie pokazał się mówisz? A wisiorek coś nadaje?
- ...
- Aha. Rozumiem, że Malina jest u ciebie? Jej amulet też jest cicho? Zresztą daj mi ją proszę na chwilę.
- ...
- Rozuuumiem. Co? Już drugi raz? Ja jestem pełna empatii, bo też uwielbiam ten sport, tylko jest jeden problem.
- ...
- Taki to, że ona tam ma wyjątkowo dziś się wcale nie bzykać, tylko ciebie asekurować, mieć uszy i oczy otwarte na wszystko.
- ...
- Akurat świetnie wiem, co ona może mieć teraz pootwierane, tylko że to naprawdę nie jest dobry moment ma takie otwarcia. Jak się pojawi, to jej powiedz, żeby do mnie zadzwoniła. Tylko jej nie mów, że ją chcę opieprzyć.
- ...
- Wiem, że i tak jej to powiesz, tylko skąd ta pewność, że ja ją na pewno chcę opieprzyć? To by było samobójstwo, bo tobie podpadnę.
- ...
- Dobrze, już. Nic jej nie mów. Sama później zadzwonię.
***Ten sam wtorek, ZULU późne popołudnie.
- No, Jacuś poszedł do domu, zostałyśmy same.
- Chciał mnie zaciągnąć ze sobą do tego domu, bo mu się spodobało, ale wyjaśniłam mu, że mamy tu jeszcze takie babskie sprawy, to się odpieprzył.
- Planujesz jakiś ciąg dalszy?
- Raczej nie, aż taki rewelacyjny to on nie był. A poza tym przecież znasz moją strategię co do facetów. To kiedy ten Czarek przyjdzie? Bo ja tak teoretycznie mam jeszcze dzień wolny, choć nie wiem, co na to Roxy.
- Czemu?
- Bo mam się zjawić w pracy, gdy już ogarnę formalności z tą poprzednią. Ogarnęłam dziś rano wszystko, poszło jak po analnym lubrykancie, takim wiesz, z najwyższej półki.
- O, właśnie. Miałaś opowiedzieć, jak to było.
- Wiesz co? Może najpierw zamkniemy budę, potem skoczymy coś zjeść, bo z tego wszystkiego to oprócz tego magicznego miso Anity, to ja jeszcze nic dziś nie jadłam.
- Chyba jeszcze nie zamkniemy.
Mówiąc to Kaśka chwyciła za amulet na dekolcie. Jednocześnie Malina wykonała podobny gest. Obie spojrzały w kierunku drzwi na ulicę.
- Chyba nie. Też to czuję.
- Schowaj się na razie na zaplecze. Jakby coś, to krzyknę na ciebie. No, już, kicaj. I zdejm te cholerne szpilki. Że też cię kręgosłup od nich nie boli, cały dzień w nich tak chodzisz.
- Dużo w nich nie chodziłam.
- W sumie prawda. Ale teraz znikaj.
Kaśka weszła za ladę, schyliła się i włożyła dłoń w zakamar, do którego nie zaglądał nigdy ani Jacuś, ani nawet pani od sprzątania. Wyjęła stamtąd klasyczną maczetę. Gdy wracała od Anity wpadła po drodze do domu, po czym przywiozła do pracy ów gadżet. Wytarła go z kurzu, którego pełno było w zakamarze i dotknęła palcem ostrza.
- Ałć!
Trzymając ten palec w ustach i dzierżąc w drugiej dłoni narzędzie rolnicze do ścinania trzciny cukrowej podeszła do drzwi. Amulet parzył jej kliwidż coraz mocniej. Drzwi skrzypnęły i do sklepu wszedł elegancko ubrany mężczyzna.
***Ten sam wtorek, ZULU dziesięć minut później.
Telefon Roxy zaśmiał się upiornie, ona zaś sięgnęła po niego szybciej, niż gotuje się szparag.
- Co jest Kasiu?
- ...
- Aha. Rozumiem. To znaczy nic nie rozumiem.
- ...
- Tak, już jadę.
Kobieta zawczasu starała się być jak najbliżej fit klubu, więc dojechała szybciej, niż gotuje się pęczek szparagów. Gdy weszła, odebrało jej mowę.
- Zamykaj szybko te drzwi! Na zasuwę!
Na ladzie siedziała Kaśka i tuliła do siebie spazmującą Malinę.
- Jak widzisz Roxuś, trochę tu napaprane, a ty akurat jesteś fachmanką od sprzątania, twoja firma ma znakomitą opinię na mieście.
- Był tu Jarek?
- W pewnym sensie jest nadal.
- Gdzie?
- Trochę tu, trochę tu. Sama widzisz. W takim syfie nie będzie można tu jutro pracować. Dasz radę to jakoś ogarnąć? Masz do dyspozycji mnie i swoją nową pracownicę, tylko jeszcze ją trzeba doprowadzić do stanu używalności. W gruncie rzeczy to dość delikatna dziewczyna, wrażliwa na niektóre widoki. Sprowadzanie większej ekipy nie wydaje mi się zbyt mądre.
- Daj mi pięć minut, bo ja też czasem bywam wrażliwa. Potem włączy mi się profesjonalny chłód. A naszej Malince daj to.
Roxy wyjęła z kieszeni małą fiolkę po pestkach konopi wypełnioną jakimś płynem. Malina uniosła głowę i rzuciła:
- Nie chcę żadnej chemii!
- Jaka znowu chemia, Malinko, siostrzyczko - czarowniczko? To tylko olejek cebede, ze szczyptą magii jako swego rodzaju dopalaczem. No, już mi lepiej. Kasiu, ty uzdatniaj Malinę, a ja się rozejrzę po tym całym waszym biznesie za jakimś konkretnym sprzętem.
***Ten sam wtorek, ZULU wieczór.
- No! Wykonałyśmy kawał porządnej, uczciwej roboty. Kasiu, ty byś się świetnie sprawdziła u mnie w firmie. Żart. A ty Malinko jutro masz oczywiście jeszcze wolne. Pozostaje tylko pan Jarek, coś trzeba z tym zrobić.
Roxy pokazała na plastikowy worek przy drzwiach. Kaśka wykonała dłonią langsam i odparła:
- Ja to biorę na siebie, a ty zawieź Malinę do domu. Kto dzwoni do Anity?
- Po co?
- Tak dla formalności, że już po sprawie. Żadnych detali rzecz jasna, żadnych otwartych tekstów.
- Mogę ja zadzwonić. Ciekawe, czy się bardziej wkurzy, czy bardziej ucieszy tą wiadomością?
- Dziś ucieszy, a jutro wkurzy, gdy się dowie tego wszystkiego. Taka fajna rzeźnia ją ominęła.
- Idziemy już?
Malina nie czekając na odpowiedź ruszyła do drzwi. Ruszyła boso niosąc ze sobą parę szpilek.
***Ten sam wtorek, ZULU ten sam wieczór.
- No, nie dłub już Boreczku, nie dłub. Ja mam już naprawdę dosyć na dzisiaj.
- Ja też.
- To czemu dłubiesz?
- Z rozpędu. Bo przecież nie z nudów.
...
- Ale on i tak ma u mnie ostry łomot. Ta twoja renowacja nic nie zmienia. Tak postanowiłam, tak będzie i już.
...
- Nadal myślę dupą, ale od tamtego czasu zmądrzała mi ta dupa.
...
- Co z tego ma być?
- Tarcze ekranujące.
- A tak po ludzku, mniej naukowo?
...
- Nie wiem, jak ona czaruje, ale walnąć w łeb potrafi nieźle.
...
- Czyli robimy trzy amulety. No, to do roboty!
***Wtorek, ZULU wczesny poranek.
- No, dziewczyny, chyba trochę się zagadałyśmy, a planu jak nie było, tak nie ma. Nawet wstępnego.
Mówiąc to Anita przeciągnęła się rozwlekle. Malina ziewnęła za to, ale mniej rozwlekle i dodała:
- Za to była wspaniała burza mózgów.
- Chyba w mózgach. Okrutne jest to wasze zielsko.
Roxy spojrzała na stolik pełen naczyń, a wśród nich też licznych akcesoriów stonerskich. Kaśka nie omieszkała zapytać:
- Moje lepsze, prawda?
- Lepsze, gorsze, pieprzenie. Przy takiej mieszance nijak się wcale rozeznać, co i jak klepie. Jedno jest pewne, że obie jesteście z Anitą growerki pierwsza klasa. Powinnyście połączyć siły i wtedy...
- Właśnie nie. Nie znasz się. My się wspieramy, ale przede wszystkim musimy konkurować, bo to nas motywuje do coraz lepszych wyników.
Kaśka spojrzała z uśmiechem na siedzącą obok Anitę i obie przybiły żółwika. Za to Roxy zmieniła temat:
- Lepiej pokaż nam, czego cię nauczyła Ciocia Lala.
- Niczego mnie nie nauczyła. Kazała tylko być sobą.
- I tak ma być, to jest najważniejsze. Malinka zrobi maślane oczka do niego, rozepnie się do pępa, bo taka jest Malinka, taki ma styl. Ale ty masz inny. Tylko popraw jedno. Patrz na Jarka tak, jakby chciał kupić hurtem najmniej chodliwy towar z tego waszego sklepu, bez morderczego błysku w oczach.
- Mam taki błysk?
Tu ożywiła się Malina:
- Oj masz. Pamiętasz, jak ostatnio przyczepił się do nas ten buc w kawiarni? Nie umiałam go spławić, wtedy ty się włączyłaś.
Odezwała się Ciocia Lala:
- Chciałabym to zobaczyć.
- Gdybym jej nie zatrzymała, to by go wypatroszyła.
Kaśka wzruszyła ramionami mówiąc:
- Bo jak moja Malinka mówi nie, to ma być nie!
- Jestem naprawdę wzruszona. Żeby wszystkie kobiety na świecie umiały się tak przyjaźnić. To wtedy...
- To wtedy wszystkie straciłybyśmy zajęcie, bo ten świat nie potrzebowałby czarownic. Byłyby zbędne.
- Jesteś tego pewna?
- Nie. Ale to fajnie zabrzmiało. Dobrze, moje panie. Mamy dwie godziny do wyjścia. Teraz trzeba ogarnąć to wszystko, włącznie z nami samymi. Są dwie łazienki na pięć dup. Kurwa, jaki tu bajzel na tym stole, po sobotniej imprezie takiego nie było.
- Na cztery dupy. Mnie się nigdzie nie spieszy. Pozwolisz mi chyba Anitko tu zostać i trochę odespać tą naszą sesję? Za to ja ci posprzątam ten bajzel, jak to elegancko raczyłaś nazwać. Tylko to zielsko schowaj, bo nie wiem, gdzie trzymasz takie rzeczy. Bo kuchnię już widziałam, wiem co i jak.
- Nie ma sprawy Ciociu Lalu. Klucze oddasz mamie, tam w drugim skrzydle domu. Uprzedzę ją, jak będziemy wychodzić. Tylko jeszcze jeden drobiazg.
Anita wstała, ruszyła do kuchni, po czym wróciła za chwilę niosąc niewielką salaterkę wypełnioną czymś wyglądającym jak pasta miso. Zaczerpnąwszy łyżeczką tej tajemniczej substancji podeszła do Kaśki.
- Buźka! Am! No...
- Co to za paskudztwo?
- Odświeżające śniadanie czarownic. Zero chemii, zero koksu. Tylko trochę ziółek plus szczypta magii. Będziesz jak nowo narodzona po tej zarwanej nocy. Śmiało! Tylko jedna łyżeczka za... Za Ciocię Lalę. Jedziemy, jedziemy, nie blokuj tej łyżeczki, dziewczyny czekają w kolejce.
***Ten sam wtorek, ZULU wczesne przedpołudnie.
Istnieje wiele stereotypów na temat wyglądu typowej czarownicy, ale pani Ewa nie pasowała do żadnego z nich. Sztukę mimikry wśród mugoli miała opanowaną do perfekcji, więc Malina wchodząc do jej mieszkania zobaczyła zwykłą biurwę. Jak najbardziej stereotypową zresztą. Biurwa od razu, bez żadnych wstępnych gier przystąpiła do rzeczy:
- Podpisz tutaj, czytelnie lub nieczytelnie i jedź do tego swojego marketu. Zaniesiesz im ten papier, z nikim nie gadaj, nie dyskutuj, tylko dzień dobry, proszę, dziękuję, do widzenia. Tylko te cztery magiczne słowa i pozamiatane.
- Co to jest?
- Wypowiedzenie pracy bez okresu wypowiedzenia.
- Ale tu nic nie ma, pusta kartka.
Pani Ewa spojrzała na Malinę sponad oldskulowych okularów, ciepło się do niej uśmiechnęła i odparła:
- Zaufaj mi, moje dziecko. Będzie dobrze.
***Ten sam wtorek, ZULU późne przedpołudnie.
- Tadam!
Zanim jednak Malina weszła do szatni na zapleczu fit klubu, przeparadowała przez sklep uroczo się uśmiechając do Jacusia urzędującego za ladą, który na jej widok wstał, zatrzasnął laptopa i wykrztusił:
- Kaśka chyba jest w szatni...
- Trafię, trafię.
Wcale nie musiała się oglądać za siebie w korytarzu, żeby wiedzieć, że Jacuś opuścił stanowisko pracy. Czuła jego wzrok na pupie, to zaś zapowiadało ciekawy dalszy ciąg. Ale chwila pogaduch z Kaśką była teraz priorytetem.
- Co ty masz na sobie?
- Jak już pojechałaś, to wyrwałam od Anity kieckę.
- To na Jacusia?
- A skąd? Jacuś to by mnie wziął nawet w muzułmańskim namiocie. To na tego dupka w markecie, żeby ogarnąć moje zwolnienie. Ale to wcale nie było potrzebne. Wszystko ogarnęła pani Ewa.
- Kto to jest pani Ewa? Zresztą potem mi opowiesz, bo zaraz mam sesję fizjo z inną panią Ewą. Wracaj teraz mizdrzyć się do Jacusia. Jak skończę z panią Ewą, to przyjdę do sklepu. Zastąpię Jacusia, będziecie mieli pół godziny, bo potem mam następną klientkę.
- I co ja wtedy mam z nim zrobić?
- Nie udawaj idiotki. Lepiej mnie zapytaj gdzie. Możecie nawet tu w szatni, ale lepiej chyba w tej salce obok, są materace do ćwiczeń. Szefostwa dziś nie ma, pani od sprzątania już poszła, chata wolna.
- A ten Czarek, co mówiłaś?
- Też go nie ma, na szkoleniu jest.
***Ten sam wtorek, ZULU południe.
Anita wkroczyła do pokoju, w którym pracował Borek. Akurat coś klikał na klawiaturze w wielkim skupieniu wpatrzony w monitor.
- Kochanie, zrób sobie przerwę. Zjemy coś.
Gdy już szli sobie korytarzem trzymając się za ręce Borek nagle się zatrzymał i spytał z dużym zaciekawieniem:
- Gdzie ty mnie prowadzisz? Tam się teraz je?
- Tam się robi coś innego. Ale my zrobimy jeszcze coś innego. Mamy drobną zaległość, tak za wczoraj, nie uważasz?
- Myślałem, że już wyrośliśmy z takich akcji?
- Za dużo myślisz i gubisz romantyzm od tego myślenia.
- Romantyzm?
- Oj chodź już, nie marudź. Bo potem jeszcze musimy zdążyć faktycznie coś zjeść. No, ruchy mój książę, ruchy.
***Ten sam wtorek, ZULU popołudnie.
Roxy rzeczywiście miała urwanie pizdy, jak sama to elegancko, niezmiernie kulturalnie nazwała. Lista spraw do załatwienia jakoś nie chciała się kończyć. Na to nawet czary pani Ewy nie mogły nic poradzić. Po drodze zlustrowała dwa miejsca, gdziej sprzątały jej kobiety, odpuściła sobie tylko to, gdzie ekipą dowodziła Tamara. Co prawda było to najważniejsze zlecenie, ale pod okiem Tami spieprzenie czegokolwiek nie miało tam możliwości zaistnieć. Wreszcie jednak znalazła chwilę czasu na sprawy zasadnicze, jednak nie był to żaden seks, tylko rozpracowanie zawartości paczki zakupionej w mijanym po drodze fast foodzie. Roxy spokojnie, nienerwowo poruszała szczękami siedząc za kierownicą auta zaparkowanego na jakimś cudem znalezionym miejscu, wreszcie jej wzrok powoli, powoli zaczął spoczywać na telefonie umocowanym na desce rozdzielczej. Zanim jednak sięgnęła po niego, pogłaskała się po dekolcie, centralnie zaś po amulecie tam przebywającym, potem zaś sięgnęła do kieszeni, sprawdzając, czy nie wypadł z niej pistolet, nie na wodę bynajmniej, ani na żadne gumowe kulki. Bo magia magią, ale tradycyjne sposoby jej wsparcia uważała za konieczne, bo żarty dawno już się skończyły, przynajmniej poprzedniego dnia.
- Kaśka? Malina? Kaśka? Malina?
Właściwie było to bez żadnego znaczenia, ale pora było przetestować świeżo zapisany numer do tej pierwszej.
- No, co tam?
- ...
- Aha. Nie pokazał się mówisz? A wisiorek coś nadaje?
- ...
- Aha. Rozumiem, że Malina jest u ciebie? Jej amulet też jest cicho? Zresztą daj mi ją proszę na chwilę.
- ...
- Rozuuumiem. Co? Już drugi raz? Ja jestem pełna empatii, bo też uwielbiam ten sport, tylko jest jeden problem.
- ...
- Taki to, że ona tam ma wyjątkowo dziś się wcale nie bzykać, tylko ciebie asekurować, mieć uszy i oczy otwarte na wszystko.
- ...
- Akurat świetnie wiem, co ona może mieć teraz pootwierane, tylko że to naprawdę nie jest dobry moment ma takie otwarcia. Jak się pojawi, to jej powiedz, żeby do mnie zadzwoniła. Tylko jej nie mów, że ją chcę opieprzyć.
- ...
- Wiem, że i tak jej to powiesz, tylko skąd ta pewność, że ja ją na pewno chcę opieprzyć? To by było samobójstwo, bo tobie podpadnę.
- ...
- Dobrze, już. Nic jej nie mów. Sama później zadzwonię.
***Ten sam wtorek, ZULU późne popołudnie.
- No, Jacuś poszedł do domu, zostałyśmy same.
- Chciał mnie zaciągnąć ze sobą do tego domu, bo mu się spodobało, ale wyjaśniłam mu, że mamy tu jeszcze takie babskie sprawy, to się odpieprzył.
- Planujesz jakiś ciąg dalszy?
- Raczej nie, aż taki rewelacyjny to on nie był. A poza tym przecież znasz moją strategię co do facetów. To kiedy ten Czarek przyjdzie? Bo ja tak teoretycznie mam jeszcze dzień wolny, choć nie wiem, co na to Roxy.
- Czemu?
- Bo mam się zjawić w pracy, gdy już ogarnę formalności z tą poprzednią. Ogarnęłam dziś rano wszystko, poszło jak po analnym lubrykancie, takim wiesz, z najwyższej półki.
- O, właśnie. Miałaś opowiedzieć, jak to było.
- Wiesz co? Może najpierw zamkniemy budę, potem skoczymy coś zjeść, bo z tego wszystkiego to oprócz tego magicznego miso Anity, to ja jeszcze nic dziś nie jadłam.
- Chyba jeszcze nie zamkniemy.
Mówiąc to Kaśka chwyciła za amulet na dekolcie. Jednocześnie Malina wykonała podobny gest. Obie spojrzały w kierunku drzwi na ulicę.
- Chyba nie. Też to czuję.
- Schowaj się na razie na zaplecze. Jakby coś, to krzyknę na ciebie. No, już, kicaj. I zdejm te cholerne szpilki. Że też cię kręgosłup od nich nie boli, cały dzień w nich tak chodzisz.
- Dużo w nich nie chodziłam.
- W sumie prawda. Ale teraz znikaj.
Kaśka weszła za ladę, schyliła się i włożyła dłoń w zakamar, do którego nie zaglądał nigdy ani Jacuś, ani nawet pani od sprzątania. Wyjęła stamtąd klasyczną maczetę. Gdy wracała od Anity wpadła po drodze do domu, po czym przywiozła do pracy ów gadżet. Wytarła go z kurzu, którego pełno było w zakamarze i dotknęła palcem ostrza.
- Ałć!
Trzymając ten palec w ustach i dzierżąc w drugiej dłoni narzędzie rolnicze do ścinania trzciny cukrowej podeszła do drzwi. Amulet parzył jej kliwidż coraz mocniej. Drzwi skrzypnęły i do sklepu wszedł elegancko ubrany mężczyzna.
***Ten sam wtorek, ZULU dziesięć minut później.
Telefon Roxy zaśmiał się upiornie, ona zaś sięgnęła po niego szybciej, niż gotuje się szparag.
- Co jest Kasiu?
- ...
- Aha. Rozumiem. To znaczy nic nie rozumiem.
- ...
- Tak, już jadę.
Kobieta zawczasu starała się być jak najbliżej fit klubu, więc dojechała szybciej, niż gotuje się pęczek szparagów. Gdy weszła, odebrało jej mowę.
- Zamykaj szybko te drzwi! Na zasuwę!
Na ladzie siedziała Kaśka i tuliła do siebie spazmującą Malinę.
- Jak widzisz Roxuś, trochę tu napaprane, a ty akurat jesteś fachmanką od sprzątania, twoja firma ma znakomitą opinię na mieście.
- Był tu Jarek?
- W pewnym sensie jest nadal.
- Gdzie?
- Trochę tu, trochę tu. Sama widzisz. W takim syfie nie będzie można tu jutro pracować. Dasz radę to jakoś ogarnąć? Masz do dyspozycji mnie i swoją nową pracownicę, tylko jeszcze ją trzeba doprowadzić do stanu używalności. W gruncie rzeczy to dość delikatna dziewczyna, wrażliwa na niektóre widoki. Sprowadzanie większej ekipy nie wydaje mi się zbyt mądre.
- Daj mi pięć minut, bo ja też czasem bywam wrażliwa. Potem włączy mi się profesjonalny chłód. A naszej Malince daj to.
Roxy wyjęła z kieszeni małą fiolkę po pestkach konopi wypełnioną jakimś płynem. Malina uniosła głowę i rzuciła:
- Nie chcę żadnej chemii!
- Jaka znowu chemia, Malinko, siostrzyczko - czarowniczko? To tylko olejek cebede, ze szczyptą magii jako swego rodzaju dopalaczem. No, już mi lepiej. Kasiu, ty uzdatniaj Malinę, a ja się rozejrzę po tym całym waszym biznesie za jakimś konkretnym sprzętem.
***Ten sam wtorek, ZULU wieczór.
- No! Wykonałyśmy kawał porządnej, uczciwej roboty. Kasiu, ty byś się świetnie sprawdziła u mnie w firmie. Żart. A ty Malinko jutro masz oczywiście jeszcze wolne. Pozostaje tylko pan Jarek, coś trzeba z tym zrobić.
Roxy pokazała na plastikowy worek przy drzwiach. Kaśka wykonała dłonią langsam i odparła:
- Ja to biorę na siebie, a ty zawieź Malinę do domu. Kto dzwoni do Anity?
- Po co?
- Tak dla formalności, że już po sprawie. Żadnych detali rzecz jasna, żadnych otwartych tekstów.
- Mogę ja zadzwonić. Ciekawe, czy się bardziej wkurzy, czy bardziej ucieszy tą wiadomością?
- Dziś ucieszy, a jutro wkurzy, gdy się dowie tego wszystkiego. Taka fajna rzeźnia ją ominęła.
- Idziemy już?
Malina nie czekając na odpowiedź ruszyła do drzwi. Ruszyła boso niosąc ze sobą parę szpilek.
***Ten sam wtorek, ZULU ten sam wieczór.
- No, nie dłub już Boreczku, nie dłub. Ja mam już naprawdę dosyć na dzisiaj.
- Ja też.
- To czemu dłubiesz?
- Z rozpędu. Bo przecież nie z nudów.
- A ja głupia myślałam, że ty tak z miłości.
- Teraz ty za dużo myślisz, a od tego się właśnie głupieje.
Nagle zadzwonił telefon. Anita wtulona dotąd w Borka wyzwoliła się z jego objęć, wstała z łóżka i sięgnęła po aparat leżący na stole.
- Co tam?
- ...
- Aha. No, to doskonale. A coś dokładniej?
- ...
- Rozumiem. To jutro się spotkamy, opowiecie mi to.
- ...
- Nie. Tylko na mieście i tylko na krótko.
- ...
- Po prostu potem mam bardzo ważne sprawy w domu.
Mówiąc to odwróciła się do Borka, pocałowała go na odległość i zakolebała zmysłowo biodrami. Gdy odłożyła telefon, mężczyzna zapytał:
- Co jest? Co się dzieje?
- Nic. Takie tam babskie sprawy.
***Ten sam wtorek, ZULU wczesna noc.
Ciocia Lala patrzyła w kryształową kulę, skupiona na niej niczym kibic na ekranie telewizora podczas ważnego meczu. Gdy już seans się zakończył, nakryła ją czarną aksamitną serwetą, po czym oświadczyła do maneki neko machającego łapką na szafce:
- One kiedyś z niej zrobią czarownicę. Tylko ja wcale nie jestem taka pewna, czy to jest dobry pomysł.
KONIEC
Nagle zadzwonił telefon. Anita wtulona dotąd w Borka wyzwoliła się z jego objęć, wstała z łóżka i sięgnęła po aparat leżący na stole.
- Co tam?
- ...
- Aha. No, to doskonale. A coś dokładniej?
- ...
- Rozumiem. To jutro się spotkamy, opowiecie mi to.
- ...
- Nie. Tylko na mieście i tylko na krótko.
- ...
- Po prostu potem mam bardzo ważne sprawy w domu.
Mówiąc to odwróciła się do Borka, pocałowała go na odległość i zakolebała zmysłowo biodrami. Gdy odłożyła telefon, mężczyzna zapytał:
- Co jest? Co się dzieje?
- Nic. Takie tam babskie sprawy.
***Ten sam wtorek, ZULU wczesna noc.
Ciocia Lala patrzyła w kryształową kulę, skupiona na niej niczym kibic na ekranie telewizora podczas ważnego meczu. Gdy już seans się zakończył, nakryła ją czarną aksamitną serwetą, po czym oświadczyła do maneki neko machającego łapką na szafce:
- One kiedyś z niej zrobią czarownicę. Tylko ja wcale nie jestem taka pewna, czy to jest dobry pomysł.
KONIEC
Jarka z pewnoscia nikt nie lubil, nikt nie kochal i zakladamy, ze nikt nie bedzie go szukal. A policja tak szybko jak rozpocznie sledztwo. tak szybko je tez zamknie. Niebezpieczne czarownice.
OdpowiedzUsuńakurat wyrwanie chwasta obyło się bez czarów... jedna wyrwała, druga posprzątała, ta pierwsza zresztą nie była czarownicą, dopiero będzie, tylko jeszcze o tym nie wie... i o co tyle wrzasku?...
UsuńJaki wrzask? O co ci biega?
UsuńMyślę sobie tylko, że męski świat gamoni przedstawiasz.
Borek nigdy nie zorientowany, bo ta jego Lady mówi mu non- stop, że to babskie sprawy, więc prawdopodobnie " gamoń" nie zrozumie, nie będzie zainteresowany, odpuści... a tam już morderstwo w tle.
Drugi na zapleczu puka się z adeptką do czarodziejstwa i też opuszcza spokojnie przybytek, w którym za moment rozegra się rzeźnia.
Trzeci gamoń pędzi w objęcia maczety, myśląc o pukanku.
Babka tylko biodrami namiętnie zabuja i ...prysły zmysły- myślenie poszło się paść.
Ot i tacy gamonie przez tysiąclecia rządzili światem.
wzmiankę o "wrzasku" wzięłaś do siebie, ksobna Kobieto?...
Usuńno, ale to nie mój problem, mniejsza z tym :)
to może jest nie tyle męski świat, tylko babski widziany przez porąbane okulary chłopa, też gamonia zresztą, niejako z definicji, bo to chłop...
okay, ale wróćmy do detali... czy tam było morderstwo?... myślę, że te dupencje tak tego nie postrzegały, tylko jako przywracanie świata do stanu równowagi, którą gamonie wciąż psują, LOL...
No pojechałeś ostro, niezły horror, gość w kawałkach pewnie, skoro maczeta taka ostra? Ale to koniec? szkoda...
OdpowiedzUsuńtej historyjki raczej koniec, ten pomysł jakby się wyczerpał, ale całego cyklu o czarownicach bynajmniej kończyć nie zamierzam :)
UsuńDwa razy ten tekst twój musiałam przeczytać , bo oniemiałam z wrażenia . Zaskoczył mnie taki rozwój akcji . Za pierwszym razem stwierdziłam ,że to jest mega za ostre choć maga damskiego bokserwa nie polubiłam ,ale z drugiej strony znając facetów ,że jak dostaną w mordę od kobiety to szukają zemsty i nie odpuszczą ,więc Kaśka nie miała chyba wyboru . Zgadzam się tutaj z Ciocią Lalą, że jeśli Kaśka zostanie czarownicą, to może zrobić niezły rozpierdol .
OdpowiedzUsuńno tak, bo gdyby ten cały Jarek został potraktowany nieco łagodniej, to i tak pewnie by się potem odgrywał i w końcu by został ubity w kolejnym sequelu numer "TRZY", a mnie się już ten wątek trochę znudził i nie chce mi się konstruować tego sequela...
Usuńza to z Kaśką sprawa faktycznie robi się rozwojowa, choć wcale nie jest wykluczone, że podczas i na skutek dalszej (ewentualnej) praktyki magii ta Walkiria może wysubtelnieć... jakby nie było, ona nie zawsze jest hardkorowym tłukiem, czule przytulić też umie...
Ostry koniec. Fajnie, że temat czarownic pociagniesz.
OdpowiedzUsuńcykl już istnieje od pewnego czasu, zaczął się od serialu sci-fi w zeszłym roku, w którym wątek czarownic z pobocznego stał się po drodze głównym, postać pierwszoplanowa drugo, a czasem nawet trzecioplanową i tak już zostało...
UsuńCzyli tak się rozgrywają morderstwa, których sprawców potem nikt nie może znaleźć. No cóż, mam wrażenie, że kara trochę niewspółmierna do przestępstwa. A Kaśka to jakaś psychopatka, skoro przerobiła faceta na części zamiast dźgnąć ze dwa- trzy razy.
OdpowiedzUsuńmożna by rzec, że perfekcjonistka: jak coś robić, to porządnie :)
Usuń"Był tu Jarek?
OdpowiedzUsuń- W pewnym sensie jest nadal.
- Gdzie?
- Trochę tu, trochę tu."
Dobre
Co to kliwidż
fonetycznie ang. - cleavage...
UsuńTen fragment był najlepszy :P
Usuń@R.A.C...
Usuńwciąż sobie wyobrażam filmową wersję: głos, intonację, mimikę i mowę ciała Kaśki podczas tego dialogu :)