Niniejszą ekspresję artystyczną dedykuję swojej osobistej zacnej, tudzież nadobnej Lady 💓, która od pewnego czasu truje mi tyłek, żebym popełnił coś tam na temat chowańców, bo ich ponoć mocno brakuje w całym cyklu.
Leżący na wielkim łóżku równie wielki Adaśko uważnie studiował detale i ruchy ciała Kaśki, która to dosiadła go na odwrotnego jeźdźca. Widok okraszało nieco krwi, gdyż Maczeta miała akurat okres, ale menstruacyjne tabu nigdy dla obojga nie stanowiło żadnego problemu. Kolos czule gładził kobietę po pupie, co chwila też wymierzając jej klapsa. Mimo tego, że jego wielkie jak bochny dawnego chleba dłonie potrafiły były takim klapsem przetrącić wiedźmie cały kościec, to przy tej sytuacji działały one nadzwyczaj delikatnie. W pewnym momencie jej ciało nagle wyprostowało się, znieruchomiało, przebiegł przez nie wyraźnie wyraźny dreszcz, po czym opadło do przodu centralnie na jego nogi. Towarzyszyło temu równie wyraźne westchnienie:
- Ożeszjapierdolę!!! Jak ja cię zwierzu kocham...
Po chwili Kaśka uwolniła Daśka od swojego ciężaru, którego on zapewne za bardzo nie czuł jako zbyt wielki, przekonfigurowała się na kolanach, pochyliła się mając zamiar go pocałować, gdy nagle on zapytał, ni z gruchy, ni z pietruchy:
- Co to jest tam na suficie?
Podążyła głową za jego wzrokiem:
- To? Mówiłam ci już przecież. Nie interesuj się teraz.
Spojrzała na niego i dodała:
- No? Nie gap się tam, tylko mnie rozwiąż.
Akurat było z czego, bo czarownica od talii w górę była opleciona sznurem niczym szynka parmeńska, zaś ręce miała skrępowane na plecach. Gdy ją uwalniał ponagliła go mówiąc:
- Co jest z tobą? Supeł za trudny? Było tak nie motać.
Więzy wreszcie opadły, wtedy Kaśka sięgnęła po leżącą nieopodal frotkę i upięła nią włosy. Potem zwinąwszy się w kłębek odwróciła się tyłem do niego i pochyliła głowę. Przy okazji warknęła:
- Tylko nigdzie mi się teraz nie spiesz. Mamy jeszcze sporo do zrobienia. Dopiero się zaczynam rozkręcać, moloszku ty mój.
Adaśko wsunął palce między jej pośladki i znów spojrzał na sufit...
Jako, że Czarownice nie są cyklem opowiadań dla dorosłych, tylko są cyklem opowiadań dla dorosłych, to nie będziemy się już zajmować podglądem miłości Kaśki i Adaśka, tylko skupmy uwagę na tym, co dobroduszny olbrzym, koneser dobrego piwa i kaśkowej kobiecości zobaczył na suficie.
Cała sprawa zaczęła się jakieś kilka tygodni wcześniej, kiedy Mala z Mirkiem tworzyli kochającą się parę i nikomu do głowy nie przychodził nagły rozpad tego związku. Po jakimś sabacie cztery wiedźmy siedziały sobie u Anity w salonie, piąta zaś, centralnie Mala, jak zwykle chętna do pomocy, krzątała się w kuchni niczym pszczółka szykując dla wszystkich jakieś napoje, ciasteczka, czy inne orzeszki używane podczas rozmów. Gdy już weszła niosąc pełną tacę, a Roxy sięgnęła po wapka, aby nabić go medycznym Zielem, zapytała z głupia frant:
- Laski, co to jest stosunek przerywany?
Malina parsknęła śmiechem, Kaśka spojrzała ze zdumieniem po wszystkich, zaś Roxy odpowiedziała, również okazując wesołość:
- To jest wtedy, gdy Mirek ci liże piczkę, a sąsiad z góry zaleje mieszkanie, woda zacznie kapać mu na dupę, a on uzna, że nie czas teraz na miłość, tylko trzeba jakoś ogarnąć tą sytuację.
- Ale jak wam granat wpadnie do kuchni, jeśli on cię posuwa w tej kuchni. Albo jak mu za dobrze obciągasz i oprócz fiuta serce mu stanie do pary. Przerwanie jest wtedy gwarantowane,
To dodała Malina, za to Anita skrzywiła się z niesmakiem mówiąc:
- Nie, dziewczyny nie drzyjcie z niej łacha, bo to ona akurat wie. Ja ci to Maleczko wyjaśnię naukowo. Stosunek przerywany to jest takie archaiczne określenie seksuologiczne na pewną technikę miłości po katolicku. Ponoć zabronioną zresztą.
- Jak to jest po katolicku?
- To jest jak chłop penetruje babę tam na dole, bynajmniej nie palcem. Według tej dziwnej zresztą ideologii podobno za bardzo nie wolno inaczej się kochać. Teoretycznie powinien strzelić do środka, tak mu każe ta jego religia, ale akurat nie robi tego. Gdy już prawie dochodzi, to nagle przestaje, pełen popłochu wyciąga swoje narzędzie ze śmiercią w oczach i finiszuje jej na brzuch. Widziałaś to pewnie na niektórych filmach dla dorosłych. Strasznie frajerska akcja moim zdaniem. Ale to już kwestia gustu.
Mala jakby się zamyśliła na chwilę i odparła:
- Acha, już rozumiem. Rzeczywiście dziwne jakieś. My z Mirkiem tak nie robimy, my najczęściej robimy tak, że...
- Młoda, może nam tu nie opowiadaj, jak wy to robicie, co?
Przerwała dziewczynie Anita, Kaśka zaś dodała:
- Mnie też to za bardzo nie interesuje.
Za to Roxy zaprostestowała:
- Nie, dlaczego? Takie opowieści zawsze są ciekawe.
Poparła ją szybko Malina:
- No! Bo Nitka to ona zawsze taka prudernica jest.
Anita pomachała ręką i odparła:
- To pogadajcie sobie potem o tym razem, we trójkę. Turbinko kochanie, masz może jeszcze jakieś inne pytania?
- Akurat mam. Na inny temat. Któraś znajoma siostra mi ostatnio wciskała, że każda z nas musi mieć chowańca. Mnie to się nie wydaje, zresztą Ciocia Lala nigdy mi tego nie mówiła.
Anita wzruszyła ramionami mówiąc:
- Bo Ciocia Lala sama nie ma chowańca. Ciągle gdzieś jeździ po świecie, to tylko same kłopoty z takim. Zostawić źle, wozić też źle.
Malina pisnęła nagle:
- Chyba, że wesz łonowa.
Nita spojrzała na nią z politowaniem.
- Lalka, pojebało cię? Sama jesteś jak wesz łonowa.
Jako, że wapek z Ziołem już krążył, to dodała:
- Ruda, coś ty dosypała do tego stuffu? Bo pieprzy jak potłuczona. Primo, to Ciocia Lala się myje. Kiedyś było inaczej. Poziom higieny był marny, więc my też nie zawsze byłyśmy zbytnio czyste. Po sekundo, to robale się nie liczą. Nie nadają się na chowańców. Po trzecie, to nie ma obowiązku mienia chowańców. Dawniej siostry były bardziej stacjonarne. To sprzyjało, żeby jakąś gadzinę mieć przy dupie, żeby coś się pętało po domu. Ale nie był to nigdy żaden mus. Teraz nie jest tym bardziej.
Znowu wtarła się Malina:
- Ja mam kota. Właściwie to jest kotka mojej i Borka mamy. Ale mamy takie magiczne relacje, że działa ze mną jako chowaniec.
- Przecież wiemy, Zdzirkę znamy wszystkie.
Roxy dodała:
- Twojego Dredka też znamy. Właśnie się tu teleportował.
Faktycznie, przez salon majestatycznie kroczył wielki, kudłaty, srebrny kocur systemu miałkun. Z miną kota wiedzącego, czego chce za cel obrał sobie Malę, po czym uplasował swoje około pół miliarda mas Plancka na jej kolanach. Turbi wczepiła weń dłonie, wtuliła weń też buzię, zaś on się uruchomił niczym przedpotopowy traktor napędzany nierafinowaną ropą naftową. Za to Ruda dodała:
- Koty są najlepsze, najmagiczniejsze. Ale ja mam Miśka.
Anita zaoponowała:
- Nagie małpiszony się nie liczą. Twój Misiek to nie chowaniec, tylko raczej jebaniec. Nie używasz go przecież do czarów, tylko do tonizowania mrówek w dupie. Czy też motyli w brzuchu, jak to mawiają dobrze wytresowane pensjonarki.
- Bo ja nie mam warunków na kota.
- Nie musi być kot. Możesz mieć czarną wdowę.
- Mówiłaś, że robale się nie nadają.
- Pająk to nie robal. Pająk to zjawisko.
- Ale pająki i tak się nie nadają. Ciocia Lala kiedyś mówiła. One mają zajebistą moc, ale dla nas jest ona niekompatybilna. Pająk może być dobrym kumplem, ale chowańcem nie bardzo. Zresztą ty to wiesz, jesteś lepsza w teorii magii. To nie wiem czemu teraz pokręciłaś z tym pająkiem.
- Może temu?
Anita uniosła dłoń z wapkiem, który właśnie do niej trafił. Nagle ożywiła się Mala oświadczając miastu i światu:
- Pająka, taką piękną czarną wdowę, to ja bym chętnie sobie wytatuowała. Kiedyś nawet to zrobiłam, tak tylko tymczasowo, zaklęciem metamorfo. Ale Mirek miał minę. Bo wiecie, gdzie ja sobie to zrobiłam?
- Powiedzmy, że domyślamy się.
Odparła Anita i dodała z pewnym rozmarzeniem:
- Uwielbiam się tak wszędzie wzorkować przed...
Malina przerwała jej szybko:
- Aha, Nitka hipokrytka. Jak Mala chce coś opowiedzieć o sobie na pewne tematy, to źle. Ale jak ty się zaczynasz zapodawać, to jest już dobrze i nic się nie dzieje.
- Skąd ty wiesz, co ja chciałam powiedzieć?
- Bo wiem. Wiem nawet to, gdzie i jaki tatuaż metamorfo sobie zrobiłaś przed niedawnym dupczeniem się. Borek to przecież mój brat, czyżbyś nagle zapomniała? On wszystko mi mówi, jak brat ukochanej siostrzyczce. Spróbowałby tylko nie powiedzieć. Kropla verakoli od razu odmyka mu dziób. Muszę kontrolować, jak moja najdroższa bratowa dba o niego.
Temat dalszej rozmowy stanowczo odbiegł od kwestii chowańców, zaś cała rozmowa została raczej zapomniana, jak wiele innych, które nasze wiedźmy ze sobą prowadzą. Potem zresztą była znana historia rozstania Mali i Mirka, która mocno przykryła inne sprawy. Jednak raczej milcząca tego dnia Kaśka coś jednak zapamiętała, coś jej utkwiło. Jednakże o tym, co się potem wydarzyło, po kilku tygodniach, opowie druga część tej historyjki.
Do fotki zapozował jeden z naszych autorowych kocurniaków.
- Ożeszjapierdolę!!! Jak ja cię zwierzu kocham...
Po chwili Kaśka uwolniła Daśka od swojego ciężaru, którego on zapewne za bardzo nie czuł jako zbyt wielki, przekonfigurowała się na kolanach, pochyliła się mając zamiar go pocałować, gdy nagle on zapytał, ni z gruchy, ni z pietruchy:
- Co to jest tam na suficie?
Podążyła głową za jego wzrokiem:
- To? Mówiłam ci już przecież. Nie interesuj się teraz.
Spojrzała na niego i dodała:
- No? Nie gap się tam, tylko mnie rozwiąż.
Akurat było z czego, bo czarownica od talii w górę była opleciona sznurem niczym szynka parmeńska, zaś ręce miała skrępowane na plecach. Gdy ją uwalniał ponagliła go mówiąc:
- Co jest z tobą? Supeł za trudny? Było tak nie motać.
Więzy wreszcie opadły, wtedy Kaśka sięgnęła po leżącą nieopodal frotkę i upięła nią włosy. Potem zwinąwszy się w kłębek odwróciła się tyłem do niego i pochyliła głowę. Przy okazji warknęła:
- Tylko nigdzie mi się teraz nie spiesz. Mamy jeszcze sporo do zrobienia. Dopiero się zaczynam rozkręcać, moloszku ty mój.
Adaśko wsunął palce między jej pośladki i znów spojrzał na sufit...
Jako, że Czarownice nie są cyklem opowiadań dla dorosłych, tylko są cyklem opowiadań dla dorosłych, to nie będziemy się już zajmować podglądem miłości Kaśki i Adaśka, tylko skupmy uwagę na tym, co dobroduszny olbrzym, koneser dobrego piwa i kaśkowej kobiecości zobaczył na suficie.
Cała sprawa zaczęła się jakieś kilka tygodni wcześniej, kiedy Mala z Mirkiem tworzyli kochającą się parę i nikomu do głowy nie przychodził nagły rozpad tego związku. Po jakimś sabacie cztery wiedźmy siedziały sobie u Anity w salonie, piąta zaś, centralnie Mala, jak zwykle chętna do pomocy, krzątała się w kuchni niczym pszczółka szykując dla wszystkich jakieś napoje, ciasteczka, czy inne orzeszki używane podczas rozmów. Gdy już weszła niosąc pełną tacę, a Roxy sięgnęła po wapka, aby nabić go medycznym Zielem, zapytała z głupia frant:
- Laski, co to jest stosunek przerywany?
Malina parsknęła śmiechem, Kaśka spojrzała ze zdumieniem po wszystkich, zaś Roxy odpowiedziała, również okazując wesołość:
- To jest wtedy, gdy Mirek ci liże piczkę, a sąsiad z góry zaleje mieszkanie, woda zacznie kapać mu na dupę, a on uzna, że nie czas teraz na miłość, tylko trzeba jakoś ogarnąć tą sytuację.
- Ale jak wam granat wpadnie do kuchni, jeśli on cię posuwa w tej kuchni. Albo jak mu za dobrze obciągasz i oprócz fiuta serce mu stanie do pary. Przerwanie jest wtedy gwarantowane,
To dodała Malina, za to Anita skrzywiła się z niesmakiem mówiąc:
- Nie, dziewczyny nie drzyjcie z niej łacha, bo to ona akurat wie. Ja ci to Maleczko wyjaśnię naukowo. Stosunek przerywany to jest takie archaiczne określenie seksuologiczne na pewną technikę miłości po katolicku. Ponoć zabronioną zresztą.
- Jak to jest po katolicku?
- To jest jak chłop penetruje babę tam na dole, bynajmniej nie palcem. Według tej dziwnej zresztą ideologii podobno za bardzo nie wolno inaczej się kochać. Teoretycznie powinien strzelić do środka, tak mu każe ta jego religia, ale akurat nie robi tego. Gdy już prawie dochodzi, to nagle przestaje, pełen popłochu wyciąga swoje narzędzie ze śmiercią w oczach i finiszuje jej na brzuch. Widziałaś to pewnie na niektórych filmach dla dorosłych. Strasznie frajerska akcja moim zdaniem. Ale to już kwestia gustu.
Mala jakby się zamyśliła na chwilę i odparła:
- Acha, już rozumiem. Rzeczywiście dziwne jakieś. My z Mirkiem tak nie robimy, my najczęściej robimy tak, że...
- Młoda, może nam tu nie opowiadaj, jak wy to robicie, co?
Przerwała dziewczynie Anita, Kaśka zaś dodała:
- Mnie też to za bardzo nie interesuje.
Za to Roxy zaprostestowała:
- Nie, dlaczego? Takie opowieści zawsze są ciekawe.
Poparła ją szybko Malina:
- No! Bo Nitka to ona zawsze taka prudernica jest.
Anita pomachała ręką i odparła:
- To pogadajcie sobie potem o tym razem, we trójkę. Turbinko kochanie, masz może jeszcze jakieś inne pytania?
- Akurat mam. Na inny temat. Któraś znajoma siostra mi ostatnio wciskała, że każda z nas musi mieć chowańca. Mnie to się nie wydaje, zresztą Ciocia Lala nigdy mi tego nie mówiła.
Anita wzruszyła ramionami mówiąc:
- Bo Ciocia Lala sama nie ma chowańca. Ciągle gdzieś jeździ po świecie, to tylko same kłopoty z takim. Zostawić źle, wozić też źle.
Malina pisnęła nagle:
- Chyba, że wesz łonowa.
Nita spojrzała na nią z politowaniem.
- Lalka, pojebało cię? Sama jesteś jak wesz łonowa.
Jako, że wapek z Ziołem już krążył, to dodała:
- Ruda, coś ty dosypała do tego stuffu? Bo pieprzy jak potłuczona. Primo, to Ciocia Lala się myje. Kiedyś było inaczej. Poziom higieny był marny, więc my też nie zawsze byłyśmy zbytnio czyste. Po sekundo, to robale się nie liczą. Nie nadają się na chowańców. Po trzecie, to nie ma obowiązku mienia chowańców. Dawniej siostry były bardziej stacjonarne. To sprzyjało, żeby jakąś gadzinę mieć przy dupie, żeby coś się pętało po domu. Ale nie był to nigdy żaden mus. Teraz nie jest tym bardziej.
Znowu wtarła się Malina:
- Ja mam kota. Właściwie to jest kotka mojej i Borka mamy. Ale mamy takie magiczne relacje, że działa ze mną jako chowaniec.
- Przecież wiemy, Zdzirkę znamy wszystkie.
Roxy dodała:
- Twojego Dredka też znamy. Właśnie się tu teleportował.
Faktycznie, przez salon majestatycznie kroczył wielki, kudłaty, srebrny kocur systemu miałkun. Z miną kota wiedzącego, czego chce za cel obrał sobie Malę, po czym uplasował swoje około pół miliarda mas Plancka na jej kolanach. Turbi wczepiła weń dłonie, wtuliła weń też buzię, zaś on się uruchomił niczym przedpotopowy traktor napędzany nierafinowaną ropą naftową. Za to Ruda dodała:
- Koty są najlepsze, najmagiczniejsze. Ale ja mam Miśka.
Anita zaoponowała:
- Nagie małpiszony się nie liczą. Twój Misiek to nie chowaniec, tylko raczej jebaniec. Nie używasz go przecież do czarów, tylko do tonizowania mrówek w dupie. Czy też motyli w brzuchu, jak to mawiają dobrze wytresowane pensjonarki.
- Bo ja nie mam warunków na kota.
- Nie musi być kot. Możesz mieć czarną wdowę.
- Mówiłaś, że robale się nie nadają.
- Pająk to nie robal. Pająk to zjawisko.
- Ale pająki i tak się nie nadają. Ciocia Lala kiedyś mówiła. One mają zajebistą moc, ale dla nas jest ona niekompatybilna. Pająk może być dobrym kumplem, ale chowańcem nie bardzo. Zresztą ty to wiesz, jesteś lepsza w teorii magii. To nie wiem czemu teraz pokręciłaś z tym pająkiem.
- Może temu?
Anita uniosła dłoń z wapkiem, który właśnie do niej trafił. Nagle ożywiła się Mala oświadczając miastu i światu:
- Pająka, taką piękną czarną wdowę, to ja bym chętnie sobie wytatuowała. Kiedyś nawet to zrobiłam, tak tylko tymczasowo, zaklęciem metamorfo. Ale Mirek miał minę. Bo wiecie, gdzie ja sobie to zrobiłam?
- Powiedzmy, że domyślamy się.
Odparła Anita i dodała z pewnym rozmarzeniem:
- Uwielbiam się tak wszędzie wzorkować przed...
Malina przerwała jej szybko:
- Aha, Nitka hipokrytka. Jak Mala chce coś opowiedzieć o sobie na pewne tematy, to źle. Ale jak ty się zaczynasz zapodawać, to jest już dobrze i nic się nie dzieje.
- Skąd ty wiesz, co ja chciałam powiedzieć?
- Bo wiem. Wiem nawet to, gdzie i jaki tatuaż metamorfo sobie zrobiłaś przed niedawnym dupczeniem się. Borek to przecież mój brat, czyżbyś nagle zapomniała? On wszystko mi mówi, jak brat ukochanej siostrzyczce. Spróbowałby tylko nie powiedzieć. Kropla verakoli od razu odmyka mu dziób. Muszę kontrolować, jak moja najdroższa bratowa dba o niego.
Temat dalszej rozmowy stanowczo odbiegł od kwestii chowańców, zaś cała rozmowa została raczej zapomniana, jak wiele innych, które nasze wiedźmy ze sobą prowadzą. Potem zresztą była znana historia rozstania Mali i Mirka, która mocno przykryła inne sprawy. Jednak raczej milcząca tego dnia Kaśka coś jednak zapamiętała, coś jej utkwiło. Jednakże o tym, co się potem wydarzyło, po kilku tygodniach, opowie druga część tej historyjki.
Do fotki zapozował jeden z naszych autorowych kocurniaków.
No i bardzo dobrze ,ze truła ci tyłek i masz jej słuchać , bo czarownice mają zawsze racje i mają ostatnie słowo . ;-)))) I kota nazwać zdzirka . Masz pomysły na te imiona .
OdpowiedzUsuńA ta kicia która leży na tej fotce , co ją dałeś jest przecudna taki futrzak pluszowy . Pewnie ma aksamitne futerko . Śliczny jest .
A co do przerywanego seksu ja bym się tak z tego nie śmiała , to jest stara metoda i tylko dla wprawionych facetów , bo inaczej wpadka może być i wyjazd do Czech będzie konieczny … Poza tym w Polsce antykoncepcja jest coraz mniej dostępna , więc wyśmiewanie się z tej metody nie jest na miejscu w obecnej sytuacji nawet w fikcyjnym opowiadaniu.
skąd wiesz, że Lady jest czarownicą?... ale faktycznie, jest nią i jak każda wiedźma faktycznie ma ostatnie słowo...
Usuń...
z tą aksamitnością sierściucha to różnie bywa, bo czasem przyjdzie z deszczu na polu lub uszargany łazęgowaniem po krzaczorach, a teraz w Lato potrafi przynieść na sobie cały ogród botaniczny, głównie nasiona traw...
...
mnie prywatnie śmieszy głównie sama nazwa, bo przecież każda zmiana techniki, a jest ich trochę, nie tylko waginalnych, przejście od jednej do drugiej, to jest przerwanie stosunku... za to jako metoda antykoncepcji przy technice waginalnej jest do bani, bo precum też zawiera plemniki...
w sumie to głupio jest to klarować dorosłym ludziom, bo powinni wszystko to wiedzieć, ale że edukacja seksualna w tym kraju jest taka, jaka jest, do tego ostro tępiona, to często nie wiedzą... ale i tak jest pewien postęp, bo jest internet, a tam trochę witryn edukacyjnych, walor edukacyjny mają też niektóre filmy dla dorosłych, ale sporo pokazuje jednak fikcję, a wielu ludziom, głównie młodym trudno jest odróżnić jedne od drugich...
Taka inwigilacja własnego brata, to okropny zwyczaj...
OdpowiedzUsuńCzyli kot, pająk, czy coś jeszcze?
trudno powiedzieć, na ile Malina żartuje, na ile mówi poważnie... poza tym oni są ze sobą wszyscy mocno zaprzyjaźnieni, jest dobra komunikacja i klimat dużego wzajemnego zaufania, więc sekretów zbyt wiele tam nie ma... nie można przy okazji zaprzeczyć, że uniwersum Czarownic jest trochę utopijne...
Usuń...
nie odpowiem, bo musiałbym spojlerować, ale druga część już niedługo, kwestia paru dni...
Ale wynajdujesz, czyli wymyślasz 🤣historie z tymi kotami, jakby w filmie. 7 życzeń . Mój Gospodarz kocha swojego kota, że nawet ja już nie jestem mu potrzebna. Teraz mu przykro, bo wyjezdzamy, a gdy wspominam o sprzedaży gospodarstwa, to mówi, że Freddy by tego nie przeżył.
OdpowiedzUsuńchoć ludzie w życiu mają zadziwiające zdolności tworzenia problemów z niczego, to ze sztuką jest inaczej: trudno w obecnych czasach stworzyć z niczego nowy riff, twórczość artystyczna bardziej teraz polega na komponowaniu kolaży z kawałków wcześniej stworzonych riffów...
Usuńteż kocham swoje koty, ale to jest trochę inna miłość, bo w pewnych sprawach, tych bazowych, pussy pussy /gra słów taka/ mi nie zastąpi...