Problemy na świecie są. Bywają nawet realne, ale najczęściej są to problemy fikcyjne, urojone, które to tworzy sobie z niczego większość nagich małp nadmiarem myślenia. Zdarza się to czasem także ludziom high class minded, do których niewątpliwie należy czarownica Anita. Co gorsza był to problem należący do gatunku takich, gdzie nie wiadomo od razu, czy on jest realny, czy też nie. Czarownice oraz magowie zresztą narażone/i są na to bardziej, niż ktoś inny, gdyż ich hobby jest ciut na pograniczu ryzykownych zachowań, polega bowiem między innymi na tworzeniu umysłem pewnych iluzji, które mogą się wymknąć spod kontroli nawet najlepszym. Jest na to pewien sposób, który wspomniana Anita zna, tudzież regularnie stosuje. Otóż po każdym zabiegu, czy też ćwiczeniu magicznym praktykuje ona zazen, bazową technikę zwaną shikan taza, która przez laików, a nawet nie tylko przez nich zwana medytacją tak naprawdę jest antymedytacją. Nie jest to żaden odlot, tylko przylot, którym po złapaniu pewnej wprawy można się skutecznie odtripować.
Któregoś dnia jednak, trochę przypadkiem, nie bardzo chcący, czarownica Anita zafundowała sobie drobne tarapaty. To było jakoś ponad rok temu, gdy pewnego wieczoru zaczęła była sesję swojej rutynowej praktyki. Polegała ona na trzech rundach siedzenia, podczas których mają miejsce różne rzeczy. Pierwsza to pozyskiwanie energii wewnętrznej, której posiadanie jest wręcz konieczne do praktykowania skutecznej magii. Tu dodajmy, że domeną Anity jest magia naukowa, nie ma tam miejsca na żadne istoty, osobowe byty ponadnaturalne, jeśli zaś takie się pojawiają, to jako metafory, symbole, twory urojone, czyste abstrakcje. Druga runda to wizualizacje wszelakie, również szalenie ważne, potrzebne do owej magii. Trzecia zaś to wspomniane shikan taza, które sprowadza jej umysł do bazy, na poziom percepowania realu takim, jaki on jest lub przynajmniej prawie takim.
Aby wyjaśnić, na czym polegał problem Anity, który tegoż dnia utrudnił jej prawidłowe procedowanie ćwiczenia podamy nieco danych. Kawiarnia już je poznała, ale że oczywiście(?) dobrze(?) pamięta(?) tedy przypomnimy. Otóż Anita ma faceta, mutanta zresztą do tego, dysponującego mocą generowania impulsów antygrawitacyjnych /nie jest to telekineza bynajmniej/, ale to akurat jest bez znaczenia dla tej opowieści. Na imię ma Falibor, dla przyjaciół Borek, zaś ich związek jak do tej pory wygląda na udany. Owego dnia ten związek trwał już trochę ponad pół roku czasu. Anita ma także kumpelę, imieniem Roxy, również czarownicę, która jest drugą rakietą jej kowenu. Czasem ze sobą rywalizują, ale tak raczej dla sportu, nie na poważnie, generalnie bowiem znakomicie współpracują. Jest jednak pewna różnica między nimi. Anita to zdrowa kobieta mającą prawidłowy poziom libido, która na urojone bóle głowy nigdy nie cierpi. To też powoduje między innymi, że jej związek jest bez zarzutu. Natomiast Roxy ma pewien spory przerost tegoż libido, nazywając zaś sprawy wprost jest nimfomanką, która dość marnie kontroluje swoje chucie. Zaś gdy jakiś facet wpadnie jej do oka, to nie odpuszcza, musi być jej. Większość ludzi używa sobie wtedy Magii Mniejszej, zwykle nieświadomie zresztą, jednak Roxy nie lubi marnować czasu, więc wytacza od razu ciężką magiczną artylerię, której obsługę ma znakomicie opanowaną. Zasadniczo powinno się to liczyć jako gwałt, ale ofiary zwykle raczej nie czują się potem skrzywdzone. Jakby nie było, to niejeden chłop chciałby, aby tym sposobem skrzywdziła go taka dupeczka, jak czarownica Roxy. Chyba, że mu się z nią zachce związku, co akurat jest niewykonalne.
Anita to wszystko wiedziała, chciała więc uchronić Borka przed ewentualnymi zakusami przyjaciółki. Nie była ona bynajmniej zazdrosna, bo zazdrość to ciężka choroba umysłu, która niejeden związek potrafi popsuć. Tu warto dodać dygresyjnie, że ogół facetów można podzielić na dwie grupy. Jedni nie znają pojęcia wierności, zdradzali, zdradzają, zdradzać będą, nie ma na to rady. Borek należał do tych drugich, do wiernych. Rzecz jasna nie dzieje się to za sprawą jakichś zasad, tudzież przysiąg. Takie rzeczy to tylko są w książkach dla romantycznych, histerycznych panienek, pełnych iluzyj myślenia życzeniowego. Jest tylko jeden sposób, aby kobieta miała takiego chłopa na wyłączność. Musi ona sama być po prostu super, wtedy zaś jej partner, jeśli nawet spojrzy na inną, to tylko dla sportu, na odległość, po czym zaraz zapomina.
Czarownica Anita nigdy nie używała magii aby Borek był tylko jej, dla niej. Ona po prostu była super. Efekt był taki, że Borek był wolny mentalnie, nie był z nią dlatego, że musiał oczadzony czarami, ale dlatego, że tego chciał. Tym się ona różniła od wielu innych kobiet, że nie chciała bzykać się z lalką, orgazmatronem, tylko z żywym człowiekiem. Nie chciała jednak, aby kradziono mu jego wolność. Bo gdyby Roxy chciała nań zapolować, to kontry, ni tarczy magicznej żadnej na to nie było, zaś jeśli nawet, to Anita jej nie znała. Nie ma czarownic, które umieją wszystko. Tedy więc nasza bohaterka tak kombinowała, aby nigdy nie doszło do spotkania tych dwojga. Uważała bowiem, że skutki tegoż mogłyby wpłynąć negatywnie na jej relacje z przyjaciółką, których wcale, absolutnie nie chciała sobie komplikować.
Z upływem czasu Anita skonstatowała jednak, że ta sytuacja jest dość upierdliwa. To ciągłe pilnowanie, aby tamci dwoje się nie spotkali, to było nader kłopotliwe. Oznaczonego dnia, gdy usiadła na poduszce do pierwszej rundy medytacji, jej umysł nie chciał zbytnio zajmować się zaplanowanym tematem. Zamiast tego czarownica zajęła się myśleniem na temat tej sprawy, zaś zamiast spokojnie siedzieć, wierciła się pupą na tejże poduszce raczej niespokojnie. Jednak myślenie nie jest zbyt dobrym sposobem na pozbywanie się pewnej klasy problemów, więc mając już dość ucięła je najprostszą znaną techniką, po czym wstała i poszła pod prysznic. Tu jednak doznała dysonansu poznawczego, gdyż zamiast doświadczyć strumienia czystej, gorącej wody usłyszała ostry syk, bulgotanie oraz głośny charkot generowane przez wodociąg. Umysł czarownicy nagle zawiesił się, przeszedł do trybu stoned, niczym po Świętym Zielu, które czasem potrafi taki stan wywołać, tyle że tym razem żadne zioło nie zostało użyte.
Trudno określić, ile to trwało czasu, nie była to jednak zbyt długa chwila, bo wkrótce rury kichnęły mocniej, zaś sitko armaturowe chlusnęło na ciało Anity porcją cieczy rdzawego koloru. Kobieta nadal stała nieruchomo, skupiła jedynie wzrok na kroplach ściekających jej po piersiach, po brzuchu, po udach, kończąc swój bieg na dnie brodzika. Potem ucichło, ale już za moment prysznic zaczął działać prawidłowo. Anita dotknęła palcami dłoni sutków, uśmiechnęła się, po czym ni to do siebie, ni to do nich westchnęła:
- Ale ja głupia picza jestem.
Sięgając po buteleczkę szamponu dodała:
- Jeden lęk zastąpić drugim. Jakież to żałosne.
...
Od tamtej pory minął z grubsza ponad rok. W tym czasie doszło do niejednego spotkania Roxy i Falibora, przy takich, czy też innych okazjach. Niejeden więc raz bębenek nagana kręcił się wokół własnej osi. Ale rewolwer nigdy nie wypalił.
Któregoś dnia jednak, trochę przypadkiem, nie bardzo chcący, czarownica Anita zafundowała sobie drobne tarapaty. To było jakoś ponad rok temu, gdy pewnego wieczoru zaczęła była sesję swojej rutynowej praktyki. Polegała ona na trzech rundach siedzenia, podczas których mają miejsce różne rzeczy. Pierwsza to pozyskiwanie energii wewnętrznej, której posiadanie jest wręcz konieczne do praktykowania skutecznej magii. Tu dodajmy, że domeną Anity jest magia naukowa, nie ma tam miejsca na żadne istoty, osobowe byty ponadnaturalne, jeśli zaś takie się pojawiają, to jako metafory, symbole, twory urojone, czyste abstrakcje. Druga runda to wizualizacje wszelakie, również szalenie ważne, potrzebne do owej magii. Trzecia zaś to wspomniane shikan taza, które sprowadza jej umysł do bazy, na poziom percepowania realu takim, jaki on jest lub przynajmniej prawie takim.
Aby wyjaśnić, na czym polegał problem Anity, który tegoż dnia utrudnił jej prawidłowe procedowanie ćwiczenia podamy nieco danych. Kawiarnia już je poznała, ale że oczywiście(?) dobrze(?) pamięta(?) tedy przypomnimy. Otóż Anita ma faceta, mutanta zresztą do tego, dysponującego mocą generowania impulsów antygrawitacyjnych /nie jest to telekineza bynajmniej/, ale to akurat jest bez znaczenia dla tej opowieści. Na imię ma Falibor, dla przyjaciół Borek, zaś ich związek jak do tej pory wygląda na udany. Owego dnia ten związek trwał już trochę ponad pół roku czasu. Anita ma także kumpelę, imieniem Roxy, również czarownicę, która jest drugą rakietą jej kowenu. Czasem ze sobą rywalizują, ale tak raczej dla sportu, nie na poważnie, generalnie bowiem znakomicie współpracują. Jest jednak pewna różnica między nimi. Anita to zdrowa kobieta mającą prawidłowy poziom libido, która na urojone bóle głowy nigdy nie cierpi. To też powoduje między innymi, że jej związek jest bez zarzutu. Natomiast Roxy ma pewien spory przerost tegoż libido, nazywając zaś sprawy wprost jest nimfomanką, która dość marnie kontroluje swoje chucie. Zaś gdy jakiś facet wpadnie jej do oka, to nie odpuszcza, musi być jej. Większość ludzi używa sobie wtedy Magii Mniejszej, zwykle nieświadomie zresztą, jednak Roxy nie lubi marnować czasu, więc wytacza od razu ciężką magiczną artylerię, której obsługę ma znakomicie opanowaną. Zasadniczo powinno się to liczyć jako gwałt, ale ofiary zwykle raczej nie czują się potem skrzywdzone. Jakby nie było, to niejeden chłop chciałby, aby tym sposobem skrzywdziła go taka dupeczka, jak czarownica Roxy. Chyba, że mu się z nią zachce związku, co akurat jest niewykonalne.
Anita to wszystko wiedziała, chciała więc uchronić Borka przed ewentualnymi zakusami przyjaciółki. Nie była ona bynajmniej zazdrosna, bo zazdrość to ciężka choroba umysłu, która niejeden związek potrafi popsuć. Tu warto dodać dygresyjnie, że ogół facetów można podzielić na dwie grupy. Jedni nie znają pojęcia wierności, zdradzali, zdradzają, zdradzać będą, nie ma na to rady. Borek należał do tych drugich, do wiernych. Rzecz jasna nie dzieje się to za sprawą jakichś zasad, tudzież przysiąg. Takie rzeczy to tylko są w książkach dla romantycznych, histerycznych panienek, pełnych iluzyj myślenia życzeniowego. Jest tylko jeden sposób, aby kobieta miała takiego chłopa na wyłączność. Musi ona sama być po prostu super, wtedy zaś jej partner, jeśli nawet spojrzy na inną, to tylko dla sportu, na odległość, po czym zaraz zapomina.
Czarownica Anita nigdy nie używała magii aby Borek był tylko jej, dla niej. Ona po prostu była super. Efekt był taki, że Borek był wolny mentalnie, nie był z nią dlatego, że musiał oczadzony czarami, ale dlatego, że tego chciał. Tym się ona różniła od wielu innych kobiet, że nie chciała bzykać się z lalką, orgazmatronem, tylko z żywym człowiekiem. Nie chciała jednak, aby kradziono mu jego wolność. Bo gdyby Roxy chciała nań zapolować, to kontry, ni tarczy magicznej żadnej na to nie było, zaś jeśli nawet, to Anita jej nie znała. Nie ma czarownic, które umieją wszystko. Tedy więc nasza bohaterka tak kombinowała, aby nigdy nie doszło do spotkania tych dwojga. Uważała bowiem, że skutki tegoż mogłyby wpłynąć negatywnie na jej relacje z przyjaciółką, których wcale, absolutnie nie chciała sobie komplikować.
Z upływem czasu Anita skonstatowała jednak, że ta sytuacja jest dość upierdliwa. To ciągłe pilnowanie, aby tamci dwoje się nie spotkali, to było nader kłopotliwe. Oznaczonego dnia, gdy usiadła na poduszce do pierwszej rundy medytacji, jej umysł nie chciał zbytnio zajmować się zaplanowanym tematem. Zamiast tego czarownica zajęła się myśleniem na temat tej sprawy, zaś zamiast spokojnie siedzieć, wierciła się pupą na tejże poduszce raczej niespokojnie. Jednak myślenie nie jest zbyt dobrym sposobem na pozbywanie się pewnej klasy problemów, więc mając już dość ucięła je najprostszą znaną techniką, po czym wstała i poszła pod prysznic. Tu jednak doznała dysonansu poznawczego, gdyż zamiast doświadczyć strumienia czystej, gorącej wody usłyszała ostry syk, bulgotanie oraz głośny charkot generowane przez wodociąg. Umysł czarownicy nagle zawiesił się, przeszedł do trybu stoned, niczym po Świętym Zielu, które czasem potrafi taki stan wywołać, tyle że tym razem żadne zioło nie zostało użyte.
Trudno określić, ile to trwało czasu, nie była to jednak zbyt długa chwila, bo wkrótce rury kichnęły mocniej, zaś sitko armaturowe chlusnęło na ciało Anity porcją cieczy rdzawego koloru. Kobieta nadal stała nieruchomo, skupiła jedynie wzrok na kroplach ściekających jej po piersiach, po brzuchu, po udach, kończąc swój bieg na dnie brodzika. Potem ucichło, ale już za moment prysznic zaczął działać prawidłowo. Anita dotknęła palcami dłoni sutków, uśmiechnęła się, po czym ni to do siebie, ni to do nich westchnęła:
- Ale ja głupia picza jestem.
Sięgając po buteleczkę szamponu dodała:
- Jeden lęk zastąpić drugim. Jakież to żałosne.
...
Od tamtej pory minął z grubsza ponad rok. W tym czasie doszło do niejednego spotkania Roxy i Falibora, przy takich, czy też innych okazjach. Niejeden więc raz bębenek nagana kręcił się wokół własnej osi. Ale rewolwer nigdy nie wypalił.
A myślałam, że czarownice potrafią wszystko!
OdpowiedzUsuńObawy o partnera jednak Anita miała, mimo określenia, że jest super i nie chce ograniczać niczyjej wolności!
Nie wpadłam na to, co wymyśliła pod prysznicem...może podpowiesz?
niestety nie potrafią, dlatego te bardziej uspołecznione zrzeszają się i działają w kowenach, aby się wspierać i uzupełniać nawzajem swoje braki...
Usuńno właśnie, zdrady się nie bała, ale bała się, że zgwałcą jej chłopa, czyli w sumie wychodziło na to samo...
nie bardzo podpowiem, niech Kawiarnia się trochę spręży, bo niby czemu mam robić wszystko za wszystkich?... w sumie zagadka jest bardzo łatwa, to nie żaden koan, wystarczy zwykłe myślenie...
a jeśli nikt się nie spręży, to znaczy, że nikomu nie zależało na poznaniu odpowiedzi, więc po co mam marnować czas? :)
pomagać warto tylko tym, którzy chociaż próbują... tak więc chwilowo na razie nie, a potem się zobaczy...
wspomnę tylko tyle, że nie wymyśliła, wszystko dotarło do niej dopiero, gdy przestała myśleć...
Przestraszyla sie tego bulgotania w rurach , rdzy ... i na moment zapomniala o dreczacym ja problemie zwiazanym z ewentualna chrapka Roxy na jej faceta. Jeden lek- (rury) w sumie realny , odstawil na bok lek tworzony w umysle (facet + Roxy).
UsuńPo mojemu zas byloby tak, ze nie zwlekala bym z ich zapoznaniem. Taki test zycia. Dopoki jeszcze nie jestem az tak wkrecona i w razie co nie bedzie az tak bolec, niech sie poznaja i zobaczymy co z tego wyniknie.
Poza tym franca to by byla a nie dobra psiola i dobra wiedzma gdyby swej nimfomanii nie potrafila okielznac w stosunku do faceta zajetego przez jej psiole, czyli nietykalnego.
A skoro ona tak czarowac umi to niech se cos na wstrzymanie wezmie. Cos upichci, jaka miksture czy cus, jego smierdzaca skarpete przy nosie swym uwiesi, coby sie jej odechcialo i sie tym pasie, a nie Anity chlopem:)
Poza tym ... kurcze jakby to napisac... troche przyziemna jest ta Anita. Niepewna swojego czaru , bo obawia sie nakreconej nimfomanki i swojego niepewnego Borka.
Skoro nie bała się zdrady, to powinna zmienić przyjaciółkę lub zadać jej jakiś czar na wstrzymanie, a tak w ogóle jakiej specjalności ta czarownica?
UsuńAnia, możesz mieć rację, ale z drugiej strony lęk z powodu braku wody aż tak silny?
jotko
UsuńTo nie byl lek z powodu braku wody:) Powiedzmy, ze Anita pograzona byla w tym swoim wyimaginowanym leku o faceta... co to bedzie(?), jak to bedzie , kiedy tych dwoje sie spotka (?).... czy Borek oprze sie nimfomance, czy nimfomanka go nie zaczaruje(?), ze bulgot z rur ja ocknal, wyrwal , przestraszyl i zawrocil ku normalnemu zyciu, z jego realnymi problemami.
A swoja droga musiala sie Anita niezle w ten lek wkrecic... sporo niepewnosci jest w Anicie. Roxy to chyba silna sztuka, albo.... Anita za bardzo wierzy w moce kolezanki po fachu, nie docenia siebie i wlasnych mozliwosci. Jak adept przed miszczem. :) Niedoskonala czarownica.
Usuń@Ania...
Usuńzauważyłem, że gdy ktoś ma dysonans poznawczy i reaguje jakoś dziwnie na nietypową sytuację /np.awaria wodociągu/, to wiele osób od razu to interpretuje jako "przestraszył(a)" się, bo świadomość, że ktoś się przestraszył je dowartościowuje, dostarcza jakiejś niepojętej satysfakcji, a inna opcja nawet nie przychodzi im do głowy...
Jaka dyskredytacja? To przeciez najnormalniejsza reakcja wyrywajaca czesto kogos ze swiata wlasnych mysli.
UsuńMnie tu calkiem cos innego w danym temacie kreci niz formama , czy tez sposob przebudzenia:)
@Ania...
UsuńAnita odcięła myślenie tuż przed tym, jak wstała z poduszki używając jednej z najprostszych zenicznych technik, aczkolwiek nie napisałem jakiej, bo uznałem, że nie ma to znaczenia... ale przeszła w "stoned" /stan zawieszenia/ i dopiero to dziwne zachowanie wodociągu dało jej kopa dalej i doznała kensho, choć takie skupione na konkretnej sprawie /efekt "eureka"/... gdy woda poleciała normalnie, to już miała luz i jasność, co z tym wszystkim dalej robić...
tak przynajmniej ja to widziałem podglądając ją pod tym prysznicem :D
To, ze piszesz o sobie (Was) to wiadomo :D
UsuńZatanawia mnie... po co to "stoned", "kensho" skoro to takie.... normalne(?); przyziemne(?) jak zjedzenie polskiej pajdy chleba. ;) Zaloze sie, ze wszyscy tego doswiadczamy:)
nie rozumiem o co chodzi z tym pisaniem "o sobie"... natomiast świetnie wiem, jak często ludzie mylą podmiot literacki z autorem, gdy pisze w pierwszej osobie albo w ogóle nie zauważają, że post jest literacki i odbierają go jako "bloggin' classic"... pominę już idiotów/ki, które/zy w ogóle nie umieją czytać "po prostu" tego, co jest napisane, tylko zaczynają myśleć, co autor(ka) np. jadł(a) na śniadanie, bo pod tym postem taki komentarz (jeszcze) się nie pojawił...
Usuń...
(być) stoned = zawiesić się...
kensho = chwilowe oświecenie...
satori = długofalowe, bardziej trwałe oświecenie...
jakby nie było, to te zagramaniczne określenia są wygodniejsze, bo krótsze...
albo jeszcze lepiej: "siedzieć zen" (lub "robić zazen")... ujmij to po polsku, bez żadnych obcych słów, do tego jeszcze używając tylko maksimum dwóch... fajnie brzmi "zenować", nawet fajny neologizm, ale znowu z udziałem japonizmu, więc odpada...
:))) Zastanawialam sie wlasnie czy znowu bedziesz tlumaczyl, ze to nie o tobie ( Was):))
UsuńA ja slyszalam, ze jest jeszcze daihatsu, hashimoto, sudoku...ale co to znaczy? Nie pytaj. W buddystycznym jezyku nie poradze:) Mniemam, ze tez jakies stopnie oswiecenia, przebudzenia, rozjasnienia:)
nie praktykuję sudoku, tylko sokoban, ale czasem się przy tym zagwożdżę mentalnie i wtedy jest czysta buddyszczyzna: dupablada-uś...
UsuńJeden lęk zastąpić innym...Kiepska rekomendacja dla czarownicy.
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji, czy one, no, te czarownice, zajmują się jeszcze czymś poza seksem i swoimi facetami?
czarownica to nie boginia, tylko też człowiek i różne błędy mają prawo jej się zdarzyć...
Usuńczęściową odpowiedź na swoje pytanie możesz znaleźć w tym odcinku cyklu, który pokazuje drobniutki, krótszy niż pół godziny fragment życia bohaterki, w którym nie zajmuje się ona żadnym seksem, tylko pracą nad sobą i doskonaleniem kunsztu czarowskiego, a na koniec poświęca chwilę czasu na higienę osobistą...
ale tak w ogóle, to nie jest chyba dobrym pomysłem szukanie przekrojowej wiedzy na temat życia czarownic w serialach obyczajowych, to trochę tak, jakby zbierać materiały na temat rolnictwa na Dzikim Zachodzie opierając się na westernach...
natomiast przy okazji zauważyłem, że większości ludzi wcale nie interesuje życie czarownic, tylko wybrane jego aspekty, szczególnie seksualny... sama masz zresztą swój przykład: w opowiadaniu prawie nie ma nic o tym seksie, może pół zdania, ale Ciebie zainteresowało właśnie tylko to :)
Z tym zainteresowało, to gruba przesada, ale fakt, mogłam zapytać inaczej: czy czarownice zajmują się czymś więcej, niż sobą? Nie, żebym tego oczekiwała. Z czystej ciekawości pytam ;) Czy Anita potrafi wyczarować obiad, szybko i tanio? Czy umie wyczarować uśmiech u najbliższej osoby w najczarniejszej godzinie? A może nawet jakąś kaskę, gdy komornik u drzwi? ;)
Usuńwymieniłaś zajęcia/zadania, które też są zajmowaniem się sobą...
Usuńza to przykłady zajmowania się kimś oczywiście(?) pamiętasz(?), choćby w serialu zaczynającym cykl: tam Anita zaangażowana jest w działalność dla dobra ogólnego, można by rzec "pracuje społecznie", nie wspomnę już o paru innych drobiazgach...
p.s. tak w ogóle, to wszystko, co w życiu robimy jest zajmowaniem się sobą, nawet stuprocentowy altruista działa dla siebie, w tym przypadku realizując się jako altruista...
UsuńBzdury. Oczywiście, że są ludzie zajęci jedynie sobą, ale większość pomaga, troszczy się, wspiera innych i nie dlatego, że tak kochają się poświęcać.
UsuńZnam podejście prezentowane przez Ciebie. Bardzo wygodne - zupełnie eliminuje poczucie wdzięczności - chciała, to zrobiła. Jeślo ono zdominowałoby myślenie, to świat zginąłby dawno, bo nikt sam nie przetrwa.
ja tu wcale nie wnikam w motywacje zachowań altruistycznych i samych altruistów... stwierdzam jedynie, że altruizm jest jedną z form samorealizacji, a to oznacza, że altruizm nie jest przeciwieństwem egoizmu, tylko pewnym szczególnym rodzajem tego egoizmu...
UsuńJak by powiedział Starszy - sranie w banię. Sądzisz, że matka wstająca co noc do niemowlaka myśli o altruizmie? Ona pada ze zmęczenia i myśli o tym, żeby się wyspać. Albo przynajmniej powstrzymuje emocje, żeby nie zabić drącego japę bachora. Myślisz, że to takie piękne i altruistyczne podcierać dziecku pupę? I, że matki o niczym innym nie marzą? A jednak większość niemowląt, w tym Ty ;) przeżywa i to z nieodparzonymi pupami.
UsuńCzekam na chwilę, kiedy Anita oderwie się od samodoskonalenia i po prostu zacznie się naprawdę samorealizować.
mam takie (zdecydowane) wrażenie, że wcale mnie nie słuchasz (czytasz), tylko mówisz (piszesz) swoje bez żadnego związku z moimi słowami...
Usuńto się monolog zdaje się nazywa?... okay, carry on, Kawiarnia to jest wolne forum, ale ja już się nie odzywam, bo to podobno nieładnie jest przerywać...
Nie będziesz się odzywał i pomilczysz sobie zjadliwie :) OK.
UsuńSłucham Cię. Dużo wyrafinowanej filozofii słyszę tam, gdzie żadnej filozofii nie ma, dlatego staram się zejść do najbardziej przyziemnych konkretów. Motywacja altruizmu, altruizm jako rodzaj egoizmu...Jasne, możemy sobie podeliberować, ale czy nie lepiej nazwać rzecz po imieniu?
To było, w związku z zapowiedzianym milczeniem, oczywiście pytanie retoryczne ;)
to po co tworzysz tą filozofię tam, gdzie faktycznie jej nie ma?... i po co nazywasz rzeczy, skoro ich nazywanie wcale nie powoduje ich rozumienia?... i jak chcesz się ze mną dogadać, skoro nie możesz dogadać się ze sobą?... chyba, że nie chcesz... moim skromnym zdaniem to pierwsze jest mało istotne, ale skoro jednak mimo wszystko chcesz tego, to bez tego drugiego raczej jest słabo wykonalne...
UsuńCale życie chciałam być czarownicą.. najlepiej Yennefer :-)
OdpowiedzUsuńByła taki moment, że Ty już byłaś a Yennefer jeszcze nie powstała. :-P
Usuńgdy byłem dzieciak, to chciałem być Robin Hood'em... do czasu, gdy wpadłem na pomysł (trochę z cudzą pomocą), że to nie chodzi o to, żeby zostać Robin Hood'em, ale o to, żeby nauczyć się dobrze strzelać z łuku...
Usuńno właśnie :-) i ja strzelam )))
UsuńPrzyszedł czas na drugi raz. otóż odniosę się do kwestii zazdrości, zamiast strachu. Bo rozumiem, że to był strach o własny związek, zaufania w tym przypadku, to nie dotyczy. ale w prawdziwym życiu owszem tak. Z drugiej strony, ja nie mam zaufania do nikogo... Natomiast szanuję osobność mojej połówki. i wolność. nie jestem katolem i nie uważam go za moją własność do śmierci. Żadne papiery, kropidła etcetra czyli te czarodziejskie bambetle ))))))))))))) mają nam zaczarować rzeczywistość. absurd.
UsuńPowtórzę ostatnie zdanie, bo coś nie poszło: Żadne papiery, kropidła etcetra czyli te czarodziejskie bambetle ))))))))))))) które mają nam zaczarować rzeczywistość, nie pomogą. Absurd.
UsuńI dodam, że nie znoszę chronicznie zazdrośników, zazdrośnic. i nie dotyczy to tylko faceta, bo zazdrośnice nie poprzestają na prywatnym chłopie ale są zazdrosne o wszystko. to taki typ ludzki o felernym zwoju w mózgu. a w kraju tutejszym całkiem spora część polaczków tak ma.
zaiste piękna autoprezentacja, tylko w nieodpowiednim momencie... tu nie było żadnej zazdrości, zresztą w tekście jest to wyraźnie napisane... zazdrość (w związku) to stan lęku, że partner(ka) nas zdradzi, a w tej kwestii Anita była swojego chłopa pewna... tymczasem gdyby Roxy za pomocą czarów wciągnęła go do przysłowiowego łóżka to nie byłaby żadna zdrada, tylko gwałt na nieświadomej niczego ofierze... tylko tego się bała bohaterka opowieści... czyli nie zazdrość, lecz nadopiekuńczość, aczkolwiek to też jest postawa lękowa, równie niezdrowa... plus dodatkowo obawa o relacje z przyjaciółką, których z sobie tylko znanych powodów Anita nie chciała sobie psuć, gdyby do tego gwałtu doszło...
Usuńna szczęście wyleczyła się z tego, o tym właśnie jest tekst, który zapewne uważnie przeczytałaś, więc po co ja to wszystko jeszcze raz opowiadam? :)
no właśnie po co?
UsuńJa się zajmuje czarownicami bardziej statecznymi. One problemów "dupeczkowych" nie mają 😂
OdpowiedzUsuńI jak zwykle sobie delikatnie przy laptopie przysypiam i Rosyjska ruletka mnie wybudziła z błogiej nieświadomości 😉
Kiedyś buddyzmem się trochę interesowałam. Ale tam trzeba tylko siedzieć. Ja się do tego nie nadaję ,bo mnie gnaty wszystkie bolą.
Więc mogę tylko zahaczyć o teorię bez praktyki.
A tak nie da rady.
znaczy oziębłymi albo po menopauzie? /nie bawmy się w eufemizmy typu "stateczność"/... ale to przecież one mają takie problemy...
Usuństop!... cofam to drugie... po menopauzie wcale nie trzeba tracić życiowej formy, to tylko mit kolportowany przez firmy farmaceutyczne...
...
pierwsze słyszę, żeby w buddyzmie trzeba było tylko siedzieć... to jakiś skrót myślowy?... i co ma buddyzm do treści opowiadania?... naprawdę mnie to zaciekawiło :)
Niech kolega cofa
UsuńCzarownice stateczne to takie, które jak nawet były z tych rejonów
https://pl.wikipedia.org/wiki/Fluffy_bunny
to już je opuściły.
Od pewnego wieku zaczyna się szukać pewnych skrótów, żeby sobie życia ułatwić.
Co ma buddyzm do treści??
"Trzecia zaś to wspomniane shikan taza"
Kolega chyba już wie ,że ja mam manię sprawdzania wszystkiego 😂
I mamy buddyzm
https://pl.wikipedia.org/wiki/Shikantaza
fakt, co do kwestii "buddyzm vs. zen" panuje koszmarne nieporozumienie i pomieszanie pojęć, a Wiki zawiera tylko zbiór popularnie funkcjonujących informacji, nie do końca ścisłych... bo mimo pewnych wielu związków zen może znakomicie sobie radzić bez buddyzmu, a z pewnością nie jest to żadna odmiana buddyzmu, jak sugeruje określenie "buddyzm zen"... przymierzam się od pewnego czasu, aby rozwinąć tą sprawę na blogu, ale to nie jest temat, który można ogarnąć w pięć minut w kilku linijkach... tak więc zbyt prędko tego raczej nie zrobię...
Usuń...
pozytywnym przykładem pani, która mimo przejścia (przypuszczalnie) menopauzy odmówiła przejścia w stan stateczności jest Ciocia Lala, bohaterka innego cyklu moich prac, trochę tak według przysłowia "w starym piecu diabeł pali"... znałem też jej realny pierwowzór zresztą i stąd pomysł na ten cykl... tylko w tym przypadku nie jest wyjaśnione, czy jest ona czarownicą, bo dotąd nie było takiej potrzeby, aby tego dochodzić...
Wikipedię zawsze traktuje jako pomoc w poszukiwaniu informacji.
UsuńPrzy poważniejszych dyskusjach staram się korzystać z książek.
"Zen -jako tradycja buddyzmu mahajany- jest wolną od dogmatów religią. Celem jej nauki zasad jest samourzeczywistnienie, to znaczy dojście do pełnego przebudzenia jakiego doświadczył sam Budda Siakjamuni po wytężonej praktyce pod drzewem bo"
I tu mamy zazen
czyli "siedzenie, oddychanie i koncentracja"
"należy siedzieć z poczuciem godności i dostojeństwa, jak góra lub olbrzymia sosna, z uczuciem wdzięczności wobec Buddy i patriarchów, którzy ukazali dharme"
I
"nie należy mylić zazen z medytacją"
Cytaty z książki --Trzy filary zen-Philip Kapleau
Czytałam ją dawno temu i tam mam też ilustracje podstaw zazen i przez to wszystko mi się z siedzeniem kojarzy 😉
ciotka Wiki jak (wstępna) pomoc w wyszukiwaniu informacji - okay, ale jako autorytet to już co najmniej nieporozumienie, a tymczasem sporo osób tak do niej podchodzi i na niej opiera swoje ostanie słowo w dyskusjach...
Usuń...
jak czytam, że zen to religia, to mi od razu ziemniaki gniją w piwnicy ze śmiechu i z płaczu na raz... aczkolwiek bywają typy, które potrafią zrobić religię nawet z picia piwa, a co więcej także z oddawania popiwku po tym piwie...
...
z kolei "siedzenie z godnością" kojarzy mi się dialogiem hydraulików granych przez Kobuszewskiego i Gołasa:
„Chamstwu w życiu należy się przeciwstawiać siłom i godnościom osobistom. Wężykiem, wężykiem!”, LOL...
gdy się siedzi zen, to takie bzdety jak "godność", czy "wdzięczność" tracą swoje znaczenie, to tylko jakieś słowa produkowane przez myślenie... "niegodność" i "niewdzięczność" zresztą też... nie znaczy to jednak, aby je gumkować, tylko po prostu je sobie oglądać bez przywiązywania się do nich...
...
"nie należy mylić zazen z medytacją"...
pełna, stuprocentowa zgoda... dlatego ja to nazywam "antymedytacją", bo nie ma tu odjazdu, odlotu, tripu, tylko przyjazd, nie zaburzona niczym percepcja...
...
hm... może wcześniej, niż później wykonam tego wyjaśniającego posta, o którym wspominałem? :)
Encyklopedia-Religie świata
Usuńzen-japońska nazwa buddyjskiej szkoły chan
Ziemniaki w piwnicy to aktualnie rosną
Tak, lepiej wcześniej niż później 😁
Przeczytam co tam napisał Tom Lowenstein w Świecie Buddy.
przecież ja to wszystko znam, czytałem...
Usuńgdy napiszę, to będzie napisane, a na razie może wspomnę tyle, określenie "buddyzm zen" oznacza jedynie, że istnieją buddyści, którzy praktykują zen, bez wnikania już, które znaczenie słowa "buddyzm" /religia lub filozofia/ przyjmiemy... w znaczeniu "odmiana buddyzmu" jest to taki sam nonsens, jak "buddyzm herbaty" lub "buddyzm kawy" jako odmiany buddyzmu, a przecież wielu buddystów pija kawę, herbatę lub jedno i drugie...
sam jestem żywym przykładem: praktykuję zen, rozumiem i czuję, o co w tym chodzi, ale nie jestem buddystą, ani w sensie religijnym, ani nawet w sensie filozoficznym...
jednocześnie jednak istnieje wiele związków, czy splątań między zen i buddyzmem, nie tylko na poziomie formalnym zresztą, a to wcale nie pomaga w wyjaśnieniu nieporozumienia...
Jeżeli Ty się orientujesz
UsuńTo musiałeś czytać
Ja tylko tak swoje książki sobie przejrzałam
Masz rację
"gdy napiszesz to będzie napisane"
A żeby coś było napisane to najpierw trzeba napisać.
Czy jakoś tak 🤔
A może Roxy, nie chcąc kłócić się z Anitą, zwyczajnie mu odpuściła? Nie wiem, nie znam jej aż tak dobrze.
OdpowiedzUsuńNatomiast co do rosyjskiej ruletki - słyszałem o jednym gościu, laureacie Nagrody Darwina zresztą, który postanowił w nią zagrać. Tyle, że zamiast rewolweru, użył pistoletu - stąd nagroda.
to jest bardzo sensowna i wyważona propozycja interpretacji tego, co się działo dalej... nałogowców, a tym bardziej osoby uzależnione często postrzega się zero-jedynkowo jako osoby kompletnie pozbawione jakiejkolwiek kontroli nad sobą... tymczasem real wygląda zupełnie inaczej: bywają sytuacje wyjątkowe, gdy (przykładowo) alkoholik potrafi odmówić sobie napicia się, jeśli ma ku temu szczególne motywacje...
Usuńpoza tym jest jeszcze jedno wyjaśnienie, bardziej prozaiczne: Borek nie był w typie Roxy, nie podobał się jej... tu też mamy do czynienia z fałszywym stereotypem nimfomanki, która rzuca się na każdego napotkanego faceta, tymczasem wcale tak nie jest...
...
próbuję sobie zwizualizować tego laureata z pistoletem i wychodzi mi taka scenka, że gra nim na stole " w butelkę" :)
Ech, przeceniasz możliwości intelektualne laureata Nagrody Darwina. On po prostu załadował jeden nabój i strzelił sobie w łeb. Nie wiem, na co liczył. Prawdopodobnie w ogóle nie rozumiał, na czym polega różnica między rewolwerem i pistoletem.
Usuńza dużo o tym myślałem, więc nie wpadłem na to, a przecież prostota to istotą piękna takich rozwiązań :)
Usuń...
tu mi się przypomniało, jak kiedyś na podwórku, za dzieciackich czasów jeden z chłopaków zrobił kuszę... nie znał, czy nie rozumiał zasady jej funkcjonowania, więc przybił do deski drewniany wieszak do ubrań i założył nań gumkę od galotów... fajnie wyglądało i nawet działało... formalnie by to nazwano odmianą procy neurobalistycznej...
Że co? "Jednak myślenie nie jest zbyt dobrym sposobem na pozbywanie się
OdpowiedzUsuńpewnej klasy problemów, więc mając już dość ucięła je najprostszą znaną techniką,"
co jest niejasne?... samej techniki nie sprecyzowałem w ramach takiej dodatkowej zagadki ćwiczebnej, żeby czytająca/y sam(a) spróbował(a) dociec, czy ma jakąś taką prostą technikę, nieautodestrukcyjną do tego...
UsuńZa daleko, jeszcze raz:""Jednak myślenie nie jest zbyt dobrym sposobem na pozbywanie się pewnej klasy problemów,..."
Usuńbo to jest prawda... nie rozumiem, o co Ci chodzi...
UsuńOdwracasz kota ogonem do przodu- właśnie myślenie jest metodą na rozwiązywanie problemów, bo problemów się nie pozbywa( prędzej czy później wrócą, są, istnieją nadal nierozwiązane), a rozwiązuje się je. Nie znam innego sposobu na rozwiązanie problemu, nie mówię o zwalaniu tego na kogoś innego. Nawet jak wybierzesz rozwiązanie typu "dam w łeb i po sprawie", to najpierw to przemyślisz.
UsuńWedług mnie, mówią delikatnie, stawiasz szkodliwą tezę- to żartobliwie, byś nie myślał, że jestem taka bardzo seriozna- lubię takie "prowokacje" choćby niezamierzone.
w tekście /który zapewne(?) uważnie przeczytałaś/ nie było mowy o wszystkich problemach... pewne problemy faktycznie można rozwiązać przy pomocy myślenia (plus działania, jako dalszym krokiem, konsekwencją tego myślenia)... większość problemów jednak generujemy (lub wzmacniamy, jeśli już zaistnieją) właśnie myśleniem... jeśli odetniemy myślenie problem znika, choć niekoniecznie od razu, bo czasem jeszcze trzeba posprzątać skutki tego, co sami tym myśleniem sobie zafundowaliśmy... to bynajmniej nie chodzi o ignorowanie realnego problemu, bo on faktycznie nie zniknie, gdy udamy, że go nie ma i przestaniemy o nim myśleć... tu chodzi o to, że większość ludzkich problemów jest urojona, wirtualna, więc przestaną istnieć, gdy się przestanie je tworzyć myśleniem... to trochę jak ze światłem latarki: gasisz ją i tego światła nie ma...
UsuńOk, tak, urojone problemy faktycznie pstryk- wyłączone:):):):) No cóż, styl, stul mnie zmylił. Powinnam już się nauczyć Twojego stylu i toku rozumowania.
UsuńNiemniej fajnie było:):) pogadać:):):)
w rzeczy samej jednak to niewiele ludzi rozumie, że ich problemy (większość) jest urojona, że sami je sobie produkują swoim myśleniem i uparcie wmawiają sobie, tudzież otoczeniu, że istnieją naprawdę... większość wojen na świecie toczy się z tego właśnie powodu, większość psychiatrów, psychologów, czy innych terapeutów ma źródło utrzymania dzięki temu... a jednocześnie psychika ludzka ma pewną bezwładność i jednym pstrykiem przeważnie trudno to zbędne myślenie zatrzymać, nie tylko na chwilę, ale bardziej na stale...
UsuńZ myslenia pod prysznicem wychodzi mi tylko zastanawianie się, jak nie zalać całej łazienki (po czym zalewam pół). Anita...? Cholera ją wie. Zaskakujący bulgot może człowieka przywołać do rzeczywistości albo przestraszyć, albo nabawić lęku, że prysznic nie zadziała i nie zmyje z siebie szamponu albo tej rdzy...
OdpowiedzUsuńją jak widać przywołał do rzeczywistości, a szamponu jeszcze nie zdążyła użyć... no, ale to przecież jest w tekście, jasno i wyraźnie...
UsuńCzyżby nabyła lęku, że koleżanka prześcignie ją w umiejętnościach magicznych?
Usuńwygląda na to, że raczej nie... one trochę rywalizowały, ale nie na poważnie... każda też /jak każda czarownica/ miała swoje tajemne, magiczne sposoby, których nikomu nie zdradzała, ale to w tym środowisku jest normą...
Usuńwygląda na to, że ona bała się raczej swojej reakcji na samo wydarzenie, które by mogło mieć miejsce, a o którym wiedziała by na pewno, a incydent pod prysznicem nagle ją od tego lęku uwolnił... może sobie pomyślała, że świat się nie zawali, gdy Roxy okazjonalnie, raz czy dwa tego Borka przeleci?... w końcu to nie mydło, nie zmydli się...
Bo ja wiem, jakim innym lękiem mogła zastąpić lęk utraty faceta? Lękiem, że wcale nie jest taka super? Nawet najbardziej super laski czasami mają wątpliwości co do swojej superowatości.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, ostatnio bardzo to często widzę na wszytskich forach, poradnikach, w artykułach i YouTubach- nie chcesz, żeby cię rzucił, to stawiaj granice, inwestuj w siebie, i uważaj siebie za priorytet, a on automatycznie przejmie to myślenie. Bardzo ciężko przychodzi mi pojęcie, że to faktycznie w ten sposób działa, chociaż widziałam na własne oczy, że to tak działa.
Co do tej całej Roxy- przyjaciółka nie powinna rzucać się na faceta przyjaciółki. Czy jest w jej typie czy nie. Poza tym, nie wierzę w coś takiego jak ,,typ''. Blondyni nigdy nie byli w moim typie- wyszłam z blondyna. Nigedy nie znosiłam facetów z za dużą ilością kłaków i z brodami- na punkcie jednego oszalałam. Nie ma czegoś takiego jak typ- ani fizyczny, ani charakterologiczny.
I chyba ostatnie- czemu wszyscy faceci jak jeden mąż powtarzają, że nie mieliby nic przeciwko byciu zgwałconymi przez fajną laskę? Jesteście naprawdę tak tego bardzo pewni? Coś mi się wydaje, że jednak istnieje rzesza panów, którzy nie chcieli, żeby jakaś obca dziewczyna się za bardzo z nimi spoufalała. Inni są w związkach i nie są zainteresowani, a innym nie odpowiada, niech już będzie, ''typ'' tej dziewczyny.
utracić go na pewno nie mogła, bo Roxy nigdy nie wiązała się ze swoimi ofiarami i szybko je porzucała /to tekst mówi wprost/... jak wspomniałem wyżej, ona raczej bała się swojej własnej reakcji gdyby tamta go dopadła... dopiero ten dziwaczny ewent pod prysznicem dał jej kopa w stylu: "czym ja się tak naprawdę przejmuję?'' i nagle jej puściło... takie rzeczy nieraz się zdarzają: jakiś drobiazg zupełnie bez związku i znaczenia może niechcący wywołać nagłą zmianę w umyśle...
Usuńzasada nietykalności kobiety/meżczyzny swojej/go przyjaciółki/ela jest znana, ale dość często łamana, zaś w przypadku nałogowca nie ma żadnej gwarancji jej przestrzegania...
wielu facetów być może marzy o takim gwałcie przez fajną laskę, ale z tym "jak jeden mąż" to już stanowczo gruba przesada i dobrze, że sama to zauważyłaś...
Świat czarownic, z tego wynika, jest ograniczony . Tylko seks i faceci. Ciut się zawiodłam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńto nie świat czarownic jest ograniczony, tylko to opowiadanie skupia się na jego pewnym aspekcie, chociaż i to też jest nieprawdą, bo w tekście jest nie tylko o tym... ale to już trzeba zauważyć, co może być trudne dla kogoś, kto skupia się tylko na jednym podczas lektury...
UsuńTemat interesujący, ale nie włączałem się wcześniej nie chcąc zakłócać dyskusji. Przygotowując się do zawodu psychotronika, musiałem zaliczyć 2-letnią podyplomówkę, gdzie obowiązywały takie przedmioty jak m.in.: ezoteryka, astropsychologia, parapsychologia, okultyzm, radiestezja. Myślę, że gdyby Roxy i Falibora podłączyć do odpowiedniego interfejsu komputerowego to nigdy by nie powstał taki fajny post.
OdpowiedzUsuńzapewne wiesz, że przy wielu badaniach świadomość tego, iż jest to badanie zaburza naturalność zachowań badanego, co w konsekwencji zniekształca wynik... czasem nie ma to zbytniego znaczenia, czasem jednak jest to dość istotne...
Usuńkiedyś znajomy lekarz chciał pisać pracę specjalizacyjną na temat jakiegoś psychodeliku i szukał "królików"... zapytałem go wtedy, co się stanie, gdy ów "królik" wyłapie bad trip?... zapewnił mnie, że badanie ma być w warunkach bezpiecznych i w takim przypadku dojdzie do interwencji... w tym momencie czarnek bombki strzelił, bo "królik" mając poczucie bezpieczeństwa nie będzie już funkcjonował tak, jak warunkach naturalnych...
w sumie do eksperymentu nie doszło, gdyż znajomy nie uzyskał stosownych zezwoleń oraz dostępu do samego środka /był na liście prohibitów/, ale to już osobna historia...
Gdyby badanie dotyczyło jednej osoby i odbyło się tylko raz to faktycznie rzetelność takich badań jest nikła. W psychotronice badania są masowe i - za zgodą badanego - zdalne, a więc świadomość nie ma większego znaczenia, ponieważ badany nie wie kiedy zaczyna się i kończy test. Poza tym testy częściej przeprowadzane są na zwierzętach, bo - niestety - już od lat 70' ub.w. główny trzon psychotroniki stał się dziedziną utajnioną i wykorzystywaną przez wojsko.
UsuńAnita zrozumiała, że tworzenie sobie problemów i martwienie się na zapas zanim one się pojawią jest bezsensu, więc odpuściła. A schodząc na ziemie, bo tu pomijam twoją historie magiczną wiadomo jak ktoś nas nie chce i mu nie zależy to i tak zdradzi czy odejdzie, więc czy warto na sile kontrolować, sprawdzać itd.? To bez sensu.
OdpowiedzUsuńJednak rozumiem kobiety, które stosują pewne środki zaradcze w postaci czujności i nie prowokowania losu, bowiem kobiety, kiedy mają dzieci i wspólny majątek z mężem w czasie ewentualnego rozstaniaia tracą więcej, bo dzieci zostają z matka i to na niej ciężar samotnego macierzyństwa spoczywa i trud wychowania . Mężczyźni tu mają więcej luzu, bo i alimentów można uniknąć i łatwiej znikają i układają sobie życie na nowo bez zbędnego balastu przeszłości. Więc mężczyźni są bardziej wyluzowani w tych sprawach a kobiety mniej.
w tej historii Borek, jako nieodporny na magię, nie miałby nic do gadania, gdyby Roxy zaciągnęła go do łóżka, nie byłaby to zdrada, tylko gwałt...
Usuńale to już jest wyjaśnione w tekście...
za to Anita, a dokładniej - jej podświadomość, przeprowadziła błyskawiczną kalkulację: po co się wciąż męczyć pilnowaniem, aby tych dwoje się nie spotkało, skoro najprawdopodobniej kiedyś i tak do tego dojdzie... więc odpuściła, pozwoliła na swobodny bieg wypadków... nie tyle zagrała w rosyjską rosyjską ruletkę aranżując takie spotkanie, co pozwoliła jej zagrać samej, kiedy tylko zechce... a skutek był nagle zaskakujący: rewolwer okazał się być załadowany ślepakiem... można by rzec, że karma wynagrodziła Anicie jej prawidłową decyzję :)
...
co do dygresji, to kobiety faktycznie mają gorzej... można by spytać, po co decydują się na dziecko z permanentnym zdradzaczem, ale z drugiej strony żaden facet nie ma tego wypisanego na twarzy i takie cechy mogą się nagle ujawnić po pewnym czasie dopiero, tak jak skłonność do chlania lub przemocy... niemniej jednak wpadanie w paranoję i wieczne pilnowanie chłopa może nieraz zadziałać w drugą stronę i go do tej zdrady sprowokować...
Oglądam wiele seriali o czarownicach. Ich życie obfituje w wiele problemów, także zdrad miłosnych. Zdarzają się tragiczne i brutalne incydenty.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością zapoznałem się z tą historią, w której zwyciężyły kontrola ryzyka i rozsądek.
aż miło poczytać kogoś, kto się zna na czarownicach, bo tu wiele osób w Kawiarni próbuje wmawiać, że one tylko seksem się zajmują...
UsuńCzemu Roxy, czy wszystkie Roksany takie nimfomanki? :P
OdpowiedzUsuńOstatnio mi taka rdzawa woda do czajnika poleciała... Od razu wszystkie "problemy" przestały być ważne.
nie bardzo wszystkie, tylko właśnie te pisane przez "x", do tego czytane po chińsku jako "ś", bo inaczej ta cała konstrukcja może nie zadziałać...
Usuń