03 czerwca 2024

ZAGINIONY W AKCJI

- Czy ja wyglądam na chorą psychicznie? Na jakąś tam lękową piczę, która wali w majty, gdy jej chłop obejrzy się za jakąś inną laską? To był marny zestaw tendencyjnych pytań. 
Jakie były pytania, na które padła powyższa odpowiedź?
Przewińmy taśmę. Otóż któregoś dnia Anita zrobiła sobie przerwę na lunch. Różnie te przerwy realizowała, zależnie od ilości pracy danego dnia. Czasem schodziła do baru mieszczącego się na parterze gmachu firmy, czasem zaś zamawiała coś stamtąd do siebie na górę. Tym razem wybrała to pierwsze. Rutynowym też zwyczajem było, że przed taką wyprawą dzwoniła do Borka, który pracował w innym dziale firmy, wtedy też czasem zdarzało się, że konsumowali pospołu. Tym razem jednak usłyszała:
- Kochanie, mam w chuj roboty. Ewka mi coś przyniesie.
Rzeczona Ewka, koleżanka Borka z pokoju faktycznie pojawiła się po kilku minutach akurat w chwili, gdy Anita usiadła przy stoliku, po czym za dalszą chwilę obie panie pałaszowały razem obok siebie swoje dania. Francuskim stylem zresztą, czyli jak się je, to się gada. Ewka zagaiła pierwsza:
- Gdzie podziałaś chłopa?
- Ty mi powiedz. Przecież lepiej wiesz, co teraz robi.
- Tylko mi nie powiedział, co mu kupić. Rzucił jedynie, że ciebie tu spotkam na dole, więc mi coś podpowiesz.
- Weź mu to, co zwykle. On jest na monodiecie.
Dialog był żartobliwy, gdyż akurat obie dobrze wiedziały, co jada Borek podczas przerwy na lunch. Nieraz powtarzał, że:
- Krewetki i frytki belgijskie, tylko to się tu nadaje do jedzenia.
Przez jakiś czas jeszcze blablały na różne zupełnie nieistotne babskie tematy, zaś przy finałowej kawie Ewka zapytała, jakby bardziej poważnym tonem:
- Nitka, mam taką sprawę...
- Chcesz tarota? Chętnie, ale nie dzisiaj. Po robocie mam coś na mieście do ogarnięcia, możemy się na jutro jakoś umówić.
Nie było w tej wymianie zdań nic nadzwyczajnego, gdyż do Anity często przychodziły różne znajome z firmy, aby im postawiła karty.
- To też, ale nie tylko. Ja mam takie prywatne pytanie.
- O, to coś nowego. Bardzo prywatne?
- Bo ja wiem...
- Skoro cię tak naszło, to wal.
Czarownica rzuciła okiem na telefon leżący na blacie.
- Masz dziesięć minut.
- Czy ty jesteś... Nie, źle. Czy ty bywasz czasem zadrosna?
- No pewnie. Zazdroszczę ci faceta.
- Jak to?
- On jest, jak wiem, jubilerem. Gdy widzę, jakie fajne cacka ci robi, to mnie korci, żeby Borka namówić na jakiś kurs, jakieś szkolenie. Ale on się chyba do tego nie nadaje, z tym się trzeba urodzić.
Gdy to mówiła, Ewka zdjęła wisiorek z szyji.
- Właśnie wycyganiłaś to ode mnie.
- Coś ty? Serio?
- Luz. Zrobi mi drugi. Ale mnie nie o taką zadrość chodzi.
- Nic ci więcej nie zazdroszczę. Masz fajne cycki, ale wolę swoje.
- Nie, Nita, czekaj. Może do tematu.
- Czyli?
- To chodzi o taką zadrość, wiesz, taką w związku.
Do tej pory uśmiechnięta twarz Anity nagle spoważniała. Wiedźma spojrzała na Ewkę niczym pies od miski, po czym rzuciła kwestią zacytowaną na początku opowiadania. Dla wygody powtórzmy:
- Czy ja wyglądam na chorą psychicznie? Na jakąś tam lękową piczę, która wali w majty, gdy jej chłop obejrzy się za jakąś inną laską? To był marny zestaw tendencyjnych pytań.
Po czym dodała:
- To teraz ja zapytam, co cię zainspirowało nagle?
Ewka tylko przez chwilę robiła wrażenie zbitej z tropu, ale gdy upiła łyk kawy wrócił jej animusz i zaczęła wyjaśniać:
- Bo widzisz. Pracuję z Borkiem w jednym pokoju już parę lat. Trochę go poznałam, choć pewnie inaczej, jak ty. No, i zauważyłam...
Anita ze znudzoną miną pokazała jej telefon.
- Zauważyłam, że to jest straszny flirciarz. Co jakaś laska się pojawi, to on od razu... No wiesz... Ze mną też tak zawsze gada, że... Aż mam czasem mrówki w dupie, takie że ojej.
- No, i co? Przeleciał cię? Może chociaż w pupę uszczypnął?
- No, nie... Aż tak, to nie... Ale...
Wiedźma wyraźnie zniecierpliwiona przerwała to.
- Ewuś, wyobraź sobie, że ja to wszystko świetnie wiem. Przy mnie też lubi bajerować laski, czy to w sklepie, czy to kelnerki w knajpie, czy jakieś tam panienki rozdające ulotki na ulicy. On jest po prostu miły dla kobiet. Nic poza tym. Dodam tylko dla porządku, że nie jesteśmy związkiem otwartym, czego akurat możesz nie wiedzieć.
- Więc nigdy nie myślałaś, że...
- Że co? Że mnie zdradzi? Nigdy, bo mu to nigdy do głowy nie przyjdzie. Na to, żeby facet cię nie zdradzał jest jeden sposób. Nie żadne tam jakieś śluby, przysięgi, umowy, oralne, czy formalne, to wszystko jest nic nie warte. Trzeba być po prostu super dupą.
- Dużo kobiet tak o sobie myśli, a jednak...
- Niczego nie mówiłam o myśleniu. Powiedziałam BYĆ. Lustereczko powiedz przecie. Znasz to? Ja akurat w takie kulki nie gram. Dobrze Ewuś, ja muszę już do roboty. Na karty zdzwonimy się jutro.
Anita wstała od stolika, ale jeszcze na odchodnym dodała:
- Aha, dzięki za wisiorek, jest bajeczny.
Schyliwszy się cmoknęła Ewkę w policzek i ruszyła do wyjścia z baru, zaś jej cmoknięta koleżanka z mocno nieprzekonaną miną zaglądała do naczynia po wypitej już kawie, jakby czegoś tam usilnie wypatrując.
Anita nie wspomniała o drugim sposobie, który znała i będąc czarownicą umiała to zrobić, jednak wobec Borka nigdy go nie stosowała, poza tym sam sposób uważała zawsze za dyskusyjny, nie popierała tej metody. Zapomniała natomiast o pewnym drobiazgu...

Po paru dniach, a było to w piątek, Anita szykowała się do wyjścia z firmy. Piątki bywały zwykle dość szczególne, gdyż wtedy wiedźma nie nocowała we wspólnym lokum, formalnie mieszkaniu Borka, lecz jechała prosto do domu rodzinnego. Tam też miała swoją pracownię, gdzie praktykowała różne medytacje oraz wszelkie czarowskie działania, tam miały miejsce sabaty jej kowenu, tam też integrowała się rodzinnie ze swoją matką, tudzież młodszą siostrą. Zaś Borek wtedy pił piwo ze swoim kumplem Adaśkiem, mieli wtedy czas na swoje męskie pogaduchy. Ten system działał od prawie trzech lat, tym razem jednak musiała wyjątkowo pojechać najpierw na chwilę do domu Borka, aby coś stamtąd zabrać, zapewne ku jego uciesze, gdyż tego dnia to ona zawsze po całości przejmowała auto, niby wspólne, ale formalnie jednak należące do niej, więc nie musiał tłuc się komunikacją miejską.
Tak więc na kilka minut przed wyjściem wiedźma sięgnęła po telefon chcąc zadzwonić do swojego faceta, aby skoordynować wspólne opuszczenie firmy. Doznała jednak dysonansu poznawczego, gdyż usłyszała:
- Abonent nieosiągalny w sieci.
Wzruszyła tylko ramionami, bo takie rzeczy czasem się zdarzały, jednak gdy ten sam komunikat zabrzmiał po wybraniu jego numeru służbowego uznała to już za coś dziwnego. Ale cóż było robić? Zebrała więc swoje rzeczy, spakowała torebkę, po czym rzuciwszy pozostałym w pokoju rytualne życzenie miłego weekendu wyszła na korytarz. Po drodze jeszcze zajrzała do innego pomieszczenia, aby poprawić oko, tudzież wykonać jakieś inne czynności, które kobiety tam zwykle wykonują, po czym zeszła po schodach do działu, gdzie pracował Borek. Gdy weszła do pokoju zastała tylko Ewkę, reszta zapewne zdążyła już wyjść.
- Gdzie mój? Poszedł do klo?
- Chyba raczej nie. Borek wyszedł jakoś tak po lunchu, po godzinie wrócił, potem zabrał swoje graty i więcej już się nie pokazał. Myślałam, że to wiesz.
- Teraz już wiem.
- I w ogóle jakiś dziwny był. Taki mało obecny. Gdy wychodził po raz drugi, już finałowo, to ani cześć, ani pocałujcie mnie w dupę.
Anita wyjęła telefon i powtórzyła te same czynności, co wcześniej, jednak skutek był również ten sam. Ruszyła więc do wyjścia mówiąc:
- To chyba nic tu po mnie. Miłego weekendu.
- Nita, zaczekaj chwilę.
- No?
- Nie wiem, czy pomagam, ale drzwi były uchylone i wydawało mi się wtedy, że ktoś czeka na niego na korytarzu.
- Kto?
- Kobieta. Blondynka zrobiona na lalkę Barbie.
- To pewnie jego siostra. Ona bardzo lubi taki styl.
- No właśnie nie. Znam przecież Malinę, ale to nie była ona. Wyglądała na jakąś nieletnią siusiarę, jak jakaś galerianka, czy coś.
- Brzmi ciekawie. Coś jeszcze?
- Niestety tak. Może boleć.
- Oj, mów żesz, jak już zaczęłaś, bo zaraz ciebie coś zaboli.
- Wyszłam za nimi i zobaczyłam, że...
- No, śmiało!
- Zanim doszli do schodów, to... Jakby to powiedzieć... Było bardzo czule. Wiesz, długi zawiśnięty ślimak, macanie pośladów, wiesz o co chodzi.
- Powiedzmy, że wiem. Dobrze, dzięki, pójdę już, pa.
Anita dość szybko znalazła się na parkingu, zdjęła z drzwi auta zaklęcie, ostatni wynalazek Kaśki, po czym usiadła za kierownicą. Nie odpaliła jednak silnika, wyłączyła za to myślenie, aby mieć jasny, spokojny umysł, jednak na ekranie Intuicji nie zobaczyła nic. To było po prostu nowe, tak nowe, że czarownica zawiesiła się na kilka minut. Jej stond przerwał dopiero sygnał telefonu. Od Kaśki. Z głośnika zestawu zabrzmiało:
- Anitko kochanie, mam taką drobną zmianę planów. Nie będzie mnie dziś tam u ciebie, taka sytuacja zaistniała, że musimy wyjechać na cały weekend.
- Jak to my?
- Bo Dasiek też ze mną jedzie. Nie mógł dodzwonić się do Borka, więc przekaż mu proszę, że dziś to oni tego swojego piwa raczej się nie napiją.
- Też mi się tak wydaje.
Mruknęła Anita, ale już nie rozwijała dalej innych powodów, dla których tak właśnie mogło się jej wydawać. Po chwili Kaśka zniknęła z linii, zaś samochód wreszcie ruszył. Gdy wiedźma dojechała na miejce zdziwił ją nieco widok auta Roxy stojącego pod domem. Na jej widok wysiadły zeń właścielka plus Malina.
- Co wy tu robicie? Inaczej się umawiałyśmy.
- Tak, ale było po drodze, a ty mówiłaś, że najpierw wpadniesz tutaj po to coś, więc jakoś tak się zeszło, że...
- Nawet dobrze się zeszło, bo dalej nie jedziemy.
- Co się takiego stało?
- A w ogóle, to coś ty taka jakaś niewyraźna?
Przyjaciółki rzucały pytaniami, ale Anita tylko westchnęła:
- Chodźcie, opowiem wam na górze.
- A Kaśka? Będzie czekać tam, u ciebie.
- Nie będzie. Coś jej tam wypadło, wyjeżdża.
Zanim wiedźmy dotrą na tą górę, to wyjaśnijmy, czym jest owo to coś, po które przyjechała Anita. Otóż po wielu staraniach udało jej się zdobyć sprzęt, który wśród czarownic jest dużą rzadkością. Po pierwsze nie jest to tania rzecz, po drugie na rynku istnieje wiele podróbek, które działają nie tak, często nawet wcale. Jedyną znaną naszej czwórce posiadaczką oryginalnej, sprawnej szklanej kuli była jak do tej pory tylko Ciocia Lala. Wstępny rozruch miał mieć miejsce w pracowni Anity, ale ta nagle zmieniła zamiar. Gdy dotarły do mieszkania, wyjęła z szafki dość dziwny pojemnik, ni to kuferek, ni to skrzyneczkę, postawiła na stole, otworzyła, po czym zdjęła czarny plusz pokrywający główną zawartość. Roxy cmoknęła z podziwem:
- No, robi wrażenie.
Ale Malina nie patrzyła na kulę, tylko na bratową:
- Nita, czy ty jesteś pewna, że chcesz to dziś robić?
- Co? Dlaczego?
- Bo wiesz, takiej syfiastej aury to ja jeszcze nigdy u ciebie nie widziałam. Może najpierw nam się zwierzysz, co się takiego stało? 
- Chcecie jakiejś kawy, herbaty, czegoś tam?
Roxy prychnęła w odpowiedzi:
- Ty nas tu nie zagaduj kawą, tylko wal co się dzieje!
Anita pokrótce streściła wydarzenia ostatnich godzin. Gdy zamilkła Malina wstała nagle z piorunami w oczach i wrzasnęła:
- Kurwa! Nie mam brata! Już nie żyje! Takiej lasce jak ty takich numerów się nie robi! Normalnie zajebię go! Zniszczę gnoja!
Roxy chwyciła ją za ramię:
- Lalka, wyluzuj szalona blondyno. Bo ci majtki przez dupę uszami wyjdą. Na razie jeszcze nic się nie dzieje, nic jeszcze nie wiadomo. Więc po co ten cipowściek? Anitko, faktycznie zaparz nam coś, ale nie kawy, tylko coś na spokój. Jakąś meliskę, jakąś chmielówkę, jakieś konopie półszlachetne, wiesz, takie cebede. Dla Malinki potrójne, bo jej zaraz cycki rozsadzi.
Minęło jakieś ileś tam minut, które wiedźmy spędziły w kompletnej ciszy, przerywanej jedynie siorbaniem ziołowych herbatek. Wreszcie Roxy obejrzała dno pustego już kubka, po czym spytała:
- No, siostry, wrócił rozum na miejsce? Ciebie głównie pytam.
Malina kiwnęła tylko głową.
- To pora uruchomić sprzęt. I zguba szybko się znajdzie. Anitka, zaczynaj, ta kula jest chyba spersonalizowana na ciebie? Czy jeszcze nie?
- Już tak. To jest pierwsza rzecz, którą zrobiłam. Ale znam tylko bazowe procedury, takie gadżety nie mają fabrycznych instrukcji. Do wszystkiego trzeba dojść samej, próbami i błędami. Ciekawe, nigdy by mi do głowy nie wpadło, że użyję tego do śledzenia własnego chłopa.
- Ale jakieś zaklęcia tropiące chyba dobrze znamy? Ja ci pomogę, kiedyś asystowałam Cioci Lali przy jej kuli, więc damy radę. Przynieś tylko coś, co należy do Borka. Coś osobistego najlepiej. Może jakieś brudne gacie?
- On pierze swoje zawsze sam, pod prysznicem, na bieżąco.
- Oj, to cokolwiek innego tego typu. 
- Chyba coś mam.
Anita zajrzała za łóżko i coś stamtąd wyjęła.
- Może być?
- Borek nosi takie rzeczy?
- Nie, to akurat jest moje. Ale twarz tym sobie wycierałam wczoraj, tak na szybkiego, prowizorycznie. Wiesz, po czym.
- Dobre! Wręcz znakomite.
Roxy wzięła do ręki podany jej fragment odzieży i nakryła nim kulę, po czym wskazała po kolei na Anitę, potem na Malinę.
- Ty siadaj tu, ty tu. I jedziemy zwykłym trybem. Nita zaczynaj.
Wiedźmy chwyciły się za dłonie, zaś po kilkunastu minutach...
Anita odkryła kulę, zajrzała do niej i cicho jęknęła. Potem spojrzała Malina, ale szybko odwróciła głowę mówiąc:
- Nie chcę tego oglądać.
Ostatnia była Roxy, która przyglądając się uważnie skomentowała:
- No, i co? Miłosny standard. Facet stoi, a panienka klęczy i rusza głową. Ale to jest bez znaczenia, ważne, że zguba się znalazła. Na razie jeszcze nie wiemy gdzie, ale zdrów i cały. Tylko ta jego aura... Lalka, może spojrzysz? Ty w aurach jesteś najlepsza.
- Nie.
- No weź, to tylko film. Czy raczej taki spektakl na żywo.
- Nie w tym kłopot. Odrzuca mnie obsada tego spektaklu.
Malina nagle podeszła do Anity, objęła ją i przytuliła do siebie. Roxy chwilę patrzyła na tą scenę nie wiedząc, czy ma okazać wzruszenie. Wreszcie znów zajrzała do kuli mówiąc:
- Najgorsze jest to, że ta dzidzia jest tyłem do kamery, nie można zobaczyć, kto to może być. Nita, można coś z tym zrobić, jakiś widok z boku, czy coś?
- Nie wiem, dopiero się zaczynam tego uczyć.
- Dobrze, już chyba po wszystkim. Wstała, dała mu buziaka i odeszła na bok gdzieś. Borek dopina portki. Lalka, czy możesz teraz się przełamać, rzucić okiem na tą jego aurę? Bo moim zdaniem coś tu jest nie tak.
Malina przełamała się i w końcu stwierdziła:
- W tej kuli tak dobrze tego nie widać, ale chyba masz rację. To nie jest taka aura, jak ma być. Taką aurę ma ktoś, kto jest pod wpływem...
- No?
- Pod wpływem magii?
- Dokładnie.
W tym momencie wtrąciła się Anita:
- A jeszcze dokładniej, to pod wpływem uroku.
- Brawo! Ale to oznacza, że wcale cię nie zdradził, tylko padł ofiarą gwałtu. To na pewno są dwie różne rzeczy. To jak Malinko, czy nadal rozważasz bratobójstwo? Bo jak widzę Anicie wyraźnie ulżyło.
- No, ale to jeszcze nie koniec kłopotu.
- Pewnie. Mam teraz dla was taką propozycję, że jako najmniej zahaczona osobiście przejmę kierownictwo nad tą całą sprawą.
- Przecież już to zrobiłaś.
- No, w sumie tak. Więc plan jest taki, że odczekajmy jakieś pół godzinki, godzinę, potem spróbujemy znowu chłopa namierzyć kulą. Jak to nic nie da pakujemy dupska do aut i jedziemy do Anity. Tam w jej pracowni jest mnóstwo sprzętu, żeby go znaleźć dokładnie. Może tak być?
Obie wiedźmy zgodnie kiwnęły głową, tylko Anita dodała:
- Malina, idziemy do łóżka?
- Słucham?
- Bo nie wiem, jak ty, ale ja się chcę trochę zdrzemnąć.
Nie pospały jednak zbyt długo, przynajmniej tak im się zdawało, bo Roxy zbudziła je po dużej godzinie plus. Znowu zasiadły do kuli, a gdy Anita spojrzała do niej na koniec rytuału spytała:
- Poznajecie ten sklep? 
- No pewnie, to dwie ulice dalej od nas tu.
Zaś na tle tego sklepu kroczył Borek.
Nie minęło dłużej, niż piętnaście minut, gdy zazgrzytał klucz w zamku. Roxy spojrzała na Malinę i z uśmiechem rzuciła:
- Lalka! Łapy precz od ostrych narzędzi!
- Weź nie świruj. Już mi dawno przeszło.
- Nita?
- Luz.
W tym momencie do mieszkania wkroczył Falibor.
- Cześć dziewczyny, co wy tu robicie o tej porze?
Mężczyzna nie robił wrażenia do końca obecnego. Pierwsza szybko podeszła doń Roxy, położyła mu dłoń na czole, potem drugą na brzuchu i skrzywiła się z wyraźnym niesmakiem.
- Ujuj, co za partaczka to robiła? Kompletny brak profesjonalizmu. Tak się uroków nie rzuca, kompletne dno. To ja to może posprzątam. Anitko, wybacz, to jest konieczne.
Nagłym ruchem przyparła Borka do pobliskiej ściany, po czym zaczęła rozpinać mu spodnie, on zaś spytał zdziwiony:
- Co mi robisz?
- Poczuj się, jak u lekarza.
Roxy ścisnęła go dłonią za obnażone krocze, chwyciła za głowę, skłoniła ją do siebie i dotknęła jego czoła swoim. Przymknęła oczy i coś wymruczała. Trwało to chwilę, po czym wiedźma puściła go, odeszła na dwa kroki, strzepnęła dłońmi i spojrzała na pozostałe kobiety.
- Gotowe. Już po zabiegu. Pacjent odczyniony, wyleczony. 
Po czym dodała już w stronę Borka:
- A ty się ogarnij panie kolego, dopnij, zapnij, panie patrzą, a ty tu jakiś niepolityczny prospekt fundujesz.
Potem wyszła z pokoju ze słowami:
- Idę umyć ręce. Higiena magii to podstawa. To było bardzo brudne zaklęcie. Uroczyłam chłopów nie raz, ale kurwa nie takimi metodami.
Anita spojrzała na Malinę, obie uśmiechnęły się do siebie tak zdawkowo, ukradkiem. Bo jakby nie było, co by tu nie mówić, to w tej dziedzinie magii Ruda była pierwsza po Cioci Lali. Zero kwestionacji.
Falibor usiadł na krześle usłużnie podsuniętym przez Malinę. Wyglądał na wyraźnie już przytomnego, jednak wciąż jakby nie do końca rozpoznawał sytuację. Anita przykucnęła przy nim, chwyciła za rękę i spojrzała mu w oczy.
- Witaj w domu kochanie.
Malina parsknęła śmiechem i pisnęła:
- Zaraz się porzygam od tego romantyzmu.
Anita nie zdążyła odpowiedzieć, gdy z łazienki wyszła Ruda.
- Właściwie, to już nic tu po mnie. Ale...
Spojrzała znacząco na Anitę, ta zaś odezwała się do Borka:
- Słodziak, idź się wykąpać. Miałeś trudny dzień.
- Ale może mi wyjaśnicie, co tak naprawdę...
- Później kochanie. O wszystkim jeszcze pogadamy. Mamy cały weekend dla siebie, ty mi coś opowiesz, ja ci coś opowiem... A teraz marsz do łazienki!
Gdy wyszedł, Roxy zagaiła:
- Znam skądś sygnaturę tego zaklęcia. Może nie tą konkretną, ale podobną. Nita, dawaj kulę. Może się dowiemy, kto ci zgwałcił chłopa.
- Jak?
- Tak.
Roxy pokazała im coś trzymanego w palcach.
- To są włosy, które mu zdjęłam z ciuchów. Siadamy.
Wiedźmy ponowiły rytuał, a gdy Anita zajrzała do kuli:
- Pamala? Nie. To ta gówniara, jej córka.
- Czyli stąd to podobieństwo sygnatury zaklęcia. Pamalę znałam, ale ta mała wtedy była jeszcze kompletnym dzieciakiem.
- Dziś już wcale nie taki dzieciak. Ty jej wtedy nie widziałaś, bo wyszłaś już wcześniej z Pleciugi, a my je zauważyłyśmy później. Wykapana mamuśka.
Malina poruszyła się niespokojnie.
- Ale dlaczego, po co?...
Anita uśmiechnęła się i wzięła głębszy oddech.
- Sprawa jest prosta. Pamala kiedyś uroiła sobie, że rozwaliłam jej związek. Teraz wróciła i postanowiła się odegrać. Zrobiła wywiad, potem napuściła córcię, żeby rzuciła urok na Borka. Borek miał przelecieć małą, ja miałam to uznać za zdradę, po czym... Mam dalej tłumaczyć?
- Teraz rozumiem, ale coś wam powiem dziewczyny. Ja może czasem jestem głupia blondyna, ale tak debilnej intrygi, do tego tak debilnie wykonanej, to ja w życiu nie widziałam.
- Bo Pamala zawsze była głupia, widać geny przekazała dalej.
- Anitko, chcesz dalej coś z tym robić?
- Ja? Nic. Plan Pamali się nie udał, żadnej zdrady nie było, a fiut nie mydło, nie zmydlił się. Tylko jeden błąd chcę naprawić. Muszę zrobić amulet dla Borka, na magiczne uroki. Nigdy jakoś wcześniej na to nie wpadłam.
- Twój związek, twoja sprawa, ale ja nie odpuszczę. Zdrady nie było, ale gwałt był, a przynajmniej wyłudzenie sexworkingu. Za takie usługi się płaci, a kasa musi się zgadzać. Jak tylko Kaśka wróci...
W tym momencie wtrąciła się milcząca dotąd Roxy:
- Ani mi się waż! Jeszcze tej rzeźniczki brakuje do kompletu. Mało ci było sprzątania po jednym trupie? Już nie pamiętasz, jak prawie cipy oczami nie wyrzygałaś? Odpuść Lalka, mówię ci odpuść. A już na pewno nie plącz do tego Maczety. Zresztą zrobisz, jak chcesz. 
Wstając od stołu dodała:
- Na mnie czas. Jedziesz ze mną, czy zostajesz? Podrzucę cię gdzie tam chcesz po drodze. No, szybka decyzja.
- Jadę, jadę. Niech pobędą ze sobą sami.
Tak też się stało. Za to czy Malina odpuści, czy będzie ścigać Pamalę, tudzież jej córę? Tego za bardzo nie wiadomo, ale jeśli tak się stanie, to będzie już temat na osobną opowieść.

20 komentarzy:

  1. Cos mi się zdaje, że jako rasowa czarownica zemsty nie odpuści... a z drugiej strony, wygodna wymówka na zdrady, takie rzucanie uroków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. akurat Malina to kapryśna, labilna emocjonalnie, do tego bardzo świeża stażem czarownica, więc trudno to przewidzieć, ale jest za bratem (po swojemu), więc niewykluczone, choć nie do końca przewidywalne...
      co do drugiego, to mnie zmiażdżyłaś... bo czyli tak: Borek spotkał córkę Pamali, chciał się z nią tego-tam, ale żeby nie wyszło, że zdradził Anitę, to najpierw poddał się (magicznemu) zauroczeniu?... chyba wymyślone za bardzo po babsku, bo chłopy są proste, chyba żaden by nie wpadł na taki zawikłany pomysł... aha, chyba że Borek, ale w tej opowieści dostał rolę takiego trochę gamonia, więc nie wiem :)

      Usuń
    2. Niekoniecznie Borek, ale przyznasz, że byłoby to świetne alibi do skoków w bok...

      Usuń
    3. okay, technicznie jest to sprytne, tylko że zwykle przed "jak?" najpierw pojawia się "czy?" i w tej kwestii Anita wyraziła się dość jasno :)

      Usuń
    4. Aż się tu odniosę, bo miałam myśl podobną, trochę inną. Tu akurat świat czarownic wszystko poukładane, Boreczkowi wierzymy. Jednak nie raz słyszałam takie tłumaczenie, często nie od facetów a od samych zdradzonych kobiet. "Mój kochany by tego nie zrobił, to ta zła kobieta uwiodła, urok rzuciła, jak suka nie da, pies nie weźmie" itp. stwierdzenia. Naiwne i obrażające facetów, jakby zwierzętami byli :P.
      Zazdrość w związku zła i niepotrzebna, zaufanie powinno być. Choć nie jest też do końca tak, że super babki się nie zdradzi (ani super faceta, kobiety też zdradzają). Zdrada owszem często wynika z tego, że nam czegoś brakuje w związku. Niektórzy jednak są stworzeni do otwartych relacji i po prostu brakuje im zmian. Niestety mają w głowie zakodowane, że trzeba by się trzymać jednej dupy, przynajmniej oficjalnie eh.

      Usuń
    5. @R.A.C...
      no pewnie, że kreowany tu świat czarownic jest pewną bajką, fikcją literacką, można co najwyżej mówić o jakimś krzywym zwierciadle reala i w tym temacie chyba mamy konsensus...
      a jak jest w realu?...
      moim zdaniem Anita nie do końca ma rację, bo są ludzie, którzy są "poligamiczni" z natury i możemy robić cokolwiek, być super, ultra, hiper, mimo to nasz(a) partner(ka) będzie się miziać na boku... jednak jest to pewien margines statystyczny i też uważam, że zazdrość w związku (takim klasycznym, z paktem na wyłączność) to syf, to tylko sposób, żeby ten swój związek rozwalić... bo skoro kocham, to ufam, idę na całość, tak?...
      tak więc Anita jednak dobrze gada, tak summa summarum...
      moim zdaniem :)
      za to Anita mówi jeszcze o czymś innym: o wierze w siebie, której tak wielu ludziom brakuje i muszą pytać lustereczka, które zawsze ich okłamie...
      przy okazji w jej słowa jest wkręcony taki subtelny przekaz zen: nie "myślę, że jestem", tylko po prostu "jestem"...

      Usuń
    6. Popieram dziewczyny.
      Faceci sa prości i Borek by nie wpadł na pomysł bo gamoń z niego... jakież to urocze.
      Borek jest z Anita już trochę i ta jego gamoniowatość powinna być przez przebywanie z taką kobietą, wspólne rozmowy z nią, odkrywanie świata tego po drugiej stronię, trochę niwelowana. A on jak gamoniem był tak i jest nadal. To może być nawet dość wygodna życiowa postawa. Bo co złego to przecież nie gamoń jest tego przyczyną.
      Nawet te kobiety z dość poprawną a nawet ugruntowaną wartością samej siebie bywają zdradzane. To nie ma nic wspólnego z naszym poczuciem własnej wartości. To ma związek z tym jaką osobą jest ten kto zdradza. Jaką on reprezentuje wartość samego siebie.
      No cóż gamonia zgwałcili zaklęciem
      Bardzo ciemny jest ten świat czarownic. Mroczny.

      Usuń
    7. @Ania...
      ciekawe jest to, że Anita mogła mieć Borka od razu jak kaczkę na ruszcie już na samym początku przy pomocy magii, ale ona wybrała dłuższą drogę, bez czarów, naturalnym urokiem, zwanym też "magią mniejszą", którą znają nie tylko wiedźmy... może wyczuła w nim gamonia i chciała go chronić przed tym mrocznym światem czarownic?... tylko z rozpędu zapomniała o jednym drobiazgu, ale już to naprawiła...
      a tak na marginesie, wracając do realu, to słyszałem kiedyś opinię pewnej znajomej, która twierdziła, że gamonie w "te klocki" są najlepsi, tacy naturalni, na luzie, bez zbędnej napinki :)

      Usuń
    8. Cóż za opiekuńcza kobieta z tej Anity. Z pokaźnymi pokładami matczynych uczuć. Chciała chronić gamonia, bo bez niej czarownice by go tylko w rogi waliły. A poza tym świat jest pełen czarownic, co krok to jakaś czyhająca na gamoni wiedźma.
      Nie znam z takiej strony świata. Ze strony, że kobiety to chcą tylko facetów czarami zwieść.
      Wiesz co? Skoro to była borykająca się z samotnością ( chcąca związku) i jeszcze hormonalnie sprawna wiedźma to jakoś, z twojego opisu sposobu życia tych pań, słabo wierzę, że Anita nie rzuciła przez ramię jakiegoś zaklęcia w stronę Borka.
      No ale to ty tworzysz tę opowieść a zakochany chłop to jak zakochana baba, wierzy we wszystko co mu objekt jego uczuć wciśnie. Wciągnie każdą papkę mentalną. Potem , po iluś latach zaczyna widzieć rzeczy i partnera obok realnie.
      Ta współpracownica Borka mówiła Anicie, że Borek flirtuje z laskami. Ja mam taką teorię, że do flirtowania, czyli do tych klocków, poziom gamonia to stanowczo za mało. Trzeba być w takim flirciarstwie rezolutnym.
      A gamoń to na serio takie milusińskie usprawiedliwienie.

      Usuń
    9. bo ja wiem?... style flirtowania bywają różne, a gamoństwo też różne przybiera postacie, więc czemu nie Borek?...
      ...
      Anita chyba taka jest... zupełnie inna, niż jej najlepsza kumpela Roxy, która facetów traktuje jak jednorazowe wibratory, chociaż ostatnio jakby się do jednego przyzwyczaiła... ale jako autor jeszcze nie mam pomysłu, co dalej z tym robić, jak to potem będzie wyglądać...

      Usuń
  2. Jak rozegrają dalej sprawę Pamali to jestem ciekawa . Mam nadzieje ,ze będzie to odwet magiczny , bo Kaśkowy odwet to lekka przesada w tej sytuacji ,bowiem Malina i Roxy robią to samo co zrobiła Pamala , więc sprawiedliwie i one zasługują na maczetę ,
    Takie realne gwałty na facetach są bardziej subtelne choć też się zdarzają , znam takie historie ...ale one nie są uwzględniane przez kodeks karny. Z gwałtami i przekraczaniem granic innych ludzi mamy problem , Konserwy nie chcą zmiany definicji gwałtu , bo sami gwałcą na różne sposoby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie jestem zbyt obiektywny w temacie, jak dalej potoczy się sytuacja, bo w końcu to ode mnie to zależy, jako autora cyklu :)
      ale Twoja uwaga jest trafna: Roxy i Malina mają sporo za uszami w temacie traktowania facetów przedmiotowo...

      Usuń
  3. " Bo ci majtki przez dupę uszami wyjdą."

    Jestem na etapie próby zwizualizowania 🤨
    Na razie bez sukcesu 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w kreskówce to jest realizowalne, ale w realu, czy nawet w uniwersum "Czarownic" może być to niezbyt łatwe :)

      Usuń
  4. Zawsze sądziłem, że szklana kula to tylko szklana kula. Jak różdżka, która nie ma żadnych czarodziejskich mocy i służy jedynie do łatwiejszego ukierunkowania magii. A tu dowiaduję się, że ona jakaś taka namagiczniona! Jak to człowiek całe życie się uczy - jak, nie przymierzając, prezydent-hobbysta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz jak najbardziej rację, tak jak soczewka sama z siebie nie świeci, tak też żaden magiczny gadżet żadnej mocy nie ma, to tylko taki pomocniczy śmieć, żeby łatwiej skupić umysł... można by nawet rzec, że czarownica lub mag, tacy z najwyższej półki w ogóle takich przedmiotów nie potrzebują...
      ale...
      uniwersum cyklu "Czarownice" choć jest dość zbliżone do reala, to jednak są pewne drobne różnice i czytając trzeba brać na to poprawkę...

      Usuń
  5. Na mnie największe wrażenie zrobiła pewność siebie Anity, że po prostu jest świetną babką i wierzy swojemu facetowi, bo na tej właśnie wierze, zaufaniu opierają się najlepsze związki. Nie wiem jak to jest, ale u niektórych flirtowanie mi nie przeszkadza, a u innych widać że robią to komuś wbrew i na złość jakby im się od tego podnosiła wartość. :).
    W swoich najdłuższych związkach miałam taką pewność, że co by nie było, jestem najlepsza. :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli partner(ka) zaczyna flirtować na boku "na złość", to jest sygnał dla tej drugiej strony, że coś jest nie tak albo ze związkiem, albo z samą/ym partnerką/em...
      ale jest jeszcze coś...
      czasem niektóre/rzy lubią sobie tylko pożartować w ten sposób, poprowokować tą drugą stronę, "powkurwiać" ją trochę, ale nie "na złość", tylko dla beki, dla czystego funu... moim zdaniem jest to ryzykowna gra, na którą można sobie pozwolić w związku mającym naprawdę dobrą komunikację, gdzie obie strony świetnie wiedzą, że to nie jest na poważnie... świeżym związkom, które jeszcze do końca się nie dotarły nie polecałbym tej zabawy, bo one tej granicy raczej mogą nie rozpoznać...

      Usuń
  6. Doczytałam do miejsca, że biedniusio jest ofiarą gwałtu.... no... baby jednak głupie som. Dalej nie czytałam... a i "dobra DUPA" jest przereklamowana- dobra do momentu, kiedy facet nie padnie "ofiarą gwałtu", czyli rzucenia w Twoim opowiadaniu uroku.
    I... jednak doczytałam do momentu odczynienia uroku, podtrzymuję swoje słowa:):) Biedaczysko, co se użył, po wpływem uroku, to se użył...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pytanie jeszcze, czy Borek w ogóle pamięta, co się wydarzyło, tekst sugeruje, że nie bardzo, że to był nieprofesjonalny i dość chamski urok, pod którego wpływem był jak zombie, niepoczytalny... tak więc to raczej panienka sobie użyła, a nie on...

      Usuń