28 czerwca 2024

SPALONA - SKRUSZONA - ODRODZONA

Się tak porobiło, że sytuacja opisana w dwóch poprzednich opowiadaniach doznała swojego dodatkowego epilogu. Nieźle jest je poznać, aby do końca pojąć akcję poniższej historyjki.

= = = = = =
Po pogrzebie Anita miała jeszcze kilka dni wolnego w firmie, jakieś zaległe urlopy, czy inne takie. Borek nie miał takich możliwości, więc normalnie jeździł do pracy. Jego wiedźma wykorzystała ten czas na ogarnięcie całego mnóstwa spraw pośmiertnych, sporo jej zresztą pomogła księgowa firmy Roxy, która znała wszystkie magiczne tricki na przyspieszanie urzędowych korków. W końcu jednak trafiła do pracy, zaś już pierwszego dnia natknęła się na Ewkę, koleżankę Borka z pokoju.
- Cześć Anitko, tak mi przykro.
- Dzięki, ale nie chcę o tym gadać.
- Ale ja mam jeszcze inną sprawę.
- Znowu chcesz karty?
- Nie, coś innego.
- No? Tylko proszę krótko, mam sporo roboty.
- Pamiętasz, jak kiedyś ci mówiłam, że Borek ściskał się z jakąś panienką tu w firmie na korytarzu?
- Ta sprawa jest już zamknięta.
- Nie jestem taka pewna.
- Co, znowu się z jakąś ściskał?
- Nie, tylko rozmawiał.
- To nie rozumiem. Borek rozmawia z wieloma kobietami.
- Tak, tylko że to była ta sama dziewczyna.
- Znaczy wierny. To chyba dobrze, co?
Jednak Anita nie miała chwilowo ochoty na takie żarty, więc tego akurat nie powiedziała, tylko z poważną miną coś innego:
- Ja wiem o tej rozmowie. Na razie, muszę lecieć.
Odwróciła się i odeszła. Tak było najlepiej, bo nagle sobie pomyślała, czy Ewka nie zaczyna przekraczać pewnych granic. Nie była tego zbyt pewna, poza tym naprawdę miała dużo pracy.
Zaś historia tej rozmowy była taka:
Dwa dni wcześniej, był to bodajże wtorek, Borek zajrzał do firmowego baru na lunch. Jak zwykle nabył krewetki i frytki belgijskie. Tak sobie jadł, jadł, nagle poczuł na sobie czyjś wzrok. Przy stoliku obok drzwi na ulicę siedziała młoda dziewczyna. Wieku za bardzo nie umiał określić, jednak szacował ją na nastolatkę. Bardzo ostrożnie zresztą, bo takie to są obecne czasy, że wiek kobiet zawsze jest zagadką. Na pewno nie była pracowniczką firmy, gdyż jej sukienka nie trzymała dress kodu. Poza tym znał, przynajmniej z widzenia wszystkie laski, które tu pracowały. Nie było to jednak nic nadzwyczajnego, gdyż bar nie był staff only, zaglądali tu także różni uliczni przechodnie. Ale dziewczyna uparcie patrzyła na niego. Jak na jego gust jakoś tak dziwnie patrzyła. Ale nie był to żaden powód, aby tworzyć sobie problem, więc Borek spokojnie dokończył danie, wstał, zabrał ze sobą kubek z resztką coli, po czym wrócił do siebie na górę. Do końca dniówki skupiony na pracy prawie już zapomniał, co zobaczył, ale okazało się, że ktoś nie zapomniał o nim. Gdy wychodził z gmachu firmy nie szedł na parking, gdyż auto zajęła Anita, lecz na przystanek. Ale po drodze stała ławka, na której to siedziała ta sama dziewczyna z baru. Na jego widok wstała, obciągnęła sukienkę, po czym szybko ruszyła w jego kierunku.
- Przepraszam, czy pan Falibor?
- Powiedzmy. Czy my się znamy?
Dziewczyna spojrzała na niego z lekką nutą zalotności.
- W pewnym sensie.
 
- Czyli?
Zmieszała się nieco, zawahała, po czym:
- Wiem, kim pan jest. Pan ma żonę Anitę?
- Przepraszam, a z kim mam przyjemność?
- Jestem Mala.
- Mala, a dalej?
- Mala Nowak. Jestem jakby znajomą pani Anity.
- Jakby?
Panienka wyraźnie utknęła na chwilę, wreszcie wydusiła z siebie:
- Bo ja z nią koniecznie muszę porozmawiać.
- Nie widzę problemu, wystarczy zadzwonić.
- Tylko że... Ja nie znam numeru.
- Ja ci go... Znaczy pani na pewno nie podam.
Znowu chwila ciszy. Wreszcie dziewczyna zaskoczyła:
- To może zróbmy tak. Ja podam swój, a pan jej powie, żeby do mnie...
- Nie, źle, nie tak. Ja jej powiem, że ty... Znaczy pani ją prosi, aby do pani zadzwoniła. Może tak być?
Spojrzała na niego z wdzięcznością.
- Tak, o to mi właśnie chodzi.
- No, to słucham.
Borek sięgnął po telefon. Zapisał podany ciąg cyfr.
- To chyba wszystko, tak?
- Tak.
Po czym dodała jakby płaczliwie:
- Koniecznie niech do mnie zadzwoni. Proszę...
- Obiecuję, że powtórzę, ale czy zadzwoni, tego nie wiem.
- Ale ja naprawdę...
- Przepraszam, muszę już iść.
Wcale nie musiał, ale coraz gorzej się czuł podczas tej rozmowy. Coś było nie tak. Minął dziewczynę, ruszył przed siebie, doszedł do ulicy, nagle:
- Borek wsiadaj, podrzucę cię.
To była Ewka.
- No szybko, bo tu jest zakaz.
Faktycznie sporo go podrzuciła. Cała drogę milczeli, zaś Falibor miał wrażenie, że koleżanka jakoś dziwnie zerka na niego podczas jazdy.
Za to już w domu Anita usłyszawszy całą relację zrobiła dość zdziwioną minę i spytała jakby sama siebie:
- To ona Mala ma na imię? Może być.
- Pupcia, kto to jest?
- Twoja ostatnia kochanka.
- Co ty opowiadasz?
- To jest właśnie ta dziewczyna, której niedawno w stanie niepoczytalnym zrobiłeś dobrze techniką oralną. Mówiłam ci już, jak to było.
- To ta?
- Podoba ci się?
- Nitka, nie sprawdzaj mojego poczucia humoru.
- Pytam tylko, czy ładna?
- Tak, ale nie w moim typie. 
- Tylko jest taki jeden kłopot. Rozmawiałeś z nieboszczyczką. Jej już nie ma. Wygląda na to, że sukkuby istnieją, do tego atakują też za dnia.
- Wcale mnie nie atakowała. Nawet robiła wrażenie potrzebującej pomocy, centralnie twojej. Była jakaś taka mocno pogubiona.
Anita nagle spoważniała:
- Czekaj skarbie, muszę zadzwonić.
Roxy jako kobieta small biznesu zawsze odbierała telefony, bez względu na sytuację. Również na numer prywatny. Tak więc przytrzymała stopująco gmerającą jej w majtkach dłoń Miśka i sięgnęła po srayfona.
- Nita? Co jest?
- ...
- To się może zgadzać. Dziś czytałam notkę na temat tamtego wypadku, nie zdążyłam ci powiedzieć, ale wtedy w aucie były tylko jedne zwłoki.
- ...
- Ano możliwe. Mogłyśmy to przegapić, przecież pogrzeb był, a przez mur nic nie było widać. Mogła akurat wyjść na chwilę z auta, do sklepu, na siku, czy też na cokolwiek innego.
- ...
- Mnie pytasz, co masz robić? Po prostu zadzwoń, takie jest moje zdanie. Potem znowu zadzwoń do mnie. No, kontynuuj kochanie.
- ...
- Nie, to nie do ciebie było.
Anita faktycznie zadzwoniła pod przekazany numer, dla pewności jednak maskując swój. Żeby streścić tą sytuację, wspomnijmy tylko, że płaczliwy dziewczęcy głos poprosił ją o spotkanie. Zgodziła się, choć terminu i miejsca na razie nie podała. Potem zadzwoniła znowu do Rudej, która to akurat była już bez majtek.
- Roxuś, co robisz jutro o piątej po południu?
- ...
- Umówiłam się na jutro w Pleciudze i potrzebuję dyskretnej obstawy. Wiesz, wszystko może się zdarzyć, nie wiem, co ta mała kombinuje.
Po chwili znowu dzwoniła do Mali podać jej termin i miejsce spotkania. Efekt był taki, że następnego dnia po pracy parkowała na parkingu niedaleko kafejki. Do auta szybkim krokiem podeszła Kaśka.
- Jesteśmy wszystkie trzy, dziewczyny są w środku. 
- A tych dwóch panów tam na murku?
Adaśka trudno było nie zauważyć ze względu na jego gabaryty, zaś obok niego siedział jakiś nieznany Anicie mężczyzna.
- Kto to ten drugi? Ktoś od ciebie z klubu?
- Nie, to Misiek, facet Rudej.
- Wreszcie będzie okazja go poznać. Tylko czemu taka pancerna akcja? Na jedną siusiarkę? Po co te chłopy w ogóle? Jakaś fizyczna rozróba ma być?
- Wszystko się może zdarzyć, dosłownie wszystko, tak? Zresztą widzę, że ty też nie jesteś sama. Cześć Borek!
Kaśka zamachała do środka wozu.
- To takie moje wsparcie duchowe.
- Oni też. Aha, gówniara już jest. Siedzi na wprost, tam na końcu, pod filarem. Zero innej mocy poza naszą, dookoła nic nie czuję. To idź pierwsza, ja za chwilę za tobą. Nie znamy się.
Potem z auta wysiadł Borek, który powolnym, spokojnym krokiem podszedł do kolegów siedzących na wspomnianym już murku. Czarownica weszła do środka lokalu, po czym od razu podeszła do stolika Mali. Po drodze szepnęła coś mijającej ją kelnerce. Gdy się dosiadła spytała:
- Mala Nowak, jak sądzę?
- Tak, to ja.
- Jestem pani Anita. Jeszcze się nie kolegujemy, więc...
- Wiem, kim pani jest, nazwisko też znam.
- Od mamy, jak rozumiem. Dawno jej nie widziałam.
- Mama nie żyje. Od kilku dni. Zginęła w wypadku.
- Współczuję moje dziecko. Moja akurat też świeżo co odeszła.
- Wiem.
- Co jeszcze wiesz?
- Wiem, że się trochę nie lubiłyście z moją mamą.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Chyba nie... To już bez znaczenia.
- To czemu chciałaś się ze mną spotkać?
Dziewczyna spuściła głowę, wyraźnie nie wiedziała, jak ma zacząć, co powiedzieć. Nagle spojrzała na Anitę, potem znów gdzieś na dół, po czym nagle wybuchła płaczem. Wiedźma czekała cierpliwie, wreszcie wyjęła ze swojej torebki paczkę chusteczek. Do stolika podeszła kelnerka niosąc na tacy filiżankę kawy.
- Przepraszam, czy w czymś mogę pomóc?
- Nie, dziękujemy, damy radę. Nic się nie dzieje.
Anita odczekała jeszcze chwilę, wreszcie sięgnąwszy po chusteczkę pochyliła się w stronę płaczącej dziewczyny i troskliwie, niczym małemu dziecku zaczęła jej ocierać łzy.
- No, powoli, luzujemy. Jest bezpiecznie. A teraz smarczemy nosek. Śmiało, prawa dziurka, lewa dziurka. No, zuch dziewczyna.
Mala powoli uspokajała się, wreszcie wyrzuciła z siebie:
- Bo ja, ja... Ja chciałam panią przeprosić. Panią, pani face... Pani męża... Za siebie, za mamę, za to wszystko, co się ostatnio stało. Ja wiem wiele, ale mama nie miała racji. Ja tylko... Ja po prostu musiałam jej słuchać. Zawsze tak było... Nigdy nie miałam nic do gadania. Dopiero niedawno zaczęłam to sobie... O tym wszystkim sobie myśleć. Kurwa, ja już nie wiem, co mam pani powiedzieć! To było tak chujowe z mojej strony, że...
Mala znowu wybuchła płaczem, w tym też momencie stolik, przy którym siedziały zaczął lekko drgać, prawie się trząść, zabrzęczały filiżanki i łyżeczki leżące na spodeczkach. 
- Mala, kontroluj moc!
Anita uniosła nagle dłoń, coś cicho szepnęła, stolik przestał drgać, za to dziewczyna jakby się nieco rozluźniła, uspokoiła.
Kilka stolików dalej Roxy, Malina i Kaśka bez słowa obserwowały tą scenę. Wreszcie zobaczyły, jak jej kumpela i Mala zaczęły cicho rozmawiać. Trwało to dość długo, wreszcie Malina zaczęła się wiercić, ale gdy zrobiła minę, jakby chciała coś powiedzieć, Kaśka chwyciła ją za kolano:
- Lalka, siedź, cicho bądź!
W pewnym momencie do kafejki wszedł Misiek, ale Roxy szybko odprawiła go jednym ruchem dłoni. Wreszcie trzy wiedźmy ujrzały, jak Anita wstaje, potem Mala. Obie ruszyły do wyjścia, ale w połowie drogi ta pierwsza zatrzymała się, coś powiedziała, położyła dziewczynie dłoń na ramieniu, ta zaś dalej poszła już sama. Anita wróciła do stolika, zabrała swoją filiżankę, po czym podeszła do stolika przyjaciółek. Gdy tylko przy nim usiadła, to pierwsza zagaiła do niej Malina:
- No? Co jest? Co się dzieje?
- Grubo. Biedny, porąbany, rozwalony dzieciak.
- Też straciła matkę.
- Nie w tym rzecz. To nie ta bajka.
- To powiedz coś bliżej. 
- Nawet nie wiem, od czego zacząć.
Tu wtrąciła Roxy:
- Jak zwykle od początku. Tylko najpierw nam powiedz, jak ona przeżyła atak naszego kotła? Bo to nie było przeżywalne, zero takiej opcji.
- Tak, jak mówiłaś, czysty przypadek. Wyszła na chwilę w jakieś krzaczory na siku. Za to jej początek jest koszmarny. Streszczę to tak: psychopatyczna, dominująca mamuśka. Przemoc różnego rodzaju. Dupa bita pasem, do tego rżnięta przez wujków, kolesi tej mamuśki. Wystarczy na wstępie?
Malina wtrąciła:
- Fakt, aurę to ona ma posraną rekordowo.
Tu znowu odezwała się Roxy:
- Dobrze, ale ona jest nasza, znaczy czarownica, tak? Bo przecież Pamala ją szkoliła? Kasiu, jak ty czułaś jej moc? Ciebie pytam, bo robisz to najlepiej.
- Jej moc jest dziwna. Raz jej dużo, raz mało, bez jakiejś regularności, ona chyba za bardzo nad tym nie panuje tak do końca.
- Wiecie dziewczyny, to całe szkolenie, jak mi wspomniała, to miała też jakieś dziwne, wręcz pojebane, jak ta cała Pamala. Ja tego pojąć nie umiem. Szkolić dziecko na wiedźmę, niezależną kobietę, ale przy okazji na posłuszny młotek. Widzicie ten absurd? Bo ja tak.
- Masakra.
- Ale teraz najważniejsze. Chyba najważniejsze, nie wiem. 
- Czyli?
- Jak przyjechały do miasta, to wynajęły najtańszą klitkę, tam na twojej dzielnicy Kasiu, to się nazywa... No, ten syfiasty kwartał...
- Wiem. Bajoro. To taki ostatni relikt patologii. Znam to miejsce, sama je omijam, choć jestem na tej dzielnicy u siebie. Znam dzielnicowego tego rejonu, nie chcecie takiej roboty, mówię wam.
- To teraz uwaga. Laska jest sama, na jakiejś końcówce kasy, nie ma roboty, nie zna nikogo, co najwyżej jakieś męty okoliczne, wiecie, co z nią będzie za parę tygodni? Nie trzeba wiele wyobraźni.
Kaśka odpowiedziała bez namysłu:
- No pewnie. Za parę tygodni, to zacznie rozdawać dupy za działkę jakiegoś gówna do ćpania. Jest nasza, ale to wcale jej nie pomoże, bo nie panuje do końca nad mocą, do tego chyba niewiele umie. Ktoś ją zatłucze, albo sama kogoś zatłucze ze skutkiem różnym, dalej siostry chyba nie muszę rozwijać?
Anita upiła łyk zimnej już kawy i spuentowała:
- Więc ja chcę jej pomóc. 
Roxy mruknęła:
- To twoje rozliczenie z Pamalą, więc to ty decydujesz, co z tym wszystkim robić, jak to zamknąć. My się za ciebie nie wysikamy. Ale, że jesteś siostra, to przecież się na ciebie nie wypnę.
- Czemu nie, taką fajną pupiną? Ale czekajcie, skróćmy temat. Dwie sprawy. Jakaś praca i nowa kwatera. Ruda, znajdziesz u siebie coś? Mówiłaś, że rozwijasz firmę, potrzebujesz ludzi.
Ruda ciężko westchnęła:
- Nitka... Nie. Sorry, ale nie. Nie lubię jej, nie ufam, ja takich ludzi nie zatrudniam. Ciebie ona już kupiła, ale ja potrzebuję czasu. Marki firmy nie zaryzykuję, bo jak coś pójdzie nie tak, to wiele osób będzie w dupie. Chyba się o to nie pogniewamy?
- Zgłupiałaś? No pewnie, że nie. Tylko, że ona nie ma czasu.
- Nad lokum mogę pomyśleć, ale do firmy jej nie wezmę.
- Ja ją wezmę.
Wszystkie spojrzały na Kaśkę.
- No co? U mnie w klubie też trzeba sprzątać. Akurat taka nasza pani Zosia szykuje się do pójścia na emeryturę. Dostanie szczeniarę pod komendę, nauczy ją roboty i przegoni jak rekruta. Bo ty ją Nitka chcesz głaskać, ale kopnąć w dupsko taką piczkę też czasem trzeba.
W tym momencie Malina pisnęła:
- A co ja mam robić? Też chcę w to wejść. Mi jest jej żal.
- Ty? Ty Lalka zrobisz z niej kobietę.
- Nie rozumiem? 
- Na przykład taki drobiazg: czy widziałaś jej makijaż?
- Padaczka. Marnota i dyndas.
- No właśnie. 
- To wszystko? Mam ją tylko laszczyć?
- Zły moment na udawanie idiotki. Ty ją po prostu odchamisz. Zostaniesz jej koleżanką, zabierzesz do kina, do zoo, do muzeum, do opery...
- Ja nie lubię opery. Mogę na koncert rockowy.
- To weźmiesz ją na koncert rockowy.
 Metalowy, punkowy, jaki chcesz.
- Tylko, że ja już mam koleżankę. Nie licząc Kasi.
Roxy wtrąciła w tym momencie:
- Ty Nitka nie wiesz, ale Lalka zmienia miłosny gust, znaczy orientację.
- Coś słyszałam. Z tą Mariolką to ty tak na poważnie? Bo na temat imprezy coś mi Borek wspomniał, ale że aż tak?
- Na razie faceci mi się przejedli, a Mariolka jest fajna. Czy wiesz, jak ona...
- Stop! Wystarczą mi erotyczne opowieści Roxy. W porządku, weźmiecie Malę do trójkąta. Jest już legalna. Taka edukacja też jej się przyda.
Takim oto sposobem od dramatycznego początku, przez poważną naradę puchaczy spotkanie czarownic przeszło do fazy luzu. W pewnym momencie jednak Anita spojrzała na telefon, po czym zaproponowała:
- Może zaczniemy się zbierać, co? Bo naszym chłopom pewnie zadki się poodparzały od tego murka, albo się wkurzyli i już dawno poszli na piwo.

15 komentarzy:

  1. Szybko jej wybaczyła... Każdy jednak popełnia w życiu błędy i zasługuje na kolejną szansę.Ciekawe, co z tego wyniknie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anita wybacza dość szybko, jest inna, niż jej najpsiapsia, poza tym przyjęła wersję, że Mala była tylko narzędziem, zaś niezbyt ufna Roxy zbytnio w to nie wierzy...
      jako autor nie mam jeszcze pomysłu, co dalej z tą dziewczyną, ale czuję, że jeszcze nieraz się pojawi...

      Usuń
  2. No konkretne kobiety, decyzja, działanie i to na kilku polach.
    Ciekawe, co dalej z tą nieletnią?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. się zobaczy... jak wspomniałem piętro wyżej, Mala jest dość świeżą postacią na boisku... może zacznie sprawiać kłopoty?... może nie?... jeszcze nie wiem... temat jest rozwojowy...

      Usuń
  3. Przeczytałam, jest ciekawie ale, to nie moje klimaty ;).

    OdpowiedzUsuń
  4. Wątek Mali będzie bardzo zapewnię ciekawy . Mam taką nadzieję ,że Mala wyjdzie na ludzi i zostanie czarownicą pełną gębą nie marnując szansy Anity , którą cudem dostała .
    Trochę złagodziłeś nasze czarownice po historii z maczetą i kotłem . ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak takie cztery ciotki, czy raczej starsze siostry dobiorą się Mali do dupy, to z pewnością wyjdzie na ludzi, a może nawet na proximiańską wiedźmę, tam podobno wszystkie kobiety rodzą się z miotłą w garści...

      Usuń
  5. Czytałam poprzedni wpis. Wcześniej nie, nie bardzo wiedziałam o co chodzi. Ten dzisiejszy "odcinek" bardzo mi pasował. Mógłby faktycznie być epilogiem. W młodszych latach zaczytywałam się (wybranym, mądrym) fantasy (i czasem science fiction). Uwielbiam Ursulę LeGuin, mam chyba wszystkie jej książki wydane po polsku. Mogę je czytać na okrągło. Twój język w opowiadaniu jest, zapewne, współczesnym językiem młodych polskich kobiet. Ubolewam, że one tak mówią. Okropnie nie lubię wulgaryzmów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie jest łatwo pisać taki cykl, gdyż oprócz kilku stałych czytelniczek trzeba mieć na uwadze również sporadycznie zaglądające osoby... zapraszam do kolejnych, przyszłych odcinków, zaś przy okazji niezłym pomysłem byłoby czasem zajrzeć do poprzednich...
      język bohaterek jest taki a nie inny w celu pewnego urealnienia tworzonego tu fikcyjnego uniwersum... i wciąż jest obiektem polemiki na forum, czy współczesne kobiety, nie tylko młode, w ogóle tak rozmawiają... moim zdaniem tak, choć na pewno nie wszystkie, zaś jak częste jest to zjawisko, jak bardzo powszechne, czy też tylko sporadyczne, to akurat jest nierozstrzygalne...

      Usuń
  6. Spodobała mi się wstawka, że ta Mala jednak nie żyje i Borek gada z duchem. To by był czad.
    Trochę mi się nie podoba, że Anita ot tak wybaczyła dziewczynie. Takie się powinno trzymać na dystans. Niech szukają swojej drugiej szansy gdzie indziej. Może Anita ma wyrzuty sumienia, że skasowała jej matkę i stąd to współczucie? Przecież jeszcze chwilę temu na pogrzebie planowały ja ukatrupić, a teraz tak niekonsekwentnie będą ją hodować na czarownicę? Trochę dziwnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ten cały wybuch był przeprowadzony bez udziału Anity, która była raczej zajęta gwiazdorzeniem na pogrzebie, chociaż scena wymiany zdań podczas wychodzenia z cmentarza mocno sugeruje, że wiedziała o wszystkim, albo się jakoś domyśliła... za to być może faktycznie dała się kupić na gadkę o trudnym dzieciństwie Mali i byciu tylko narzędziem w rękach matki... reakcje pozostałej trójki są zróżnicowane: Roxy jest raczej na "nie", pomóc jest gotowa tylko z czystej lojalności wobec Anity, Malina zmiękła od razu, za to największy dystans chyba ma Kaśka, choć niewykluczone, że Mala w nowej pracy trochę kuksańców oberwie...
      wcale nie jest takie pewne, czy one faktycznie zrobią z Mali czarownicę, możliwy jest jeszcze taki wariant, że ona może tego nie chcieć...

      Usuń