22 czerwca 2024

CZAROWNICE TEŻ CZASEM PŁACZĄ

Poniedziałek, popołudnie.
Gdy kelnerka w Pleciudze odeszła zastawiwszy uprzednio stolik rekwizytami pomocniczymi do rozmowy, cała czwórka czarownic nagle zamilkła kończąc blablanie o bzdetach, czyli na strasznie ważne babskie tematy. Wreszcie Anita wzięła głęboki oddech, co dla pozostałych było jasnym, znanym im od lat komunikatem:
- Teraz będzie na poważnie, a kto mi przerwie pizdę rozszarpię!
Roxy rozparła się na krześle, odchyliła głowę nieco do tyłu i spojrzała na swoją psiapsię wyczekująco. Malina zakręciła się pupą na swoim siedzisku, poprawiła włosy, po czym robiąc cielęce oczy do bratowej ozdobiła zawsze chętne do miłości pysio swoim ulubionym uśmiechem słodkiej idiotki. Kaśka, najlepsza kumpela Maliny, lojalna wobec niej aż do bólu, zawsze gotowa zatłuc każdego, kto chciał opowiedzieć kawał o blondynkach ani drgnęła. Siedziała nieruchomo, patrząc pozornie nigdzie, choć tak naprawdę wszędzie, wzrokiem wojowniczki kontrolującej sytuację.
- Czwartkowy sabat poprowadzi Ruda, asystuje Kasia, czas na jej pierwszy raz. Ja nie dam rady, po prostu tylko tam będę. Matka mi ostro choruje, całą energię pakuję w nią.
Trzy wiedźmy kiwnęły zgodnie głowami. Znały sytuację. Znał też Borek, facet Anity, który od tygodnia sypiał sam. Jego kobieta od razu po pracy jechała do rodzinnego domu, tam wraz ze swą siostrą, lekarką zresztą dyżurowały na zmianę. Są choroby, które leczą się same. Są choroby, które leczy sama medycyna. Są choroby, do których wystarczy sama magia. Ale są też takie, które wymagają wspólnego działania jednego, jak drugiego, do tego nieraz bez gwarancji sukcesu.
- Malinko, kochanie. Do ciebie mam prośbę. Będzie sporo dziewczyn, wiele potwierdziło, że przyjadą. Może być ciasno, jak w cipie dziewicy. Zrób tak, żeby było cicho, zamykamy się w pracowni, robimy swoje, a potem wszystkie szybki wypad. Tak?
Siostra Borka posłusznie kiwnęła głową.
- Piątkowej imprezy nie będzie. To chyba jasne.
Tym razem znowu wszystkie trzy kiwnęły głowami. Tylko Malina nieśmiało podniosła dwa palce do góry, dając do zrozumienia, że chce coś wtrącić.
- Mów, Piękna, ja właściwie już skończyłam.
- Bo ja chciałam... Bo impreza będzie u mnie.
- Znaczy tam u twojej mamy?
- No.
- Fajnie. Niech się dzieje.
Tu trzeba przypomnieć, że od trzech lat, od czasu, gdy Malina rozstała się ze złym człowiekiem, który próbował ją zmusić do donoszenia ciąży, mieszkała u swojej i Borka matki, w małym domku na przedmieściu.
Roxy głośno się roześmiała i oświadczyła:
- Żeby ci tylko dupsko nie pękło. Podobno robisz ostry nabór ogrów do gangbangu? Ilu ich ma być? Bo pięciu na pewno, ale szósty już chyba będzie musiał poczekać? Nie słyszałam o takim przypadku, żeby jakaś laska dała radę z sześcioma na raz. Nawet nie próbuję sobie tego wizualizować.
- Żebyś się kurwa nie pomyliła ruda ściero!
Malina zrobiła minę nabzdyczonej Erynii, ale już po sekundzie cała czwórka wybuchła serdecznym śmiechem. Dobrze wiedziały, co je tak rozbawiło. Tu przypomnijmy, że Malina jeszcze przed inicjacją na wiedźmę "pełną dupą" zrobiła sobie szlaban na miłość. Jak twierdziła, żeby się lepiej skupić na trenowaniu magii. Ale rzecz jasna do czasu. Tydzień wcześniej oświadczyła przyjaciółkom, że ten czas właśnie się kończy. Na imprezie po sabacie. Zaś gdy się teraz wyśmiały dodała:
- Martw się o swoje dupsko! Rozumiem, że pokażesz nam wreszcie tego swojego Miśka? Może sama na nim poćwiczę uroki?
Tu znowu trzeba przypomnieć, że Roxy, poza jednym przypadkiem, jak mówiła trochę przez pomyłkę, nigdy nie miała żadnego chłopa na dłużej jak na raz, czy góra dwa. Ale za to porządnie.
- Ja się do fiutów nie przywiązuję.
Tak twierdziła już od czternastego roku życia, gdy na jakiejś imprezie straciła wszystko odmiany dziewictwa. Ale detale znała już tylko Anita, która wtedy, na tej samej imprezie zrobiła to samo. Tylko, że ona akurat się przywiązywała na jakiś czas, zaś ostatnio od trzech lat do Borka, brata Maliny i wciąż nie chciała przestać. 
Ostatnio jednak u Roxy nastąpił pewien zwrot akcji. Nie było dla reszty żadną tajemnicą, że od pewnego czasu ich rdzawowłosa kumpela zajmuje się tylko jednym, wspomnianym właśnie Miśkiem. Do tego jeszcze wyhaczyła go bez żadnych czarów, tylko metodą Anity, Magią Mniejszą, naturalnym urokiem. Więc odpowiedziała Malinie:
- Tak, poznasz Miśka. Ale spróbuj mi na niego spojrzeć jakoś nie tak. Nie jestem Anita, czy jakaś inna heroina. Jestem dla odmiany jebaną chorą, lękową, niedowartościowaną, zakompleksioną po czubki cycków, mściwą, zaborczą, zazdrosną pizdą. Więc jakby co, to cię zamienię w... Masz może jakiś fajny pomysł, na jakieś ciekawe paskudztwo?
- Mam. Jest takie jedno rude. Nim na pewno nie chcę być. 
Wreszcie odezwała się Kaśka:
- Że jebaną to wiemy, ale w twoje choroby psychiczne nie uwierzy nawet kochany kretyn Jacuś, ten, co pracuje u mnie w klubie.
- Przecież żartuję. Ja się boję tylko tej twojej maczety, więc Lalce nawet włosek z cipy nie spadnie. Poza tym ja ją potrzebuję w pracy.
Malina pisnęła z urażoną miną:
- Jaki znowu włosek? Ja się depiluję. Higiena to podstawa.
- Teraz chyba nie masz po co? Poczekaj do piątku. No, ale może wrócmy do tematu. Kasiu, ty znasz jej plany, to ilu ona tych byków chce sprowadzić? Naprawdę mnie to bardzo ciekawi.
Kaśka spojrzała lodowato na Roxy i pokazała jej dwa faki, po czym przejechała palcami po swoim gardle. Wtedy odezwała się Anita:
- Ty Ruda zwariowałaś. Przecież ona ci nigdy nic nie powie. Nawet poddana torturom i podwójej działce Verakoki. Sprawdzałam, to wiem.
- Co? Krzywdziłaś Maczetę mękami? Taką słodką dupkę?
- Nie. Testowałam tylko na niej Verakokę. To żaden sekret, każda z nas przez to przechodziła, tak? Nasza Kasia jest na to gówno odporna jak tytanowa łechtaczka. No, ale na mnie czas, muszę spadać.
Dla wyjaśnienia wspomnijmy, że Verakoka to eliksir prawdy, wynalazek Cioci Lali, mentorki naszych pań, którego przepis znała tylko ona, tylko od niej można było to pobrać na specjalne okazje. Bardzo reglamentowała ten specyfik, tylko dla wybranych.
Anita wstała z krzesełka i spojrzała na Malinę:
- Podrzucić cię gdzieś?
- Nie, dzięki, ja tu jeszcze trochę, tego...
- To pa siostry, do czwartku.
Siostry odprowadziły ją wzrokiem, po czym nagle, zupełnie niespodzianie podjęły szalenie męski temat, jakim były walory estetyczne jej pupy.
Piątek, jeszcze noc.
Malina wzorowo wykonała zadanie. Czarownic faktycznie zjechało się sporo, także gościnnie z zakumplowanych kowenów, w pracowni Anity musiał być faktycznie wielki ścisk podczas sabatu, zaś Lalka kierowała ruchem na wejściu, potem na wyjściu niczym północnokoreańska policjantka. Żaden zbędny hałas nie zakłócił spokoju chorej kobiety w drugiej części domu. Niestety nie ma opcji relacji z samego sabatu, bo do najbardziej babskich ze wszystkich babskich spraw narrator nie ma wglądu.
Można tylko zapytać, czemu ten sabat nie odbył się w jakimś plenerze? Nie ma jednej na to odpowiedzi. Najbardziej popularna była taka, że Anita, jak też cały kowen, lubiła mroczne klaustrofobiczne klimaty, ale na ten konkretny sabat zleciało się tyle wiedźm, że być może pora była na obgadanie sprawy jeszcze raz? Ale tego akurat nie wiemy.
Piątek, wieczór.
Domek na przedmieściu, w którym u swojej mamy mieszkała Malina powoli zapełniał się różnymi krewnymi oraz znajomymi naszych czarownic. Kilka osób możemy pominąć, bo są zupełnie bez znaczenia dla przebiegu akcji. Pierwsza zjawiła się Kaśka ze swoim hulkowatym Daśkiem, potem Borek, ale bez Anity, której akurat, jak wiemy, nie zabawa była w głowie. Więc nie dane jej było poznać pana, którego przyholowała wreszcie Roxy, którego tak ciekawe były jej psiapsie. Misiek okazał się być dość sympatycznym kolesiem, tak przynajmniej potem twierdzili Adaśko i Borek, zwłaszcza ten pierwszy dbał starannie podczas imprezy, aby nowemu koledze nie zabrakło piwa. Oprócz Miśka Ruda dostarczyła również sporawy ładunek Ziela. Anita bowiem i Kaśka swojego już dawno nie miały, nowe dopiero im rosło, więc Roxy wykorzystała swoje jakieś źródełko, którego była pewna, że można zeń pobrać zdrowy, czysty, naturalny materiał. Nie było jednak Maliny, więc chwilowo gospodynią domu była Kaśka, do pomocy zaś miała mamę swojej kumpeli oraz Borka rzecz jasna. Mało kto znał tą panią, ale ona sama okazała się być szalenie przemiłą osobą, dla której różnica pokoleń nie stanowiła żadnego zagadnienia. Impreza powoli zaczęła się rozwijać swoim tokiem, aż w pewnym momencie Kaśka odebrała krótki telefon, po czym od razu znalazła Roxy, której przekazała krótki przekaz:
- Jadą, zaraz będą.
Ruda szybko zajęła strategiczną pozycję niedaleko drzwi do domu. Obok niej uplasował się Borek, który co prawda nie znał wszystkich detali życia prywatnego swojej siostry, jednak coś tam do niego docierało, jakąś wiedzę posiadał, więc też go ciekawiło, kogo ona przyholuje. Wreszcie te drzwi się otworzyły. Pierwsza weszła Malina, swoim zwyczajem zrobiona na Barbie, ze swoją ulubioną miną słodkiej idiotki na pysiu, zaś zaraz za nią...
- Ja pierdolę! Dupa?
Te właśnie słowa wydobyły się z ust Roxy, towarzyły jej do tego rekordowo wybałuszone oczy. Nieco inna, choć też dość zdziwiona była reakcja Borka:
- Mariolka?
- To wy się znacie?
- Nie tak, jak myślisz.
- Ale... Łot da fak?!!
Być może szkoda, że nie było Anity, bo choć kumplowała się z Roxy od lat szkolnych, znały nawet wzajemnie dna własnych osobistych cipek, to tak skonsternowanej przyjaciółki chyba nigdy nie widziała. Ruda na chwilę zniknęła, zamiast niej pojawił się dysonans poznawczy, tak wielki, jak Dasiek, facet Kaśki. Rzeczona Mariolka najpierw podeszła do Borka, być może jedynej znanej jej twarzy wśród reszty, zaś Roxy rzuciła się do Maliny:
- Lalka, możesz mi to wszystko wyjaśnić?
- Niby co?
- Gdzie ogry?
- Jakie kurwa ogry? To ty ich sobie uroiłaś.
- Ale zapowiadałaś, że...
- Zapowiadałam, że dziś koniec przerwy od love, tak?
- Ale...
- Co ale? Nigdy tego nie robiłaś z dziewczyną?
Robiła, robiła, nawet kiedyś z Anitą jako siusiary. Malina akurat to wiedziała, więc pytanie było raczej retoryczne. Roxy jednak nic nie odpowiedziała, tylko szybko wracała do siebie, zaś Lalka dodała:
- Bo ja nie. Nigdy nie miziałam się z inną dupą.
- Okay. Już dotarło. Chcesz przerwać przerwę takim sposobem?
- Jak zwykle świetnie się rozumujemy.
- Fajnie, o nic już nie pytam, tylko jeden drobiazg.
- No?
- Uroczyłaś ją?
- Znaczy magią?
- Przecież nie młotkiem.
- Uroczyłam. Ale tak tylko odrobinkę. Jest poczytalna, wie, co zrobimy, wie, że chce to zrobić. Bo uroków na dupy też nigdy nie rzucałam. Nie chcę jej zrobić przecież krzywdy. Jestem dobra Wróżka Cipuszka, a nie jakaś jebana Cruella Pizdella obmierzła po trzykroć.
- A z Borkiem to oni skąd się znają?
- On jej kiedyś uratował dupsko. Dosłownie.
- Czekaj, ja znam tą historię od Anity. To ta Mariolka, co jej dali pigułę gwałtu, Borek ich przypalił jak ją chcieli napoczynać i skopał chujom pizdy?
- Tak, to ta centralnie Mariolka. Anita ją chciała wkręcić potem w nasz kowen, ale jej to nie jarało, więc wkręciła tylko mnie. Potem kontakt jakoś się urwał, a ja go trochę przypadkiem odświeżyłam. Wszystko.
Roxy chwyciła Malinę za głowę i czule polizała w policzek.
- No, to bawcie się dobrze. Aha, masz super mamę. Jara blanty jak wytrawna stonerka. Po prostu zajebista milfa i tyle.
- Wała! Żadne baw się dobrze. Najpierw Misiek.
- Co Misiek?
- Pokaż mi go wreszcie.
Pokazała, zapoznała, a potem po prostu impreza toczyła się zwykłym trybem. Jako, że było Zioło, to była kultura. Nikt się nie upił, nikt nie narozrabiał, nie narobił bydła, ani żadnej siary. Po prostu było normalnie.
Stop, wróć. Trochę nieściśle, ktoś się jednak tam upił. Bo gdy Malina już wykonała swój plan z Mariolką, to potem została wywołana na salę do tablicy. Wielu osób wiedziało, że jej stałym fragmentem gry jest striptis na stole i że robi to naprawdę dobrze. Tym razem też zrobiła to dobrze. Zaś już na sam koniec zdoiła się jak meduza. Też jako stały fragment gry. Tak, wiemy, że kto jara Ziele chla niewiele, ale czasem są wyjątki od tej reguły. Malina jest właśnie takim wyjątkiem. Jednak zrobiła to jak zwykle ze swoim malinowym wdziękiem. Tu też jest wyjątkiem, bo kobiety zwykle się parszywie upijają.
Czyli w sumie jednak było normalnie.
Niedziela, popołudnie.
Borek siedział w domu, w kuchni i międlił łyżką w jakiejś chińskiej zupce. Nie miał zbyt dobrego humoru. Już drugi tydzień był słomianym wdowcem. Anita poza pracą cały czas spędzała przy ciężko chorej mamie. Zaś Borek źle znosił deficyt Anity przy sobie, poza tym po prostu się martwił całą tą sytuacją. Czasem ten brak siebie nadrabiali w pracy, zaś wieczorami przez telefon, ale to były marne namiastki. Teraz właśnie czekał, aż ten wieczór nadejdzie, zniknie mu na chwilę stan ogólnej chujówki, który go męczył. Próbował sobie przypomnieć najśmieszniejsze momenty piątkowej, jak zwykle udanej imprezy, ale to mu poprawiało humor jedynie na ułamki sekund. Nagle usłyszał szczęk otwieranych drzwi.
- Malina?
To mogła być ona. Jego ukochana siostra nie znała zwyczaju uprzedzania swoich wizyt. Mężczyzna wstał od stolika i wyszedł do pokoju. To nie była jednak wcale Malina, tylko...
Czarna kiecka, ale fasonem jakaś taka mało sexy. Anita nigdy się tak nie ubierała. Ale to była jednak ona. Borek może był gamoniem, jakąś jego mutacją, ale był inteligentnym gamoniem, więc wiedział, że nie ma sensu zadawać pytania, które mu przyszło do głowy. Jednak było jeszcze coś. Anita zwykle dość dużo do niego mówiła oczami, zaś on przez trzy lata bycia razem doskonale pojmował co wtedy mówiła. Spytał więc:
- Chcesz teraz?
Wiedźma milcząc podeszła szybko do niego i mocnym ruchem pchnęła go na łóżko. Miał na sobie tylko same spodenki, ale po chwili już ich nie miał. Ujrzał jak Anita pracuje głową, poczuł za chwilę efekt tej pracy. 
- Au! Nie tak mocno.
- Zamknij się!
Syknęła jadowicie, po czym wróciła do przerwanej na chwilę czynności. Trudno orzec, ile to trwało, ale wreszcie przestało. Anita nagle podniosła głowę, wstała, podeszła do stołu. Pochyliła się, zadarła sukienkę i szybkim ruchem zsunęła majtki.
- No? Na co czekasz?
Więc nie czekał.
- Mocniej! Jeszcze mocniej! Po esesmańsku!
W pewnym momencie kobieta uniosła głowę ze stołu.
- Czekaj! Przestań! Out! Przylej mi!
Przylał.
- Nie tak!
Nie wiadomo skąd nagle w jego dłoni pojawił się pasek.
- Napierdalaj! Jeszcze! Jeszcze!
Nie stracił rachuby, bo wcale nie liczył.
- Już! Stop! A teraz chcę tu.
Jak tu, to tu, tak też jest fajnie. Przez te trzy lata kochali się na różne sposoby, różnymi stylami, technikami, tu raczej już nic zbyt nowego do wymyślenia nie było. Ale nowe było coś innego. Takich dziwnych wibracji Borek jeszcze nigdy od niej nie czuł.
- Jedziesz! Ile fabryka dała! Do końca i do środka.
Wreszcie nadszedł ten koniec. Anita wyprostowała się, odwróciła do swojego chłopa i znowu pchnęła na łóżko. Jej oczy nic nie mówiły, były puste jak czarne dziury. Położyła się przy nim i szepnęła:
- A teraz mnie bardzo, bardzo mocno przytul...
Po czym wybuchła ostrym, rozdzierającym aurę płaczem.

30 komentarzy:

  1. Ryczeć mi się chce - z powodu, jaki jaj jestem stary. Ja prawie nic z tych dialogów nie zrozumiałem! One mówią jakimś innym językiem. Naprawdę, dla mnie już tylko kapcie, fotel i telewizor? Kiedy to wszystko minęło?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pytaj śmiało, wszystko wyjaśnię detalicznie...
      wieku nie ujawniam na blogu, od innych też tego nie oczekuję, wręcz nie chcę tego wiedzieć, bo w blogosferze jest to bez znaczenia, ale coś mi się wydaje, że tak strasznie wielkiej różnicy między nami być nie może... więc o co tu chodzi?... czy o kwestię różnych, innych baniek informacyjnych?... to takie modne ostatnio określenie, ale jego chyba nie muszę wyjaśniać?...
      za to wiek bohaterek cyklu jest również niezbyt jasno określony, ale w przypadku pań chyba w ogóle nie powinno nas to interesować? :)

      Usuń
    2. Nitager
      Mam podobne przemyślenie.
      Tak chyba wygląda "literatura" kobieca pisana przez mężczyznę lubiącego piczki.Stąd te zmaskunilizowane dialogi kobiece. Autor, widocznie, tak to jakoś sobie wyobraża, że kiedy babki same siedzą to gadają jak faceci.
      Pamiętam jak kiedyś poleciłam jednemu blogerowi książki Gretkowskiej. Na pierwszą na którą trafił była o mężczyźnie. Autorka pisała wcielając się chyba w faceta... no i według tego blogera wyszedł z tego facet homo...Ona swojego bohatera zfeminizowała.

      Usuń
    3. się wtrącę i przypomnę Chmielewską (RIP), co prawda ona pisała na inne tematy, nie magiczno - piczkowe, tylko kryminalne, ale u niej babsko - babskie dialogi były właśnie takie, konkretne, bez pierdolenia się w tańcu...
      i co z tym robić?... czy po prostu czytać i fajnie się bawić, czy truć sobie tyłek myśleniem, co autorka "jada na śniadanie i czy w tygodniu kocha się razy siedem, czy też pięć"? /cytat z piosenki Kory/... ale z Anią to ja już tak mam od dawna :)

      Usuń
    4. Chmielewska była konkretna, ale konkretna po kobiecemu nie po męsku.

      Usuń
    5. w obecnych czasach to siusiary z gimbazy ostrzej ze sobą gadają sypiąc kurwami na lewo i prawo, niż my kiedyś w szkolnym chłopackim towarzystwie... więc ja chyba nie podejmuję się rozstrzygać zbyt dokładnie, które dialogi są teraz bardziej damskie, męskie, czy nijakie, bo to już się naprawdę mocno pieprzy...

      Usuń
    6. Jest taki okres w dojrzewaniu kiedy to młodzież chce sobie dodać dorosłości. Niektórzy odpływają wtedy totalnie - piją, palą i przeklinają bardziej niż dorośli. Okropny wuek. No ale te panie dawno z takiego wieku wyrosły , chyba że, jak to zauważyła Jotka, odebrały lekcje savoir- vivre za kratami.:)
      Zmaskulinizowałeś ich konwersacje, tak jak Patryk Vega zrobił to w "Pitbull. Niebezpieczne kobiety":)

      Usuń
    7. co człowiek, to opinia... niedawno zostałem pochwalony przez inną Panią za te babsko - babskie dialogi, za trafne obserwacje... odpowiedziałem żartem, że długo pracowałem sprzątając damskie toalety, więc się nasłuchałem...
      wcześniej od innej Pani zebrałem opieprz, że "tak kobiety ze sobą nie gadają"... jeszcze inna Pani z kolei spekuluje na temat "kryminalnej edukacji" moich bohaterek...
      te wszystkie wypowiedzi, włącznie z Twoimi rozważaniami "co autor jadł na śniadanie" i próbami klasyfikacji, co jest "męskie", a co "dupskie" są szalenie ciekawe i dla mnie cholernie wartościowe, bo mi wzbogacają warsztat i motywują do dalszego rozwoju twórczego...
      a co do dalszych losów Anity, która chyba jest najgłówniejszą bohaterką całego cyklu, to mam już wstępny, szkicowy pomysł, na te pozostałe laski zresztą też, ale nie będę psuł zabawy spojlerowaniem, poza tym mi się nigdzie nie spieszy, tworzę dla beki, a nie dla kasy...

      Usuń
    8. Gdybyś je lekko podpicował te opowiadanka ( ukobiecił) to kto wie, może by była z tego jakaś kasa?
      A te chwalące babeczki. Ja bym się zastanowiła czy to nie chęć rozpoczęcia flirtu albo ogólnie flirt, że niby takie hop do przodu i ach i och...:)

      Usuń
    9. weź mnie Ciotka nie podpuszczaj :D

      Usuń
  2. Pomijając ten klimat. Dla faceta to jest miły klimat- te facetowskie dialogi. Dla kobiet mogą być one za ostre
    I nie przekonuje mnie, że autor zaprzecza, że on przecież zna, wie jak to pomiędzy kobietami wygląda ( no bo chyba obserwuje) to jednak, po męsku opisuje zamknięte sytuacje kobiecych pogawędek, bo podczas tych pogawędek babskich ( wyglądających na męskie) nie ma w 90% facetów. Babki są same w swoim kręgu.
    Zdaje sobie sprawę że może być w tych dialogach wpływ amerykańskich filmów, w których babki witają się w stylu " bitch", ale gdzie Ameryka, a gdzie Polska?
    Dobra, wracając do sedna. Nie mógł Borek jakoś Anicie pomòc? Być przy niej fizycznie, a nie tylko czekał w domu i tęsknił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak się zastawiam jak on niby mógł jej pomóc?... na magii się nie zna, tylko by się plątał pod nogami i przeszkadzał, a gdyby chciała, żeby jej zrobił kawę, kanapkę lub rozmasował stopy, to przy ich dobrej komunikacji skoczyłby w dyrdy od razu... mnie się wydaje, że pomóc jej może dopiero teraz, gdy sprawy poszły jednak nie tak, teraz może być jej potrzebna jego obecność, skoro jest rozwalona psychicznie... a reszta panienek chyba też nie będzie się tylko własnymi dupami zajmować, na nich wsparcie chyba może liczyć?... te babencje są trochę jak rodzina Bundych, ostro ze sobą gadają, ale tak naprawdę się kochają i nie o lizaniu sobie wzajem cipek jest teraz mowa...

      Usuń
    2. Jak mógłby jej pomóc? Zrobić zakupy i podstawić pod drzwi. Zapytać się czy coś załstwić dla matki, np.: jakąś rezepte ogarnąć, zamowić jedzenie dziewczynom i podesłać. Wejść do chaty i zmyć naczynia lub wstawić zmywarkę. Ogarnąć dla nich może jakieś pranie.... tu nie chodzi o wpadnięcia na chwilę aby sobie poorać. I w ten sposób fizycznie rozładować Anitę. Choć tak przyglądając się temu układowi to być może Borek właśnie ową pomoc przy fizycznym rozładowaniu Anity może uważać za swoją rolę i tyle w temacie.

      Usuń
    3. przecież nie mówimy teraz o oraniu, więc z tym dajmy sobie spokój... a co do reszty, to w sumie nie wiadomo, co oni sobie tam dogadali i być może on tam zdążył zajrzeć raz, czy drugi, choćby poodkurzać... nie wiemy też na przykład, czy siostra Anity nie ma swojego przydupasa, który już się tym nie zdążył zająć... więc w sumie masz trochę racji w tym sensie, że te kwestie są w tekście trochę niedopięte, nie wyjaśnione do końca...

      Usuń
  3. Oj mocne opowiadanie ;-) Co prawda z tekstu wprost z tego nie wynika ,ale Anita płakała nie z tych pasów Borka, ale z powodu śmierci mamy ? Tak pomyślałam po przeczytaniu twojego opowiadania .Czasami magia nie może pomóc .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na śmierć nie ma mocnych. To koniec każdego z nas. Kiedyś trzeba stąd odejść.

      Usuń
    2. kobieta od porządnego orgazmu czasem może się popłakać, ale tu chyba raczej ta śmierć była bazową przyczyną, a pasy pomogły jej tylko z siebie ten oczyszczający płacz wyzwolić...

      Usuń
  4. No tak, język dialogów taki trochę menelski, jakby czarownice nauki za kratami pobierały. Domyślam się, że skoro Anita ubrała się na czarno ale mało sexy, to pewnie magia na mamę nie podziałała i chciała stratę odreagować ostro ze swoim facetem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jedyne, co wiadomo, to że Kaśka wychowała się i mieszka w trochę szemranej dzielnicy, ale ona akurat najmniej się odzywa, bo od gadania woli przykopać albo złamać komuś rękę... reszty domyśliłaś się chyba dobrze, a żałobne sexy sukienki widuje się raczej tylko na filmach...

      Usuń
  5. Te wiedźmy to nieszablonowe towarzystwo :-) Do tej pory trochę inaczej je sobie wyobrażałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. różne są stereotypy wiedźmy... ciekawe, czy ten cykl jest próbą stworzenia nowego, czy ujawnienia, jak to naprawdę wygląda?... dobre pytanie :)

      Usuń
  6. Czy mi się wydaje, że tu jakimiś filmami dla dorosłych zalatuje?

    "przerwie pizdę rozszarpię!"
    "włosek z cipy nie spadnie"
    Mam propozycję, podeślij te młode wiedźmy do mnie. Jako stara wiedźma nauczę je panowania nad wypowiadanymi słowami.
    Ale uprzedzam, że u mnie nie będzie miło jak w Projekcie Lady.

    "Podobno robisz ostry nabór ogrów do gangbangu?. Nawet nie próbuję sobie tego wizualizować."
    Tego się raczej nie da wizualizować. I to jeszcze przy niedzieli 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z pewnością nie jest to twórczość dla dzieci, pensjonarek ze szkółki niedzielnej, cnotek niewydymek, ani księżniczek na ziarnkach grochu, tylko jest po prostu dla dorosłych....
      ale na pewno nie jest to "dla dorosłych" w tym sensie, jak się czasem rozumie "dla dorosłych", bo choć cienko nie jest, to jednak nie grubo, proporcyja jest zachowana...

      Usuń
    2. " ani księżniczek na ziarnkach grochu"
      Gdzie teraz takie księżniczki znaleźć?

      Usuń
    3. samych księżniczek nie wiem, ale aspirantek jest mnóstwo :)

      Usuń
  7. Poprę wypowiadających się wcześniej, że kobiety, nawet baby czy dupy tak ze sobą nie rozmawiają. Przynajmniej nie na codzień. Te dialogi to raczej bym powiedziała, że mają miejsce, kiedy laski chcą się super jedna przed drugą popisać i żeby było śmiesznie, ale nie są to standardowe teskty. Niemniej jednak Wróżka Cipuszka i Cruella Pizdella ujęły mnie za serce i muszę to zapamiętać : )
    Nie do końca rozumiem, jak można żałobę odchorować seksem... Krzykiem, agresją, płaczem, wkurwem, smutkiem, żalem, nawalanką, tak, ale seksem. Baba to szybko spinające się stworzenie, najczęściej to napięcie kumuluje się w obrębie miednicy, a bez rozluźnienia tych mięśni to raczej seks fajny nie będzie, a na orgazm to się będzie czekać i czekać, aż się w końcu nie doczeka, no chyba że z bólu, w sumie ostatecznie tak by się dało. Więc jak dla mnie Anita może się wyżyła, ale przyjemności z tego nie miała.
    No i przyczepię się do tej ciasnej dziewicy. Tak czytso logicznie- czy w sumie aktywnie seksualnie kobieta nie powinna być lepsza w tej materii od dziewicy? Tam na dole to mięśnie, dziewicaich nie używa, bo nie współżyje, więc te mięśnie powinny być raczej niewyćwiczone, wiotkie i takie sobie. Ta aktywna seksualnie ćwiczy te mięśnie, również przeżywając orgazmy, więc to ona powinna być niewiotka i nierozlazła. Większy sens ma ,,ciasna jak ta niegdy nierodząca'', ale dziewica, hym, polemizowałabym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może od końca: bez wątpienia żart Anity o ciasnocie jest tylko żartem, trochę ironizującym na temat niektórych poglądów na temat owej ciasnoty, bo w realu przecież wiemy, że ta ciasnota lub luźnota od wielu różnych czynników może zależeć i nie jest też niczym na stałe, może się zmieniać... poza tym samo pojęcie "dziewicy' jest wieloznaczne, bo czy kobieta, która nigdy nie kochała się techniką waginalną, za to chętnie uprawia oral lub anal to jeszcze dziewica, czy już nie? :)
      pytanie, czy gdyby to zmienić na żart o ciasnocie dzioba lub pupci dziewicy, to byłoby w ogóle czytelne, czy raczej zbyt abstrakcyjne dla większości osób? LOL...
      ...
      przede wszystkim uściślijmy, że w opisywanym momencie Anita była jeszcze w szoku, a stan żałoby zaczyna się dopiero w chwili wyjścia z tego szoku... niewykluczone jest, że od następnego dnia, gdy będzie już w tej żałobie może jej na jakiś czas całkiem przejść ochota na ten sport... a na razie po prostu odreagowała tylko ten szok i napięcie z nim związane...
      natomiast z tą przyjemnością, to kobiety są bardzo złożonymi konstrukcjami i nieraz potrafią doświadczać tej przyjemności (z orgazmem włącznie) całą sobą, nawet bez majstrowania w tych najbardziej newralgicznych rejonach... a gdy dodamy jeszcze do tego kwestie gustu, indywidualnych upodobań, to sprawa jeszcze bardziej się komplikuje...
      ...
      po wielu tu dyskusjach doszedłem do wniosku, że kwestia, "czy (w realu) kobiety tak ze sobą gadają, czy nie?" tak ogólnie sformułowana jest po prostu nierozstrzygalna...
      to tak, jakby zapytać, czy realni gangsterzy gadają tak ze sobą, ja na "Ojcu Chrzestnym", czy innych tego typu produkcjach... odpowiedź jest ta sama:
      - tak...
      - nie...
      - tak i nie...
      - ani tak, ani nie...
      - a po piąte, to wszystkie powyższe punkty na raz :)

      Usuń
    2. No niestety kwestia, czy kobiety tak ze sobą rozmawiają w realu czy nie jest jak najbardziej rozstrzygalna: ) Jeśli mnóstwo kobiet pod postem wypowiada się, że pierwsze na uszy słyszą, albo jest to zbyt przerysowane, to znaczy, że kobiety tak nie rozmawiają. Przynajmniej nie przez większość czasu. Mogą to być popisówy, podśmiechujki, albo od czasu do czasu na imprezie, ale na codzień kobiety chyba wiedzą, jak kobiety gadają : ) Szczególnie, że mamy tu w komentarzach opinię od starszych, młodszych i z różnych krajów/ środowisk itd, hym.

      Usuń
    3. jak na razie, to "mnóstwo" na tym forum polega na dwóch, może trzech kontra jednej, to jest faktycznie uderzająco przekonywujący materiał statystyczny, LOL...
      ale w kodzie komunikacyjnym aborygenów, czy też wyspiarzy oceanicznych tak faktycznie wyglądały rachunki: raz, dwa, mnóstwo, na tym się to kończyło...

      Usuń
    4. Wypowiada się chyba 7 osób, jeden wygląda na faceta, sześć na laski, trzy mówią, że kobiety tak nie mówią, to już połowa. Nie zrozum mnie źle, nawet dobrze by było, gdyby kobiety tak mówiły, wtedy dopiero mielibyśmy ,,prawdziwe równouprawnienie''- takie obowiązujące w głowach obu płci. Chociaż uważam, że wtedy ludzkość by zginęła, bo nikt by nie był ,,ogarnięty'' i ,,nie w głowie byłyby mu dzieci i bawienie się w odpowiedzalność''. No ale to już inna pierdoła, jak zawsze się czepiam : ) Trochę dlatego, że kobiety tak nie mówią, a trochę dlatego, że w sumie zazdroszczę i szkoda mi, że tak nie mówią, hahaha.

      Usuń