- I co dalej?
- Na dwoje jędza wróżyła. Albo kłopoty, albo nie.
Miny Maliny i Kaśki wyraźnie informowały o potrzebie dalszych wyjaśnień. Anita udała, że tego nie widzi, oblizała łyżeczkę, odłożyła ją na talerzyk, po czym wstała ze słowami:
- Idę oko poprawić, to się zorientuję.
Wiedźmy nie zamieniły ze sobą słowa czekając na jej powrót, zerkały tylko dyskretnie w stronę gdzie zniknęła i po kilku mniutach się pojawiła. Anita wróciła nieco inną trasą, bliższą stolikowi, który był przedmiotem uwagi całej trójki. Nie wydarzyło się nic, obie kobiety przy nim siedzące były pochłonięte rozmową. Być może starsza z nich zerknęła kątem oka na przechodzącą czarownicę, ale tylko być może. Gdy Anita siadała Malina rzuciła szybko:
- No, i co?
- Luz. Na pewno poczuła mnie tak, jak ja ją, ale to na razie wszystko. Nic nie wskazuje na piekło, które zawsze może się rozpętać za sekundę.
Kaśka sporzała na nią pytając:
- Ale kto to w ogóle jest?
- Chcecie posłuchać? Może być nudne.
- Ty nigdy nie nudzisz.
Anita rzuciła okiem na Malinę:
- I co mi jeszcze powiesz Landryno?
- Oj, gadaj już wreszcie!
Więc Anita wzięła głębszy oddech, na co Malina rzuciła do Kaśki:
- Znasz zasady? Teraz ma być cicho, bo ukąsi.
- No, może... Z Pamalą byłyśmy w jednym kowenie ileś tam lat temu, zanim jeszcze my się poznałyśmy. Jest nieco starsza od nas, ale jak widać wciąż milfa pierwszej klasy. Nieźle się zna na growingu Ziela, sporo się od niej nauczyłam. Ale od roboty był jej mąż, były już zresztą, jak wiem, zapewne też ojciec tej siusiary, która tam z nią siedzi. Mieli nawet sporą uprawę, trochę też sprzedawali, ale nie jakiś tam uliczny dil, tylko tak domowo, elitarnie, dla dobrych znajomych. Po jakimś sabacie Pamala zwróciła się do mnie, żebym jej pomogła. Chciała opracować formułę na takie Zioło, które by uzależniało.
- Co?!!! Uzależniało? Przecież to marychofobiczny mit!
Kaśka zaryzykowała i przerwała Anicie, ta jednak widać nie miała zbytniego nastroju do kąsania, uśmiechnęła się tylko.
- Prawie mit, bo raz na gazylion luda komuś się może zdarzyć.
Ośmielona Malina pisnęła:
- Maryśka może uzależnić, jak czegoś do niej dodać. To znana praktyka na czarnym rynku. Ale to nie jest już Maryśka, tylko jakiś syf.
Wciąż uśmiechnięta Anita uciszyła ją gestem dłoni.
- Spokojnie, słuchajcie dalej. Ta szalona kobieta chciała zrobić coś bardziej subtelnego, niż doprawianie narkotykiem, czy jakąś posraną chemią. Chciała magicznie podrasować Ziele, tak, aby ten mit stał się prawdą. Innymi słowy, opracować taką klątwę, aby obłożona nią roślina miała własności faktycznie uzależniające. Motywacje miała proste, kasa misiu, kasa.
- Przecież...
Malina szybko zakryła Kaśce usta, zaś Anita mówiła dalej:
- Przecież wiemy, że to się nie może udać. Głupiego kartofla bardzo trudno jest zakląć, a co dopiero konopię. Rośliny i grzyby mają jakiś mechanizm obronny przed ludzkimi czarami, tym bardziej jeszcze mają, gdy same są magiczne. Zioło, niektóre grzyby, czy inne psychodeliczne jarzyny. Zaklęta pestka po prostu nie wzejdzie, a zaklęta roślina albo to odrzuci, albo padnie. Tłumaczyłam to głupiej piczy, ale nic nie docierało. Kwestie etyczne już pomińmy. Kasa jej padła na macicę, uparła się jak łoś, że ni cholery, nic nie zrobisz. Po długiej rozmowie asertywnie odmówiłam współpracy. Wykonała focha, po czym odeszła od kowenu. Ale to jeszcze nie koniec. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że Pamala zabrała córkę, odeszła od męża, czy raczej on ją pogonił, potem gość poszedł siedzieć takim sposobem, że miał wjazd psiarni na swoje uprawy. Nie było żadnej wątpliwości, że zakapowała go własna była żoneczka. Powodem ich rozstania było to, że on nie chciał się zgodzić na te jej chore eksperymenty. Żeby było jeszcze ciekawiej, to ona obwiniała mnie, że to ja nastawiłam jej chłopa na nie temu projektu.
Anita westchnęła i sięgnęła po filiżankę. Po chwili ciszy Malina spojrzała na nią bystro i spytała:
- Skąd ty to wszystko wiesz?
Znikający podczas opowieści uśmiech z ust czarownicy powrócił na nie znowu, zaś ich właścicielka odparła:
- Wróżko Cipuszko Pełną Dupą, jak ty to tam mówisz, nigdy nie pytaj innej wiedźmy o źródła jej informacji, sama też nikomu ich nigdy nie zdradzaj. Ale ty to przecież już wiesz, nie mam wątpliwości, że Ruda dobrze cię szkoliła.
- Tak się tylko droczyłam.
- Ciekawa była reakcja Cioci Lali, gdy ta się o tym wszystkim dowiedziała. Powiedziała tylko tyle, że gorszy sort czarownicy czasem może się zdarzyć. Nie lubię tak kogoś nazywać, ale tu akurat trudno się z nią nie zgodzić.
- Gorszy sort czarownicy? Chyba gorszy sort człowieka!
Kaśka nie kryła oburzenia.
- Kapować nie wolno! Tak mnie uczono od dziecka i dobrze uczono.
W tym momencie wtrąciła się Malina:
- No dobrze, a co dalej z Pamalą?
- Po tym wszystkim gdzieś wyjechała, ale jak widać...
- A mąż?
- Jakoś szybko wyszedł na powietrze, nic więcej nie wiem.
- Będzie się odgrywać za tą swoją paranoję?
- Kto? Pamala? Nie wiem. Na razie pije kawę i gada z córką.
Anita podniosła dyskretnie dłoń w kierunku przechodzącej kelnerki.
- Można?
Gdy ta już sobie poszła, kobiety wstały od stolika i ruszyły do wyjścia. Gdy przechodziły obok stolika Pamali, ta być może zerknęła na nie kątem oka, ale tylko być może. Już na ulicy, gdy Anita szła do auta usłyszała głos Kaśki:
- Zaczekaj chwilę.
Świeżo upieczona wiedźma podeszła do niej mówiąc:
- Anitko, to są twoje porachunki, ale jakby co...
- To co?
- Maczeta czeka.
Anita liznęła Kaśkę w policzek i dodała:
- Wzruszyłam się. Fajny wierszyk.
Za to już w samochodzie mruknęła do siebie:
- Kurwa, przecież ja miałam pogadać z nimi o czymś zupełnie innym!
O czym?
Może o tym innym razem, a tym razem na razie...
KONIEC drugiego, ostatniego zresztą odcinka
- Na dwoje jędza wróżyła. Albo kłopoty, albo nie.
Miny Maliny i Kaśki wyraźnie informowały o potrzebie dalszych wyjaśnień. Anita udała, że tego nie widzi, oblizała łyżeczkę, odłożyła ją na talerzyk, po czym wstała ze słowami:
- Idę oko poprawić, to się zorientuję.
Wiedźmy nie zamieniły ze sobą słowa czekając na jej powrót, zerkały tylko dyskretnie w stronę gdzie zniknęła i po kilku mniutach się pojawiła. Anita wróciła nieco inną trasą, bliższą stolikowi, który był przedmiotem uwagi całej trójki. Nie wydarzyło się nic, obie kobiety przy nim siedzące były pochłonięte rozmową. Być może starsza z nich zerknęła kątem oka na przechodzącą czarownicę, ale tylko być może. Gdy Anita siadała Malina rzuciła szybko:
- No, i co?
- Luz. Na pewno poczuła mnie tak, jak ja ją, ale to na razie wszystko. Nic nie wskazuje na piekło, które zawsze może się rozpętać za sekundę.
Kaśka sporzała na nią pytając:
- Ale kto to w ogóle jest?
- Chcecie posłuchać? Może być nudne.
- Ty nigdy nie nudzisz.
Anita rzuciła okiem na Malinę:
- I co mi jeszcze powiesz Landryno?
- Oj, gadaj już wreszcie!
Więc Anita wzięła głębszy oddech, na co Malina rzuciła do Kaśki:
- Znasz zasady? Teraz ma być cicho, bo ukąsi.
- No, może... Z Pamalą byłyśmy w jednym kowenie ileś tam lat temu, zanim jeszcze my się poznałyśmy. Jest nieco starsza od nas, ale jak widać wciąż milfa pierwszej klasy. Nieźle się zna na growingu Ziela, sporo się od niej nauczyłam. Ale od roboty był jej mąż, były już zresztą, jak wiem, zapewne też ojciec tej siusiary, która tam z nią siedzi. Mieli nawet sporą uprawę, trochę też sprzedawali, ale nie jakiś tam uliczny dil, tylko tak domowo, elitarnie, dla dobrych znajomych. Po jakimś sabacie Pamala zwróciła się do mnie, żebym jej pomogła. Chciała opracować formułę na takie Zioło, które by uzależniało.
- Co?!!! Uzależniało? Przecież to marychofobiczny mit!
Kaśka zaryzykowała i przerwała Anicie, ta jednak widać nie miała zbytniego nastroju do kąsania, uśmiechnęła się tylko.
- Prawie mit, bo raz na gazylion luda komuś się może zdarzyć.
Ośmielona Malina pisnęła:
- Maryśka może uzależnić, jak czegoś do niej dodać. To znana praktyka na czarnym rynku. Ale to nie jest już Maryśka, tylko jakiś syf.
Wciąż uśmiechnięta Anita uciszyła ją gestem dłoni.
- Spokojnie, słuchajcie dalej. Ta szalona kobieta chciała zrobić coś bardziej subtelnego, niż doprawianie narkotykiem, czy jakąś posraną chemią. Chciała magicznie podrasować Ziele, tak, aby ten mit stał się prawdą. Innymi słowy, opracować taką klątwę, aby obłożona nią roślina miała własności faktycznie uzależniające. Motywacje miała proste, kasa misiu, kasa.
- Przecież...
Malina szybko zakryła Kaśce usta, zaś Anita mówiła dalej:
- Przecież wiemy, że to się nie może udać. Głupiego kartofla bardzo trudno jest zakląć, a co dopiero konopię. Rośliny i grzyby mają jakiś mechanizm obronny przed ludzkimi czarami, tym bardziej jeszcze mają, gdy same są magiczne. Zioło, niektóre grzyby, czy inne psychodeliczne jarzyny. Zaklęta pestka po prostu nie wzejdzie, a zaklęta roślina albo to odrzuci, albo padnie. Tłumaczyłam to głupiej piczy, ale nic nie docierało. Kwestie etyczne już pomińmy. Kasa jej padła na macicę, uparła się jak łoś, że ni cholery, nic nie zrobisz. Po długiej rozmowie asertywnie odmówiłam współpracy. Wykonała focha, po czym odeszła od kowenu. Ale to jeszcze nie koniec. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że Pamala zabrała córkę, odeszła od męża, czy raczej on ją pogonił, potem gość poszedł siedzieć takim sposobem, że miał wjazd psiarni na swoje uprawy. Nie było żadnej wątpliwości, że zakapowała go własna była żoneczka. Powodem ich rozstania było to, że on nie chciał się zgodzić na te jej chore eksperymenty. Żeby było jeszcze ciekawiej, to ona obwiniała mnie, że to ja nastawiłam jej chłopa na nie temu projektu.
Anita westchnęła i sięgnęła po filiżankę. Po chwili ciszy Malina spojrzała na nią bystro i spytała:
- Skąd ty to wszystko wiesz?
Znikający podczas opowieści uśmiech z ust czarownicy powrócił na nie znowu, zaś ich właścicielka odparła:
- Wróżko Cipuszko Pełną Dupą, jak ty to tam mówisz, nigdy nie pytaj innej wiedźmy o źródła jej informacji, sama też nikomu ich nigdy nie zdradzaj. Ale ty to przecież już wiesz, nie mam wątpliwości, że Ruda dobrze cię szkoliła.
- Tak się tylko droczyłam.
- Ciekawa była reakcja Cioci Lali, gdy ta się o tym wszystkim dowiedziała. Powiedziała tylko tyle, że gorszy sort czarownicy czasem może się zdarzyć. Nie lubię tak kogoś nazywać, ale tu akurat trudno się z nią nie zgodzić.
- Gorszy sort czarownicy? Chyba gorszy sort człowieka!
Kaśka nie kryła oburzenia.
- Kapować nie wolno! Tak mnie uczono od dziecka i dobrze uczono.
W tym momencie wtrąciła się Malina:
- No dobrze, a co dalej z Pamalą?
- Po tym wszystkim gdzieś wyjechała, ale jak widać...
- A mąż?
- Jakoś szybko wyszedł na powietrze, nic więcej nie wiem.
- Będzie się odgrywać za tą swoją paranoję?
- Kto? Pamala? Nie wiem. Na razie pije kawę i gada z córką.
Anita podniosła dyskretnie dłoń w kierunku przechodzącej kelnerki.
- Można?
Gdy ta już sobie poszła, kobiety wstały od stolika i ruszyły do wyjścia. Gdy przechodziły obok stolika Pamali, ta być może zerknęła na nie kątem oka, ale tylko być może. Już na ulicy, gdy Anita szła do auta usłyszała głos Kaśki:
- Zaczekaj chwilę.
Świeżo upieczona wiedźma podeszła do niej mówiąc:
- Anitko, to są twoje porachunki, ale jakby co...
- To co?
- Maczeta czeka.
Anita liznęła Kaśkę w policzek i dodała:
- Wzruszyłam się. Fajny wierszyk.
Za to już w samochodzie mruknęła do siebie:
- Kurwa, przecież ja miałam pogadać z nimi o czymś zupełnie innym!
O czym?
Może o tym innym razem, a tym razem na razie...
KONIEC drugiego, ostatniego zresztą odcinka
W każdym ,,zawodzie'' jest lepszy bądź gorszy sort. Patrząc na to, jak wiele osób staje się ,,gorszym sortem'', bo inni ludzie ich zmusili/ wykluczyli/ zabrali im bezpieczeństwo/ stracili coś innego, to chyba smutno mi ich nazywać ,,złym sortem''. Chyba doszłam do tego, że ludzie nie są z natury źli, to świat i doświadczenia życiowe, albo jakieś straty sprawiają, że stają się źli.
OdpowiedzUsuńAle co do zdradzania czy nie zdradzania źródeł informacji. Ja bym nie polubiła takiej zasady. Żródło informacji często musi być podane, bo jak mam komuś uwierzyć, jak mam sprawdzić czy nie wziął info z d..y, kłamie, albo nie zrozumiał co usłyszał/ przeczytał, albo nie wziął tego z pudelka czy innej dziwnej strony internetowej : )
no pewnie, że nie istnieje obiektywny "gorszy sort", kto wie, czy w kafejce córka Pamali nie spytała matki: "kto to są te trzy panie?" i nie dostała odpowiedzi: "to trochę takie, jak my, tylko gorszego sortu"? :)
Usuńogólny temat nieujawniania źródeł danych jest na obszerną dyskusję, ale w szczególnej sytuacji, gdy ktoś przychodzi do wiedźmy po te dane, to nie robi jej żadnej łaski swoją wizytą: albo jej wierzy, albo nie, a jeśli nie, to po co jej zawraca tyłek?...
Najważniejsze, że rośliny mają ten mechanizm obronny prze zaklęciami, natura mądra jest!
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że i wśród czarownic może być gorszy sort, inna specjalizacja, to już prędzej...
tak, Natura jest szalenie mądra i wie, że człowiek czasem używa czarów do głupich rzeczy... trochę mniej chroni zwierzęta, ale może dlatego, że ze względu na ich mobilność (większości z nich) jest im łatwiej tego uniknąć?...
Usuńczarownice też się czasem porównują między sobą, a z takich porównań biorą się właśnie podziały na te "lepsze" i "te gorsze"...
Część druga
OdpowiedzUsuńTrzeba wrócić do pierwszej
Ale jutro, bo dzisiaj nic mi się nie chce.
Szare komórki weszły w stan drzemki 😏
forum blogowe zwykle jest cierpliwe, więc nie pogania...
UsuńJeszcze momencik
UsuńZałatwię sprawę z lekarzem
I będę miała wreszcie
Czas na czytania 😉
Kaśka szykuje się do nowego wpierdolu maczetą ? Niebezpieczne te twoje czarownice...;-)Element pedagogiczny też zawarłeś w poście...;-) W magii jak i w życiu jest wiele pierdolniętych czarownic , są też czarownice pro płodowe, czyli anty choice ...;-)
OdpowiedzUsuńwygląda na to, że Kaśka traktuje przyjaźń na poważnie: jak kocha, to kocha konkretnie, więc poszatkuje wrogów swoich psiapsiek bez zbędnego myślenia...
Usuńwydaje mi się, że Kawiarnia jest już wystarczająco wyedukowana w temacie maryjnym, więc nie ma tu żadnej pedagogiki, a Zioło w życiu common jest czymś normalnym, wplecionym w kulturę europejską, a marychofobia jest totalnym obciachem...
antychojsowe czarownice?... oj, to chyba już najgorszy sort, LOL...