- Czy jest coś, co powinnam wiedzieć?
- Jest. Tylko najpierw pożegnaj się ze swoimi pacjentami.
Gdy pacjenci wyszli z ośrodka Sue zameldowała:
- Zamieniam się w słuch.
- Pierwsza sprawa, to zmiana reżimu zakaźnego od jutra. Na razie był żółty, bo żeby załapać takie wirusy, jak HIV, czy HCV trzeba się trochę postarać. Ale od jutra mamy czerwony.
- Czemu więc?
- Do tej pory nikt nigdy nie przywlókł na wyspę grypy. Każdy przed przybyciem tu jest już zawczasu sprawdzany. Tak było do dziś. Do ambulatorium zgłosiły się dwie osoby, które mój szanowny kolega, zwany niezbyt słusznie "konowałem" widzi jako chorych na grypę, ale niekoniecznie też musi to być grypa. Wsadził ich do izolatki na razie, ale jutro już przejdą do nas. Jutro też wraca kuter, ten co odpływa teraz, przywiozą mi testy na "koronę". Wiesz, co to jest?
- Wiem, wiem, słyszałam, czytałam.
- Ale to nie koniec. Mamy na jutro zaproszenie do szefuńcia.
- My?
- Tak. I to bardziej ty, niż ja.
- O żesz ja bździam!
- Już masz mokro?
- Aż się leje po nogach. Ale o co chodzi?
- O to chodzi, że też nie wiem, o co chodzi.
...
Nadeszło jutro, nieco przed południem.
- Gotowa?
- Cicho. Laszczę się. To ma być moje pierwsze spotkanie z naszym wielkim, wspaniały szefem wszystkich szefów.
- Drugie.
- Tamto się nie liczy. Nawet na mnie wtedy nie spojrzał.
- Bo nie dupy mu były w głowie.
- Nieprawda! Jedną brew miałam źle zrobioną.
Przekomarzali się też po drodze, aż wreszcie dotarli do gabinetu pana Hagena. Ten zaś jak zwykle nie zaszczycił ich powitalnym spojrzeniem, ale za to:
- Weźcie sobie krzesła i siadajcie.
Co znaczyło, że szykuje się nieco poważniejsza rozmowa. Doc to wiedział, ale Sue nie. Usiadła tylko grzecznie i czekała co będzie dalej. Pan Hagen przeszedł do rzeczy:
- Od dziś czerwony reżim zakaźny. Ale to już wiecie, sprawa jest osobna. Dziś przywiozą obiekt specjalnej troski. Ale nieco innej troski niż ten poprzedni.
- Pan Five był wzorowym pacjentem.
Sue nie zauważyła karcącego spojrzenia Doca.
- Ja mówię. Ten może nie być zbyt wzorowy. Rzecz w tym, że ja tego człowieka nie za bardzo lubię. Ale zapłacono nie tylko za jego leczenie z HIV, ale też za to, aby pobyt tu trochę go zabolał. Taka pedagogika specjalna ma to być. Pani...
Tu pan Hagen spojrzał na...
- Sue.
- Ja mówię. Pani Sue zrobi to znakomicie. Dobrze wiem, że umie to. Ustawi go pani pod ścianą. Obiekt ma tak funkcjonować, jak pani siostra oddziałowa sobie zażyczy. Rzecz jasna bez mobbingu, bez zbytnich szykan, tylko w ramach regulaminu ośrodka. Do pomocy pani Sue weźmie sobie tą dużą salową, jak jej tam...
- Zofia.
- Ja mówię. Więc ta Zofia... Czy ja w ogóle mam coś wam jeszcze tłumaczyć? Aha. Na lądowisku obiekt ma odebrać pani Sue. To jest ważne dla całej sprawy. Pytania? Nie słyszę.
- Jest pytanie. Tylko nie na temat.
Pan Hagen spojrzał na Doca, potem na Sue. Doc spojrzał na Sue, zaś Sue na Doca, potem na pana Hagena. Ten zaś wstał i wciąż patrząc na Sue odparł:
- Pani Sue. Ja bardzo rzadko mówię takie rzeczy, ale teraz akurat mam na to chęć. Pani bardzo mi się podoba, mam na myśli pracę. Dlatego antycypując pani pytanie, pani Sue, to pani wolontariat już się skończył na tej wyspie.
Tu pan Hagen kliknął w laptopa i obrócił go na biurku.
- Przepraszam, ale co to jest?
- To jest pani konto bankowe.
- Ożż...
- Ja mówię. Jest pani zatrudniona na stałe. Jeszcze nie wiem, jak to będzie z urlopem, ale tym się zajmiemy później.
Gdy oboje wyszli z gabinetu Sue spojrzała na Doca:
- "Pani Sue"?
- Wyluzuj. Nasz szefuńcio ma szacunek do kobiet. Do każdej mówi per "pani". Widziałem kiedyś, jak niechcący potrącił sprzątaczkę na korytarzu i słyszałem rozmowę.
- Dobra, nieważne, chodźmy gdzieś.
- Gdzie?
- Naprawdę mam mokro i muszę ci obciągnąć na szybkiego. Do tego wieczorem masz mi z dupy zrobić jesień średniowiecza.
Zanim jednak jeszcze doszło do owej "jesieni" na lądowisku osiadł helikopter. Na płycie stała Sue, tuż za nią wielka, mocarna, nigdy nie uśmiechająca się salowa Zofia, a nieco jakby dalej Maks do kompletu. Z pojazdu powietrznego wysiadł...
- Fuck!
TO BE CONTINUED...
- Jest. Tylko najpierw pożegnaj się ze swoimi pacjentami.
Gdy pacjenci wyszli z ośrodka Sue zameldowała:
- Zamieniam się w słuch.
- Pierwsza sprawa, to zmiana reżimu zakaźnego od jutra. Na razie był żółty, bo żeby załapać takie wirusy, jak HIV, czy HCV trzeba się trochę postarać. Ale od jutra mamy czerwony.
- Czemu więc?
- Do tej pory nikt nigdy nie przywlókł na wyspę grypy. Każdy przed przybyciem tu jest już zawczasu sprawdzany. Tak było do dziś. Do ambulatorium zgłosiły się dwie osoby, które mój szanowny kolega, zwany niezbyt słusznie "konowałem" widzi jako chorych na grypę, ale niekoniecznie też musi to być grypa. Wsadził ich do izolatki na razie, ale jutro już przejdą do nas. Jutro też wraca kuter, ten co odpływa teraz, przywiozą mi testy na "koronę". Wiesz, co to jest?
- Wiem, wiem, słyszałam, czytałam.
- Ale to nie koniec. Mamy na jutro zaproszenie do szefuńcia.
- My?
- Tak. I to bardziej ty, niż ja.
- O żesz ja bździam!
- Już masz mokro?
- Aż się leje po nogach. Ale o co chodzi?
- O to chodzi, że też nie wiem, o co chodzi.
...
Nadeszło jutro, nieco przed południem.
- Gotowa?
- Cicho. Laszczę się. To ma być moje pierwsze spotkanie z naszym wielkim, wspaniały szefem wszystkich szefów.
- Drugie.
- Tamto się nie liczy. Nawet na mnie wtedy nie spojrzał.
- Bo nie dupy mu były w głowie.
- Nieprawda! Jedną brew miałam źle zrobioną.
Przekomarzali się też po drodze, aż wreszcie dotarli do gabinetu pana Hagena. Ten zaś jak zwykle nie zaszczycił ich powitalnym spojrzeniem, ale za to:
- Weźcie sobie krzesła i siadajcie.
Co znaczyło, że szykuje się nieco poważniejsza rozmowa. Doc to wiedział, ale Sue nie. Usiadła tylko grzecznie i czekała co będzie dalej. Pan Hagen przeszedł do rzeczy:
- Od dziś czerwony reżim zakaźny. Ale to już wiecie, sprawa jest osobna. Dziś przywiozą obiekt specjalnej troski. Ale nieco innej troski niż ten poprzedni.
- Pan Five był wzorowym pacjentem.
Sue nie zauważyła karcącego spojrzenia Doca.
- Ja mówię. Ten może nie być zbyt wzorowy. Rzecz w tym, że ja tego człowieka nie za bardzo lubię. Ale zapłacono nie tylko za jego leczenie z HIV, ale też za to, aby pobyt tu trochę go zabolał. Taka pedagogika specjalna ma to być. Pani...
Tu pan Hagen spojrzał na...
- Sue.
- Ja mówię. Pani Sue zrobi to znakomicie. Dobrze wiem, że umie to. Ustawi go pani pod ścianą. Obiekt ma tak funkcjonować, jak pani siostra oddziałowa sobie zażyczy. Rzecz jasna bez mobbingu, bez zbytnich szykan, tylko w ramach regulaminu ośrodka. Do pomocy pani Sue weźmie sobie tą dużą salową, jak jej tam...
- Zofia.
- Ja mówię. Więc ta Zofia... Czy ja w ogóle mam coś wam jeszcze tłumaczyć? Aha. Na lądowisku obiekt ma odebrać pani Sue. To jest ważne dla całej sprawy. Pytania? Nie słyszę.
- Jest pytanie. Tylko nie na temat.
Pan Hagen spojrzał na Doca, potem na Sue. Doc spojrzał na Sue, zaś Sue na Doca, potem na pana Hagena. Ten zaś wstał i wciąż patrząc na Sue odparł:
- Pani Sue. Ja bardzo rzadko mówię takie rzeczy, ale teraz akurat mam na to chęć. Pani bardzo mi się podoba, mam na myśli pracę. Dlatego antycypując pani pytanie, pani Sue, to pani wolontariat już się skończył na tej wyspie.
Tu pan Hagen kliknął w laptopa i obrócił go na biurku.
- Przepraszam, ale co to jest?
- To jest pani konto bankowe.
- Ożż...
- Ja mówię. Jest pani zatrudniona na stałe. Jeszcze nie wiem, jak to będzie z urlopem, ale tym się zajmiemy później.
Gdy oboje wyszli z gabinetu Sue spojrzała na Doca:
- "Pani Sue"?
- Wyluzuj. Nasz szefuńcio ma szacunek do kobiet. Do każdej mówi per "pani". Widziałem kiedyś, jak niechcący potrącił sprzątaczkę na korytarzu i słyszałem rozmowę.
- Dobra, nieważne, chodźmy gdzieś.
- Gdzie?
- Naprawdę mam mokro i muszę ci obciągnąć na szybkiego. Do tego wieczorem masz mi z dupy zrobić jesień średniowiecza.
Zanim jednak jeszcze doszło do owej "jesieni" na lądowisku osiadł helikopter. Na płycie stała Sue, tuż za nią wielka, mocarna, nigdy nie uśmiechająca się salowa Zofia, a nieco jakby dalej Maks do kompletu. Z pojazdu powietrznego wysiadł...
- Fuck!
TO BE CONTINUED...
Z utęsknieniem czekam, kiedy z tej serii Twoich notek zniknie fraza: "TO BE CONTINUED..." ;)))
OdpowiedzUsuńsam nie wiem kiedy... na razie jedziemy, a gdzie dojedziemy?... jakkolwiek bym tego nie zakończył, to i tak ktoś rzuci zgniłym pomidorem...
UsuńNie chcę Cię obrzucać zgniłymi pomidorami, stwierdzam tylko, że to nie moja bajka. Ale spokojnie, nie mam zamiaru Cię odciągać od pomysłu. Bardziej usprawiedliwiam siebie za brak komentarzy ;)
Usuńnie trollujesz, nie zaczepiasz po chamsku innych, więc Twoje komentarze są okay, co byś nie napisał... a jak nic nie napiszesz, to tys piknie... natomiast wiem, że trudniej się komentuje posty literackie, niż publicystyczne... a jak już się trafi poezja, to ja zwykle pojęcia nie mam, co z tym robić...
Usuń"Fuck" to okrzyk czy imię? Ale napalona ta Sue, może wiagrę dla kobiet łyka?
OdpowiedzUsuńmogło być "o kurwa!" albo "o matko boska!"... lepiej by było?...
UsuńSue wydaje się być normalną kobietą z normalnym poziomem libido, nie widzę zagadnienia, ale obiecuję /w ramach spoilingu/, że w następnym odcinku będzie "zimną suką" w tytanowym pasie cnoty, tak dla równowagi :)
Coś podejrzewam, że nasza Mała Sue da porządny wycisk temu nowemu ważniakowi a salowa Zofia na pewno pomoże;-)))) A co z Amandą rybki ją już jedzą ? I co dalej z tym panem co okradał szefa wyspy ?
OdpowiedzUsuńwątek złodzieja i agentki już jest zakończony... a wycisk nowemu VIP-owi jest w trakcie prac wstępnych...
UsuńAtmosfera się zagęszcza. I dobrze, że nie wiem dokąd idziemy. Sprawdzę "po dojściu".
OdpowiedzUsuńi to jest chyba najlepsze, nie cel ważny, tylko sama przechadzka...
UsuńNooo, widzę, że dajesz, i to nieźle. Nawet nie ma się jak i do czego przyczepić.
OdpowiedzUsuńto jest trzeci mój taki projekt, a dokładniej to drugi... bo przedpierwszy pisał ktoś inny, a ja tylko podrzucałem pomysły... właściwy pierwszy padł po kilku odcinkach... musiało upłynąć wiele lat, zanim zrobiłem podejście do tego drugiego... chyba najtrudniejsze jest nie pogubić się logice chronologicznej, żeby nie palnąć czegoś, co nijak nie zgadza się z czymś z wcześniejszych odcinków...
UsuńDobrze jest działać na ogólnych zarysach, schematach, itp. ...
Usuńpo prostu w miarę szkicowo, bez tworzenia zbyt wielu detali, które łatwo można zapomnieć po drodze... przykładowo: w pierwszym odcinku hrabina ma pieska, a w trzecim okazuje się, że nie ma żadnego pieska, tylko kota... ktoś bystry to wyłapie i wyjdzie jakaś siara, słusznie zresztą :)
UsuńPrzeczytałam nawet dwa razy, bo jakaś dziś niekumata jestem [spadek ciśnienia więc myślenie też spada], ale zwróciłam uwagę na słowa;
OdpowiedzUsuń- Wyluzuj. Nasz szefuńcio ma szacunek do kobiet. Do każdej mówi per "pani". Widziałem kiedyś, jak niechcący potrącił sprzątaczkę na korytarzu i słyszałem rozmowę....."
ciekawość wzięła górę- dlaczego nie przedstawiłeś tej rozmowy;
o czym szefuncio rozmawiał ze sprzątaczką; bo z tego byśmy się dowiedzieli - jak wyglądał ten "szacunek" ;
podobno lepiej z szefem się nie spoufalać, chyba doskonale o tym wiedział
ów szefuncio.
być może szefuńciu powiedział: "bardzo panią przepraszam", do tego ta cała sprawa się sprowadziła i Doc wyciągnął z tego, co usłyszał zbyt daleko idący wniosek?...
Usuńmogło tak być?... a dalej nie ma co nad tym więcej kombinować, przynajmniej na razie :)
U mnie będą zaległości w czytaniu, bo mam u siebie miesięcznego wnuczka i całą jego rodzinkę. Utrudniony dostęp do komputera.
Usuńpotem nadrobię, dlatego nie zamieściłam komentarza pod nową notką czyli dalszą częścią;zostawiam to na później;
pozdrawiam :)
Siem rozkręcasz:)Czytam:)
OdpowiedzUsuńzaraz "rozkręcasz"... tak se tylko kręcę, tak aby jakoś to było :)
UsuńNadrobiłem pourlopowe zaległości... Wypowiem się jak zapoznam z całością tej letniej opowieści sensacyjno-?
OdpowiedzUsuńbardzo słuszna decyzja :)
Usuń