- Tym razem będzie serio, to nie będą ćwiczenia.
- Ćwiczenia, ćwiczenia... Czekaj, muszę zadzwonić.
Doc sięgnął do kieszeni po telefon.
- Sue, mam szybkie, krótkie pytanie. Czy ty umiesz posługiwać się bronią, czy masz jakieś pojęcie na ten temat?
- ...
- Nie, nie taką bronią. Chodzi o broń palną.
- ...
- Rozumiem. To teraz mnie posłuchaj uważnie. Gdy skończysz już te testy, przyjdzie do ciebie ktoś, zaprowadzi na strzelnicę, a tam sobie przypomnisz, jak się tym bawić.
- ...
- Wiem, dopilnuję tego.
- ...
- Dowiesz się, jak wrócisz do ośrodka. Buziak...
- ...
- Tak, ja ciebie też.
Gdy Doc schował telefon spojrzał na Sato.
- Słyszałeś rozmowę?
- Mniej więcej.
- Załatwisz to?
- Jasne.
- To ja wracam do siebie, bo w tej sytuacji nagle przybyło mi zajęć, tylko jeszcze mi pokaż szybko fotki tych pigułek, żebym wiedział jutro która jest która.
- Spójrz tutaj, to ta ruda.
- Jak ma na imię?
- Cleo.
- A ta blondi?
- Cleo.
- To jak je rozróżnić?
- Jak to jak? Po włosach.
Sato miał tak poważną minę mówiąc to, że Doc tylko machnął ręką i ruszył do roweru nieopodal. Na odchodnym jeszcze tylko rzucił:
- Do wieczora dam ci finalną odpowiedź.
Szef ochrony kiwnął głową i zajął się telefonem. Doc wrócił do ośrodka i od razu zabrał się za obchód techniczny, aby sprawdzić wszelkie zabezpieczenia budynku. W międzyczasie zaś przyszła kobieta rozwożąca catering, więc ktoś musiał jej towarzyszyć dla asekuracji, gdy zaopatrywała pokój numer trzy. Ali przespał obiad po podanym rano środku, ale dostał za to podwójną kolację. Doc rzucił tylko na niego okiem, ale nie dojrzał nic niepokojącego, więc tą sprawę miał już zamkniętą. Za to pozostałą dwójkę pacjentów uprzedził, że rano może być trochę głośno z racji ćwiczeń ochrony. Mógł im powiedzieć prawdę, mógł nic nie powiedzieć, ale uznał, że taka opcja będzie najlepsza. Gdy już zrobił wszystko, co miał do zrobienia sam usiadł do kolacji, wkrótce też pojawiła się Sue.
- Coś taka rozpromieniona?
- Popatrz na te tarcze. Możesz być ze mnie dumny. Na początku było słabo, ale potem się rozkręciłam, A co się dzieje tak w ogóle?
- Usiądź, zjedz coś, zaraz ci opowiem.
Tak się też stało. Sue pochłaniała sałatkę z tuńczykiem, zaś Doc referował jej to, czego dowiedział się od Sato. Na koniec zostawił sprawę konkursu pielęgniarek i zapytał:
- Wchodzisz w to?
Odparła bez namysłu:
- Trochę to jest nie bardzo, ale zgodne z polityką kadrową naszego szefuńcia, a ja tą politykę popieram. Tylko jeszcze powiedz mi, co się stanie z tą drugą, która przegra?
- O to to ty się już nie martw. Na pewno krzywda się jej nie stanie. Dostanie inną propozycję pracy, gdzieś indziej, być może nawet ciekawszą i będzie zadowolona.
- Tylko wiesz, jednego tu nie rozumiem. Skoro to jest dziewczyna Sato, to po co te kombinacje? Mógł załatwić sprawę z szefuńciem, sprowadzić tu tylko ją i tyle.
- Według mnie to nie jest żadna jego dziewczyna. Sato mi jej tak wcale nie przedstawił. To dopiero ma być jego niunia, która wcale jeszcze o tym nie wie.
- Nie łapię.
- To jest takie proste. Sato jako szef ochrony dostał pełne dossier obu kandydatek, pewnie też jakiś zestaw fotek, jedna mu wpadła w oko i stworzył sobie plan.
- Może się okazać, że nie jest w jej typie.
- Może. Może się też okazać w praniu, że sama laska prywatnie jest beznadziejna. Wszystko jest możliwe. Tylko powiedz, co to nas tak naprawdę obchodzi? To jest jego mecz do rozegrania, nie nasz. Pozwól może teraz, że wyślę mu dobrą wiadomość, a potem tylko jeszcze mamy jeden drobiazg do zrobienia i fajrant na dzisiaj.
Doc sięgnął po telefon, a Sue po widelec, żeby dokończyć sałatkę. Gdy skończyła oboje ruszyli na dół do Labu. Doc otworzył pancerny schowek i spytał:
- Z czego strzelałaś tam u ochrony?
- Z tego.
- Dobry wybór, zaiste, niezła armata, godna siostry oddziałowej. To zabieraj to, pokaż mi tylko, czy sobie radzisz ze stroną techniczną, rozłóż, złóż, załaduj, rozładuj i takie tam.
Test wypadł pomyślnie, więc Doc oznajmił;
- Jutro rano masz mi się w to wyposażyć jeszcze przed zrobieniem oka do pracy. Weźmiemy kamizelki, tak na wszelki wypadek, żeby były pod ręką. A teraz zamykamy lokal i idziemy spać.
Jednak do spania tak szybko nie doszło. Przybyli zapowiedziani ludzie od Sato. Doc według planu wpuścił ich na dach ośrodka, zaś Sue gdzieś się ulotniła po drodze. Gdy poszedł do sypialni pokój był pusty. Dopiero po kilku minutach zguba się odnalazła.
- Tadam! Siostra Gorące Wargi przybywa!
- Kobieto! Jutro wojna, a tobie figle w głowie.
- Sam rano zamówiłeś. Poza tym skoro jutro wojna, to może być nasz ostatni raz. Ale jak ci nie pasuje, to ja mogę sobie iść.
- Nawet o tym nie myśl...
...
Wojna wybuchła jak mówił Sato, o wczesnym poranku. Zaczęło się dość hucznie, od dwóch grzmotów jeden tuż za drugim, A potem wszystko ucichło. Sue i tak już nie spała, zbudziła się pół godziny wcześniej, gdy Doc wychodził z sypialni. Zadzwonił telefon.
- Tak kochanie, właśnie wstaję. A ty gdzie jesteś?
- ...
- Aha.
- ...
- Tak, rozumiem. Mam działać normalnie.
Sue odłożyła telefon, wykonała kilka rutynowych ruchów porannej mini jogi instant, po czym mruknęła sama do siebie:
- Normalny poranek, normalna wojna, normalne siku.
Po chwili już była w łazience...
Gdy weszła do dyżurki Doc właśnie odkładał telefon.
- Co się dzieje?
- Nic specjalnego. Gadałem z Sato. Powiedział, że coś podpłynęło od strony przystani, chłopaki kropnęli ze stingera, poprawili drugim i na razie cisza.
- Nawet nie chcę wiedzieć, co to jest ten stinger. No, ale co teraz? Dwa razy coś hukło i już jest po wszystkim? Cała wojna?
- Zadzwoń do Sato, on na pewno wie więcej ode mnie, ale według mnie to nie koniec i lepiej mu teraz nie zawracaj głowy.
Jakby na potwierdzenie tego odezwała się ostra kanonada broni maszynowej okraszona głuchymi łupnięciami czegoś jeszcze.
- To od strony zatoczki?
- Na to wygląda.
- Co robimy?
- Nic. Czekamy na razie. Do nas się nic nie zbliża, bo by z dachu strzelali, więc tylko czekanie nam pozostaje.
- A co z bieżącą robotą?
- Za dużo na dziś jej nie ma. Na razie czekamy, możemy być za chwilę tam potrzebni, Brian też czeka, mogą być ranni.
- Brian?
- Lekarz zakładowy.
- Mnie się nigdy nie przedstawiał. Zawsze gdy tam zajrzę, to niby jest miły, ale taki oficjalny jakiś do mnie.
Doc tylko wzruszył ramionami. Strzelanina nagle ucichła, po czym zaraz po chwili zadzwonił telefon.
- Tak?
- ...
- Zaraz tam jesteśmy.
Szybko podjechali wózkiem ochrony na miejsce. Po chwili zjawił się też Brian i wszyscy podeszli do usianej skałami plaży.
- Niezły bajzel.
- Są ranni?
- Jeden nasz i jeden jeniec.
- Nasz jedzie do ciebie, do ambulatorium, jeniec do nas.
- Jeniec jedzie do nas, do ochrony.
- Sato, nie zgadzam się. Muszę go sprawdzić na koronę. Jak będzie czysty, to go zabierzesz i Hans go może sobie katować do woli, ale jak jest trafiony, to niestety, podpada pod program. Aha, czy była jakaś walka wręcz, kontakt bezpośredni?
- Wadim obezwładnił zbója.
- Aha, Wadim. Pamiętam, niedawno się widzieliśmy, dobry mołojec. Więc dzielny Wadim też idzie do nas na noc, jutro rano zrobimy mu wiremię. Teraz powiedz Sato, tak skrótem, co się działo?
- To w ogóle była jakaś porąbana akcja, na wariackich papierach. Gdy zaczęli tam na przystani, to tu była mgła do samego brzegu. Musieli nieźle błądzić zanim tu dopłynęli. Zobaczyliśmy ich dopiero w ostatniej chwili, jak pojawili się na plaży. Od razu zaczęli prać do nas z bliska. Wynik widzisz sam. Było ich ośmiu na pontonie desantowym. Dwa trupy mają znane nam tatuaże. Reszta to zwykli piraci, musieli się jakoś dogadać jedni z drugimi.
Nagle relację Sato przerwała głucha detonacja od strony morza. Nad horyzontem unosił się grzyb wybuchu.
- Co to było?
- To był kuter piratów, który ich tu wszystkich przywiózł. Regularne wojsko go rozwaliło, tak, jak miało być. To już zadziałały układy szefa. O dalsze detale nie pytaj, sam ich nie znam.
Sato przerwał na chwilę i klasnął w dłonie.
- No dobrze, koniec tych opowieści frontowych. Służbie zdrowia już dziękujemy, zabierajcie co swoje, a my zaczniemy tu sprzątać.
- Zabierzesz tych swoich ninja z dachu?
- Jak oddasz im nasz wózek. Zbój jest na razie skuty i ani drgnie, ale na miejscu pomogą ci go osadzić w tej twojej "esce".
...
Do obiadu w ośrodku trwał ruch związany z zakwaterowaniem nowych osób. Pojmany pirat trafił do "eski", zaś Wadim zajął pokój numer cztery. Potem dojechał nieco opóźniony catering, a tuż po śniadaniu Sue i Doc zajrzeli do jedynki. Pacjent tryskał zdrowiem, więc dużo czasu im to nie zajęło.
- Doktorze, jak długo jeszcze mam się tu nudzić?
- Co najmniej do pojutrza po południu. Jak dobrze wyjdą badania jutro i pojutrze, to chyba cię już stąd wypuszczę.
Gdy wyszli na korytarz Sue zapytała:
- Gdzie teraz?
- Do trójki. Też nie ma tam żadnej roboty do roboty, za to dwójką się zajmiemy na sam koniec, bo coś mi się w nim nie podoba.
Weszli tam razem z Zofią, tak na wszelki wypadek. Ali stał już wyprężony na środku pokoju. Sue spojrzała na niego mówiąc:
- Możesz usiąść, tu na krześle. Masz minę, jakbyś chciał o coś zapytać. Pytaj, dostajesz jedno pytanie do dyspozycji.
- Co to były za strzały?
- Nic specjalnego, ćwiczenia naszej ochrony. A teraz już stul dziób i rozbierz się do pasa, pan doktor cię zbada.
Doc osłuchał Alego, zmierzył mu ciśnienie, po czym wziął Sue za łokieć i odszedł z nią na bok w kąt pokoju.
- Daj mu coś na uspokojenie, tylko nie taką bombę, jak wczoraj. On mi wygląda na nieźle przerażonego.
Gdy wychodzili zwrócił się do Zofii:
- Po południu weź go na dwie godziny do rekreacyjnego.
Lokator dwójki nie wyglądał za dobrze. Wciąż miał gorączkę, a Doc po osłuchaniu go nie miał zbyt radosnej miny:
- Sue, pobierz krew na dodatkową wiremię i wymaz z gardła na antybiogram. Korony powinno być już w nim niewiele, ale mogła się przyplątać jakaś infekcja bakteryjna. Zbadaj ten materiał na cito, jak wyjdzie to, co myślę, to od razu damy mu jakiś antybiotyk i będzie po krzyku. A potem już tylko czekamy na nasz kuter z tymi nowymi dziewczynami.
...
Kuter przypłynął zaraz po obiedzie. Na nabrzeżu przystani czekał komitet powitalny: Sue, Doc, Brian - lekarz zakładowy oraz dość mało im znana kobieta od Bragina, pracownica administracji. Gdy statek już dobijał Sue trąciła Doca łokciem:
- Fajne cukiereczki. Która to ta nasza?
- Ta ruda.
- Ma jakieś imię?
- Cleo.
- A ta druga?
- Cleo.
- To jak je będziemy odróżniać?
- Po włosach.
- Idiota. No dobrze, ale dlaczego ich jest cztery?
TO BE CONTINUED...
wszystko jest tylko i wyłącznie złudzeniem, absolutnie doskonałym, które nie ma nic wspólnego z dobrem ani ze złem, akceptacją ani odrzuceniem... wszystkie rzeczy nie są takie, jakie wydają się być... nie są także inne... można więc roześmiać się w głos i nie pytać, komu bije dzwon... bije, bo komuś płacą za szarpanie sznurem...
13 sierpnia 2020
ANTYWIRUS /odcinek 10/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Faceci zawsze mają problem z kolorami...
OdpowiedzUsuńMiejsce badawcze i wojna? To nie skończy się dobrze!
nie tylko z kolorami... tylko kto im go tworzy? :)
UsuńPo włosach je poznacie..... czytam:):):):)
OdpowiedzUsuńte dialogi o włosach uważam za najzabawniejsze w tym odcinku, mocno się chichotałem do siebie podczas ich pisania :)
UsuńTeż chichotałam:)Dobrze, że nie kazałaś organoleptycznie poznawać.
Usuńorganoleptycznie mówisz?... organoleptycznie to mi się teraz skojarzył taki fragment ze "Skiroławek" Nienackiego:
Usuń"Książę Reuss kazał sobie wystawiać koło stogu swój fotel wiklinowy i przyglądał się naszej robocie. O czym rozmyślał, kiedy tak siedział i na nas patrzył, Bóg sam raczy wiedzieć. Ale na trzeci dzień kazał przerwać młockę i przez swojego lokaja przywołał przed swoje oblicze wszystkie baby, co młocką były zajęte. Obiecał każdej po korcu pszenicy, jeśli ustawią się dokoła stogu, kiecki zarzucą na głowy i tyłki gołe na świat wystawią. W tamte lata, baby zazwyczaj majtek nie nosiły, a tym co je miały, kazał książę Reuss, aby je zdjęły, by każda gołym tyłkiem mogła świecić spod stoga. I tak się stało, bowiem baby z natury rzeczy lubią się pokazywać, a jeśli jeszcze miały za to dostać korzec pszenicy, chętnych nie zabrakło. A wtedy książę Reuss wszystkich robotników przed swoje oblicze zebrał. „Kto swojej baby tyłek rozpozna” – powiedział do nas – „dostanie ode mnie butelkę wódki. A kto rozpozna wszystkie, ten ze mną w sadzie, w chłodzie, wypije butelkę francuskiego szampana”. I tak się zaczęła zabawa, pisku przy tym było, a śmiechu, a radości co niemiara, bo wielkie panisko było z tego księcia." :D
Ów Książę Reuss - wielkie panisko od oglądania babskich tyłków;
Usuńmnie by to nie bawiło;
no cóż z gustami się nie dyskutuje;
a jakie kto ma upodobania - to jego sprawa;
Ja to bym chciała poczytać historyjki, w których faceci majtki ściągnęli i żeby kobiety mogły sprawdzać poprzez macanie, który pan jest ich mężczyzną też byłyłoby sporo uciechy z takiej zabawy zwłaszcza, jeśli panie będą mogły sprawdzić to, co panowie mają z przodu;-)))))
Usuń@Julianne...
Usuńponoć na targach niewolników panie nie krepowały się zbytnio sprawdzaniem zawartości galotów panów wystawianych na sprzedaż...
na przykład na tym filmie /32:30/:
https://youtu.be/pU3oU0_a8no
Oj tam targi niewolników... Do programu TV trza się zapisać:
Usuńhttps://www.telemagazyn.pl/tv/magia-nagosci-2489426/
Mało co z krzesła nie spadłem, jak słyszałem te komentarze na widok siusiorów.
chyba widziałem fragment tego programu, ale z udziałem trzech kobiet...
Usuńale w podanym przez Ciebie linku najlepszy był ten komentarz:
"Lubię oglądać jeżeli nie są lesbijki i geje".
ciekawe po czym jego autor poznaje, jaki gust seksualny ma jakiś nieznany mu golas :D
Ten cały Sato to może mieć problem z wyborem swojej nowej przyjaciółki skoro aż cztery kobiety przyjechały na wyspę. To są jakieś czworaczki?
OdpowiedzUsuńSato teoretycznie już wybrał, ale szykuję dla niego inne kłopoty w kolejnym odcinku...
Usuń