- Pan doktor, jak mniemam?
Dłoń przybysza zawisła w powietrzu.
- Proszę mi wybaczyć, ale obowiązują nas pewne rygory higieny, jak na oddziale zakaźnym. Witam na wyspie i poproszę o pański telefon. Jak mi wiadomo, zna pan już pewne reguły pobytu tutaj.
Doc wyciągnął rękę odzianą w rękawiczkę dopiero gdy obiekt numer pięć podał mu swoją komórkę, która po włożeniu jej do plastikowej torebki znalazła się w kieszeni fartucha.
- Jest pan tu incognito, pańskie dane zna tylko pan Hagen, ale musimy się jakoś komunikować, więc proszę sobie wybrać jakieś chwilowe nazwisko. Dowolne, ale proponował bym "Five".
- Dlaczegóż to?
- Taki numer ma pański pokój w ośrodku.
- Zgoda. To bardzo praktyczny pomysł. Ale ja mam ze swojej strony taką małą prośbę. Jak wiem, przez pewien czas będę zamknięty wewnątrz budynku, czy zatem zanim tam się udamy mogę odbyć krótki spacer na świeżym powietrzu?
- Niewiele jest miejsc na wyspie dostępnych dla gości, ale może pan się przejść nad morze, na wybrzeże. Rzecz jasna nie sam. Bagaż może pan zostawić tu, zaraz ktoś się nim zajmie.
Five postawił neseser na płycie lądowiska, zaś Doc skinął na ochroniarza, który wyjąwszy telefon coś doń powiedział. Po czym cała trójka udała się przed siebie. Doc wskazał kierunek, zaś kilka metrów za nimi ruszył ochroniarz.
...
Przez trzy dni życie w ośrodku toczyło się bez zaburzeń. Nowe obiekty były już po badaniach i weszły w fazę terapeutyczną. Tylko mieszkaniec pokoju numer jeden narzekał na zbyt małe działki heroiny, ale gdy Sue pokazała mu podgląd do "eski" od razu się uspokoił. Doc spędzał dużo czasu w pomieszczeniu "no entry", do którego wstęp miał tylko on. Oraz pan Hagen, rzecz jasna. Tam było główne laboratorium, gdzie odbywała się produkcja leku. Oprócz swoich zajęć Doc miał jeszcze dodatkowe. Na wyspie oprócz niego pracował lekarz zakładowy, zajmował się zdrowiem ludzi mieszkających i pracujących na wyspie. Niestety zatruł się czymś pokarmowo, być może nieświeżymi owocami morza, więc Doc musiał go na parę dni zastąpić dyżurując w ambulatorium dla miejscowych. Traf chciał, że pierwszą pacjentką była dziewczyna, która zgłosiła się doń aby usunąć ciążę. Co prawda Doc był dość wszechstronnym fachowcem, ale na ginekologii nie znał się wcale. Znikąd pomocy, gdyż chory lekarz nie odbierał telefonu. Problem rozwiązała Sue, która gdy tylko przyszła do ambulatorium znalazła w apteczce odpowiedni specyfik, który załatwił sprawę. Zaś Doc doszedł do wniosku, że trafił mu się istny skarb. Gdy uradowana pacjentka opuściła gabinet Sue rozsiadła się na krześle:
- To powiesz mi wreszcie?
- Niby co?
- Jak działa ten cholerny lek?
- Jak to jak? Wywołuje poronienie, jak mi się zdaje. To nie wiesz, co dałaś przed chwilą tej dziewczynie?
- Nie ten lek, tylko ten nasz, co wiesz...
- Jesteś bardzo mądra dupeczka, ale nie jestem pewien, czy masz aż taką wiedzę z zakresu mikrobiologii, aby to pojąć.
- Ja nie chcę tu żadnego wykładu. Wytłumacz mi tylko w kilku zdaniach, jak prostej lasce ze wsi, więcej nic nie chcę.
- Tak najprościej, to jest po prostu wirus. Wirus, który bardzo nie lubi innych wirusów. Tępi każdego, którego napotka.
- Czy to znaczy, że te nasze wyleczone obiekty są wolne nie tylko od HIV, ale od wszystkich innych wirusów?
- Teoretycznie tak właśnie powinno być, ale mimo znakomitego wyposażenia nie mam tutaj możliwości sprawdzenia wszystkich wirusów świata. Ale na przykład herpes u obiektów skasowaliśmy. To taki wirus, który ma całe mnóstwo ludzi. Przeważnie nic nie jest od tego, tylko czasem komuś zimno wyskakuje na ustach, gdy się za bardzo namnoży. Tu mogę tylko sprawdzić wiremię kilku gatunków, co zresztą zrobiłem. Za kilka dni sprawdzę HCV u tego ćpunka spod jedynki.
- I co dalej z tym naszym wirusem?
- Gdy spotka drugiego, oba giną.
- No dobrze, ale czy on sam czegoś tam nie narozrabia w ludzkim organizmie przy okazji? Czy jest groźny dla człowieka?
- Jest groźny jak jasna cholera. Po zakażeniu mnoży się wręcz błyskawicznie, zaś nosiciel ginie w ciągu dwóch, trzech dni. Ale ja go tej zdolności pozbawiam, ta postać, którą podajemy obiektom jest dla nich nieszkodliwa. Technicznie to wygląda tak, że...
- Technicznie to już mi wystarczy. A teraz to chyba już koniec twojego dyżuru tutaj? Zamykaj drzwi i ściągaj portki. Twoja siostra oddziałowa chce cukierka. Należy mi się jakaś nagroda za pomoc, gdy ujawniłeś porażający brak kompetencji w temacie ratowania pacjentki z kłopotu.
Po upływie pół godziny oboje byli już w ośrodku. Sue poszła do dyżurki, aby rzucić okiem na monitoring pokojów, zaś Doc udał się do Labu. Nie zdążył jednak wyjąć kluczy, gdy zadzwonił telefon. To była Sue ze stanowczym wezwaniem:
- Chodź szybko tu do mnie na górę!
Po chwili był już w dyżurce.
- Doc, spójrz tutaj.
Sue pokazała na ekran monitora numer trzy.
- Co ta dziewczyna tam robi?
- To ty nie wiesz, co się robi wibratorem?
- Wiem, co to jest, sama mi zresztą pokazywała. Czasem do niej zaglądam na takie babskie pogaduchy. Ale to nie jest taka sobie zabawa wibratorem.
- No co? Coś się zepsuło i majsterkuje.
- Nie, nie, nie. Coś tu jest nie tak. Dzwonię po salową, po tą wielką i idziemy z wizytą do naszej majsterkowiczki.
Po kilku minutach Sue, Doc i salowa weszli do pokoju numer trzy. Kobieta siedząca na łóżku była wyraźnie spłoszona. Szybko zakryła coś kołdrą. Sue udając, że tego nie widzi zapytała:
- Amando, czy możesz mi pokazać swój wibrator?
- Właśnie go reperuję, bo coś...
- Ja ci pomogę. Śmiało, co tam masz?
Potężna salowa podeszła do siedzącej kobiety, chwyciła ją za ramiona i bez cienia wysiłku przeniosła na pobliskie krzesło. Sue usiadła na łóżku i odkryła kołdrę. Po kolei brała do ręki leżące drobiazgi i układała na stoliku. Doc podszedł bliżej nie ukrywając zdumienia połączonego z zaskoczeniem:
- Toż to istny niezbędnik Jamesa Bonda.
- Wszystko w tej niewinnej babskiej zabawce.
- Fascynujące. No co? Do "eski".
- Amy, rozbieraj się. Ściągaj wszystko.
- Ale...
Amanda spojrzała na Doca. Sue wzruszyła ramionami.
- To przecież lekarz. Żadna goła dupa mu nie straszna. Poza tym nie masz żadnych zdolności negocjacyjnych.
Po kilku minutach z pokoju wyszedł Doc, a tuż za nim naga Amy trzymana za ramię przez salową w stalowym uścisku jej wielkiej dłoni. Sue została na miejscu mówiąc do siebie:
- A ja sobie tu trochę poszperam.
Cała trójka zeszła do Labu, a jako że pierwsza "eska" była już zajęta, weszli do drugiej. Amanda posłusznie położyła się na stole, zaś salowa unieruchomiła ją starannie pasami. Nie padło ani jedno słowo. Leżąca kobieta wydawała się być w stanie letargu. Gdy salowa wyszła, Doc dotknął palcem piersi Amandy, zakręcił na niej kółeczko i westchnął:
- Takie piękne ciało rybki zjedzą.
Po czym wychodząc z "eski" dodał:
- Ale i tak cię najpierw wyleczymy.
...
Następnego dnia pan Hagen, który wrócił na wyspę tuż nad ranem, przyglądał się przedmiotom ułożonym na biurku. Doc stał nieopodal w gabinecie czekając na pytania i dyspozycje.
- Nic nie powiedziała?
- Milczy jak zaklęta od wczoraj.
- Nieźle wyszkolona. Hans raczej nic z niej nie wyciągnie swoimi rzeźnickimi metodami. Zrobimy więc tak, że podasz jej jutro jakieś psychocośtam, może się rozgada. Przyślę kogoś, kto będzie przy niej siedział i nagrywał wszystko, co wybełkocze. Reszta sprawy już cię nie interesuje. Ty dalej robisz swoje. Jak wiremia tego pierwszego, tego złodziejaszka?
- Spada, ale jeszcze nie jest czysty.
- Ja będzie zdrów to od razu zawiadomisz ochronę, żeby opróżnili pomieszczenie. Mnie już on nie obchodzi. A jak się ma nasz VIP?
- Pan Five dziś dostał pierwszą porcję leku.
Dłoń przybysza zawisła w powietrzu.
- Proszę mi wybaczyć, ale obowiązują nas pewne rygory higieny, jak na oddziale zakaźnym. Witam na wyspie i poproszę o pański telefon. Jak mi wiadomo, zna pan już pewne reguły pobytu tutaj.
Doc wyciągnął rękę odzianą w rękawiczkę dopiero gdy obiekt numer pięć podał mu swoją komórkę, która po włożeniu jej do plastikowej torebki znalazła się w kieszeni fartucha.
- Jest pan tu incognito, pańskie dane zna tylko pan Hagen, ale musimy się jakoś komunikować, więc proszę sobie wybrać jakieś chwilowe nazwisko. Dowolne, ale proponował bym "Five".
- Dlaczegóż to?
- Taki numer ma pański pokój w ośrodku.
- Zgoda. To bardzo praktyczny pomysł. Ale ja mam ze swojej strony taką małą prośbę. Jak wiem, przez pewien czas będę zamknięty wewnątrz budynku, czy zatem zanim tam się udamy mogę odbyć krótki spacer na świeżym powietrzu?
- Niewiele jest miejsc na wyspie dostępnych dla gości, ale może pan się przejść nad morze, na wybrzeże. Rzecz jasna nie sam. Bagaż może pan zostawić tu, zaraz ktoś się nim zajmie.
Five postawił neseser na płycie lądowiska, zaś Doc skinął na ochroniarza, który wyjąwszy telefon coś doń powiedział. Po czym cała trójka udała się przed siebie. Doc wskazał kierunek, zaś kilka metrów za nimi ruszył ochroniarz.
...
Przez trzy dni życie w ośrodku toczyło się bez zaburzeń. Nowe obiekty były już po badaniach i weszły w fazę terapeutyczną. Tylko mieszkaniec pokoju numer jeden narzekał na zbyt małe działki heroiny, ale gdy Sue pokazała mu podgląd do "eski" od razu się uspokoił. Doc spędzał dużo czasu w pomieszczeniu "no entry", do którego wstęp miał tylko on. Oraz pan Hagen, rzecz jasna. Tam było główne laboratorium, gdzie odbywała się produkcja leku. Oprócz swoich zajęć Doc miał jeszcze dodatkowe. Na wyspie oprócz niego pracował lekarz zakładowy, zajmował się zdrowiem ludzi mieszkających i pracujących na wyspie. Niestety zatruł się czymś pokarmowo, być może nieświeżymi owocami morza, więc Doc musiał go na parę dni zastąpić dyżurując w ambulatorium dla miejscowych. Traf chciał, że pierwszą pacjentką była dziewczyna, która zgłosiła się doń aby usunąć ciążę. Co prawda Doc był dość wszechstronnym fachowcem, ale na ginekologii nie znał się wcale. Znikąd pomocy, gdyż chory lekarz nie odbierał telefonu. Problem rozwiązała Sue, która gdy tylko przyszła do ambulatorium znalazła w apteczce odpowiedni specyfik, który załatwił sprawę. Zaś Doc doszedł do wniosku, że trafił mu się istny skarb. Gdy uradowana pacjentka opuściła gabinet Sue rozsiadła się na krześle:
- To powiesz mi wreszcie?
- Niby co?
- Jak działa ten cholerny lek?
- Jak to jak? Wywołuje poronienie, jak mi się zdaje. To nie wiesz, co dałaś przed chwilą tej dziewczynie?
- Nie ten lek, tylko ten nasz, co wiesz...
- Jesteś bardzo mądra dupeczka, ale nie jestem pewien, czy masz aż taką wiedzę z zakresu mikrobiologii, aby to pojąć.
- Ja nie chcę tu żadnego wykładu. Wytłumacz mi tylko w kilku zdaniach, jak prostej lasce ze wsi, więcej nic nie chcę.
- Tak najprościej, to jest po prostu wirus. Wirus, który bardzo nie lubi innych wirusów. Tępi każdego, którego napotka.
- Czy to znaczy, że te nasze wyleczone obiekty są wolne nie tylko od HIV, ale od wszystkich innych wirusów?
- Teoretycznie tak właśnie powinno być, ale mimo znakomitego wyposażenia nie mam tutaj możliwości sprawdzenia wszystkich wirusów świata. Ale na przykład herpes u obiektów skasowaliśmy. To taki wirus, który ma całe mnóstwo ludzi. Przeważnie nic nie jest od tego, tylko czasem komuś zimno wyskakuje na ustach, gdy się za bardzo namnoży. Tu mogę tylko sprawdzić wiremię kilku gatunków, co zresztą zrobiłem. Za kilka dni sprawdzę HCV u tego ćpunka spod jedynki.
- I co dalej z tym naszym wirusem?
- Gdy spotka drugiego, oba giną.
- No dobrze, ale czy on sam czegoś tam nie narozrabia w ludzkim organizmie przy okazji? Czy jest groźny dla człowieka?
- Jest groźny jak jasna cholera. Po zakażeniu mnoży się wręcz błyskawicznie, zaś nosiciel ginie w ciągu dwóch, trzech dni. Ale ja go tej zdolności pozbawiam, ta postać, którą podajemy obiektom jest dla nich nieszkodliwa. Technicznie to wygląda tak, że...
- Technicznie to już mi wystarczy. A teraz to chyba już koniec twojego dyżuru tutaj? Zamykaj drzwi i ściągaj portki. Twoja siostra oddziałowa chce cukierka. Należy mi się jakaś nagroda za pomoc, gdy ujawniłeś porażający brak kompetencji w temacie ratowania pacjentki z kłopotu.
Po upływie pół godziny oboje byli już w ośrodku. Sue poszła do dyżurki, aby rzucić okiem na monitoring pokojów, zaś Doc udał się do Labu. Nie zdążył jednak wyjąć kluczy, gdy zadzwonił telefon. To była Sue ze stanowczym wezwaniem:
- Chodź szybko tu do mnie na górę!
Po chwili był już w dyżurce.
- Doc, spójrz tutaj.
Sue pokazała na ekran monitora numer trzy.
- Co ta dziewczyna tam robi?
- To ty nie wiesz, co się robi wibratorem?
- Wiem, co to jest, sama mi zresztą pokazywała. Czasem do niej zaglądam na takie babskie pogaduchy. Ale to nie jest taka sobie zabawa wibratorem.
- No co? Coś się zepsuło i majsterkuje.
- Nie, nie, nie. Coś tu jest nie tak. Dzwonię po salową, po tą wielką i idziemy z wizytą do naszej majsterkowiczki.
Po kilku minutach Sue, Doc i salowa weszli do pokoju numer trzy. Kobieta siedząca na łóżku była wyraźnie spłoszona. Szybko zakryła coś kołdrą. Sue udając, że tego nie widzi zapytała:
- Amando, czy możesz mi pokazać swój wibrator?
- Właśnie go reperuję, bo coś...
- Ja ci pomogę. Śmiało, co tam masz?
Potężna salowa podeszła do siedzącej kobiety, chwyciła ją za ramiona i bez cienia wysiłku przeniosła na pobliskie krzesło. Sue usiadła na łóżku i odkryła kołdrę. Po kolei brała do ręki leżące drobiazgi i układała na stoliku. Doc podszedł bliżej nie ukrywając zdumienia połączonego z zaskoczeniem:
- Toż to istny niezbędnik Jamesa Bonda.
- Wszystko w tej niewinnej babskiej zabawce.
- Fascynujące. No co? Do "eski".
- Amy, rozbieraj się. Ściągaj wszystko.
- Ale...
Amanda spojrzała na Doca. Sue wzruszyła ramionami.
- To przecież lekarz. Żadna goła dupa mu nie straszna. Poza tym nie masz żadnych zdolności negocjacyjnych.
Po kilku minutach z pokoju wyszedł Doc, a tuż za nim naga Amy trzymana za ramię przez salową w stalowym uścisku jej wielkiej dłoni. Sue została na miejscu mówiąc do siebie:
- A ja sobie tu trochę poszperam.
Cała trójka zeszła do Labu, a jako że pierwsza "eska" była już zajęta, weszli do drugiej. Amanda posłusznie położyła się na stole, zaś salowa unieruchomiła ją starannie pasami. Nie padło ani jedno słowo. Leżąca kobieta wydawała się być w stanie letargu. Gdy salowa wyszła, Doc dotknął palcem piersi Amandy, zakręcił na niej kółeczko i westchnął:
- Takie piękne ciało rybki zjedzą.
Po czym wychodząc z "eski" dodał:
- Ale i tak cię najpierw wyleczymy.
...
Następnego dnia pan Hagen, który wrócił na wyspę tuż nad ranem, przyglądał się przedmiotom ułożonym na biurku. Doc stał nieopodal w gabinecie czekając na pytania i dyspozycje.
- Nic nie powiedziała?
- Milczy jak zaklęta od wczoraj.
- Nieźle wyszkolona. Hans raczej nic z niej nie wyciągnie swoimi rzeźnickimi metodami. Zrobimy więc tak, że podasz jej jutro jakieś psychocośtam, może się rozgada. Przyślę kogoś, kto będzie przy niej siedział i nagrywał wszystko, co wybełkocze. Reszta sprawy już cię nie interesuje. Ty dalej robisz swoje. Jak wiremia tego pierwszego, tego złodziejaszka?
- Spada, ale jeszcze nie jest czysty.
- Ja będzie zdrów to od razu zawiadomisz ochronę, żeby opróżnili pomieszczenie. Mnie już on nie obchodzi. A jak się ma nasz VIP?
- Pan Five dziś dostał pierwszą porcję leku.
- Five?
- Takie tymczasowe nazwisko, dla wygody.
- Jak się w ogóle sprawuje ten pan Five?
- Wzorowy pacjent.
- Może dziś do niego zajrzę.
Pan Hagen wrócił do oglądania rzeczy na biurku...
...
- Doc, to się w ogóle kupy nie trzyma. Laska zaraża się HIV-em po to, żeby dostać się tu na wyspę? Poza tym nikt nie wie o tych wszystkich naszych badaniach. Nic nie rozumiem.
- To nie tak. Nie o badania tu chodzi Sue. Celem jest sam Hagen, to ma jakiś związek z jego innymi interesami. Amy jest killerką, która lubi się ostro bzykać, dorabia sobie jako call girl, więc trafił się jej wypadek przy pracy. Ludzie Hagena szukali obiektów trafionych HIV-em, więc ktoś wykorzystał okazję i podsunął im dziewczynę. To była jej misja samobójcza. Tak to widzę.
- Strasznie to jakieś naciągane.
- Chodźmy do "eski", coś zobaczysz.
Gdy weszli do pomieszczenia dziewczyna leżała nieruchomo. Doc włożył rękawiczki, po czym odchylił jej ramię. Sue ujrzała niewielki tatuaż pod pachą Amandy.
- Co to...
- Cicho. Idziemy.
Gdy wyszli na korytarz Sue zapytała:
- Co oznaczał ten jej wzorek?
- Zbyt dużo nie wiem, ale to są jacyś pieprzeni terroryści.
- Islam?
- Nazi islam, coś w tym guście.
- Niezłe gówno.
- Nasz szefuńcio to nader tajemniczy człowiek.
- Mówiłeś mu o tej swojej teorii?
- Nie chciał ze mną gadać o tym. Ale był w Labie, oglądał Amy, więc pewnie wie więcej ode mnie. Jutro mam jej zapodać coś na rozwiązanie języka, ale to będzie tak raczej pro forma. Za wiele nowego nie wniesie. Dobra Sue, koniec tych pogaduch, idziemy spać. Jutro mamy sporo roboty.
Doc klepnął dziewczynę w pupę i oboje wyszli z Labu.
...
Wieczorny dyżur Maksa polegał na patrolowaniu odcinka wybrzeża. Ochroniarz przechadzał się po wyznaczonej okolicy omiatając snopem światła latarki pobliskie skały. Nie był sam, towarzyszył mu pies, którego spuścił ze smyczy pozwalając mu swobodnie buszować. Gdy stracił go z pola widzenia sięgnął po gwizdek zawieszony na szyi aby go przywołać. Jego dźwięk był prawie niesłyszalny dla ludzkich uszu, ale nie dla nich był przeznaczony. Maks dmuchnął weń raz, potem drugi. Pies się nie pojawił.
TO BE CONTINUED...
- Jak się w ogóle sprawuje ten pan Five?
- Wzorowy pacjent.
- Może dziś do niego zajrzę.
Pan Hagen wrócił do oglądania rzeczy na biurku...
...
- Doc, to się w ogóle kupy nie trzyma. Laska zaraża się HIV-em po to, żeby dostać się tu na wyspę? Poza tym nikt nie wie o tych wszystkich naszych badaniach. Nic nie rozumiem.
- To nie tak. Nie o badania tu chodzi Sue. Celem jest sam Hagen, to ma jakiś związek z jego innymi interesami. Amy jest killerką, która lubi się ostro bzykać, dorabia sobie jako call girl, więc trafił się jej wypadek przy pracy. Ludzie Hagena szukali obiektów trafionych HIV-em, więc ktoś wykorzystał okazję i podsunął im dziewczynę. To była jej misja samobójcza. Tak to widzę.
- Strasznie to jakieś naciągane.
- Chodźmy do "eski", coś zobaczysz.
Gdy weszli do pomieszczenia dziewczyna leżała nieruchomo. Doc włożył rękawiczki, po czym odchylił jej ramię. Sue ujrzała niewielki tatuaż pod pachą Amandy.
- Co to...
- Cicho. Idziemy.
Gdy wyszli na korytarz Sue zapytała:
- Co oznaczał ten jej wzorek?
- Zbyt dużo nie wiem, ale to są jacyś pieprzeni terroryści.
- Islam?
- Nazi islam, coś w tym guście.
- Niezłe gówno.
- Nasz szefuńcio to nader tajemniczy człowiek.
- Mówiłeś mu o tej swojej teorii?
- Nie chciał ze mną gadać o tym. Ale był w Labie, oglądał Amy, więc pewnie wie więcej ode mnie. Jutro mam jej zapodać coś na rozwiązanie języka, ale to będzie tak raczej pro forma. Za wiele nowego nie wniesie. Dobra Sue, koniec tych pogaduch, idziemy spać. Jutro mamy sporo roboty.
Doc klepnął dziewczynę w pupę i oboje wyszli z Labu.
...
Wieczorny dyżur Maksa polegał na patrolowaniu odcinka wybrzeża. Ochroniarz przechadzał się po wyznaczonej okolicy omiatając snopem światła latarki pobliskie skały. Nie był sam, towarzyszył mu pies, którego spuścił ze smyczy pozwalając mu swobodnie buszować. Gdy stracił go z pola widzenia sięgnął po gwizdek zawieszony na szyi aby go przywołać. Jego dźwięk był prawie niesłyszalny dla ludzkich uszu, ale nie dla nich był przeznaczony. Maks dmuchnął weń raz, potem drugi. Pies się nie pojawił.
TO BE CONTINUED...
Ciekawiej, coraz ciekawiej! Chcę więcej!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńAle skąd wibrator, przecież chyba była przeszukana?
OdpowiedzUsuńwidać niechlujnie przeszukana, wibrator pozwolono jej mieć, w końcu to nie telefon, tylko niewinna zabawka, ale nie przyjrzano mu się zbyt dokładnie, ktoś spojrzał, uśmiechnął się i machnął ręką... i zapewne oberwie za ten błąd...
Usuńtak to sobie można zwizualizować :)
Jestem czasem proszony o przeczytanie różnych tekstów - z prośbą żebym się przypieprzył do czego tylko można. Nie ze złośliwości, po prostu dla autorów takie uwagi są cenne. Myślę że chwalących będzie przewaga - więc ja się przypieprzę.
OdpowiedzUsuńOtóż od jakiegoś czasu mam wrażenie, że dialogi w różnych tekstach wygłasza jedna i ta sama - charakterystyczna osoba. Taki sam nieco cwaniacki ton, podobny poziom głupiomądrych żarcików, odzywek itd. Wokół tego są skupione dialogi osób drugoplanowych które z kolei charakteryzuje taki sam niemal poziom oficjalności...
ależ okay, przypieprzaj się, takie przypieprzanie jest cenne... to nie jest odbicie piłeczki, ale zauważ, że większość dialogów toczy ze sobą ta sama para ludzi, którzy mają już wypracowany jakiś swój styl komunikacji each other... natomiast przyznam, że niezbyt równo mi wychodzi postać szefa wszystkich szefów... trochę inaczej go planowałem, a on wymyka mi się nieco spod kontroli...
UsuńNie nie - chodzi mi o to że w większości Twoich tekstów pojawiają się osoby, które podobnie się wyrażają. Tutaj owszem jest doc i jego flama, ale jedno i drugie czasem prowadzi taki stylistyczny monolog.
UsuńCzytam:)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńToż to robi się horror;" - Takie piękne ciało rybki zjedzą."
OdpowiedzUsuńna tym kończę czytanie zanim .... będzie jeszcze straszniej.
nie wiem, co dokładnie będzie w następnych odcinkach, ale jedno Ci obiecuję: nie będzie opisów zjadania żadnych pięknych ciał przez rybki :)
UsuńCiągle z opóżnieniem, ale czytam...
OdpowiedzUsuńnie ma co się spieszyć, następny odcinek jakoś tak po niedzieli, ale kiedy dokładnie, tego nie wiem...
Usuń