- Co tam się dzieje?
- Nic doktorku. Mamy siatkarkę w drużynie.
- Jak skończy to ją wypuść, ma być tu rano o szóstej. Ty jeszcze zajrzyj do mieszkalnej, do obiektów, ja tu jeszcze chwilę zostanę.
- A co jest?
- Maks zaraz przyjdzie. Coś mu obiecałem.
Gdy obie kobiety wyszły z Labu ochroniarz faktycznie się zjawił. Doc wręczył mu małą torebkę z białym proszkiem, a gdy ten sobie już poszedł, zgasił światła, po czym starannie zamknął centralne pomieszczenie swojego królestwa.
...
Wydarzenia poprzedniego wieczoru skróciły "wolne do południa", ale Doc zbytnio się tym nie przejmował. Tak, czy owak i tak by się pojawił w Labie jako pierwszy. Po prostu lubił swoją pracę, więc zawsze sobie znajdywał coś do zrobienia, nawet gdy nie musiał. Punkt szósta przyszła "siatkarka", zaraz zaś po niej pojawiła się Sue. Szybko pobrała krew mieszkańcowi "eski", po czym poszła do części mieszkalnej, aby to samo wykonać pozostałym obiektom. Potem działo się niewiele, dopiero około ósmej pojawił się catering dla owych obiektów. Doc zaś poszedł do pana Hagena.
- Za godzinę odlatuję. Na wyspie teraz rządzi Bragin, ale to jest bez znaczenia. Ty robisz swoje, do niego masz tylko sprawy awaryjne.
Doc nie przepadał zbytnio za Braginem, ale to faktycznie nie miało znaczenia. Mieli osobne zajęcia, ich ścieżki prawie wcale się nie krzyżowały na wyspie.
- Gdy wrócę za trzy dni, a wyniki obiektów numer dwa i cztery się nie zmienią, wypisujemy ich i wracają do domu.
- Obiekt numer dwa raczej chyba nie ma domu?
Faktycznie, ów człowiek był bezdomnym narkomanem zgarniętym właściwie z ulicy. Ludzie pana Hagena zabrali go sprzed ośrodka, gdy odebrał stamtąd swój przydział metadonu. Jako nosiciel HIV znakomicie spełniał kryteria obiektu badań.
- Wróci tam, skąd przybył ze stosownym honorarium.
- Będzie pierwszy.
- Tak, to pierwszy nasz obiekt, który przeżył twoje eksperymenty oraz pierwszy nasz sukces. Przecież o to nam właśnie chodziło. Jego poprzednicy nie zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach dla naszej zabawy.
- No, ale kwestia dyskrecji...
- To chyba nie twój problem?
Te słowa zamknęły temat, więc Doc przeszedł do drugiego:
- Obiekt numer cztery chce tu zostać.
- Wiem o tym. Nie jest ćpunem, ma pewne kwalifikacje fachowe, zaś tu wczoraj zwolnił się nam jeden etat. Ale decyzję podejmę dopiero po powrocie.
Obiekt numer cztery był ochotnikiem, trafił do ludzi pana Hagena, gdy prowadzili dyskretną rekrutację kandydatów do badań.
- Tu masz papiery nowych obiektów, które przybędą wieczorem. Przejrzysz je już u siebie, teraz jedynie tylko drobna uwaga na temat tego tu. Powiedzmy, że jest to obiekt specjalnej troski. Ma tu mieć pewne wygody, ale rzecz jasna bez żadnego szwendania się po wyspie. Otrzymał już instrukcje jak się tu zachowywać, ale gdy mimo to będzie jakiś problem, to dzwonisz na krótko do mnie. Pytania? Nie słyszę.
Już po pół godzinie Doc studiował w Labie papiery otrzymane od pana Hagena. Nie robił tego sam, na kolanie siedziała mu Sue.
- Nie wierć się tak. I w ogóle to dopnij się, teraz pracujemy.
- Kto to jest ten tu?
- Nie wiem kochanie. Albo to jakiś krewny lub znajomy szefuńcia, albo komercyjny. Taki, co nieźle płaci za wyleczenie.
- Wyniki ma dobre, nie licząc tego HIV-a. Czy to nie za wcześnie na takich klientów? Mamy dopiero trzy wyleczone przypadki.
- Niech cię cipa o to nie boli. To nie nasza sprawa. Jest robota, to trzeba ją zrobić. I koniec dyskusji na ten temat.
- Dyskusja to będzie, jak to jakiś ważniak i zacznie mnie za tyłek łapać. Byłam na stażu w takiej klinice dla VIP-ów, to wiem.
- Nie marudź już. Czytamy dalej.
- Numer jeden. Czynny ćpun heroinowy, HIV i HCV do kompletu.
- Znakomicie. Niby leki na HCV są na świecie, pięknie się to leczy, ale nieźle będzie ten nasz przetestować na innym wirusie.
- No właśnie. Miałeś mi opowiedzieć...
- Nie teraz. Numer trzy. Ładna kobieta, nie powiem.
- Nic nie biorąca. Tak tu piszą.
- Być może "ładna - ładna" z wyższej półki. Takie przeważnie dbają o formę. Nie licząc wypadków przy pracy, takich jak HiV.
Jako że numery obiektów były numerami zajmowanych pokojów, "ważniakowi" Doc przydzielił numer pięć. Po czym zaczął rozpinać Sue te guziki, które sama tak niedawno zapinała.
- Zróbmy sobie drobną przerwę.
...
Reszta dnia w ośrodku upłynęła na różnych rutynowych zajęciach. Co prawda przygotowaniem pokojów mieszkalnych zajmował się ktoś inny, lecz Doc miał obowiązek zlustrować wszystko na sam koniec. Ośrodek na wyspie nie był zbyt luksusową kliniką, ale obiekty nie mogły zbytnio narzekać na niewygodę. Każdy pokój miał standard dość niezłej klasy hotelu, zaś pewne ograniczenia poruszania się gości częściowo rekompensował ogrodzony ogród wyposażony niczym skromny osiedlowy fitness club. Obiekty miały wyznaczane swoje pory na wstęp doń, każde osobno ze względu na wymogi izolacji.
- Nic doktorku. Mamy siatkarkę w drużynie.
- Jak skończy to ją wypuść, ma być tu rano o szóstej. Ty jeszcze zajrzyj do mieszkalnej, do obiektów, ja tu jeszcze chwilę zostanę.
- A co jest?
- Maks zaraz przyjdzie. Coś mu obiecałem.
Gdy obie kobiety wyszły z Labu ochroniarz faktycznie się zjawił. Doc wręczył mu małą torebkę z białym proszkiem, a gdy ten sobie już poszedł, zgasił światła, po czym starannie zamknął centralne pomieszczenie swojego królestwa.
...
Wydarzenia poprzedniego wieczoru skróciły "wolne do południa", ale Doc zbytnio się tym nie przejmował. Tak, czy owak i tak by się pojawił w Labie jako pierwszy. Po prostu lubił swoją pracę, więc zawsze sobie znajdywał coś do zrobienia, nawet gdy nie musiał. Punkt szósta przyszła "siatkarka", zaraz zaś po niej pojawiła się Sue. Szybko pobrała krew mieszkańcowi "eski", po czym poszła do części mieszkalnej, aby to samo wykonać pozostałym obiektom. Potem działo się niewiele, dopiero około ósmej pojawił się catering dla owych obiektów. Doc zaś poszedł do pana Hagena.
- Za godzinę odlatuję. Na wyspie teraz rządzi Bragin, ale to jest bez znaczenia. Ty robisz swoje, do niego masz tylko sprawy awaryjne.
Doc nie przepadał zbytnio za Braginem, ale to faktycznie nie miało znaczenia. Mieli osobne zajęcia, ich ścieżki prawie wcale się nie krzyżowały na wyspie.
- Gdy wrócę za trzy dni, a wyniki obiektów numer dwa i cztery się nie zmienią, wypisujemy ich i wracają do domu.
- Obiekt numer dwa raczej chyba nie ma domu?
Faktycznie, ów człowiek był bezdomnym narkomanem zgarniętym właściwie z ulicy. Ludzie pana Hagena zabrali go sprzed ośrodka, gdy odebrał stamtąd swój przydział metadonu. Jako nosiciel HIV znakomicie spełniał kryteria obiektu badań.
- Wróci tam, skąd przybył ze stosownym honorarium.
- Będzie pierwszy.
- Tak, to pierwszy nasz obiekt, który przeżył twoje eksperymenty oraz pierwszy nasz sukces. Przecież o to nam właśnie chodziło. Jego poprzednicy nie zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach dla naszej zabawy.
- No, ale kwestia dyskrecji...
- To chyba nie twój problem?
Te słowa zamknęły temat, więc Doc przeszedł do drugiego:
- Obiekt numer cztery chce tu zostać.
- Wiem o tym. Nie jest ćpunem, ma pewne kwalifikacje fachowe, zaś tu wczoraj zwolnił się nam jeden etat. Ale decyzję podejmę dopiero po powrocie.
Obiekt numer cztery był ochotnikiem, trafił do ludzi pana Hagena, gdy prowadzili dyskretną rekrutację kandydatów do badań.
- Tu masz papiery nowych obiektów, które przybędą wieczorem. Przejrzysz je już u siebie, teraz jedynie tylko drobna uwaga na temat tego tu. Powiedzmy, że jest to obiekt specjalnej troski. Ma tu mieć pewne wygody, ale rzecz jasna bez żadnego szwendania się po wyspie. Otrzymał już instrukcje jak się tu zachowywać, ale gdy mimo to będzie jakiś problem, to dzwonisz na krótko do mnie. Pytania? Nie słyszę.
Już po pół godzinie Doc studiował w Labie papiery otrzymane od pana Hagena. Nie robił tego sam, na kolanie siedziała mu Sue.
- Nie wierć się tak. I w ogóle to dopnij się, teraz pracujemy.
- Kto to jest ten tu?
- Nie wiem kochanie. Albo to jakiś krewny lub znajomy szefuńcia, albo komercyjny. Taki, co nieźle płaci za wyleczenie.
- Wyniki ma dobre, nie licząc tego HIV-a. Czy to nie za wcześnie na takich klientów? Mamy dopiero trzy wyleczone przypadki.
- Niech cię cipa o to nie boli. To nie nasza sprawa. Jest robota, to trzeba ją zrobić. I koniec dyskusji na ten temat.
- Dyskusja to będzie, jak to jakiś ważniak i zacznie mnie za tyłek łapać. Byłam na stażu w takiej klinice dla VIP-ów, to wiem.
- Nie marudź już. Czytamy dalej.
- Numer jeden. Czynny ćpun heroinowy, HIV i HCV do kompletu.
- Znakomicie. Niby leki na HCV są na świecie, pięknie się to leczy, ale nieźle będzie ten nasz przetestować na innym wirusie.
- No właśnie. Miałeś mi opowiedzieć...
- Nie teraz. Numer trzy. Ładna kobieta, nie powiem.
- Nic nie biorąca. Tak tu piszą.
- Być może "ładna - ładna" z wyższej półki. Takie przeważnie dbają o formę. Nie licząc wypadków przy pracy, takich jak HiV.
Jako że numery obiektów były numerami zajmowanych pokojów, "ważniakowi" Doc przydzielił numer pięć. Po czym zaczął rozpinać Sue te guziki, które sama tak niedawno zapinała.
- Zróbmy sobie drobną przerwę.
...
Reszta dnia w ośrodku upłynęła na różnych rutynowych zajęciach. Co prawda przygotowaniem pokojów mieszkalnych zajmował się ktoś inny, lecz Doc miał obowiązek zlustrować wszystko na sam koniec. Ośrodek na wyspie nie był zbyt luksusową kliniką, ale obiekty nie mogły zbytnio narzekać na niewygodę. Każdy pokój miał standard dość niezłej klasy hotelu, zaś pewne ograniczenia poruszania się gości częściowo rekompensował ogrodzony ogród wyposażony niczym skromny osiedlowy fitness club. Obiekty miały wyznaczane swoje pory na wstęp doń, każde osobno ze względu na wymogi izolacji.
Za to ciekawym wydarzeniem było przybycie w porze obiadowej zmienniczki "siatkarki". Gdy Sue spojrzała na jej posturę, uznała za stosowne zawołać Doca. Ten zaś zatrzymał kobietę przed drzwiami do "eski" mówiąc:
- Nie zapomnij tylko, że pan Hagen bardzo wyraźnie polecił, aby ten człowiek pozostał żywy jeszcze przez tydzień.
Wieczorem do nabrzeża wyspy przybił niewielki kuter. Po trapie zeszła niewysoka, gustownie ubrana kobieta i skulony, nieco zaniedbany mężczyzna w prochowcu. Pod czujnym okiem ochrony ruszyli do ośrodka. Na spotkanie wyszła im Sue. Bez słowa coś podpisała na podsuniętym jej tablecie, ochrona odeszła, zaś cała pozostała trójka weszła do środka i udała się do pomieszczenia mieszkalnego. Po kilku minutach Sue pojawiła się w Labie.
- Jedynka i trójka przyjęta.
- To teraz czekamy na "ważniaka".
Tuż po tych słowach zaryczał telefon Doca. Ten spojrzał nań tylko, po czym ruszył do wyjścia. Na odchodnym rzucił jedynie:
- Idę na lądowisko.
- To ja pójdę sobie oko poprawić. Gej, nie gej, namolny, czy nie, ale poważna pani oddziałowa na rubieży, otwarta na szeroki wachlarz zjawisk musi jakoś wyglądać.
To ostatnie zdanie Sue zamruczała już do siebie...
Tymczasem Doc dotarł do lądowiska, na którego to płycie osiadał nieduży śmigłowiec. Wysiadł z niego mężczyzna w średnim wieku ubrany w markowy dres trzymając w ręku spory neseser. Na płycie czekali nań Doc i ochroniarz trzymający się nieco dalej. Przybysz wyciągnął rękę do tego pierwszego ze słowami:
- Pan doktor, jak mniemam?
TO BE CONTINUED...
- Nie zapomnij tylko, że pan Hagen bardzo wyraźnie polecił, aby ten człowiek pozostał żywy jeszcze przez tydzień.
Wieczorem do nabrzeża wyspy przybił niewielki kuter. Po trapie zeszła niewysoka, gustownie ubrana kobieta i skulony, nieco zaniedbany mężczyzna w prochowcu. Pod czujnym okiem ochrony ruszyli do ośrodka. Na spotkanie wyszła im Sue. Bez słowa coś podpisała na podsuniętym jej tablecie, ochrona odeszła, zaś cała pozostała trójka weszła do środka i udała się do pomieszczenia mieszkalnego. Po kilku minutach Sue pojawiła się w Labie.
- Jedynka i trójka przyjęta.
- To teraz czekamy na "ważniaka".
Tuż po tych słowach zaryczał telefon Doca. Ten spojrzał nań tylko, po czym ruszył do wyjścia. Na odchodnym rzucił jedynie:
- Idę na lądowisko.
- To ja pójdę sobie oko poprawić. Gej, nie gej, namolny, czy nie, ale poważna pani oddziałowa na rubieży, otwarta na szeroki wachlarz zjawisk musi jakoś wyglądać.
To ostatnie zdanie Sue zamruczała już do siebie...
Tymczasem Doc dotarł do lądowiska, na którego to płycie osiadał nieduży śmigłowiec. Wysiadł z niego mężczyzna w średnim wieku ubrany w markowy dres trzymając w ręku spory neseser. Na płycie czekali nań Doc i ochroniarz trzymający się nieco dalej. Przybysz wyciągnął rękę do tego pierwszego ze słowami:
- Pan doktor, jak mniemam?
TO BE CONTINUED...
Tempo akcji jakby nieco spadło, czekam na kolejne opisy "brzydkich" zachowań.
OdpowiedzUsuńto prawda, że odcinek dość leniwy, więcej w nim opisów "okoliczności przyrody", niż konkretniejszych wydarzeń, a o FX-ach mowy nawet nie ma, ale to było konieczne, dla komfortu czytających, żeby nie tworzyć im zagadek typu "aleosochodzi?"...
UsuńOczekuję na cd.
Usuńi właśnie takim sposobem wielu ludzi tworzy sobie problemy, że czegoś oczekują :)
UsuńCiekawe, kim jest ów ważniak?
OdpowiedzUsuńCzekam cierpliwie...
nad postacią "ważniaka" dopiero zaczynam pracować, nie wiem jeszcze, czy przypisać jej jakąś istotniejszą rolę, czyli tylko epizodycznego przerywnika w co poniektórych momentach...
UsuńBadania eksperymentalne to musi ktoś sponsorować, o tym też będzie?
Usuńsugestia jest, że sponsoruje pan Hagen, właściciel wyspy... o jego różnych interesach raczej będzie jeszcze jakaś wzmianka... zaś w sferze domysłów jest, czy cały ten projekt to filantropia, hobby, czy biznes, być może wszystko na raz?... może coś jak Pablo Escobar, który oprócz prowadzenia biznesu produkcji i handlu kokainą dbał socjalnie o okolicznych ludzi zakładając np. szpitale, szkoły, etc za własne pieniądze?...
UsuńNo cóż> pieniążki kto ma tego stać na filantropie; na prowadzenie biznesu; i realizacji swojego hobby;
OdpowiedzUsuńa kto pieniążków nie ma, ten może sobie tylko poczytać o takich "specach" nawet jeśli tylko oni jawią się w czyjejś głowie;
bo życie to nie jest bajka a i tak w nim różne cuda się zdarzają :)
mnie zaciekawił ów "ważniak"- na ile będzie on ważny, sprytny i cwany?, aby ich wszystkich wyrolować :)
na razie mam dwa, a nawet trzy pomysły na postać ważniaka, ale w następnym odcinku jeszcze się to raczej nie wyjaśni...
UsuńEch, nie znoszę, gdy ludzi nazywa się obiektami.
OdpowiedzUsuńtak w ogóle "brzydkie" słowo, czy w tym konkretnym kontekście? :)
UsuńW stosunku do ludzi. Kojarzy mi się ze świnką doświadczalną albo celem dla sił specjalnych, w celu ochrony portfela jakiegoś wysoko postawionego sukinkota.
UsuńCiekawa jestem co będzie dalej. ;-)
OdpowiedzUsuńodcinek 4...
UsuńHistoria trzyma w napięciu muszę powiedzieć, uwielbiam takie pisane dialogiem! :)
OdpowiedzUsuńmnie też bardziej kręci kombinowanie dialogów, niż produkowanie opisów...
UsuńJak żyć w świecie, w którym działają podsłuchy, bez zgody zarażają i podają leki, by na koniec stać się pokarmem rybek.
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą część.
Serdeczności zasyłam