27 lipca 2024

MAGIA BOJOWA, KARIERA MALI I ŻNIWA ZA PASEM

Na parking nieopodal Pleciugi zajechały prawie równocześnie. Gdy Kaśka zsiadła z motocykla i opatrywała go zaklęciem ochronnym tuż obok pojawiło się auto Anity. Za kierownicą siedział Borek, ona zaś, zanim wysiadła coś mu jeszcze klarowała przez dłuższą chwilę. Wreszcie wóz odjechał, ale już bez Anity, ona za to wymieniała rytualne uściski i buziolki z Maczetą.
- No, to mamy trochę czasu. Delegowałam go po zakupy.
- Które znając facetów spieprzy?
- Niech by tylko spróbował. Odstawię mu wtedy...
- Tylko nie mów, że dupę.
- Nie obrażaj, dobre? Za kogo ty mnie masz? Porządna kobieta takich metod nie stosuje. Po pierwsze to jest niemoralne, po drugie idiotyczne. Czyste strzelanie we własne kolana. Po trzecie to jest pierwszy krok do rozwalenia związku lub zamiany na jakiś układ, którego związkiem już nie nazwę. Ja mu tylko odstawię piwo.
- Jak?
- Normalnie, po prostu bardzo, bardzo ładnie go poproszę, żeby dziś sobie odpuścił. No, ale chodźmy wreszcie, kawy mi się chce. Ta nasza firmowa nie umywa się do pleciugowej.
- Czekaj, coś ci pokażę.
Kaśka szybko się rozejrzała i rzuciła:
- Uderz mnie.
- Co?
- No wal, przypierdol mi. Tak sportowo, nie na poważnie.
- Ale ja nie umiem tak, jak ty.
- To bij jak umiesz.
Zanim jednak Anita wykonała polecenie Kaśki, tej już przed nią nie było. Za to poczuła, że coś ją trzyma za włosy i ciągnie do tyłu. Po chwili puściło, zaś za plecami usłyszała śmiech psiapsi:
- Mogłam teraz z tobą zrobić wszystko.
- Dobre. A mówiłaś kiedyś, że magia bojowa cię nie interesuje. Że wystarczy porządny kopniak. Czyż nie tak było?
- Wygumkuj to. Głupia jeszcze wtedy byłam. Idziemy.
Gdy szły w stronę kafejki Anita spytała:
- Sama to opracowałaś? Ten chwyt znaczy.
- Tak naprawdę, to znali to już starożytni Chińczycy przed naszą erą. Ja tylko odkryłam na nowo. Poza tym co to jest magia bojowa? To sztuczne pojęcie. Do walki można użyć większości zaklęć.
Gdy weszły do lokalu Kaśka perorowała dalej:
- Choćby takie uroki. Docelowo wiadomo do czego służą. Ale ja użyłam uroku tylko jeden raz do tej pory broniąc się przed kanarem. Wcale się nie chciałam z nim pieprzyć, tylko żeby dał mi spokój.
- Znam tą historię, opowiadałaś już kiedyś.
Gdy usiadały przy stoliku od raz pojawiła się kelnerka. Za to gdy już odeszła, Kaśka wyciągnęła telefon mówiąc:
- Dość o pierdołach. Wyskakuj z grata, pokaż co tam masz.
Anita posłusznie sięgnęła po swój aparat. I w tym momencie zaczęło się wzajemne oglądanie, tudzież komentowanie fotek. Jednak treść rozmowy podczas tego toczonej mogłaby być raczej zrozumiała tylko dla osoby jako tako oblatanej w temacie, więc narrator sobie to odpuści. Dla wyjaśnienia tylko wspomni, że był to dialog wytrawnych growerek Ziela, gdyż obie panie miały takie właśnie wspólne boczne hobby. Laicy myślą, że uprawa tegoż jest prosta: wsadzić nasionko do gleby, podlać, po czym postawić doniczkę na parapecie. To działa tylko na filmach kręconych przez ludzi nie mających pojęcia dla ludzi również nie mających pojęcia, jak to się naprawdę robi.
To szczebiotanie trwało długo, w końcu Anita skonkludowała:
- Czyli niedługo pierwsze zbiory.
- Na to wygląda. A wiesz, że przedłużyłam Mali umowę?
- Wiem, gadałam z nią wczoraj przez telefon, cała w skowronkach. Tylko to chyba raczej twój stryjek przedłużył tą umowę, nie ty?
- Formalnie tak. Ale realnie, to ja zdecydowałam. Strasznie się śmiał, gdy podsunęłam mu gotowy papier pod nos. Bo zamiast pracownik techniczny napisałam woźna.
- Fakt, trochę oldskulowe.
- Ale ileż w tym jest treści. Bo co to znaczy pracownik, czy też pracownica techniczna? Właściwie wszystko można pod to podciągnąć. Za to woźna to jest ktoś. Woźnej nikt nie podskoczy, za to cały klub mi chodzi teraz jak szwajcarski zegarek. A jak tak pójdzie dalej, to jej zmienię na intendentka, będzie jeszcze poważniej brzmiało.
- A ten poprzedni personel?
- Pani Zosia od tygodnia na emeryturze, za to pan Bolek się posypał nagle zdrowotnie, pewnie też już nie wróci. Teraz Mala robi wszystko. Ja niczego nie muszę pilnować, mogę się zająć swoją robotą i nie myśleć wcale o tym, że mi w kiblu jakiś kran przecieka, albo że jakaś szafka w szatni nie domyka. A jak już naprawdę nie ma nic do roboty, to idzie ćwiczyć. Ja jej godzin nie wyliczam, nie mam jak tego obserwować, bo mam tą swoją robotę, ale tak mi się widzi, że ona spędza w klubie więcej czasu ode mnie.
- No, to pięknie. Jutro się do niej wybieram, wreszcie na taką poważniejszą rozmowę. Akurat Borek ma swój piwny piątek z twoim chłopem, to będę miała sporo luzu.
- To jeszcze coś ci powiem w ramach czystych plotek. Niedawno wchodzę na główną salę, tam, gdzie jest siłka, pora największego ruchu i nagle pojawia się Mala. Jakąś żarówkę wymienić, czy cóś. Jak chłopaki zaczęli pakować, to tylko siwy dym ze sprzętu szedł, masakra. Za to dwie dziewczyny, takie, co to przychodzą bardziej gwiazdorzyć, niż ćwiczyć, poniekąd fajne dupy zresztą, strzeliły focha stulecia i ulotniły się do szatni.
- Już to sobie wizualizuję.
Obie przez chwilę się pośmiały, gdy Kaśka nagle spoważniała.
- Ty oczywiście wiesz, że nie jesteśmy tu same? NIe mówię wcale o jakichś tam paru randomowych kryptach, tylko...
- Wiem, znam ją. Ta na mojej trzeciej, po ścianą?
- No.
- To Hogata. Zawodowa. Kiedyś wpadała do mnie, jeszcze za czasów Pamali. Chyba się nawet trochę ze sobą kumplowały, są w podobnym wieku, ale potem przeszła na pełne zawodowstwo, a takie to raczej starają się nie zrzeszać. Ale co im szkodzi czasem zajrzeć do Pleciugi na kawę? Ja z nią nigdy żadnej zadry nie miałam. Jest w porządku.
Jakby na potwierdzenie Anita spojrzała w kierunku wspomnianej kobiety, po czym wychwyciwszy jej wzrok skinęła jej głową z uśmiechem, co spotkało się z podobną reakcją. Zaś niedługo potem zadzwonił telefon w jej torebce. 
- To pewnie Borek.
Wiedźma wyjęła aparat.
- No, co tam Słodziaczku?
- ...
- Aha. Szybko ci poszło.
- ...
- Rozumiem. Ja ciebie też. 
Chowając telefon spojrzała na Kaśkę.
- To co? Kończymy? Borek jest już na parkingu.
Maczeta skinęła na kelnerkę. Ale gdy czarownice uregulowały rachunek i już zbierały się do odejścia od stolika, podeszła do nich właśnie Hogata. Skinęła uprzejmie głową Kaśce, po czym zagaiła:
- Anitko, możesz na dwa słowa?
- Nie bardzo. Jak ważne i pilne?
- Powiedzmy, że średnio. Ale nie na telefon.
- Może być jutro tutaj? Tak po mojej pracy będę mieć jakąś godzinkę. Tylko zadzwoń do mnie proszę nieco wcześniej, dogramy zegarki. Może tak być?
- Może.
Na odchodnym Hogata zlustrowała Maczetę od dołu do góry.
- Fajną masz uczennicę.
- Już nie uczennicę. Jak mawia moja szwagierka to wiedźma pełną dupą. No, ale wszystkie się ciągle czegoś uczymy, tak?
Gdy wyszły na parking Kaśka spytała:
- Po czym ona poznała, że my...
- Pewnie po pieczęci mocy. Spałaś siostro, jak ci to kiedyś tłumaczyłam? Nie ma sprawy, czasem lubię przynudzić.
- A sensujesz, czego może chcieć?
- Pewnie jakiejś drobnej pomocy przy jakimś zleceniu. Mogę być spokojna, bo jak znam Hogatę, to w żadne brudne sprawy nie wchodzi.
- Rozumiem. A teraz jeszcze ci coś pokażę.
Kaśka spojrzała na boki i splunęła na pobliski trawnik, który przez chwilę zatlił się drobnym płomykiem, po czym zgasł. Anita roześmiała się i zrobiła dokładnie to samo.
- Kiedyś cię chciałam tego nauczyć, ale nie chciałaś.
- Ale poszłam po rozum do głowy, zaczęłam jednak najpierw sama i już po kilku próbach wyszło. To wcale nie było takie trudne. Tak sobie przy tym pomyślałam, że gdyby wszystkie kobiety to umiały, to...
- To statystyki gwałtów spadłyby na łeb na szyję.
Splunęły sobie jeszcze tak po dwa razy, tak dla sportu, osmalając punktowo nawierzchnię parkingu, gdy nagle padło:
- Hej, menelice, zachowujcie się! To miejsce publiczne!
Te zdania pochodziły już od Borka, który obserwował tą ostatnią scenę przez otwarte okno samochodu...

16 komentarzy:

  1. U mnie w szkole dla woźnej zawszy był większy szacunek, niż dla nauczycielki, czy nawet dla dyrektorki. Tamtym to można było na głowę wejść, bo wszystkie się rodziców bały. A jak się woźna wkurzyła, to potrafiła splunąć ogniem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, to prawda, u mnie w szkole "Ciotka" też miała wielki szacun, potrafiła opierdolić, potrafiła pomóc we wszystkim, a poza tym ostrzegała palaczy w szatni przed nalotem...
      i jeszcze warto wspomnieć pewnego woźnego, tym razem w teatrze, to był Pan Turecki, niby dla odmiany facet, ale też zajebisty :D

      Usuń
    2. A to ciekawe, bo w mojej szkole woźna też miała ksywkę "Ciotka", ej... może do tej samej szkoły chodziliśmy:):):):):):)

      Usuń
    3. chyba nie... to się raczej przyjęło w wielu szkołach, archetyp taki :) przynajmniej jak ja to pamiętam, choć nie wiem, jak to teraz wygląda...

      Usuń
    4. I ta nasza "ciotka' zachowywała się dokładnie tak samo, jak opisujesz swoją:):):) Waliła szmata po nogach, targała za włosy, ale broniła nas jak lwica.

      Usuń
    5. Ja jakoś woźnych nigdy nie lubiłam . Zawsze byli chamscy wobec tych uczniów, do których mogli sobie pozwolić na więcej bo wyczuli . To samo sklepowe starej daty …

      Usuń
  2. Splunęły, jak piłkarze na boisku? Fe!
    Oj, mocne nerwy, ja byłabym ciekawa, co tez Hogata kombinuje.
    Nie każdy facet robi złe zakupy, mój robi idealne i to bez kartki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. się dziewczyny rozdokazywały...
      co do Hogaty, to nie spojleruję...
      ja za to najlepsze zakupy robię właśnie sam, bez baby, która tylko się plącze po sklepie lub pod nogami i tyłek zawraca, LOL...

      Usuń
    2. No nieładnie ze swoją Laydy nie lubisz zakupów robić ...A kobiety najlepiej się znają na robieniu zakupów, bo zawsze dobrze i wnikliwie doradzą . ;-)

      Usuń
  3. Trochę do czytania jest.
    Może jutro.
    Bo dzisiaj zimna, deszczowa, późnojesienna pogoda działa usypiająco.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kaśka uczy się magii bojowej ? Może i dobrze , bo odstawi ta maczetę … A Mala została woźną ? Fajnie ,ze sobie radzi i ciekawe co dalej z tą jej edukacją … Woźni są różni ,ale zazwyczaj to chamy . Brak wykształcenia nadrabiają krzykiem i chcą być najważniejsze ,ale bywają fajne woźne …. Pierwszy teledysk mi się podobał drugi też ok .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no, nie wiem, prędzej Kaśka udoskonali magicznie tą maczetę, niż ją odstawi... kiedyś wymyślono "miecz-samosiecz", teraz będzie "maczeta-samoszlacheta" :)
      z tym chamstwem szkolnych woźnych to raczej stereotyp, choć specyfika pracy w tym miejscu powoduje, że czasem nawet dama musi huknąć na rozbrykane dzieciaki... a co do wykształcenia, to znałem kiedyś panienkę po studiach, też damę zresztą, która mimo tego została szkolną woźną i wcale nie narzekała na to zajęcie...
      co do edukacji Mali, to szybko się powinno wyjaśnić, a na razie szkoły nie edukują, w końcu są wakacje...

      Usuń
  5. Z tym, że odstawienie dupy jest złe się zgadzam, z tym, że magia bojowa jest przydatna się zgadzam, więc nie ma co komentować, jak nie ma się do czego przyczepić :) Mogę się przyczepić do woźnej. Fakt, że taka trzęsie szkołą/ czy tam inną miejscówą, ale woźna to nie może być młoda dziewczyna. Taka nie będzie mieć posłuchu. I młoda dziewczyna pewnie nie ma aspiracji, żeby być woźną, hym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znałem kiedyś osobiście pewną dość młodą szkolną woźną, choć faktycznie nie aż tak młodą, jak Mala...
      ale...
      fitness club to nie szkoła, zaś woźna w takim klubie raczej rzadko zajmuje się pilnowaniem porządku co do zachowań klientów i raczej nie ma takiej potrzeby, tylko głównie sprzątaniem i różnymi pracami technicznymi... za to jeśli już mowa o posłuchu, to Mala raczej ma posłuch, bo Kaśka ma posłuch jako jej protektorka, instruktorka/trenerka, fizjoterapeutka i faktyczna szefowa placówki, a do tego jako Kaśka, bo w sumie pół dzielnicy wie, że podskoczyć Kaśce jest wyjątkowo niemądrym pomysłem :)

      Usuń
  6. Zabawny jest ten pomysl z odstawieniem piwa :-) Ciekawa jestem czego chce Hogata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kwestia Hogaty wyjaśni się w następnym opowiadaniu...

      Usuń