13 marca 2024

Trochę o związkach, trochę o idiotyczności

Ludzie się dzielą na takich, z którymi da się rozmawiać i z którymi się nie da. Ostatnio zaistniała konieczność odpuścić sobie pewną Panią, bo po pewnym czasie blogowej znajomości okazało się jednak, że Ona rozmawiać nie umie. Jakiś defekt mentalny posiada, czy cóś. Zostawmy to jednak, zajmijmy się przypadkami pozytywnymi. Za taki postrzegamy blogerkę B.K./=TU=/, która nie wali brudnymi chwytami ad personam, nie wykręca naszych słów na odwyrtkę, nie wmawia nam, nie wciska, że powiedzieliśmy coś, czego nie powiedzieliśmy, zaś rozmowa z Nią potrafi sprawić przyjemność, mimo że niekoniecznie kaszlemy tak samo. Ostatnio naszło nas, tak trochę bocznie od głównego wątku Jej posta, na temat związków na odległość. Teza, którą uznaliśmy za stosowne nieco podważyć jest taka, iż takie związki są idiotyczne. Jakoś trudno nam to zaaprobować, jako że istnieje sporo takich związków, które są bardzo sensowne. Za to równie sporo związków, czy raczej układów razem mieszkających bywa kompletnymi idiotyzmami. Nie wspólna chata tworzy związek. Mieszkać razem i być ze sobą niekoniecznie oznacza to samo, te rzeczy potrafią się nieraz mocno różnić.
Zacznijmy od definicji związku na odległość. To jest wtedy, gdy taka para nie mieszka ze sobą, nie dzieli wspólnego lokum na stałe, a jedynie okresowo, na czas, kiedy ze sobą przebywają. To tyle, nic poza tym. Za to otwarta jest kwestia tej odległości. Tu bywa naprawdę różnie. Od sąsiednich domów do niesąsiednich miast, czy nawet kontynentów. Przy czym czasy obecne są takie, że tej odległości wcale nie mierzymy metrami, tylko upierdliwością doprowadzenia do takiej sytuacji, aby do poprzebywania ze sobą doszło. Im bardziej jest to upierdliwe, tym szybciej taki związek się rozwala. Sytuacja jest na ogół wtedy jasna.
Za to bardzo niejasna bywa nieraz przy wspólnym mieszkaniu. Taka para, gdy przestaje być ze sobą często nadal jeszcze ze sobą mieszka, bardzo często udając, że ich związek istnieje, mimo, że już go wcale nie ma. To są nieraz bardzo zawikłane sprawy, gdyż jako że komunikację, bazę związku, dawno już szlag trafił, to ci ludzie mają niedogadane, jak to w ogóle z nimi jest. Aczkolwiek nie zawsze tak jest, bo czasem obie strony dobrze wiedzą, co jest grane, czy raczej co jest nie grane.
Przejdźmy teraz do kwestii tej idiotyczności jednego, czy drugiego rodzaju związku. Otóż idiotyczność nie jest cechą naukową, zaś kompetencje do określenia, czy dany związek jest idiotyczny, czy nie, mają tylko te dwie osoby, które dany układ tworzą. Obserwator zewnętrzny ma tu guzik do gadania, jego zdanie, jakie by nie było, po prostu się nie liczy. Więc dyskusja na temat, czy jakiś związek, jego rodzaj, czy też konkretny przypadek jest idiotyczny, czy nie, nie ma żadnego sensu. Wynika z niej tylko tyle, co ze wzajemnego opowiadania sobie kawałów.
Natomiast co można naukowego wycisnąć z tego tematu? Na przykład to, że związek na odległość nie jest dobrą opcją dla ludzi lękowych, którzy mają ambicję posiadania maksymalnej kontroli nad tą drugą osobą. Okresy, gdy nie przebywają razem będą im ubarwiać ataki paranoi, że partnerka, czy partner spędza czas nie tak, jak według nich powinna. Czyli na przykład mizia się z kimś trzecim na boku. Za to taki związek może być niezły dla indywidualistów, którzy chcą mieć trochę czasu dla siebie, żeby nikt im się nie wpieprzał, nawet ta druga, najbliższa osoba. To oczywiście można nieźle zorganizować mieszkając razem, ale wydaje się być jednak nieco trudniejsze. Związek na odległość nie jest też zbyt dobrym pomysłem dla par ludzi mających skrajnie wysokie libido, którzy nie potrafią kroczy od siebie odkleić. Ale jest druga strona tego medalu. Otóż według jakichś badań, gdy się mieszka razem, ten piękny sport po pewnym czasie zaczyna być nudny. Zaś jako, że jest kluczowym filarem związku, to gdy ten filar słabnie, to cała konstrukcja zaczyna się mniej lub bardziej chwiać. Taka sytuacja mniej grozi przy związku na odległość. Przy każdej okazji bycia razem mizianko jest głównym punktem programu. Mniejszą ilość kompensuje większa jakość. To zaś wzmacnia, cementuje wzajemną więź, co powoduje, że obie strony nadal chcą się tak bawić. Co prawda celem związków nie jest bynajmniej trwałość, ale to, żeby było fajnie, niemniej jednak ta trwałość jest pewnym miernikiem tego, czy jest fajnie, czy nie. Mowa jest rzecz jasna o trwałości bycia ze sobą, a nie mieszkania razem.
To może na razie tyle w temacie, choć pewnie można by więcej. Ale oddamy teraz piłkę Kawiarni, która zapewne również coś ciekawego opowie.
Aha, tekst posta zawiera lokowanie innego, też fajnego bloga.

52 komentarze:

  1. "Ludzie się dzielą na takich, z którymi da się rozmawiać i z którymi się nie da."
    Ogólnie rzecz biorąc ze mną się da rozmawiać.
    Bo ja jestem miła, uprzejma, często przyznaję dyskutantowi rację ,nie czepiam się nie drążę tematu.
    Anioł po prostu 😁
    Może nie wszystko się zgadza, ale to drobnostka.

    " Nie wspólna chata tworzy związek"
    Wspólna chata jest sprawdzianem dla związku.
    Tu jest się sobą.
    Na odległość można jednak grać kogo, kim się tak do końca nie jest

    "gdy się mieszka razem, ten piękny sport po pewnym czasie zaczyna być nudny"
    Tak dokładnie to nie wiem o jaki sport chodzi 🤨
    Ale nuda też ma swoje zalety.
    A poza tym ileż razy można szukać urozmaiceń i nowości.

    Skorpió
    się nawet dobrze słucha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przecież Ciebie nie odpuściłem, więc po co te, a raczej nie te nożyce się odzywają?... ale, że te właściwe się nie odezwą, to może nawet dobrze, że jakieś się odzywają?...
      okay, tylko zastanawiam się, czy w związku na pewno chodzi o to, aby go sprawdzać?... natomiast w "na odległość" faktycznie jest większy element ryzyka i wolniej wyłażą niektóre sprawy, ale jak już wspomniałem /cytuję/ "nie jest dobrą opcją dla ludzi lękowych"...
      Scorpio kojarzy się właśnie z "tym" sportem, to był kiedyś kawałek muzyczny, przy którym rwały się guziki bluzek, a majtki same spadały...

      Usuń
    2. Człowiek musi się nieraz sam pochwalić 😁
      Chociaż nijak się to ma do rzeczywistości

      Jeżeli związek ma być trwały to trzeba się sprawdzić.
      Spisać wady i zalety, i spróbować jakoś uzgodnić podstawę wspólnego życia.

      " nie jest dobrą opcją dla ludzi lękowych, którzy mają ambicję posiadania maksymalnej kontroli nad tą drugą osobą."
      Taka ambicja nie jest dobra dla związku.

      "majtki same spadały"
      Tak.
      Muszę sprawdzić tekst piosenki

      Usuń
    3. trwałość to tylko ewentualny skutek, a nie cel, przez mylenie tych pojęć istnieje właśnie mnóstwo idiotycznych związków... a sprawdza związek każda sytuacja, aranżowanie dodatkowych to dobry sposób na rozwalenie związku, który bez tego mógłby dalej świetnie funkcjonować... za to jest to niezła metoda nauczania, np. matematyki, kiedyś miałem takiego nauczyciela, który dotąd maglował każdego ucznia przy tablicy, aż ten się potknął i dostawał gałę do dziennika, dzięki temu wszyscy mieli piątki na koniec roku...
      ...
      w związkach SM /sado-maso/ kontrola na drugą osobą to podstawa... istnieją ludzie, którzy chcą być kontrolowani, nie ma sensu im tego zabraniać...
      ...
      czy w Polsce ktoś w ogóle rozumiał tekst tej piosenki?... przecież oni nie śpiewają po ludzku, LOL...

      Usuń
    4. Celem każdego związku powinna być trwałość.
      Ale niestety nieraz trzeba się rozstać.
      Bo nic gorszego niż związki w których zapanował chłód i obojętność.
      No i jak pojawi się zdrada.

      Oczywiście bywają też związki typu łóżkowego. One są krótkotrwałe.
      Ale nie wiem czy to można związkiem nazwać.

      " aż ten się potknął i dostawał gałę do dziennika"
      To drobnostka .
      U mnie matematyk lał przy tablicy.

      "w związkach SM /sado-maso/ "
      Nie o takie związki mi chodzi.

      Tekst piosenki jest dobry.
      Ale masz rację oni ni śpiewają po ludzku 😂

      Usuń
    5. " przecież oni nie śpiewają po ludzku, " No jak nie śpiewają po ludzku? Oni śpiewają bardzo po ludzku, choć rzeczywiście nie bardzo wiadomo o czym.
      I tylko te długie włosy .... Nie wiem dlaczego, ale takie długie włosy u mężczyzn kładą mi się cieniem na ich wizerunek. Bo poza tym to przecież takie fajne chłopaki są .... ;)

      A co do związków to nie wiem - każdy orze jak może i jak "umi". I jak mu los da. Ale też nie można wszystkiego sprowadzać do miziania, bo jak mi się wydaje cały wykład Gospodarza na tym się właśnie zasadza. Trochę prowokując, są też przecież piękne miłości platoniczne ....

      Usuń
    6. Dwadzieścia lat temu, może więcej,
      Każdego popołudnia przyjeżdżał mój pradziadek.

      Opowiadał mi różne historie, mówił o wielu cudach.
      Tak, mówił o wielu cudach, których być może sam dokonywał.

      Ref.
      Mój mały, tak mawiał mi mój pradziadek,
      Chodź ze mną, pozostaw zgiełk miasta.
      Chodź ze mną, opowiem ci o wielu innych cudach
      Chodźmy i stańmy się dwoma dobrymi przyjaciółmi.

      Powiedział, że wspaniale wyglądał, gdy jeździł na koniu.
      Kiedyś jeździł na koniu i kobiety były pod jego wrażeniem.

      Powiedział mi, że zakochał się w blond włosach
      A ta blondyneczka stała się moją prababką

      Ref.

      Czekałem, aż znów mnie zabierze, ale już nie przyszedł.
      Niestety już nie przyszedł, bo śmierć przyszła po niego

      "I tylko te długie włosy "
      Akurat długie włosy mi nie przeszkadzają

      "są też przecież piękne miłości platoniczne"
      Tak
      Tylko czy z tego może powstać związek?

      Usuń
    7. @Asenata...
      jeśli w związku jest fajnie, to trwałość tworzy się sama, jako logiczne następstwo, a jeśli przestaje być fajnie, to jest kłopot, co z tym robić, a jeśli nie da się naprawić, to ciągnięcie tego dalej na siłę, aby było "trwale" zakrawa na masochizm albo na wspomniany już idiotyzm...
      ...
      wspominasz o układach mądrze zwanych "fuckin' friends", faktycznie do dyskusji jest, czy to w ogóle nazywać związkiem, natomiast trudno się w tym dopatrzeć znamion idiotyczności, skoro obie strony dobrze się w tym czują...
      za to związki SM istnieją, bo nie każdy ma predyspozycje do bycia w związku partnerskim i jeśli taka para odpowiednio się dobierze, ktoś zaspokaja potrzebę kontrolowania, a ktoś zaspokaja potrzebę bycia kontrolowanym, to takie związki potrafią nawet fajnie funkcjonować...
      ...
      to było w liceum, gdzie przypadków przemocy nauczycieli wobec uczniów nie było, za to zdarzało się w podstawówce, ale jak pamiętam, to wobec mnie raczej jej nie stosowano, o to już zadbał mój ojciec, który wychowywał mnie po indiańsku, bez bicia, a po jakimś incydencie w szkole pofatygował się tam i ustawił sprawy do pionu, LOL...

      @Maria...
      toć przecież był żart z tym językiem, niemniej jednak jest to język jakby nieco barbarzyński, kiedyś nawet próbowałem się go uczyć, ale bardzo marnie mi to szło, więc przestałem... co do włosów się nie wypowiem, bo o gustach się nie dyskutuje :)
      mizianie jest kluczowe nawet w związkach ludzi o zerowym libido, to działa tak, że po prostu tego nie robią, jedyny kłopot polega tylko na tym, żeby taka para odpowiednio się dobrała pod tym kątem, bo inaczej taki związek albo rozleci się z hukiem, co jest akurat sensowną opcją, albo się z tego zrobi coś bardzo dziwnego, w porywach do idiotyczności właśnie... natomiast nigdzie nie powiedziałem, że związek ma polegać na samym mizianiu, proponuję, abyś nie próbowała mi tego wciskać...

      Usuń
    8. "jeśli w związku jest fajnie, to trwałość tworzy się sama, jako logiczne następstwo"
      Wszystko zależy w jaki związek wchodzimy.
      Ta trwałość moim zdaniem powinna być wpisana "w porozumienie koalicyjne"😉
      No chyba, że od początku para zakłada ,że związek ma być na czas bliżej określony, gdy jest miło, przyjemnie i bezproblemowo.
      Wtedy nie potrzebne jest to porozumienie.
      Jeżeli jednak parze marzą się dzieci, wnuki i prawnuki-punktem początkowym związku powinna być trwałość.
      Ale tak jak napisałam wcześniej każdy związek oparty nawet na początkowej trwałości
      Nie oznacza, że para nie powinna się rozstawać jeżeli są ku temu powody.

      Usuń
    9. "za to związki SM istnieją"
      Jeżeli ludziom to odpowiada to ja się nie wtrącam.
      Ale obojgu.
      Nie żeby jedna strona była w jakiś sposób zmuszana.

      Usuń
    10. Jeżeli jeszcze chodzi o związki.
      Należy odróżnić teorię i życia zwykłego.
      One się nigdy nie pokrywają

      Usuń
    11. być może istnieją związki "na (np.) rok, a potem zobaczymy", ale przeważająca większość jest na czas nieokreślony, raczej się nie przewiduje terminu jego zakończenia...
      najgorszą krzywdę, jaką mogą rodzice zrobić dziecku, to kontynuować, przedłużać swój związek, jeśli stał się już jedynie formalną fikcją, udawaniem, że on istnieje...

      Usuń
  2. Ostatnio stwierdzam, że chyba ze mną jest cos nie tak, albo wręcz przeciwnie, bo zaczynam odpuszczać niektóre blogi także.
    Nigdy nie tworzyłam związku na odległość , więc ekspertem nie jestem, ale zgadzam się, że nie wspólne zamieszkanie tworzy więzi i pasję, oczywiście forma powinna odpowiadać obu stronom. Znam kilka przypadków, gdzie para razem spędza czas, niekoniecznie razem mieszkają. Dość wspomnieć o związkach, gdzie mąż jest marynarzem czy kierowcą TIRa. Po długim przebywaniu w domu już go niesie z powrotem, a i rodzina nieco nim zmęczona.
    Ale znam i takie pary, które są szczęśliwe, mieszkając osobno, bo wolą zachować dla siebie tę przestrzeń minimalną. Nie nam oceniać, co jest bardziej normalne.
    Jedyne, co może szwankować to posiadanie dzieci, bo te wolą jednak rodziców blisko i zapotrzebowanie na uczucia każdego z rodziców bywa inne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. różne bywają przyczyny odpuszczania tych, czy innych blogów, czasem jest to prozaiczny niedobór czasu, ale jeśli dany bloger mi niczym nie podpadł, to dalej tam zaglądam, tylko po prostu rzadziej... za to bywają też przypadki, gdy ktoś bardzo fajnie tworzy, tylko po prostu gadać się z nim nie da... wtedy nadal zaglądam, odpuszczam sobie tylko komentowanie...
      ...
      faktycznie, pojawienie się dzieci trochę komplikuje sprawę i często powoduje, że związek na odległość przechodzi pewną transformację, bo wtedy wspólne lokum staje się dość istotne...

      Usuń
  3. Ostatnio gdzieś wyczytałam, że ludzie są ze sobą, ale mieszkają oddzielnie. Każdy ma swoją chatę... nie wiem, ale obecnie chyba to normalne.
    Skoro są tzw. Białe małżeństwa, ludzi będących razem, tworzących związek, ale nie współżyjących ze sobą to takie bycie ze sobą i życie w osobnych domach to pikuś.
    Strzelasz męskiego focha? To w związku z ową blogerką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kiedyś taki związek był czymś egzotycznym, a obecnie, przy dzisiejszych środkach komunikacji i możliwościach przemieszczania się może nie jest to norma, ale z pewnością równoprawna alternatywa...
      poziomy libido u ludzi bywają rozmaite, więc takie białe małżeństwa też się mogą zdarzać i nie są niczym dziwnym... tragiczne są tylko przypadki, gdy jedna strona ma większe to libido i łudzi się nadzieją, że tej drugiej, oziębłej coś się w końcu odmieni... co ciekawe, to nie jest tak, że ta oziębłą musi być kobieta, znałem przypadki odwrotne, gdy to faceta mizianie za bardzo nie interesowało, było mu wręcz zbędne...
      o fochu mowy nie ma, to nie w moim stylu, użyłem tylko tej sprawy tak dla kontrastu, żeby inną blogerkę pokazać w fajnym świetle...

      Usuń
  4. Tak sobie dumam... Przyszłam kiedyś w odwiedziny do mojej (teraz już eks-)przyjaciółki. Siedziała przy laptopie naprzeciw męża, który również siedział przy laptopie. Ich monitory opierały sie o siebie nawzajem. Zajrzałam do dzieci: córka w swoim pokoju siedziała przy laptopie, a syn w swoim - przed komputerem i w słuchawkach. Zastanowiło mnie, czy w tej rodzinie rozmawia się li i jedynie przez komunikatory? I czy to małżeństwo jest jeszcze składową rodziny, czy też związkiem na odległość Internetu...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poruszasz zupełnie osobny temat, ale faktycznie zjawisko takie istnieje i polega raczej na krachu wzajemnej komunikacji, bo jakoś nie przypuszczam, żeby ci małżonkowie rozmawiali ze sobą przez te komunikatory, tylko każde zajęte jest czymś kompletnie innym... ja zawsze widząc takie pary w kawiarniach albo na parkowych ławkach wgapione w srayfony zadaję sobie pytanie, czy to na pewno jest randka?...

      Usuń
    2. No tak, nieco mi sie zboczyło, ale czasem odnoszę wrażenie, że w niektórych związkach na odległość ludzie bywają sobie bliżsi niż gdy są tuż, tuż.

      Usuń
    3. bardzo prawidłowe wrażenie...

      Usuń
  5. Po rozstaniu z ex byłam na takim wkurwie, że postanowiłam sobie odbić te 30 lat monogamii, przy czym to nie o to chodziło, żeby zaliczać facetów, ale żeby im się przyjrzeć. No, i może (trochę ;) ) na nich odreagować. Nie mam bladego pojęcia, ilu ich było. Około mnóstwo :) Zakochałam się dwa razy. Jeden był znajomością na odległość, ale dbał o mnie, zależało mu, proponował małżeństwo. Kiedy związek się rozpadł, do dziś nie wiem, a jakiego powodu, podobno się rozchorował, płakałam po nim równo rok. Drugi kochaś pomieszkiwał u mnie. Nazwałam go mężczyzną mojego życia. Potem czar prysł. Nie płakałam po nim wcale.
    Związki na odległość są ryzykowne, choć na jakimś etapie życia mogą dać oparcie, ale to tylko erzac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ludzie miewają różne potrzeby, które realizują poprzez związki, może też do nich należeć potrzeba mieszkania z kimś, więc opinia, że związek na odległość to erzac jest tak samo uprawniona, jak opinia, że jest to pełnowartościowy związek, obie trzeba uszanować, przedmiotem polemiki jest tylko teza o rzekomej (obiektywnej) wyższości jednego gustu nad drugim...

      Usuń
    2. Piszę tylko o swoich doświadczeniach. Z bliska widać lepiej, np. czyjś brak tolerancji. Wirtualnie nigdy bym tego się nie dowiedziała.

      Usuń
    3. z pewnością wiele swoich wad dłużej można ukrywać, dlatego też ZNO jest nie tylko dla mniej lękowych, ale także dla bardziej odpowiedzialnych...

      Usuń
  6. Jestem niejako ekspertką od związków na odległość, bo miałam co najmniej dwa takie wieloletnie i naprawdę były dla mnie wartościowe, a przyczynami rozpadu nie była wcale odległość, chociaż w pierwszym przypadku brak planu spowodował, że to się musiało kiedyś posypać.
    Ostatni związek był niby nie za daleko geograficznie, bo niecałe 100 km, ale nie do przeskoczenia okazała się komunikacja. W sumie z tego powodu okazał się więc związkiem na największą odległość :D
    Aktualnie jestem na etapie, że mogłabym mieć związek bez konieczności mieszkania razem, aczkolwiek to u mnie naturalna potrzeba i pojawia się prędzej czy później.
    Czy mają sens czy nie mają, zawsze decydują osoby zainteresowane. Nie będąc osobą lękową całkiem dobrze sobie w tych związkach radziłam.
    Ale to faktycznie nie jest dla każdego i jednak warto dążyć do jakiegoś wspólnego planu, inaczej to się i tak rozpirzy.
    Uściski i pozdrowienia!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. związki na odległość bywają z wyboru, a bywają też z konieczności, czasem też trudno jedno odróżnić od drugiego... natomiast jest też kwestia znajomości siebie, czy lepiej się czujemy w opcji współmieszkalnej, czy na odległość, do której się lepiej nadajemy... każda z tych opcji ma swoje specyficzne trudności, charakterystyczne tylko dla niej, nie znane dla tej drugiej...
      uściski i pozdrowienia!!! :)

      Usuń
  7. P.S. Nie wiem, o kim piszesz w pierwszej części posta, ale jakoś nie mam ochoty poznać :)
    Dyskusja może być o różnych poglądach, ale na poziomie i kulturalnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o ile nie mam oporów w zareklamowaniu kogoś na plus, to nie będę podawał namiarów na osobę, na której się sparzyłem, bo to jest tylko moja opinia, nic znaczącego, poza tym tworzenie "złej krwi" wydaje mi się niefajnym pomysłem...

      Usuń
  8. Hym, hym, hym. Serdecznie dziękuję za taką dobrą reklamę : )
    I za w sumie porządne podejście do tematu też.
    Tak tylko sobie pomarudzę, że chata (i kredyt) spajają lepiej niż nie jedno odczucie, że ,,jest fajnie''. Bo wtedy do za i przeciw konkretnemu związkowi dochodzą jeszcze kwestie logistyczne i wtedy choćby człowiekowi nie pasowało, to na siłę sam siebie przekona, że nadal ,,jest fajnie'', bo mu się nie chce bawić w rozplątywanie kwestii mieszkaniowych czy kredytowych.
    Patrząc po odpowiedziach kawiarni, to raczej związki na odległość mają kiepską renomę. ,,Jak komuś pasuje, to ok, ale ja ogólnie bym nie chciała''- tak bym to podsumowała. Uważam, że osoby postronne jak najbardziej mogą i nawet powinny się wypowiadać o idiotyczności związku dwóch osób. Dlaczego? Bo żaden człowiek alfą i omegą nie jest i to, że mu ,,fajnie'', albo wydaje mu się, że mu fajnie, może nie być odzwierciedleniem stanu faktycznego. Dlatego mądrzejsi, bardziej obiektywni lub bardziej doświadczeni powinni od czasu do czasu poinformować kogoś, że tkwi w idiotycznym układzie i powinien to przemyśleć. Co głąb z tą informacją zrobi, to inna bajka, bo nie musi się zgadzać, ale to dobra chwila na przemyślenie, czy to fajnie to ułuda czy nie. Bo może fajnie jest z przyzwyczajenia, ale prawdziwe fajnie odleciało już w niebyt i nie zauważyliśmy...
    Jak dla mnie związek na odległość jest dobry dla osób nie palących się do poświęceń czy partnerowania drugiej osobie w codzienności i problemach. To dobre dla studentów, albo super zosi samosi, albo ludzi na etapie życia z małą ilością problemów (znów studenci), ale potem tak na odległość to trochę niepełnowartościowo.
    Koleżanka z mizianiem tak miała, że szybko jej się nudziło, więc uznała, że marynarz będzie idealnym facetem, żeby ją ,,na codzień nie wkurzał'' (dla mnie to ułomność człowieka, jeśli nie umie na codzień z kimś wytrzymać). Ale tak na marginesie facet i tak ją zostawił, bo ona sama też była nie do zniesienia.
    A tak podsumowując, to będę najeżdżać na związki na odległość, bo jestem uprzedzona. Byłam w Australii rok, facet w Polsce i żałuję okropnie, że nie kazałam mu tam zostać i nie zaczęłam szukać czegoś bardziej godnego mojej uwagi na miejscu. Może gdybym była mądrzejsza, to dzisiaj nie żałowałabym wstawania z łóżka każdego dnia. Bo facetowi i tak nie chciało się przylatywać, bo ,,o boziuniu, taki zmęczony po zaliczeniu sprawdzianików na studiach, kiedy ty pracujesz w dwóch pracach''. No ale ,,młodzież jest głupia, bo wyrzuca związki do kosza przy byle problemie'', więc uzupełniło się wizę za faceta, podało na tacy mieszkanie i teraz marzy się o tym, żeby się jakoś z tego układu uwolnić. A drogi wyjścia się skończyły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. liczyłem na Twój wartościowy głos w dyskusji i nie zawiodłem się :)
      przede wszystkim temat ZNO jest strasznie pojemny i obejmuje mnóstwo wariantów... takim związkiem będzie układ, gdy obie strony mieszkają w różnych krajach i widują się ze sobą raz na ten przysłowiowy "ruski rok", takim związkiem jest też sytuacja, gdy mieszkają w sąsiednich wiochach i spędzają ze sobą na przykład weekendy... jedno i drugie to związek na odległość, a jednocześnie jakże bardzo się od siebie różnią... stąd też ja na przykład mam szalenie duży kłopot z wyrażeniem ogólnej opinii, czy ZNO to dobry pomysł, czy nie i uważam, że próba tworzenia takowej nie ma zbyt wielkiego sensu... to tak, jak z opinią na temat, czy psy są fajne, czy nie?... bo niby jakie psy?... yorki, teriery, czy pitbulle?...
      za to kwestia logistyki z zorganizowaniu sobie takiego związku jest szalenie ważna, wręcz kluczowa i od tego faktycznie zależy, czy taki związek ma w ogóle rację bytu...
      natomiast argument "raz tak miałam/em, więc wiem, jak jest" jest pozbawiony logiki... ktoś napił się kiepskiego piwa z kiepskiej firmy, porzygał i od tej pory uważa, że całe piwo świata jest paskudne... tymczasem nie każda blondynka jest idiotką i nie każdy rudzielec jest fałszywy, a być może jest odwrotnie, tylko my mieliśmy akurat pecha...
      z drugiej strony jednak, tak nieraz nielogicznie działa ludzki umysł, że na pojedynczym doświadczeniu opiera opinię o wszystkich innych podobnego typu... i to akurat trzeba zrozumieć i przyjąć do wiadomości...

      Usuń
    2. To nie tylko jest argument ,,raz tak miałam i było źle, więc to zawsze zły pomysł''. Ja tak miałam, było źle, kilku znajomych tak miało i też sobie nie chwalą, ogólnie związki na odległość mają kiepską renomę i raczej są odradzane, albo przynajmniej ludzie nawzajem przestrzegają się przed mnóstwem pułapek, jakie taki związek na odległość niesie. I po odpowiedziach kawiarni też widzimy, że niby taki związek jest ok, ale ,,nie dla mnie'', ,,ja bym nie chciała'', ,,miałam i w sumie z perspektywy czasu nie polecam''. Więc z doświadczenia swojego i innych wychodzi, że taki związek ma częściej szkody niż pożytek. To jak z piwem, raz mi było źle, innym raczej jest z reguły źle, więc trzeba szczególnie z tym piwem uważać. W każdym stereotypie jest ziarnko prawdy, którą trzeba wziąć pod uwagę.

      Usuń
    3. aby się dokształcić poczytałem sobie różne fachowe(?) opinie, nie zrobiłem tego wcześniej, żeby się nie sugerować i sporo się w nich potwierdza, a zwłaszcza puenta, że ZNO to nie jest opcja dla każdego, tak samo, jak nie dla każdego jest opcja ZRM (razem mieszkający) i jedyny ambaras, jak w znanym przysłowiu polega na dobraniu się, zgodności wzajemnych oczekiwań... i na tym kończy się naukowość tych rozważań...
      jedyne doświadczenia mające jakąś obiektywną wartość to te stricte naukowe, fizyka, chemia i tak dalej... z ludzkim doświadczeniami życiowymi sprawa wygląda o wiele gorzej, bo są obciążone ogromnym balastem subiektywności i na dodatek sporym marginesem błędu pomiaru...
      i dlatego też nie wypowiem się ostatecznie na temat, co jest obiektywnie lepsze, ZNO, czy ZRM, bo odpowiedź na takie pytanie nie istnieje, gdyż samo pytanie jest pozbawione sensu...
      zauważ na koniec, że tej naszej, fajnej skądinąd rozmowie, ani słowem nie wspominam o własnych doświadczeniach, bo one po prostu są bez żadnego znaczenia... mogę o nich poopowiadać, ale wtedy już nie będzie dyskusji, tylko takie sobie wzajemne gawędzenie, opowiadanie sobie różnych fajnych lub niefajnych wspomnień :)

      Usuń
  9. Dyskomfort ze związku na odległość wynika z wielu czynników, nie wiem czemu tylko sięgnałeś po ten skrajny - czyli po prostu chyba zazdrość. Ja na przykład lubię mieć żonę przy sobie bo ktoś musi sprzątać do cholery w chałupie...
    ... I jak ona jest to piluje, żebym sprzątał.
    Taki żarcik.

    Poza tym nie będę się mądrzył, od lat przerabiam od lat 20 jeden rodzaj związku, nie lubię długotrwałych rozłąk bo plączę się po chałupie z konta w kąt i czegoś/kogoś mi brakuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wzajemne zaufanie, w wielu zresztą sprawach, wydaje mi się warunkiem, żeby związek sensownie funkcjonował, każdy zresztą: zarówno ZNO, jak też ZRM, trudno w poście blogowym omówić wszystkie jego aspekty, a "ten" jest po prostu najbardziej medialny :)
      za to na swój sposób ciekawy jest (po dużej, znacznej części) fałszywy stereotyp, jakoby każdy ZNO polegał na dłuuugotrwałych rozłąkach i dłuuugich odległościach związanych z tymi rozłąkami... bo przecież nie każdy, kto /przykładowo/ jada ciastka obżera się nimi w kilogramowych ilościach, co więcej, tacy ciastkożercy stanowią znaczną mniejszość...

      Usuń
    2. A że niby są blisko ale mieszkają oddzielnie. Ma to sens powiem Ci. Zawsze jak masz ochotę złapać oddech - masz taką możliwość.

      Usuń
    3. pytanie, co jest od czego złapaniem oddechu?... pytanie bez jednoznacznej odpowiedzi, ale zabawne... w tym momencie powstaje temat do sportowego filozofowania... ktoś ma chwilowo kogoś dość i w ramach higieny psychicznej wynosi się czasowo gdzieś indziej... gdy jest w tym pewna regularność, to nie zawsze jest jasne, czy to jest ZNO, czy ZRM :)

      Usuń
  10. Myślę, że nie ważne jest czy związek jest na odległość czy np. partnerzy pracują, mieszkają ze sobą i widzą się 24h na dobę... Najważniejsze jest żeby obu osobom, to odpowiadało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w rzeczy samej taka jest ostateczna puenta... wszyscy to wiedzą, ale nie wszyscy mają to uświadomione... jak by nie było, jest temat do pogaworzenia one another na forum blogowym, tak? :D

      Usuń
    2. czasem bywa tak, że dwie osoby wchodzą w romans, tworzy się z tego zalążek związku, ale jednej ze stron formuła ZNO nie pasuje i szlus :)

      Usuń
  11. Witam, związki oczywiście mogą być różne i na odległość . Ja na przykład mam licealna koleżankę , która mieszka we Włoszech. Nie muszę podkreślać , że liceum skończyłam dawno . I nie wiem co by się działo, to musimy do siebie dzwonić pisać listy i esemesy. Mamy zawsze czas na pisanie listów i na pocieszenie się nawzajem. Zawsze wiem, domyślam się co ona myśli i wiem co jej powiedzieć , aby zapomniała o trudnościach życiowych. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie piszesz nic o relacji, którą masz ze swoją koleżanką, czy ma ona charakter erotyczny, czy kumplowski, przyjacielski... inna sprawa, że zdarzają się czasem sytuacje, jak w piosence Grechuty, że nie jest to do końca jasne dla obu stron :) ale w tym drugim przypadku raczej rzadko się zdarza, aby obie strony mieszkały razem, o wiele mniejsza jest tego potrzeba, właściwie wcale jej nie ma, a odległość i częstotliwość kontaktów ma mniejszy wpływ na łączącą ich wzajemną więź...
      pozdrawiam :)

      Usuń
  12. Jeśli dwoje chce to na odległość, w końcu coś można zaradzić. Właściwie i na jeden i na drugi przypadek można. O ile są jeszcze uczucia, to para się mieszkająca razem, przejdzie przez kryzys, który ją od siebie oddalił. Tak samo będzie dążyć do tego, by tej fizycznej odległości nie było. Gorzej gdy te uczucia wygasną albo są jednostronne.
    Ale każdy związek jest inny, są te oparte na miłości, są układy dla korzyści. Każdy tworzy swoje życie i jak wspomniałeś, nie należy się wtrącać. Na pewno teraz związki na odległość (tę fizyczną) wyglądają zupełnie inaczej niż kiedyś i coś czuję, że będzie ich coraz więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba dobrze czujesz, że ilość ZNO może rosnąc, bo mieszkanie osobno zawsze jakoś można sobie ogarnąć, choćby i pod mostem, zaś mieszkanie razem jest coraz trudniejsze do ogarnięcia, poza tym jakieś dutki trzeba zarabiać i tu znowu pojawia się kwestia tej samej miejscowości, coraz rzadziej się zdarza, że zarabia tylko jedna strona, za to do realnego bycia ze sobą, z ciućkaniem włącznie, trzeba jednak realnego kontaktu, do którego to wspólne mieszkanie konieczne nie jest...
      a kryzysy?... można by w dużym uproszczeniu rzec, że większość kryzysów w ZNO bierze się stąd, ze obie strony mają siebie za mało, zaś w ZRM mają siebie po prostu za dużo :)

      Usuń
  13. Wszystko zależy od potrzeb partnerów , ich osobowości . Utarło się przekonanie ,że związek to taki, w którym partnerzy razem mieszkają choć ostatnio czytam artykuły ,w których małżeństwa z dziećmi mieszkają osobno np. mąż dwa domy lub bloki dalej wpadając codziennie do żony i dzieci .Czasy się zmieniają , elacje między ludzkie też .Dobrze aby jednak nie poszło to w skrajność …. .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tu już była gdzieś mowa o tym, że gdy pojawiają się dzieci, to para jest bardziej skłonna dążyć to tego, aby ze sobą zamieszkać, jeśli warunki na to pozwalają, a warunki mogą być bardzo różne...
      skrajności to kwestia względna, bo dla kogoś coś jest skrajnością, a dla kogoś innego jeszcze w granicach normy, natomiast na pewno różne dogmaty stopniowo padają, choćby ten dogmat o konieczności mieszkania razem...

      Usuń
  14. Ja myślę, że w związku chodzi o to, żeby wszystkim było dobrze. Więc jeśli obie strony wolą na odległość to może nie ma co oceniać, czy to dobrze czy źle. No chyba, że tylko jednej stronie jest tak dobrze - ale wtedy to normalni ludzie chyba kończą związek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. temat rzeka, gdyż wielu ludzi myśli, że jeśli wejdą w związek, to będzie dobrze, a tu po jakimś czasie okazuje się nieraz, że nie jest dobrze... ich błąd polegał na tym, że "być w związku" było dla nich ważniejsze, niż "być z tą drugą osobą", kwestia tej osoby była na drugim planie...
      i teraz: jeśli pojmą ten błąd, to łatwiej im go naprawić, gdy to jest ZNO, natomiast w ZRM szybciej tworzy się więcej uwikłań, np. wspólne lokum i wtedy jego zakończenie robi się trudniejsze...
      to oczywiście nie jest decydującym argumentem za "lepszością" ZNO nad ZRM, bo nie istnieje jednoznaczna odpowiedź na pytanie "która opcja jest lepsza"... to tylko komentarz do Twojego ostatniego zdania...

      Usuń
  15. Znam związki, w których ludzie żyją na odległość. Długoletnie małżeństwa.
    Sama tak zaczynałam swoją młodzieńczą (obecną) miłość. I ja, jako ja, wspominam to tragicznie.

    Mam takie poczucie, że dobry związek potrzebuje bycia. Codziennych rozmów, drobnych gestów. Że to właśnie cementuje dwoje ludzi. Wspólny czas. Mniej lub bardziej intensywny.
    Będąc raz na jakiś czas - czy da się poznać drugą osobę wystarczająco dobrze? Zrozumieć jej codzienność, przyzwyczajenia, nawyki, potrzeby?

    Jak być w pełni, gdy jest się raz na jakiś czas.
    Ledwo się pojawisz, zadomowisz, przyzwyczaisz, a już czasami trzeba wrócić do "swojej", nie "wspólnej" codzienności...

    Może to rzeczywiście kwestia osobowości jak wspominasz, może niektórym typom charakteru taka forma bycia razem odpowiada, ale ja kwestionuję dobry związek na odległość. Chyba że jest siła wyższa, tymczasowa. A nie taka z wyboru, na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. istnienie związku i bycie w nim nie jest sytuacją statyczną, tylko dynamicznym procesem... są pary, które będąc w ZNO dążą do mieszkania razem i nieraz im się to udaje... ale są też pary, którym w ZRM się nie klei i stają przed dylematem, co z tym robić... opcje są trzy: albo godzą się z losem i męczą ze sobą dalej, albo się rozchodzą, albo wpadają na pomysł ZNO i nagle im to wypala - związek "zdrowieje"... aczkolwiek ta trzecia opcja nie jest taka częsta, gdyż przywiązanie do (wspólnego) lokum jest zwykle dość silne, więc przejście z ZRM do ZNO może stać się początkiem końca związku...

      Usuń
    2. Jak we wszystkim - można tworzyć podgrupy danego słowa.
      Dla mnie może być związek i związek. Zależy od oczekiwań.

      Moją definicją związku nie jest bycie przy sobie, ale ze sobą. W pełni.
      Jeśli coś stoi na przeszkodzie, wypala się, po co iść w to dalej? Po co być tylko dla bycia? Bo tak wypada? Bo trzyma nas mieszkanie, wspólny kredyt, dzieci? Opinia ludzi? Bo co ludzie powiedzą...

      Związek to proces, zgadzam się w pełni. Ten proces, w moim odczuciu, to bardzo trudna praca. Czasem trzeba dać się złamać, by wejść poziom wyżej. Otworzyć z poczuciem, że jesteśmy ważni, najważniejsi. To zaufanie, że druga strona spróbuje zagoić rany, które, być może, przez przypadek otworzy. Będzie wtedy obok.

      Tworzę swój związek od 14 lat. To prawie połowa mojego życia. Pierwsze lata to była cotygodniowa obecność, na jeden dzień. I było intensywnie, jakościowo, jak to ująłeś. Ale co z tego, kiedy pozostałe dni, na odległość, tęskniliśmy za codziennością? Za wspólnym śniadaniem. Położeniem się do łóżka. Kłótnią. Rozmową przed snem, choćby krótką. Byciem, gdy wracamy do domu. Po prostu byciem.

      Na pewno jest odsetek par, którym jest dobrze na odległość. To ma grać między dwójką ludzi, a nie całym światem. Uważam tylko, że prawdziwa więź rodzi się codziennie, przy sobie. Nasza relacja pogłębia się przy każdej rozmowie, którą można uzupełnić spojrzeniem, dotykiem, jakimś czułym gestem. Jak łatwo wtedy sprawdzić jakie struny uderzyły dane słowa. Jak łatwo ukoić rozedrganą emocję, gdy jest się obok.
      Mnie zawsze tego brakowało w codziennych rozmowach przez telefon. Dotyku. Bycia. Spojrzenia. Zamknięcia klamrą przytulenia albo wręcz przeciwnie - wyjścia do pokoju obok, by ochłonąć. To jest żywe, namacalne. Daje od razy sygnał zwrotny.

      Dlatego przestałam wierzyć, że długotrwała relacja ma sens, jeśli nie jest się razem, przy sobie, w codzienności.

      Ale to moje zdanie i moje doświadczenie, bo byłam po obydwu stronach. I jednogłośnie z moim mężem stwierdzamy, że jeśli, z jakiekolwiek powodu, jedna ze stron musiałaby się przenieść w inne miejsce na ziemi, to tylko razem. Nigdy osobno.

      Usuń
    3. tak na dobrą sprawę, to podział na związki ZNO i ZRM jest w pewnym sensie sztuczny, jakby laboratoryjny, bo jeśli dana konkretna para, czy nawet wielokąt /co też się czasem zdarza, choć chyba dość rzadko/ ze sobą jest, wszyscy dobrze się w tym czują, to po prostu JEST i to, czy mają stałe wspólne lokum nie ma wtedy zbytniego znaczenia... z drugiej jednak strony, dla konkretnej pary może to mieć jakieś znaczenie i rzutować na to, czy chcą być dalej ze sobą, czy obecną ich sytuację traktują jako najlepszą, optymalną, czy dążą do tego, aby ją jakoś zmienić, a obecną traktują jako tymczasową...
      natomiast obiektywna(?) odpowiedź na pytanie, co jest lepsze, ZNO czy ZRM nie istnieje, dyskusja o tym zwykle jest dyskusją o gustach, w której wszyscy mają rację... paradoks takiej dyskusji polega na dualizmie: z jednej strony uznajemy równoprawność wszystkich gustów, ale z drugiej to jednak "nasz" gust jest najlepszy, bo gdyby było inaczej, to mielibyśmy inny :)

      Usuń