18 maja 2023

Nocna prohibicja

Czytam sobie /na ten przykład ==TU==/ na temat zakazu nocnego dilu i tak na mój, więcej czujący, niż myślący (ale za to, jeśli już, to prawidłowo) rozumek, to sobie myślę tak:
Przede wszystkim bazowe jest pytanie, co ma być celem zakazu nocnej sprzedaży, po co on ma być? Jeśli ktoś tego nie wie, to niech nie zawraca tyłka, tylko idzie sobie do domu. Czy celem ma być ograniczenie spożycia, czyli żeby ludzie mniej pili? To można już od razu sobie darować. Na to PRAWNEGO sposobu nie ma. To znaczy jest, mianowicie legalizacja Zioła, ale teraz mamy na myśli prawo dotyczące tylko samego alkoholu. Ta legalizacja zresztą da efekty dopiero po iluś tam latach, ale ten temat jednak sobie teraz odpuśćmy. Dla licznych (jeszcze jakiś czas) marychofobów jest wciąż za trudny, poza horyzontem pojmowania.
To może tak ograniczenie przemocy domowej? Też mrzonka. Ta sprawa ma się nijak do tego, czy taki damski bokser może sobie kupić towar po nocy, czy nie. Można sobie pogadać na temat samej przemocy, ale zakazem tej nocnej sprzedaży na pewno jej nie zahamujemy. To ma związek z nadużywaniem jako takim, co już omówiliśmy szkicowo wcześniej.
Pora wymyślić jakiś inny cel. Jest taki, owszem, do tego jedyny, jaki można osiągnąć taką nocną prohibicją. Ale może po kolei. Otóż jest sobie takie powiedzenie "kupić o jedną flaszkę za mało". Dotyczy to tych sytuacji, gdy ktoś zwykł pijać ryzykownie lub niektórych imprez, tych rzecz jasna, na których nie używa się Zioła. Po prostu nagle okazuje się "kurwa, zabrakło". Jak zabrakło, to trzeba iść dokupić, tak? Więc idzie taki niedopity lub cała ekipa do punktu nocnego. Kupują, wracają, ćpają dalej. Ale chwilunia, to nie zawsze tak wygląda, bo coś przegapiliśmy. Bo to nieraz nie jest tylko taki sobie zwykły spacerek do sklepu. Przy okazji potrafi się zadziać sporo różnych nie zawsze ciekawych rzeczy. Żeby nie rozwijać detali zwykło się to popularnie nazywać "rozrabianiem", które przeważnie, statystycznie rzecz biorąc, po prostu szkodzi. Pół biedy, gdy tylko samym rozrabiaczom, ale często też ludziom postronnym, którzy problemów nie szukają, dorzućmy też do kompletu jakieś tam mienie, całkiem już niewinne.
Na tym się zatrzymajmy i zróbmy eksperyment myślowy, symulację taką, że nocna sprzedaż nie działa. Co się wtedy dzieje? Nic. No, prawie nic, ale na pewno mniej. Ucinają się te pielgrzymki do placówek dilerskich, redukuje się więc ilość sytuacji, okoliczności sprzyjających wspomnianemu rozrabianiu. Mówiąc metaforycznie: nie ma pożarów, bo nie ma gdzie iskrzyć. Proste. Czy jest to cel wart omawianego zakazu? Na to Kawiarnia niech odpowie sobie sama. Ale jak podaje (przykładowo) katowicka policja oraz straż miejska, to działa, vide artykuł.
Czy stracą na tym dilerzy? Czy spadną im przychody, obroty? Nie. Jak już wspomniano nieco wcześniej, ten konkretny przepis ilości spożycia nie zmieni, czyli nie zmieni się sprzedaż. Co najwyżej jej dzienny rytm, co nie ma żadnego znaczenia. Zainteresowani większą wypitką nauczą się kupować na planowaną sesję więcej.
Albo... No, właśnie.
Tu może pojawić się kłopot: wyprawy do miejsc, miast lub gmin, gdzie zakaz nie obowiązuje. To może się przełożyć na zwiększenie obrotów taksówek, ale obarczonych też ryzykiem, bo taki taryfiarz zamiast zarobić może dopłacić do czyszczenia auta lub nawet dostać po ryju. Tak więc tym nie ma co się przejmować, ale kłopot może pojawić się gdzieś indziej pod postacią wypraw własnym autem. Jako, że wtedy zwykle po spożyciu lub pod wpływem, to dalej chyba tej myśli kończyć nie trzeba. Czyli wychodzi na to, że ta cała nocna prohibicja ma sens tylko wtedy, gdy obowiązuje wszędzie, wprowadzona prawem państwowym, nie tylko lokalnym, samorządowym. Kwestia godzin, od której do której, to już jest detal. Ważne, żeby wszędzie było tak samo.
No, i może na razie tyle. Uwagi? Wolne wnioski?

86 komentarzy:

  1. A co z ludźmi, którzy nigdy nie splamili się nawet przewróceniem kosza na śmieci? Agresja agresywnych i tak znajdzie ujście, a my zostaniemy z ręką w nocniku... Chyba że wprowadzą sprzedaż wysyłkową, na telefon i natychmiast - wtedy jesteśmy za.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sam podpowiedziałeś rozwiązanie i wolny rynek z pewnością szybko na to wpadnie, a nawet nie tyle wpadnie, co podpatrzy w pokrewnych branżach, tych nielegalnych, gdzie to wszystko już działa od dawna...

      Usuń
    2. Znasz numer telefonu w okolicach Piekar Śląskich? Próbowałem już kiedyś nielegalu, ale płynny narkotyk wtedy mi w żyłach grał i wrażeń nie pamiętam, albo ich nie było... Chciałbym spróbować na trzeźwo.

      Usuń
    3. tak otwartym tekstem, przez net publiczny?... no weź, c'mon... tą drogą to najwyżej telefon do Cefarmu, ale za to adres ich maila mogę dorzucić :)

      Usuń
    4. Muszę sobie "Stawkę większą niż życie" odświeżyć, bo już mi powylatywały z głowy te konspiracyjne metody...

      Usuń
    5. a to znasz?:
      "Na korytarzu w siedzibie Gestapo wpadli na siebie Shrek i Stirlitz.
      - Pułkownik Isajev - pomyślał Shrek.
      - Było mniej pić - pomyślał Stirlitz."

      Usuń
  2. W mojej polskiej okolicy jakies 100 metrow od bloku byl monopolowy. Noca bywalo glosno, czasami bardzo glosno...tlukly sie butelki ... zamkneli i sie skonczylo. ja np.: po 22.00 obawialm sie do domu wracac, chociazby od mamy. Bywalo, ze zaczepiali.
    Nie wiem gdzie towarzystwo sobie polazo, ale w moim rejonie nastala cisza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cisze mają to do siebie, że niewiele mówią, a na pewno gdzie sobie polazło towarzystwo, to już bardziej gadatliwe jest echo, które gdy spytasz "gdzie?", to odpowie "gdzieś /"ś" bezdźwięczne/" :)

      Usuń
  3. Wymuszanie pewnych postaw czy zachowań za pomoca zakazów to nie tędy droga. Nie ma sensu po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czy prawny zakaz jazdy po kielichu też nie ma sensu?... jakby nie było, to dzięki niemu właśnie wielu kierowców nie wsiada wtedy za kółko i nie podwyższa ryzyka szkód...
      piszesz "pewnych" i bardzo słusznie piszesz, ale mowa jest o jednym konkretnym, a nie jakimś nieokreślonym "pewnym", więc pytanie jest zatem, czy ten konkretny ma sens?...

      Usuń
    2. Ten konkretny, moim zdaniem, nie ma sensu za grosz. sprzyja ewentualnemu rozkwitowi meliniarstwa. Jak za dawnych, dobrych czasów :-)

      Usuń
    3. i co Ci to przeszkadza, że jakaś babcia dorobi sobie do emerytury?... były mety za tych czasów, ale przeważnie był tam spokój, niektórzy sąsiedzi pojęcia nie mieli, jaki biznes jest za ścianą, więc gdzie widzisz problem?...

      Usuń
    4. Mnie nie przeszkadza. Chodzi o brak sensu zakazu, bo ten nocny alkohol tak czy inaczej zostanie zdobyty.

      Usuń
    5. ale co Cię to obchodzi?... celem zakazu nie jest utrudnianie ludziom zdobywania alkoholu, tylko większy spokój na ulicy...
      tu jest właśnie ten blok psychiczny wielu osób, że nie potrafią zrozumieć sensu sprawy, bo idea "walki" z piciem im to zasłania... a tymczasem skupiamy się na czymś zupełnie innym, na tym, żeby ludzie mogli bezpieczniej przechodzić obok takiego punktu sprzedaży, jeśli akurat taka trasa o takiej porze im wypadła, a sąsiedzi z góry mogli spokojnie spać, a nie w akompaniamencie wrzasku...

      Usuń
    6. Nie no, w zasadzie masz racje, może mnie nic nie obchodzić. Mogę się nawet niczym nie interesować, nawet własnym odbiciem w lustrze. Bo właściwie... co mnie to obchodzi?

      Usuń
    7. Tylko... skoro ma mnie nie obchodzić (może innych też?), to po co o tym piszesz?

      Usuń
    8. nic nie rozumiesz?... mowa jest o bezpieczeństwie na ulicy, a nie o stawianiu przeszkód jakimś ptysiom, którym nagle zabrakło towaru w nocy... sorry, ale prościej nie ma jak tego wytłumaczyć...

      Usuń
    9. Wszystko rozumiem, poza jednym: dlaczego nie można odnieść się do jakiegoś szczegółu z tekstu, bo zaraz zostaje się jełopem?

      Usuń
    10. jedno jełopstwo jełopa nie czyni, nie dramatyzujmy :)

      Usuń
  4. Zastanawia się ten, kto nigdy nie miał nocnego sklepu pod oknem. Ja miałem i zapewniam Cię, że spanie latem w stopperach, przy zamkniętych oknach to żadna przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szalenie rzadko się zdarza, aby ktoś wyszedł w nocy na ulicę, nie po alko do sklepu bynajmniej, ale tylko po to, żeby sobie powrzeszczeć, więc ja akurat Cię świetnie rozumiem...

      Usuń
    2. Całonocne dyskusje pod oknem, na temat, jak to k...a rząd nas r...a, k...a, ch... ja pie...lę, a ta k...a spod jedynki to,. k...a, taka z niej k...a, że k...a mać - to właśnie miałem co noc. Rozmowy na wszystkie tematy, przy pomocy dwóch rzeczowników i jednego czasownika.

      Usuń
    3. tak zupełnie nawiasem mówiąc, to mamy wtedy full serwis medialny, na prądzie i eksploatacji odbiorników newsów możemy oszczędzić :)

      Usuń
  5. Ludzie będą miej pili, jak zalegalizuje się zioło? Hmm, coś na poparcie tej teorii mógłbym prosić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie oczekuj udokumentowanych wyników badań, za tezą przemawiają jedynie doświadczenia i obserwacje imprezowe dość randomowej grupy osób /z moją włącznie/, a że jest to prawidłowość statystyczna jedynie, więc istniejące pojedyncze przypadki jej przeczące obalić jej nie mogą... po prostu Zioło demotywuje, aczkolwiek nie wszystkich, do nadmiernego chlania podczas pojedynczej sesji, ale nie jestem neurologiem, więc nie wyjaśnię, dlaczego tak się dzieje...
      tylko żeby nie było: to nie jest sposób na leczenie już istniejącego alkoholizmu, ani nawet na jego zahamowanie w zbyt rozwiniętym wstępnym stadium, wtedy to już nie zadziała...

      Usuń
    2. Wiem, wiem, już mnie przyzwyczaiłeś że w zasadzie snujesz tu swoje domysły i refleksje.
      Z moich natomiast doświadczeń i obserwacji wynika że zioło nie demotywuje do niczego, a już na pewno nie do picia alkoholu. :)
      Połączenie zioła z alko natomiast daje czasem dziwaczne skutki, często są ono chujowsze niż samo palenie i samo picie oddzielnie, aczkolwiek imprezowicze w ferworze zabawy rzadko nad tym myślą.
      Natomiast skoro ja miałbym sobie podywagować to zastanawia mnie to pisanie Zioło przez duże "Z". To ma na celu jakieś fetyszyzowanie tej używki? :)

      Usuń
    3. mimo imputowania mi tych domysłów udam, że tego nie było i spróbuję bez neurologii, choćby szkicowo: wśród różnych możliwych /choć nie zawsze koniecznie zaistniałych/ efektów, MJ często powoduje takie dwa, jak wspomniana demotywacja do różnych działań /ludzie straszący "syndromem amotywacyjnym" mają w swoich bredniach odrobinę racji/ i drobne zaburzenia pamięci krótkotrwałej... to drugie nieraz powoduje, że ludzie w ferworze zabawy zapominają o rytualnej konieczności wypicia następnej kolejki, a efekt finałowy bywa taki, że impreza dogasa, wszyscy nie są napruci, tylko znużeni, a na stole stoi kilka niedopitych lub nawet nie napoczętych flaszek... pierwszy sam się definiuje: gdy pada pomysł, żeby gdzieś pójść, bo (czyimś zdaniem) zabrakło, to zwykle nikomu się nie chce i do eskapady dochodzi ewentualnie tylko wtedy, gdy w gronie jest zdeterminowany alkoholik lub kandydat na takiego, do tego z siłą przebicia... i przeważnie wtedy idzie sam... a reszta będzie co najwyżej się upewniać, czy na pewno zabrakło, jeśli w międzyczasie nie zapomną :)
      ale faktem jest, że taki alkoholik lub "prawie-już" w towarzystwie potrafi czasem wiele namieszać, bo na niego to wszystko nie działa, on ma zwykle Zioło w pogardzie, albo traktuje jako taki drobna dodatek do chlania... i wtedy, jeśli jakoś uda mu się innych nakręcić na większe chlanie mamy przykład stojący w kontrze do ogólnej prawidłowości...
      a czasem jest jeszcze inaczej... znajdzie taki podobnego sobie i bawią się w swojej podgrupie...
      podobnie jest przy małych, dwu - czteroosobowych spotkaniach... bez Zioła zużyto by całą baterię alkoholu i poszło po więcej... przy Zielu nieraz nawet połowy zapasu nie wypiją...
      to jest taki syntetyczny scenariusz, kolaż fragmentów z różnych wydarzeń mających faktycznie kiedyś miejsce...
      ...
      duża litera to zabieg świadomy, skupiający uwagę na tej szczególnej roślince, a przy okazji drobna prowokacja... do czego?... głupie pytanie, bo większość prowokacji nie jest do czegoś, choć przeważnie nie są do niczego :)

      Usuń
    4. No pamiętam te tzw. "syndromy amotywacyjne", w gronie palących wesołków zawsze znajdował się taki albo tacy, którzy łapali muła, nie było z nimi gadki i w ogóle zabawy. Ale oni wcale nie muszą pić, takiego abstynenta przymusowego w gronie pijaków też znałem, choć jego problem wynikał z wrzodów żołądka. Przesiedział dwie godziny gapiąc się w szafę - zafascynowała go struktura drewna...
      Poza tym jeszcze jest kwestia, która używka na imprezie ma status primary. Nie pamiętam takich, na których ludzie się spotykali tylko po to, żeby sobie zajarać, a poza tym mimo wszystko nie każdy to jednak lubił (wspomniany delikwent zapalił z nami dwa razy - za każdym razem miał podobny zjazd, co sprawiło że już wolał zaryzykować z tymi wrzodami od czasu do czasu).
      ...
      Czyli miałem rację.
      Jeżeli Twoje doświadczenia opierają się na przebywaniu w gronie podobnych worschipperów, to być może dla was alkohol mógłby nawet nie istnieć. XD

      Usuń
    5. teraz z tylko dygresji odskoczyłeś kompletnie od tematu... jak ktoś łapie muła, to z pewnością jest najgorszym kandydatem do skoczenia po flaszkę, choć być może dobrze by mu zrobiło, gdyby się przewietrzył, ale najpierw trzeba go do tego namówić, co czasem się udaje, ale przeważnie nie...
      ...
      jakby nie było, to na większości spotkań, czy imprez prym wiedzie alko... reszta jest albo dodatkiem, albo nawet jeśli główną atrakcją wieczoru, to i tak jakieś alko zwykle temu towarzyszy...
      to w kwestii dragów (narkotyków).. teraz zostawmy dragi i przejdźmy do Zioła... ono, jeśli jest, to zwykle gdzieś w tle, albo jakoś między wierszami... choć czasem się zdarza rola głównej atrakcji, ale to faktycznie tylko w gronie szczególnych koneserów, z definicji mniej pijących, więc tu kwestia nocnych wypraw do sklepu raczej nie istnieje...
      ale na typowej imprezie rządzi jednak alko, a obecność Ziela spowalnia i hamuje rozkręcanie tej imprezy w zwykłe pijaństwo, a co za tym idzie redukuje ilość wypraw po dodatkowe zaopatrzenie /a to jest główny temat, jakbyś zapomniał/... to się najlepiej dostrzega, gdy jest z grubsza stałe grono ludzi regularnie spotykających i bawiących się w podobnych okolicznościach...

      Usuń
    6. No właśnie niekoniecznie odbiegłem od tematu, bo istnieje spora dość moim zdaniem liczba osób, na których zioło nie robi żadnego wrażenia, albo nie wywiera efektu żadnego, albo ten efekt nie jest porządany. Więc trudno, żeby u tych ludzi coś tam Zioło redukowało.
      Druga sprawa, której nie poruszyłeś - w czasach moich doświadczeń z ziołem nie paliło w domu. Bo w domu są na ogół domownicy, pojawiają się pytania itd. Raz tylko pamietam że u kumpla coś takiego było, jak jego rodzice wyjechali. Zdecydowana większość spotkań na jaranie była w plenerze i na ogół brało się do tego browar, albo kupowało go w trakcie.

      O dragach to ja nie mam wiele do powiedzenia, bo nie miałem żadnego z nimi kontaktu, moje towarzystwo z tego co wiem też nie, a jeśli już to przypadkowe.

      Usuń
    7. było tak od razu, że miałeś węższy obszar poznawczy do dyspozycji :)
      ...
      "zielsko nie robi wrażenia" - znam zjawisko, to jest bardziej kwestia oczekiwań u nowicjuszy, którzy zwykle spodziewają się jakichś efektów w stylu "alkohol inaczej", wypatrują skądś tygrysa, a tymczasem nie zauważają, że na kolanach siedzi im już kotek, a czasem nawet spore kocisko... to dotyczy słabszych odmian, bo przy tych najmocniejszych to już raczej każdy "coś" czuje, aczkolwiek nie zawsze to musi być miłe...
      i tu Cię trochę usatysfakcjonuję: zdarza się niekiedy, że MJ zadziała właśnie niemiło /de facto: niezgodnie z oczekiwaniami/ i wtedy czasem trafia się efekt odwrotny, że delikwent sięga po porządnego kielicha, aby pozbyć się niefajnego wrażenia.. ale nie jest to reakcja większościowa bynajmniej, raptem parę procent osób najwyżej...

      Usuń
    8. Mam taki, o jakim mowa w notce. Moglibyśmy co prawda porównywać skalę i nastawienie do zjawiska, ja po swoich sporo krótszych zapewne obserwacjach nie odważyłbym się wskazywać nikomu pozytywów wynikających zarówna z palenia jak i picia bo takowych moim zdaniem po prostu nie ma, chyba że zaliczymy do nich jakąś chwilową poprawę samopoczucia. Ty uprawiasz cherrypicking, ktory dostosowałeś do swojego entuzjastycznego nastawienia do Z-zioła.

      Zdarza się to, zdarza się owo... Ile ludzi, tyle przypadków. Konkluzja jest taka, że trudno zakładać jednak korelację między spalaniem blantów a wychylaniem kolejnego browara.

      Usuń
    9. jak to szło?... aha: jeśli nie mieszam z błotem, to znaczy, że wychwalam?... tak?... najwyraźniej chcesz mi to wcisnąć, tak to widzę :)

      Usuń
    10. Znów Ci się coś wydaje, co nie ma poparcia w rzeczywistości...

      Usuń
    11. https://youtu.be/sUsUYCkXQvQ

      Usuń
    12. Słusznie, i nie tylko z krokodylami

      https://www.youtube.com/watch?v=dTjMYLslLek&ab_channel=ArkhamWitch-Topic

      Usuń
    13. Dobra to siedzimy w N.O...

      https://www.youtube.com/watch?v=W2cMVP6McdQ&ab_channel=Down-Topic

      Usuń
    14. tylko jeden krokodyl jest be, ten rosyjski, pewnie słyszałeś, ale na polskiej scenie dragowej się nie przyjął... co ciekawe, nie przyjął się też meth w środowiskach używaczy i ćpunów, w przeciwieństwie do innych krajów Europy... krokodyl to po prostu trucizna, mieszanka zanieczyszczeń, cała tablica Mendelejewa, bo sama czysta substancja czynna (dezomorfina) jest nawet okay, a meth to zajzajer sam w sobie, niezależnie od stopnia czystości... czyli mimo swoistej głupoty, jest też jakaś mądrość w tym narodzie, LOL...
      https://youtu.be/mLAdKSKa4tk
      muza dupy stanowczo nie urywa, ale jest z N.Orleanu i nazwa fajna :)

      Usuń
  6. Zakazy nie są najlepsza metodą, natomiast czasami bywają super testem, dzwonkiem alarmowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. metodą na co?... właśnie takie pytanie sobie zadałem, gdy czytałem /a także wcześniej słyszałem/ o tych konkretnych regulacjach, bo uważam, że to jest lepszy początek, niż ogólne filozofowanie o zakazach i nakazach...

      Usuń
    2. Na autorefleksję? Nigdy nie potrzebowałam biec po flaszkę o 23:00. Podobnie nie korzystam w samolotach z toalety na krótkich dystansach (z czego mogę wywnioskować, że a. mam zdrowy pęcherz, b. brak większych zaburzeń emocjonalnych). Prohibicja nocna działa podobnie jak zakaz wstawiania jednorękich bandytów do sklepów/lokali. W Irlandii, żeby zagrać, trzeba wejść do budynku z automatami. Przekaz jest prosty: nie przechodziłeś tędy, żeby kupić chleb, nie robisz tego przy okazji, jesteś tutaj, bo ci wali na mózg. Niektórym to pomaga podjąć decyzję. Oczywiście nie mam złudzeń, co do skali. Sama nie ułatwiam, nie muszę być aż taka fajna dla wszystkich.

      O maryśce rozmawialiśmy kilka lat temu, że to na pewno tak jest, że palenie wpływa na ilość alkoholików. Nawet jakiś link podrzucałeś jako głos w dyskusji. Teraz piszesz, że nadal trzeba czekać, więc sam rozumiesz, że tematu nie pociągnę. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. jaką znowu autorefleksję?... chodziło tylko o skupienie się na temacie, a nie na filozofowaniu o zakazach... jeśli nie o to filozofowanie Ci chodziło, to wychodzi na to, że wcześniej napisałaś tylko wstęp, a potem urwałaś i nie wiadomo, do czego to miał być wstęp :)
      nie analizowałem na razie jaki może być cel irlandzkiej regulacji na temat automatów, choć nie wykluczam, że przedtem zgrani do cna pacjenci zaczepiali innych klientów sklepów o "piątaka" /czy coś tam/, żeby się móc odegrać i wtedy faktycznie jest pewna analogia do sprawy nocnej sprzedaży alkoholu...
      a tu chodzi tylko i wyłącznie o kwestię większego spokoju na ulicy, a nie o jakieś wygórowane ambicje '"leczenia" narodu z nadmiernej sympatii do alkoholu... gdy na chwilę odetniemy z umysłu takie ambicje, to dopiero wtedy można porozmawiać o skuteczności nocnej prohibicji...
      ...
      co do "MJ vs. alkoholizm+" to faktycznie proces jest czasochłonny i to jeszcze długo potrwa... w cywilizowanej Europie się wlecze, więc w Polsce jeszcze bardziej...
      a moment, kiedy my each other poważnie o tym pogadamy również nieprędko nadejdzie... dziś byśmy się tylko pogryźli, a po co nam to, tak?...
      pozdrawiam :)

      Usuń
    4. Przepraszam, wcześniej zdrzemnęłam się i teraz pierwszego akapitu nie przeanalizuję (wiem, że nie rozumiem, nie wiem dlaczego (facepalm)).

      W temacie jednorękich bandytów w Irlandii, właśnie nie chcę w temat wchodzić tak głęboko. Wydaje się mi po prostu dość naturalne przekonanie, że dla pewnej grupy uzależnionych to jest ważny przekaz. Oczywiście nie dla tych z rodzin zawodowo śmierdzących i osikanych, natomiast dla ludzi z rodzin nieosikanych już tak. Kiedy otwierają zlepione oczy i widzą, że nie mogą udawać, że stanęli w kolejne po chleb, bo wokół same uzależnione męty, to może być informacja ważna w ich procesie zdrowienia. Ale ... nie wstrzymuję oddechu. To mnie osobiście nie dotyka, nie będzie mi przykro, jeśli jest inaczej. Powierzchownie ucieszyłabym się, gdyby męty związane z pijactwem nocnym zniknęły mi spod domu (do gdziekolwiek, bo nie zbawiam całego świata).

      Możliwe, że po prostu nie ma żadnego procesu. Ale tutaj ponownie ... sprawa mnie nie dotyczy, dla mnie to tylko figlik intelektualny, ludziom uzależnionym polecam terapię.

      Usuń
    5. aha... czyli przykład irlandzki przestaje wyglądać na analogiczny... choćby dlatego, że polscy nocni pielgrzymi po alkohol wcale nie muszą być uzależnieni, większa część z pewnością nie jest i być może nawet nie ma zadatków na bycie takimi... a druga sprawa, być może ważniejsza, że omawiana "nocna prohibicja" nie ma na celu leczenie żadnych uzależnionych, ten temat w ogóle nie jest istotny... jest to tylko pomysł na zwiększenie bezpieczeństwa ludzi przebywających na ulicy w tym czasie, z których wielu bywa w ogóle niezainteresowanych alkoholem (przynajmniej w tym momencie) oraz spokoju nocnego mieszkańców okolic punktów sprzedaży... to nie jest w tym momencie wcale ważne, ilu klientów tych punktów jest uzależnionych, czy nie, zresztą ewentualnych poszkodowanych zupełnie to nie obchodzi...
      ...
      proces, nieproces, kwestia nazwy, z pewnością jednak coś się dzieje na plus na świecie, choć przerażająco powoli... natomiast legalizacja MJ nie ma na celu leczenia żadnych już uzależnionych, bo im to w niczym nie pomoże, ale zapobieżenie zaistnienia nadmiaru kolejnych... nie terapia, lecz profilaktyka... a tym już uzależnionym też polecam jakąś terapię i tu możemy mówić o consensusie :)

      Usuń
    6. PKanalia, nie muszą, niemniej ... po nocy, lecieć do meliny? :D :D :D Nom. Siebie w tym nie widzę, sorry, w nocy śpię. Zastanawiam się, jaka była intencja takiego rozwiązania kwestii jednorękich bandytów. Może próbowano ubić kilka ptaszków jednym kamieniem, ale od podszewki nie wiem. Efekt w każdym razie jest taki, że nie można się oszukiwać, że spotykasz się tam dla funu z kolegami po robocie. Natomiast w temacie legalizacji marychy jako zbożnej a bohaterskiej próby zapobieżenia nadmiarowi kolejnych uzależnionych - jeśli gdziekolwiek takie cudowne zjawisko występuje, to nie w rejonie, gdzie ja stykam się z najmłodszym pokoleniem Irlandczyków. Wszystkie znajome zadymione dzieciaki mają problem z innymi używkami, tyle, że marycha ze względu na swoją rzekomą nieszkodliwość jest tak powszechna, że przez nią już dwie osoby odpadły nam z kursu. Rano nie był w stanie pozbierać rozumu (wszak marycha nie szkodzi, buahaha) i wykończyła je (to akurat dziewczyny były) absencja.

      Usuń
    7. co do dzieciaków, to też mamy chyba consensus, że narkotyki i MJ to nie są zabawki dla nich i wszędzie tam, gdzie ta MJ jest mniej lub bardziej legalna jest też osobne prawo, które zakazuje udzielania jej tym dzieciakom pod sankcją takich, czy innych kar... natomiast nie można zaprzeczyć, że mimo tych zakazów coś zawsze do tych dzieciaków trafia i kwestia (nie)legalności na rynku ma się do tego nijak... chociaż z drugiej strony mniejszym złem jest, gdy trafi produkt czysty, a nie jakiś wynalazek apgrejdowany domowym sposobem, a legalizacja jednak zmniejsza obecność w obiegu tych wspomnianych wynalazków...
      ...
      wracając do tematu, to pomysł, aby dokupić więcej towaru podczas nocnej imprezy nie świadczy o żadnym uzależnieniu, co rzecz jasna nie przeczy, że w takiej grupie jakaś uzależniona osoba może się znaleźć... natomiast co do samych uzależnień, to w ośrodkach leczenia tych uzależnień przebywa sporo osób, których de facto nie ma z czego leczyć i tylko zajmują miejsce ludziom naprawdę chorym czekającym w kolejce, a wiadomo, że z motywacją jest zwykle u takich krucho i dziś chcą się leczyć, a nazajutrz często zapominają o tym chceniu... a wmawianie komuś uzależnienia jest fatalnym pomysłem, bo to jest wpychanie go na drogę do realnego uzależnienia... dlatego zawsze byłem wrogiem takich szybkich, pochopnych diagnoz... ten temat już chyba kiedyś wałkowaliśmy zresztą, ale bez consensusu, o ile dobrze pamiętam...

      Usuń
    8. @PKanalia, masz jakiś pomysł na wyjaśnienie tego, dlaczego nikt nigdy nie próbował mi wmawiać, że jestem uzależniona? :D Rzeczywiście, rozmawialiśmy. Nie przekonałam Cię do mojego sposobu patrzenia na sprawę, na szczęście mogę z tym żyć, i to bardzo wygodnie ;)

      Uważam, że narracja o trawie, że to nie dla młodzieży, tylko dla dorosłego, który lubi i umi, będzie miała dokładnie taki sam efekt, jak przy innych, legalnych narkotykach - w większości biorą się za to ci, którzy tylko próbują siebie i innych przekonywać, że umiom.

      Usuń
    9. pomysł jest prosty: akurat w takiej, a nie innej byłaś i do tej pory jesteś konstrukcji sytuacyjnej, trudno, co robić :)
      zawsze mi się wydawało i wydaje nadal, że dążenie do redukcji szkód jest lepszym pomysłem, niż tzw. wojna z narkotykami /"oczywiście" innymi, niż alkohol, bo to przecież "nie narkotyk"/... a dopóki nie skreślimy Zioła z listy "narkotyków", to ludzkość nigdy z tej dupy nie wybrnie... niestety nie mam pomysła na leczenie konkretnych marychofobów i bynajmniej nie szlachetnego Kota Ryszarda mam na myśli...

      Usuń
  7. Prohibicja nigdy nie się nie sprawdzała. U męża ciotki w stolicy obserwowaliśmy melinę, z której wychodzili ludzie z flaszkami o różnych porach.
    Są także alkohole na stacjach benzynowych, wiec Obajtek więcej zarobi, a taksówkarz nie musi wieźć pijanego delikwenta, przywiezie mu flaszkę do domu.
    Nie widzę sensu zakazu w nocy, do 22 już można nieźle zatankować i burdy robić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak wszędzie, to wszędzie, na tanksztelach też :)
      ...
      słowo "prohibicja" jest tu raczej metaforą, więc się go nie bójmy...
      proponuję wrócić do tekstu: co ma być celem?... tu nie chodzi o żadną "walkę" z nadmiernym chlaniem, a tym bardziej alkoholizmem, tylko o więcej spokoju na ulicach w porach nocnych... polityka /czy też "filozofia"/ redukcji szkód to między innymi także powściągliwość w nadmiarze ambicji...
      ...
      co do kwestii met (melin), to pamiętam te czasy... "babka" sama dbała o (jako taki) porządek w okolicy, a nawet niektórzy stali klienci, bo to było warunkiem, aby milicja (która zresztą też u niej kupowała) nie skasowała całego biznesu... obecnie ochrona (jeśli jest) sklepu 24h ma gdzieś to, co się dzieje już dwa metry od sklepu, bo im wolno mieć to gdzieś...

      Usuń
  8. Zakazy, nakazy oraz prohibicja nigdy sie nie sprawdzały i nie sprawdzą. Wkołomacieja sie to próbuje w związku z zaborami. Tak jak teraz zawłaszczyli kraj katopoato z idiotami pospołu. Dlatego:Alko sie pędzi od dziada pradziada, maryche się sieje od dziada pradziada(gdy się ma warunki) tablety wczesnoporonne sie załatwia w drugim obiegu, uprawia sie turystykę aborcyjną, Norma w kraju tutejszym. z mlekiem matki, tradycji i genów wyssana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie sprawdzą w czym?... pytam po raz któryś, bo kolejna osoba pokazuje, że nie wie, o chodzi...
      bo prawda jest taka, że w pewnych kwestiach, bardziej detalicznych jakoś się jednak sprawdzają...
      zakaz urządzania burd na ulicach się nie sprawdza, bo to martwe prawo, ale gdy ograniczy się ich podstawową przyczynę, jakimś magicznym sposobem tych burd jest mniej... i o to tylko chodzi, to wystarczy, bo wszystkich burd do białej kości faktycznie zakazami skasować się nie da...

      Usuń
    2. ano w tym, że ludzie obchodzą ! te zakazy i to z sukcesami. To nie znaczy, że system nakazowo-zakazowy jest ok. przecież tego nie napisałam nie sugerowałam a wręcz przeciwnie, dowodzę, że to durne działanie.

      Usuń
    3. może trochę niewyraźnie napisałeś...?? skoro się wszyscy odnoszą według ciebie nie w temacie..tak podpowiadam :-)

      Usuń
    4. jak dobrze zrozumiałem, to mimo zamknięcia nocnej sprzedaży alkoholu ludzie nadal będą wszczynać burdy na ulicach?... czy sugerujesz tym samym, że oni wcale nie wychodzą po ten alkohol, tylko po to, żeby sobie porozrabiać?... fascynujące :)

      Usuń
    5. nie mówię, że wszyscy, ale tak jakoś się porobiło, że spora część zgubiła istotę sprawy, tylko się zabrała za inną, a że i tak będzie na mnie, że trochę coś nie tak napisałem to ja wiem, ale z tym mi się nigdy nie chce polemizować, przecież nie będę zmieniał stylu tylko dlatego, bo komuś się spieszyło, nie chciało i w ogóle ma gdzieś cały tekst :)

      Usuń
    6. po pierwsze każdy ma prawo w komentarzu odnieść do tego do czego chce w tekście, no chyba, że wyraźnie zabronisz )) po drugie każdy ma prawo odlecieć. Po kolejne, moim zdaniem ludzie będą wszczynać burdy ale tym razem przy melinach.

      Usuń
    7. to będzie problem meliniarzy: gdy będą burdy przy melinach, to policja będzie zwijać meliniarzy, a wtedy oni już sami zatroszczą się o porządek przy swoich biznesach... a poza tym to wcale nie będzie tak, że wszyscy klienci nocnych sklepów przerzucą się na meliny, tylko część zacznie kupować na zapas w ogóle odpuszczając sobie nocne zakupy, poza tym przecież nie będzie takiej informacji, jak w przypadku zwykłych sklepów, więc część w ogóle nie będzie wiedziała, gdzie pójść... tak, czy owak, do jakiejś i to wcale niemałej redukcji ulicznych burd dojdzie... i o to tylko chodzi, tak miało być, nihil supra :)

      Usuń
  9. "W Krakowie już w najbliższe wakacje po północy nie będzie można kupić w sklepach alkoholu."
    Wiem, że na te nocne sprzedaże narzekają ludzie mieszkający przy tych punktach.
    to może być uciążliwe.
    Ale tak to jest, że jak zamyka się jedno okno, ktoś otwiera drugie. Mam na myśli tak zwane meliny, które chyba w tych czasach nie miały racji bytu.
    Teraz może się to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znowu to samo, prawie co komentarz :(
      zapytam tak, jaki problem chcemy ogarnąć?... na pewno nie picia jako takiego, to nas teraz nie interesuje... nas interesuje tylko więcej spokoju na ulicach... kto to ogarnie?... właściciele sklepów nocnych nie, bo to nie ich broszka... policja i straż miejska nie, bo nie mają do tego ludzi... sami ludzie z obywatelskiego poczucia nie - bo to czysta fikcja... to zamykamy te sklepy w porach nocnych, mniej się będzie pętać po ulicy podciętych ludzi ten spokój psujących...
      meliny, znaczy mety?... a co nas one obchodzą?... niech sobie będą... właścicielom takich punktów, jako nielegalnych, też zależy na spokoju i pewnej dyskrecji, więc zwalamy kłopot na ich głowę... niech oni się martwią o ten spokój, każdy z osobna, jeśli nie chcą zbyt szybko zniknąć z rynku...

      Usuń
    2. Picia jako takiego nie ogarniemy.
      Spokoju też nie ogarniemy.
      Co nie znaczy, że ludzie przestaną narzekać.
      Meliny to zawsze jednak bardziej ukryta działalność.

      Usuń
    3. nieukryte, jawne meliny są teraz... być może ich ukrycie wpłynie na spokojność okolicy?... a przecież o to właśnie chodzi?...
      a zakaz narzekania obowiązuje (ponoć) w Korei Północnej i (ponoć) działa, bo (ponoć) nikt nie narzeka :D LOL...

      Usuń
  10. Ja myślę, że tu chodzi o to, aby osoby szwendające się po mieście, w jakiś parkach po prostu nie zaczepiały ludzi będąc pijanymi i nie robiło burd w postaci niszczenia mienia. Aby tym osobom, które wracają z imprez mogły wrócić do domu niemolestowane i zaczepiane przez podchmielonych osobników. Nie jest to może zły pomysł może się sprawdzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cały koncept sprowadza się do zmniejszenia ilości podciętych osób łażących w nocy po mieście ucinając jeden z głównych, a może najgłówniejszy powód do tego łażenia... wiele, być może większość z nich nie mając po co iść, po prostu nie wyjdzie... prościej już chyba na ten temat nie da rady...

      Usuń
  11. Odpowiedź na Twoje wątpliwości ws. "nocnej prohibicji" jest prosta jak pie....nie kotka za pomocą młotka. To prawda, że zakazy prawne definitywnie nie załatwiają tego problemu, gdy odnoszą się tylko do jednego obszaru, czyli dostępu do alkoholu po jakiejś tam godzinie. Gdyby jednak skomasować inne działania w postaci np. a/ podniesienia kar za zakłócanie ciszy nocnej i porządku społecznego, b/ uznania, że czyny przestępcze popełnione "pod wpływem" podlegają wyższej karze, c/ wzmożenia monitoringu, d/ zwiększenia uprawnień paramilitarnych straży miejskich, ochroniarzy, różnych "patroli społecznych", itd., itp., ... to wtedy takie zakazy by miały większy sens. Oczywiście nie załatwia to problemu tych "niedopitych", którzy postanowili "iść w Polskę". Tutaj warto przypomnieć przebój Gołasa "W Polskę idziemy":https://www.youtube.com/watch?v=ge7mJjAb5Bk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. te punkty dodatkowe nie zaszkodzą, choć niewiele też wniosą, wyjątek to punkt d), który z uwagi na skutki uboczne bardziej może zaszkodzić na ogólniejszym poziomie - innymi słowy: może już wystarczy tych uprawnień dla służb mundurowych, nie budujemy (rozbudowujemy?) państwa policyjnego, tylko chcemy ograniczyć prawdopodobieństwo nocnych drak na mieście...
      za to odpowiedzmy sobie na pytanie, jaki procent ludzi mniej pójdzie w tą całą Polskę, gdy nie będą mieli po co?... wystarczy nam odpowiedź "mniejszy" do której pojęcia nie trzeba ani matematyki uniwersyteckiej, ani nawet zwykłych politechnicznych rachunków...
      aha, kwestia ewentualnego zaistnienia met została już omówiona w paru miejscach na forum, przy czym przez mety rozumiemy też sprzedaż od tyłu w godzinach zakazanych...

      Usuń
  12. Te punkty dodatkowe podałem przykładowo, a więc nie są one całościową oceną problemu, a raczej skłaniają do uwzględnienia t.zw. w ekonomii "rachunku ciągnionego" zysków i strat. Nie chcę tu odwalać roboty za doradców krakowskiego samorządu, dlatego przytoczę kolejne przykłady, których zapewne doradcy samorządowi nie uwzględnili.
    Nie wiem co zrobi potencjalny niedopity krakowski ziomal mający chęć pójścia w Polskę, gdy tę możliwość zablokuje mu ustawa. Mam nadzieję, że nie dojdzie np. do przemocy w domu. Nie wiem jaki był duch i sens tworzenia zakazów wyszynku, ale wydaje się, że - jeżeli chcemy edukować i wychowywać społeczeństwo, a nie tylko zakazywać lub nakłaniać do czegoś - lepiej monitorować zachowania ludzkie (czasami nieludzkie) kamerami i patrolami niż pozostawić to losowym rozstrzygnięciom. Poza tym pojawia się kwestia "życia miasta nocą", bo wiadomo, że te mniejsze miasta w nocy śpią, a większe pulsują życiem nadal. Jest też symptom burmistrza NY, który zwalczył gangsterkę zaczynając od egzekwowania najprostszych obowiązków służb porządkowych. Chodzi w skrócie o to, aby służby interweniowały nie tylko wtedy, gdy ktoś kogoś zasztyletuje (vide Kraków!), ale już na poziomie wulgarnego słownictwa, czy zaśmiecania chodników! No i wreszcie "Kraków nocą" to idealne miejsce do wyłapywania i rejestrowania patologicznych zachowań "pod wpływem...", itd., itp., ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli chodzi o New York, to od dwóch lat jest tam legalne Zioło i są wyniki, bo jest bezpieczniej na dworzu/polu/placu...
      ale to tylko dygresja...
      kiedy lać pałą?... rozumowanie intuicyjne jest u naszego gatunku w regresie od wieków, więc powierników pał trzeba precyzyjnie programować, żeby wiedzieli kiedy... stąd też jakby moje obiekcje do dawania im zbyt szerokich uprawnień...

      Usuń
    2. Przykład NY odnosił się do końcówki lat 90' ub.w., gdy na ulicach NY rzadziły mafie chińskie, rosyjskie, itp., a policja nie wychylała się ze swoich opancerzonych radiowozów i komisariatów ... To wtedy Giuliani zaprowadził porządek na ulicach, metodą zapobiegania, a nie likwidowania skutków przestępczości.
      Teraz, może dzięki legalizacji ziół i tp. specyfików ;) mamy powrót do terroru. Oczywiście to jest prowokacja, chyba jednak uzasadniona, bo nie mam przekonania, że osobnik z nieco przytłumioną samokontrolą i percepcją jest np. tak samo asertywny i empatyczny jak inni.

      Usuń
    3. no, i widzisz, nocna prohibicja nic nie leczy, tylko zapobiega...
      legalizacja Zioła zresztą też...

      Usuń
    4. To odpuśćmy sobie te zioła i nałogi, bo to już wielokrotnie i bezproduktywnie przerabialiśmy. Podsumuję:
      Jestem za aktywnością samorządu i wprowadzeniem zakazu, jeżeli tylko lokalne władze potrafią to wyegzekwować. Uważam, że to jest złożony i długofalowy proces wychowywania człowieka dorosłego. Oczywiście skutkiem nie będzie tylko to, czy w najbliższych tygodniach, miesiącach coś się zmieni w Krakowie, ale przekonanie ziomali, że do lokalnych potrzeb społecznych trzeba się dostosowywać. N.b. w PRL znaki drogowe o przestrzeganiu ciszy (np. zakaz używania sygnałów dźwiękowych) były ściśle przestrzegane, dzisiaj każda czarnek drogowa trąbi gdzie chce i jak chce.

      Usuń
    5. jak wspomniałem w tekście posta, lokalny jedynie zakaz sprawy nie ogarnia, bo może zaowocować wzrostem ilości wypadków na drogach powodowanych przez podciętych kierowców, jadących po złote runo do liberalniejszej gminy, a nie o to nam chyba chodzi?...
      z pewnością łatwiej jest wyegzekwować taki zakaz, niż nakaz ciszy nocnej... rzecz jasna będą przypadki sprzedaży od tyłu sklepu, tak jak to bywało w czasach godziny 13-tej, ale z zachowaniem pewnej dyskrecji, a nam o to właśnie chodzi...
      czas na filozoficzną puentę, że choć pluralizm (samorządowy) jest dużą wartością, to bywają tematy, gdzie centralizacja zarządzeń może przynieść lepsze efekty...
      a co do samego Krakowa, to istnieją obserwacje, że najwięcej rozrób popełniają przyjezdni, do tego cudzoziemcy, którzy czasem wręcz uprawiają narkoturystykę alkoholową (ceny!), a Warszawa zakazu nie popiera, bo jest wielokroć mniej atrakcyjna turystycznie, więc tego bólu głowy nie zna, bo go nie ma...

      Usuń
    6. Relacje pomiędzy rzadem i samorządem nie są, bo i nie powinny mieć stałego charakteru. Tu powinien decydować delikatny balans uzależniony od różnych uwarunkowań. Powinien, bo to jest motorem postępu i ewolucji kultury, tradycji, cywilizacji ... Nie chce mi się rozwijać tematu, więc tylko nadmienię, że przyjmowanie pewnego obszaru śródmieścia za scenę wydarzeń o różnym charakterze (turystyka, handel, usługi, sztuka, chuligaństwo, itp.) to tylko fragment tego co tam powinno się dziać z udziałem różnych służb, i organizacji.

      Usuń
  13. Nie czytałam wcześniejszych komentarzy, więc jeśli się powtórzę, odeślij mnie wyżej :)
    Nocna prohibicja nie jest moim problemem. Najbardziej zainteresowani, to sąsiedzi tych punktów sprzedaży. Wspomniał już ktoś może, że takie niedopitki nie dość, że są głośni, to jeszcze szczają po klatkach? Może zamiast zakazu otwierać punkty nocnej pomocy dla ofiar nałogu w miejscach oddalonych o....m od ludzkich siedzib?
    Co do zasady jednak, to krew mnie zalewa na każdą ingerencję w moje prawa obywatelskie do wyboru sposobu życia. Ostatnio usłyszałam, że pojawił się pomysł zakazu produkowania papierosów bez filtra, bo one nic nie dają (?), a jedynie śmiecą. No i młodych mają zniechęcić. Kiedy się w końcu odpierdolą od palaczy? Z oficjalnych statystyk wynika, że wśród ofiar raka płuc palacze stanowią 23%, czyli co 5-ty biedak, ale i tak w społecznej świadomości (także medycznej), sami jesteśmy sobie winni wszystkich chorobom, o ironio, poza Toczniem :) który akurat mnie gnębi :)
    Mam taki postulat: dajcie ludziom żyć jak chcą. Po prostu odwalcie się od nas, bo wcale nie chcecie pomóc, macie nas w tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli nigdy nie wychodzisz w nocy na ulicę i pod Twoim domem nie ma nocnego sklepu, to faktycznie może to nie być Twój problem, ale może to być problem Twoich bliskich, na których dobrostanie mniej lub bardziej Ci zależy /taka jest jedna z definicji "osoby bliskiej"/...
      większość klientów tych nocnych punktów nie jest w żadnym nałogu, więc jakieś punkty pomocy nie są tu żadnym rozwiązaniem, przynajmniej tego, konkretnego problemu... a cały pomysł nocnej "prohibicji" z kolei nie ma na celu leczenia kogokolwiek, chodzi tylko o to, żeby było ciszej, spokojniej i bezpieczniej na ulicach o tej porze...
      ...
      nie bardzo zrozumiałem, o co chodzi z tymi papierosami, bo papierosów bez filtra nie ma na rynku już od wielu lat, to jak można zakazać ich produkcji, skoro jej nie ma?...

      Usuń
    2. Tak, o synów się martwię, kiedy łażą po nocach gdzieś, ale to rzadkie przypadki, bo głównie jeżdżą. I nie jest tak, że nigdy nie wychodzę po zmroku z domu. Zresztą mieszkając na parterze, nawet będąc w domu czuję się zagrożona, gdy słyszę pijackie odgłosy. Boję się pijaków i wolałabym, żeby ich nie było, ale czy ten zakaz coś zmieni? Bardziej pomogłyby piesze patrole policji na ulicach.
      Pisząc o punktach nocnej pomocy dla ofiar nałogu, miałam na myśli sklepy z alkoholem ;)
      A tu pomyłka, miało być "pomysł nakazu produkowania papierosów bez filtra". Czujny jesteś :) No i sam widzisz, już mi się mylą te wszystkie zakazy i nakazy :)

      Usuń
    3. policji jest za mało, a poza tym nie byłoby fajnie, gdyby było jej za dużo...
      papierosy bez filtra?... to ma ręce i nogi, tył i przód, bo takie papierosy są bardziej eko, nie ma po nich syntetycznych odpadków, a jak ktoś chce sobie filtrować dym, to szybko powstanie rynek wielorazowych fifek z filtrami... on zresztą już kiedyś istniał, można było kupić takie ustrojstwo, co jakiś czas się płukało pod kranem i to działało...

      Usuń
  14. Ja ogólnie jestem za legalizacją zioło w 100%. Ale moje serduszko chciałoby też legalizacje extasy... (mdma)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za mało mam doświadczeń i obserwacji w temacie "extasy", aby na tym budować zdecydowane opinie...
      ale...
      nie jestem fanem puszczenia na free wszystkich narkotyków /np. alkoholu, czy opiodów/ lub semi-narkotyków /np. kawa, czy MJ/, zgadzam się z koniecznością pewnej (prawnej) kontroli nad tym wszystkim, ale pod warunkiem stworzenia oddzielnych przepisów dla każdej z tych grup substancyj... niestety większość ludzi w tym kraju to konformistyczne prymitywy dające sobie wbijać do głowy, że MJ to narkotyk(???). zaś alkohol to "nie narkotyk, tylko coś innego"...

      Usuń
    2. jasne, pewnie.

      było jakieś zagraniczne badanie negatywnego wpływu narkotyków na zdrowie. najbardziej szkodliwe okazały się heroina i alkohol. za nimi marihuana i amfetamina. i na samym koncu tabletki extasy. było tam jakieś 20 substancji zestawionych.

      książka: "Czy psychodeliki uratuja swiat?" mówi na temat mdma, grzybów i lsd.

      pzdr

      Usuń
    3. marihuana?... już nie zapytam, kto ją wpisał na listę narkotyków, pewnie ten sam idiota, który wpisał na tą listę nać marchewki... takich badań na zamówienie propagandowe nikt sensowny nie bierze poważnie...

      Usuń
  15. Pojęcia nie mam o ziółkach, natomiast mam uzależnionego od specyfików sąsiada, który ma tak mózg zniszczony, że cały czas muszą rodzice za niego decydować, gdyż nie jest w stanie sam nic wybrać.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pytanie, co to były za specyfiki?... uzależnić się i zniszczyć sobie mózg można nawet Ziołem jeśli jest chemicznie podrasowane... ale istotne jest to, że tak się częściej może zdarzyć, gdy jest nielegalne w danym kraju...
      serdeczności :)

      Usuń
  16. Nawet nie wiedziałam, że były takie plany...
    Ale zgadzam się z Tobą, że to musiałby być zakaz ogólnokrajowy.
    Inaczej będzie tak, jak to nakreśliłeś czyli jeszcze gorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co prawda zwykle jestem za decentralizacją prawa, ale jakieś centralne regulacje też muszą być, akurat do nich zaliczam tą sprawę...

      Usuń
  17. Mnie tam wszytko jedno, nocne opcje, przynajmniej w mojej okolicy, zawsze są zbyt drogie i nawet jak się upiję i braknie to jakoś mi szkoda funduszy, żeby dokupywać.
    Twoje rozwiązanie najlepsze, ale coś nie wierzę, że do tego dojdzie.

    OdpowiedzUsuń