14 maja 2022

Betelgeuse, czyli akcja taka, żeby zakisić buraka

Poniższy przepis jest zasadniczo uniwersalny do większości kiszonek, tym razem jednak nie interesuje nas jarzyna, tylko sok.
Sprzęt:
Słoik systemu twist. Może być dość dowolnych rozmiarów, ale bez jakichś tam przegięć, jednak też bez zbytnich ograniczeń.
Kółeczko wycięte z plastiku, na przykład z talerzyka jednorazowego użytku. Rozmiar ma być tak dobrany, aby pokrywał maksymalnie zawartość słoika.
Kamień. Ideałem jest otoczak w kształcie stożka z zaokrągloną krawędzią, tudzież czubkiem. Ale może być też jakiś plastikowy przedmiot. Niezłym pomysłem jest pusta szpulka po plastrze. Rozmiary takie, żeby przeszło przez wlot słoika, byle nie za małe.
Nóż i deseczka.
Materiał:
Buraki czerwone.
Przyprawy, dodatki smakowe. Pieprz niemielony, czosnek, plasterek cebuli, papryczki chili, kawałek chrzanu, listek laurowy, ziele angielskie, czy coś tam może jeszcze. To są składniki opcjonalne, może ich wcale nie być. To tylko kwestia gustu.
Eksperymentujemy, zaś co słabsze mentalnie osoby mogą zapytać autorytetu, jaki mają mieć ten gust.
Solanka, czyli roztwór soli w wodzie, tak mniej więcej jedna łyżka zupna na litr tejże wody. Sól najchętniej kamienna, bo najzdrowsza, ale może być też inna kuchenna odmiana.
Starter. To jest sok z jakiejś innej kiszonki lub naturalny jogurt, czy też kefir. Ilościowo jakaś tam łyżka, czy kieliszek. Nie jest konieczny, ale bez niego projekt czasem może nie zahulać.
Procedura:
Higiena to podstawa, nie tylko w miłości, więc cały sprzęt myjemy, potem wyparzamy. Zaś materiał tylko myjemy. Starannie, ale bez chemii.
Buraków nie obieramy, nie pozbywamy się też żadnych ogonków, jeśli są. Za to kroimy je na kostkę, takiej średniej wielkości, jak kostka do gry. Na dno słoika wrzucamy przyprawy, jeśli takie chcemy użyć. Potem kostkę buraczaną, tak do dwóch trzecich naczynia, czy też trzech czwartych. Trzeba tak to dobrać rozmiarowo, aby kamień lub jego substytut nieco wystawał ponad krawędź słoika. Na kostkę kładziemy kółeczko, potem wspomniany kamień. Wlewamy starter, potem do pełna solankę. Tak, żeby było czubato. Zakręcamy słoik, dociskając tym samym kamieniem to, co jest pod nim. Odstawiamy w ciepłe miejsce na jakimś spodeczku, czy głębszym talerzu, ale można lepiej. Słoik plasujemy do wiaderka ciepłej wody, tylko tak, żeby wystawał. Co kilka godzin tą wodę wymieniamy na cieplejszą. Po jakiejś jednej dobie, czy dwóch, jak już się zabuzuje, odkręcamy, po czym uzupełniamy solankę, znowu czubato, bo po buzacji nieco wykipi. Słoik może już stać dowolnie, raczej chłodniejsze miejsce jest wskazane. Po jakiejś dobie temat jest gotowy. Ale niegłupio jest poczekać dzień lub dwa, aby sok bardziej dojrzał.
Ogólna uwaga dotycząca wszystkich kiszeń:
Rzecz polega na tym, aby nic nie wypływało na powierzchnię płynu. Nawet drobny paproch może być zaproszeniem dla inwazji pleśni. Gdy tak się stanie, produkt nadaje się co najwyżej do karmienia kogoś, kogo bardzo nie lubimy. Dlatego jest to kółeczko, dlatego też nie stosujemy zmielonych przypraw. Co prawda przy tak krótkim odcinku czasu pleśń raczej nam nie grozi, jednak warto mieć taki odruch, aby tej sprawy pilnować.
Płyn zlewamy, dociskając kamieniem resztę. Jako, że wyjdzie on dość stężony, można, choć nie trzeba, nieco go rozwodnić. Kwestia gustu. Na początkujących wypicie pierwszej działki soku może zadziałać diareicznie, ale to jest niemęcząca, zdrowa sraczka, taka oczyszczająca kiszkę. Zaś jak już wspomniano, higiena to podstawa. Nie jest to bynajmniej przynajmniej jedyna korzyść zdrowotna, którą betelgeuse wnosi do ludzkiej egzystencji, ale te dane można już sobie wyguglać. 
To by było na tyle.
Kto jest za?
Grzeczna, mądra Kawiarnia, więc nie ma co pytać, kto jest przeciw.
Pytania?
Jak będą, to się odpowie.
No, a teraz do roboty. Algorytm jest prosty jak...
Jak...
Jak zabieg, którego chętnie metaforycznie udzielamy potworom rządzącej neokomuny, albo ostatnio towarzyszowowu piździnu.
Aha, jeszcze epilog:
Pozostaje na koniec pytanie, co robimy z zawartością słoika po zlaniu soku? Odpowiedź jest prosta: to, co chcemy. Niezłym pomysłem jest zalanie jej wrzątkiem i poczekanie jakąś jedną dobę, Taki wtorak również jest dość wartościowy jako napój lub element zupy, takiego semi barszczyku. Można nawet zrobić trzeciaka. Natomiast cząstki stałe raczej wyrzucamy, gdyż są już za bardzo wyeksploatowane, niekoniecznie jednak. Nie jest bynajmniej błędem ugotowanie tego materiału, wykorzystanie do jakiejś potrawy jako wypełniacz spożywczy. Tam jeszcze coś jest, choćby błonnik, więc to nadal się nadaje do spożycia, nie jest wcale jałowe gastronomiczne. Jest inflacja, żarcie drożeje, zaś strategia "no waste" nie jest wcale żadnym modnym kaprysem, dla niektórych może być wręcz koniecznością.

37 komentarzy:

  1. Chłopaku! Chyba musiałabym oszaleć, żeby wyprawiac takie podchody wokół buraków. Kiszę je od wielu lat. Nie potrzeba żadnych przycisków ani kółeczek, zbędne są również wszelkie "startery". Buraczki wystartują same, serio, serio. W życiu mi nie splesniały. Ech, faceci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. toć napisałem wyraźnie, że raczej wystartują same, tylko wolniej, a pleśń również raczej nie grozi... to są tylko zabiegi profilaktyczne, na bud'-jakij vipadok vohonia...
      pleśń miałem tylko raz, niczym sierść łosia, ale na selerach, bo nie przykryłem, nie docisnąłem i wypłynęły...

      Usuń
    2. Kisisz selery? Uwielbiam sok z kiszonych selerów! I z kiszonej pietruszki.

      Usuń
    3. nie tylko sam sok, ale całe korzenie... ostatnio był na stole kiszony seler plus pietruszka właśnie, pół na pół, a dziś otworzyłem cukinię z kalarepką... tym razem obraną kalarepką, bo poprzednio myślałem, że kiszenie zmiękczy jej skórę, ale źle myślałem... no cóż, jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz... za to cukinia wychodzi piorunem i piorunem trzeba zjadać, bo się rozmaśla, gdy za długo stoi...

      Usuń
    4. Pewnie zadam głupie pytanie, ale... je zadam. Czy pietruszkę i seler kisi się tak samo jak buraki ?

      Usuń
    5. @Kolokazja...
      chyba niegłupie pytanie, skoro warte mojej odpowiedzi:
      yoop. technika kiszenia jest ta sama... tylko warto poczekać parę dni dłużej...
      tylko trzeba wyjaśnić pewną rzecz:
      korzeń buraka jest ciężkostrawny nawet po ukiszeniu, ale seler i pietruszka dają się pogryzać nawet na surowo... jak marchewkę, którą zresztą tak samo można kisić...

      Usuń
    6. Dzięki :) pytałam, bo w moich "księgach" kucharskich o kiszeniu pietruszki nic nie ma. Księgi bardzo stare i o takich cuda-wiankach nie słyszały.

      Usuń
  2. Piotr, Be, szkoda, że nie znałam Was wcześniej. W ciąży miałam ciężką anemię, więc lekarz zalecił mi buraki. Pożarłam surowe i nieomalże nie poroniłam. Takiego bólu brzucha nie przeżyłam nigdy potem, no chyba, że przy ostrym wyrostku. Od lekarza dowiedziałam się potem, że surowych buraków nie podaje się nawet świniom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to o świniach wiem, już od dawna od babci... i że lepiej upiec, niż gotować, bo gotowanie wyjaławia /z witamin i innego miodzia/, a jak surowe, to tylko sok...
      natomiast z tym leczeniem anemii burakami to trochę mi wygląda na homeopatię, jak z czerwonym winem, że erytrocytów przybywa...
      za to znalazłem inną wiadomość /cytuję/:
      "Pamiętać należy, aby nie przesadzić z ilością buraków w codziennej diecie. Buraki w swoim składzie posiadają azotany, które w zbyt dużej ilości mogą wpływać niekorzystnie na parametry krwi i doprowadzić do anemii, co jest szkodliwe zwłaszcza u kobiet w ciąży lub karmiących piersią"
      całość tu:
      https://www.medonet.pl/zdrowie,burak-w-diecie--skladniki-odzywcze-i-wlasciwosci-zdrowotne,artykul,1732963.html

      Usuń
    2. Czerwone wino też dostałam. Na receptę. Wykupiłam w aptece. Dawka: szklanka 3xdzienie! Przecież chodziłabym całą ciążę nawalona jak bąk! To nie był homeopata, ten lekarz znaczy. To był ginekolog. To były inne czasy...

      Wiesz, choruję na coś, o czym niewiele wiadomo, więc ratuję się jak mogę, żeby unikać sterydów, np. czytając doniesienia z najnowszych badań i jestem przerażona! Niektóre (?) leki wprost wywołują objawy, które potem się leczy innymi lekami, a do tego diagnozowanie tych pierwotnych chorób jest mocno problematyczne.

      Wracając do meritum: jeśli kolejne badanie potwierdzi u mnie małopłytkowość, skorzystam z Twojego przepisu.

      Usuń
    3. chyba zaszło jakieś nieporozumienie, bo anemia to deficyt czerwonych krwinek (erytrocytów), zaś małopłytkowość to, jak nazwa wskazuje, deficyt płytek krwi (trombocytów), jedne i drugie pełnią różne funkcje... tak więc najpierw lepiej się upewnić, o który rodzaj krwinek chodzi, a dopiero potem sprawdzać, czy sok z kiszonych buraków może pomóc lub zaszkodzić...
      ...
      no cóż, niektórzy lekarze starszej daty czasem zalecają alkohol swoim pacjentom, rzecz jasna w drobnych ilościach... na przykład w kardiologii mały (maksimum 50 ml) koniaczek lub inne brandy do kolacji ma zapobiegać zawałowi, co brzmi logicznie, bo rozszerza naczynia wieńcowe...
      za to w przypadku czerwonego wina nie chodzi o sam alkohol, tylko raczej o takie składniki, jak flawonoidy, wapń, potas, czy magnez, czy coś tam jeszcze...
      czy trzy szklanki dziennie /czyli butelka/ to dużo, czy mało?... trudno powiedzieć, większość Francuzów, Włochów, czy Hiszpanów tak się nasącza, a czy są na rauszu to już kwestia tolerancji organizmu... aczkolwiek dla kobiety w (chcianej, akceptowanej) ciąży taka ilość wydaje mi się przesadą... z drugiej strony jednak wino z apteki zbyt mocne nie jest, czasem wręcz zerowe woltażowo, bo chodzi właśnie o te inne składniki... są też kapsułki z tymi składnikami, jest też esencja wina, wszystko bezalkoholowe, ale nie jestem pewien, czy obecnie w polskich aptekach to wszystko jest osiągalne...

      Usuń
    4. Zupełnie niespodziewanie dostałam od Ciebie dużą pomoc. Jako, że całe życie miałam skłonność do anemii hasło "małopłytkowość" odruchowo z nią skojarzyłam. Nawet pomyślałam: "czemu oni ciągle zmieniają nazwy chorób?" :)
      A sok z buraka kojarzy mi się bardziej obyczajowo, niż kulinarnie, ale to oczywiście przypadek.

      Usuń
    5. płytki odpowiadają za krzepliwość krwi, a erytrocyty za transport tlenu, "oddychanie" organizmu... tak naprawdę, to małopłytkowość i wyższy tzw. "wskaźnik INR" nie zawsze są złe, np. przy dysfunkcjach serca nawet wskazane jest pewne "rozrzedzenie" krwi, bo zmniejsza ryzyko zakrzepu, zatoru, a w konsekwencji udaru mózgu...
      ...
      sok z buraka to taka witryna satyryczna jest, ale mnie się bardziej kojarzy z sokiem z żuka, podobna pisownia i wymowa /beet = burak, beetle = żuk/ i kultowym filmem /Winona Ryder - znakomita rola/...

      Usuń
    6. Doczytałam: małopłytkowość występuje często w chorobach autoimmunologicznych, np. w Toczniu, więc wszystko wiadomo.
      A "Sok z żuka" widziałam i to więcej niż raz. Doskonały film.

      Usuń
  3. Buraki kiszę na barszcz, który wychodzi jak nigdy, ale obiecuje sobie zacząć kisić wszystko, co podleci pod rękę, a o własnościach leczniczych buraków w ogóle to już moja babcia opowiadała.
    Przepis mam nieco inny, ale tez dobre są.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szlag mnie trafi, bo mi długi komentarz zniknął.
    Napisałam, że tez kiszę buraki, ale przepis mam nieco inny.
    Kiszonki są zdrowe, musze spróbować kisić co podleci pod rękę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chętnie poznam Twój alternatywny przepis, bo od pewnego czasu mam fazę na kiszonki /przygotowywanie, jedzenie i oszczędzanie nie kupując gotowych/ i chętnie eksperymentuję...
      faktycznie ponoć kisić można wszystko, choć również wszystko można sknocić, nawet najprostszą rzecz...
      w dalszych planach mam owoce, potem miso, a na koniec produkty zwierzęce /np. śledź po norwesku lub krewetki po koreańsku/, to już jest ponoć wyższa szkoła jazdy i może być nawet ryzykowne...

      Usuń
    2. śledzia i krewetek nie odważyłabym się , o nie!

      Usuń
    3. bo to faktycznie "trza umić", krewetka to nie burak, dlatego też mam zamiar nieco się czaić do takich eksperymentów, podchodzić do nich z pewną mniej lub bardziej śmiałą dozą rozwagi...
      ale skoro Norweg, czy Koreańczyk potrafi, to czemu miałby nie potrafić Polak /do tego nie-katolik/, który przecież umi wszystko?...
      :D

      Usuń
  5. Póki co testowałam sposób kiszenia buraków i nawet raz czy dwa sok był pyszny, zwłaszcza, gdy dogodziłam mu czosnkiem. Wbrew pozorom, to wcale nie jest takie hop-siup; jak się wydaje;
    np. jak dobrać odpowiedni słoik; aby potem było czym przydusić buraki? albo czym przykleić przyprawy do dna słoika, aby nie wypływały na wierzch? no i jeszcze aby zalewa nie dostawała wścieklizny i się nie pieniła? Z buraków wymoczków starałam się zrobić surówkę [po ugotowaniu];
    obrzydliwość, bez smaku, więc wylądowały buraczki na kompostowniku.
    Odechciało mi się kiszenia...ale chętnie bym piła taki sok, gdyby mi ktoś przygotował :)
    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tu faktycznie trzeba czasem pokombinować, aby dobrać rozmiary słoika i dociskacza... niektórzy wcale nie dociskają, ale po przygodzie ze spleśniałym selerem wolę nie ryzykować...
      przyprawy zwykle toną po nasiąknięciu, ale nie zawsze i niekoniecznie... ja zwykle robię tak, że nie używam żadnych sypkich, zmielonych, a ostatnią warstwę warzyw wycinam w duże plastry, aby te drobne elementy nie wypływały i używam wspomniane kółeczka z plastiku... można też spróbować wcześniej je namoczyć, ale sam nigdy tak nie robiłem... czosnek jest super, razem chrzanem i chili zapobiegają rozwijaniu się złych, szkodliwych odmian bakterii, za to nie niszczą tych dobrych...
      wścieklizna na początku to dobry znak, bo to znaczy, że coś się dzieje, przy okazji trochę tej piany wykipi, ale potem, już po uzupełnieniu płynu lepiej to przyhamować, zwłaszcza gdy chcemy, aby dłużej postało, dlatego odstawiamy w chłodne miejsce, można nawet do lodówki, ale na sam dół, żeby całkiem nie zahamować procesu...
      wymoczki też raczej wyrzucam na kompost, ale wspomniałem o nich tak już dla kompletności, gdyby ktoś chciał być za bardzo oszczędny... poza tym, gdy się regularnie popije takiego soku, to na buraki nawet spojrzeć się potem nie chce, a co dopiero je jeść...
      ...
      bo ja wiem?... może nawet mógłbym Ci sprezentować trochę soku, po przeprowadzce chyba tak bardzo daleko by nie było...
      pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    2. Nie kisiłam buraków w skórce; zawsze cienko obierałam. Tak mi to pasowało wizualnie :) nie stosowałam też przypraw mielonych, ale nawet ziarenka i liście wypływały ponad buraki krojone w plastry. Podobno lepszym rozwiązaniem jest starcie buraków na tarce o grubych oczkach, zaś plastry jedynie umieścić na samej górze jako taki czop.
      W ten sposób lepiej wydobędzie się smak i wartości odżywcze z buraka.
      Obawiam się tylko, że 1 łyżka soli na litr wody, to trochę za słaba solanka. Przekonałam się o tym przy kiszeniu ogórków. Ongiś siałam buraki na swym ogródku, ale one mają duże zapotrzebowanie na wodę, więc je zaniedbywałam. Sklepowe są faszerowane chemią.
      Nie wiem gdzie wywędrowałeś [po przeprowadzce], lecz przy tak wysokiej cenie za litr benzyny; nie warta skórka za wyprawkę.

      Usuń
    3. dobrze kombinujesz: plastry z buraka jako czop...
      starcie buraka na tarce jest okay, szybciej i wydajniej wtedy się go wyeksploatuje, ale upierdliwe, więc ja po prostu cienko go szatkuję...
      stężenie soli jest do dyskusji... zauważyłem jednak, że za dużo tej soli hamuje proces kiszenia, więc to trzeba przeeksperymentować...
      ...
      z grubsza Dolny Śląsk, Przedgórze Sudeckie, ale nie jestem aż tak bardzo w Tobie zakochany, żeby palić wachę na wożenie Ci soku z buraka, niemniej jednak (prawie) wszystko da się jakoś optymalnie ogarnąć :)

      Usuń
  6. Nie kiszę buraków, a jeżeli już, to służę jako pomoc domowej gromadce zajmującej się tymi "wyszukanymi kiszeniami". A moja pomoc jest doceniana...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bez pomocnika ani rusz, na samych kierownikach daleko się nie ujedzie... znaczy nie ukisi...

      Usuń
  7. Chyba się w to nie wkręcę- za dużo roboty, ale... na wszelki wypadek warto mieć przepis. ;) Po.ba.s. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za dużo?????... tu przecież prawie wcale nie ma roboty, przygotowanie jednego słoika zajmuje góra piętnaście minut... mniej roboty to już jest wtedy, gdy samo się zrobi... jedyny kłopot to pilnowanie i wymiana wody w której stoi sam słoik na cieplejszą, ale obecnie jest coraz cieplej, więc to można sobie odpuścić...
      po.ba.s. :)

      Usuń
  8. Kiszone buraki są też świetne do sałatek. I samo zdrowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żeby życie miało smaczek, do sałatki wrzuć buraczek :)

      Usuń
  9. A ja myślałam, że Ty o jakimś konkretnym buraku piszesz.... Ale to i tak nie ma znaczenia bo tylko kiszoną kapustę jadam ... jeśli chodzi o kiszone warzywka...
    Ale wiem że sok z buraków /ale nie kiszonych/ dobry jest na takie jedno paskudztwo zwane nowotworem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie myśl tyle, bo Cię zjedzą krokodyle :)
      tylko kapustę?... a ogóra to już nie?...
      a jaką kapustę?... "zwykłą" (białą), modrą (czerwoną), pekińską, czy brukselkę?... zreszt kalafior to też kapusta, też się fajnie kisi i smakuje...

      Usuń
    2. Ogóra kiszonego od czasu do czasu. A kapustę kiszona zwykła uwielbiam.
      Kalafior kiszony???? Toż to profanacja kalafiora!!!
      P.S. widzę że ostatnio w warzywach "robisz" :-))

      Usuń
    3. może nie gadajmy o "profanacjach", bo to jest jak dyskusja o gustach...
      warzywa są okay... moja Lady jest flexiwege, więc być może udzieliły mi się wibracje?... taką drogą niekoniecznie może werbalną :)
      ale żeby nie było, to prosię "po katolicku" też czasem spożyję...

      Usuń
  10. Jeszcze nie jadłam buraków kiszonych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jest nas dwoje, bo ja też wielu rzeczy jeszcze nie jadłem :)

      Usuń
  11. Jestem przeciwniczką dodwania czosnku do każdej potrawy w tym kiszonych buraków. Człowiek cały cuchnie, cała skóra śmierdzi, może osoba, która je czosnek tego nie czuje, ale inni już owszem czują . Ohyda! Natomiast niedawno piłam pyszny sok z kiszonych buraków bez czosnku, zażyczyłam sobie takiego; -)))) Jak szukałam przepisów w Internecie na zakwaś z buraków to wszystkie były z czosnkiem a niektóre jeszcze z łyżeczką cukru koszmar jakiś. Zamierzam zrobić w najbliższym czasie taki zakwas, ale bez czosnku oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. okay, smak i zapach czosnku to sprawa gustu, ale często do kiszonek dodaje się czosnku /a także chrzanu lub chili/ po to, aby zahamować rozwój szkodliwych bakterii gnilnych... obowiązku jednak nie ma, można i bez czosnku, zwłaszcza że taka kiszonka buraczana zwykle długo nie stoi, więc można śmiało zaryzykować, że się nie zepsuje...

      Usuń