09 kwietnia 2021

CIASTECZKA

Pewnego dnia pewien mistrz zen wezwał do siebie kilku uczniów, aby sprawdzić ich umysły, ich postępy w ich praktyce. Gdy już doń przyszli, usiedli sobie w kółeczku pospołu, postawił był na środku podłogi talerzyk z ciasteczkami, po czym zapytał:
- Co to jest?
Pierwszy uczeń odpowiedział:
- Talerzyk z ciasteczkami.
Mistrz zdzielił go kijem mówiąc:
- Błąd! Nie pytałem o słowa. Nie pytałem o nazwę. Następny.
Drugi uczeń odparł:
- Na pewno nie jest to wiadro wody.
Mistrz zdzielił go kijem mówiąc:
- Błąd! Przekombinowane. Za dużo myślisz. Następny.
Trzeci uczeń uderzył dłonią w podłogę. Mistrz zapytał:
- To wszystko?
Uczeń milczał. Mistrz zdzielił go kijem mówiąc:
- Zacząłeś dobrze, odciąłeś myślenie, ale co dalej? Następny.
Czwarty uczeń bez słowa sięgnął ręką do talerzyka, wziął jedno ciasteczko i je zjadł. Mistrz pokiwał głową z aprobatą i rzekł:
- Dobre. Właściwe rozpoznanie, właściwe działanie. Następny.
Piąty uczeń sięgnął po ciasteczko, już wkładał je do ust, gdy mistrz zdzielił go kijem ze słowami:
-  Idiota! Umiesz tylko małpować innych. Następny.
Szósty uczeń chwycił pozostałe ciasteczka, włożył je sobie do ust, szybko je przeżuł, zaś gdy przełknął oświadczył:
- Nie ma ciasteczek, nie ma problemu.
Mistrz pokiwał głową, po czym zdzielił go kijem mówiąc:
- Prawie dobrze, ale tylko prawie. Następny.
Siódmy, ostatni uczeń chwycił za talerzyk i wyszedł z pokoju. Gdy wrócił mistrz zapytał:
- Gdzie byłeś?
- W kuchni. Umyłem talerzyk i odstawiłem na suszarkę.
Mistrz uśmiechnął się i stwierdził:
- No! I teraz faktycznie nie ma problemu.

= = = = = = =
Tak na dobrą sprawę, to ta powyższa historyjka wyczerpuje temat odpowiedzi na pytanie (pod)tytułowe. Zen jest naprawdę bardzo prosty, niczym konstrukcja kija. Jest ciasteczko - jesz ciasteczko. Albo nie jesz, kwestia gustu, chwilowej ochoty lub długofalowej strategii pro-zdrowotnej. Jest talerzyk do umycia - myjesz talerzyk. Albo wkręcasz kogoś, żeby to zrobił. Każde słowo więcej na temat zen to już takie tam tylko jałowe bajdurzenie, które więcej mąci, niż wyjaśnia. Bo tak naprawdę nie ma tu nic do wyjaśniania. Jest tylko TO, dokładnie takie, jakie jest.
= = = = = = =
Wiosna przejmuje rządy
Umysł nie umie
Pojąć siebie samego
Głupia małpa buduje
Pałace z kocich sików

= = = = = = =
Keep "NIE WIEM" mind.
Rośnijcie w siłę i bawcie się dobrze.

34 komentarze:

  1. Tak naprawdę jednak, mistrzowi Zen sprawiało radochę okładanie uczniów kijem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tam, oj tam, zaraz "okładanie"... szturchnął raptem paru, żeby sprawdzić, czy są solidnie wykonani /niczym Klapaucjusz (rzekomą) kopię Trurla/...

      Usuń
  2. Tyle kijów i energii, żeby mieć umyty talerzyk?
    Nie słyszał mistrz Zen o zmywarkach?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie przekonuje mnie to ćwiczenie. I to nie tylko dlatego, że nie lubię, jak facet okłada mnie kijem :) Pytanie nie dotyczyło tego, jaki jest problem, ale co to jest. Uczniowie posłużyli się rozumem i zostali za to ukarani. Chrzanię taką naukę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. raczej nadużyli rozumu, niczym ten gość z mini-komiksu Mrożka:
      miał pod nosem talerz zupy i kombinował: "po co ta zupa? dlaczego ta zupa?", w końcu mu ktoś tą zupę zabrał...
      ciasteczka są do jedzenia, a nie do "posługiwania rozumem" nad nimi :)
      no, chyba że się nie lubi lub jest się na diecie, ale do tego rozum też jest nikomu niepotrzebny, wystarczy asertywne "nie, dziękuję"...

      Usuń
    2. I sądzisz, że za taką odpowiedź nie oberwałbyś kijem? :)

      Usuń
    3. za co?... mistrzowie zen nie zmuszają nikogo do jedzenia...

      Usuń
  4. Wniosek wyciągnąłem taki, że trzeba umieć się ustawić, nawet w szkole zen... Najlepiej na tych naukach wyszedł czwarty w kolejności uczeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. akurat wyszedł najlepiej, ale czy na pewno umiał się ustawić, czy tylko miał prozaicznego farta?... trzej poprzedni też mogli być głodni i dla niego już nic by mogło nie zostać...

      Usuń
    2. No można sobie pogdybać, wymyślać alternatywne historie, ale fakt pozostaje faktem. Podobno od ludzi, którzy nie mają farta lepiej trzymać się z daleka...

      Usuń
    3. od razu mi się jakoś skojarzyła historia szefa firmy, który rekrutując ludzi wybierał randomowo CV i nie czytając wyrzucał je do niszczarki z komentarzem: "na chuj mi pracownik, który ma pecha?" :)

      Usuń
  5. Wszyscy dali się podpuścić mistrzowi Zen...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo ja wiem?... w końcu dorośli ludzie, wiedzieli co robią decydując się na nauki u takiego mistrza...

      Usuń
  6. Zabrakło odważnego, który ciasteczkami poczęstował wszystkich a odebrałby kij Zenowi i go porządnie wybatożył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z tym batożeniem mistrza to bym się tak nie spieszył, w końcu uczniowie sami się zgodzili na pewne reguły gry... ale ten pomysł z poczęstunkiem nawet mi się podoba... tylko jest jeden szkopuł, nawet dwa: nie jestem mistrzem zen, a to nie moi uczniowie...

      Usuń
  7. Pytanie "co to jest?" było podchwytliwe na tyle, że sam Mistrz na nim się potknął. Bo przecież odpowiedzi może być wiele. Np. można uznać, że to jest: a/ śniadanie, b/ poczęstunek, c/ materiał dydaktyczny, itd., ...
    Trudno też uznać, że odpowiedzi typu: a/ uderzył w podłogę, b/ zjadł ciastko, lub ciastka, c/ umył talerzyk są poprawne. Przeczy temu chociażby końcowa ocena mistrza, która odnosiła się już do nie istniejącego materiału pomocniczego (umyty talerzyk).
    Coś mi się wydaje, że ta sztuka Zen, mami wiernych jeszcze bardziej niż religia chrześcijańska. Ale pewno się mylę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. generalnie to każda odpowiedź mogła by być dobra, wręcz każde działanie... w takich sprawdzianach bardziej chodzi nie o treść, lecz o to, aby odpowiedź była spontaniczna, intuicyjna, bez kombinowania, co mogło by być "dobre" i bez silenia się na oryginalność... do tego jednak trzeba bezpośredniego spotkania face to face, aby mistrz mógł to stwierdzić, decyduje całość sytuacji i online tego zrobić się nie da...
      zen nie jest żadną religią i chodzi w nim (również) właśnie o to, aby nie dać się omamić, zwłaszcza własnym iluzjom... natomiast masz nieco racji w tym sensie, że zdarzają się mistrzowie "uzależniający", robiący z siebie "guru", co ich mistrzostwo stawia pod wielkim znakiem zapytania, a nawet temu przeczy... nie każdy oświecony człowiek nadaje się na mistrza zen, czy nawet tylko nauczyciela, tak jak nie każdy utytułowany bokser z czołówki BoxRec-u nadaje się na trenera boksu, ani nawet jego asystenta...

      Usuń
    2. Nie porównuję zen do religii tylko stwierdzam, że obie szkoły/instytucje wpływają na różny sposób postrzegania świata. Pytanie mogłoby być bardziej prostsze i precyzyjne, np.: "z czym ci się to kojarzy". Wrzucenie dyskusji na luz daje taki sam afekt jak rozmowa z rzecznikami PiS (głównie "płaskoziemcami"). 😁 🤣
      No i wreszcie najważniejsze (zdaje się, że już zdążyliśmy się o to pokłócić), nie można bezwarunkowo polegać na intuicji, bo na cholerę nam wtedy doświadczenie?

      Usuń
    3. nie pamiętam takiej kłótni, zwłaszcza że w intuicji zawiera się też doświadczenie, to co zarejestrowała nasza podświadomość bez naszej wiedzy...
      poza tym zen nie polega na bezwarunkowym poleganiu na intuicji, tylko dopuszczenie jej do głosu i harmonijna z nią współpraca... tak przynajmniej ja to rozumiem... fraza "odciąć myślenie" to tylko umowne "słowa nauczania" /jak to nazywał jeden z mistrzów/, nie można jej brać dosłownie i zbytnio się do niej przywiązywać...
      natomiast faktem jest, że i religie, i zen mają wpływ na percepcję... w tym pierwszym przypadku jest ona zaburzona iluzjami, zaś zen dąży do minimalizacji tego zaburzenia... piszę "minimalizacji", bo nie jest do końca pewne, czy "widzieć rzeczy takie jakimi są" też nie jest iluzją... a tak poza tym, to nie wpadajmy w psychopatię: pewne iluzje bywają bardzo sympatyczne, nieszkodliwe i czasem wręcz prozdrowotne :)

      Usuń
  8. Tak na dobrą sprawę wywnioskowałam tyle, że za wszystko można oberwać kijem, bo wszystko zależy od sposobu myślenia mistrza... do d... z taką nauką! ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gdy chodziłem do szkoły, miałem takiego nauczyciela analizy matematycznej /a dokładniej matematyka światowej klasy, pełniącego funkcję nauczyciela/, który wzywał do tablicy i pytał dotąd, aż miał pretekst do postawienia "gola" /czyli 2, stara skala 2 - 5/, za to na koniec roku prawie wszyscy mieli czwórkę lub piątkę, co znajdowało też potwierdzenie w wynikach egzaminów na studia matematyczne...
      historia zen zna podobny przypadek: pewien mistrz zadawał parę pytań, po czym lał kijem i wyrzucał delikwenta na zbity pysk, wręcz na kopach z komentarzem "jesteś beznadziejna/y!"... ale po wielu latach takiej metody dorobił się nieco uczniów, którym dał "przekaz" /czyli takie "u mnie zdała/eś"/, zaś inni mistrzowie, do których ci uczniowie chodzili się "sprawdzać" nie mieli najmniejszych wątpliwości, że ten "przekaz" słusznie im się należał...
      czyli jak widać, ten mistrz z opowiastki nie był jeszcze wcale taki hardkorowy :)

      Usuń
  9. Nie było zamachu smoleńskiego, a problem z zamachem jest. Nie byłoby problemu z zamachem, gdyby zamach się odbył!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo trafna uwaga... ludzia to dziwny gatunek: najlepsze, co umieją, to zrobić problem z niczego...

      Usuń
  10. Ja na ich miejscu zwędziłbym mistrzowi kij - ciekawe, jak on by to ocenił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzę, że niektórym /nie jesteś pierwszy/ wystarczy lakoniczna, uproszczona wersja posta... aby zaoszczędzić czasu zapodam ją (rotfl) tu i teraz:
      KIJ

      Usuń
  11. Po reakcji mistrza na pierwszą odpowiedź, odwróciłbym się na pięcie i odszedł. Nie ma zarozumiałego buca, czującego przyzwolenie na wymachiwanie kijem - nie ma problemu. A o ciasteczka pytał się słowem, więc i słowem dostał odpowiedź.
    Aaaa..., jeszcze jedno..., zrobiłbym tak, gdybym zapanował nad agresją, bo szczerze mówiąc, najbardziej chciałoby mi się skręcić mistrzowi wora, albo przynajmniej mu powiedzieć, żeby się przesiadł bliżej, bo go nie widać zza ego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kolejna osoba przywiązana do kija /mówiąc żargonem zen: "umysł kija"/... masakra... ale dobrze, spróbujmy:
      coś przeoczyłeś, bardzo istotnego... trening zen nie jest szkółką niedzielną dla księżniczek na ziarnku grochu, bardziej przypomina trening komandosów lub sztuki walki /takiej konkretnej, jak np. Kyokushin, czy Goju Ryu/, gdzie nie ma pierdolenia się w tańcu i czasem też obrywa się kijem... ale najważniejsze jest to, że adept wchodzi w to z własnej, nieprzymuszonej woli, na własne ryzyko... jeśli mu nie pasują warunki, czy metody nauki może wracać do domu i wypłakać się w swoją różową podusię... a może zen w ogóle nie jest dla niego?...
      inna sprawa, że obecnie w Europie, czy w Stanach mistrzowie zen raczej już nie szturchają nikogo kijem, największy hardkor w ich wykonaniu to słowna zjeba i to też sporadycznie, ale już w takiej Japonii, czy Korei zdarzają się bardziej oldskulowi nauczyciele... nie zmienia to jednak istoty rzeczy...
      ...
      de facto mogłem ominąć tą rafę i na wstępie określić czas akcji na, powiedzmy dwa, trzy wieki temu, ale obawiam się, że wiele by to nie zmieniło, dalej ten cholerny kij przesłoniłby wszystko...
      mogłem też wstawić innego mistrza, stosującego metody soft, tacy też się zdarzali nawet za dawnych czasów, ale odebrałoby to pieprzu całej historyjce...
      mogłem też wstawić mistrzynię zen udzielającej nauk metodą przepuszczania uczniów "przez łóżko" /była taka w historii zen, i owszem/, ale byłoby to samo, tylko zamiast kija widziano by samą dupę...

      Usuń
    2. A jednak tak się przywiązałeś do kija, że nie zwróciłeś uwagi na część mojej wypowiedzi dotyczącą spraw innych niż kij, np. na to, że mistrz zadał pytanie paszczą, a potem ma pretensje, że paszczą dostał odpowiedź. Poza tym zwróć uwagę, że zaczynasz mówić o mistrzu, jak katolik o biskupie. Znaczy się, dajesz mu prawo bycia nadętym burakiem, bo jest mistrzem. Dla mnie jest on strasznym wypierdkiem, skoro nie potrafi swojej nauki przesłać spokojnie i wypłakiwać w podusie by się mógł on, jeśli lubi, bo ja bym mu nie dał zatrudnienia.

      Usuń
    3. Na marginesie: Trening komandosów jest przereklamowany, chłopaki często kończą z butelką w dłoni, bądź dyndający na sznurku u sufitu z powodu PTSD, bo ich mistrzowie gówno wiedzą o psychice.

      Usuń
    4. Twoja ocena postaci mistrza jest poza polemiką, gdyż oceny żadnej wartości logicznej TRUE - FALSE nie mają, a ja nawet nie mam nic na wymianę, bo swojej oceny nie tworzę... zaś mój rzekomy stosunek do tej postaci to już tylko Twoja fantazja, więc nie będę się wtrącał w Twoje prywatne dyskusje z Twoimi iluzjami :)
      owo "na marginesie" o treningu komandosów jest nie na temat, bo nie gadamy teraz o skutkach takiego, czy innego treningu... mowa jest tylko o regułach gry, które proponuje taki, czy inny mistrz i tu sprawa jest jasna: uczniowie wiedzą, co robią, wchodzą w tą "grę" dobrowolnie i w każdej chwili mogą odejść, a na dodatek jeszcze kopnąć mistrza w tyłek na pożegnanie, gdy im wyjątkowo jego styl nie pasuje...
      po drodze jakoś nam się zgubiło meritum /w sumie nie dziwota, meritum dojadł do końca szósty uczeń :)/, ale skoro wolałeś gadać o przedstawieniu, niż o rzeczy, to nic na siłę, "ja Ci nie wróg" :)

      Usuń
    5. Ja Tobie również nie wróg, po prostu zwróć uwagę, że przedstawiłeś sytuację tak sugestywnie, że wielu komentatorów wczuło się w rolę uczniów i zareagowało w sposób zbliżony do mojego.
      Pamiętasz sprawę chóru "Poznańskie słowiki" i jego uczniów? Albo kleryków abpa Paetza? Ja bym oczywiście wyszedł z gry i nawet kopnął mistrza w tyłek, ale nie każdy z poznańskich słowików miał odwagę odejść i zgłosić sprawę na policję, podobnie jak nie każdy z kleryków Paetza miał odwagę skręcić wora lubieżnemu capowi i donieść gdzie trzeba o próbie gwałtu. Granica dobrowolności w wypadku autorytetów nie jest tak ostra, jak nam się wydaje.
      Talerzykiem można się było bawić na kilka innych sposobów, można było zjeść ciastko i podać talerzyk kolejnemu uczniowi, bądź nie jeść i podać szukając ewentualnego chętnego, nie zmienia to faktu, że mistrz pytał paszczowo, a paszczowa odpowiedź go irytowała, zupełnie nie wiem dlaczego, skoro ją sprowokował. Gdyby postawił talerzyk w milczeniu miałby jakąś furtkę.

      Usuń
    6. skąd wiesz, że ta odpowiedź go zirytowała?... nic o tym nie pisałem, więc to już wymyśliłeś sobie sam... i tak to właśnie z wieloma ludźmi jest: zamiast po prostu czytać za dużo myślą o czytanym tekście :)
      na temat nadużywania autorytetu, jak przypuszczam, mamy podobne zdanie, więc chyba nie ma co sobie tym głowy zawracać...
      natomiast wyjaśnię Ci, o co chodziło z tymi ciasteczkami na talerzyku, bo masz prawo tego nie rozumieć... otóż z zenem jest tak, że za bardzo "nie przepada" za słowami, mimo że sam ich czasem używa, aby leczyć nimi chorobę przywiązywania się do słów, tak nagminną u ludzi... odpowiedź pierwszego ucznia była zgodna z używanym kodem porozumiewania się, niemniej jednak były to tylko słowa, etykietka, napis w umyśle, a odpowiedź czwartego bardziej oddawała "ciasteczkowatość" ciasteczek, ich istotę... poza tym to nie był sprawdzian ze znajomości tego wspomnianego kodu i znajomości czegokolwiek innego... ale Twój pomysł z postawieniem talerzyka w milczeniu też jest ciekawy, może nawet ciekawszy, ale skoro piszesz, że mistrz "sprowokował" błędną (jego zdaniem) odpowiedź, to może chodziło o to, aby nie dać się sprowokować?... jednak to już są spekulacje i teraz ja popełniam błąd wpuszczając się w nie :)

      Usuń
  12. Jeden zje wszystko, drugi zmywa, tak to jest :P
    Pewnie bym dostała kijem za to narzekanie ;)

    OdpowiedzUsuń