Pies się nie pojawił. Jednak Maks nie widział zbytnich powodów do niepokoju. Zwierzak był bardzo młody, ochroniarz od niedawna miał go pod opieką, dopiero zaczynał go szkolić. Po trzecim użyciu gwizdka zza skał dobiegło pojedyncze szczeknięcie. To już było warte uwagi. Maks odbezpieczył automat, po czym oświetlając sobie drogę latarką ruszył przed siebie. Pies stał nieruchomo, zaś na widok przewodnika zaczął drapać łapami coś leżącego przed nim. Rzecz okazała się być kapokiem ratunkowym, częściowo przykrytym piaskiem. Maks sięgnął po telefon:
- Jestem nad zatoczką. Przyjdź tu do mnie zaraz. Aha, koniecznie weź swojego brysia. Mamy nieproszonego gościa na wyspie.
...
Poranek w ośrodku był dość pracowity, przynajmniej dla Sue, czy dla Doca. Pobrać próbki od wszystkich i podać im lek. Niektóre obiekty dostały jeszcze coś ekstra. Mieszkaniec jedynki swoją rutynową porcję heroiny, zaś Amanda tajemniczą miksturę, którą Doc nazwał "Veracoco". Gdy specyfik zaczął działać, usiadł przy niej człowiek przysłany przez pana Hagena. Na razie odurzona kobieta nadal milczała, ale Doc uważał, że już niedługo zacznie odpowiadać na pytania, nie gwarantował jednak składności tych odpowiedzi. Jej umysł miał zupełnie odmienny stan świadomości.
Kolejną czynnością była analiza próbek. Dla mieszkańców pokojów numer dwa oraz cztery badanie było tylko formalnością, zaś wyniki do przewidzenia. Dokładniej to dla byłych mieszkańców, którzy właśnie szli pod eskortą do kutra cumującego przy nabrzeżu.
- On dostał tą pracę?
- Kto.
- Czwórka.
- Skąd o tym wiesz?
- Sam mi mówił, że będzie się starał.
- Podobno dostał, ale nie na wyspie.
- Aha...
- Jadę do ambulatorium. Konował wraca dopiero jutro.
- Jak to "jadę"? Masz golfcart do dyspozycji?
- NIe, ale szefuńcio sprowadził na wyspę rowery. Ja już dość długo męczyłem go o te rowery, wreszcie się stało i są.
- Ja też chcę.
- Tobie po co? Nie masz zbyt wielu spraw poza ośrodkiem.
- Ale dbam o formę.
- Przecież biegasz.
- Od biegania cycki się psują.
- Dobrze, nie marudź. Dla ciebie też jest.
Doc sobie poszedł, a Sue zabrała się za wydruki analiz. Rzuciwszy okiem na wynik mieszkańca pierwszej "eski" poszła do "apteki". Plus na kartce oznaczał jeden dzień plus życia dla delikwenta, ale też konieczność nakarmienia go. Sue zaczęła szykować kroplówki.
Około dwóch godzin później dziewczyna zasiadła z kawą na fotelu dyżurce. Zarzuciwszy nogi na służbowy stół spoglądała na ekrany monitorów. Obiekt numer jeden siedząc na łóżku walczył z własną głową opadającą mu na książkę, którą próbował czytać.
- I on płacze na za małe działki.
Mruknąwszy to do siebie Sue spojrzała na inne ekrany. Pokoje numer dwa oraz trzy były puste. W czwórce krzątała się jedynie sprzątaczka. Piątka również wykazywała bezludność, ale to tylko oznaczało, że pan Five jest po prostu w łazience. Sue już tego nie sprawdzała, włączyła za to podgląd do drugiej "eski". Amy miotała się ostro na stole zapięta pasami coś wykrzykując. Gdy nieco się uspokoiła, siedzący przy niej człowiek zadał jakieś pytanie. Ten język jednak nie był znany Sue, więc wyłączyła fonię, po czym przeniosła wzrok na czwórkę, bo tam działo się coś ciekawego. Do pokoju weszła druga sprzątaczka. To, co obie kobiety zaczęły robić na pewno nie było pracą, za którą im płacono. Widząc to Sue uśmiechnęła się, pociągnęła jeden łyk kawy, potem drugi, czym wsunęła sobie dłoń między uda...
- Siostra oddziałowa pracuje.
Te słowa nagle padły od drzwi dyżurki. Sue, zupełnie nie speszona spojrzała na wchodzącego Doca i odparła spokojnie:
- Siostra oddziałowa ma przerwę.
Przeciągnąwszy się leniwie dodała:
- Co powiesz na wspólną przerwę?
- ROARRR!
Doc wyjął telefon, spojrzał nań i nic nie odpowiedział.
...
Gdy wszedł do gabinetu pana Hagena, przy wielkim biurku stał administrator Bragin i Sato, szef ochrony na wyspie. Pan Hagen obrócił do nich ekran laptopa i zapytał:
- Rozumiem, że znacie ten tatuaż?
- Znamy.
Po tej chóralnej odpowiedzi kontynuował:
- W nocy mieliśmy wizytę na wyspie. Chłopcy trochę przesadzili, więc gość nic nam już nie powie, ale to jest bez znaczenia. Robimy tak. Kuter dopływa już do kontynentu. Miał przywieźć trzy nowe obiekty, ale zamiast nich przywiezie kilku nowych ludzi do ochrony i brakujący sprzęt do wzmocnienia monitoringu wyspy. Nasz gość długo nie hasał po terenie, ale kolejny nie prawa przeżyć...
- Piętnastu minut.
- Sato, ja mówię. Powiedzmy, że na razie pół godziny. Bragin, Sato, dogadacie już między sobą, jak to wszystko dobrze zorganizować. Doktorek, ty przyspieszasz produkcję leku. Wiem, że masz tylko dwie ręce, więc...
- Czy to znaczy, że...
- Ja mówię. Tak, to znaczy, że ta twoja mała, jak jej tam, Sue ma od teraz uprawnienia do pomieszczenia "no entry". Rzecz jasna sama jeszcze nie, tylko pod twoim okiem.
Gdy wszyscy już wyszli z gabinetu pan Hagen wstał zza biurka. Podszedł do barku, nalał sobie koniaku do kieliszka. Spojrzał na bursztynowy płyn w naczyniu, potem na drzwi mówiąc do siebie:
- Zespół mam tutaj zaiste dobry, ale będę miał jeszcze lepszy, gdy oni wszyscy wreszcie się oduczą mi przerywać.
Po kilku zaś minutach Doc wszedł do dyżurki.
- Sue, awansowałaś.
- Mam to gdzieś. Teraz to mnie po prostu pocałuj.
...
Minęło kilka dni. Pierwsza "eska" była już pusta. Druga miała taka być lada dzień. Zajmująca ją wciąż Amanda była już mentalnym wrakiem. Co prawda jej ciało było wolne od wszelkich wirusów, ale stan umysłu...
- Straszne gówno to twoje "verakukunamuniu".
- Zanim ją wywiozą zrobimy jej tomografię i EEG. To było dopiero pierwsze użycie tego specyfiku. Pojęcia nie mam, czego szefuńcio się dzięki temu dowiedział, ale ja chcę zobaczyć jej mózg.
- Dobrze, że nie chcesz zobaczyć jej tyłka.
- Nie rozumiem Sue, o co ci chodzi?
- Nie mów, że nie słyszałeś nic o odleżynach.
- Jakie to ma znaczenie? Nikt jeszcze nie przeżył "eski".
- Nikt jeszcze nie przeżył twoich eksperymentów.
- To się już zmieniło. Mamy lek.
- Ktoś umiera, żeby żyć mógł ktoś.
Na pewno jednak ktoś żywy stał za drzwiami dyżurki, gdyż martwi raczej nie pukają. Nawet widać było kto na podglądzie kamery przed wejściem. Był to obiekt numer jeden oraz pan Five, których pobyt na wyspie już się kończył.
- Co oni mają w rękach?
- Jak to co? Pożegnalne kwiatki dla siostry oddziałowej.
- Szok.
- Szok to może być jutro.
- Czy jest coś, co powinnam wiedzieć?
- Jest. Tylko najpierw pożegnaj się ze swoimi pacjentami.
TO BE CONTINUED...
- Jestem nad zatoczką. Przyjdź tu do mnie zaraz. Aha, koniecznie weź swojego brysia. Mamy nieproszonego gościa na wyspie.
...
Poranek w ośrodku był dość pracowity, przynajmniej dla Sue, czy dla Doca. Pobrać próbki od wszystkich i podać im lek. Niektóre obiekty dostały jeszcze coś ekstra. Mieszkaniec jedynki swoją rutynową porcję heroiny, zaś Amanda tajemniczą miksturę, którą Doc nazwał "Veracoco". Gdy specyfik zaczął działać, usiadł przy niej człowiek przysłany przez pana Hagena. Na razie odurzona kobieta nadal milczała, ale Doc uważał, że już niedługo zacznie odpowiadać na pytania, nie gwarantował jednak składności tych odpowiedzi. Jej umysł miał zupełnie odmienny stan świadomości.
Kolejną czynnością była analiza próbek. Dla mieszkańców pokojów numer dwa oraz cztery badanie było tylko formalnością, zaś wyniki do przewidzenia. Dokładniej to dla byłych mieszkańców, którzy właśnie szli pod eskortą do kutra cumującego przy nabrzeżu.
- On dostał tą pracę?
- Kto.
- Czwórka.
- Skąd o tym wiesz?
- Sam mi mówił, że będzie się starał.
- Podobno dostał, ale nie na wyspie.
- Aha...
- Jadę do ambulatorium. Konował wraca dopiero jutro.
- Jak to "jadę"? Masz golfcart do dyspozycji?
- NIe, ale szefuńcio sprowadził na wyspę rowery. Ja już dość długo męczyłem go o te rowery, wreszcie się stało i są.
- Ja też chcę.
- Tobie po co? Nie masz zbyt wielu spraw poza ośrodkiem.
- Ale dbam o formę.
- Przecież biegasz.
- Od biegania cycki się psują.
- Dobrze, nie marudź. Dla ciebie też jest.
Doc sobie poszedł, a Sue zabrała się za wydruki analiz. Rzuciwszy okiem na wynik mieszkańca pierwszej "eski" poszła do "apteki". Plus na kartce oznaczał jeden dzień plus życia dla delikwenta, ale też konieczność nakarmienia go. Sue zaczęła szykować kroplówki.
Około dwóch godzin później dziewczyna zasiadła z kawą na fotelu dyżurce. Zarzuciwszy nogi na służbowy stół spoglądała na ekrany monitorów. Obiekt numer jeden siedząc na łóżku walczył z własną głową opadającą mu na książkę, którą próbował czytać.
- I on płacze na za małe działki.
Mruknąwszy to do siebie Sue spojrzała na inne ekrany. Pokoje numer dwa oraz trzy były puste. W czwórce krzątała się jedynie sprzątaczka. Piątka również wykazywała bezludność, ale to tylko oznaczało, że pan Five jest po prostu w łazience. Sue już tego nie sprawdzała, włączyła za to podgląd do drugiej "eski". Amy miotała się ostro na stole zapięta pasami coś wykrzykując. Gdy nieco się uspokoiła, siedzący przy niej człowiek zadał jakieś pytanie. Ten język jednak nie był znany Sue, więc wyłączyła fonię, po czym przeniosła wzrok na czwórkę, bo tam działo się coś ciekawego. Do pokoju weszła druga sprzątaczka. To, co obie kobiety zaczęły robić na pewno nie było pracą, za którą im płacono. Widząc to Sue uśmiechnęła się, pociągnęła jeden łyk kawy, potem drugi, czym wsunęła sobie dłoń między uda...
- Siostra oddziałowa pracuje.
Te słowa nagle padły od drzwi dyżurki. Sue, zupełnie nie speszona spojrzała na wchodzącego Doca i odparła spokojnie:
- Siostra oddziałowa ma przerwę.
Przeciągnąwszy się leniwie dodała:
- Co powiesz na wspólną przerwę?
- ROARRR!
Doc wyjął telefon, spojrzał nań i nic nie odpowiedział.
...
Gdy wszedł do gabinetu pana Hagena, przy wielkim biurku stał administrator Bragin i Sato, szef ochrony na wyspie. Pan Hagen obrócił do nich ekran laptopa i zapytał:
- Rozumiem, że znacie ten tatuaż?
- Znamy.
Po tej chóralnej odpowiedzi kontynuował:
- W nocy mieliśmy wizytę na wyspie. Chłopcy trochę przesadzili, więc gość nic nam już nie powie, ale to jest bez znaczenia. Robimy tak. Kuter dopływa już do kontynentu. Miał przywieźć trzy nowe obiekty, ale zamiast nich przywiezie kilku nowych ludzi do ochrony i brakujący sprzęt do wzmocnienia monitoringu wyspy. Nasz gość długo nie hasał po terenie, ale kolejny nie prawa przeżyć...
- Piętnastu minut.
- Sato, ja mówię. Powiedzmy, że na razie pół godziny. Bragin, Sato, dogadacie już między sobą, jak to wszystko dobrze zorganizować. Doktorek, ty przyspieszasz produkcję leku. Wiem, że masz tylko dwie ręce, więc...
- Czy to znaczy, że...
- Ja mówię. Tak, to znaczy, że ta twoja mała, jak jej tam, Sue ma od teraz uprawnienia do pomieszczenia "no entry". Rzecz jasna sama jeszcze nie, tylko pod twoim okiem.
Gdy wszyscy już wyszli z gabinetu pan Hagen wstał zza biurka. Podszedł do barku, nalał sobie koniaku do kieliszka. Spojrzał na bursztynowy płyn w naczyniu, potem na drzwi mówiąc do siebie:
- Zespół mam tutaj zaiste dobry, ale będę miał jeszcze lepszy, gdy oni wszyscy wreszcie się oduczą mi przerywać.
Po kilku zaś minutach Doc wszedł do dyżurki.
- Sue, awansowałaś.
- Mam to gdzieś. Teraz to mnie po prostu pocałuj.
...
Minęło kilka dni. Pierwsza "eska" była już pusta. Druga miała taka być lada dzień. Zajmująca ją wciąż Amanda była już mentalnym wrakiem. Co prawda jej ciało było wolne od wszelkich wirusów, ale stan umysłu...
- Straszne gówno to twoje "verakukunamuniu".
- Zanim ją wywiozą zrobimy jej tomografię i EEG. To było dopiero pierwsze użycie tego specyfiku. Pojęcia nie mam, czego szefuńcio się dzięki temu dowiedział, ale ja chcę zobaczyć jej mózg.
- Dobrze, że nie chcesz zobaczyć jej tyłka.
- Nie rozumiem Sue, o co ci chodzi?
- Nie mów, że nie słyszałeś nic o odleżynach.
- Jakie to ma znaczenie? Nikt jeszcze nie przeżył "eski".
- Nikt jeszcze nie przeżył twoich eksperymentów.
- To się już zmieniło. Mamy lek.
- Ktoś umiera, żeby żyć mógł ktoś.
Na pewno jednak ktoś żywy stał za drzwiami dyżurki, gdyż martwi raczej nie pukają. Nawet widać było kto na podglądzie kamery przed wejściem. Był to obiekt numer jeden oraz pan Five, których pobyt na wyspie już się kończył.
- Co oni mają w rękach?
- Jak to co? Pożegnalne kwiatki dla siostry oddziałowej.
- Szok.
- Szok to może być jutro.
- Czy jest coś, co powinnam wiedzieć?
- Jest. Tylko najpierw pożegnaj się ze swoimi pacjentami.
TO BE CONTINUED...