22 listopada 2025

POWRÓT ŁOBUZIARY

- Właściwie to nie było nic do roboty.
- To prawda. Było jak ząb mleczak, którego nie trzeba rwać, bo za dzień, czy dwa po prostu sam wypadnie. Bardzo nie chciała tej ciąży, więc prawie sama sobie ją usunęła. Tak jakby niechcący. Nasze czary były tu wręcz zbędne.
W tą wymianę uwag między Maliną i Kaśką wtrąciła się Mala:
- Czyli co?
Lalka uśmiechnęła się do niej:
- Nic. Idź do łazienki, ogarnij się i załóż potem to.
- Co to jest?
- Taka podpaska trzy razy iksel. Przy tak wczesnej ciąży poronienie niewiele się różni od obfitszego okresu.
Gdy Mala wyszła Kaśka spytała:
- To co teraz robimy?
- Jak zwykle wyżerka. Idziemy do mamy.
Odparła Malina, po czym krzyknęła w stronę łazienki.
- Młoda! Jak skończysz, to zejdź do nas na dół!
Mama Lalki i Borka bardzo lubiła odwiedziny psiapsiółek jej córki. Mogła wtedy na luzie realizować swoje kuchenne hobby. Na co dzień pastwiła się kulinarnie nad Mariolką, dziewczyną Maliny, ale ta już nauczyła się wykręcać. Inne dziewczyny jednak nigdy nie odmawiały, bo też same poczęstunki były zawsze bardzo, bardzo pomysłowe. Zaś raz się czasem godnie puścić nie zaszkodzi nawet najbardziej dbającej o linię modelce.
Tego dnia akurat miała być podana ośmiornica po żydowsku, co ponoć było pewną nowinką, gdyż kuchnia żydowska takiej potrawy nie przewiduje. Ale mama Maliny jest osobą bardziej przewidującą, więc już po kilku minutach trzy czarownice zameldowały się przy stole. Mariolki akurat nie było, bo w sabatowe piątki piła piwo razem z facetami innych wiedźm ze znanej nam ekipy. Taki się rytuał zrobił już od dłuższego czasu.
Zostawmy jednak wiedźmy w spokoju przy ich posiłku, cofnijmy się trzy dni wcześniej  do wtorku. Mala jest już drugi dzień w pracy po tygodniowym urlopie, teraz zaś po krótkiej rozmowie na tematy służbowe z Kaśką i Stryjem w stryjowym gabinecie zagaduje na sam już koniec:
- Kasik, kto to są te... No, wczoraj takie dziewczyny spotkałam...
- Jakie dziewczyny?
- Pięć lasek w jednakowych, fioletowych, takich fluorotego, no, neonowych dresach. Nigdy wcześniej ich tu nie widziałam.
- Chyba wiem, o kim mówisz, ale co z nimi?
- Wczoraj szłam do szatni już po pracy. Mijałam się z nimi, zeszły mi z drogi, jedna na końcu, wyglądała na najstarszą nawet mi się ukłoniła, dzień dobry zapodała...
- Co chcesz? Umi czytać, a kultura to podstawa.
Cały personel Oktagonu nosił zielone dresy lub tiszerty z logo klubu na plecach. Na froncie zaś personel merytoryczny miał napis "instruktor" lub feminatyw tegoż, za to techniczny "serwis". Mala dodatkowo poniżej "kierowniczka". Zaś teraz wyjaśniła:
- Dobrze, ale zaintrygowały mnie.
Kaśka odwróciła się do Stryja, wymienili uśmiechy i odparła:
- Tak naprawdę, to znam tylko tą jedną. To Yakuza.
- Kto?
Wtedy wtrącił się Stryjo:
- Albo po prostu Zosia. Sąsiadka z dzielnicy. Mieszka na tym nowszym osiedlu szeregowców, wiesz których. Kasiu, opowiedz jej, bo to faktycznie ciekawa panienka.
- Na swój sposób ciekawa. Kawał bandziorzycy tak w ogóle. Ale może po kolei. Zośka jest stąd, ostra rozrabiara z niej była, zero litości. Zawsze się otaczała różnymi rozwydrzonymi panienkami, terroryzowały resztę małolatów na mieście. Taki dziewczyński gang sobie zmontowała.
- Nawet Kasi się kiedyś postawiła.
Dodał Stryjo, zaś Kaśka uzupełniła:
- Tak, był taki incydent. Miała jakieś piętnaście lat, jakoś tak, ja już dwadzieścia, ale podskoczyła mi wtedy naprawdę ostro.
- Wlałaś jej?
- Coś ty? Dzieciaka mam bić? Wsadziłam jej łeb pod hydrant na podwórku, zasadziłam kopa do dupy i od razu wygrzeczniała. Dzień dobry się nauczyła wołać już z daleka.
Stryjo podniósł głowę znad laptopa i oświadczył:
- Maleczko, musisz koniecznie wiedzieć, że Kasia potem jej bardzo pomagała. Bo jak tylko bardziej podrosła, dupcia i cycki nabrały mocy urzędowej...
- Stryju!
- No co? Mala jest nasza, możemy gadać normalnie. Tak, czy owak Zośka wdała się w dość nieciekawe towarzystwo, to już była taka poważniejsza gangsterka, po czym zaraz zaczęła sobie fundować kłopoty. Jeden po drugim.
- Wtedy jej pomogłaś? A jak?
- Było parę takich akcji, mniejsza o detale.
- Ale opowiedz, ja cię tak bardzo, bardzo ładnie proszę.
- Raz ją kiedyś wyrwałam ze zbiorowego gwałtu, niewiele już brakowało, a miałaby tatara w kroku. Innym razem mało co po prostu nie poszła grubo siedzieć. Darujmy sobie szczegóły. Parę jeszcze innych sytuacji. Wreszcie mi się udało ją zaciągnąć do nas do klubu. Niech tu szaleje.
Mala zdążyła już dobrze poznać Kaśkę, jej zacięcie pedagogiczne. Maczeta potrafiła być bardzo okrutna dla złoli, ale ciągle też przysposabiała różnych pacjentów, którzy jej zdaniem rokowali jakieś nadzieje.
- Trenowała?
- Jeszcze jak! Potem ją przekazałam dalej, myśmy nie mieli wtedy takich warunków jak teraz. Poleciłam ją znajomemu trenerowi od kickboksu, takiemu z wyższej półki, on ją posterował jak należy, sporo wtedy nawygrywała. Potem nagle wyjechała.
- Gdzie?
- Tego nie wie nikt, tylko sterta plotek. Kiedyś szukałam nawet po necie, czy może gdzieś nie wypłynęła sportowo, ale nic za bardzo nie znalazłam. Innych pogłosek powtarzać nie będę, bo jedna głupsza od drugiej.
- Ale wreszcie przyjechała?
- Tak, jakieś niecałe dwa miesiące temu. Trochę zaczyna po staremu, jej nowe wojsko już wczoraj widziałaś. A w klubie pojawiła się w zeszłym tygodniu kupić miesięczną kartę. Akurat wlazła na mnie, więc jej wcisnęłam kwartalną kartę rodzinną. Dobrze jest mieć chociaż iluzję kontroli nad tą jej ucieszną trzódką. Aha, jak się pojawią, to rzuć sobie okiem na parking. Na tanich skuterkach te panienki nie jeżdżą.
- Tak? Ciekawe za co to wszystko?
- To nas już nie obchodzi. Nie jesteśmy policją, ani skarbówką. Na dzielnicy jak wiem jest cisza i spokój, a tu w klubie zachowują się wzorowo. Bardzo grzeczne klientki.
- Tu zawsze wszyscy zachowują się wzorowo.
Mruknęła Mala. Akurat znała już dobrze historię klubu, która od samego początku jego istnienia nie zanotowała nigdy żadnego niemiłego incydentu. Stryjo nie zatrudniał ochrony, nie licząc nocnego stróża. Swego czasu ćwiczyli tu razem partcypanci konkurujących gangów, ale nikt nigdy na nikogo nawet krzywo nie spojrzał. Nie zdarzały się też żadne kradzieże, czy włamania do szafek w szatni. Nie było też handlu lewym koksem. Wystarczała charyzma Kaśki plus szacun, którym darzono Stryja, aby Oktagon miał opinię najbardziej friendly miejsca na świecie.
Ów Stryjo właśnie znowu oderwał się od klikania:
- No, moje dupeczki, koniec pogaduch. Pracujemy.
Więc Mala jak zwykle pilnie przepracowała cały dzień. Pod koniec szychty poszła na rutynowy obchód obiektów uzbrojona w zestaw różnych kluczy, aby jak zwykle coś przykręcić lub dokręcić, gdy będzie taka potrzeba. Akurat zaszła takowa na sali ogólnej siłowni. Gdy Turbi tam weszła rzucając ogólną hejkę nielicznym ćwiczącym jeden szybko poskoczył do niej:
- Z nieba nam spadasz. Zobacz, coś tu jest nie tak.
Dziewczyna podeszła do wskazanej maszyny, odpięła i zdjęła pas wypełniony kluczami, po czym zabrała się za badanie rozmiaru nieszczęścia. Kątem oka zauważyła też pięć dziewczyn ubranych w fioletowe, neonowe dresy. Dwie ćwiczyły, dwie gadały, jedna popijała wodę. Jedna z tych pierwszych akurat skończyła serię, po czym spojrzała na Malę i rzuciła:
- Ej, młoda, weź podaj mi ten ręcznik! No, rusz się!
Nagle zrobiło się bardzo dynamicznie, za bardzo, aby to detalicznie opisać. Zanim Mala zdążyła rozpoznać, do kogo były powyższe słowa adresowane dziewczyna pijąca wodę odstawiła butelkę, po czym znalazła się przy roszczącej ręcznika, następnie jednym ruchem ramienia spowodowała nagły kontakt jej twarzy z podłogą.
- Zachowuj się!
Podniosła za włosy głowę leżącej i dodała:
- A teraz przeproś panią kierowniczkę serwisu.
Mala odłożyła trzymany w ręku klucz, jej jak zwykle uśmiechnięta buzia spoważniała, zaś ona sama podeszła bliżej do wspomnianej dwójki. Łagodnym głosem spytała:
- Po co aż tak ostro?
Pochyliła się i spojrzała uważnie.
- Grubawo. Chyba ma rozcięty łuk brwiowy.
- Z nimi tak trzeba.
- Trzeba to teraz podać mi apteczkę. Będziesz tak miła?
Mala wskazała na ścianę, przy której na stoliczku stała nieduża plastikowa skrzyneczka. Yakuza, bo to ona była, jak się potem przedstawiła, posłusznie tam podeszła, po czym ją przyniosła. Turbina bardzo sprawnie opatrzyła siedzącą już na ławeczce poszkodowaną panienkę.
- Nic jej nie będzie, tylko niech tak sobie chwilę posiedzi.
- Jeszcze musi posprzątać.
Yakuza pokazała na zasychającą krew na podłodze.
- Nie musi. Mnie tu płacą za sprzątanie. Ale jeśli chcesz pomóc...
Mala uśmiechnęła się i dodała:
- Tam jest kubeł z mopem, ona niech jeszcze odpocznie, a ja szybko dokończę to ustrojstwo, co się tam zacięło. Bardzo, bardzo ładnie proszę.
Stężałe rysy twarzy Yakuzy nagle złagodniały, zmieniły się w miły uśmiech. Dziewczyna poszła we wskazanym kierunku, przyniosła sprzęt i bez słowa zabrała się za konserwację powierzchni płaskiej. Zaś Mala zabrała się za pracę przy zaciętej maszynie. Pozostałe panie w fioletowych dresach i reszta obserwujących, wszyscy wrócili do swoich ćwiczeń, zaś ta opatrzona spytała, tak nie wiadomo za bardzo kogo:
- Mogę już wstać?
Jakąś godzinę później Mala, już nie w służbowym dresie zmierzała do wyjścia z klubu. W recepcji czekała na nią, również przebrana Yakuza. Podeszła pytając:
- Napijemy się kawy?
Mala chwilę się zawahała.
- Dobrze. Ale nie tutaj, mam już dosyć tej klubowej, standardowej, służbowej kawy, opiła mi się. Ja cię zaprowadzę gdzie możemy pójść, tu zaraz niedaleko. Ale najpierw pójdziemy sobie na parking i pokażesz mi swój motocykl. Dobrze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz