Piątek, osiemnasta. Dzień był jakiś wyjątkowo gorący, więc Kaśka najchętniej by go przepracowała w samych stringach, czy też nawet bez nich, nie wydawało się jej to jednak godne powagi stanowiska, które zajmowała. Ale jedenaście par oczu mimo to wylazło z orbit, gdy weszła na salę opięta krótkimi służbowymi legginsami w zielonym, klubowym kolorze i sportowym staniku udającym top. Po chwili zaś panowie bez komendy usiedli na podłodze, znając już nieźle procedurę treningu. Kaśka była dosyć konserwatywna pod tym względem, więc zaczynała go zawsze od krótkiej medytacji, aby, jak mawiała:
- Zbędne myśli wyszły za drzwi.
Co prawda na widok Pięknej te myśli wcale tak chętnie nie wychodziły, trzeba było im pomóc solidną rozgrzewką, ale tym razem, gdy wszyscy już wstali Kaśka wskazała palcem:
- Ty, panie Ładny, pozwól tu proszę na chwilę.
Gdy podszedł, trenerka dotknęła tym palcem jego policzka:
- Czy ja dobrze widzę? Masz pizdę pod okiem? Mnie nie obchodzi, co robisz poza salą, ale moi kursanci nie mają prawa odnosić żadnych takich obrażeń.
- Bo jego narzeczona w domu bije.
Rzucił któryś ze stojących, a reszta zarechotała radośnie.
- Pogratulować takiej dziewczyny, zaproś ją tu kiedyś do klubu, może ma talent? Ale ty mi się coś w ogóle nie podobasz. Aurę masz jakąś zgniłą.
Mężczyzna syknął z bólu, gdy Kaśka dotknęła jego boku. Po tej reakcji szybko przyłożyła całą dłoń i oświadczyła:
- Przecież ty masz żebro pęknięte. Chodź tu ze mną na bok pod ścianę. Zacznij proszę standardową rozgrzewkę, ja się tu muszę przez chwilę zająć kolegą.
To ostatnie zdanie było już do sąsiada stojącego obok. Gdy ten przejął komendę na grupą, trenerka szybko obmacała delikwenta, po czym kazała mu stanąć twarzą do ściany, rozstawić nogi, unieść ramiona do góry, po czym oprzeć je na tej ścianie. Położyła mu jedną dłoń na karku, drugą zaś od tyłu chwyciła go za krocze.
- Mnie też żebro boli.
Rzucił któryś z ćwiczących, ktoś parsknął śmiechem, ale skupiona na pracy Kaśka nie zwróciła uwagi na ten żart. Wreszcie puściła stojącego i zadysponowała:
- Opuść ręce, obróć się. Głęboki wdech i wydech. No!
Klepnęła go po żebrach.
- Boli?
- Nie.
- To gotowe. Będziesz żył.
Ku zdumieniu ćwiczących najbliżej siniak pod okiem mężczyzny znikł, na jego twarzy nie było śladu po uderzeniu. Jedynie Mirek domyślał się zapewne, że Kaśka użyła tej samej mocy, którą mu czasem demonstrowała Mala.
- Dołącz do reszty. Panowie! Gleba!
Tą komendą trenerka zaczęła aplikować kursantom długą serię burpeesów. Zaś po niej nastąpił cały zestaw różnych innych ćwiczeń, wreszcie padło:
- Dość! Wkładamy rękawice, te małe, te lekkie. Dobierzcie się teraz w pary, ty chodź do mnie i jedziemy uniki. Jeden bije, drugi ręce do tyłu i tylko korpus się rusza. Tak kilkanaście razy, potem zmiana. Pracujemy!
Jedno ćwiczenie, potem drugie, trzecie, kwadrans za kwadransem zajęcia powoli dobiegły końca. Na finał Kaśka dołożyła kilka serii czegoś na dobicie grupy, wreszcie klasnęła w dłonie i oświadczyła:
- Dziękuję panowie, koniec na dzisiaj. Jesteście zajebiści. Praca tu z wami to dla mnie naprawdę przyjemność. A ty pluszaczku...
Tu wskazała palcem na jednego ze spoconych, zdyszanych panów.
- Ty jak mi w poniedziałek znowu przyjdziesz z fanarem, to ci poprawię z drugiej strony. Moje chłopaki nie mogą dawać odwłoka i pozwalać się trafić. Nawet zdolnym narzeczonym.
Zaś po około kwadransie Kaśka gnała na swoim esesmańskim motocyklu do Anity na kolejne zajęcia. Wiedźmy planowały sabat ćwiczebny, warsztatowy, jednak wypadki potoczyły się nieco inaczej. Gdy już wychodziły razem do sabatorium zadzwonił telefon Maliny leżący na stole w salonie. Miała właśnie iść go wyłączyć na czas sabatu, ale on był szybszy.
- No?
- ...
- Dobrze kochanie, tylko szybko.
Lalka odłożyła aparat i oświadczyła:
- Mariolka tu jedzie, za parę minut będzie.
- Ale co się stało?
- Coś bardzo ważnego. Jedzie taryfą, nie mogła mówić.
- To czekamy.
Mariolka, dziewczyna Maliny nie była czarownicą, nie miała mocy, nie brała więc udziału w sabatach. Wiedziała, gdzie jest jej partnerka, wiedziała, co robi, więc skoro nagle postanowiła przyjechać do Anity, to nie był to żaden jej kaprys. Musiała być istotna przyczyna.
Wreszcie dziewczyna wpadła do salonu. Była ubrana i uczesana tak samo, jak Malina. Obie miały ostatnio taką fazę, aby się identycznie laszczyć. Już od drzwi rzuciła:
- Mam go! Poznałam! Przypomniałam sobie!
- Ale kogo? Co jest z tobą?
- Spotkałam tego, co mi dał drinka.
Pierwsza zatrybiła Anita:
- O kurwa! Ja pierdolę! Siadaj, opowiadaj!
Reszta czarownic patrzyła po sobie nie wiedząc, o co chodzi. Czytający pewnie też tego nie wiedzą, więc dokonajmy pewnej przypominajki. Musimy się cofnąć niecałe cztery lata wstecz, do czasów kiedy związek Anity i Borka dopiero się rozkręcał. Mieszkali oboje wtedy tam, gdzie teraz mieszka Mala, czy raczej wynajmuje mieszkanie, bo głównie teraz mieszka u Mirka. Otóż któregoś dnia Borek poszedł ćwiczyć swoje mutanckie moce antygrawitacyjne, zaś na opuszczonym placyku, gdzie zwykle to robił, zastał dwóch kolesi zaczynających rozbierać naćpaną po uszy, nieprzytomną dziewczynę. Ich zamiary były dość czytelne, jednak Falibor sprawnie pokrzyżował im plany. Obezwładnił ową antygrawitacją obu napastników, zaś dziewczynę zaniósł do siebie do domu. Gdy przyszła Anita była nieco zaskoczona widokiem obcej kobiety w ich łóżku, ale już po chwili sytuacja się wyjaśniła. Gdy Mariolka, bo ona to była, wreszcie się ocknęła, doszła do siebie, Nita bardzo troskliwie się nią zajęła. Próbowano odtworzyć wypadki zaszłe przed incydentem, jednak dziewczyna niewiele pamiętała. Ostatnim miejscem przebywania, które pamiętała przed przebudzeniem u Borka była pewna kawiarnia w okolicy. Nic więcej nie udało się ustalić, także policja, której zgłoszono całą sprawę nic nie zrobiła. Przez jakiś czas Mariolka jeszcze kolegowała się z Anitą, Borkiem, jego siostrą Maliną i całym towarzystwem wokół nich skupionym, ale powoli, stopniowo ich drogi się rozeszły. Za to ponad dobry rok wstecz zeszły się na powrót. Takim to sposobem, że gdy Malina wystrzelała się już ze swoim odwetem na facetach miała ich trochę dosyć i nagle zapragnęła odmiany. Czystym przypadkiem spotkała znowu Mariolkę, wtedy zaś okazało się, że mają podobne gusty. Dość szybko znalazły się ze sobą w łóżku, potem zaś zaczęły funkcjonować jako para. Po drodze miały pewien kryzys, który zażegnała Mala, ale to akurat nie jest istotne. Teraz jesteśmy przy stole w salonie domu Anity, gdy Mariolka próbuje opowiedzieć, co się ostatnio wydarzyło:
- Malina jechała do was i wysadziła mnie na mieście, miałam coś tam sobie kupić i wrócić do domu, znaczy tam do niej do domu. No, i w sklepie zobaczyłam jego.
- Jego, czyli kogo?
- Czyli kolesia, który postawił mi drinka w kawiarni, wtedy, gdy... Gdy Borek mi dupę uratował. Po prostu nagle przypomniałam sobie całą sytuację, całą rozmowę.
- Poznał cię? Znaczy w tym sklepie.
- Chyba nie. Rzucił na mnie okiem, tak obciął przelotnie, ale akurat płacił, potem wyszedł. To ja poszłam za nim. Daleko za nim nie poszłam, bo wsiadł do auta, ale mam to.
Mówiąc to Mariolka wyjęła z torebki niedopałek ledwo co napoczętego papierosa zawinięty w papierową chusteczkę.
- Jak wyszedł ze sklepu to zapalił, ale zaraz potem wyrzucił. Malina mi mówiła, że po takim czymś można kogoś namierzyć. Czy to prawda? Da tak radę?
- Prawda. Chodźmy do pracowni. Daj tego peta. Na filtrze, na ustniku powinien być jakiś mikroślad biologiczny. Albo nie. Poczekajcie, tu jest więcej miejsca.
Anita szybko ruszyła do pracowni, po czym zaraz wróciła ze sporym zawiniątkiem. Odwinęła chustę, postawiła na stole czarną skrzyneczkę, ze środka zaś wyjęła szklaną kulę. Obok niej położyła otrzymany niedopałek, na tym zaś zestawie złożyła obie dłonie, po czym zamknęła oczy mówiąc:
- Nie mówcie teraz nic.
Zaś po jakiejś minucie oświadczyła:
- Mam go.
- Mogę zobaczyć?
Siedząca obok Mariolka zbliżyła do niej głowę usiłując zajrzeć do kuli, jednak Anita zaoponowała:
- Poczekaj chwilę. Muszę zmienić punkt widzenia, bo na razie widać tylko to, co on widzi. Jeszcze, jeszcze, jeszcze... Mam już go z profilu. Wystarczy tyle, zobacz?
- Tak, to on. Na pewno on.
Reszta kobiet otoczyła siedzące na sofie próbując zajrzeć do kuli.
- Jest w aucie, chyba się zatrzymał... Tak, stoi. Wysiada...
Mala stojąca za fotelem nachyliła się do Anity.
- Niteczko, możesz, że tak powiem, że tak to nazwę, tak odjechać kamerą, żeby zobaczyć tablicę rejestracyjną?
- Łatwe nie jest, ale mogę.
- Gdzie masz coś do pisania?
- Masz mój telefon, na nim zapisz.
Roxy będąca najdalej podała Mali aparat. Nita zapodała:
- Maleczko, teraz. Mam przód auta i jego.
Mala poklikała literując głośno całą treść tablicy. Podała telefon Rudej, następnie wyciągnęła swą dłoń w kierunku szklanej kuli. Zacisnęła ją, po czym syknęła coś hisslangiem. Wreszcie cofnęła rękę i dodała już po ludzku:
- Papa sprawny kusiu, ty zboku zasrany!
Wieczny, radosny uśmiech na ślicznej buzi młodej wiedźmy na chwilę zastąpił paskudny grymas nienawiści. Zaglądające do kuli Anita, Mariolka i Malina ujrzały, jak mężczyzna chwyta się za okolice kroku, pochyla do przodu, po czym upada. Schylona Mala wyprostowała się, uśmiechnęła triumfalnie i dodała:
- Koniec moczenia kijka. Mala jeden, zbok zero.
Wykonując biodrami ruchy niegodne filozofa uzupełniła:
- Gol na wyjeździe liczy się podwójnie.
- Zabiłaś go?
Roxy spojrzała na Malę pytająco. Odparła Anita:
- Nie, bo by obraz zniknął.
- To co mu zrobiłaś niedobra małolato?
- Uniesprawniłam mu aparaturę. Teraz wy po numerach rejestracji namierzcie go dokładniej, żeby się wziął dowiedział za co został skarcony. Może będzie tak miły, że pójdzie na współpracę i sprzeda koleżkę? Klątwy mu nie odkręcę, bo to niepedagogiczne, ale poluzować odrobinę mogę. Bo jak znam tą historię, to było ich dwóch? Tak, Malinko? Tak mi opowiadałaś?
- Tyle wiem, co od Borka.
- Ale to już wy. Ja swoje zrobiłam.
Mala nachyliła się nad Mariolką, przytuliła jej głowę do siebie, po czym wykręcając ją nieco polizała po policzku. Ta zaprotestowała.
- Oj nie, weź. Wyskoczyło mi tu coś.
- Tak?
Po czym Turbinka powtórzyła zabieg.
- Już wskoczyło, nie ma.
Roxy spojrzawszy na Malę z podziwem podsumowała:
- Taką klątwę bojową, na odległość, solo. Piękna robota.
Za to Kaśka pochyliła się, żeby obejrzeć uważnie gładki już policzek Mariolki i spytała:
- A mnie Maleczko może też poliżesz? Potówki mi wyskoczyły na treningu, ale trochę w innym miejscu.
- Ciebie to ja wszędzie poliżę, tylko co na to twój Dasio?
- Dziewczyna z dziewczyną to się nie liczy.
W tym momencie wtrąciła się Malina:
- Nie byłabym tego tak do końca pewna.
Anita włożyła kulę do skrzyneczki, zawinęła chustę, po czym wstając od stołu z tym pakunkiem w dłoniach spytała:
- To co? Sabat mamy chyba dziś zaliczony? Kawy, herbaty, soczku? Piwo też jakieś mam. Jak Adaśko tu zajrzał po Borka, to ze dwa mi zostawił. Na zatkanie putki, żeby nie tęskniła.
Jak zwykle uczynna Mala już szła do kuchni pytając po drodze:
- To co która chce?
- Zbędne myśli wyszły za drzwi.
Co prawda na widok Pięknej te myśli wcale tak chętnie nie wychodziły, trzeba było im pomóc solidną rozgrzewką, ale tym razem, gdy wszyscy już wstali Kaśka wskazała palcem:
- Ty, panie Ładny, pozwól tu proszę na chwilę.
Gdy podszedł, trenerka dotknęła tym palcem jego policzka:
- Czy ja dobrze widzę? Masz pizdę pod okiem? Mnie nie obchodzi, co robisz poza salą, ale moi kursanci nie mają prawa odnosić żadnych takich obrażeń.
- Bo jego narzeczona w domu bije.
Rzucił któryś ze stojących, a reszta zarechotała radośnie.
- Pogratulować takiej dziewczyny, zaproś ją tu kiedyś do klubu, może ma talent? Ale ty mi się coś w ogóle nie podobasz. Aurę masz jakąś zgniłą.
Mężczyzna syknął z bólu, gdy Kaśka dotknęła jego boku. Po tej reakcji szybko przyłożyła całą dłoń i oświadczyła:
- Przecież ty masz żebro pęknięte. Chodź tu ze mną na bok pod ścianę. Zacznij proszę standardową rozgrzewkę, ja się tu muszę przez chwilę zająć kolegą.
To ostatnie zdanie było już do sąsiada stojącego obok. Gdy ten przejął komendę na grupą, trenerka szybko obmacała delikwenta, po czym kazała mu stanąć twarzą do ściany, rozstawić nogi, unieść ramiona do góry, po czym oprzeć je na tej ścianie. Położyła mu jedną dłoń na karku, drugą zaś od tyłu chwyciła go za krocze.
- Mnie też żebro boli.
Rzucił któryś z ćwiczących, ktoś parsknął śmiechem, ale skupiona na pracy Kaśka nie zwróciła uwagi na ten żart. Wreszcie puściła stojącego i zadysponowała:
- Opuść ręce, obróć się. Głęboki wdech i wydech. No!
Klepnęła go po żebrach.
- Boli?
- Nie.
- To gotowe. Będziesz żył.
Ku zdumieniu ćwiczących najbliżej siniak pod okiem mężczyzny znikł, na jego twarzy nie było śladu po uderzeniu. Jedynie Mirek domyślał się zapewne, że Kaśka użyła tej samej mocy, którą mu czasem demonstrowała Mala.
- Dołącz do reszty. Panowie! Gleba!
Tą komendą trenerka zaczęła aplikować kursantom długą serię burpeesów. Zaś po niej nastąpił cały zestaw różnych innych ćwiczeń, wreszcie padło:
- Dość! Wkładamy rękawice, te małe, te lekkie. Dobierzcie się teraz w pary, ty chodź do mnie i jedziemy uniki. Jeden bije, drugi ręce do tyłu i tylko korpus się rusza. Tak kilkanaście razy, potem zmiana. Pracujemy!
Jedno ćwiczenie, potem drugie, trzecie, kwadrans za kwadransem zajęcia powoli dobiegły końca. Na finał Kaśka dołożyła kilka serii czegoś na dobicie grupy, wreszcie klasnęła w dłonie i oświadczyła:
- Dziękuję panowie, koniec na dzisiaj. Jesteście zajebiści. Praca tu z wami to dla mnie naprawdę przyjemność. A ty pluszaczku...
Tu wskazała palcem na jednego ze spoconych, zdyszanych panów.
- Ty jak mi w poniedziałek znowu przyjdziesz z fanarem, to ci poprawię z drugiej strony. Moje chłopaki nie mogą dawać odwłoka i pozwalać się trafić. Nawet zdolnym narzeczonym.
Zaś po około kwadransie Kaśka gnała na swoim esesmańskim motocyklu do Anity na kolejne zajęcia. Wiedźmy planowały sabat ćwiczebny, warsztatowy, jednak wypadki potoczyły się nieco inaczej. Gdy już wychodziły razem do sabatorium zadzwonił telefon Maliny leżący na stole w salonie. Miała właśnie iść go wyłączyć na czas sabatu, ale on był szybszy.
- No?
- ...
- Dobrze kochanie, tylko szybko.
Lalka odłożyła aparat i oświadczyła:
- Mariolka tu jedzie, za parę minut będzie.
- Ale co się stało?
- Coś bardzo ważnego. Jedzie taryfą, nie mogła mówić.
- To czekamy.
Mariolka, dziewczyna Maliny nie była czarownicą, nie miała mocy, nie brała więc udziału w sabatach. Wiedziała, gdzie jest jej partnerka, wiedziała, co robi, więc skoro nagle postanowiła przyjechać do Anity, to nie był to żaden jej kaprys. Musiała być istotna przyczyna.
Wreszcie dziewczyna wpadła do salonu. Była ubrana i uczesana tak samo, jak Malina. Obie miały ostatnio taką fazę, aby się identycznie laszczyć. Już od drzwi rzuciła:
- Mam go! Poznałam! Przypomniałam sobie!
- Ale kogo? Co jest z tobą?
- Spotkałam tego, co mi dał drinka.
Pierwsza zatrybiła Anita:
- O kurwa! Ja pierdolę! Siadaj, opowiadaj!
Reszta czarownic patrzyła po sobie nie wiedząc, o co chodzi. Czytający pewnie też tego nie wiedzą, więc dokonajmy pewnej przypominajki. Musimy się cofnąć niecałe cztery lata wstecz, do czasów kiedy związek Anity i Borka dopiero się rozkręcał. Mieszkali oboje wtedy tam, gdzie teraz mieszka Mala, czy raczej wynajmuje mieszkanie, bo głównie teraz mieszka u Mirka. Otóż któregoś dnia Borek poszedł ćwiczyć swoje mutanckie moce antygrawitacyjne, zaś na opuszczonym placyku, gdzie zwykle to robił, zastał dwóch kolesi zaczynających rozbierać naćpaną po uszy, nieprzytomną dziewczynę. Ich zamiary były dość czytelne, jednak Falibor sprawnie pokrzyżował im plany. Obezwładnił ową antygrawitacją obu napastników, zaś dziewczynę zaniósł do siebie do domu. Gdy przyszła Anita była nieco zaskoczona widokiem obcej kobiety w ich łóżku, ale już po chwili sytuacja się wyjaśniła. Gdy Mariolka, bo ona to była, wreszcie się ocknęła, doszła do siebie, Nita bardzo troskliwie się nią zajęła. Próbowano odtworzyć wypadki zaszłe przed incydentem, jednak dziewczyna niewiele pamiętała. Ostatnim miejscem przebywania, które pamiętała przed przebudzeniem u Borka była pewna kawiarnia w okolicy. Nic więcej nie udało się ustalić, także policja, której zgłoszono całą sprawę nic nie zrobiła. Przez jakiś czas Mariolka jeszcze kolegowała się z Anitą, Borkiem, jego siostrą Maliną i całym towarzystwem wokół nich skupionym, ale powoli, stopniowo ich drogi się rozeszły. Za to ponad dobry rok wstecz zeszły się na powrót. Takim to sposobem, że gdy Malina wystrzelała się już ze swoim odwetem na facetach miała ich trochę dosyć i nagle zapragnęła odmiany. Czystym przypadkiem spotkała znowu Mariolkę, wtedy zaś okazało się, że mają podobne gusty. Dość szybko znalazły się ze sobą w łóżku, potem zaś zaczęły funkcjonować jako para. Po drodze miały pewien kryzys, który zażegnała Mala, ale to akurat nie jest istotne. Teraz jesteśmy przy stole w salonie domu Anity, gdy Mariolka próbuje opowiedzieć, co się ostatnio wydarzyło:
- Malina jechała do was i wysadziła mnie na mieście, miałam coś tam sobie kupić i wrócić do domu, znaczy tam do niej do domu. No, i w sklepie zobaczyłam jego.
- Jego, czyli kogo?
- Czyli kolesia, który postawił mi drinka w kawiarni, wtedy, gdy... Gdy Borek mi dupę uratował. Po prostu nagle przypomniałam sobie całą sytuację, całą rozmowę.
- Poznał cię? Znaczy w tym sklepie.
- Chyba nie. Rzucił na mnie okiem, tak obciął przelotnie, ale akurat płacił, potem wyszedł. To ja poszłam za nim. Daleko za nim nie poszłam, bo wsiadł do auta, ale mam to.
Mówiąc to Mariolka wyjęła z torebki niedopałek ledwo co napoczętego papierosa zawinięty w papierową chusteczkę.
- Jak wyszedł ze sklepu to zapalił, ale zaraz potem wyrzucił. Malina mi mówiła, że po takim czymś można kogoś namierzyć. Czy to prawda? Da tak radę?
- Prawda. Chodźmy do pracowni. Daj tego peta. Na filtrze, na ustniku powinien być jakiś mikroślad biologiczny. Albo nie. Poczekajcie, tu jest więcej miejsca.
Anita szybko ruszyła do pracowni, po czym zaraz wróciła ze sporym zawiniątkiem. Odwinęła chustę, postawiła na stole czarną skrzyneczkę, ze środka zaś wyjęła szklaną kulę. Obok niej położyła otrzymany niedopałek, na tym zaś zestawie złożyła obie dłonie, po czym zamknęła oczy mówiąc:
- Nie mówcie teraz nic.
Zaś po jakiejś minucie oświadczyła:
- Mam go.
- Mogę zobaczyć?
Siedząca obok Mariolka zbliżyła do niej głowę usiłując zajrzeć do kuli, jednak Anita zaoponowała:
- Poczekaj chwilę. Muszę zmienić punkt widzenia, bo na razie widać tylko to, co on widzi. Jeszcze, jeszcze, jeszcze... Mam już go z profilu. Wystarczy tyle, zobacz?
- Tak, to on. Na pewno on.
Reszta kobiet otoczyła siedzące na sofie próbując zajrzeć do kuli.
- Jest w aucie, chyba się zatrzymał... Tak, stoi. Wysiada...
Mala stojąca za fotelem nachyliła się do Anity.
- Niteczko, możesz, że tak powiem, że tak to nazwę, tak odjechać kamerą, żeby zobaczyć tablicę rejestracyjną?
- Łatwe nie jest, ale mogę.
- Gdzie masz coś do pisania?
- Masz mój telefon, na nim zapisz.
Roxy będąca najdalej podała Mali aparat. Nita zapodała:
- Maleczko, teraz. Mam przód auta i jego.
Mala poklikała literując głośno całą treść tablicy. Podała telefon Rudej, następnie wyciągnęła swą dłoń w kierunku szklanej kuli. Zacisnęła ją, po czym syknęła coś hisslangiem. Wreszcie cofnęła rękę i dodała już po ludzku:
- Papa sprawny kusiu, ty zboku zasrany!
Wieczny, radosny uśmiech na ślicznej buzi młodej wiedźmy na chwilę zastąpił paskudny grymas nienawiści. Zaglądające do kuli Anita, Mariolka i Malina ujrzały, jak mężczyzna chwyta się za okolice kroku, pochyla do przodu, po czym upada. Schylona Mala wyprostowała się, uśmiechnęła triumfalnie i dodała:
- Koniec moczenia kijka. Mala jeden, zbok zero.
Wykonując biodrami ruchy niegodne filozofa uzupełniła:
- Gol na wyjeździe liczy się podwójnie.
- Zabiłaś go?
Roxy spojrzała na Malę pytająco. Odparła Anita:
- Nie, bo by obraz zniknął.
- To co mu zrobiłaś niedobra małolato?
- Uniesprawniłam mu aparaturę. Teraz wy po numerach rejestracji namierzcie go dokładniej, żeby się wziął dowiedział za co został skarcony. Może będzie tak miły, że pójdzie na współpracę i sprzeda koleżkę? Klątwy mu nie odkręcę, bo to niepedagogiczne, ale poluzować odrobinę mogę. Bo jak znam tą historię, to było ich dwóch? Tak, Malinko? Tak mi opowiadałaś?
- Tyle wiem, co od Borka.
- Ale to już wy. Ja swoje zrobiłam.
Mala nachyliła się nad Mariolką, przytuliła jej głowę do siebie, po czym wykręcając ją nieco polizała po policzku. Ta zaprotestowała.
- Oj nie, weź. Wyskoczyło mi tu coś.
- Tak?
Po czym Turbinka powtórzyła zabieg.
- Już wskoczyło, nie ma.
Roxy spojrzawszy na Malę z podziwem podsumowała:
- Taką klątwę bojową, na odległość, solo. Piękna robota.
Za to Kaśka pochyliła się, żeby obejrzeć uważnie gładki już policzek Mariolki i spytała:
- A mnie Maleczko może też poliżesz? Potówki mi wyskoczyły na treningu, ale trochę w innym miejscu.
- Ciebie to ja wszędzie poliżę, tylko co na to twój Dasio?
- Dziewczyna z dziewczyną to się nie liczy.
W tym momencie wtrąciła się Malina:
- Nie byłabym tego tak do końca pewna.
Anita włożyła kulę do skrzyneczki, zawinęła chustę, po czym wstając od stołu z tym pakunkiem w dłoniach spytała:
- To co? Sabat mamy chyba dziś zaliczony? Kawy, herbaty, soczku? Piwo też jakieś mam. Jak Adaśko tu zajrzał po Borka, to ze dwa mi zostawił. Na zatkanie putki, żeby nie tęskniła.
Jak zwykle uczynna Mala już szła do kuchni pytając po drodze:
- To co która chce?
Nic, tylko podziwiać umiejętności i moce. Ale najbardziej fascynuje mnie kula.
OdpowiedzUsuńtaka kula to jest wielka rzadkość na magicznym rynku, przeważnie są głównie podróby lub jakieś prymitywne odmiany, nie wspomnę już o fałszywkach, Anita swego czasu wywaliła niezły grosz za to urządzenie... ze znanych postaci taką kulę posiada, od dawna już zresztą, Ciocia Lala, taką ma też zapewne zakon Benges, o innych jakoś nie wiadomo... no, i sama obsługa wcale nie jest prosta, Nita jeszcze wszystkiego nie opanowała...
Usuń