26 czerwca 2025

SABAT I PO SABACIE

Sabatorium na posesji Anity było już gotowe na początku czerwca, ale wielki letni sabat wcale się tam nie odbył. Że tak będzie było jasne już jakiś ponad tydzień wcześniej, gdy Roxy zajrzała do Anity do domu obgadać sprawy. Obie przyglądały się kartkom leżącym na stole. Były to wydruki listy wiedźm mających przyjechać na wspomniany sabat. Długą chwilę ciszy pierwsza przerwała Ruda:
- Mam takie wrażenie, że przegięłyśmy.
- Rozumiem, że nie zadamy debilnego pytania?
- Że jak to się mogło stać? Nie, nie zadamy go. Jedyne sensowne, to gdzie upchamy te jebane ponad czterdzieści dup?
- Plus nasze. Ale ja mam odpowiedź.
- No?
- Nigdzie.
- Chyba nie chcesz...
- Nie, tego na pewno nie chcę.
- To znaczy, że...
- Dokładnie to znaczy.
- Czyli my się już dogadałyśmy.
- Byle tylko pogoda była. Żeby nie padało.
- Myśl pozytywnie że nie będzie, to nie będzie. Zresztą wiedźma nie z cukru, nie rozpuści się. Kiedyś sabaty były tylko na świeżym powietrzu. Deszcze, nie deszcze, mróz, tornado, burza piaskowa, opad radioaktywnych żab... I żadna nie narzekała.
- Dobrze. Która wyśle memo do wszystkich o miejscu akcji?
- Malina. Dużo siedzi w witchnecie, więc to dla niej sekunda. Zaraz do niej zadzwonię. Teraz która poprowadzi to całe zamieszanie?
- Rzucamy monetą? Albo nie, mam lepszy pomysł.
Jaki to był pomysł okazało się w czwartek przed sabatem, gdy cała piątka umościła się przy stoliku w Pleciudze. Ponieważ na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy, to zaczęła Roxy:
- Maleczko, jak forma przed inicjacją?
Zapytana, jak zwykle uśmiechnięta całą sobą tylko wzruszyła ramionami. Bo nie było to zbyt mądre pytanie. Na brak formy Mala nigdy nie narzekała. Piłkę przejęła Anita:
- Próbę ci wyznaczy Ciocia Lala, jako bezpośrednia patronka tuż przed, ale my ci do kompletu dorzucimy coś od siebie. Od cioci Nitki i cioci Wiewióry. Cieszysz się?
- Jak od was, to się cieszę w ciemno.
- Wiem. Otóż sytuacja zaistnieje taka, że poprowadzisz sabat.
- O kurwa! Grubo.
To już był wtręt Maliny, która swoją ulubioną minę słodkiej idiotki zmieniła na minę zdziwionej słodkiej idiotki. Za to Kaśka spytała konkretnie i na temat:
- Kto ma ją suportować?
- Wy. Ty i Lalka.
- Fajnie. To teraz już wiem.
Mala nie robiła wrażenia zmartwionej otrzymaną wiadomością...
Za to w sobotę na starym, nieużywanym lotnisku za miastem zebrała się spora grupka nader atrakcyjnych pań. Ubrane były rozmaicie, gdyż żaden dress code tam nie obowiązywał. Każda dzierżyła parasolkę oraz składany stołek turystyczny. Choć do wschodu Słońca jeszcze trochę brakowało, zaś zbliżający się do fazy nowiu Księżyc bardzo skąpo udzielał światła, to wcale nie było zbyt ciemno. Fotonów dostarczały niektóre fryzury dzięki zaklęciom metamorfo. Tak więc wszystkie kobiety od razu rozpoznały zbliżającą się Anitę i Roxy. Trochę gorzej było jeśli chodzi o towarzyszące im Kaśkę i Malinę, po prostu nie wszystkie je znały. Za to doskonale znały, choć nie zawsze osobiście, kroczącą za nimi Ciocię Lalę. Niektóre miejscowe pamiętały też młodziutką, długowłosą blondynkę idącą obok, to ona sypała krąg przed akcją sylwestrową. Ale żadna nie spodziewała się, że to właśnie ona poprowadzi cały sabat. Tak więc ze zdziwieniem patrzyły wzajemnie na siebie, gdy Ciocia Lala wskazała na nią oświadczając tonem wykluczającym polemikę:
- To jest Mala, moja uczennica. Ona tu teraz rządzi do końca spotkania. To co, dziewczyny? Zaczynamy zabawę?
Zaś Mala dodała:
- To ja was bardzo, bardzo ładnie proszę o krąg i kopułkę.
Po chwili cała grupka zniknęła z oczu postronnego obserwatora pod kopułą niewidką, gdyby taki akurat znajdował się nieopodal.
Za to gdy się pojawiła z powrotem było już dość jasno. Ciocia Lala stojąca tak nieco bardziej na jej obrzeżu podniosła rękę i głośno uprzedziła gwar rozmów, który bez wątpienia zaraz miał nastać.
- Poczekajcie chwilę, nie rozchodźcie się jeszcze.
Ruszyła do środka w kierunku stojącej tam Mali. Wiedźmy na jej drodze rozstępowały się bez słowa, zaś gdy doszła do celu mocno uścisnęła dopiero co zinicjowaną czarownicę mówiąc:
- Zuch dziewczyna.
Potem rozejrzała się po zgromadzonych, wreszcie zatrzymała wzrok na jednej, wyglądającej na nastolatkę, wskazała na nią palcem i oświadczyła:
- Ty!
Do wskazanej szybko podeszła Mala, po czym polizała ją po obu policzkach. Za to Ciocia Lala wydostała się była na zewnątrz grupy i ruszyła w kierunku stojących nieopodal aut. Odprowadzało ją mnóstwo spojrzeń, jedno należało do Kaśki, która powiedziała do Maliny to, co zawsze mówiła przy takiej okazji:
- Nigdy nie będę miała takich pośladów jak ona.
Na co Lalka odpowiedziała również już rutynowo:
- Pierdolisz. Masz najlepszą pupę świata. Nie licząc mojej, rzecz jasna. Lustereczko powiedz mi przecie... 
Nagle urwała i zmieniła temat:
- Czyli Ciotka ma nową uczennicę. Znasz ją?
- Kogo?
- No, tą małą, co ją wybrała.
- Nie, nie wiem kto to jest. Ja większości ich nie znam. A mocy nie rozpoznam w tym cipowisku. Za gęsto jest.
- Ja ją znam.
To wtrąciła stojąca obok Roxy. 
- Ona się uczy u tej z warkoczami, co tam stoi obok, Anita ją kiedyś szkoliła. Tylko jest jeden kłopot. Ta siusiara mieszka na drugim końcu kraju.
- Na szczęście nie nasz to kłopot.
- Ojtamojtam, będzie dojeżdżać. Zresztą teorii może się uczyć zdalnie. Nita mnie tak szkoliła.
Tak podsumowała Kaśka, po czym wszystkie ruszyły w kierunku Mali, aby świeżo upieczonej czarownicy pełną dupą udzielić należnej jej porcji lizów, tudzież obścisków. Zebrane sabatowiczki powoli zaczynały się rozchodzić, niektóre jeszcze stały po kilka oddając się pogaduchom, zaś gdy Roxy już wypieściła Turbinę podeszła do stojącej obok Nity zagajając:
- Po takim sabacie to ja mam takie osy w dupie, że ja pierdolę. Wiesz, co w domu zrobię Miśkowi? To posłuchaj, mam już gotowy cały plan. Nazwę go Operacja Płonące Dziury. Zacznę od...
- Tak, wiem. Czekaj chwilę, muszę pogadać z tą Ciotki wybranką.
Mówiąc to Anita szybko oddaliła się, aby nie słuchać kolejnej porcji erotycznych opowieści Rudej, którymi ta ją zwykła częstować, gdy rozmawiały we dwie. Poza tym zresztą ona miała tak samo, więc los Borka jeszcze przed wieczorną imprezą był przesądzony. Różnica była tylko taka, że Nita nigdy nie planowała detalicznie takich sesji, tylko improwizowała na pełnym spontanie. Mizianie według rozpiski to nie był jej styl.

20 komentarzy:

  1. Plan: nie mieć planu. Efekt? Chaos w szpilkach, z kieliszkiem wina i uśmiechem Mony Lisy po przejściach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niezłe :) w jednym z wcześniejszych opowiadań jest wzmianka o tym, że Anita lubi się czasem zrobić na Kleopatrę przed sesją, a efektem jest rozmazany makijaż niczym w japońskich horrorach...

      Usuń
    2. Kleopatra z japońskiego horroru brzmi jak kobieta, która zna cenę własnego blasku i nie boi się ciemności pod powiekami. Czasem przecież trzeba się trochę rozmazać, żeby zobaczyć siebie wyraźniej. Wtedy nawet zamęt układa się w całkiem zgrabną pointę – z eyelinerem jak znak interpunkcyjny po nieprzespanej nocy.

      Usuń
    3. Anita i jej psiapsie z pewnością znają te ceny, to w sumie bazowy warunek, aby być dobrą czarownicą... za to niejaka Pamala, nieboszczka mamuśka Mali, była kiepską czarownicą i w ogóle złą kobietą... jedyne co jej wyszło dobrze, to jej córka, tak znakomita, że nie dała jej rady potem popsuć...

      Usuń
    4. No proszę, nawet kiepska czarownica potrafi czasem uwarzyć coś genialnego choćby przez pomyłkę. Mali musiała być eliksirem, który wyszedł mimo zaklęć albo właśnie dzięki nim.

      Usuń
    5. Mala to jest właśnie jej córka, tak jeśli chodzi o ścisłość, więc uwarzyć dziecko brzmi trochę dziwnie, dwuznacznie :)

      Usuń
  2. Jak na 40 czarownic tańczących wokół ogniska, to mało dymu, energii, wrzawy. Może to jakieś święte te czarownice na sabacie.
    Witches Sabbath doskonały i wpisuje się w kanon.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obrazek niekoniecznie wiernie ilustruje akcję, więc trudno powiedzieć, czy one tańczyły, mogły na przykład medytować pozyskując moc, akurat detale tego, co się dzieje na ich sabatach są niedostępne...
      miałem do wyboru kilka utworów muzy dużej i prawdziwej, zdecydowałem się na Nasty Savage po starym sentymencie: byłem kiedyś na ich koncercie...
      serdeczności :)

      Usuń
  3. Ilustracja bardzo bardzo. Tylko w tekście mało szczegółów, ale to widocznie wiedźmowa tajemnica. Płonące Dziury brzmią przerażająco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiedźmowe tajemnice, jak one same mawiają: babskie sprawy, do których narrator, jako facet nie jest dopuszczany, musi się zadowalać okruchami informacji...

      Usuń
  4. Tak sobie myślę: no ijak ja bym była czarownicą, skoro one w większości przypadkówliżą się po mordach? A moja morda w makijażu i w końcu by sie koleżanki otruły. Może mogłabym używać jakiegoś zaklęcia zamiast makijażu, ale wtedy czy to byłoby etyczne pozwalać koleżankom lizać moją pryszczatą gębę, która tylko wyglądałaby na normalną? A co jak niektóre byłyby w stanie przejrzeć przez moje zakęcie i widziałby, co je czeka, jak mnie poliżą? Czy toznaczy, że nie mogę być wiedźmą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to można ogarnąć na kilka sposobów... na przykład taki, że w tym uniwersum nikt nie ma już pryszczy, poradzono sobie z nimi, tak jak w naszym poradziliśmy sobie z innymi kłopotami medycznymi... drugi może wynikać z tego, że czarownica choć jest debeściarą, to też czasem musi iść do dentysty, ginekologa, czy dermatologa... już dawno ustaliliśmy, że magia realna to nie jest fikcyjna wszechmoc boska i może mieć pewne swoje ograniczenia... i może jeszcze coś takiego, że niby dlaczego taka wiedźma ma się wzdragać od polizania pryszczatej koleżanki, którą akurat lubi?... nie takie rzeczy tym paniom się zdarzają, na przykład zrobienie sekcji zwłok na okoliczność praktyk nekromanckich i żadna nie narzeka, nie robi z tego problemu...
      to tylko takie szkicowe przykłady, bo temat jest rozwojowy dyskusyjnie...

      Usuń
    2. Dla mnie twoje czarownice to realny, prawdziwy świat. Nie fantazja hahah. Dlatego patrzę z perspektywy obecnego świata, jak mogłabym być wiedźmą do lizania. Głupio zabrzmiało.
      Sekcja zwłok na jakiś nekromancki czar to jedno, a lizać jakąś ropuchę z pryszczami regularnie to drugie : ) Ja bym powiedziała, że może jednak byłabym dobrym indykatorem, który oceniał by moc innych czarownic. Jak przejrzy moje zaklęcie i nie poliże, bo widzi, co jest ,,pod zaklęcie'', to silniejsza ode mnie. Jak się nabierze i poliże, to ma słabszą moc ode mnie. Całkiem mi ta koncepcja pasuje, hym.

      Usuń
    3. przypomina mi się historia, jak pewna wiedźma bon /to taka odmiana magii tybetańskiej/ uwalniała z robaków rannego psa wyciągając mu je ustami z gnijących ran... to jest dopiero hardkor, a nie jakaś panienka z krostami...
      a tak naprawdę, to wszystko jest kwestią gustu...

      Usuń
  5. Czarownice potrafią wpływać na pogodę ,więc to nie problem jakiś wielki aby w sabaty lub inne ważne dni pogoda była taka jak należy . Poczytaj o Magii natury ,to się dowiesz .
    Ciekawa jestem kim jest osoba ,którą będzie uczyła Ciocia Lala . Napiszesz coś o niej więcej ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tu wiedźmy wychodzą z założenia, że czarować trzeba umieć w każdą pogodę, wtedy więcej mocy można użyć na inne sprawy...
      o nowej uczennicy Cioci Lali pewnie jakaś wzmianka jeszcze będzie, ale chyba nie jest dobrym pomysłem wprowadzać jakąś nową postać jako pierwszoplanową, pięć chyba wystarczy...

      Usuń
  6. Obrazek mi się bardzo podoba fajny jest .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obrazek najpierw miał być inny, ale nagle znalazłem ten i plany się nagle zmieniły w tym temacie...

      Usuń
  7. No ale mógłbyś choć w skrócie opisać, co one tam robiły, podczas tego sabatu. Bo "klasyczne" opisy, że jakoby obcowały z diabłem, jakoś mnie nie przekonują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na pewno nie obcują z żadnymi diabłami... to jest magia realna, a nie jakaś fikcyjna oparta na dziwnych religijnych mitach...

      Usuń