Następnego dnia, w poniedziałek Anita zastosowała dietę zerową, za to gdy po południu zajechała do niej Roxy, to uraczyła ją sporą porcją odgrzanych gołąbków. Ruda ochoczo zabrała się do konsumpcji, przy okazji mówiąc:
- Malina będzie jakoś później, kończą zlecenie dzisiaj, więc...
- Wiem, dzwoniła. Ale zbadamy temat bez niej, Lalka może być potrzebna dopiero później. Na razie zajadaj, spokojnie, powoli. Są niepierdzące po, ale też dobre. Jeszcze ci dam do domu.
- To ile ty tego masz?
- Od piczy. Takiej głębokiej, że ja to pierdolę.
- To teraz wiem. Nie ma to, jak precyzyjnie podane dane.
Gdy Roxy zakończyła posiłek obie zamknęły się w pracowni. Gdy wyszły po jakiejś połowie godziny ruszyły do kuchni. Przy herbacie Ruda zaczęła:
- Wiemy tyle, że to jest spiralny urok. To nie są tanie rzeczy.
- Tak. Ale to znaczy, że nie musimy się spieszyć ze zdejmowaniem.
- To już zdecyduje Malina. Ale jest jeszcze coś. To nie jest taki typowy urok erotyczny. Tu nie chodzi o dupę twojej teściowej, ale o coś innego.
- O co?
- Jak nie wiadomo, o co chodzi, to...
- To ma sens. Mamuśka do krezusek nie należy, ale biedna też nie jest. Renta po mężu spływa regularnie zza granicy, gruba renta. Pracę też ma nieźle płatną. Przy tej rencie nie musi pracować, ale lubi, ma zajęcie, nie nudzi się. Jest kogo oskubać.
- Tak w ogóle to pistolet nie kobieta. Do tego atrakcyjna milfa. Ale jak mówię, to nie te sprawy są na rzeczy. Na koniec dobra wiadomość. Znam sygnaturę tego całego zaklęcia.
- Teraz dopiero mówisz?
- Bo byłyśmy w transie, więc nie było kiedy.
- Kto to jest?
- Jedna taka zawodowa. Stąd zresztą, z miasta. Nazywa się Delia. Głównie zajmuje się leczeniem, ale jak się trafi dobra okazja na takie zlecenie, to sama rozumiesz. Wtedy się na chwilę zapomina o specjalizacji.
- To teraz czekamy na Lalkę, trzeba pogadać, co z tym robimy.
Zanim się doczekają, to wyjaśnijmy, że magiczny urok spiralny nie jest zbyt typowym urokiem. Nie działa od razu, nie działa też z opóźnieniem. Rozkręca się bardzo powoli, stopniowo opanowując wolę uroczonej osoby. Jest dosyć pracochłonny do konstrukcji, stąd też grube ceny, które wiedźmy winszują sobie za takie zlecenie. Dodajmy jeszcze, że choć zwykle uroki kojarzą się ze sprawami zasadniczymi, to wcale tak nie musi być. Nie muszą wywoływać napalenia natury erotycznej, ale fascynację innym aspektami osoby, która taki urok zastosowała.
Roxy wie, co mówi, bo sama znakomicie zna się na urokach, Anita zawsze mówi, że jest druga po Cioci Lali. Poza tym swojego czasu próbowała kariery zawodowej czarownicy. Czyli takiej, dla której czary są głównym źródłem utrzymania. Po dwóch latach jednak rzuciła to zajęcie. Jak sama twierdziła, zaś Nita może potwierdzić, źle ta praca na nią działała. Zaczęła być zbyt pazerna na dutki, to jest dość częsta przypadłość zawodowych wiedźm. Po czym to za zebrany kapitał założyła firmę sprzątającą. Już bardzo szybko "Zielona Miotła" stała się znana na rynku takich usług. Ruda zaczęła zatrudniać same najlepsze babencje, które zajmowały się głównie dużymi obiektami, takimi jak lokale firmowe, kompleksy magazynowe, czy też sale sportowe. Rzecz jasna panie nie pracowały w bieliźnie, może czasami, jak było gorąco, ale ten konkretny sektor usług nigdy Rudej nie interesował.
To może tyle, bo właśnie do salonu wkroczyła Malina:
- Cześć łobuzice. Coś już wiecie?
- Coś tam wiemy, coś tam nie wiemy...
- Czyli?
Anita szybko zreferowała wyniki badania próbki włosów, które wczoraj Lalka zebrała ze szczotki swojej mamy. Po czym podsumowała:
- Nie jest to zbyt wiele, teraz dopiero zaczyna się jakby policyjna robota, detektywistyczna taka bardziej. Bo co z tego, że znamy konstruktora armaty, jak nie wiemy, kto z nie strzelał.
- Może ta cała Delia, jak się ją tak bardzo ładnie poprosi...
Roxy roześmiała się.
- Zgłupiałaś? Żadna zawodowa siostra nigdy nikomu nie ujawni swoich zleceniodawców. Nawet taka zła kretynka, jak Pamala stosowała tą zasadę.
- Są na to sposoby.
Tu z kolei Anita zarechotała.
- Tak, metody kaśkowe. Najpierw spuścić bęcki, potem napoić verakolą na chama. To zawsze mamy w odwodzie, w ostateczności, ale najpierw bym zastosowała coś łagodniejszego, subtelnego. Jak się kochasz, to od razu siadasz gołą psitką na dziób? Czy najpierw jakieś przytulaczki?
- Czasem od razu.
- To teraz nie jest ten czas. Aha, jeszcze jedno. Musimy zdecydować, czy zdejmujemy z niej to zaklęcie, czy może trochę poczekamy? Ja jestem za tym drugim, ale to twoja mama, więc ty masz ostatnie słowo.
- I Borka.
- No tak, ale Borka to ja biorę na siebie.
- Albo pod siebie.
Malina zaśmiała się z własnego dowcipu, ale Anita go olała.
- Borek w ogóle o niczym nie musi wiedzieć. Babskie sprawy. On się może tylko przydać, gdy potrzebna będzie ta jego antygrawitacja. Czyli jak zajdzie jakiś wariant kaśkowy, konieczność użycia siły. Ale na razie nie przewiduję.
- No, dobrze ale ja się zgadzam, żeby na razie nie zdejmować z mamy tego zaklęcia. To nam ułatwi dojście do zleceniodawcy. Ruda co ty na to?
Roxy tylko kiwnęła głową, po czym spytała:
- Nitka, czy jak mi odgrzejesz jeszcze po takim małym gołąbku, to...
- To nic ci nie będzie. Dupcia nadal jak ze sztancy.
Ruda miała jakby lekkiego hopla na punkcie własnej figury, takiego trochę ponad średnią krajową, więc bardzo starannie przyglądała się temu, co spożywa. Nieraz aż za starannie. Zaś Malina ruszyła do kuchni.
- To ja odgrzeję. Sama nic od samego rana nie jadłam, tak cisnęłyśmy robotę. Gdzie to masz? W lodówce?
- Jakiej tam znowu lodówce, pół zamrażarki mam zajęte.
Gdy wróciła razem z Roxy zabrały się za jedzenie, przy okazji też wszystkie wróciły do głównego tematu.
- To co robimy?
- Ty łazisz za mamuśką. Jak cień. Jutro możesz nawet do jej pracy zajrzeć. Masz parę wolnych dni do kolejnego zlecenia, to... Aha, wiem, że to nieładnie, ale spróbuj może zalukać do jej telefonu.
- Może lepiej wszystko jej powiedzieć? Ona ma fajny stosunek do magii, nie uważa nas za jakieś nawiedzone idiotki. Taka rozmowa może wiele ułatwić, dostarczyć jakichś danych.
- Tak też zrobimy, ale dopiero jak zdejmiemy z niej urok. Za parę dni. Pod wpływem zaklęcia może gadać bzdury, ściemniać, by na przykład chronić tą osobę. Całkiem podświadomie, jako skutek uboczny.
Roxy spytała nagle:
- Gdzie pracuje nasza mamuśka? Bo jakoś w lecie nie dopytałam. Bardziej mnie fascynowała jako osoba, wyluzowana dupencja, a nie to, jak zarabia na swoje rachunki do płacenia.
- Jest kustoszką i robi też różne ekspertyzy na zlecenie. Ale słuchaj teraz. Ja ją namierzam przez szklaną kulę. A ty może popróbuj przez nici aka. Ja wiem, że to jest strasznie gówniana robota, do tego rzadko skuteczna, ale co ci szkodzi, jak masz wolną chwilę? Weź ze dwa te włosy, pobaw się nimi jakoś.
- Nie ma sprawy.
Wtedy wtrąciła Malina:
- Ja bym jednak chciała jeszcze zobaczyć tą Delię, tą co zmontowała to całe gówno. Mam jakieś dziwne przeczucie, że ona może być bardziej tego, nie tylko jako sprzedawczyni zaklęcia.
Roxy odparła:
- Czy ja mam jakieś archiwum, katalog wszystkich zawodowych sióstr na mieście? Nie wszystkie zresztą znam, więc...
- Ale tą konkretną znałaś, tak? Więc...
- No, dobrze. Tylko lusterko wydłubię, psychobraz ci pokażę.
Psychobraz jest po prostu zrzutem pamięci tego, co się widziało. Nie jest to jak fotka, bo różną można mieć percepcję czegoś, ale mimo to narzędzie dość użyteczne. Ruda położyła lusterko na dłoni, po czym zamknęła oczy. Po jakiejś chwili Anita i Malina zobaczyły na jego powierzchni niezbyt wyraźny obraz postaci kobiecej.
- Możesz podkręcić, wyostrzyć, czy coś tam?
- Spokojnie, właśnie próbuję to zrobić.
Kobieta najpierw zamigotała, potem zniknęła, potem znów się pojawiła, tym razem już było ją widać wyraźniej. Lalka pisnęła motywacyjnie:
- No, Rudaśku, jeszcze trochę... Mam! Kocham cię! Przytrzymaj to jeszcze chwilę, niech się upewnię. Tak, to na pewno ona.
Roxy otworzyła oczy, znikając tym samym obraz w lusterku, po czym we dwie razem z Anitą spojrzały uważnie na Malinę.
- Co masz?
- Co ta ona jest ona?
Lalka uniosła dumnie brodę do góry i odparła:
- Jak to co? Po prostu kurwa znam tą babę.
Skąd Malina może znać czarownicę Delię?
Kto mógł kupić u Delii drogie zaklęcie?
W tym odcinku to już się nie wyjaśni...
- Malina będzie jakoś później, kończą zlecenie dzisiaj, więc...
- Wiem, dzwoniła. Ale zbadamy temat bez niej, Lalka może być potrzebna dopiero później. Na razie zajadaj, spokojnie, powoli. Są niepierdzące po, ale też dobre. Jeszcze ci dam do domu.
- To ile ty tego masz?
- Od piczy. Takiej głębokiej, że ja to pierdolę.
- To teraz wiem. Nie ma to, jak precyzyjnie podane dane.
Gdy Roxy zakończyła posiłek obie zamknęły się w pracowni. Gdy wyszły po jakiejś połowie godziny ruszyły do kuchni. Przy herbacie Ruda zaczęła:
- Wiemy tyle, że to jest spiralny urok. To nie są tanie rzeczy.
- Tak. Ale to znaczy, że nie musimy się spieszyć ze zdejmowaniem.
- To już zdecyduje Malina. Ale jest jeszcze coś. To nie jest taki typowy urok erotyczny. Tu nie chodzi o dupę twojej teściowej, ale o coś innego.
- O co?
- Jak nie wiadomo, o co chodzi, to...
- To ma sens. Mamuśka do krezusek nie należy, ale biedna też nie jest. Renta po mężu spływa regularnie zza granicy, gruba renta. Pracę też ma nieźle płatną. Przy tej rencie nie musi pracować, ale lubi, ma zajęcie, nie nudzi się. Jest kogo oskubać.
- Tak w ogóle to pistolet nie kobieta. Do tego atrakcyjna milfa. Ale jak mówię, to nie te sprawy są na rzeczy. Na koniec dobra wiadomość. Znam sygnaturę tego całego zaklęcia.
- Teraz dopiero mówisz?
- Bo byłyśmy w transie, więc nie było kiedy.
- Kto to jest?
- Jedna taka zawodowa. Stąd zresztą, z miasta. Nazywa się Delia. Głównie zajmuje się leczeniem, ale jak się trafi dobra okazja na takie zlecenie, to sama rozumiesz. Wtedy się na chwilę zapomina o specjalizacji.
- To teraz czekamy na Lalkę, trzeba pogadać, co z tym robimy.
Zanim się doczekają, to wyjaśnijmy, że magiczny urok spiralny nie jest zbyt typowym urokiem. Nie działa od razu, nie działa też z opóźnieniem. Rozkręca się bardzo powoli, stopniowo opanowując wolę uroczonej osoby. Jest dosyć pracochłonny do konstrukcji, stąd też grube ceny, które wiedźmy winszują sobie za takie zlecenie. Dodajmy jeszcze, że choć zwykle uroki kojarzą się ze sprawami zasadniczymi, to wcale tak nie musi być. Nie muszą wywoływać napalenia natury erotycznej, ale fascynację innym aspektami osoby, która taki urok zastosowała.
Roxy wie, co mówi, bo sama znakomicie zna się na urokach, Anita zawsze mówi, że jest druga po Cioci Lali. Poza tym swojego czasu próbowała kariery zawodowej czarownicy. Czyli takiej, dla której czary są głównym źródłem utrzymania. Po dwóch latach jednak rzuciła to zajęcie. Jak sama twierdziła, zaś Nita może potwierdzić, źle ta praca na nią działała. Zaczęła być zbyt pazerna na dutki, to jest dość częsta przypadłość zawodowych wiedźm. Po czym to za zebrany kapitał założyła firmę sprzątającą. Już bardzo szybko "Zielona Miotła" stała się znana na rynku takich usług. Ruda zaczęła zatrudniać same najlepsze babencje, które zajmowały się głównie dużymi obiektami, takimi jak lokale firmowe, kompleksy magazynowe, czy też sale sportowe. Rzecz jasna panie nie pracowały w bieliźnie, może czasami, jak było gorąco, ale ten konkretny sektor usług nigdy Rudej nie interesował.
To może tyle, bo właśnie do salonu wkroczyła Malina:
- Cześć łobuzice. Coś już wiecie?
- Coś tam wiemy, coś tam nie wiemy...
- Czyli?
Anita szybko zreferowała wyniki badania próbki włosów, które wczoraj Lalka zebrała ze szczotki swojej mamy. Po czym podsumowała:
- Nie jest to zbyt wiele, teraz dopiero zaczyna się jakby policyjna robota, detektywistyczna taka bardziej. Bo co z tego, że znamy konstruktora armaty, jak nie wiemy, kto z nie strzelał.
- Może ta cała Delia, jak się ją tak bardzo ładnie poprosi...
Roxy roześmiała się.
- Zgłupiałaś? Żadna zawodowa siostra nigdy nikomu nie ujawni swoich zleceniodawców. Nawet taka zła kretynka, jak Pamala stosowała tą zasadę.
- Są na to sposoby.
Tu z kolei Anita zarechotała.
- Tak, metody kaśkowe. Najpierw spuścić bęcki, potem napoić verakolą na chama. To zawsze mamy w odwodzie, w ostateczności, ale najpierw bym zastosowała coś łagodniejszego, subtelnego. Jak się kochasz, to od razu siadasz gołą psitką na dziób? Czy najpierw jakieś przytulaczki?
- Czasem od razu.
- To teraz nie jest ten czas. Aha, jeszcze jedno. Musimy zdecydować, czy zdejmujemy z niej to zaklęcie, czy może trochę poczekamy? Ja jestem za tym drugim, ale to twoja mama, więc ty masz ostatnie słowo.
- I Borka.
- No tak, ale Borka to ja biorę na siebie.
- Albo pod siebie.
Malina zaśmiała się z własnego dowcipu, ale Anita go olała.
- Borek w ogóle o niczym nie musi wiedzieć. Babskie sprawy. On się może tylko przydać, gdy potrzebna będzie ta jego antygrawitacja. Czyli jak zajdzie jakiś wariant kaśkowy, konieczność użycia siły. Ale na razie nie przewiduję.
- No, dobrze ale ja się zgadzam, żeby na razie nie zdejmować z mamy tego zaklęcia. To nam ułatwi dojście do zleceniodawcy. Ruda co ty na to?
Roxy tylko kiwnęła głową, po czym spytała:
- Nitka, czy jak mi odgrzejesz jeszcze po takim małym gołąbku, to...
- To nic ci nie będzie. Dupcia nadal jak ze sztancy.
Ruda miała jakby lekkiego hopla na punkcie własnej figury, takiego trochę ponad średnią krajową, więc bardzo starannie przyglądała się temu, co spożywa. Nieraz aż za starannie. Zaś Malina ruszyła do kuchni.
- To ja odgrzeję. Sama nic od samego rana nie jadłam, tak cisnęłyśmy robotę. Gdzie to masz? W lodówce?
- Jakiej tam znowu lodówce, pół zamrażarki mam zajęte.
Gdy wróciła razem z Roxy zabrały się za jedzenie, przy okazji też wszystkie wróciły do głównego tematu.
- To co robimy?
- Ty łazisz za mamuśką. Jak cień. Jutro możesz nawet do jej pracy zajrzeć. Masz parę wolnych dni do kolejnego zlecenia, to... Aha, wiem, że to nieładnie, ale spróbuj może zalukać do jej telefonu.
- Może lepiej wszystko jej powiedzieć? Ona ma fajny stosunek do magii, nie uważa nas za jakieś nawiedzone idiotki. Taka rozmowa może wiele ułatwić, dostarczyć jakichś danych.
- Tak też zrobimy, ale dopiero jak zdejmiemy z niej urok. Za parę dni. Pod wpływem zaklęcia może gadać bzdury, ściemniać, by na przykład chronić tą osobę. Całkiem podświadomie, jako skutek uboczny.
Roxy spytała nagle:
- Gdzie pracuje nasza mamuśka? Bo jakoś w lecie nie dopytałam. Bardziej mnie fascynowała jako osoba, wyluzowana dupencja, a nie to, jak zarabia na swoje rachunki do płacenia.
- Jest kustoszką i robi też różne ekspertyzy na zlecenie. Ale słuchaj teraz. Ja ją namierzam przez szklaną kulę. A ty może popróbuj przez nici aka. Ja wiem, że to jest strasznie gówniana robota, do tego rzadko skuteczna, ale co ci szkodzi, jak masz wolną chwilę? Weź ze dwa te włosy, pobaw się nimi jakoś.
- Nie ma sprawy.
Wtedy wtrąciła Malina:
- Ja bym jednak chciała jeszcze zobaczyć tą Delię, tą co zmontowała to całe gówno. Mam jakieś dziwne przeczucie, że ona może być bardziej tego, nie tylko jako sprzedawczyni zaklęcia.
Roxy odparła:
- Czy ja mam jakieś archiwum, katalog wszystkich zawodowych sióstr na mieście? Nie wszystkie zresztą znam, więc...
- Ale tą konkretną znałaś, tak? Więc...
- No, dobrze. Tylko lusterko wydłubię, psychobraz ci pokażę.
Psychobraz jest po prostu zrzutem pamięci tego, co się widziało. Nie jest to jak fotka, bo różną można mieć percepcję czegoś, ale mimo to narzędzie dość użyteczne. Ruda położyła lusterko na dłoni, po czym zamknęła oczy. Po jakiejś chwili Anita i Malina zobaczyły na jego powierzchni niezbyt wyraźny obraz postaci kobiecej.
- Możesz podkręcić, wyostrzyć, czy coś tam?
- Spokojnie, właśnie próbuję to zrobić.
Kobieta najpierw zamigotała, potem zniknęła, potem znów się pojawiła, tym razem już było ją widać wyraźniej. Lalka pisnęła motywacyjnie:
- No, Rudaśku, jeszcze trochę... Mam! Kocham cię! Przytrzymaj to jeszcze chwilę, niech się upewnię. Tak, to na pewno ona.
Roxy otworzyła oczy, znikając tym samym obraz w lusterku, po czym we dwie razem z Anitą spojrzały uważnie na Malinę.
- Co masz?
- Co ta ona jest ona?
Lalka uniosła dumnie brodę do góry i odparła:
- Jak to co? Po prostu kurwa znam tą babę.
Skąd Malina może znać czarownicę Delię?
Kto mógł kupić u Delii drogie zaklęcie?
W tym odcinku to już się nie wyjaśni...
Rozkręca się. Jak ten spiralny urok. A w ogóle, to strasznie dużo tych wiedźm w tym mieście. Co to za miasto? Salem?
OdpowiedzUsuńSalem jest mniejsze od Pruszkowa co do ilości mieszkańców, a to w opowiadaniu to jest po prostu wielkie miasto, statusu wojewódzkiego, nie jest doprecyzowane, które centralnie, ale nie ma takiej konieczności... gęstość zawiedźmienia kraju nie jest bynajmniej równomierna, największa jest w wielkich miastach i w małych wsiach, za to nie wiem, czym można wyjaśnić to zjawisko...
UsuńAle i tak uwiedźmienie per capita wydaje mi się spore, zważywszy, że ja nigdy żadnej wiedźmy nie spotkałem - chyba że w Skyrim!
Usuńza to ja spotykam sporo wiedźm, jedna jest nawet moją Koleżanką Lady, coś jak żona, tylko bez papierów :)
UsuńJa bym zaryzykowała , że w każdym mieście jest dużoooooo wiedźm.
OdpowiedzUsuńno pewnie, tylko trzeba dobrze patrzeć, tak patrzeć, żeby widzieć :)
Usuń