Ile ktoś musi wykonać głupot i jakiego kalibru, żeby go uznać za głupola? Jedna to chyba za mało, w sumie każdemu może się jakaś zdarzyć. To może dwie? Dwie to już coś, ale skoro ta pierwsza się nie liczy, to znowu mamy tylko jedną. Takim oto sposobem można by dojść do wniosku, że na świecie nie ma głupoli, ale przecież nawet głupol wie, że to kompletna nieprawda. Do tego waląca po oczach, ewidentnie.
To było na rozkrętkę, do sprawy zresztą jeszcze wrócimy na koniec, a teraz do meritum może się udajmy:
Od czasu do czasu na rynku kultury, czy też rozrywki pojawia się taki film lub książka, że robi się ogólny wrzask. Najgłośniej zwykle wrzeszczą ci, którzy tego produktu nie znają, co jakby samo w sobie nie tworzy żadnej sprawy. Wrzeszczeć każdy sobie może, czasem lepiej lub gorzej. Dziwnie, wesoło lub smutno, robi się dopiero wtedy, gdy ktoś taki zaczyna ów wyrób oceniać, mądrzej zaś mówiąc: recenzjonować, czy jakoś tak. Od razu wtedy, jak na zawołanie, pojawia się znany kawał:
- Nie jadam flaków, bo nie lubię.
- Próbowałeś kiedyś?
- Ależ skąd? Przecież mówię, że nie lubię.
No, ale nie komplikujmy sprawy żarciem, ograniczmy się do strawy czysto duchowej, bo zaraz temat tej pracy zejdzie na dupy. Otóż któregoś dnia pewna osoba postanowiła nie obejrzeć pewnego produktu kinematografii. Uzasadniła to jakoś tam, ale ważne akurat jest to, że nie oceniła tego filmu. Poniekąd logiczne, bo jak można ocenić coś, czego nie poznaliśmy? Ona jedynie oszacowała według znanych jej danych, że film może jej się nie podobać, gdy ewentualnie pójdzie. To wszystko jest jasne, klarowne, ale nie dla wszystkich jak się okazuje.
Otóż gdy druga osoba się o tym dowiedziała, wyraziła swą dezaprobatę, jak można wystawiać recenzję filmowi, którego się nie widziało. Nie można, tylko myk polega na tym, że żadnej recenzji, czyli oceny wcale nie było.
Wyobraźmy sobie taką sytuację, że idziemy do biblioteki lub do księgarni. Szperamy po półkach, czasem coś wyjmiemy, spojrzymy na okładkę, na tytuł, na info kto napisał, na jakiś tam opis na tejże okładce, jeśli jest, czasem zajrzymy do środka, przeczytamy ze dwa, trzy zdania. Rzucamy też okiem na cenę, jeśli to księgarnia, jednym słowem robimy to, co robi każdy zwykły gość takiej placówki gdy do niej zajrzy. Ale prędzej, czy później do jakiejś decyzji dochodzi. Wybieramy jedną, dwie, trzy pozycje, czasem też nie wybieramy żadnej wcale. Analiza detaliczna tego całego procesu jest dość skomplikowana, bo może bardzo różnie przebiegać, ale bardzo łatwo jest podsumować i nazwać nasze motywacje wspomnianej decyzji. My po prostu oszacowaliśmy, że te książki, które wybraliśmy mogą być niezłe. Podkreślmy to: oszacowaliśmy, ale na pewno ich nie oceniliśmy. Czy to oznacza, że resztę książek, tych nie wypożyczonych, czy nie kupionych oceniliśmy jako kiepską? Oczywiście, że nie.
Na pewno oczywiście? Okazuje się, że nie bardzo, bo nie każdy to pojmuje. Gdy wyjaśniłem to wszystko tej drugiej wcześniej wspomnianej osobie, ta mi odpowiada, że ta pierwsza osoba ocenia książki po okładkach. Masakra!!! Idzie się pochlastać w ramach reakcji na głupolstwo tej odpowiedzi.
To są właśnie te chwile, gdy chwieje się nasza pobłażliwość dla głupoty. Bo zdarzają się takie bowiem, że już po pierwszej aż samo się prosi, aby uznać ich wykonawcę za głupola. Wspomnianego na początku zresztą.
To było na rozkrętkę, do sprawy zresztą jeszcze wrócimy na koniec, a teraz do meritum może się udajmy:
Od czasu do czasu na rynku kultury, czy też rozrywki pojawia się taki film lub książka, że robi się ogólny wrzask. Najgłośniej zwykle wrzeszczą ci, którzy tego produktu nie znają, co jakby samo w sobie nie tworzy żadnej sprawy. Wrzeszczeć każdy sobie może, czasem lepiej lub gorzej. Dziwnie, wesoło lub smutno, robi się dopiero wtedy, gdy ktoś taki zaczyna ów wyrób oceniać, mądrzej zaś mówiąc: recenzjonować, czy jakoś tak. Od razu wtedy, jak na zawołanie, pojawia się znany kawał:
- Nie jadam flaków, bo nie lubię.
- Próbowałeś kiedyś?
- Ależ skąd? Przecież mówię, że nie lubię.
No, ale nie komplikujmy sprawy żarciem, ograniczmy się do strawy czysto duchowej, bo zaraz temat tej pracy zejdzie na dupy. Otóż któregoś dnia pewna osoba postanowiła nie obejrzeć pewnego produktu kinematografii. Uzasadniła to jakoś tam, ale ważne akurat jest to, że nie oceniła tego filmu. Poniekąd logiczne, bo jak można ocenić coś, czego nie poznaliśmy? Ona jedynie oszacowała według znanych jej danych, że film może jej się nie podobać, gdy ewentualnie pójdzie. To wszystko jest jasne, klarowne, ale nie dla wszystkich jak się okazuje.
Otóż gdy druga osoba się o tym dowiedziała, wyraziła swą dezaprobatę, jak można wystawiać recenzję filmowi, którego się nie widziało. Nie można, tylko myk polega na tym, że żadnej recenzji, czyli oceny wcale nie było.
Wyobraźmy sobie taką sytuację, że idziemy do biblioteki lub do księgarni. Szperamy po półkach, czasem coś wyjmiemy, spojrzymy na okładkę, na tytuł, na info kto napisał, na jakiś tam opis na tejże okładce, jeśli jest, czasem zajrzymy do środka, przeczytamy ze dwa, trzy zdania. Rzucamy też okiem na cenę, jeśli to księgarnia, jednym słowem robimy to, co robi każdy zwykły gość takiej placówki gdy do niej zajrzy. Ale prędzej, czy później do jakiejś decyzji dochodzi. Wybieramy jedną, dwie, trzy pozycje, czasem też nie wybieramy żadnej wcale. Analiza detaliczna tego całego procesu jest dość skomplikowana, bo może bardzo różnie przebiegać, ale bardzo łatwo jest podsumować i nazwać nasze motywacje wspomnianej decyzji. My po prostu oszacowaliśmy, że te książki, które wybraliśmy mogą być niezłe. Podkreślmy to: oszacowaliśmy, ale na pewno ich nie oceniliśmy. Czy to oznacza, że resztę książek, tych nie wypożyczonych, czy nie kupionych oceniliśmy jako kiepską? Oczywiście, że nie.
Na pewno oczywiście? Okazuje się, że nie bardzo, bo nie każdy to pojmuje. Gdy wyjaśniłem to wszystko tej drugiej wcześniej wspomnianej osobie, ta mi odpowiada, że ta pierwsza osoba ocenia książki po okładkach. Masakra!!! Idzie się pochlastać w ramach reakcji na głupolstwo tej odpowiedzi.
To są właśnie te chwile, gdy chwieje się nasza pobłażliwość dla głupoty. Bo zdarzają się takie bowiem, że już po pierwszej aż samo się prosi, aby uznać ich wykonawcę za głupola. Wspomnianego na początku zresztą.
_______
Tekst posta dedykuję trzeciej osobie, która obiecała go nie przeczytać, gdy już on zaistnieje i zostanie opublikowany.
Tekst posta dedykuję trzeciej osobie, która obiecała go nie przeczytać, gdy już on zaistnieje i zostanie opublikowany.
Nawet wiem o kim i o czym piszesz i zgadzam sie, każdy ma prawo do szacowania według swego gustu, upodobań, nastroju.
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś taki przypadek, ze jedna z blogerek napisała cos narkomanach, o filmie lub książce, nawet już nie pamiętam, ja wtedy miałam ciężki okres i nie miałam siły nawet na komentarz w temacie, a cóż dopiero na podobne recenzje, co wyraziłam w komentarzu. Ależ nadepnęłam autorce na odcisk.
Wybieramy często tez na podstawie recenzji, a różnie potem bywa , ja np. nie lubię klimatów szpiegowskich, gangsterskich itp. i mam prawo nie obejrzeć takiego filmu czy sięgnąć po książkę.
Nie zawsze mam tez ochotę na nowe wersje znanych utworów muzycznych.
wiedzieć nie trzeba, bo choć post powstał na bazie konkretnego wydarzenia, to nie chodzi w nim o to, aby komuś dowalać, tylko pokazać pewne zjawisko, bynajmniej nie takie rzadkie... niemniej jednak pomylić ocenę (recenzję) filmu/książki z decyzją, aby ten film/książkę poznać (lub nie) nadal nie przestanie być czymś zadziwiającym...
UsuńCzesto wybieram na podstawie czyjejs recenzji. Od czegos trzeba to wybierane zaczac. Kiedys poszlam na zywiol i w ksiegarni ksiazki bez wiedzy o autorach i czytania opini o nich powybieralam i znioslam do domu cztery gnioty, Ot zachcialo mi sie spontanicznie zaszalec.
Usuń@Ania...
Usuńkiedyś wypożyczałem kasety VHS i wybierałem na intuicję, pod swój gust, ale jedna kaseta była na zamówienie mamy: "wybierz coś takiego dla mnie"... gdy za ladą był szef, to mieliśmy obaj kłopot, bo pojęcia nie mieliśmy, co mojej mamie może pasować, ale gdy za ladą była szefowa, to gdy mówiłem jej "poproszę o coś dla mamy", ona sama wybierała za mnie film i zawsze to było trafione w jedenastkę, bo nie tylko mamie się podobało, ale wszyscy w domu byli zadowoleni z seansu...
Też kojarzę tę awanturkę i pamiętam, o jaki film chodzi 😉
OdpowiedzUsuńNo cóż, to tylko brak tolerancji dla innego zdania od tego "mojszego". Brak tolerancji na tyle silny, że już nie pozostaje miejsca na dywagacje, czy to ocena czy tylko oszacowanie... Ma być tak, jak JA uważam i już.
chyba trafiłaś w samo centrum...
Usuńpierwszy stopień to święte oburzenie, że ktoś ma inny gust, a drugi to równie święte oburzenie, że ktoś nie chce z tym swoim gustem eksperymentować... post dotyczy właśnie tej drugiej sytuacji... a gdy oburzenie rządzi, wtedy jakakolwiek składność myśli znika z umysłu...
Trochę mnie nie było, więc nie wiem o jaką awanturę idzie, ale to chyba nie jest najistotniejsze. Rzadko mi się to zdarza :) ale masz rację.
OdpowiedzUsuńNie sposób obejrzeć wszystkich filmów, ani przeczytać wszystkich książek. Wybiera się je pod własne potrzeby i upodobania. Czy pozostałe są gorsze? Oczywiście, nie wiem tego. Ostatnio jeden z blogerów polecał pewien film. Nie obejrzę go, choć mam do jego opinii zaufanie, bo nie jestem w stanie znieść tak ciężkiej tematyki na ten czas. I tyle.
nie sposób... nie sposób więc też ich ocenić... a szczególnie nie sposób ocenić czegoś z góry, taka konstrukcja jest już z założenia bezsensowna, bo oceniać można tylko to, co już poznaliśmy...
UsuńFajny post, bo aż prosi się o polemikę. Ulubionym zwrotem/odpowiedzią psychologa jest: "to zależy". Myślę więc, że w tym poście głupotę warto wymienić na "ubogie słownictwo". Bo można nie lubić flaków, nawet ich nie jedząc, jeżeli już sam wygląd, zapach, proces powstawania, i kojarzenia z tym związane odstręczają. Podobnie jest z filmami. Pewno mógłbym się zmusić do obejrzenia filmu A. Holland, bo firma mówi sama za siebie. Ale propozycję nie oglądania filmu np. o "Zamachu Smoleńskim" też bym uzasadnił skrótowo: "bo nie lubię". Oczywiście można dodać, że nie lubię propagandy, indoktrynacji i fałszu w sztuce, ale przecież nie o sztukę tu chodzi. Czasem jednak chodzi i o sztukę, i o opinię, gdy mamy do czynienia np. z uznanym utworem noblisty/ki i facetem pobierającym wysokie apanaże (limuzyna, immunitet, gabinet, itd., itp., ...) właśnie za kreowanie/opiekę nad narodową kulturą i sztuką. I wtedy takiego głupola oświadczającego przed kamerami, że nie zna dzieł Tokarczuk "bo nie lubi" można uznać za głupca nie wywiązującego się z nałożonych obowiązków. Niestety w masowym odbiorze książki, a także inne produkty kreatywności ludzkiej, selekcjonujemy po recenzjach, a w tym po okładkach, opiniach o autorach, trendach modowych itp., ... Reasumując myślę, że zwrot "bo nie lubię" pasuje, gdy wypowiada go debil w kierunku innego debila, w innych sytuacjach opinia wymaga rozwinięcia. Nie należy jednak oczekiwać tego rozwinięcia od idioty/tki, która zaistniała w necie przypadkowo, a utrzymała się tylko dzięki cyfrowym wspomagaczom (korektor ortografii, AI).
OdpowiedzUsuńco prawda branie kawałów "na myślenie", rozbieranie ich na czynniki pierwsze już na starcie wydaje się być czymś głupim, ale zaryzykujmy, co nam szkodzi i mi chwilowo wyszło, że ten kawał wcale nie musi wyśmiewać tej osoby, która nie jada flaków... ale w tym momencie przerwę, bo dalsze rozwijanie tej analizy może być już zbyt głupie :)
UsuńW moim komie jakieś 10-15 % było o flakach, dalej jest już o filmach i książkach, które "głupole" nie oglądają i nie czytają, ale uzasadniają to stwierdzeniem, że "nie lubię". Chyba dobrze wyjaśniłem to dlaczego można bez organoleptycznych dowodów wyrazić niechęć poprzez "bo nie lubię". Ale rozumiem, że nie chodzi Ci o dowód przeczący Twoim tezom. ;)
Usuńpo prostu nie chciałem się wdawać w zbędne filozofowanie, którego akurat ja nie lubię :)
Usuńa teraz nie wiem, z czym polemizujesz, znaczy co postrzegasz jako "moje tezy"?... bo moja teza, tak jak ja ją widzę, akurat jest prosta: odmowa zapoznania się z czymś /tu akurat produktem kultury/ nie może być traktowana jako ocena (recenzja) tegoż i nonsensem jest stwierdzenie, że jeśli ktoś podjął taką decyzję, to znaczy, że ocenił to na minus...
No teraz jest OK.
UsuńNie odpowiedziałem na Twoje pytanie: "... co postrzegasz jako moje tezy? ...", bo zakładałem, że odpowiedź padnie w dalszych komentarzach, ale tak się nie stało. Oczywiście, nie postawiłeś jednoznacznej tezy, że: jak ktoś skrótowo mówi "... bo nie lubię", i nie uzasadnia tego, to jest głupolem. Ale z postu, opisującego pytających i odpowiadających, gdzie w tytule pojawia się głupota, wynika jednoznacznie, że chodzi o tych drugich. Teza słuszna, chociaż ja bym nie nazywał wszystkich głupolami, bo przecież pytający i odpowiadający mogą dysponować różnymi poziomami nabytej wiedzy uniemożliwiającymi komunikację. A więc ... ?
Usuńi tu się zgadzamy, bo w tekście nie ma jednoznacznego stwierdzenia, kogo nazwać głupolem, tylko wyrażone są wątpliwości na ten temat...
UsuńSkoro nie chcesz głupolem nazwać odpowiadającego albo pytającego (jak to opisuje post) to może chociaż wyjaśnisz co jest tą "głupotą"? Wątpliwości są, ale nie rozwiał ich ani post, ani komentarze. Czyżby głupoty też już nie było? A może problem leży w innym miejscu?
Usuńgłupota jest zbyt intuicyjnym pojęciem, aby sformułować jej wyczerpującą definicję, każda z nich będzie cząstkowa, wycinkowa i nigdy zbyt dokładna... w rozważanym przypadku mamy do czynienia z brakiem znajomości pojęcia "recenzja (ocena)" i mimo tego używanie go, przeważnie jako nazwę tego, co oceną nie jest...
Usuńnatomiast kwestia, czy coś takiego uznać za głupotę, a jej wykonawcę za głupola to już sprawa subiektywnych, indywidualnych kryteriów...
Coś mi się wydaje, że widziałam tu wczoraj jeszcze inne wpisy 😉
OdpowiedzUsuńW każdym razie chciałabym uściślić, że słowo 'awanturka' miało dla mnie wydźwięk li i jedynie żartobliwy...
nic nie jest trwałe na świecie...
Usuńoprócz poglądu, że istnieją od tego wyjątki :)
Nie wiem o co dokładnie chodzi, ale ocena głupoty to często sprawa dość subiektywna. Moja śp. babka często mawiała - każdy głupi myśli że to kto inny jest głupi. :)
OdpowiedzUsuńno pewnie, że subiektywna... tyle, że w poście nie ma takiej oceny, jest tylko wyrażenie pewnych wątpliwości na temat, czy coś subiektywnie uznać za głupotę, czy nie :)
Usuńtypowy problem z komunikacja. Ty mowisz a ta druga strona w swojej glowie filtruje material i tu moze zadziac sie wszystko. Ta interpretacja przez innych tego co mowimy, moze bys spowodowana wieloma czynnikami. Tym jak jestesmy postrzegani przez wspolrozmowce dzieki np.: naszym pogladom, stylowi zycia, wiedzy jaka o nas posiada. No i jak dana osoba definiuje pewne okreslenia, pojecia- czyli jej zestaw przekonan i wierzen. Jej pakiet postrzegania swiata.
OdpowiedzUsuńI konflikt komunikacyjny czasami wychodzi jak ta lala.
Ja sie nauczylam, ze kazdy czlowiek to inny swiat. Stykajac sie z kims nie stykamy sie z bliznim- czy on blzni, czy nie wychodzi potem. Czlowiek styka sie innym od swojego swiatem.
Roboty jak nic trzeba aby sie prawidlowo z tymi innymi swiatami dogadac.
elastyczność w komunikacji, umiejętność gadania z kimś w jego "języku", wczucia się w jego postrzeganie świata można uznać za zaletę, ale gdzieś trzeba postawić granicę, bo gdy mu popuścimy za bardzo, to nagle zacznie nam dyktować, jak mamy ten świat postrzegać...
UsuńTu nie chodzi o to aby pozwolić wejść sobie na głowę. Mi jest np.: łatwiej kiedy wiem o co przeciwnej stronie chodzi, co nie oznacza, że z automatu trzeba jej przytakiwać.
UsuńPróbowałam ci tylko powiedzieć, że czasami komunikacja wymaga sporego wysiłku. Jezeli nam na współrozmówcy zależy będziemy kontynuować. Próbować wyjaśniać, jeżeli nie można sobie odpuścić. Zostawić sprawy niedogadane. Niech uważają jak chcą.
no pewnie, że tak... czasem szukamy kompromisu, "wspólnego języka", a nawet idziemy na pewne ustępstwa, ale czasem sposób komunikacji tej drugiej strony bywa dla nas nie do przyjęcia i ucinamy rozmowę...
UsuńA ja przeczytałam i żyję. Do tego osiągnęłam już ten stopień wywalenia, że głupota mnie nie zadziwia ani nie prowokuje do naprawiania świata.
OdpowiedzUsuńmnie czasem zadziwia, ale własna, gdy trafi mi się ktoś, kto moim (głupim właśnie) zdaniem głupolem być nie powinien...
UsuńMożna to jeszcze rozważyć.
UsuńA muza, jak zawsze, świetna. :):):):)
OdpowiedzUsuńno toć baaa :)
UsuńMożna nie przesłuchać utworu z gory zakładajac, że się spodoba? A głupi to w sumie każdy jest po trochu
OdpowiedzUsuńmożna, ale do tego trzeba mieć jakieś dane: inne utwory, czy też jakieś próbki, fragmenty twórczości danego wykonawcy, ale to wciąż będzie tylko oszacowanie szans, czy nam się spodoba (czy nie), do oceny to zawsze będzie za mało...
UsuńZnając orientację autora wystarczy obejrzeć urywki dzieła i łatwo wyobrazić sobie zastosowaną manipulację czy zabieg propagandowy. Mnie to często wystarcza, zbyt bolesna strata czasu, aby zapoznawać się z całością.
OdpowiedzUsuńAle jeśli ktoś chce publicznie zabierać głos na temat dzieła, uczciwość wymaga, aby obejrzał całość.
umówmy się, że niekoniecznie całość, bo co ma zrobić recenzent filmowy, którego nagle przypiliło i musiał wyjść na chwilę z seansu "na stronę"? :)
Usuńoby się tylko tam za długo nie zasiedział, bo wtedy faktycznie taka ocena jest niewiele warta... natomiast nie dywagujmy już, ile to będzie "za długo", tego dokładnie rozstrzygnąć się chyba raczej nie da...
A już myślałem, że pociągniesz z grubej rury i przywołasz jakiś szczyt głupoty. Może i nie najwyższy, ale jednak szczyt. A tu co? Nawet nie głupota. Głupotka! Na tle tego, co się wokół nas dzieje, zupełnie lajtowa.
OdpowiedzUsuńChociaż rozumiem, że wkurzająca.
mnie się wydaje, że na większość arycygłupot składają się takie małe, codzienne głupotki, ale mocno upierał się przy tym nie będę, bo nie mam pomysłu, jak jednoznacznie odróżnić te mniejsze od tych większych...
UsuńWszystkich książek nie jesteśmy wstanie przeczytać i wszystkich filmów obejrzeć . Musimy robić selekcje i każdy na tą selekcje ma swoje metody ,ale ta selekcja nie jest recenzją , po prostu decydujemy w taki czy inny sposób co zrobimy …
OdpowiedzUsuń. A tu masz coś co może cię zaciekawić.
https://oko.press/lektury-polacy-czytaja-nie-to-co-bysmy-chcieli
"selekcja"... dziękować, bo to jest to słowo, które mi się gdzieś tam zgubiło... a o to w sumie chodziło, o traktowanie selekcji przed użyciem jako ocenę, recenzję... natomiast osobną sprawą jest, że czasem podczas tej selekcji wspieramy się cudzymi recenzjami, ale i tak zawsze ryzykujemy, bo w końcu ten ktoś może mieć inny gust od naszego...
Usuń...
artykuł faktycznie ciekawy, ale warto przy okazji zauważyć, że ludzie bardzo często nawiązują znajomości od pytania "co czytasz (słuchasz, oglądasz)", bo jeśli to samo, to dalsza rozmowa jest łatwiejsza, natomiast odpowiedź, że coś innego wywołuje różne, rozmaite reakcje, być może jest to warte zbadania psycho-socjologicznie :)
Selekcjonujemy ne tylko książki/filmy, ale i autorów, recenzentów oraz ... rozmówców. I tak np. na pytanie: Dlaczego nie chcę czytać "Mein Kampf"? odpowiedź dla p. Bąkiewicza (ten od bicia kobiet i zrzucania staruszek ze schodów) byłaby "bo nie lubię". Czy to oznacza, że wg autora postu jestem głupolem? Ale na to samo pytanie zadane np. przez prof. Hartmana pewnie bym odpowiedział wieloma cytatami z książki i przytoczeniem znakomitych recenzji, oraz wniosków. Ot, cała psychosocjologiczna analiza, bo nie chodzi o to, aby "czytać to co się powinno czytać", ale czytać ze zrozumieniem na miarę swoich możliwości.
Usuńskoro o czytaniu ze zrozumieniem mowa, to chyba już zostało wyjaśnione, że autor posta nie określił jako głupola i nie nazwał tak nikogo, dał jedynie wyraz wątpliwościom, czy i kiedy można tak określić wykonawcę czegoś, kto jakąś głupotę popełnił, zakładając rzecz jasna, że coś uznajemy za głupotę, bo to już jest kwestia osobnych wątpliwości...
UsuńWyjaśnione zostało, ale nie o tym mowa. Dla pełnego zrozumienia powtórzę: Recenzja, czy zwykła opinia (np. "bo nie lubię") nie jest kierowana do wszystkich i przez wszystkich. A zatem trudno określić kto i co jest głupotą ... i na tym poprzestańmy.
Usuńw sumie to chodzi o prostą sprawę: czy decyzja o nie "skonsumowaniu" danego produktu może być w ogóle traktowana jako ocena (recenzja), nawet gdy wyrażona jest błędnie sformułowanym uzasadnieniem zawierającym wyrażenie takiej oceny: np. "bo nie lubię", "bo jest brzydkie", "bo mi się nie podoba", etc?...
Usuń/dla świętego spokoju zamiast "głupota" użyjmy eufemistycznie, politpoprawnie :) słowa "błąd"/...
moim zdaniem nawet jeśli osoba, która podejmie taką decyzję błędnie sformułuje (w stylu jak powyżej) informację o niej, to nie zmienia to faktu, że błędem jest uznanie takiej informacji jako ocenę/recenzję...
Błędem jest słaba komunikacja na linii pytający/odpowiadający i błędne założenia, że ich poziom wiedzy niezbędny do oceny produktu jest taki sam.
OdpowiedzUsuńczy błędem jest słaba komunikacja?... nie wiem... czasem lepsza jest niemożliwa, a czasem niekonieczna, a wtedy trudno mówić o błędzie...
Usuńz drugim zdaniem można się zgodzić, a nawet uznać je za truizm... można tylko dodać na marginesie, że brak wiedzy wynikającej z bezpośredniego doświadczenia użycia tego produktu całkiem uniemożliwia jego ocenę, bez niej można jedynie powtarzać czyjeś stwierdzenia wyrażające jego ocenę...
Niektórzy ludzie nie pojmują, że oszacowanie to nie to samo co ocena, a selekcja to nie to samo co recenzja. Co gorsza - nawet nie są świadomi tego, jak bardzo nie pojmują istoty rzeczy. Ot, zdolności poznawcze pewnych jednostek są na tyle małe, że nigdy nie pozwolą im na właściwe zrozumienie rozmówcy. Nie ma sensu ich za to winić, nie ma sensu się nimi denerwować bo... i tak nie ogarną o co chodzi.
OdpowiedzUsuńjak to się popularnie mówi: "te ty typy tak już mają" :)
UsuńNie lubię śledzi, ale próbowałem polubić
OdpowiedzUsuńciekawe, co na to śledzie? :)
UsuńCo do zasady zgadzam się, że niestety, w tym miejscu trudno jest nie uznać osoby komentującej tę drugą za dokonanie wyboru za osobę co najmniej ograniczoną. :)
OdpowiedzUsuńW ogóle ta ciągła potrzeba głośnego oceniania innych za każdą głupotę jest chyba podyktowana odwracaniem uwagi od samego siebie, bo czym innym?
A ja coraz częściej po prostu wzruszam ramionami i idę w swoją stronę.
Gorzej, kiedy z taką osobą przychodzi nam spędzać więcej czasu, wtedy w pewnym momencie musi nam się coś wyrwać (mnie się wyrywa) i wtedy dopiero się okazuje, że my sami też oceniamy, ale niekoniecznie dzielimy się tym ze światem.
Mnie się na przykład nie chce publicznie oceniać świata polityki, chociaż poglądy mam dość jednoznaczne i u innych takie posty komentuję i się odnoszę.
Ale nie chce mi się na te tematy prowadzić dłuższych dyskusji.
Pozdrowienia i serdeczności