Narkotyków, zabawek zmieniających umysł jest na świecie wiele, najpopularniejszy, najbardziej powszechny to rzecz jasna alkohol, ale wśród wszelkich tego typu ogłupiaczy jest grupa substancyj, która to na miano "ogłupiaczy" raczej nie zasługuje. Ta grupa to psychodeliki, dzielona zresztą jeszcze na mniejsze subgrupy, ale to już zostawmy. Chyba każdy coś tam słyszał na temat LSD, choć zapewne niewiele osób wie coś o LSA, naturalnym analogu, który zawiera powój hawajski. Medialnie znane są grzybki wszelakie, które do znalezienia są także w Polsce, znane były już starożytnym Słowianom. Peyotl to kolejny znany temat, brał go ponoć Witkacy, którego niektóre prace inspirowane są kaktusowym tripem. Tu wyjaśnijmy od razu, że nie malował "pod wpływem", to akurat jest słabo wykonywalne. Ostatnio dość sporo jest słychać na temat produktu zwanego "ayahuasca", który to powstaje po zmieszaniu dwóch roślinnych substratów. Kilka lat temu dostępna była szałwia wieszcza, ale polscy prawodawcy, którym zależy na tym, aby narkomania w tym kraju kwitła, szczególnie alkoholowa, wciągnęli ją na indeks prohibitów. Warta uwagi jest też ibogaina, gdyż twierdzi się, jakoby była pomocna przy leczeniu uzależnień, szczególnie od opiatów. Nie jest to jednak takie do końca jasne, wszystko jest na etapie eksperymentów. Pełną, tak z grubsza listę tych "jadów" zna Ciotka Wiki, tu tylko wspomnimy jeszcze pewną ciekawostkę, jaką jest gałka muszkatołowa. Aczkolwiek nie jest zbyt proste jej użyć po zakupie w sklepie spożywczym, efekty zaś bywają rozmaite. Powyższe zabawki są pochodzenia roślinnego, może poza LSD, które raczej bywa syntetyczne, ale znane są też produkowane przez niektóre zwierzęta (inne, niż człowiek), na przykład ropuchy. Rzecz jasna jest też cała gama syntetyków.
Psychodeliki zwane są czasem halucynogenami, jednak jest to dość błędne, gdyż tylko co poniektóre wywołują owe halucynacje. Przeważnie efektem są zmiany percepcji otaczającego świata, na tyle specyficzne, sporo odmienne od zmian powodowanych przez "zwykłe" narkotyki, takie jak alkohol, opiaty, czy koka, że jest to warte osobnej szufladki. Jak one działają? Nie ma prostej, krótkiej odpowiedzi na to pytanie. Każda substancyja działa inaczej, zaś eksperyment na sobie również jej nie da, gdyż wiele zależy tu od samej osoby, jej umysłu. Ktoś może zobaczyć inne kolory, ktoś nie dostrzeże tych zmian, ale za to ujrzy zmiany kształtów znanych mu rzeczy, ktoś jeszcze inny zobaczy dźwięki lub usłyszy światełka. Te ostatnie efekty, zwane synestezją, czasem niektórym mogą się trafić. Oprócz zmian postrzegania dużo się też dzieje wewnątrz umysłu osoby, która przyswoiła dany produkt. Ale czasem też niewiele się dzieje, gdyż istnieją osoby stosunkowo odporne na mniejsze dawki dragu. Stąd też bierze się lęk przed tymi dragami, który zwykle przekłada się na prawo ich dotyczące, przeważnie głupie, tworzone przez dyletantów. Co prawda istnieje potrzeba kontroli psychodelików, już dawni szamani ją stosowali, udzielali ich tylko przy pewnych okolicznościach oraz osobom, które uznali za dojrzałe do takiej jazdy. Niemniej jednak obecna kontrola, jej wykonanie przez wiele reżimów jawi się jako absurdalna, wręcz idiotyczna. Ale tak, czy owak psychodeliki nie są dla idiotów, zaś decydując się na odlot trzeba przestrzegać pewnych bazowych reguł. Pierwszą ilustruje taki dialog:
- Chciałabym spróbować kwasa /czyli LSD/, ale się boję.
- Dopóki się boisz trzymaj dupę od kwasa z daleka.
Druga to zalecenie, aby ktoś jeszcze był przy tym. Co prawda po zażyciu bardzo rzadko się zdarza, aby ktoś stracił wgląd, czy też kontrolę nad sobą, niemniej jednak bywają takie akcje. Poza tym nawet największy odważniak może się dość mocno wystraszyć przebiegu wypadków, więc taka osoba towarzysząca jest wtedy łącznikiem ze światem bardziej realnym. Jej obecność sprawia, że jest po prostu bezpieczniej. Czyli reasumując samemu lepiej nie próbować, chyba że ma się już pewne doświadczenie za sobą, ale to też raczej nie na pewno.
Trzecia reguła to odpowiedni czas i miejsce. Na pewno bez sensu jest poddać się tripu gdy jest się zmęczonym, ma się kiepski nastrój, czy też ma się jakieś poważniejsze problemy życiowe. Choć psychodeliki są badane pod kątem ich zastosowania do leczenia niektórych dysfunkcji, to generalnie NIE SĄ antidotum na kiepską sytuację, tak na zewnątrz, jak też wewnątrz umysłu. Taka próba zwykle kończy się nieciekawie. Co prawda rzadko zgonem, czy chorobą psychiczną, ale miłe przeżycie to nie jest na pewno.
Na temat dobrego źródła produktu nie warto nic wspominać, bo ukrytym założeniem posta jest pewien poziom odbiorców.
Słowo "narkotyki" często u co poniektórych wywołuje skojarzenie z dysfunkcją zwaną "uzależnienie", która czasem dotyka ludzi nadużywających owych narkotyków. W przypadku psychodelików jest to nader marne skojarzenie. Szalenie trudno jest się od nich uzależnić ze względu na specyfikę ich działania. Aby do tego doszło, trzeba coś brać dość często i regularnie. Tymczasem gdy się weźmie (przykładowo) kwasa, to gdy się to powtórzy po zbyt krótkim czasie, ten kwas po prostu nie zadziała. Tak to jakoś jest, ma to swoje biochemiczne, czy neurologiczne wyjaśnienie, ale tu nie ma sensu tego rozwijać. To wszystko jednak oznacza, że nie ma motywacji, aby brać coś za często, za gęsto, bo nie jest to żadną atrakcją. Poza tym taki trip, choćby najwspanialszy, jest na tyle męczący, że ochota na kolejny przychodzi dopiero po jakimś czasie. Niezłym przykładem są amatorzy grzybków "krasnali". Po jesiennych zbiorach wykonują kilka sesji, imprez z udziałem tychże grzybków, nawet bardzo udanych, ale potem jakoś im się tego odechciewa, nieraz oddają innym resztki swoich zapasów. Można sobie wyobrazić uparciucha, taki eksperyment myślowy, który bierze coś tam codziennie. Otóż zanim się uzależni, to wcześniej prozaicznie zwariuje, zachoruje psychicznie.
Puenta? Podsumowanie? Trudno jest o takowe po tak pobieżnym, skąpym informacyjnie szkicu. Na temat tego, że psychodeliki nie są dla wszystkich już wspomniano. Natomiast użyte przez osobę odpowiedzialną i znającą siebie, mogą być rozwijającą zabawką. Złe jest tylko to, że prawo różnych krajów nieodpowiedzialnie je traktuje utrudniając lepsze ich poznanie.
Na koniec dwa słowa na temat Świętego Zioła, które niektórzy zaliczają do psychodelików. Już sam koncept, aby nazywać je "narkotykiem" jawi się jako idiotyczny, bo działa na umysł tak subtelnie, że można się zgodzić jedynie na "semi-narkotyk", tak kompromisowo, dla świętego spokoju. Natomiast prawdą jest, że niektórym czasem mogą się zdarzyć jakieś psychodeliczne jazdy, jednak są one równie subtelne, dość mało zauważalne, tak jak całe działanie Zioła zresztą.
Psychodeliki zwane są czasem halucynogenami, jednak jest to dość błędne, gdyż tylko co poniektóre wywołują owe halucynacje. Przeważnie efektem są zmiany percepcji otaczającego świata, na tyle specyficzne, sporo odmienne od zmian powodowanych przez "zwykłe" narkotyki, takie jak alkohol, opiaty, czy koka, że jest to warte osobnej szufladki. Jak one działają? Nie ma prostej, krótkiej odpowiedzi na to pytanie. Każda substancyja działa inaczej, zaś eksperyment na sobie również jej nie da, gdyż wiele zależy tu od samej osoby, jej umysłu. Ktoś może zobaczyć inne kolory, ktoś nie dostrzeże tych zmian, ale za to ujrzy zmiany kształtów znanych mu rzeczy, ktoś jeszcze inny zobaczy dźwięki lub usłyszy światełka. Te ostatnie efekty, zwane synestezją, czasem niektórym mogą się trafić. Oprócz zmian postrzegania dużo się też dzieje wewnątrz umysłu osoby, która przyswoiła dany produkt. Ale czasem też niewiele się dzieje, gdyż istnieją osoby stosunkowo odporne na mniejsze dawki dragu. Stąd też bierze się lęk przed tymi dragami, który zwykle przekłada się na prawo ich dotyczące, przeważnie głupie, tworzone przez dyletantów. Co prawda istnieje potrzeba kontroli psychodelików, już dawni szamani ją stosowali, udzielali ich tylko przy pewnych okolicznościach oraz osobom, które uznali za dojrzałe do takiej jazdy. Niemniej jednak obecna kontrola, jej wykonanie przez wiele reżimów jawi się jako absurdalna, wręcz idiotyczna. Ale tak, czy owak psychodeliki nie są dla idiotów, zaś decydując się na odlot trzeba przestrzegać pewnych bazowych reguł. Pierwszą ilustruje taki dialog:
- Chciałabym spróbować kwasa /czyli LSD/, ale się boję.
- Dopóki się boisz trzymaj dupę od kwasa z daleka.
Druga to zalecenie, aby ktoś jeszcze był przy tym. Co prawda po zażyciu bardzo rzadko się zdarza, aby ktoś stracił wgląd, czy też kontrolę nad sobą, niemniej jednak bywają takie akcje. Poza tym nawet największy odważniak może się dość mocno wystraszyć przebiegu wypadków, więc taka osoba towarzysząca jest wtedy łącznikiem ze światem bardziej realnym. Jej obecność sprawia, że jest po prostu bezpieczniej. Czyli reasumując samemu lepiej nie próbować, chyba że ma się już pewne doświadczenie za sobą, ale to też raczej nie na pewno.
Trzecia reguła to odpowiedni czas i miejsce. Na pewno bez sensu jest poddać się tripu gdy jest się zmęczonym, ma się kiepski nastrój, czy też ma się jakieś poważniejsze problemy życiowe. Choć psychodeliki są badane pod kątem ich zastosowania do leczenia niektórych dysfunkcji, to generalnie NIE SĄ antidotum na kiepską sytuację, tak na zewnątrz, jak też wewnątrz umysłu. Taka próba zwykle kończy się nieciekawie. Co prawda rzadko zgonem, czy chorobą psychiczną, ale miłe przeżycie to nie jest na pewno.
Na temat dobrego źródła produktu nie warto nic wspominać, bo ukrytym założeniem posta jest pewien poziom odbiorców.
Słowo "narkotyki" często u co poniektórych wywołuje skojarzenie z dysfunkcją zwaną "uzależnienie", która czasem dotyka ludzi nadużywających owych narkotyków. W przypadku psychodelików jest to nader marne skojarzenie. Szalenie trudno jest się od nich uzależnić ze względu na specyfikę ich działania. Aby do tego doszło, trzeba coś brać dość często i regularnie. Tymczasem gdy się weźmie (przykładowo) kwasa, to gdy się to powtórzy po zbyt krótkim czasie, ten kwas po prostu nie zadziała. Tak to jakoś jest, ma to swoje biochemiczne, czy neurologiczne wyjaśnienie, ale tu nie ma sensu tego rozwijać. To wszystko jednak oznacza, że nie ma motywacji, aby brać coś za często, za gęsto, bo nie jest to żadną atrakcją. Poza tym taki trip, choćby najwspanialszy, jest na tyle męczący, że ochota na kolejny przychodzi dopiero po jakimś czasie. Niezłym przykładem są amatorzy grzybków "krasnali". Po jesiennych zbiorach wykonują kilka sesji, imprez z udziałem tychże grzybków, nawet bardzo udanych, ale potem jakoś im się tego odechciewa, nieraz oddają innym resztki swoich zapasów. Można sobie wyobrazić uparciucha, taki eksperyment myślowy, który bierze coś tam codziennie. Otóż zanim się uzależni, to wcześniej prozaicznie zwariuje, zachoruje psychicznie.
Puenta? Podsumowanie? Trudno jest o takowe po tak pobieżnym, skąpym informacyjnie szkicu. Na temat tego, że psychodeliki nie są dla wszystkich już wspomniano. Natomiast użyte przez osobę odpowiedzialną i znającą siebie, mogą być rozwijającą zabawką. Złe jest tylko to, że prawo różnych krajów nieodpowiedzialnie je traktuje utrudniając lepsze ich poznanie.
Na koniec dwa słowa na temat Świętego Zioła, które niektórzy zaliczają do psychodelików. Już sam koncept, aby nazywać je "narkotykiem" jawi się jako idiotyczny, bo działa na umysł tak subtelnie, że można się zgodzić jedynie na "semi-narkotyk", tak kompromisowo, dla świętego spokoju. Natomiast prawdą jest, że niektórym czasem mogą się zdarzyć jakieś psychodeliczne jazdy, jednak są one równie subtelne, dość mało zauważalne, tak jak całe działanie Zioła zresztą.
To by było na razie wszystko w temacie. Być może pojawi się jakiś komentarz, że powyższy post promuuuje psychodeliki. Komisja Moderacyjna nie będzie takiego bzdeta kasować, opatrzy go jedynie info zwrotnym "jesteś idiot(k)ą". Jak ktoś chce, sam się prosi o obciach, to niech go sobie ma.
Dobra, jestem idiotka. Powiedzmy sobie, ze tego posta wyluka moja Mloda. Ciekawa swiata osoba. Potraktuje to jako pogawedki kogos kto bierze i zna sie na rzczy jak nalezy.
OdpowiedzUsuńI bedzie np.: "alez mamo ten ktos powiedzial, ze tym nie mozna sie przecpac", "ten ktos powiedzial, ze to natura... pomysl sama natura jest zdrowa- toz to samo zdrowie- i nie kombinuj". "Przciez to jest najbezpieczniejszy wynalazek swiata, bo nie uzaleznia- ot jaka madrosc natury"
A z doswiadczenia wiemy, ze nawet jedzenie, ktore ma czlowiekowi sprzyjac , potrafi uzaleznic. Mozna zarciem tez sie przecpac ( przejesc) i wymiotowac...
Poza tym ty to nazywasz moze uwalnianiem od lekow- naprawianiem naszego krzywego widzenia spraw zwiazanych z ziolem: "Uzywajcie , nie lekajcie sie!". oczywiscie cos tam o odpowiedzialnosc wtracisz, ale ogolnie to sama promocja zdrowego stylu zycia. Zycia w zgodzie z natura. Matka Ziemia nas uraczyla wiec dlaczegozby nie korzystac?
Powiedz mi... jemy bo bez tego nie mozemy zyc. Pijemy wode bo bez tego umrzemy... Po co brac psychodeliki? W czym to nam pomaga? Nie pomalujemy sobie po tym. Nie urosna nam skrzydla i nie odlecimy- no chyba, ze obudzimy sie w momencie kiedy stoimy na parapecie i mamy ochote odleciec wlasnie. Nie podniesiemy dzieki temu poziomu niezbednych mineralow w ciele. Nie wplyniemy na miesnie- mase ciala... a moze wplywa to na inteligencje? :))
na razie, to w poście słowa nawet nie ma o tym, że "tym nie można się przećpać", co więcej tekst bardziej się skupia na wadach, niż zaletach tego sportu, więc może gadajmy o tym, co jest, a nie o Twoich (powiedzmy) fantazjach...
Usuńjak zwykle Twoje podejście do sprawy, że jeśli ktoś coś bierze (narkotyki, czy zioło) to dlatego, że potrzebuuuje... a może nie potrzebuje, tylko chce, tak po prostu?...
co do inteligencji, to faktycznie taki trip może ją podnieść... ale przecież czy my potrzebujeeemy sobie podnosić inteligencję? :)
...
a tak w ogóle to uzależnienie nie jest jedyną dysfunkcją, która może być skutkiem nadużycia... "terapia uzależnień" jest fatalnym określeniem, bo nie zajmuje się tylko tym, ale też całą masą innych problemów... na przykład "odwrotnym syndromem zaprzeczania"... to jest wtedy, gdy ktoś komuś wmawia "jak płód w brzuch", że jest ćpunem... takim ludziom też się pomaga, żeby w to nie uwierzyli, bo jak uwierzą, to faktycznie się mogą stać ćpunami i znowu trafić na terapię... znałem takie przypadki, więc wiem, co mówię/piszę...
natomiast frazes "wszyyystko może uzależnić" to po prostu właśnie frazes, brednia bez pokrycia w realu... szkoda nawet czasu to rozwijać...
Popatrz :
Usuń"Szalenie trudno jest się od nich uzależnić ze względu na specyfikę ich działania."
Pozytyw. Prawie niemozliwe sie od tego uzaleznic.
"Tymczasem gdy się weźmie (przykładowo) kwasa, to gdy się to powtórzy po zbyt krótkim czasie, ten kwas po prostu nie zadziała."
Pozytyw... samoregulacja. Nie zadziala... samo sie robi... czego sie tu bac. Dla takich mlodych i chetnych to akurat w to graj. A znam wlasnie takiego jednego eksperymentujacego... co on nie wpiernicza , a potem sie chwali i robi za mentora- to daj zyc!!
Musze przerwac- po Mloda jade
ale jest też napisane, że można za to inaczej sobie zrobić przykrość, ze zwariowaniem włącznie...
Usuńtak w ogóle to ten tekst jest wręcz antypromocją, bo ani słowa właściwie na temat pozytywów, tylko same ostrzeżenia i upierdliwości... może jak jeszcze raz przeczytasz uważnie, to może to zauważysz?...
No wiesz... czlowiek strzela (pisze) a pan Bog kule ( slowa , ich znaczenie) nosi.
UsuńMoj umysl wylapuje negatywy tego czegos- tak mam to w zyciu ustawione i koniec.
Przyjdzie mlodzieniec, przed ktorym wiele i sporo doswiadczen zyciowych, atrakcji- dla niego np.: atrakcyjne moze byc wprowadzanie sie w odmienne stany swiadomosci i znajdzie w teksie wiele "za", niz "przeciw".
Ja wiem, ja wiem... chciales obiektywnie. No i dopisales , ze
"Otóż zanim się uzależni, to wcześniej prozaicznie zwariuje, zachoruje psychicznie."
Tyle tylko, ze taki potencjalny koles ma zwariowanie psychiczne w nosie, bo gada sie tylko wszem i wobec ze uzaleznienie sie jest okropne. Na uzaleznionego patrzy sie na zasadzie : "Durny, slabeusz , bez samokontroli - sam sobie winien". Na chorego psychicznie: " No, ale mu sie przytrafilo. Biedny czlowiek".
To, co opisujesz nie uzaleznia. Czyste jest... Droga wolna. Oni przeciez wszyscy maja to pod kontrola.
Podajesz jeszcze pouczenie jak sie ewentualnie zabezpieczyc przy braniu psychodelikow. Trzeba miec patrona, osobe, ktora nie wezmie i bedzie czuwala aby ten, ktory wzial nie zrobil sobie krzywdy. Podajesz instrukcje brania. Zachowania sie w danych sytuacjach. Pouczasz, wskazujesz droge.
Nie wynika z tego , ze jestes "przeciw" i ze to gowno. Konkretny tekst pierwszych krokow i uwolnienia pewnych blokad w nas.
No ja tak to odbieram.
bo ja wcale nie jestem przeciw i nie uważam, że to gówno /tak ogólnie, bo niektóre z tych dragów to faktycznie gówno/, więc dlaczego mam kłamać?...a
Usuńale wychodzi na to, że dla Ciebie promowaniem jest każda informacja, która nie miesza czegoś z błotem, tak?...
Czyli dokladnie odczytalam twoj post,a ty mi probujesz zalawirowac, ze przeciez wiecej negatywow pokazujesz niz pozytywow tylko ja zle to czytam, bo gdybym jeszcze raz przeczytala to byl zajarzyla. :)
UsuńChcesz uwolnic ludzi od lekow... przegonic chmury i odgonic demony... problem w tym, ze bycie nad wyraz odwaznym to glupota. Lek , ostroznosc ,moze swiadczyc jednak o inteligencji. Jest bardzo potrzebny i przydatny.
patrze na sprawe jako ktos, kto doswiadczyl na wlasnych barkach uzaleznienia jednego z czlonkow rodziny i jakie zycie potrafi byc wtedy piekielne. Ostroznosci nigdy dosyc.
Tu w okolicy chodza taki odwazny lepek. Nie ma sie czego bac bo od tego nie da rady sie uzaleznic... wali w siebie wszystko z czym mozna poeksperymentowac, od tabletek- wyladowal dwa razy na odtruci ( za duzo paracetamolu w siebie wepchnal)- po grzybki etc. Daje mu to mozliwosc brylowania w srodowisku rowiesniczym jako kogos po inicjacji. Kto przetarl szlak. Chlop wrecz kipi wiedza w pewnych kregach. Zapada cisza, kiedy nawija o swoich doznaniach po ...
Tak, jestem przeciw. Wolalabym, aby opowiadal o doznaniach po skoku na bungee... i tym brylowal w srodowisku.
lęk do niczego nie jest potrzebny, poza małą dozą zwaną "ostrożność", "przezorność", czy "roztropność", ale więcej lęku jest już szkodliwe dla siebie i dla otoczenia...
Usuńpedagogika antydragowa oparta na straszeniu i opowiadaniu ckliwych /choć nieraz prawdziwych/ historyjek o czyimś pechu jest do dupy, po prostu nie działa... poza tym ten post wcale nie ma na celu kogokolwiek pedagogizować, jest to tylko luźna i neutralna opowiastka, informacja o tym, jak się rzeczy mają...
natomiast Ty wymagasz ode mnie, żebym działał jak ten koleś z kabaretu, które ilekroć wspominał o swoim jakimś krewnym, to obowiązkowo dodawał, że to swołocz i zakała rodziny :)
Piotrek z toba sie dziwnie gada.
UsuńOczywiscie, ze nauczasz. Podajesz konkret info jak "odpowiedzislnie" to uzywac. Nie wtedy kiedy jest sie zmeczonym lub w powaznych problemach. Zprganizowac osobe, ktora bedzie czuwac, aby sobie delikwent kuku nie zrobil, powiedzmy ze z okna nie wyskoczyl.
Kiedy bieg o lek przed uzaleznieniem to nie ma co sie bac , bo to nie uzaleznia, nie ma takiej opcji. Organizm sam mowi, stop...
Nie lekajcie sie dziadki, tylko madrze stosujcie:) Pedagogizujesz jak trza:)
Aniu, a ja zupełnie inaczej odebrałam notkę Piotra. Nie wypowiadam swojej opinii na opisywany temat, bo jej po prostu nie mam :) Co nie znaczy, że nic na ten temat nie wiem. Słucham, czytam i odkładam w pamięci, jak książkę na półkę - bo może się kiedyś przydać. To, że się nie będzie mówić/pisać o jakichś zjawiskach wcale nie znaczy, że one znikną. Albo, że są złe. Albo, że są dobre. One po prostu są, więc dobrze coś o nich wiedzieć.
UsuńJakoś nigdy nie miałam ciągot do wypróbowania takowych , trochę z obawy, trochę z braku powodów. Gdyby ktoś mi obiecał, że od tego uwolnię się od migren, to może bym się zastanowiła, w końcu zioło lecznicze tez czasem pomaga na niektóre dolegliwości. Ale na niektóre leki mam dziwne reakcje, więc chyba jednak nie...
OdpowiedzUsuńna migreny to chyba raczej nie pomaga, chociaż...
Usuńakurat ergotamina, jakby "kuzynka" kwasa (LSD) właśnie jest lekiem głównie na migreny...
znałem też panienkę, której ta ergotamina pomagała na bóle menstruacyjne, ale gdy odkryła, że seks jest jeszcze lepszy dała sobie spokój z prochami...
Generalnie wiem, że umiłowanie tematu zioła, sprawia, że patrzysz na trawkę przez palce.
OdpowiedzUsuńAle ja ostatniego akapitu o tym subtelnym działaniu nie kupuję i uważam że źle robisz bagatelizując oddziaływanie trawki na organizm ludzki. Nie kupuję bo wiem, jak na niektórych działa czyste zioło (nie jakiś skun z dodatkiem płynu do mycia kibli). Wiem, bo widziałem. Zmiana nie była wcale "subtelna". Szczerze mówiąc była dość przerażająca, jeżeli człowiek zaczyna bać się szafy - a konkretniej wzoru na szafie. Uprzedzając pytanie - nie pił alkoholu, bo robił za kierowcę na tej imprezie. I nie był to jeden raz, kiedy byłem świadkiem niefajnych akcji po trawie.
tak naprawdę, to ten fragment o trawce był raczej zbędny, bo nie do końca na temat...
Usuńnigdy nie przeczyłem, że na niektórych zioło może niefajnie podziałać, też widziałem różne akcje, ale to nie jest ten kaliber, co kwasowy, czy grzybowy bad trip...
Nie wiem, czy oglądałeś film/serial "Jak zmienić swój umysł?". Jest na Netflixie. To żadna sensacja, czy propaganda. Sama nauka, więc ogląda się ciężko :) Ale bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńfilmu nie znam, ale czy to jest w stylu dawnego powiedzenia, że "nauczycieli, przewodników duchowych mogą zastąpić chemicy"?...
UsuńSą i teoretycy i praktycy, np. pierwsi amatorzy z Doliny Krzemowej. Trochę historii, trochę pomysłów na wykorzystanie w leczeniu. Polecam.
UsuńNie wiem, czy tak jak inni zostałem "wywołany do tablicy" ale dla dobra ogółu mogę być idiotą. Nie uważam, że post jest promowaniem psychodelików, bo faktycznie jesteś "za, a nawet przeciw", ale ma on taki sam skutek jak np. pisanie o przyjemności wywołanej orgazmem, opychaniem się słodyczami, czy upajaniem alkoholowym. Posłużę się przykładem.
OdpowiedzUsuńW latach 70' ub.w. na t.zw. "wczasach pod gruszą" mieliśmy kontakt z 3-5 letnimi maluchami naszych gospodarzy. Jednego z nich 4-letniego brzdąca poczęstowaliśmy cząstką banana, a jego młodszą siostrę plasterkiem mandarynki. Wiedząc, że były to artykuły super luksusowe i raczej niedostępne na wsiach, obserwowaliśmy zachowanie maluchów, oczekując co najmniej zachwytu. Jakie było nasze zdziwienie, gdy maluch przeżuł a następnie ... wypluł banana, a podobnie zrobiła jego siostra krzywiąc się z niesmakiem.
Wydaje się, że podobnie jest z tym postem. Faktycznie psychodeliki zmieniają naszą percepcję "in +-" w niektórych aspektach naszych relacji z otoczeniem, ale tego nie da się stosować na zasadzie "on/off". To nie są okulary przeciwsłoneczne, które można w miarę potrzeb zdjąć lub założyć. Kierowca po psychodelikach jest bezbronną ofiarą, lub bezwzględnym mordercą. I na odwrót, można po przedawkowanym zażyciu stać się np. geniuszem matematyki, ale w zamian przez kilka dni nie zaśniemy.
To dlatego ten post traktuję jako radę, aby w czasie mrozu założyć czapkę na uszy ... ale o tym czy rada była dobra dowiemy się później, gdy np. odmrozimy sobie uszy. I teraz pytanie: Czy warto uczyć dzieci korzyści jakie daje orgazm, alkohol, czy zażeranie się słodyczami? Natura tak nas uformowała, że potrzeby te pojawią się (albo nie) dopiero w odpowiednim wieku i w miarę potrzeb.
pierwsze syndromy błędnego rozumienia i używania słowa "promować" zauważyłem podczas pierwszego podejścia do budowy neokomunizmu w Polsce, czyli za tzw. "IV RP", wtedy to ówczesny minister edukacji forsował tezę, jakoby neutralna informacja o jakimś zjawisku była już "promowaaaniem" tego zjawiska... konkretnie dotyczyło to homoseksualizmu, proste zdanie oznajmujące "homoseksualizm istnieje" co poniektórzy zaczęli interpretować jako "promowaaanie" homoseksualizmu... a potem to się jakoś rozlało na całe mnóstwo tematów... jak tak dalej pójdzie, to niedługo doczekamy czasów, gdy zdanie "deszcz pada" będzie uważane promocję tegoż deszczu...
UsuńWprawdzie nie zarzuciłem Ci promowania, ale neutralnie można np. napisać, że "jazda na gapę" jest przyjemnym sportem i oszczędnością ... tylko czy to nie będzie właśnie promowaniem?
Usuńjeśli w opisie jest pozytywna ocena, wartościowanie dodatnie, to można mówić o promowaniu, czyli przykład z jazda na gapę taki właśnie jest... ale gdy to przeformułujesz, że /np./ "niektórym ludziom jazda na gapę sprawia przyjemność i jest patentem na oszczędność zasobów" to w takiej wypowiedzi nie ma nawet cienia promocji...
Usuńtymczasem w tekście posta są wymienione raczej upierdliwości użycia psychodeliku w postaci konieczności spełnienia pewnych warunków, aby nie skończyło się to /cytuję/ "nieciekawie"... czyli prędzej jest to antypromocja, jeśli już czegoś takiego się doszukiwać...
jedyny fragment mający śladowe znamiona promocji to /cytuję/ "mogą być rozwijającą zabawką", ale też raczej nie ze względu na słowo "mogą", które nic nie obiecuje...
oczywiście, że nie zarzuciłeś mi promowania, widzę to, ale skoro rozmawiamy o samym promowaniu, to uważam za stosowne coś tam uściślić na ten temat...
...
tak już ogólniej, to sporo różnych kwestii ludzie potrafią traktować szalenie lękowo, efektem tego często bywa robienie z nich tematów tabu, a na łamanie tego tabu ich umysły reagują dość chaotycznie...
przypomina mi się pewna dyskusja kiedyś w realu na temat krasomówczych umiejętności Hitlera, gdy tylko się rozpoczęła to jedna z zebranych osób zareagowała zgoła histerycznie: gość wszystkich zagłuszył frazą, że "Hitler był wielkim zbrodniarzem!" /kompletnie nie na temat/ i wręcz nie dopuszczał do jej dalszego ciągu, wreszcie ktoś się wkurzył i go opierdolił :)
Jest dużo racji w tej anegdocie związanej z Hitlerem, ale tak to już bywa, że na pozytywną opinię pracuje się nie raz całe życie, a stracić ją można w mgnieniu oka. To jest nielogiczne, bo ten "H..." zanim wymordował na różne sposoby ok. 40 mln. dzieci, starców i dorosłych, to dokonał kilku dobrych rzeczy, ale jak inaczej można ukarać takiego ludobójcę??? To samo odnosi się np. do Stalina, Husajna, Putina i - mam nadzieję - "naszego" prezesa Polski. I dlatego wyłączanie ich z innych wątków dyskusji jest jedyną możliwą karą ze strony społeczeństwa. W mniejszym zakresie dotyczy to również tak drażliwych tematów jakie poruszasz. Ja znam kilka fajnych sposobów na "zrobienie sobie dnia" kuchennymi specyfikami, ale z powodów j.w. nigdy bym o tym nie dyskutował publicznie, bo to jednak by było promowanie niezbyt uzasadnione.
Usuńw anegdocie generalnie chodzi o wtręty nie na temat: dyskusja nie dotyczyła oceny życia i działalności osoby Herr 18, ale konkretnie jego oddziaływania na tłumy abstrahując od reszty...
Usuńto samo przy omawianiu kwasa: gdy mowa jest o tym, że zmienia percepcję kolorów, kształtów, czy czegoś tam jeszcze, to nagła uwaga o jakimś ptysiu, który skoczył z okna po tym kwasie jest po prostu idiotyczna...
jest jeszcze zabawniejsza anegdota:
kiedyś zaproszono mnie do jakiejś szkoły społecznej, abym opowiedział uczniom o A.S.LaVey'u, jego życiu, twórczości i filozofii, którą sklecił... w ostatniej ławce klasy zasiadł tatuś któregoś ucznia... wykład był czysto naukowy, pozbawiony ocen pana A.S.LV. i jego działalności, mimo to tatuś nie potrafił powstrzymać ataku durnoty i oświadczył na sam koniec: "mnie pan nie nawrócił!"...
przyznam, że nieco zgłupiałem na ułamek sekundy, ale szybko odbiłem:
"czy opis konstrukcji młotka zawiera zachętę do walenia nim kogoś po głowie?"...
tym razem on zgłupiał, bo moja odpowiedź była dlań za trudna, ale klasa włącznie z panią psor miała polewkę z tegoż tatuśka...
Wpadłam zakładając, że będzie o Kanalii. Myślę, że książka "Halucynacje" Sacksa jest fajna do obczajenia dla zaciekawionych tematem psychodelików, chociaż jest to w niej temat obok (jest motyw z tym, że Sacks jako młody naukowiec testował na sobie halucynogeny i inne proszki). Jak wiesz, wiarygodnych badań czy metaanaliz, które potwierdzają Twoje przekonanie o wspaniałości marihuany jeszcze nie znalazłam, więc nic nowego nie powiem. Stwierdzam natomiast z zadowoleniem, że nie pojawiają się tu komentarze "coś musi w tym być", czyli przez kilka lat blogowania, gdzie dałeś się poznać jako inteligentny i krytyczny rozmówca, dokonałeś niejako (może niechcący) odsiania potakiwaczy, którzy zrobiliby lepsze wrażenie naokoło poruszanego przez Ciebie tematu.
OdpowiedzUsuńza bardzo się pospieszyłaś, post o historii nicka jest jeszcze w fazie przedwstępnego projektu... chodzi tu o ubranie tego w literackie szatki, bo w sumie całą sprawę to ja mogę z marszu, nawet teraz, w kilku zdaniach...
Usuń...
nie istnieje coś takiego, jak moje przekonanie o wspaniałości marihuany, a ja nie wiem, jak traktować Twoją wzmiankę o tym... jako kłamstwo?... jako objaw dziwacznego i zabawnego widzenia świata?... a może po prostu jako żart marychofobicznie zabarwiony?...
co do tematu... zauważyłem, że trudno jest pisać coś naprawdę naukowego o psychodelikach, bo nawet jak komuś się to uda, to i tak mu przybiją jakąś subiektywność, że jest "za" lub "przeciw"... wynika to z tego, że sami odbiorcy zwykle są "za" lub "przeciw", inaczej nie umieją, więc naukowe, neutralne podejście raczej się im nie mieści w głowie...
to zresztą dotyczy wielu innych kwestii, ale nie o nich jest mowa, więc tego nie rozwinę...
Niewątpliwie warto wiedzieć o różnych używkach... Czy warto próbować? Mam wątpliwości. Samo życie bywa wystarczająco przymulające, by szukać dodatkowych siniaków w używkach... Ale młodzi mają inny pogląd. Czy mają bardziej atrakcyjne życie? Nadal mam wątpliwości. Po.ba.s. :)
OdpowiedzUsuńpsychodeliki dość trudno jest nazwać "używkami", takimi jak kawa, herbata, papierosy, czy też "piwko do obiadu", to jest zupełnie inna konkurencja, inna kategoria produktów... zwykle były /i są zresztą do tej pory/ stosowane przy specjalnych okazjach do celów religijnych, rytualnych, czy też medytacyjnych, a czasem leczniczych i szamani, czarownicy plemienni starannie tego pilnowali, aby nie wpadło w niepowołane ręce... w tekście napisałem żartobliwie "zabawka", ale tak naprawdę, moim zdaniem, to nie jest taka zabawka common, bo zbyt wiele poważniejszych rzeczy w umyśle się dzieje podczas takiej "zabawy", a poza tym sama substancja na to "nie pozwoli" i może nawet za to srogo "ukarać"...
Usuńczy warto próbować, to już każdy musi sam sobie w duchu odpowiedzieć, jednak wtedy ważne jest, żeby coś wiedzieć więcej, niż tylko jakieś dyletanckie mity i oklepane frazesy... ale można też podejść do tego jak do ciekawostki bez znaczenia i więcej sobie tym głowy nie zawracać...
po.ba.s. :)
Podchodzę do tego jako do ciekawostki bez znaczenia i nie mam zamiaru więcej sobie tym głowy nie zawracać... życie tak daje mi w...kość, że żadne psychodeliki tego nie zmienią, a wprost przeciwnie, jeszcze bardziej mi w mózgownicy namieszają. Byłaby to przysłowiowa kropka nad "i" w mojej teraźniejszości.
OdpowiedzUsuńMnie to po prostu nie kręci.
skoro masz problem z życiem, taki, że ono Tobie daje w kość, a nie Ty jemu, to Twoje podejście jest jak najbardziej prawidłowe :)
UsuńOtumaniono mnie kiedyś przed "zabiegiem" przyklejenia siatkówki i... nic nie pamiętałem jak to robiono i ile trwało.
OdpowiedzUsuńto chyba raczej, do tego prawie na pewno nie to, nie o takich środkach mowa, w anestezji psychodelików raczej się nie stosuje, choć niektóre leki z tego arsenału mogą dać psychodeliczne skutki uboczne /np. ketamina/, ale w Twoim przypadku nic takiego nie miało miejsca...
UsuńTemat dla mnie ciekawy i chętnie bym spróbowała aleee mam tendencje do uzależnień. No i fatalnie znoszę już sama trawkę. To co tu mówić o reszcie😂
OdpowiedzUsuńnie ma za bardzo jak się uzależnić od psychodelików, co zostało już wyjaśnione w tekście, ale być może zbyt szkicowo...
Usuńtrawka nie każdemu musi pasować, ale skoro już taki lajcik powoduje złe samopoczucie, to może faktycznie psychodele nie dla Ciebie?...
ale znałem przypadek gościa, który też słabo znosił zioło, jednak spróbował grzybów i bardzo fajnie ten trip wspomina... jednak na kolejny nie miał już ochoty, uznał się za spełnionego w tym temacie...
dość trudno to wszystko posystematyzować i znaleźć jakieś proste łączniki, czy prawidłowości...
Podobno każdy jest od czegoś uzależniony. ;)
OdpowiedzUsuńnie podobno, tylko na pewno: na przykład od oddychania :)
UsuńMoje dziecko miało zabieg. Po przebudzeniu gadało od rzeczy, więc zaczęłam rozmawiać z lekarzem, a on: nie trzeba się dziwić, jest po narkotyku, ale to minie. Wynikało z tego, że te "głupie jasie" i inne usypiacze to odpowiednie formy narkotyków. Do tej pory nie wiem, jaka jest prawda, bo szczerze powiedziawszy, nie interesowałam się tym problemem.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
leki anestezyjne to jak najbardziej narkotyki (w znaczeniu common tego słowa), bo zmieniają modyfikują percepcję, świadomość, stan umysłu... jak wspomniałem gdzieś wcześniej psychodeliki raczej nie są używane do tych anestezyjnych celów, ale pewne chwilowe efekty quasi-psychodeliczne mogą się zdarzyć przy każdym leku z narzędziowni anestezjologa... zaś gadanie od rzeczy to dość częste zjawisko, można je zaobserwować na przykład u wielu osób pod wpływem zbyt dużej dawki najpopularniejszego narkotyku - alkoholu, zbiór kawałów i anegdot na ten temat zająłby naprawdę sporą bibliotekę...
Usuńserdeczności :)
Psychodeliki
OdpowiedzUsuńTemat przy którym nie nadaje się do dyskusji.
Nie miałam styczności z niczym takim.
Tylko teoria i to tak na 3=
Kiedyś taki stopień dostałam z matematyki 😁
spokojnie, jak zauważyłem tu na forum nikt się na tym nie zna, nie jesteś sama...
Usuńpsychodeliki na tle innych dragów /np. alkoholu/ to jak fizyka kwantowa na tle reszty fizyki :)
Podpisuję się pod zdaniem Asenaty (z wyjątkiem tej trói z matematyki). Cienki Bolek jestem w te klocki, nie odczuwam pociągu (ani tramwaju) do substancji psychoaktywnych.
OdpowiedzUsuńpoza piwem, tak?...
Usuńno, ale piwo do tej szczególnej grupy nie przynależy...
Tu mnie masz! :-)))
UsuńNiestety wedlug naszej spolecznosci osoba, ktora od czasu do czasu sięgnie sobie po zioło to ćpun, który w końcu się stoczy, patologia itd. A osoba która upija sie co weekend to normalny Polak :)
OdpowiedzUsuńto tak właśnie jest... w końcu alkohol to nie narkotyk, tylko "coś innego"... a największy ubaw jest, gdy jakiś pijany koleś, po którym widać, że nie jest to jego pierwszy, czy sporadyczny raz tłumaczy komuś, jak to on nie lubi ćpunów... naprawdę byłem czasem świadkiem takich dialogów :)
Usuń