To jest historia prawdziwa, bo znam ją od znajomego, który zna ją od swojego znajomego. Było tak:
Chuck i Huck w jednym spali łóżku. Łóżko było nader zacne, wielki, porządny kopulodrom. Ale od razu zaznaczmy, że to nie byli geje, żadnych takich pomysłów. Heteryczni chłopacy to byli, co to tylko z dziewczynami. To co się więc stało? Nic takiego, po prostu "była akademia". Jako, że nie dla wszystkich to może być jasne, tedy zacznijmy od początku po kolei:
Otóż Chuck poprzedniej nocy na ostro się pożarł ze swoją babe, lady, żabką, żoną, czy jak ją tam zwał. Nie ma sensu omawiać, co kto komu i kto miał rację, bo rację ma ta strona, która ma chałupę. Chałupa to może za dużo powiedziane, tym razem to była tylko kawalerka. To jest jednak mało ważne. Tu wyszło tak, że wyszła ona. Na klatkę schodową wyszła, przy jego pomocy trochę, za nią zaś wyszła walizka, czy jakiś tam inny bagaż. Ale to nie koniec akcji, tylko dopiero początek. Minęła godzina, po czym do drzwi zapukał, tak zapukał, bo dzwonek akurat zepsuty, niejaki Huck. Powiedzmy, że to był kolega z wojska, czy skądś tam. To jest bez znaczenia, bo żeby mieć kolegów z wojska wcale nie trzeba się dać zapakować do tegoż wojska. Okazało się że Huck jest świeżo po takiej samej prawie akcji, co kobitka Chucka, była już zresztą, przynajmniej na tą chwilę. Różnica była tylko taka, że to on nie miał racji. No, i weź tu teraz nie poratuj kolegi z wojska. Aż tak asertywny Chuck już nie był. Niemniej jednak sprawę postawił konkretnie: zero zalęgania się, trzy dni i wypad! Propozycja zaiste nie do odrzucenia. Zawarto męską umowę, nie obyło się rzecz jasna bez kluczowego punktu na temat sikania do umywalki.
Po części oficjalnej nadszedł czas na tą artystyczną. Pora była artystyczna niejako, bo to był ostatni dzień roku. Nie dało się tego olać, bo już od południa wrogowie zwierzaków, tych innych niż człowiek, dawali ognia, takie tam pierwsze konkretne rozkrętki. Zaistniała jednak taka sytuacja, że ani Chuck, ani Huck nie mieli koncepcji na spędzenie tego czasu, co więcej, nie chcieli jej mieć. Koncepcja była tylko jedna: wykonać falstart sylwestrowy. Co to jest taki falstart? To jest sytuacja wtedy, gdy ktoś zaczyna się narkotyzować podczas pierwszych strzelań, gdy większość pań nie ma jeszcze pomysła na to, co na siebie włożyć na imprezę. Co do samej substancji zmieniającej świadomość duet Chuck plus Huck też nie mieli koncepcji. Wybrali wariant najprostszy. Poszli na dół do jakiegoś tam płaza, po czym nabyli stosowną ilość popularnego, do tego legalnego narkotyku. Ile? Tego nie wiadomo, ważne jest że tyle, co by potem nie ganiać, jak się zużyje.
Po powrocie zaczęli sesję narkotykową. Tudzież debatę werbalną, integralny element takiej sesji. Co było omawiane? Dużo spraw, to jest jednak mało istotne. Tędy, czy owędy szybko zeszło na dupy. Tak to sobie szkicowo nazwijmy. Nie wszystkie jednak, tylko na razie te, które ostatnio przyczyniły się, biernie lub czynnie, do wspomnianej sesji. Po wypłakaniu swoich rzek dwaj Janusze doszli do finału, podsumowania tematu. Było krótkie, zwięzłe, "po męsku": ZERO DUP. Znaczy kobiet, tak to miało znaczyć. Zaklęli się byli na Słońce, Batmana, homary plus włoszczyznę, przybili, przepluli, przyklepali. Na tym powoli zakończyli, coś tam jeszcze marudzili bez znaczenia, po czym poszli do łóżka. Spać poszli rzecz jasna, tak to należy rozumieć. Nie zbudziło ich nawet noworoczne łomotanie antyanimalsów o północy.
Jako że po nocy przychodzi dzień, a po pewnej dozie spania spać już się nie chce, pora nadeszła na wstawanie. Pić trza umić, co oznacza też zabezpieczenie sobie komfortu poranka. Było takowe, po godnej lufie schowanej gdzieś tam, tyle co trzeba, nie więcej, aby się nie zaszczepić. Po czym ruch się zrobił w izbie, obaj wstali letko, jakieś tam symboliczne śniadanko oraz działania natury higienicznej. Kolejny punkt programu to wyjście na miasto. Każdy miał jakiś swój plan, typu do mamy na obiad, czy też do innej rodziny na jakieś tam małe ziemniaczki, czy coś w tym stylu. To już nas nie obchodzi, za chwilę skończymy ten monitoring. Skupimy się tylko może na tym, co się działo od wyjścia z bloku, do chwili rozstania obu panów na przystanku.
A co się działo? Tyle się działo, że gdzieś rura pękła, więc zalało cały rejon między blokami. Chuck i Huck stanęli na brzegu sporej kałuży, tak ją nazwijmy umownie, rozdarci wewnętrznie wyborem przed którym się znaleźli. Trawersować, czy jakoś iść naokoło, kawał drogi zresztą. Nie byli sami podczas tego stania. wcześniej od nich na to miejsce przybyła pewna pani. Pani to jest trochę mało powiedziane. Hermetyczny męski język ma sporo określeń na takie nader fajne panie, więc może tylko tak ogólnie: elegancka kobietka, dość nieźle zwizażowana, cieleśnie wszystko mająca na swoim miejscu, pysio przemiłe, aż się wręcz proszące o bukkake, wiekowo nie żadna tam siusiara, tylko bardziej MILF-a. Co by tu jeszcze dodać? No tak, szpilki. To był kluczowy element sytuacji, bo ten sprzęt wyglądał gustownie, ale na pewno nie nadawał się do crossowania rozlewiska. Innymi słowy pokrótce: stoi sobie kawał zdrowej foczki nad kałużą i nie wie, co dalej.
Chuck jednak już wiedział. Podszedł, ukłonił się i zapytał:
- Pani pozwoli?
Po czym nie czekając na odpowiedź chwycił panią jedną ręką za jej rękę, drugą rękę wsunął pomiędzy jej uda, chwycił za nogę, wrzucił sobie panią na garba, po czym przeniósł ją przez obszar nieszczęścia. To się fachowo nazywa "chwyt strażacki", czy jakoś tam. Potem postawił na drugim brzegu, zaś puszczając udo macnął jej krocze przez majty, tak dość subtelnie, mimochodem, niby niechcący. Ale na tym zakończył. Zapytał tylko troskliwie:
- Nie bolało?
Pani odpowiedziała niewerbalnie soczystym buziakiem, po czym szybko potruptała gdzieś tam sobie. Zaś Chuck wziął spojrzał na Hucka z niesmakiem, tudzież pytaniem:
- No, i na co kurwa czekasz? Płytka kałuża, wal po moich śladach.
Gdy szli już razem Huck przystanął i zapytał:
- Ty, no to jak to jest?
- Że niby co?
- Była umowa.
- Jaka umowa?
- Że ma być zero dup.
- Czy ty głupi jesteś? O telefon jej przecież nie pytałem. Chociaż faktycznie mogłem jakoś to inaczej rozegrać. Bo laska była prima sort. Ale wiesz, jakoś poszło inaczej.
- Nic nie rozumiesz. Zero dup, to zero dup. Umowa to umowa.
- To ty nic kurwa nie rozumiesz. Ja tą świnkę tylko przeniosłem przez kałużę. A ty ją niesiesz i niesiesz. Postaw ją wreszcie na glebie. Dorosła jest, wie, gdzie ma iść.
Na tym zakończmy tą opowiastkę. Powiastkę z przekazem zresztą, ale tegoż już nie objaśnimy. Pokazujemy kwiatek, jednak za nikogo się nie uśmiechniemy. Nie da się.
Rośnijcie w siłę i bawcie się dobrze.
Chuck i Huck w jednym spali łóżku. Łóżko było nader zacne, wielki, porządny kopulodrom. Ale od razu zaznaczmy, że to nie byli geje, żadnych takich pomysłów. Heteryczni chłopacy to byli, co to tylko z dziewczynami. To co się więc stało? Nic takiego, po prostu "była akademia". Jako, że nie dla wszystkich to może być jasne, tedy zacznijmy od początku po kolei:
Otóż Chuck poprzedniej nocy na ostro się pożarł ze swoją babe, lady, żabką, żoną, czy jak ją tam zwał. Nie ma sensu omawiać, co kto komu i kto miał rację, bo rację ma ta strona, która ma chałupę. Chałupa to może za dużo powiedziane, tym razem to była tylko kawalerka. To jest jednak mało ważne. Tu wyszło tak, że wyszła ona. Na klatkę schodową wyszła, przy jego pomocy trochę, za nią zaś wyszła walizka, czy jakiś tam inny bagaż. Ale to nie koniec akcji, tylko dopiero początek. Minęła godzina, po czym do drzwi zapukał, tak zapukał, bo dzwonek akurat zepsuty, niejaki Huck. Powiedzmy, że to był kolega z wojska, czy skądś tam. To jest bez znaczenia, bo żeby mieć kolegów z wojska wcale nie trzeba się dać zapakować do tegoż wojska. Okazało się że Huck jest świeżo po takiej samej prawie akcji, co kobitka Chucka, była już zresztą, przynajmniej na tą chwilę. Różnica była tylko taka, że to on nie miał racji. No, i weź tu teraz nie poratuj kolegi z wojska. Aż tak asertywny Chuck już nie był. Niemniej jednak sprawę postawił konkretnie: zero zalęgania się, trzy dni i wypad! Propozycja zaiste nie do odrzucenia. Zawarto męską umowę, nie obyło się rzecz jasna bez kluczowego punktu na temat sikania do umywalki.
Po części oficjalnej nadszedł czas na tą artystyczną. Pora była artystyczna niejako, bo to był ostatni dzień roku. Nie dało się tego olać, bo już od południa wrogowie zwierzaków, tych innych niż człowiek, dawali ognia, takie tam pierwsze konkretne rozkrętki. Zaistniała jednak taka sytuacja, że ani Chuck, ani Huck nie mieli koncepcji na spędzenie tego czasu, co więcej, nie chcieli jej mieć. Koncepcja była tylko jedna: wykonać falstart sylwestrowy. Co to jest taki falstart? To jest sytuacja wtedy, gdy ktoś zaczyna się narkotyzować podczas pierwszych strzelań, gdy większość pań nie ma jeszcze pomysła na to, co na siebie włożyć na imprezę. Co do samej substancji zmieniającej świadomość duet Chuck plus Huck też nie mieli koncepcji. Wybrali wariant najprostszy. Poszli na dół do jakiegoś tam płaza, po czym nabyli stosowną ilość popularnego, do tego legalnego narkotyku. Ile? Tego nie wiadomo, ważne jest że tyle, co by potem nie ganiać, jak się zużyje.
Po powrocie zaczęli sesję narkotykową. Tudzież debatę werbalną, integralny element takiej sesji. Co było omawiane? Dużo spraw, to jest jednak mało istotne. Tędy, czy owędy szybko zeszło na dupy. Tak to sobie szkicowo nazwijmy. Nie wszystkie jednak, tylko na razie te, które ostatnio przyczyniły się, biernie lub czynnie, do wspomnianej sesji. Po wypłakaniu swoich rzek dwaj Janusze doszli do finału, podsumowania tematu. Było krótkie, zwięzłe, "po męsku": ZERO DUP. Znaczy kobiet, tak to miało znaczyć. Zaklęli się byli na Słońce, Batmana, homary plus włoszczyznę, przybili, przepluli, przyklepali. Na tym powoli zakończyli, coś tam jeszcze marudzili bez znaczenia, po czym poszli do łóżka. Spać poszli rzecz jasna, tak to należy rozumieć. Nie zbudziło ich nawet noworoczne łomotanie antyanimalsów o północy.
Jako że po nocy przychodzi dzień, a po pewnej dozie spania spać już się nie chce, pora nadeszła na wstawanie. Pić trza umić, co oznacza też zabezpieczenie sobie komfortu poranka. Było takowe, po godnej lufie schowanej gdzieś tam, tyle co trzeba, nie więcej, aby się nie zaszczepić. Po czym ruch się zrobił w izbie, obaj wstali letko, jakieś tam symboliczne śniadanko oraz działania natury higienicznej. Kolejny punkt programu to wyjście na miasto. Każdy miał jakiś swój plan, typu do mamy na obiad, czy też do innej rodziny na jakieś tam małe ziemniaczki, czy coś w tym stylu. To już nas nie obchodzi, za chwilę skończymy ten monitoring. Skupimy się tylko może na tym, co się działo od wyjścia z bloku, do chwili rozstania obu panów na przystanku.
A co się działo? Tyle się działo, że gdzieś rura pękła, więc zalało cały rejon między blokami. Chuck i Huck stanęli na brzegu sporej kałuży, tak ją nazwijmy umownie, rozdarci wewnętrznie wyborem przed którym się znaleźli. Trawersować, czy jakoś iść naokoło, kawał drogi zresztą. Nie byli sami podczas tego stania. wcześniej od nich na to miejsce przybyła pewna pani. Pani to jest trochę mało powiedziane. Hermetyczny męski język ma sporo określeń na takie nader fajne panie, więc może tylko tak ogólnie: elegancka kobietka, dość nieźle zwizażowana, cieleśnie wszystko mająca na swoim miejscu, pysio przemiłe, aż się wręcz proszące o bukkake, wiekowo nie żadna tam siusiara, tylko bardziej MILF-a. Co by tu jeszcze dodać? No tak, szpilki. To był kluczowy element sytuacji, bo ten sprzęt wyglądał gustownie, ale na pewno nie nadawał się do crossowania rozlewiska. Innymi słowy pokrótce: stoi sobie kawał zdrowej foczki nad kałużą i nie wie, co dalej.
Chuck jednak już wiedział. Podszedł, ukłonił się i zapytał:
- Pani pozwoli?
Po czym nie czekając na odpowiedź chwycił panią jedną ręką za jej rękę, drugą rękę wsunął pomiędzy jej uda, chwycił za nogę, wrzucił sobie panią na garba, po czym przeniósł ją przez obszar nieszczęścia. To się fachowo nazywa "chwyt strażacki", czy jakoś tam. Potem postawił na drugim brzegu, zaś puszczając udo macnął jej krocze przez majty, tak dość subtelnie, mimochodem, niby niechcący. Ale na tym zakończył. Zapytał tylko troskliwie:
- Nie bolało?
Pani odpowiedziała niewerbalnie soczystym buziakiem, po czym szybko potruptała gdzieś tam sobie. Zaś Chuck wziął spojrzał na Hucka z niesmakiem, tudzież pytaniem:
- No, i na co kurwa czekasz? Płytka kałuża, wal po moich śladach.
Gdy szli już razem Huck przystanął i zapytał:
- Ty, no to jak to jest?
- Że niby co?
- Była umowa.
- Jaka umowa?
- Że ma być zero dup.
- Czy ty głupi jesteś? O telefon jej przecież nie pytałem. Chociaż faktycznie mogłem jakoś to inaczej rozegrać. Bo laska była prima sort. Ale wiesz, jakoś poszło inaczej.
- Nic nie rozumiesz. Zero dup, to zero dup. Umowa to umowa.
- To ty nic kurwa nie rozumiesz. Ja tą świnkę tylko przeniosłem przez kałużę. A ty ją niesiesz i niesiesz. Postaw ją wreszcie na glebie. Dorosła jest, wie, gdzie ma iść.
Na tym zakończmy tą opowiastkę. Powiastkę z przekazem zresztą, ale tegoż już nie objaśnimy. Pokazujemy kwiatek, jednak za nikogo się nie uśmiechniemy. Nie da się.
Rośnijcie w siłę i bawcie się dobrze.
Ani dobra muza, ani dobre sceniczne Janusze. Obciach:( Zaś tekst:):):):)No cóż, wielu ciągle te świnkę niesie, chociaż czas ją postawić na glebie. Czasem beton bywa upierdliwy, a jak tak, to po co się z nim kopać?
OdpowiedzUsuńco do samej muzy - fląderka, zero dyskusji...
Usuńco do sytuacji na scenie, to są na niej też Grażyny, tak fifty-fifty wychodzi, ale to jest najmniejsze zagadnienie... najważniejszy jest pozytywny, pokojowy luz, który tam ma miejsce... czy zauważyłaś, że tam nie widać żadnej ochrony, karków pilnujących, żeby Grażyny i Janusze bawili się "jak należy"?... są zbędni, bo te Grażyny i Janusze umią się bawić... tego nawet na Woodstocku /obecnie Pol'and'Rocku/ nie ma (ale może będzie)...
mnie /tak prywatnie/ w tym klipie urzekł jeszcze moment 2:52, ale to trzeba mieć męskie oko, aby pojąć o co chodzi...
a teraz wróćmy do świnek... taką świnką jest na przykład "obciach"... po cholerę nosić ze sobą kompulsywną potrzebę oceniania, co jest obciachem, a co nie?...
Taaaaa... jakoś trzeba się wypowiedzieć, a w wypowiedzi na temat dysku to co mam napisać? Przecież po to, miedzy innymi, puszczasz,by można było się ustosunkować, a nie da się bez nazwania. Obciach to i tak łagodnie. Poza tym sam oceniłeś pisząc "kompulsywną potrzebę". Za chwile zamiast komentarza słownego będę zamieszczała same ikonki:)
Usuńwcale nie chodzi o tą konkretną sytuację, tylko o to, czy my tak naprawdę musimy tworzyć oceny wszystkiego, co nam się napatoczy?... oddajmy tą robotę intuicji, ona sama za nas to zrobi i tylko tyle, ile trzeba...
Usuńa wracając do klipu, to jak myślisz, dlaczego oni tak fajnie się bawią, skąd mają tyle luzu?... bo mają wyjebane na to, jak ich ktoś ocenia z boku...
A jak wyobrażasz sobie dyskusję na temat czegoś, co w założeniu potrzebuje jakiejś "oceny"? Człowiek działa prymitywnie na zasadzie -podoba się, nie podoba się, albo bardziej intelektualnie- prowadzi dyskusję włączając w swoją opinię zdania- ocenę bardziej rozwiniętą z uzasadnieniem.
UsuńWedług mnie to oni nie są wyluzowani, powiedziałabym, że są wyluzowani wyreżyserowani (ukierunkowani na wskakiwanie na scenę i później na staczanie się wprost w ręce tych pod sceną). Brakuje mi tam faktycznego spontanu. Popatrz na ludzi za barierkami- jakoś drętwo stoją i od czasu do czasu zafalują. Ludzie na scenie i pod sceną tworzą ogólny chaos. Tu się nie da nie ocenić- total obciach!
okay, okay, oceniania jako takiego nigdy nie wyeliminujemy, często dzieje się ono samo w umyśle i jest to ewolucyjnie powstały mechanizm służący przetrwaniu... ale uporczywe trzymanie się tych ocen, pielęgnowanie emocji /głównie tych negatywnych/, przywiązywanie się do nich oraz cała intelektualna pierdologia z nimi związana już nie jest nam tak potrzebne, często wręcz szkodzi... takim właśnie sposobem nieraz tworzymy sobie nadmiarowe problemy z niczego...
Usuń...
nie ma sporu: ja ich odbieram jako wyluzowanych, Ty nie, oboje mamy rację i żadne z nas nie ma...
ale jest jeszcze coś, tak bardziej "na myślenie"... nie wygląda na to, żeby te Japonki były główną gwiazdą wieczoru, cały koncert raczej się dopiero rozkręca, więc szału na widowni nie ma, jeszcze się nie rozgrzała... tylko najzagorzalsi fani kapeli /istnieje już długo/ harcują po scenie, bo może taki jest właśnie zwyczaj, rytuał podczas ich koncertów?... koniecznie trzeba widzieć, że po pewnym czasie istnienia takiej, czy innej kapeli tworzy się pewien model zabawy wśród "żelaznej" części fanów, czasem bywa on specyficzny dla konkretnej kapeli... a że pewne elementy są rutynowe, to czy to oznacza brak luzu i spontanu?... np. walc ma dość sztywne ramki ekspresji, mimo to jedni uprawiają go na luzie, inni na sztywno i nie zawsze na pierwszy rzut oka rozpoznasz jednych od drugich...
No dobra, może i mylę się co do tego spontanu:):):)Jednak tak odebrałam cały dysk i całość MI się nie podoba. Wiesz, w ogóle ten cały "ryk' eterycznej Japonki jest mizerny. Już wiem, tu jest dysonans- ona mała, drobna, a chce zaryczeć, jak wielki chłop.
UsuńOstatnie sceny z opowiadania- czasem dosłowność jest nie do zniesienia, a z drugiej strony oczekuje się, że ktoś dotrzyma warunków umowy.
no, i właśnie na tym to polega, na kontraście ryki i eteryki...
Usuńa co do sceny, to raczej nie o dosłowność chodzi, tylko o stan wyższej konieczności, w którym umowy ulegają chwilowemu zawieszeniu...
Piotrze> wszystko ma swoje granice - luz również. Nie żyjemy na bezludnej wyspie; chcąc aby nas "środowisko" akceptowało musimy dostosować się do norm i zasad;granica mojej wolności pojawia się tam gdzie zaczyna się Twoja wolność;
OdpowiedzUsuńmożna z ludźmi się nie liczyć i Boga się nie bać [uznać, że Go nie ma], ale jakieś zasady trzeba w życiu mieć, aby samemu się nie zatracić w tej "wolności" i ze spokojem spojrzeć w lustro chociażby przy....goleniu :) .
brawo, dziękować za wykład, tylko jest taki szkopuł, że ja nie rozumiem, jaki on ma związek z postem...
Usuńale niech spróbuję poszukać:
czy chodzi o to, że Chuck wystawił swoją partnerką za drzwi z walizką, a partnerka Hucka wystawiła jego?... faktycznie można uznać jedno i drugie za naruszenie cudzej wolności, tylko rzecz w tym, że nie znamy powodów tych wydarzeń... bo mogło być tak, że i Chuck, i żona Hucka tylko bronili własnej wolności, którą wcześniej naruszały te drugie strony... bez wiedzy na ten temat nie będę osądzał tych wydarzeń...
no, to może druga sprawa?:
Chuck nie czekał na zgodę kobiety na brzegu kałuży... ale ona wyraźnie dawała sygnały, że chce przejść... niemniej jednak masz trochę racji, pomógł jej trochę na siłę, ale jak wynika z jej reakcji, wcale nie miała do niego pretensji...
A tam zaraz wykład... pisałam klikając w klawiaturę, a że wyszło jak wyszło i nie dla wszystkich zrozumiałe, to już....małe piwko.
UsuńSkoncentrowałam się na tych małżeńskich waśniach i bardziej byłam ciekawa ich istoty, bo...czasami z igły robi się widły a potem sru...walizki za drzwi. W dodatku w okolicy Sylwestra [ falstart sylwestrowy]; gdzie się miała podziać wywalona z mieszkania kobietka?
Żal mi się jej zrobiło i ...tyle. Swoją partnerkę [żonę, kochankę] to sru za drzwi, a nową [inną] "świnkę" to by na rękach nosił [nie tylko przez kałużę], a to patafian :)
"To ty nic kurwa nie rozumiesz. Ja tą świnkę tylko przeniosłem przez kałużę. A ty ją niesiesz i niesiesz...."
ja też niosę i niosę Twoją opowieść, a na dodatek nie wiem dokąd ją zanieść i gdzie ją złożyć, aby mieć spokojne sumienie?
" Kiedy kobietę w własne łoże złożę,
Spokojny jestem, że nie cudzołożę...."
niestety nie umiem Ci nic opowiedzieć detalicznie na temat okoliczności jednej wystawki za drzwi, jak i drugiej, bo nie było przedmiotem tej opowieści wnikanie w detale obu tych wydarzeń, kto miał tam rację, a kto nie miał...
Usuń...
a co dalszego Twojego wywodu, to tak się zastanawiam, co by było, gdyby nad kałużą stało dziecko /lub staruszka, niepełnosprawny, etc/, zaś Chuck przeniósł je przez tą kałużę... na pewno Huck nie zrobiłby mu afery... i teraz mamy pytanie natury moralnej: czy pomóc jednemu /obcej, nieznanej osobie/ to dobrze, a pomóc drugiej /też obcej/ to źle?... to prawda, że Chuck złamał pewną umowę, żeby trzymać się z daleka od kobiet, ale czy w przypadku, gdy chodzi o pomoc drugiemu człowiekowi ta umowa ma być ważniejsza?... chyba można ją na chwilę wtedy zawiesić, a potem zapomnieć o sprawie i już tego nie rozpamiętywać... tak?...
Nasunąłeś mi takie pytanie;
Usuńna brzegu kałuży stoi;
dziecko, staruszka, inwalida i... "świnka" ;
kogo pierwszego przeniesie przez kałużę Chuck?
nie wiem, jak Chuck, ale ja bym zaczął się wtedy rozglądać za czymś do zrobienia kładki, bo trochę dużo tych chętnych do pomagania im, a po wieczornym pijaństwie /jak w opowiadaniu/ z formą raczej jest jeszcze krucho jak na tyle noszenia :)
UsuńFacet wybierze Świnkę, bo można ją pomacać do inwalidów, dzieci i staruszek jest zawsze mniejsza chęć pomocy oczywiście zawsze się deklaruje, że jest inaczej, że wszystkim się pomaga, ale najczęściej pomaga się tym, co wabi nasze oko;-))))
Usuńchyba że Chuck jest księdzem, wtedy może wybierze dziecko :)
UsuńMoje anegdotyczne przeżycie z końca lat sześćdziesiątych ub. wieku.
OdpowiedzUsuńMalowaliśmy podłogę dużego pokoju, co obiecaliśmy jego rodzicom, gdy pozwolili nam balować w czasie ich nieobecności (urlopowy wyjazd). Możesz nie pamiętać, ale wtedy nie było farb „bezzapachowych”. Butaprem to mały pikuś. Każdy zaczął z jednego końca i zetknęliśmy się na środku, przy łóżku. Drzwi były za daleko, okna też, więc spaliśmy w tym jednym łóżku. Pewnie za sprawą tej farby miałem erotyczny sen. Gdy chciałem pocałować dziewczynę, okazało się, że ma kłujący zarost! Przebudzenie było straszne. Przyrzekliśmy sobie wtedy, inaczej niż bohaterowie Twojej opowiastki, że nigdy z żadnym facetem, tylko kobiety!
Natomiast raz w życiu przenosiłem kobietę przez kałużę. Do dziś mi kręgosłup szwankuje...
Muza straszna.
ojej, chapeau bas, bo ja bym nie zaryzykował spania w świeżo malowanym pokoju, nawet z kobietą...
Usuń...
a jaką techniką przenosiłeś?... "romantyczną" czy "strażacką"?... ta pierwsza rzeczywiście jest mniej friendly dla kręgosłupa, ale ta druga wydaje się być dość bezpieczna... tylko trzeba prawidłowo technicznie: nie z pochyłu brać ciężar, tylko z przysiadu, tak jak uczą na kursach BHP :)
Zaraz zaraz, bo się pogubiłem, obiecaliście rodzicom dużego pokoju?
Usuńja ten komentarz czytałem szybko i wyszło mi, chyba zgodnie z intencją Autora, że rodzicom tego, co miał kłujący zarost...
Usuńa teraz, w drugim czytaniu podziwiam zmysł strategiczny malujących podłogę: nie ważne, gdzie się zaczyna - ważne, gdzie się kończy...
Przypowieść pewnie to była, jak rozumiem.
OdpowiedzUsuńZ klipem zapoznałam się wybiórczo, ale czy to muzyka? Nawet po większej dawce znieczulenia nie byłabym w stanie dotrwać do końca...
Masz mój lajk ;)))
Usuńtak, dobrze rozumiesz, to była przypowieść, remake klasyki z podrasowanym scenariuszem i z nową scenografią...
Usuń...
co do klipu, samej strony muzycznej, to ja nie będę się spierał, bo też nie jestem entuzjastą tego konkretnego stylu... ale nie odmówię temu miana "muzyki" tylko dlatego, że mi się nie podoba, ja nawet disco polo nazwę muzyką :)
natomiast wydarzyło się coś zabawnego: zadziwiająca zgodność Kawiarni /jak do tej pory/, bo zwykle rzadko są tu komentowane klipy muzyczne...
Gdy ostatnio czytałam de Mello, ta historia była jakaś taka ... krótsza? ;)
OdpowiedzUsuńnie znam wersji de Mello, ale wersja klasyczna, zdecydowanie starsza od niego samego, faktycznie jest krótsza...
UsuńChyba u de Mello właśnie jest ta historia zwana "klasyczną" :) I z pewnością jest to przypowieść starsza od niego, w końcu on nie napisał nic oryginalnego.
Usuńzwykle takie opowiastki rozgrywają się w świecie mało znanym, wręcz egzotycznym dla polskiego odbiorcy: jakieś klasztory, mnisi, mistrzowie, etc... ja już dawno temu wpadłem na pomysł remake'ów w nowych realiach, bardziej strawne mi się wydają i sam sport ich tworzeni mnie bawi, tak więc ta historyjka nie jest ostatnia, coś tam kiedyś jeszcze popełnię...
UsuńMuza zupełnie nie w moim stylu...Takiego art zdecydowanie nie przyswajam. Pewnie starość puka do moich drzwi??? A może już wlazła jakiś czas temu, a ja z uporem ją ignoruję... :)
OdpowiedzUsuńCo do przypowieści, Hmmm...A tej kałuży nie dało się obejść po prostu? Wiesz, kałuża to po prostu kałuża, żaden wielki akwen. A tu jakoś tak dziwnie, może w wyobraźni, ale najpewniej w specyficznej potrzebie urosła do rozmiarów co najmniej jeziorka.
Serdeczności przesyłam :)
muzą nie zawracaj sobie głowy... ja akurat lubię ciężkie granie i nigdy nie będę w wieku, w którym znielubię, ale ten skrajny nurt również nie leży w obszarze mojego stylu.. klip pojawił się z innych powodów, jednak też niezbyt istotnych...
Usuń...
w tekście jest wyraźnie, że dawało się obejść, tylko obejście było za długie... to jest do wyobrażenia i całkiem realne, na przykład tak: z lewej blok, z prawej blok, a zalew od bloku do bloku... to aby to obejść trzeba obejść cały blok...
serdeczności :)
Taka świnka MILFa to chyba loszka by była...
OdpowiedzUsuńZdaję sobie sprawę, że jakieś głębsze wnioski powinienem z tej paraboli wyciągnąć, ale jakoś zupełnie oklapłem ostatnio. Aż urlopa wziąłem.
jeśli myślisz, że powinieneś - to powinieneś... jeśli myślisz, że nie powinieneś - to nie powinieneś...
Usuńa jeśli wziąłeś urlopa, to znikają obie opcje - jest tylko urlop :)
Znam w wersji: dwóch mnichów, rzeka i kobieta, która chce się dostać na drugi brzeg do chorej matki. Przy czym zero podtekstu erotycznego poza mnichem, który " niósł " w ogóle nie niosąc...
OdpowiedzUsuńPo.ba.s :)
bo taka jest wersja oryginalna...
Usuńważne, że główny przekaz ten sam...
po.ba.s. :)
Jasne! Nie mam nic przeciwko! ;)))
UsuńJa po Toronto mam: unikaj facetów, a jeśli już masz ochotę na spotkanie/randkę to miej męskie podejście: obejrzyj, sprawdź czy umie jeść nożem i widelcem, pisać i czytać i się zachować. Jak nie spełnia jednego z warunków, to "do widzenia", jak nie zrozumie kop ze szpilki i następny kandydat.
OdpowiedzUsuńakurat moim priorytetowym wymaganiem jest obeznanie i sprawne posługiwanie się wodą i mydłem, ale mniejsza już o takie detale, rozumiem o co Ci chodzi tak w ogólności...
Usuńtylko rzecz w tym, że owe "męskie podejście" w Polsce jest nieco inne... wielu kolesi nie ma żadnych wymagań, wystarczy im sam fakt, że ta druga osoba w ogóle jest...
Ha! Racja z tym mydłem, dobra sprawa. Ale dla mnie wpierw kinderstuba, to zresztą idzie w parze, jak kogoś mydło gryzie to nóż i widelec też.
UsuńO tak, jaki facet byle facet i ślub bo dziecko w drodze. I zastanówmy się co też tutaj mogło pójść nie tak?
pół biedy, jeśli komuś chodzi o szybki, jednorazowy numerek, aczkolwiek to też jest błędne podejście, takie nastawianie się z góry i zamiast dobrze się bawić chwilą obecną fundować sobie ból głowy, jak się z tej sytuacji wymiksować...
Usuńgorzej jest, gdy ktoś się od razu nastawia na związek... ten ktoś sobie myśli, że jak będzie w związku, to będzie dobrze... tylko że po jakimś czasie trwania tego związku okazuje się, że nie jest dobrze... wtedy ten ktoś sobie uświadamia, że nie chodziło o bycie w związku, tylko o to, żeby było dobrze... no, i tkwi sobie taki ptyś, taka sierota w tej sytuacji i nie wie, co z tym dalej robić...
a dlaczego tak często jest?... bo wielu ludziom nie chodzi o bycie z daną osobą, tylko o bycie w związku... ich priorytetem jest związek, a nie człowiek...
I nie zapominajmy o presji rodziny i tych cudownych "cioć", co pytają " a masz już chłopca, powinnaś mieć chłopca starzejesz się" a potem pytań o dziecko. Na zeszłoroczne Święta taka jedna, wskazując na nieznośne dzieciaki moich kuzynów mówiła słodko "a ty byś nie chciała takiego małego by za tobą latał". Rzecz jasna to miało podtest: większość kobiet w moim wieku jak nie ma dziecka świruje z tego powodu, że zegar tyka itd. Mnie nigdy nie ciągnęło do dzieci więc takie uwagi mnie nie ruszają, ale i tak miałam jej ochotę dać w zęby za to jak się odzywała do mamy. Ja generalnie mam takie gadki gdzieś, ale po inni się przejmują, bo co rodzina powie
UsuńMnie nasuwa się tylko taka sobie pointa. Można ślubować "zero dup", ale tylko ślubować ... szczególnie, że postanowienie zapadło w stanie niepełnej ważkości.
OdpowiedzUsuńAndrzej Rawicz (Anzai)
okay, tylko że między nimi nie było sporu o to, czy ta umowa w ogóle się liczy... w tej bańce informacyjnej, w której obaj przebywali wciąż była ona ważna...
UsuńBo z facetami to jest tak, że przy piwie lub innym narkotyku lubią sobie ponarzekać na baby, jakie to wstrętne i ohydne są i nigdy już więcej z żadna kobietą nie chcą mieć nic wspólnego, ale jak nadarzy się okazja maznąć kroczę choćby przez majtki to nie potrafią się powstrzymać a jeszcze jakby tak tych majtek kobieta nie miała to mogłoby się to skończyć nie tylko takim macaniem;-)))))
OdpowiedzUsuńHej Julianne,
UsuńPiszę tutaj bo kompletnie mi przepadł kontakt do Ciebie. Cóż, kobiety także przy winie narzekają na męski ród, oj tak ile to ja z koleżankami w swoim czasie rozmawiałam dlaczego lepiej mieć w domu psa czy też kota
bo jakby nie było, to przerwa od kobiet może być nader zdrowa, ale tylko taka, która wreszcie się kończy... to tak, jak z głodówką dietetyczną, nie chodzi w niej o to, aby od niej umrzeć...
Usuńa tak w ogóle, to niewykluczone, że Huck czepnął się Chucka po złości, że to nie jemu trafiło się to macanie :D
Ale dlaczego, aż tak. Kobiety to problemy i miłość, dlaczego aż takie ciachnięcie.
OdpowiedzUsuńPanowie bez kobiet to nuda
czegoż to się czasem nie ciacha w stanie zmienionej percepcji świata... rano strzelili klina, więc jeszcze byli na fazie, ale jeśli nie popłyną w dłuższy rejs to pewnie szybko zmienią plany...
UsuńObietnice swoje, a życie swoje. Klasyk :)
OdpowiedzUsuńexactly... nigdy nie można wszystkiego przewidzieć, na przykład awarii wodociągu...
UsuńPrzyznam, że dylematy facetów są znane od lat; dadzą sobie radę, skoro przez wieki radzili sobie, natomiast zachwycona jestem, w jaki sposób były opowiedziane, czyli język, styl i jak się to czytało. W tym widzę cały smak męskich rozważań w tej historii.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
starałem się użyć stylizacji z obserwacji życia wziętej, cieszę się, że się podobało...
Usuńserdecznie pozdrawiam :)