Ten post chodził mi po głowie już parę lat temu. Jakiś kawał tekstu w stanie surowym kisił się po archiwum. Czasem zapominałem o tym, czasem brało i wracało. Się wreszcie wzięło, wykisiło i sobie jest...
===========
To było już mocno dawno. Bohaterów tej historii było czterech, ale nadam imiona tylko dwóm, bo reszta tylko tam statystowała. Moja osoba jedynie zajmowała się bierną obserwacją, aby to teraz narratoryzować, zaś czwarty czytał wtedy książkę i miał centralnie wyrąbane. Cała czwórka zajmowała się pewnym projektem budowlanym, ale jak wiadomo, na budowie istnieje takie coś, bardzo świętego zresztą, zwanego "śniadaniem", które to my, posłuszni tradycji kultywowaliśmy nader skwapliwie codziennie. Na czym polega owo śniadanie klarować chyba nie ma sensu. Któregoś dnia podczas rzeczonego śniadania Adaś coś czytał, zaś Bolo zaglądał mu przez ramię, by zobaczyć co taki Adaś może czytać. Okazało się, że był to taki drukowany "portal randkowy", prekursor tegoż to, gdyż neta wtedy jeszcze nie było. Niektóre ogłoszenia okraszone były fotkami. Dialog rozpoczął Bolo:
- Ta fajna.
- Która?
- Ta tutaj.
- Mhm. Tylko ma feler.
- Jaki?
- Pisze na końcu, że katoliczka.
- No to co?
- Wszystko.
- Kurwa, jaki ty głupi jesteś. To daj spisać namiar.
- Spisuj sobie, mnie ona nie interesuje.
To było wszystko na ten dzień, co ma jakieś znaczenie dla całości. Minęło kilka dni, nadszedł piątek. Tematem debaty podczas śniadania były plany weekendowe, tedy Bolo oznajmił co następuje patrząc na Adasia:
- Ja mam zamiar przetestować ten namiar od ciebie.
- Jaki namiar?
- No, tą panienkę z pisemka.
To była ciekawa deklaracja, nawet ten czwarty, zaczytany uchem poruszył. Za to Adaś wyraźnie poruszył się cały:
- Pierdolisz? Umówiłeś się?
- Co do pierdolenia, jak to zgrabnie i nader wulgarnie ująłeś, to się dopiero okaże, ale do spotkania ma dojść. Chyba, że nie przyjdzie, ale na to ja już żadnego wpływu nie mam.
Na tym sprawa się zakończyła, potem minął weekend, zaś po weekendzie nadszedł dzień roboczy, czyli poniedziałek. Do pracy stawiło się nas trzech, zaś Bolo był nieobecny, co nikogo zbytnio nie cieszyło, bo był potrzebny do roboty. Zbliżał się termin, czyli deadline mówiąc po obecnemu. Adaś chyba czuł potrzebę skomentowania braku Bola, ale nie było czasu na zbędne gadanie, bo naprawdę trzeba było mocno tą robotę przycisnąć. Nasz "zaginiony w akcji" pojawił się podczas śniadania. Rzucił jakimś słówkiem powitalnym, tylko zanim zabrał się do przebierania spojrzał na Adasia jakby nieco dłużej. Ten zaś chyba nieco zapomniał, że ma zjeść to, co posiada do zjedzenia i wlepiał oczy w przybysza. Wreszcie nie wytrzymał i zapytał:
- No, jak było?
- Z czym?
- Nie szczym, tylko siusiamy się mówi. Opowiadaj.
- Co mam opowiedzieć?
- No, żesz kurwa, jak było z tą panienką?
Bolo spojrzał na niego, po czym sięgnął do kieszeni wiszącej na haku kurtki. Oczyma wyobraźni ujrzałem, jak wyjmuje z niej babskie majtki i rzuca nimi w Adasia. De facto wyjął jednak paczkę papierosów, wyjął i zapalił jednego. Zaciągnął się głęboko, po czym oświadczył patrząc na ścianę:
- Powiem ci Adaś jedno. Głupi jesteś.
- Że niby co?
- Powiem drugie. Bardzo fajna, normalna dziewczyna.
Po tej kwestii Bolo wyszedł z kanciapy i poszedł na front robót. Do końca dnia nie odzywali się do siebie, poza kwestiami dotyczącymi pracy, rzecz jasna. Temat został zamknięty i nikt już do niego nie wracał. Tylko już po fajrancie, gdy stałem na przystanku z "czwartym", tym co tylko czytał i miał wyrąbane, opowiedziałem mu swoją fantazję na temat majtek. Okazało się, że on rzucił wtedy okiem z nad lektury i miał centralnie taką samą.
= = =
Gdybym teraz zakończył tego posta, byłby to banalny moralitet na temat uprzedzeń, stereotypów, którym ludzie się czasem poddają, kompletnie bez sensu zresztą. To też, owszem, ale nie tylko. Ale na razie pora przyszła na drugą opowiastkę. Otóż kiedyś miałem dobrego kumpla, Araba zresztą. To nie były jeszcze czasy obecnych "uchodźców", on sobie jednak dał dyla ze z ojczystego Maroka do Francji, tam też sobie zamieszkał, żył, funkcjonował. Jak wspomniałem, był świetnym kumplem, sprawdzonym w przysłowiowej "biedzie", ale detale tegoż już do tematu nie należą. Nie należy też do tematu, że zawsze miał świetny hasz. Swoją historię opowiedział mi na campingu podczas kolacji, której skromne menu polegało na bagietkach, polskiej puszce na bazie prosiaka, tudzież butelce wina. Plus jakaś roślinność do kompletu w formie sałatki. Ali, tak mu dam roboczo na imię, był imigrantem, ale nie ekonomicznym bynajmniej, bo w Maroku zbytniej biedy nie klepał, lecz "wolnościowym". Miał dość opresyjnego systemu islamskiego i wyjechał tam, gdzie mógł żyć tak, jak chciał. Jednak co do religii zwierzył mi się "I'm muslim", nie pytałem go jednak o detale, gdyż religia to sprawa prywatna.
Tu ktoś może nagle odczuć pewien dysonans poznawczy i zapytać: "No jak to tak, panie dzieju, islam i prosiak, tudzież alkohol?". Akurat co do alkoholu, to są wersje islamu, które na kielicha z umiarem pozwalają, ale ten prosiak może się niektórym w głowie nie mieścić. Kiedyś nawet ktoś stwierdził, że Ali nie wyznaje islamu, lecz religię islamopodobną. Uśmiałem się wtedy strasznie, gdyż dowiedziałem się odeń, że istotą islamu jest niejedzenie prosiaka, co bardzo wybitnie "wzbogaciło" moją wiedzę religioznawczą. Inny z kolei po tej opowieści zarzucił Alemu hipokryzję, co mnie zdumiało serdecznie. Czy to tak trudno pojąć, że wyznawca takiej, czy innej religii może pewne zasady odrzucić, jeśli uzna je za pozbawione sensu? Poza tym, czy ja jestem jakiś imam, czy inny guru tej religii, by gościa z tego rozliczać?
Tu dochodzimy powoli do sedna sprawy. Wróćmy na teren "katolicki", jako najbardziej w tym kraju znany, ale może być jakikolwiek inny. Otóż są ludzie, którzy zarzucają owym katolikom hipokryzję, jeśli nie trzymają się fundamentalnie swojej doktryny. Według mnie jest to bez sensu. Po pierwsze hipokryzja, jako taka, zupełnie na czymś innym polega. Po drugie, to co mnie obchodzi doktryna, skoro to nie jest moja doktryna? Czy ja tak we w ogóle muszę ją znać? Jeśli mam już kogoś oceniać, to punktem odniesienia jest mój system wartości, a nie katolicki, nie do końca zresztą mi znany, bo do szczęścia nie jest mi ta wiedza potrzebna.
Wróćmy teraz do sprawy panienki Bola. Nie mam zielonego pojęcia, czy poszła z nim do łóżka wtedy, ani później, ani w ogóle, nigdy go o to nie pytałem, nie moja sprawa. Ale jeśli tak się stało, to podzielam jego zdanie na jej temat. Podobno doktryna katolicka zabrania tego przed ślubem, ale skoro uważam tą zasadę za chorą, to katoliczka, która jej nie przestrzega jest jak najbardziej zdrowa. Na tym się kończy cała moja ocena, a dalsze kombinacje to już schizofrenia.
Bo co to tak naprawdę znaczy "katolik", "muzułmanin", "wisznuita", czy jakiś tam inny "jezyda"? To tylko etykietki. Gdy na butelce jest napisane "wino", to nadal nam nie wyjaśnia do końca, co jest w środku. To może być nawet coś, co zrobiono inną metodą, niż wyrabia się wina. Tak naprawdę, to ważniejsze jest, czy smakuje i kręci, ale zanim nie otworzymy i spróbujemy, tego wiedzieć nie możemy. Tak?
Ktoś kiedyś bardzo mądrze napisał:
"Wierzta /w sensie religijnym/, w co chceta, byle byśta dobrymi ludźmi byli"
Ja to ujmę po swojemu, nieco głębiej:
"Wyznawajta co chceta, byle byśta sensowni byli"
A jeszcze lepiej to ujął /podobno/ Dostojewski:
"Niech się nazywają złodziejami, byle tylko nie kradli"
===========
To było już mocno dawno. Bohaterów tej historii było czterech, ale nadam imiona tylko dwóm, bo reszta tylko tam statystowała. Moja osoba jedynie zajmowała się bierną obserwacją, aby to teraz narratoryzować, zaś czwarty czytał wtedy książkę i miał centralnie wyrąbane. Cała czwórka zajmowała się pewnym projektem budowlanym, ale jak wiadomo, na budowie istnieje takie coś, bardzo świętego zresztą, zwanego "śniadaniem", które to my, posłuszni tradycji kultywowaliśmy nader skwapliwie codziennie. Na czym polega owo śniadanie klarować chyba nie ma sensu. Któregoś dnia podczas rzeczonego śniadania Adaś coś czytał, zaś Bolo zaglądał mu przez ramię, by zobaczyć co taki Adaś może czytać. Okazało się, że był to taki drukowany "portal randkowy", prekursor tegoż to, gdyż neta wtedy jeszcze nie było. Niektóre ogłoszenia okraszone były fotkami. Dialog rozpoczął Bolo:
- Ta fajna.
- Która?
- Ta tutaj.
- Mhm. Tylko ma feler.
- Jaki?
- Pisze na końcu, że katoliczka.
- No to co?
- Wszystko.
- Kurwa, jaki ty głupi jesteś. To daj spisać namiar.
- Spisuj sobie, mnie ona nie interesuje.
To było wszystko na ten dzień, co ma jakieś znaczenie dla całości. Minęło kilka dni, nadszedł piątek. Tematem debaty podczas śniadania były plany weekendowe, tedy Bolo oznajmił co następuje patrząc na Adasia:
- Ja mam zamiar przetestować ten namiar od ciebie.
- Jaki namiar?
- No, tą panienkę z pisemka.
To była ciekawa deklaracja, nawet ten czwarty, zaczytany uchem poruszył. Za to Adaś wyraźnie poruszył się cały:
- Pierdolisz? Umówiłeś się?
- Co do pierdolenia, jak to zgrabnie i nader wulgarnie ująłeś, to się dopiero okaże, ale do spotkania ma dojść. Chyba, że nie przyjdzie, ale na to ja już żadnego wpływu nie mam.
Na tym sprawa się zakończyła, potem minął weekend, zaś po weekendzie nadszedł dzień roboczy, czyli poniedziałek. Do pracy stawiło się nas trzech, zaś Bolo był nieobecny, co nikogo zbytnio nie cieszyło, bo był potrzebny do roboty. Zbliżał się termin, czyli deadline mówiąc po obecnemu. Adaś chyba czuł potrzebę skomentowania braku Bola, ale nie było czasu na zbędne gadanie, bo naprawdę trzeba było mocno tą robotę przycisnąć. Nasz "zaginiony w akcji" pojawił się podczas śniadania. Rzucił jakimś słówkiem powitalnym, tylko zanim zabrał się do przebierania spojrzał na Adasia jakby nieco dłużej. Ten zaś chyba nieco zapomniał, że ma zjeść to, co posiada do zjedzenia i wlepiał oczy w przybysza. Wreszcie nie wytrzymał i zapytał:
- No, jak było?
- Z czym?
- Nie szczym, tylko siusiamy się mówi. Opowiadaj.
- Co mam opowiedzieć?
- No, żesz kurwa, jak było z tą panienką?
Bolo spojrzał na niego, po czym sięgnął do kieszeni wiszącej na haku kurtki. Oczyma wyobraźni ujrzałem, jak wyjmuje z niej babskie majtki i rzuca nimi w Adasia. De facto wyjął jednak paczkę papierosów, wyjął i zapalił jednego. Zaciągnął się głęboko, po czym oświadczył patrząc na ścianę:
- Powiem ci Adaś jedno. Głupi jesteś.
- Że niby co?
- Powiem drugie. Bardzo fajna, normalna dziewczyna.
Po tej kwestii Bolo wyszedł z kanciapy i poszedł na front robót. Do końca dnia nie odzywali się do siebie, poza kwestiami dotyczącymi pracy, rzecz jasna. Temat został zamknięty i nikt już do niego nie wracał. Tylko już po fajrancie, gdy stałem na przystanku z "czwartym", tym co tylko czytał i miał wyrąbane, opowiedziałem mu swoją fantazję na temat majtek. Okazało się, że on rzucił wtedy okiem z nad lektury i miał centralnie taką samą.
= = =
Gdybym teraz zakończył tego posta, byłby to banalny moralitet na temat uprzedzeń, stereotypów, którym ludzie się czasem poddają, kompletnie bez sensu zresztą. To też, owszem, ale nie tylko. Ale na razie pora przyszła na drugą opowiastkę. Otóż kiedyś miałem dobrego kumpla, Araba zresztą. To nie były jeszcze czasy obecnych "uchodźców", on sobie jednak dał dyla ze z ojczystego Maroka do Francji, tam też sobie zamieszkał, żył, funkcjonował. Jak wspomniałem, był świetnym kumplem, sprawdzonym w przysłowiowej "biedzie", ale detale tegoż już do tematu nie należą. Nie należy też do tematu, że zawsze miał świetny hasz. Swoją historię opowiedział mi na campingu podczas kolacji, której skromne menu polegało na bagietkach, polskiej puszce na bazie prosiaka, tudzież butelce wina. Plus jakaś roślinność do kompletu w formie sałatki. Ali, tak mu dam roboczo na imię, był imigrantem, ale nie ekonomicznym bynajmniej, bo w Maroku zbytniej biedy nie klepał, lecz "wolnościowym". Miał dość opresyjnego systemu islamskiego i wyjechał tam, gdzie mógł żyć tak, jak chciał. Jednak co do religii zwierzył mi się "I'm muslim", nie pytałem go jednak o detale, gdyż religia to sprawa prywatna.
Tu ktoś może nagle odczuć pewien dysonans poznawczy i zapytać: "No jak to tak, panie dzieju, islam i prosiak, tudzież alkohol?". Akurat co do alkoholu, to są wersje islamu, które na kielicha z umiarem pozwalają, ale ten prosiak może się niektórym w głowie nie mieścić. Kiedyś nawet ktoś stwierdził, że Ali nie wyznaje islamu, lecz religię islamopodobną. Uśmiałem się wtedy strasznie, gdyż dowiedziałem się odeń, że istotą islamu jest niejedzenie prosiaka, co bardzo wybitnie "wzbogaciło" moją wiedzę religioznawczą. Inny z kolei po tej opowieści zarzucił Alemu hipokryzję, co mnie zdumiało serdecznie. Czy to tak trudno pojąć, że wyznawca takiej, czy innej religii może pewne zasady odrzucić, jeśli uzna je za pozbawione sensu? Poza tym, czy ja jestem jakiś imam, czy inny guru tej religii, by gościa z tego rozliczać?
Tu dochodzimy powoli do sedna sprawy. Wróćmy na teren "katolicki", jako najbardziej w tym kraju znany, ale może być jakikolwiek inny. Otóż są ludzie, którzy zarzucają owym katolikom hipokryzję, jeśli nie trzymają się fundamentalnie swojej doktryny. Według mnie jest to bez sensu. Po pierwsze hipokryzja, jako taka, zupełnie na czymś innym polega. Po drugie, to co mnie obchodzi doktryna, skoro to nie jest moja doktryna? Czy ja tak we w ogóle muszę ją znać? Jeśli mam już kogoś oceniać, to punktem odniesienia jest mój system wartości, a nie katolicki, nie do końca zresztą mi znany, bo do szczęścia nie jest mi ta wiedza potrzebna.
Wróćmy teraz do sprawy panienki Bola. Nie mam zielonego pojęcia, czy poszła z nim do łóżka wtedy, ani później, ani w ogóle, nigdy go o to nie pytałem, nie moja sprawa. Ale jeśli tak się stało, to podzielam jego zdanie na jej temat. Podobno doktryna katolicka zabrania tego przed ślubem, ale skoro uważam tą zasadę za chorą, to katoliczka, która jej nie przestrzega jest jak najbardziej zdrowa. Na tym się kończy cała moja ocena, a dalsze kombinacje to już schizofrenia.
Bo co to tak naprawdę znaczy "katolik", "muzułmanin", "wisznuita", czy jakiś tam inny "jezyda"? To tylko etykietki. Gdy na butelce jest napisane "wino", to nadal nam nie wyjaśnia do końca, co jest w środku. To może być nawet coś, co zrobiono inną metodą, niż wyrabia się wina. Tak naprawdę, to ważniejsze jest, czy smakuje i kręci, ale zanim nie otworzymy i spróbujemy, tego wiedzieć nie możemy. Tak?
Ktoś kiedyś bardzo mądrze napisał:
"Wierzta /w sensie religijnym/, w co chceta, byle byśta dobrymi ludźmi byli"
Ja to ujmę po swojemu, nieco głębiej:
"Wyznawajta co chceta, byle byśta sensowni byli"
A jeszcze lepiej to ujął /podobno/ Dostojewski:
"Niech się nazywają złodziejami, byle tylko nie kradli"
No i doszedłeś w konkluzji do mojej ulubionej maksymy: good people are good people and religion has nothing to do with it...
OdpowiedzUsuńAle z drugiej strony, to jak to jest z tymi naszymi katolikami, wygląda, że każdy ma własną religię na prywatny użytek czyli co komu pasuje...
fajnie, tylko Twój komentarz system Blogspota wsadził do spamu, wydłubałem rzecz jasna, ale nie wiem, co mam o tym myśleć... masz wyłapaną jakąś informatyczną klątwę, tu naprawdę speca trzeba, a nie jakiegoś lamera, by to wyjaśnić...
UsuńNo widzisz, czyli nie przesadzam...
Usuńto też było w spamie... coś jest na rzeczy, tylko co?... coś na poziomie błędu kodu, ale to nie na mój zasięg wiedzy...
UsuńA ja ten wredny, oczywiście będę mącił. Która bardziej zachęca butla do wypicia płynu - z etykietką "woda", czy "h2 so4"? A może trzeba się przekonać kosztując?
OdpowiedzUsuńBu ha ha ha ....
https://www.youtube.com/watch?v=uKanmLGBEJA
tak na początku 90-tych w sklepach były takie post-alpagi z gołą babą na etykietce, ale nigdy w środku nie było gołej baby... ciekawe...
Usuńhttps://youtu.be/GM7U6HJWpDQ
Jezusicku, jak ja dawno tego nie słyszałem...
OdpowiedzUsuńPamiętam, "Pokusa", się to nazywało. Ale prędzej bym się tam h2 so4 spodziewał niż gołej baby.
było sporo tych imion, Lolita, Jessika, Samantha, etc, ale Pokusa też chyba...
Usuńco do kwasa, to tylko H2SO3... bez V2O5 /albo czegoś w tym guście/ jako katalizator raczej trudno o SO3, za to SO2 jest od ręki... de facto /prawie/ każde wino ma nieco SO2, okadza się nim beczki, zaś do pryt dodawano bezpośrednio, bo prościej, szybciej, taniej... prawie każde, bo czasem się te beczki ozonuje, ale ponoć nie ten smak potem, więc przy winach z górnej półki to herezja...
no, to na druga nogę:
https://youtu.be/lIMlV_pdzJI
Ojej, to jeszcze gdzieś istnieje "wino patykiem pisane"??.Wieki całe nie widziałam tej etykiety!Ale na naszych prywatkach to królowało Lacrima Christi.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to nigdy nie dociekam kto co wyznaje lub jaką sobie etykietkę przypina. Dla mnie ważne co robi , jak robi i co myśli i mówi. Znam kilka osób z tak zwanego kręgu katolickiego, ale one wcale się nie afiszują swą wiarą ani też (co jest chwalebne wręcz) nikogo nie usiłują nawracać. I znam sporo osób deklarujących się jako bezwyznaniowcy, ale też nigdy ani nie krytykują tych którzy w coś wierzą ani nikomu nie tłumaczą, że wierząc popełniają głupstwo.Bo kwestia wiary lub jej braku jest sprawą wybitnie intymną i powinna taką pozostać. Natomiast nawracanie, agitowanie na swą wiarę lub niewiarę uważam za naruszanie mojej wolności myśli i swobody wyboru.
Polacy z natury lubią każdemu jakąś etykietkę przypiąć,są maniakami metek. Wszystko musi być "ometkowane", szkoda tylko, że na zasadzie własnego "widzi mi się".
Ładna i zgrabna i zajmuje niezłe stanowisko- to wiadomo, biurwa z niej .Kupił sobie samochód - pewno złodziej. I tak ten naród idzie przez życie metkując bliznich.
Miłego;)
pamiętam: Lacrima, Mistella /deserowe, mylnie zwane "słodkimi"/ i Gellala /półwytrawne z Tunezji/, to były wina o półkę cenową wyżej od alpag... próba reaktywacji korboli i wszelakich innych śmag /jeny, nawet nie pamiętam już tych wszystkich synonimów/ miała miejsce w latach 90-tych, ale potem nastąpiła epoka "nalewek" i chyba nie chcę wiedzieć, jak się je robi...
Usuń...
co do meritum, to nawet nie mam nic przeciwko przekonywaniu się each other do swoich racji światopoglądowych, natomiast istnieje granica, gdy zaczyna się chamskie nawracanie, zwykła agitka... ja na przykład prywatnie jestem "nawracany" permanentnie na vege, ale to "nawracanie" jest tak subtelne i taktowne, że nie mam powodów do focha...
miłego :)...
PKanalia napisał ;
Usuńja na przykład prywatnie jestem "nawracany" permanentnie na vege, ale to "nawracanie" jest tak subtelne i taktowne, że nie mam powodów do focha...-
A to ciekawa jestem kto cię prywatnie tak nawraca na vege ... ;-)
@Julianne...
Usuńto dość prywatne pytanie, nieprawdaż? :)...
Oj tam oj tam nie przesadzaj. Chciałam tylko wiedzieć, kto walczy ze mną przeciwko mięsożercom.;-)))
Usuńto Ty też jesteś vege?... do czego to doszło na tym świecie... ino nie wyskakuj mi tu z "żywymi cmentarzami", bo zaraz się czegoś dowiesz o "żywych kompostownikach"...
Usuńale nie mów mi, że jeździsz na rowerze?... autem trzeba smrodzić, jak bozia przykazała!... porządek ma być, narodowo!...
:D...
Ależ oczywiście, że jestem Vege, bo ja jestem prolajfowa tylko nie tak jak niejaka pani Godek i inne upiradła jej pokroju …;-)
UsuńRower też uważam za lepszy, zdrowszy i pro ekologiczny środek lokomocji od samochodów, ale ja pro narodowa nigdy nie byłam;-)))
może wyprostujmy pojęcia... jeśli już, to jesteś "pro life", a pani Godek jest "prolajf", zaś "pro life" jest w niej tyle, ile w moim kocie, gdy upolowaną mysz tarmosi...
UsuńJa dziś obejrzałem kawałek transmisji, która ma miejsce każdego 10 dnia, każdego miesiąca. I doszedłem do wniosku, że to dopiero są ludzie, jakby z innej planety pochodzili.
OdpowiedzUsuńCo do podstawy wpisu ja bym jeszcze ją rozszerzył o sprawy światopoglądowe raczej. Bo tu także najlepiej być porządnym, niezależnie od swoich przekonań.
Uuu. Coś na rzeczy jest, bo akurat słucham Lamb Of God. Ale chyba wcześniej wpadłem na ten pomysł. :)
Pozdrawiam!
masz rację, to można rozszerzyć na światopoglądy w szerszym znaczeniu tego słowa, warto jednak wiedzieć, że bywają takie światopoglądy, które w swej istocie nie dopuszczają myśli, że mogą istnieć inne, równie "dobre"...
Usuń...
Lamb of God poznałem ok. 2006, czyli dość późno, ale nadal słucham chętnie, polecam szczególnie: "Hourglass" i "Martyr Machine"...
pozdrawiam! :)...
No powiem Ci, że masz u mnie wielkie uznanie za ten tekst.
OdpowiedzUsuń:-)
dziękować, choć odnoszę wrażenie, że piszę o oczywistych oczywistościach...
UsuńJasne, że to oczywiste oczywistości, ale nie wszyscy o nich mówią/piszą ...
Usuń"Piknie" napisane
OdpowiedzUsuńWierzta nie wierzta,abyśta tylko odpowiednią zawartość człowieka w "ludziu "mieli
tak też można to ująć :)...
UsuńA według Ciebie na czym polega hipokryzja? Piszesz: „co mnie obchodzi doktryna, skoro to nie jest moja doktryna”. A gdy owa doktryna będzie włazić w Twoje życie buciorami też uznasz „co mnie to obchodzi”? Przedstawiasz pojedyncze przypadki, ale powinieneś mieć świadomość, że to nie one kształtują całościowy obraz.
OdpowiedzUsuńnie obchodzi mnie niemoja doktryna jako układ odniesienia do oceny danego człowieka... tak to należy rozumieć...
Usuńnatomiast chęć lub niechęć poznania danej doktryny to kompletnie osobny temat i nie przeczę, że jej poznanie może być pomocne, by zrozumieć czyjeś motywacje i postępowanie...
"całościowy obraz"?... całościowy obraz kogo/czego?...
i kto jest /ma być/ obserwatorem?...
Nie przeczę, że Ali mógłbyć porządny, lecz oni mają tzw. takiję więc trzeba uważać. Sama byłam w Maroku i porządny kraj: czysto, dobre jedzenie i drogi lepsze niż w Polsce. Mają latarnie na energie słoneczną i robią UE w wała biorąc co jakiś czas naloty na plantacje haszyszu. Znaczy nalot zrobią, ale tak żeby z czasem odrosło i znowu biorą kasę od UE. Miałam też koleżankę co sama mówiła o sobie "Persian", nie uważała za Irankę i generalnie miała podejście, że w swoje wierzy, ale nakazy religijne są głupie: piła wino, drinki, jadła wieprzowinę i miała facetów. Była rozwódką bo jak mówiła mąż chciał ją zmusić do posiadania dzieci a ona nie chciała. I jak tłumaczyła mi, że jak kobieta nie chce dzieci to ich mieć nie będzie i kropka. I facet może skoczyć. Potem się rozwiodła i dała dyla. Jej rodzice mieszkają w USA. Spoko ludzie, żadne tam chusty i inne. Generalnie podobnie jak Ali zwiali przed zamordyzmem.
OdpowiedzUsuńCo do katolików: powiem tak, żyj i daj żyć innym. Skoro dziewczyna ma zasady by nie uprawiać seksu przed ślubem czemu robić z tego problem. Są inne. Dla mnie to bardzo dobra zasada. Niech każdy sam sobie wybiera co chce. Najgorzej jednak jak ktoś sam potępia innych za to co sam robi: to hipokryzja. Czyli jeden z drugim ma panienki na boku a głośno potępia rozwiązłość. Jak ktoś jednak potępia coś co uważa za złe i autentycznie tak uważa należy takiej osobie pozwolić mieć swoje zdanie i się z takowym zgodzić lub nie.
akurat tego nie ma w tekście, ale poglądy Bola były nam wszystkim znane, że zakaz seksu beż ślubu uważał za bezsensowny...
Usuńtak naprawdę, to nie wiadomo dokładnie, co się wydarzyło pomiędzy nim i tą panienką... jego słowa "fajna, normalna dziewczyna" można było różnie interpretować... być może nawiązali zupełnie inne relacje, w których kwestia seksu nie istniała?... ale o to nikt nie pytał, a on się nie kwapił do opowiadania...
Osoby, które przedstawiłeś w swojej notce to nie są hipokryci, ale osoby, które wierzą w świat paranormalny, wierzą w Boga, ale nie praktykują ściśle danej religii i jej nakazów. Można ich nazwać wierzącymi, ale niepraktykującymi lub praktykującymi na swój sposób. Są to osoby, które nie zamierzają zmieniać swojej religii, choćby, dlatego, że nie jest im to do niczego potrzebne, bo w żadną religie nie zmierzają się wgłębiać takich osób jest wiele.
OdpowiedzUsuńNatomiast o hipokryzji można mówić wtedy, gdy osobnik epatuje swoją wiarą, narzuca innym swoją pseudo moralność i etykę religijną, wygaduję głupoty o świecie wartości itd. a nie trzymają się nawet podstawowego dekalogu. Takimi hipokrytami są np. Poseł Kogut czy Lech Wałęsa, który zawsze przy klacie miał wpiętą matkę boską, ale obrażał innych, był wulgarny, chamski i jeszcze dodatkowo był donosicielem .
@Julianne
Usuń10/10 w definicji hipokryzji. Przykłady też idealne. Ja bym powiedziała, że ten kto forsuje ideologię ale się jej trzyma to wojujący działacz. Lecz ten co forsuje a się nie trzyma to hipokryta. I nie mogę nie dać tutaj bohatera pro-life, prof. Chazana co dom sobie wybudował na skrobankach, rozwiódł się z żoną a teraz wielki katolik i obrońca nienarodzonych.
Co do ludzi w notce, tutaj się nazywają "spriritual but not religious". Takie są właśnie poznane przeze mnie w pracy Iranki, w porządku dziewczyny, normalnie i chcące żyć po swojemu. Bez nakazów.
@Julianne...
Usuńnie wiem, czy wiesz, ale próbujesz oceniać tych ludzi z punktu widzenia deklarowanych przez nich wyznawanych religii...
ja nie wyznając żadnej z nich nie zawracam sobie tym głowy, problem "kto jest lepszy, prawdziwszy /muzułmanin, katolik/?" to nie jest mój problem, lecz wyznawców, niech oni się spierają na ten temat...
No nie bardzo PKanalio, jeśli ktoś deklaruję, że wyznaje jakąś religię, usilnie wmawia mi, że uznaję jakieś wartości i jeszcze dodatkowo bredzi mi, jaki to jego świat wartości jest wspaniały a on wartościowy a jednocześnie bluzga na prawo i lewo to mam prawo ocenić taką osobę, że jest hipokrytą . Ponieważ znam religię chrześcijańskie, wiem, jaką mentalność mają osoby wyznające religie chrześcijańskie w tym katolicyzm , znam ich kulturę to mogę ocenić, kto jakim jest człowiekiem a ta ocena nie ma nic wspólnego z moją religią lub jej brakiem.
UsuńErinti zgadzam się z tym co napisałaś .
Usuń@Julianne...
Usuńluz, tu się akurat zgadzamy... skoro ktoś deklaruje wierność jakimś wartościom, co więcej wymaga tego od innych, ale sam się do tego nie stosuje, to jest właśnie hipokryzja...
zaś kwestia etykietki wyznawcy jakiejś religii jest taka, że sami wyznawcy nie dogadują się między sobą, jak ich wartości mają detalicznie wyglądać, więc po co mi ból głowy pakowania się w ten spór, skoro się z tym wyznaniem /etykietką/ nie utożsamiam?...
Jak dla mnie można sobie zadać pytanie, jaki jest cel zajmowania się takimi światopoglądami, które negują możliwość istnienia innych, równie słusznych? Szkoda czasu w jakimś stopniu. Choć pewnie dla niektórych badaczy jest to ciekawy materiał, który może przynieść pewne nowe wątki do badań, na przykład jaki jest powód negowania innych światopoglądów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Och, religia to taka drażliwa kwestiach, szczególnie chyba w Polsce. A ja sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć, bo wierzę w Boga, do kościoła czasem chodzę, obchodzę wszystkie święta itd. itd. Ale jakoś mieszkam już 6 lat bez ślubu z facetem, wiadomo że po jakimkolwiek dziewictwie zostały same wspomnienia, w dodatku nie uwiera mnie to jakoś bardzo...Więc kim ja jestem??
OdpowiedzUsuń"kim jestem?" to fundamentalny koan zen, na który odpowiedź nie istnieje i równocześnie istnieje ich continuum lub jeszcze więcej...
Usuńale nie o takim "kim jestem?" teraz mowa, tylko o potrzebie oznaczania się etykietką... masz taką potrzebę?...
Jakoś dałem radę do końca dobrnąć. Właśnie kwestia była w tym, że nie bardzo mogłem sobie odpuścić, no może jeszcze teraz tak, jednak do egzaminu już bym nie mógł.
OdpowiedzUsuńDzięki za muzyczne wskazówki. :) Co do Siekiery to mam ich album ,,Nowa Aleksandria", czasem lubię sobie wrócić do tych dźwięków.
Pozdrawiam!
Za Dostojewskim nie przepadam, ale jego pogląd popieram.Ukłony.
OdpowiedzUsuńukłony :)...
UsuńKiedy wprowadzono do szkół religię, to alternatywą stała się...etyka. Nic bardziej głupiego! Według mnie alternatywnym przedmiotem powinno być... religioznawstwo. Z oczywistą korzyścią dla obu stron.
OdpowiedzUsuńTytułowa fotka wzbudziła we mnie nostalgię, bo jeden z moich kumpli prowadził gruby zeszyt z etykietkami win i nazwał go "Almanach Win Ojczystych". Nazwy tych delicji zapierały dech w piersiach. Moje trzy typy:
1. "Świst Ciupagi"
2. "Kordiał o smaku łagodnym"
3. "Hanuś"
Na koniec złota myśl:
- Dlaczego tanie wino jest dobre?
- Bo jest tanie i dobre!
(Agnieszka Osiecka)
pacia
doktryna katolicka zawsze sprowadzała się do kwestii etycznych, tudzież politycznych, tak więc mimo dezaprobaty rozumiem ten trynd w temacie oświaty narodowej...
Usuń...
co do win /które w latach 90-tych genderowo zwaliśmy "męskimi"/, to też miałem kumpla ze studiów, który miał bogatą kolekcję etykiet... samo "wino" było w niej w kilkudziesięciu odmianach poligraficznych... ciekaw jestem, kto wymyślił to logo?... toć państwo polskie powinno jego rodzinie wypłacać majątek w ramach nieustającej pokoleniowo renty za zasługi dla narodowego narodu...
no, i jeszcze kwestia tej "Hanuś"... za peerelu na etykietce nie prezentowała jeszcze "golizny"... to było dopiero "po przemianach" i zmieniła wtedy imię na bardziej "światowe" :)...
a z góralskich klimatów to pamiętam "Złotą Grań"... tys piknie...
pacia :)...
Ciekaw jestem jaką nazwę nosiłby drink złożony z vino missae + woda święcona. Może rozpisać jakiś plebisyt?!
UsuńPopieram i ten starszy jeszcze niż starszy wpis :). W każdym wyznaniu znajdą się Ci zatwardziali gorliwie wierzący i praktykujący każdy nakaz przykaz jak i Ci zlewający większość, co nie zawsze znaczy, że odstąpili oni całkowicie od wiary. Każdy do swojego wyznania niech podchodzi indywidualnie i tak będzie najlepiej. W Kościele LPS też nie każdy lubi makaron :P
OdpowiedzUsuń